Stan złego samopoczucie zaczął ustępować.Zamrugałem szybko oczami,obraz
wciąż był nie wyraźny i rozmazany,ale mogłem wyraźnie dostrzec sylwetkę
Annabell stojącej obok mnie i przyglądającej się mi.
- Cześć - Uśmiechnąłem się słabo w do Wadery
- Dobrze,że nic ci nie jest - Ucieszyła się,lecz już za chwilę przyjęła
poważny wyraz twarzy - Dlaczego się mnie nie posłuchałeś ?! Po co ty tam
lazłeś ?! Mogłeś przecież mogłeś zginąć.
Wglądała na nieźle wkurzoną moim zachowaniem.
- Przepraszam nie chciałem - Zapiszczałem,podnosząc się na łapy - Naprawdę
Annabell wcale nie była wzruszona,moimi przeprosinami.
- Właściwie to ty wpakowałeś nas w ten labirynt - Zaczęła z przekornym uśmiechem - Więc to chyba ty powinieneś mnie ratować
- Jaaaasne - Zaśmiałem się - Będę wybawiał damy z opresji.W końcu jestem odważny i mądry i
- Już dosyć - Wadera zatkała mi pyszczek łapą i zachichotała - Wystarczy mi tylko,że jesteś sobą
Ruszyliśmy przed siebie idąc niepewnie przez kręte korytarze
labiryntu.Po dość długim czasie gdy już mieliśmy stwierdzić,że
zabłądziliśmy doszliśmy do kolejnych wrót.Przed nimi jak w poprzedniej
sytuacji stała tabliczka z napisem.Niestety nie udało mi się z niej nic
odczytać,była obryzgana czyjąś krwią.Jedyne co pozostało czytelne to
"Znajdź klucz władcy".Zamerdałem ogonem
- Oj będzie się działo
- Nie wątpię - Stwierdziła Ann,patrząc na tabliczkę
Przekroczyliśmy drzwi.Po drugiej stronie był cyrk.Stary,zniszczony i
widocznie opuszczony cyrk.Stało kilka kolorowych podartych
namiotów.Puste klatki dla zwierząt i stoiska ze słodyczami.Z głośników
leciała wesoła muzyka tylko,że w spowolnionym tempie.To wszystko dawało
nico straszny klimat.
- Podejrzane - Odezwała się moja towarzyszka - Nie widzę drzwi,po drugiej stronie
- Znajdziemy je - Uśmiechnąłem się i podbiegł do wejścia pierwszego
namiotu.Gdy tylko postawiliśmy kilka kroków,tuż przed twarzą Annabell
przeleciał nóż.Ta natychmiast cofnęła się do tyłu.A ostrze wbiło się w
sam środek tarczy na tle której staliśmy.
- Nic ci nie jest ? - zapytałem się Ann gdy ta wpadła na mnie cofając się
- Jeszcze chyba nic
Wtedy usłyszeliśmy czyjś psychopatyczny śmiech.Był to wysoki
człowiek,pozbawiony włosów z twarzą pomalowaną w różnobarwne wzory.Strój
miał raczej dziwaczny,a oczy zawinięte białą przepaską.W rękach trzymał
noże.Rozejrzałem się po pomieszczeniu,na scenie stała tarcza z
powbijanymi nożami i uchwytami do zaczepienia na niej kogoś
- Nie podoba mi się to - Szepnąłem do Ann
( Nawiedzony cyrk ? Może uciekniemy...)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz