Biegłam, z każdym krokiem wpadając w kolorowe liście. Tyle ich jest na ziemi! Ale jeszcze więcej na drzewach!
Skoczyłam na pień, ale zaraz się z niego stoczyłam. Mimo tego duża ilość
ciepłych kolorów posypała mi się na głowę. Rzadko kiedy się bawię, ale
mam teraz taką jakąś fazę... Po prostu muszę i tyle, to silniejsze ode
mnie. Zaczęłam biegać wokół drzewa powodując, że liście unoszą się lub
odlatują szybko przez wiatr. Pobiegłam za jakimś czerwonym, który jako
jeden z nielicznych się nie zatrzymał- przeciwnie. Leciał tak szybko, że
musiałam ciągle przebierać łapami. A, no i te drzewa. On nagle zmieniał
kierunek i skręcał za jakieś drzewo, a ja lądowałam wprost na nim i
obolała musiałam ruszać od nowa. Wkurzające, ale wciąga. Cicho
zachichotałam pod nosem, gdy liść wylądował na jakiejś stercie liści, po
czym rzuciłam się na nią. Tak, niby nic, ale wylądowałam tuż przed
wilkiem. Nieznajomym wilkiem. Podniosłam wzrok, by przyjrzeć się mu
lepiej. Z wolna zaczęłam się podnosić, uspokajając bicie serca.
-Jestem Ivey.-Powiedziałam bez jąkania, co bardzo mnie ucieszyło.-A tty kim jjesteeś?-Tu było już o wiele gorzej.
-Powoli.-Powiedział nieznajomy. A może powiedziała? Sama nie wiem, ale
na tego kogoś to się wkurzyłam. Nie fajnie słyszeć porady od innych,
zwłaszcza rówieśników, z ledwością tolerowałam to u rodziców.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz