piątek, 25 września 2015

Od Vincenta do Honey i Ashity

Kiwnąłem głową i poprowadziłem wadery do jednego za naszych medyków. Szedłem z przodu, podczas, gdy Ashita i Honey kroczyły tuż za mną. Alfa niemal podskakiwała, wypełniona nagłą dawką radości, poszturchując przyjaźnie nową członkinie. Ta od czasu do czasu robiła to samo. Zerkając co chwila na towarzyszki spostrzegłem, iż przepychanki robią się coraz bardziej śmiałe. Najwyraźniej zdążyły już nawiązać kumpelską relację, jednak sposób w jaki okazywały sobie emocje stwarzał lekkie zagrożenie zdrowia. Nim któraś zdążyła wepchnąć drugą w krzaki, wyrównałem krok z waderami i odezwałem się:
-Tak właściwie to chciałem przeprosić. – rzekłem pokornie do Honey. – Zachowałem się nie zbyt fajnie. Kiepskie pierwsze wrażenie.
-Vin to naprawdę super basior! – Ashita przerwała przepychankę, posyłając mi serdeczny uśmiech. – Czasem tylko ma gorszy dzień, ktoś mu nadepnie na odcisk, albo za bardzo wczuwa się w obronę terenów.
-Ostrożności nigdy za wiele. – odparłem poważnym tonem. – Lepiej nieco nastraszyć niegroźnego osobnika, niż później słuchać nagan, jak to się było nieuważnym na patrolu. Ale mam nadzieję, że wybaczysz mi tą gafę.
-Naprawdę, nie ma sprawy. – zapewniła Honey, uśmiechając się pogodnie. – To dobrze, że troszczysz się o dobro watahy. Przynajmniej wiem, że są tu wilki, którym naprawdę zależy na swoich towarzyszach.
Skinąłem głową, nieco onieśmielony słowami wadery. Byłem silny i odpowiedzialny, często to sobie ukradkiem powtarzałem, lecz pochwała z ust innego wilka wywierała inne wrażenie niż indywidualny doping. Znów skupiłem wzrok na drodze, a między nami zaległa cisza. Ashita postanowiła rozjaśnić nijaka atmosferę; na powrót zaczęła poszturchiwanie, lecz teraz ja stałem się jej celem. Szybko podjąłem się wyzwania. Kroczyliśmy tuż przy sobie, nacierając na siebie bokami, byleby jeden drugiego przewrócił. Honey zachichotała:
-Chyba rzadko się nudzicie.
-Zawsze znajdzie się jakaś rozrywka. – powiedziałem, przepychając Alfę ku waderze. – Dołączysz? Zakleszczymy ją i może uda nam się dojść szybciej do medyczki.
Honey uśmiechnęła się łobuzersko i zaraz Ashita została ściśnięta między nami.
-Hej! – narzekała.
Drapała łapami podłoże, lecz niewiele jej to pomogło. Kroczyliśmy równo z Honey, hardo trzymając rozbrykaną wilczycę, która po ledwie chwili protestów zaniosła się śmiechem.
-Zawsze znajdzie się jakaś rozrywka. – powtórzyłem, próbując przekrzyczeć rozweseloną przyjaciółkę. – A i dotarliśmy na miejsce.
Uwolniliśmy Ashite, która moment łapała oddech. Zaraz jednak przejęła autorytet-zapukała w ścianę jaskini, wołając w głąb groty:
-Pacjent przyszedł!
<<Ashi? Honey? ^^>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT