czwartek, 24 września 2015

Od Mavis CD Vincent

Czułam jak ciepła krew spływa po mojej szyi, aby po chwili kapać na ziemię. Czułam okrutny ból w miejscu, gdzie żebro zostało złamane. Tępe myśli wirowały w mojej głowie. Jedyne, co teraz widziałam, to pysk Vincenta i szyderczy uśmiech Cruela. Nagle Vin schylił łeb, aby dotknąć swoimi kłami mojej szyi. Gdy tylko poczułam jego oddech na karku, szepnęłam:
- Przecież to nie Ty... Vincent... proszę...
Prze ułamek sekundy basior zawahał się. Dało mi to czas do wypowiedzenia w myślach mojego życzenia: "Niech znikną wszystkie moje rany". Po chwili poczułam jak moje żebro nastawia się, potem jak pokrywa je porwana skóra. Sierść odrosła w niektórych miejscach, a krew z podłogi oczyściła się i wróciła do mojej szyi, znów zaszywając ją mięsem. Wstałam, pełna nowych sił patrząc ze złością... na Vincenta. Mimo iż rzadko zdarzało mi się wypowiadać dwa życzenia pod rząd, tym razem zażyczyłam sobie, aby Cruel milczał. Miałam godzinę. Vincent nadal miał polecenie zabicia mnie, ale ten nagły zwrot akcji widocznie zdezorientował Zmieniacza, który w nim tkwił. Demon czekał na kolejne polecenia, ale jego władca milczał. Stanęłam więc oko w oko z Vincentem i powiedziałam groźnie:
- Wiem, że tam jesteś, Vin. Skup się. 
- Ja... nie... mogę... - każde słowo sprawiał mu ból, skrzywił się, lecz po chwili znów przybrał kamienny pysk. 
Przewróciłam oczami, a potem je zamknęłam. Chwilę milczałam, a potem wybrałam się do świadomości Vincenta. Kiedy tylko znalazłam się w mózgu basiora, wzdrygnęłam się. Zobaczyłam kłębiącą się tutaj wielką, czarną chmurę przykrywającą płat mózgu. Zawarczałam, na co z chmury wyłonił się demon-Zmieniacz. Wyszczerzył kły w złowieszczym uśmiechu, a potem ruszył prosto na mnie. Jednak ja stałam spokojnie w miejscu, mając już plan w głowie. Przypomniałam sobie o chwilach spędzonych z Vincentem wtedy na polanie, gdy spotkaliśmy się po raz pierwszy. Potem ciągiem potoczyły się następne obrazy; wspinaczka po drzewie, zabawy nad Wodospadem Mizu, przygody w Jaskini Zapomnienia, pierwsze spotkanie z Cruelem, z którego wyszliśmy zwycięsko... to wszystko w jakiś sposób musiało sprawić, że Vincent się opamięta. Obrazy powstawały naprawdę; unosiły się w powietrzu, a potem rozpływały. Demon zatrzymał się zaskoczony, aby potem nagle cofnąć się w głąb chmury. Ja natomiast odetchnęłam i znów zamknęłam oczy, oczekując rozwoju wypadków. Nagle chmura rozpłynęła się. Pozostał sam Demon. Lecz po chwili i on zaczął się kruszyć. Odpadały mu poszczególne części ciała, aby po kilku sekundach rozsypać się całkowicie. Szybko opuściłam mózg Vincenta. Stałam w tym samym miejscu co wcześniej, Vincent stał obok. Dopiero po chwili uświadomiłam sobie, że jego oczy znowu są normalne, a sierść jaśnieje. Znowu był przy mnie prawdziwy Vincent. Uśmiechnęłam się na tą myśl. Po chwili szary basior spojrzał na Cruela i warknął. A po chwili skoczył na czarnego wilka, przygniatając go do ziemi. Ja doskoczyłam z drugiej strony i jednym, szybkim ruchem skręciłam mu kark. Rozległ się cichy trzask, a potem z oczu Vincenta wyleciała czarna mgiełka - jedyna pamiątka po Demonie. Uniosłam wzrok i napotkałam oczy Vincenta. Nigdy wcześniej nie dostrzegłam, że są takie ładne - barwy najczystszego, nieprzenikalnego lodu. Uśmiechnęliśmy się do siebie, ale po chwili do naszych uszy dobiegł czyjś głos:
- Hej... pomożecie?
Spojrzeliśmy w górę. Pod sufitem zawieszony był Cam. Vincent, nie zadając pytań, wzniósł się w powietrze i pomógł uwolnić basiora. Sprowadził go bezpiecznie na ziemię, a ja spojrzałam na syna Cruela przeszywającym wzrokiem.
- Czemu nie odzywałeś się wcześniej? Co się stało? Co Cruel ci zrobił? - chciałam dowiedzieć się wszystkiego. 
Cam zakaszlał i dotknął łapą mojej głowy, mówiąc:
- Uleczam cię. Kiedy minie czas twojego życzenia o zniknięciu ran, nadal będziesz zdrowa. Vincent, Ciebie nie trzeba uleczać, ponieważ to nie Ty walczyłeś. To był ktoś inny. A zatem, moi drodzy, Cruel znał czarną magię. Kazał mi milczeć, a teraz, kiedy już nie żyje, mogę gadać ile chcę. A raczej... nie do końca - łapą wskazał na ogromną, krwawiącą ranę na swoim brzuchu. Wytrzeszczyłam oczy i zaczęłam się rozglądać w poszukiwaniu jakiejkolwiek pomocy. - Mavis, nie warto. Już nie zdążycie. Chciałbym jednak, abyście wiedzieli, że nie chcę umierać na próżno. Zróbcie to dla mnie i spójrzcie sobie teraz w oczy. 
Usiadłam przed Vincentem, z łzami w oczach, ale spojrzałam w jego ślepia. Były smutne, ale widziałam w nich wielką ulgę. A potem Cam chwycił mnie za moją przednią prawą łapę, a Vincenta za przednią lewą i uniósł je. Połączył nasze łapy w powietrzu. Patrzyliśmy na to zaskoczeni, dotykając swoich łap. Spojrzałam nieśmiało na Vina i uszy oklapły mi na boki. Basior nie uśmiechał się; twardy wzrok utkwił w naszych łapach. A ja spojrzałam na Cama, który się uśmiechał. A potem czarny basior szepnął "Powodzenia", położył się i umarł. Tak po prostu. Tak strasznie. Wtedy właśnie łzy polały się z moich oczu. Nie kontrolowałam już tego. Po prostu płakałam. Chciałam wypłakać te wszystkie straszne wspomnienia; że Vincent został opętany, że chciał mnie zabić, że Cam umarł... to... to było...
A potem nagle Vincent mnie przytulił. Poczułam ciepło rozchodzące się po moim ciele. Odwzajemniłam uścisk, również mocno go przytulając. Opuściliśmy już łapy, ale nadal siedzieliśmy niebezpiecznie blisko siebie. Oparłam łeb o pierś Vincenta i płakałam. A przez łzy udało mi się sklecić urywane zdanie:
- Ale... Ty... nie jesteś... na mnie... zły? 
<Vincent? Takie trochę dziwne, ale dostałam takiego bulwersa jak czytałam o tym, co kazał Ci zrobić Cruel, że chciałam go jak najszybciej zabić xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT