sobota, 19 września 2015

Od Mavis C.D Vincent

Kiedy schyliłam łeb, aby zanurzyć kły w mięsie, coś mnie odepchnęło. Cofnęłam się szybko, zanim zdążyłam ugryźć chociaż kęs. Skrzywiłam się, widząc krew spływającą strużkami po jeszcze ciepłym ciele jelenia. Wzdrygnęłam się. Skuliłam uszy i powiedziałam:
- Nie mogę...
Oba basiory podniosły łby, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Cam patrzył na mnie jakby lekko obojętnym, ale ciepłym wzrokiem szmaragdowych oczu. Po chwili Vincent odchrząknął, aby spytać lekko zaskoczonym tonem, zarazem próbując utrzymać uprzejmość:
- A czy ja mogę zjeść?
Domyśliłam się, że specjalnie użył liczby pojedynczej. Cam posłał mu wrogie spojrzenie, które Vincent przyjął z chłodną obojętnością. Kiwnęłam lekko głową do obu samców, aby wiedzieli, że mogą się posilić. Obaj natychmiast pochylili głowy i zaczęli odgryzać kawałki mięsa. Usiadłam na warstwie opadłych liści, które zabarwiły się już na brązowo z powodu twardniejącej gleby. Wiedziałam, że uniemożliwia to roślinom pobieranie substancji odżywczych z podłoża. Przeszedł mnie lekki dreszcz, gdy pomiędzy drzewami zauważyłam przemykający cień. Jednak ani Cam, ani Vincent niczego nie zauważyli. Było to dla mnie pewnym pocieszeniem, ale również dość nieprzyjemnym faktem. Znaczyło to, że cienie mogą być niebezpieczne tylko dla mnie. Z drugiej strony czułam się głupio, że tylko ja je widzę. Było to tak, jakby zamknięto mnie w ciasnym pudełku, a na zewnątrz chodziłyby różne osoby. Rozejrzałam się niepewnie dookoła. A potem usłyszałam odgłos kroków na suchych liściach; to Cam i Vincent się podnieśli. Patrzyli na mnie pytająco, oczekując, aż również wstanę. Szybko potrząsnęłam łbem, aby przestać myśleć o cieniach i wstałam. Rzuciłam na najbliższy teren jeszcze jedno uważne spojrzenie. Mijając basiory, rzuciłam tylko:
- Do mojej jaskini. Szybko.
Nie chciałam, żeby ktoś nas zobaczył. Jeśli ktokolwiek zaproponowałby Camowi dołączenie do watahy, na pewno by się zgodził, a to byłoby katastrofą. Samo jego towarzystwo mogło mnie doprowadzić do zguby. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić co on tu robi i czego szuka. Kiedy w końcu poczułam jak gałęzie przestają mnie upijać w grzbiet, odetchnęłam lekko. Jeszcze kilka kroków i stanę w swojej jaskini. I faktycznie; po przejściu metra, znaleźliśmy się w moim domu. Było to średniej wielkości pomieszczenie o stosunkowo dobrej wysokości sklepienia. W rogu jaskini biło źródełko z czystą wodą, a na niewielkiej półce skalnej miałam swoje posłanie, zrobione z jeleniej skory i mchu. W wgłębieniu w ścianie postawiłam kilka ważniejszych dla mnie przedmiotów. Po środku znajdowało się miejsce na ognisko i trzy zapasowe posłania dla gości. Od głównej sali odchodziły dwa korytarze; jeden był dość szeroki, aby mogły nim iść dwa wilki obok siebie, prowadzący do spiżarni. To tam przechowywałam resztki pożywienia oraz przeróżne inne dziwne przedmioty, których nazw zapewne nawet nie znałam. Drugi korytarz; mały, ciasny i ciemny, był wyjściem awaryjnym. Korzystałam z niego w wyjątkowych sytuacjach, kiedy pozostała mi tylko ucieczka. Kiedy wszyscy troje weszliśmy do środka, zaczęłam rozpalać ognisko. W jaskini było dość ciemno, nawet jak na dzień. To źle. To znaczy, że cienie są blisko. Basiory zajęły dwa posłania obok ogniska, patrząc jak trudzę się z roznieceniem ognia. Po chwili Vincent zaproponował:
- Może ci pomogę?
- Nie - powiedziałam nagle i stanowczo, dokładnie w chwili gdy iskierka, która upadła na kawałki drewna, zaiskrzyła się. Mały płomień ognia zaczął trawić coraz więcej patyków, których musiałam dokładać, aby ogień nie zgasł. Obecność Cama jakoś dziwnie pogarszała wszystko, co działo się wokół.
- Mów - zwróciłam się do czarnego samca, patrząc chłodno w jego szmaragdowe oczy, w których odbijał się blask ognia.
Tamten westchnął i spojrzał na mnie. Postawiłam zaciekawiona uszy. Zaczął mówić jakby z obrzydzeniem:
- Kiedy śmierciożercy zaatakowali cię wtedy w wiosce, Mavis, oczywiście byłem tam. Nie wiedziałem jednak, że ojciec planował atak. Kiedy to się skończyło, a okazało się, że ty uciekłaś, ojciec wpadł w szał. Postanowił zmusić mnie do tego, abym cię odnalazł i przyprowadził do niego. Nie wiem co sobie uknuł we łbie. Przecież ty nigdy byś się nie posłuchała basiora, a co dopiero mnie - ponury uśmiech pojawił się na jego pysku. - W każdym razie, nie zgodziłem się. Więc ojciec zamknął mnie w lochach. Nigdy jednak nie zadał sobie trudu, aby poznać syna. Miałem moce, o których nie wiedział. Jego zaklęcie przeciw ucieczce były dla mnie pestką. Szybko się stamtąd wydostałem. I wtedy zacząłem cię szukać. Oczywiście, mój ojciec dowiedział się o mojej ucieczce i wysłał za mną śmierciożerców. Kilkakrotnie spotykałem Waru, które jednak dawały mi spokój, kiedy dowiadywały się, że wypełniam wolę jednego z najgroźniejszych tyranów na świecie. Tak im się przynajmniej zdawało. Nigdy bym nie przyprowadził Mavis do Cruela. Mój ojciec jest śmieciem i dobrze o tym wiem. Trafiłem na tereny tej watahy jakiś tydzień temu. Wiedziałem, że tu jesteś - spojrzał na mnie. - Czułem to. No i w końcu cię znalazłem. I jestem. Nie szukam tu absolutnie niczego, chciałem po prostu na ciebie popatrzeć.
- Odbiło ci!? Możesz tu sprowadzić Cruela i śmierciożerców! Możesz ją zabić! - Vincent uniósł głos w wściekłości, która nim owładnęła. Wskazywał na mnie łapą, a oczami sztyletował Cama, który patrzył na niego chłodno.
- Ja... ja muszę się przejść - wydukałam po chwili milczenia. Wstałam. - Dajcie mi dziesięć minut. Zaraz wrócę.
Zostawiając ich lekko zdziwionych, opuściłam jaskinię chwiejnym krokiem. A zatem to dlatego. Dlatego widzę cienie. Bo Cam tu jest. To śmierciożercy. Oni wiedzą, że to ja, ale boją się cokolwiek zrobić bez swojego pana. Tylko jest jedno ale... gdzie jest Cruel, skoro, zakładając, że śmierciożercy już go zawiadomili, co uczynili na pewno, tu go nie ma? A może jest? Przełknęłam ślinę i rozejrzałam się. Nie to, że się go bałam - nie, byłam gotowa nawet stanąć ze Śmiercią twarzą w twarz, ale... pewien strach budził się we mnie gdy tylko pomyślałam o Cruelu. A może... co jeśli Cam wie, gdzie jest jego ojciec? Może Cam zaprowadzi mnie do niego? Natychmiast zawróciłam w stronę jaskini. Kiedy do niej weszłam, basiory piorunowały się wzrokiem. Odchrząknęłam, aby zwrócili na mnie uwagę. Kiedy już na mnie spojrzeli, wzięłam głęboki, uspokajający oddech i zaczęłam mówić z zamkniętymi oczami:
- Cam, chcę, abyś zabrał mnie do ojca. Znam Twoje moce i wiem, że jesteś w stanie go znaleźć. Zrób to. To nie jest prośba.
Otworzyłam oczy, a Cam patrzył na mnie z nieukrywanym podziwem. Gwizdnął cicho, a potem spojrzał ukradkiem na Vina, który widocznie był niezadowolony z mojego pomysłu. Pokręcił głową, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, Cam się odezwał:
- Dobrze, chodźcie więc.
Ruszył w kierunku wyjścia, ja za nim. Vincent złapał mnie jednak za ramię i szepnął:
- Mavis, to chyba nie jest dobry pomysł.
- Oczywiście, że nie. Ale muszę znaleźć Cruela - odparłam, strącając jego łapę.
***
Kiedy stanęliśmy przed Lasem Śmierci, wzdrygnęłam się. A więc to znowu tam ma nastąpić nasze spotkanie... Szliśmy przez kilka minut w ciszy poprzez mroczny las. Miałam wrażenie, że drzewa na mnie patrzą. Grunt jakby mnie parzył, ponieważ nie byłam przyzwyczajona do chodzenia po tak toksycznej ziemi. W końcu naszym oczom ukazała sie jaskinia. A raczej wejście do jaskini. Nie było duże, ale wystarczyło, aby dwa wilki idąc obok siebie mogły przez nie przejść. Cam spokojnie przeszedł obok mnie, kiedy się zatrzymałam i wszedł do środka. Wymieniliśmy z Vincentem zaniepokojone spojrzenia, ale weszliśmy za Camem do jaskini. Od razu rozlało się na nas straszne gorąco. Rozżarzone do czerwoności węgielki tkwiły w ścianach, a biały od gorąca metal wystawał ze ścian przytrzymując płonące pochodnie. Sklepienie podpierane było przez ogromne kolumny. Zdziwiło mnie, że nigdzie nie ma straży, jednak po chwili ucieszyłam się z tego faktu. Po chwili jednak zatrzymaliśmy się z Vincentem, bowiem Cam zrobił to samo. A potem czarny basior zaczął się rozglądać, nadal na nas nie patrząc. Kiedy uznał, że chyba wszystko jest w porządku, odchrząknął i odwrócił się do nas przodem. Uśmiech podekscytowania malował się na jego przystojnym pysku. A potem nagle urósł kilka centymetrów, jego sierść stała się trochę gęstsza, a źrenice zielonych oczu przybrały kształt szpilek. Cruel!?
- Witajcie, moi drodzy! - zawołał opętanym głosem. - Oto jestem - dygnął lekko - w przebraniu swego syna powracam.
- Gdzie jest Cam!? - krzyknęłam.
- Można powiedzieć, że odlatuje w czarną dal - syk z ust Cruela był jak okropna trucizna. 
 Pokręciłam łbem. Przecież Cam musi jeszcze żyć! Tak samo jak Elfias! Spojrzałam na Cruela spod byka. Czy naprawdę jest aż tak okrutny, że zabił własnego syna? Nie, nie... Mavis, nawet tak nie myśl. Przecież on jeszcze żyje!
- Widzicie, kochani - zaczął Cruel dramatycznym szeptem, jakby udawał, że bawi się w teatr. -Niewiele czasu potrzeba mi było na nowy plan. Jest nim, oczywiście, twój drogi przyjaciel, Mav. 
 Świdrował Vincenta spojrzeniem, a w tym wzroku kryło się dobrze skrywane pożądanie. Vin cofnął się o dwa kroki i zawołał:
- Ja!?
- Ty, Ty... widzisz, kiedy zobaczyłem co jesteś w stanie zrobić, uznałem, że stanowisz klucz do spełnienia się mojego szatańskiego planu - Cruel osłodził swój głos, więc przypominał teraz jakąś małą dziewczynkę. - Postanowiłem, że musisz stanąć po mojej stronie i pomóc mi zawładnąć światem.
- Co!? Nigdy! - zaprotestowaliśmy w tym samym czasie.
- Spodziewałem się takiej odpowiedzi... - Cruel z lubością oblizał wargi. - I jestem na nią przygotowany. Jestem w stanie dużo Ci zaproponować, Vincencie. Co powiesz na... hm... jedną półkulę świata, kiedy już nim zawładnę?
- Nie! - krzyknął Vin, napinając mięśnie.
- To może... miłość najpiękniejszej z wader? - tutaj spojrzał na mnie złośliwie; dobrze wiedziałam, że nie chodzi mu o mnie.
- Ejże! - warknął Vin. Po jego głosie poznałam, że zaczyna się denerwować.
- Moja ostatnia propozycja... - Cruel nie tracił opanowania. - Co byś powiedział na to, abym przywołał Twoją matkę zza grobu? Oczywiście zdrową. Już na zawsze bylibyście razem. 
 Wystawił przed siebie łapę, na której leżała kupka niebieskiego proszku. Dmuchnął w niego, a gdy ten uniósł się w powietrze, uformowała się z niego postać wadery. Niewątpliwie była to matka Vincenta. Basior patrzył na to z  niedowierzaniem. Podszedł do zjawy swojej mamy i szepnął:
- Mamo... 
 A potem spojrzał na mnie zakłopotanym wzrokiem. Cofnęłam się przerażona. A potem Vincent wydukał:
- Ja... ja...
- Tik, tak, BUM! - ryknął Cruel, a zjawa matki Vincenta rozpłynęła się w powietrzu. - Koniec czasu na odpowiedź! Ale spokojnie. Mam plan awaryjny. 
 Gwizdnął, a w jego boku zmaterializował się cień. Cruel chwycił go w łapę, zacisnął, robiąc z niego proch i dmuchnął w stronę Vincenta. Basior cofnął się, gdy czarny proch wleciał mu przez nozdrza do organizmu. Zaczął kaszleć i kichać. A potem jego oczy zabarwiły się na czarno. Całe. Bez białek. Ciało basiora znieruchomiało, tworząc jakby kamienny posąg. Dotychczas niebieskie znaczenia na sierści Vincenta, przybrały czarny kolor. A wtedy Cruel zaczął mówić:
- Widzicie, to jest... nazwany przeze mnie... Zmieniacz. 
 Ale głupie, pomyślałam.
- Pozwala mi on kontrolować ruchy istoty, którą zatruł. Kiedy dostaje się do organizmu, kieruje się w stronę mózgu. Wiadomo, że to on jest w stanie wywoływać ruchy organizmu, więc jest to właściwie genialne. Zmieniacz zatruwa tą część mózgu odpowiedzialną za ruch. Reszta pozostaje nienaruszona. Czyli...  Vincent może krzyczeć, że nie chce czegoś zrobić a i tak będzie musiał to wykonać. To taki rozkaz. Osoba sterująca Zmieniaczem, steruje zatrutym. Dlatego, zachowując pełnię świadomości dla jeszcze bardziej tragicznych efektów, mogę wydawać Vincentowi rozkazy. Ach... nie ma niczego lepszego od patrzenia jak przyjaciel morduje przyjaciela, wiedząc co robi, nie chcąc tego robić, ale musząc. Och... najrozkoszniejsze są te krzyki... "nie, nie, nie chcę cię zabijać! Błagam nie!"... ech, cudowne. A zatem... 
 Spojrzał na mnie okrutnym wzrokiem, a potem uśmiechnął się drwiąco.
- Vincencie... zabij Mavis. 
 Przełknęłam głośno ślinę, gdy Vincent, z przerażeniem w czarnych oczach, zwrócił się w moim kierunku.
<Vincent?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT