wtorek, 8 września 2015

Od Meredith do Toshiro

-W-w Alei Zakochanych- zaczęłam się jąkać.
Toshiro to chyba zbytnio nie przeszkadzało, a wręcz go bawiło.
-Ale... Wiesz, że tu przychodzą zakochane w sobie pary wilków?
Basior zesztywniał i wlepił we mnie wzrok.
-Żart?- spytał ze strachem w oczach.
-A twoim zdaniem czemu to się nazywa Aleją Zakochanych?- odwróciłam łeb, aby ukryć zarumienione policzki.- Chodźmy stąd.
Nagle Toshiro zatrzymał mnie i spytał:
-A znasz drogę powrotną?
Eee... Pojawiliśmy się tu przez przypadek, nie zwracałam uwagi na ścieżkę, ani razu nie byłam w tym miejscu...
-Niestety...-opuściłam głowę.
-Spokojnie, jakoś znajdziemy wyjście, ale w tym wypadku najlepszym pomysłem jest iść przed siebie.
Kiedy Toshiro skończył mówić, wyruszył. Westchnęłam i poszłam za nim. Z jednej strony czułam się szczęśliwa. Kroczyłam u boku osoby ważnej dla mnie... w Alei Zakochanych. Podążaliśmy ścieżką. Dookoła nas rosły drzewa,z których wiatr zdmuchiwał płatki kwiatom wiśni. W pewnym momencie, jeden z nich spadł mi na nos i kichnęłam.
-Na zdrowie.
-Dziękuję- powiedziałam z uśmiechem.
Dalsza podróż upłynęła nam w milczeniu. Zresztą, nawet jeśli Tosiek coś do mnie mówił, to i tak nie usłyszałabym, bo za bardzo myślałam o moich rodzicach... czy choć trochę zbliżam się do poznania prawdy. W ciągu jakiejś godziny wyszliśmy z Alei. Znowu zaczęło padać.
-Ech, co z tą pogodą?- pomyślałam.
-Mei, biegniemy!- krzyknął wilk.
Po 5 minutach zobaczyliśmy jaskinię. Na niebie dostrzegłam błyskawicę.
-Toshiro, lepiej schrońmy się w tej amie.
-Niech Ci będzie- odparł.
Weszliśmy do środka. Nie było tam dużo przestrzeni, ale zawsze coś.
-Chyba trochę potrwa, zanim przestanie padać.
-Też tak myślę. Jestem trochę zmęczona...-ziewnęłam.
-To idź spać. Ja też się chwilę zdrzemnę.
Pomimo braku przestrzeni, próbowałam znaleźć sobie miejsce, jak najdalej od przyjaciela. Nie potrzebowałam wiele czasu, by usnąć. Co mi się śniło?
Powtórka z rozrywki. Walka i zaginięcie rodziców, pogoń za odkryciem zagadki. W sumie nie pierwszy raz śniłam o tym, ale pojawiło się coś nowego. Biegłam przez las. Było zimno, wszystko otaczała gęsta mgła. Kiedy zatrzymałam się, z naprzeciwka wyszedł potężny basior. W jego oczach było widać gniew i żądzę mordu, na pysku miał krew. Spuściłam wzrok na dół... Na trawie, pod łapami wilka leżały ciała moich rodziców... Byli cali we krwi... martwi... Nieznajomy podszedł do mnie i zadał cios, a ja upadłam nieprzytomna.
Obudziłam się z krzykiem, mokra od łez. Przeze mnie mój przyjaciel, też wstał.
-Co...?- nie dokończył zdania.
Gdy na mnie spojrzał bez dalszego mówienia przytulił się do mnie.

<Toshiro?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT