niedziela, 31 stycznia 2016

Od Steve'a cd Shiori

Wyszliśmy z sali tronowej, prowadzeni przez tego pachoła królowej. Nie miałem pojęcia dokąd, ani po co, ale najwyraźniej TO było niecierpiące zwłoki. Pachoł bez przerwy ciągnął nas za smycze jakbyśmy byli puchatymi balonami. Ale najwyraźniej mu się spieszyło.
Szliśmy przez lodowe korytarze, mijaliśmy szeregi kryształowych drzwi. Po co w pałacu aż tyle pokoi? Ta królowa mi raczej ni wygląda na osobę z dużą rodziną, a tym bardziej na taką, która zaprasza cztery tuziny ludzi na uroczyste bale.
W końcu pachoł skręcił w jedne z przejść i tak oto znaleźliśmy się w królewskim ogrodzie. Był on ogromy i...cały z lodu.
Drzewa, krzaki i kwiaty były wyrzeźbione z lodowych blogów, wszystko pokrywał śnieg,a na kryształowych ścieżkach podstawiały się najrozmaitsze zwierzęta. Wszystkie jakby zamarły, gdy z pałacu wyszedł człowiek i jeszcze przez długi czas nie ruszały się. Nie, czekaj...one BYŁY martwe. Całe pokryte cienką warstewką lodu, nie dawały żadnego z oznak życia.
Zaskomlałem jak rasowy piesek, by zwrócić uwagę białego człowieka.
- Co jest...- Zmarszczył brwii.- To? To tylko pupilki, które nie były zbyt mile dla naszej królowej. A ja liczę że do nich NIE dołączycie...
Znowu pociągnął za smycz, ale tym razem poprowadził nas w głąb ogrodu. Mijaliśmy po kolei lodowe posągi, przyglądając się im z bliska. Były przerażone, jakby poddane torturom tuż przed śmiercią.
Po chwili spaceru doszliśmy do czegoś, co mogło służyć za stół piknikowy, gdyby nie było wykute w bryle lodu. Shiori jako pierwsza stała się ofiarą wzroku pachoła. Złapał ją za grzbiet i położył na stole, a mnie przywiązał do jednej z jego nóg, bym nie uciekał.
- No to zaczynamy...- Zaśmiał się pod nosem, gdy tylko srebrna wstęga owinęła się wokół łap Shiori tak, by ją dla pewności unieruchomić. Przycisnął jej szyję do chłodnego lodu, rozkazując by się nie ruszała. Wyglądała teraz jak burrito wyłożone na talerzu. I czekające na obróbkę.
- Ciągle nie rozumiem, czemu nasza wysokość znajduje sobie takie paskudztwa...-Biały mężczyzna zaczął oglądać beżowe przebarwienia na jej białym futrze.- Trzeba coś z tym zrobić.
Złapał za kępkę czarnych włosów na karku, podczas gdy w jego drugiej dłoni uformowały się oszronione nożyczki. Przymierzył chłodne ostrze do jej szyi i odciął pierwszy z nie-białych kosmyków. Shiori zginęła się w pół, by jej kły mogły dosięgnąć dłoni pachoła. Ten zamiast ryknąć z bólu, bez większego wysiłku złapał jej pyszczek, robiąc z dłoni kaganiec jak to kiedyś zrobiła królowa.
Znieruchomiał, zmarszczył brwi, a wzrok wbił w jej przerażoną postać. Jego mięśnie napięły się, powstrzymując się od zmiażdżenia jej delikatnej czaszki.
- P a s k u c t w o...- Wycedził przez zaciśnięte zęby i cisnął nią z powrotem w róg tylu. I może Shiori spróbowałaby znowu, gdyby kolejna, srebrna wstążka nie owinęła się wokół jej pyszczka.
(Shiori?)

Od Steva cd Yuko

Spuściłem wzrok na moją ,,poduszkę" i ,,kołdrę". Tak naprawdę wszystko było ze skóry dzika, wypchane jeszcze trochę dziką bawełną zerwaną z krzaków. Dziko wszędzie, miękko wszędzie...
- Chyba nie masz pojęcia, komu pozwalasz tutaj spać... - podszedłem do ciemnego kąta, śmiejąc się diabolicznie.- Wiesz, w nocy potrafię być nieobliczany...
- Ty lepiej ,,nieobliczalność'' zostaw batman'owi.- Parsknęła podchodząc do swojego kąta.- Może i umiesz latać, ale nietoperz śmierci z ciebie marny.
Ja już wiedziałem, co jeszcze chciała powiedzieć. Zanim jednak przez jej usta przeszedł ,,kurak śmierci'' szybko zamknęła je, pozostawiając jedynie uśmiech zatajonego żartu.
W jaskini było dość chłodno, a na ognisko się nie zanosiło. Kurak śmierci musi trochę rozgrzać atmosferę.
- Masz może cokolwiek z dnem? Cokolwiek co przypomina kubek?- Oczywiście to nie było pytanie. Gdy wyszedłem z jaskini, oczekiwałem podświadomie że ma coś takiego i bardzo chętnie napełni je wodą.
Nie poszedłem za daleko, jedynie na polanę przed wejściem. Rosło tam trochę chwastów i jagód, ale mnie zainteresowała kępka niskiego zielska, rosnącego pod pobliską choinką. Urwałem kilka z nich i wróciłem z uśmiechem do wadery.
Gdy wróciłem z bukietem mięty w pysku, Yuko trzymała w łapach dwie dzicze czaszki. No tak...mogłem się tego domyślić, z czego będą owe kubki xd
- Prosz...- Postawiła czaszki na pobliskim kamieniu, służącego obecnie za stoliczek.- A teraz powiedz mi po co ci to.
Rzuciłem na stoliczek bukiet zielonych liści.
- Mięta?- Skrzywiła się.- I to tyle?
- Nie do końca...- Złapałem za dwie czaszki i oderwałem od każdej dolną część.- Masz tu gdzieś blisko źródełko? Jeziorko może?
- Jasne.- Nadal patrzyła na mnie podejrzliwie.
- Super!- Wcisnąłem jej w łapy górne części czaszek. - Napełnisz je do pełna?
To również nie było pytanie.
Yuko wyszła z czaszkami, a ja zacząłem rozpalać małe ognisko przy wejściu... i nie interesowało mnie, czy jej go się spodoba. Moja słabość do gorącej herbaty była głośniejsza od zdrowego rozsądku.
(Yuko? Sorka, za to czekanie. Brak czasu i tyle .-. )

Od Rivaille do Riki

Wpatrywałem się w siedzącego na tronie stwora. Ostatecznie podniósł się i podszedł bliżej mnie.
-Otóż na waszych terenach jest pełno kamieni zwanych lapislazuli. Są one najcenniejszym towarem na rynku.
Stwór pstryknął palcami, po chwili stał przy nim jego pobratymiec z małym kuferkiem. Władca otworzył go po czym chwycił niebieski kamień i pokazał mi go. Moje oczy zabłysnęły a na pysku pojawił się chytry uśmiech.
-Pfff...byrsztyny z południowych plaż są cenniejsze.
-Bursztyny ?
-Złociste kamienie które morze wyrzuca na brzeg. Jeszcze trudniej je znaleźć zwłaszcza, że są podobne do zwykłych kamieni.
-Złote ?!
Oczy wodnołaka zaświeciły się. Stwór upuścił kamień i zaczął kręcić się w miejscu rozkładając ręce.
-Ahhh złote kamienie. Morskie, złote kamienie, że też o tym nie pomyślałem.
Nagle zatrzymał się i spojrzał na mnie.
-Pójdziesz z nami.
Warknął szczerząc kły. Wodnołaki pod jego rozkazem zawiązały mi oraz Riki oczy. Poczułem jak mnie podnoszą, zacząłem się wiercić jednak wtedy zostałem uderzony w głowę.
~*~
Szum morza wyrwał mnie ze snu, chciałem zerwać się na równe nogi jednak nie pozwalały mi na to łańcuchy. Zacząłem się szarpać nie widząc nic na około. Wciąż zawiązane oczy w jednej chwili zostały uwolnione. Przymrużyłem je kiedy światło gwałtownie w nie "uderzyło".
-Gdzie ja jestem ?! Gdzie jest Riki ?!
Wodnołaki znajdujące się w pobliżu zaczęły się śmiać.
-Jesteśmy w miejscu które wskazałeś. A co do tej wadery, wypuściliśmy ją.
-Niby skąd mam mieć taką pewność.
Warknąłem mierząc ich spojrzeniem.

(Riki co się dzieje u ciebie ?)

piątek, 29 stycznia 2016

Od Ashity do Yuko

Popatrzyłam zdziwiona na Zuko i Yuko. Wyglądali, jakby się znali. Nawet bardzo dobrze.
- Poznałaś już Yuko, Ash?- zapytał basior, śmiejąc się.
- Owszem- kiwnęłam łbem.- Przecież widać. A...
- To mój braciszek- przerwała wadera.- Nie mówił ci?- popchnęła wilka.- Powinieneś jej wszystko wyśpiewać, jaką to masz wspaniałą siostrę!
- Nie było okazji- mruknął z uśmiechem.- Ale wiedzę, żeście same na siebie wpadły.
- Zukuś, to nie zmienia faktu, że mogłeś wcześniej przedstawić mi moją szwagierkę- mruknęłam, patrząc na niego z wyrzutem, po czym zaczęłam chichotać.
- Jestem pewien, że szybko nadrobicie stracony czas.
Westchnęłam, wznosząc oczy ku niebu. Po chwili na polankę wbiegła dwójka wilków. Basior miał czarną sierść, zaś wadera w tym samym odcieniu, tyle że poprzecinaną gdzieniegdzie błękitnymi i białymi akcentami. Byli do siebie podobni-jak rodzeństwo, ktoś by rzekł. Co zresztą zgadzało się z prawdą.
- Leloś, Nami!- krzyknęłam.- Chodźcie, poznacie ciocię!
Oboje szybko podbiegli, po czym wyściskali wilczycę.
- Yuko!- krzyknął Lelou.- Dawno cię tu nie było!
- Miło cię widzieć!- dodała Nami.
- Was też, szkraby. Wyrośliście.
- Zaraz, zaraz- uniosłam łapki.- Wy się znacie?!
- Ciocia kilka razy nas odwiedzała, ale chyba akurat wtedy cię nie było, mamo. Nauczyła mnie trochę, jak chronić Nami.
- Nie potrzebuję obrony, Leloś!- krzyknęła siostra.
W powietrzu wisiała kłótnia pod stałym schematem. Postanowiłam interweniować, zanim obudzą cały las.
- Potem to dokończycie. Nami, brat się o ciebie chce po prostu troszczyć. A ty, Leloś, dawaj jej trochę więcej swobody.
Zerknęłam ponownie w stronę Yuko. Nadal czułam się dziwnie na myśl, że tak długo nie wiedziałam o więzi pomiędzy nią, a Zuko.
Wadera jednak zniknęła. Zaczęłam rozglądać się dookoła, szukając w śniegu śladów jej łap. Nagle coś uderzyło mnie w tył łba. Szybko się odwróciłam, słysząc równocześnie słowa wykrzykiwane przez waderę:
- Bitwa na śnieżki!

< Yuko? Nieco nijakie, no ale...xd >

Od Toshiro do Klair

Jakąś sekundę po tym, jak Klair skończyła swoją bajkę, zasnąłem. Miałem wrażenie, że wilczyca zadawała mi jakieś pytanie, ale ze wszystkich stron otoczył mnie biały, gruby puch, odcinający mnie do świata. Pogrążyłem się w sennych fantazjach. Po raz pierwszy miałem same przyjemne wizje - ot, takie zwykłe, codzienne życie, czy spacery z przyjaciółmi. Stanowiło to miłą odmianę od koszmarów, które tak często mnie gnębiły.
Kiedy w końcu się obudziłem, moje zmysły na samym początku zarejestrowały obecność Klair. Wadera smacznie spała, oparta o mój bok. Nawet poraniona, oblepiona kurzem i zaschniętą krwią, wyglądała uroczo. Westchnąłem, nachylając się do jej ucha.
- Ciekawa bajka- szepnąłem.- Nie mogę doczekać się jej kontynuacji.
Z braku innych zajęć, zacząłem dokładniej studiować ściany jaskini. Dopiero po kilkunastu minutach uświadomiłem sobie dziwną rzecz: na niektórych kryształach można było dostrzec dziwne znaczki, jakby starożytne runy. Delikatnie oparłem łebek Klair o chłodne podłoże jaskini, przepraszając ją za to w myślach.
Przywołałem swoją Księgę, otwierając ją na jednym ze ,,słowników"- w dziwny sposób, umiałem przeczytać wszystko, co tam się znajdowało, choć większość pozostałych stron była dla mnie nieczytelna.
Otworzyłem na rozdziale słownika, gdzie znaczki zdawały się być podobne do tych na kryształach.
Odszyfrowywanie tekstu szło mi naprawdę mozolnie. Przez kilkanaście minut tłumaczyłem jedno słowo, ale z biegiem czasu szło mi coraz sprawniej. Po mniej więcej dwóch godzinach odczytałem następujące zdania:
,,Kto wyjść żywy pragnie, niech odwagą się wykaże, by Drzewo Złote obudzić i wykonać jego zadanie. Godny życia, żyw wyjdzie i zamknie grotę po wieki, tchórzy kości niechże wyścielą mroki jaskini".
Przełknąłem ślinę, przestępując z łapy na łapę. Podszedłem do następnego kryształu, jednak już po kilku znakach było wiadome, iż zawiera ten sam tekst. Otrzymałem identyczny efekt po obejściu całej prawej ściany jaskini, uznałem więc, iż dalsza ekspedycja nie ma sensu. Wróciłem pod drzewo, gdzie spała Klair. Wadera jednak już się obudziła, patrzyła na mnie, wyraźnie zdziwiona.
- Stało się coś?- zapytałem.
- Twoje rany- wilczyca wskazała na mnie.- Wyglądają o wiele lepiej. Znalazłeś lekarstwo?
Rzeczywiście, czułem się o niebo lepiej. Co prawda, przy chodzeniu nadal odczuwałem ból, jednak nie na tyle wyraźny, bym nie mógł wykonywać żadnych ruchów.
- Nie- odparłem po chwili, lekko zaskoczony.- Może ta jaskinia wydziela jakąś uzdrawiającą aurę. W każdym razie, kiedy odpoczywałaś, znalazłem kilka wskazówek, jak możemy się stąd wydostać.
W czasie wypowiadania tych słów, mój wzrok, którym obrzuciłem całe drzewo, spoczął na jednym z korzeni. Widać było na nim wiele pionowych kresek. Jakby symbol każdego wilka, który próbował się stąd wydostać. Coś mi podpowiadało, że mało kto powrócił żywy. Nie umiałem wytłumaczyć, skąd to wiem. Czuć tu było niespełnione marzenia, cele, których osiągnięcie pozostało poza zasięgiem. Smutek, żal. Kres. Dopiero głos Klair wyrwał mnie z ponurych rozmyślań:
- Co tam wyczytałeś? Czyżby to miało coś wspólnego z przygodą?
Zaśmiałem się cicho, po czym lekko przytuliłem waderę.
- Nawet wielką. Musimy zgotować pobudkę temu wielkiemu, metalowemu drzewku.
< Klair? Przepraszam, żeś tak długo czekała :3 >

środa, 27 stycznia 2016

Od Touki cd Steva

-Nie wierzę, co się w ogóle stało. -powiedziałam oglądając się co chwila.
-Nie mam pojęcia. -zawtórował. -Jak teraz to odkręcić..
Bez większego namysłu zaczęłam szukać wyjścia, okazało się że jesteśmy zamknięci, prawie jak w pudełku na biżuterie, a może rzeczywiście w takowej byliśmy?
-Stev, tu nie ma wyjścia..co teraz? -jęknęłam.
-Spokojnie, nie panikuj, coś wymyślimy. -i odszedł w głąb pomieszczenia. Przysłuchując się temu co robi, zrozumiałam, że on czegoś szuka, grzebie, rozkopuje.
-Czego szukasz?
-Gdzieś musi być jakaś wskazówka..-powiedział wyjmując jakąś złotą lampę, lekko na nią spojrzał i odrzucił ją na bok.
-Czekaj. Może jest magiczna? -zaśmiałam się, choć na żarty nie była pora.
-To nie jest bajka Tou...-zwątpił.
Nie słuchając go wzięłam z optymizmem naczynie i energicznie potarłam. Lampa jakby zaczęła się czerwienić, czarny dymek zaczął z niej ulatywać ii....iii...i nic.
-I gdzie ten twój dżin? -zachichotał.
-Cicho. -warknęłam i ponowiłam próbę wydobycia spełniacza życzeń ze środka lampy.
Dokładnie po 20 potarciu, poczułam że powoli już nie mam siły dalej trzeć i zrezygnowana rzuciłam naczynie w ścianę, rozłupując ją na pół.
-Nie złość się tak, bo zszarzejesz. A przecież szkoda, takiego futra hmm?
Przewróciłam świecidełkami i usiadłam koło niego, opierając swą mosiężną głowę na jego. Basior spojrzał się ironicznie i powoli wstał, a ja tylko prychnęłam i położyłam się na jakimś pozłacanym posłaniu. Stev polazł przed siebie i chwycił coś niepostrzeżenie. Była to ta mała czaszka. Ta sama która okazała się żywą, w miarę jak ją przekręcał znów zaczęło się z niej coś wydobywać. Zamknął jej paszczę i cisnął w ścianę, tuż obok lampy. Czaszka zaczęła się śmiać i zapanowała ciemność.
-Stev?! -wrzasnęłam.
-Touka!?
Mając swoje karaty zamiast oczu nie widziałam za dobrze, dlatego przez chwilę poczułam się jak kret. Szłam po omacku spodziewając się tego, że czaszka zaraz mnie ugryzie lub coś..lecz trafiłam na Steva, a właściwie wpadliśmy na siebie.
-Au, jak chodzisz palancie! -krzyknęłam
-Touka? No tak, Touka.
-A to ty, sorry. -ścisnęłam jego łapę i zaprowadziłam nas do rogu pomieszczenia, gdzie mogliśmy usiąść i odparować.
Usiedliśmy cicho, niepozornie, niemalże nie oddychaliśmy, gdy poczułam że coś oplata mi łapy. Nie zdążyłam nawet krzyknąć a to coś już wsadziło mnie do klatki i ogłuszyło. Kątem oka zauważyłam zapalające się światło i zmartwione spojrzenie basiora.
***
Kiedy już siedziałam w klatce, natychmiast się zerwałam i zaczęłam wodzić wzrokiem w poszukiwaniu Steva, lecz zamiast niego dostrzegłam wielkiego czarnego basiora..To ta czaszka, zamieniła się w wilka, tylko po co? Wstrzymałam oddech, obejrzałam się za siebie i dopiero tam zobaczyłam Steva. Leżał niewinnie w drugiej klatce, najwyraźniej też został ogłuszony. Podbiegłam do krat i zaczęłam go nawoływać:
-Stev, wstawaj! Obudź się, Stev! - krzyczałam, a on nie reagował, odeszłam od krat i po chwili poczułam lekki smak łez. Zawiedziona usiadłam naprzeciw basiora, który najwyraźniej dobrze się bawił, bo obserwując mnie śmiał się głupkowato. Patrzyłam na niego uważnie, patrzyłam w jego ohydne ślepia i przyrzekłam sobie, że zapłaci za to co nam zrobił, choćby zemsta była na wagę złota.
Czaszka, wypowiedział jakieś słowa i po chwili za nim pojawiły się pochodnie, które ponownie oświetliły pomieszczenie. Tym razem było inne, bardziej mroczne i ponure, bez żadnych świecidełek, klejnotów i złota. Przyjrzałam mu się uważnie, po czym zapytałam.
-Czego od nas chcesz?
-Ja niczego, lecz czegoś od was chce mój Pan.
-Zostaw nas w spokoju. Co zrobiłeś Stivovi?!
Basior uśmiechnął się szyderczo podszedł do jego klatki i dmuchnął czymś w jego stronę - wilk mag, stwierdziłam.
Stev obudził się, zaczął przecierać oczy. Zachowywał się tak, jak gdyby wstał z dobrze przespanej nocy. Spojrzał łagodnie na mnie i się uśmiechnął, lecz gdy zobaczył Czaszkę i nowe miejsce pobytu, mina mu zrzadła.
-No więc chcecie wiedzieć, poco was tu trzymam, lub dlaczego was przemieniłem w te piękne figurki.
-Owszem. -odpowiedziałam za mnie i Steva.
-Uznałem was, za pasujących do planu mojego Pana.
-A kim jest ten twój ''Pan''? -wydukałam.
-Jest człowiekiem. Zabierze was i sprzeda, jesteście warci miliony.
-Zaraz, zaraz. Skoro jest człowiekiem, dlaczego nie sprzeda ciebie? Ludzie dziwaków takich jak ty lubią bardzo.
-Mylisz się mogę przybrać każdą postać. Teraz jestem jednym z was, żeby dobić was emocjonalnie. -powiedział podle.
-Wypchaj się! -powiedziałam stukając łapami o kraty. -Sprzedawaj sobie innych, mnie i jego zostaw w spokoju.
-Oh, przestańcie. Przecież nie jesteście pierwsi.

<Stev? Czy uda nam się odkręcić czar i uciec ze szkatułki? >

Od Yuko C.D Itachi'ego

- Masz bo się przeziębisz - podał mi koc po czym położył się na swoim posłaniu.
- Dzięki - Mruknęłam cicho i obaduliłam się nim. Był mięciutki i cieplutki, nie wiem jak on może tu mieszkać. Tu jest zimno... i zimno! To wystarczający argument. To już nawet u mnie w środku lasu jest lepiej, przynajmniej nie jest tak zimno.
Położyłam się w kącie, dobre kilka metrów od basiora i zamknęłam oczy. Mam ochotę pójść spać, chociaż mój organizm wcale tego nie potrzebuje.
~ Yuko, mam dla ciebie wiadomość, wyjdź przed jaskinię ~ usłyszałam. Wiedziałam, że trzymanie go obok siebie nie będzie miało za dużo korzyści.
Mruknęłam do basiora, że zaraz wrócę i wyszłam z jaskini. Kiedy już byłam wystarczająco daleko od niej westchnęłam:
- Gadaj.
Przed twarzą pojawiła się przeźroczysta postać Futei'ego. Nareszcie skumał, że wolę rozmawiać z osobami, które widzę.
~ Kostucha zgodziła się być moją partnerką ~ uśmiechnął się promiennie, co w jego wykonaniu wyglądało trochę groźnie, ale nie wińmy go za to.
- Cieszę się z twojego szczęścia! Chętnie bym cię przytuliła, ale nie masz ciała - zlustrowałam basiora z góry do dołu.
~ Dobra, idź już do tego gościa ~ powiedział i chwilę później zniknął. Fajnie mieć zjawę obok siebie, można go nasłać na każda osobę, której nie znosisz. Największym minusem jest to, że słyszysz głosy we łbie, i to jest wkurzające.
Weszłam z powrotem do jaskini basiora, oddając mu koc oznajmiłam:
- Wracam do siebie, cześć. - nie usłyszałam jego odpowiedzi, gdyż zerwałam się biegiem w stronę lasu. Kilka kilometrów przebiegnę przez co najmniej dziesięć minut. Na pewno będę biegła szybko bo tu jest za zimno, bym spędziła tutaj kilka minut dłużej.
***
Miałam rację, dobiegłam w niecały kwadrans. Weszłam do mojej cudowniej, skromnej i jednocześnie mega wygodnej jaskini. Jaskinia może być wygodna prawda? A dobra, nieważne, nie było tematu.
Ułożyłam się na posłaniu, zamknęłam oczy i po chwili już odpłynęłam do krainy Morfeusza.

<Itachi? Wiem jaki to ból gdy się nie ma internetu :/>

poniedziałek, 25 stycznia 2016

Od Annabell c.d Aysuke

Jak co dzień wybrałam się na spacer, tym razem postanowiłam udać się nad wodospad Mizu. Liczyłam na to że nikogo nie spotkam, właśnie dlatego ostatnimi czasy tak często wychodziłam na dwór. Zimą nikt nie lubił wyściubiać nosa z ciepłej nory, dzięki temu szanse na spotkanie kogoś i nawiązania przypadkowej rozmowy były minimalne. Gdy moim oczom ukazała się zamarznięta tafla wody uśmiechnęłam się. Miejsce to było przepiękne zimą. Nie było mi jednak dane nacieszyć się tym cudnym widokiem. Mój spokój został brutalnie przerwany przez tupot czyichś łap. Szybko ukryłam się w cieniu pobliskich drzew licząc na to że obcy mnie nie ujrzy. Nie chciałam poznawać nowych przyjaciół, im miałam ich więcej tym bardziej przywiązywałam się do tego miejsca. A tego chciałam za wszelką cenę uniknąć. Na ośnieżonym brzegu jeziorka pojawiła się czarna sylwetka basiora. Nieznajomy kontrastował z śnieżnobiałym puchem jak czarna plama farby na pustym płótnie. Zanim zdążyłam się wycofać Rin pokierowała moimi łapami w stronę nieznajomego basiora oznajmiając z radością:
-Nie bądź taka nieśmiała!- Zabiję ją kiedyś za te wyskoki. Nieznajomy chyba mnie zauważył, nie mając zbytniego pola manewru spytałam:
-Pięknie tu prawda?
- Bardzo pięknie –Basior mrugnął do mnie oczkiem z uśmiechem. Spojrzałam na niego zdziwiona. Co to miało być...Mój rozmówca zaśmiał się i dodał:
- Jestem Aysuke, ale mów mi Ays. W zasadzie jestem tutaj nowy i nie za bardzo wiem, jak się zachować... Wybacz piękna, jeśli cię zaniepokoiłem swoim zachowaniem -Spoglądałam na basiora nic nie rozumiejąc. Po dłuższej chwili przytłaczającej ciszy parsknęłam śmiechem:
-Ja? Piękna? Kiedy ty ostatnio u okulisty byłeś?- Przyjrzałam się swojemu rozmówcy. Był ode mnie wyższy o prawię dwie głowy. Czy w tej wataszę wszyscy musieli być wielgachni?! Zawsze musiałam podnosić głowę do granic możliwości tylko po to by móc komuś spojrzeć w oczy, było to bardzo meczące i irytujące. Rin skwitowała mój wybuch frustracji lekkim melodyjnym śmiechem. Pomimo wszystko nie przestałam lustrować basiora. Jego sierść była czarna niczym smoła. Jednak futro Aysa miało też popielatą barwę, która mieściła się na końcówce puszystego ogona, brzuchu, szyi i szczęce. Innego koloru niż reszta sierści były jeszcze obwódki okalające oczy. Czarna grzywka przesłaniała pyszczek basiora, ciekawe czy coś widział? Może dlatego pomylił się co do oceny mojej urody...Szybko jednak porzuciłam tą myśl gdy zdałam sobie sprawę że Ays coś do mnie mówi. Spojrzałam w jego czarne oczy i spytałam z wyuczonym uprzejmym tonem:
-Możesz powtórzyć? Przepraszam, że nie uważam, zamyśliłam się-Basior uśmiechnął się lekko i odparł:
-Pytałem co się tu sprowadza?
-Postanowiłam wyjść na mały spacerek- Odparłam Ton mojego głosu zdradzał jednak o czym tak na prawdę myślę, a mianowicie ,,Co cię to obchodzi?” Basior nie zraził się jednak moim nie uprzejmym zachowaniem i jakby nigdy nic kontynuował rozmowę:
-Lubisz zimę?
-Jak każda pora roku ma swoje wady jak zimno czy śnieg, który utrudnia poruszanie się. Natomiast plusem według mnie są dłuższe noce. A ty
-Nie za bardzo.
-A jaką porę roku lubisz?
-Lato.-Basior odpowiedział tak szybko, że nie zdążyłam nawet przetrawić tej wiadomości. Po sekundzie Ays dodał:
-Lubię lato, ponieważ można się w tedy wygrzewać i wylegiwać na miękkiej trawię –Skrzywiłam się słysząc uzasadnienie jego wyboru. Ja w porównaniu do niego nie cierpiałam fali upałów lejących się z nieba. Po dłuższej chwili milczenia do akcji postanowiła wkroczyć Rin, która spytała:
-Chciałbyś pojeździć na lodzie? A może wolisz pójść do Tochi-ho, taj jest ciepło. A może...-Skończyłam zanim moja druga osobowość zasypałaby basiora masą propozycji. Świetnie. Teraz czeka mnie parę ładnych godzin w towarzystwie obcego basiora

(Aysuke?)

Od Itachi'ego Cd Yuko

Spojrzałem na hydrę potem na waderę. Oczywiście nie miałem zamiaru walczyć z niepokonanym zwierzęciem.
-Nie..... To już koniec -- Oznajmiłem i cofnąłem się o parę kroków - Myślisz że będę walczył z tym czymś?
-Chciałeś żeby było strasznie, no to jest -- Powiedziała uśmiechając się.
Jedna z głów hydry spojrzała na mnie swoimi ślepiami a reszta gryzła się nawzajem, plątała i wydawała dźwięki których nigdy to dąd nie słyszałem.
-Wiesz, nie wiem kiedy TO -- Pokazałem hydrę -- Nas zaatakuje ale lepiej chodźmy.
Hydra zaczęła iść w naszą stronę, jej krok zdawał się przyspieszać.
Aż po chwili zaczęła biec, dosłownie na mnie i na Yuko.
Odwróciłem się i zacząłem biec, lecz Yuko stała w miejscu i wpatrywała się w biegnącą na nią hydrę. Przewróciłem oczami i do niej podbiegłem.
-No rusz się! -- Chwyciłem ją za łapę i pociągnąłem. Ta się ocknęła i zaczęła biec. Szczęście...Nie doganiała nas ale ciągle była blisko.
- Biegnij, dogonię Cię -- Zatrzymałem się.
-Że co? - Zapytała.
-Biegnij! Spowolnię ją jakoś -- Yuko kiwła głową i zaczęła biec.
Hydra zainteresowała się mną i biegła na mnie.
Szybko skręciłem, prawie się przewróciłem ale wyrobiłem lecz hydra nie.
Poślizgnęła się i po chwili leżała przy drzewie, ale to nie oznaczało że nie żyła. Przyspieszyłem i dogoniłem Waderę
-Na chwilę mamy ją z głowy -- Powiedziałem. Ale już usłyszałem hydrę.
-Blisko masz jaskinię? -- Zapytałem waderę.
-Dobry kawałek z tąd -- Powiedziała. Kiwnąłem głową i ostro skręciłem w prawo kierując się do mojej jaskini, była ona dość blisko ale trzeba było się namęczyć żeby do niej dotrzeć.
Hydrę mieliśmy ciągle na ogonie, nie dawała nam spokoju ciągle kłapiąc po kolei szczękami.
Po chwili byliśmy już prawie przy mojej jaskini, hydra zwolniła ze zmęczenia.
-Ty masz TU jaskinie? Przecież tu jest zimno -- Powiedziała i zadrżała.
-Lodowa Kraina to moim zdaniem dobre miejsce na zamieszkanie -- Powiedziałem i wbiegłem do jaskini razem z waderą.
-I ty myślisz że hydra nas tu nie znajdzie? -- Zapytała a po chwili hydra przebiegła nie zwracając uwagi na jaskinie.
-Myślę że taak -- Powiedziałem i podeszłem do szafki biorąc jeden ciepły koc dając go waderze.
-Masz po się przeziębisz -- Położyłem się wygodnie na posłaniu.

**Yuko? Ciągle problemy z internetem :/**

niedziela, 24 stycznia 2016

Od Shiori do Steva

Trzymana w szponach smoka spuściłam łeb i zamknęłam oczy. Nie miałam siły na szarpanie się, z resztą moje wyrywanie się mogłoby się skończyć śmiercią towarzysza Steva. Przez cała podróż patrzyłam w dół jednak wszędzie była tylko biel. Ostatecznie zamknęłam oczy starając się pogrązyć we śnie.
~*~
Smoki wypuściły nas ze swoich szponów, nasze ciała uderzyły o lodową posadzkę przed bramami pałacu. Królowa zsiadła z grzbietu największego smoka i podeszła do nas. Założyła nam białe obroże przekłuwane gdzie nie gdzie kryształkami lodu. Do nich przypięła dwie smycze z białej skóry. Ujmując mocno skórzane pasy zaczęła iść w stronę bram pałacu. Szliśmy za nią opornym krokiem z pyskami skierowanymi do lodowej posadzki. Spojrzałam się kątem oka na Steva, basior stawiał łapę za łapą jakby obojętne mu było całe życie. Podniosłam głowę słysząc głośne, drażniące uszy skrzypnięcie. Lodowa brama przed nami właśnie się otwierała ukazując wnętrze pałacu. Tron stojący tuż na przeciwko bramy skupiał największą uwagę. Ogromny lodowy tron wyścielony śnieżno białym futrem zaś w oparciu wyrzeźbione były dwa smoki. Ich motywy pojawiały się także na kolumnach. Gady które do tej pory wlokły się za nami wleciały entuzjastycznie do środka skrzecząc. Kobieta nawet nie drgnęła kiedy przeleciały tuż obok niej, natomiast ja lekko się skuliłam słysząc uderzenia ich skrzydeł.
-Joe !
Na zawołanie kobiety zza kolumny wyłonił się mężczyzna. Odziany w białą skórę i futra w tym samym koloże. Ukłonił się przed nią obrzucając nas spojrzeniem. Kąciki jego ust uniosły się po czym przygryzł lekko wargę i wyprostował się. Na widok swojej królowej przybrał kamienny wyraz twarzy.
-Zajmij się nimi.
-Wedle życzenia.
Skłonił się poraz kolejny i wziął smycze.

(Steve ? Wybacz, że krótkie są ostatnio)

sobota, 23 stycznia 2016

Od Yuko C.D Steve'a

- No bez jaj - powiedział spoglądając na przejrzysty lód, pod którym przed chwilą przepłynął wieloryb... Czekaj, co?! Skąd wieloryb? Tutaj? No świetnie, tego tylko brakowało, żeby ryby z oceanu przypłynęły do jeziora. Może zaraz zobaczę tam jeszcze delfina, i usłyszę jego - jak ja to nazywam - "rechotanie", może nie podobne do żaby.. Nie umiem dokładnie tego odgłosu określić... takie rechotanie połączone z piskiem... Albo piszczy i jednocześnie się dławi... Dobra, nie umiem określać dźwięków.
- Ja stąd idę, zaraz zwariuje - rzuciłam przez ramię idąc w stronę lasu, a właściwie, w stronę mojej jaskini. Tak! Teraz udało mi się normalnie przejść po lodzie nie ślizgając się. Basior patrzył na mnie z niedowierzaniem - zatkało? - spojrzałam na niego.
- Yyy, myślałem, że już zwariowałaś - uśmiechnął się. Posłałam mu groźnie spojrzenie i ruszyłam naprzód.
- Tei? - spytałam wiedząc, że powinien być obok mnie.
~ Mam cię dość, Yuko ~ usłyszałam, ma zły dzień, nie będę mu go jeszcze pogarszać, zostawię go w spokoju.
- Yuko! - odwróciłam się w stronę dochodzącego dźwięku - nie odchodź, nudzę się.
- I jaaa ci mam w tym pomóc? - zmarszczyłam czoło.
Kiwnął głową. Wróciłam do swojej wędrówki, chce do domciu, oczywiście przed tym, jak nas jakiś niedźwiedź zaatakuje, nie lubię ich. Mają te wielkie pyski z zębami, i czuję się tak, jakby chciały mnie zjeść to jest straaaszne... Ja zapomniałam, że jest zima i te zapadają w sen zimowy... Yuko jakaś ty głuuuupia!
A propo tej zimy, jest zaaa zimno. Mimo, że mam grube futro i tak mi zimno! Śniegu jest nawet dużo... Kilka bałwanów by się z tego ulepiło, na dodatek cały czas padał.
Moje łapy bezwładnie sunęły po gruncie, zimne powietrze otulało moją szarą sierść, cały czas mój pyszczek był skierowany ku ziemi. Zaczęłam rozpoznawać piękne okolice mojego miejsca zamieszkania. Wszystko było otulone w białym puchu. Jeszcze te moje ulubione dwa świerki, stoją przed moją jaskinią jak wrota do nowego świata. Zerknęłam na niebo, słońce już dawno schowało się za horyzontem, a Steve'a samego nie puszczę. Boje się, jeśli mu się coś stanie będę miała go na sumieniu do końca życia.
Odwróciłam się przodem do basiora.
- Nie wchodzisz? - spytałam
- Wiesz co, ja już powinienem iść... - uśmiechnął się i gdy już miał wchodzić do lasu złapałam go zębami za skrzydło.
- Nigdzie. Nie. Idziesz - wycedziłam i wypuściłam z pyska jego kończynę - Właź, jeśli mi tu zmarzniesz będę miała cię na sumieniu do końca swoich dni.
Wpuściłam basiora do środka pierwszego, żeby podziwiał moje dzieło sztuki. Jaskinia była mała i skromna, na samym środku umiejscowiona była skóra z dzika. W prawym kącie pomieszczenia leżało moje posłanie, również ze skóry dzika. Czy już wspominałam, że jadam tylko dziki? Przy okazji z niektórych zdarłam skórę.. Co? Zimno mi! Nie mogę zabrać tego zwierzęciu, które zabiłam? I bądź tu sprawiedliwy.
- Śpisz tam - wskazałam na drugi koniec jaskini, bezpieczeństwa nigdy dość. Zanim zdążył wykrztusić jakiekolwiek słowo rzuciłam w niego poduszką i kołdrą (nie muszę tłumaczyć z czego była zrobiona).

< Steve? Bierz co dają! Ps. Nie sprawdzałam, nie chciało mi się... >

czwartek, 21 stycznia 2016

Od Aysuke do kogoś

Była bardzo późna zimowa noc. Chłód chłodził, mróz mroził... Ciągle padał śnieg, zasypując powoli wejście do jaskini śnieżno-białym puchem. W tej zimnej grocie otumanionej mrokiem, pod kątem leżała skulona wilcza postać, czyli ja. Co rusz niespokojnie kręcąca się z boku na bok. Nie potrafiąca znaleźć wygodnej pozycji, by wysłać swoją duszę do krainy Morfeusza. Głośne westchnienie przebiło się przez ciszę, zagłuszając ją swoją mętalnością i zmęczeniem, po cięzkim dniu. Upragniony sen nie nadchodził a czas nieubłagalnie tykał do przodu. Minuta po minucie, godzina po godzinie, aż na horyzoncie zaczęło świtać. Nie mogąc dłużej wytrzymać wstałem wreszcie z leża i wyprostowałem obolałe mięśnie. ,,Kolejna nieprzespana noc" - pomyślałem na odchodnym wychylając łeb z kryjówki i z lekkim uśmiechem powitałem nowy dzień. Co prawda po wyjściu z jaskini, przywitała mnie zima. ,,Nie lubię tej pory roku. Wole lato, kiedy można pływać w strumyku i wygrzewać się w słońcu, leżąc na miękkiej, zielonej trawie" - mrugnąłem w myślach, raz po raz zatapiając łapy w białym śniegu. Nie miałem kierunku, planu, gdzie mógłbym się udać. Byłem tu nowy, więc nie do końca znałem okolicę i członków watahy. ,,Chyba czas to zmienić" - uśmiechnąłem się szeroko krocząc cały czas do przodu. Z tego co zdążyłem zaobserwować, większość sfory przebywała w swoich jaskiniach lub na misjach. Szansa, iż spotkam jakiegoś na otwartej przestrzeni, mogłaby być też dobrze równa zeru. Nie poddając się jednak, minąłem Stardust Forest, przemieszczając się ciągle w nieznanym mi kierunku. Nasłuchiwałem odgłosów, rozglądałem się... Nic... Nagle... Jak na zawołanie poczułem przyjemny słodki zapach młodej wadery. Bez zastanowienia przyśpieszyłem by nie zgubić upragnionego tropu. Biegłem dobrą chwilę, aż dotarłem w końcu w okolicę Wodospadu Mizu. Widok zapierał dech w piersi. Spoglądałem na grę śniatła i kolorów. Na mieniącą się w słońcu tęczę i przejżystą taflę wody, która wypływała skądś wprost do jeziorka. W tej zadumie nie dostrzegłem cienia, który pojawił się nagle tuż obok.
- Pięknie tu, prawda? - usłyszałem spokojny, melodyjny głos. Odwróciłem głowę, by spojrzeć na wilczycę, która spoglądała na mnie zaciekawiona swoimi oczyma. Mrugnąłem uśmiechając się szeroko.
- Bardzo pięknie - odparłem w zadumie posyłając w jej stronę ,,oczko". Chyba się tego nie spodziewała. Jej źrenice powiększyły się w zdumieniu a lekki rumieniec wypełznął na jej policzki. Zaśmiałem się dźwięcznie, widząc jej niepewność - Jestem Aysuke, ale mów mi Ays. W zasadzie jestem tutaj nowy i nie zabardzo wiem, jak się zachować... Wybacz piękna, jeśli cię zaniepokoiłem swoim zachowaniem - wypaliłem na koniec na jednym wdechu, mając nadzieję że nie zrobiłem kolejnej głupoty, która by ją tylko spłoszyła....


<Jakaś waderka?>

Od Steve'a CD Yuko

Pozwoliłem jeszcze przez chwilę by moje ciało ślizgało się bezwładnie po tej gładkiej powierzchni i zupełnie zatrzymało się na lodowisku. Leżałem na nim jak placek i jedyną częścią mojego ciała, które odstawały od jego powierzchni były skrzydła. A one tylko zatrzepotały ochoczo jak u jakiegoś nadpobudliwego motyla.
Yuko zaczęła się śmiać. Padła na lód i odjechała trochę w tył. To już coś! Nieważne, że na plecach....jakieś rekordy trzeba kiedyś ustanowić, no nie?
Machnąłem skrzydłami i jednym, szybkim ruchem stanąłem twardo na lodzie .
Wadera przestała się śmiać, gdy tylko podszedłem do niej tak samo pewnie ,jakbym robił to na ziemi czy piasku. Poślizg był dla mnie zupełnie obcy.
- Szpaner...- Mruknęła, rozpoczynając żmudne próby wstania z podłoża. Mówiłem już że nieskuteczne? Hah, teraz to ja mogłem się trochę pośmiać!
Ta cienka warstwa puszystego śniegu roztapiała się pod jej łapami, jeszcze bardziej zmniejszając tarcie. Po kilku próbach, kałuża wody była tak rozległa, że Yuko już nie miała szans dosięgnąć do suchej części zamarzniętej tafli. Opłacało się jednak słuchać rad dziadka kła. (Dłuuuga historia...)
- Może pomóc? - Powiedziałem to z lekką kpiną w głosie. No ,ale jak mogłem nie skorzystać z takiej okazji?
- Wiesz co?- Yuko rozjechała się na lodowisku.-Czasami zamknąć się mógłbyś!
Zatrzepotałem skrzydłami, rozwiewając każdy śnieżny puch w promieniu kilku metrów w swoją stronę. Jeśli tylko uda jej się doczłapać do granicy kałuży jaką sama sobie podłożyła pod łapy, pewnie uda jej się stanąć. Ale do tego jeszcze długa droga.
Gdy tylko lód pozbył się białej warstwy śniegu, był całkowicie przejrzysty. Samo jezioro nie było jakoś specjalnie głębokie, ale wystarczająco duże, by dno spowić ciemnością. Lecz lód niczym szkło czy kryształ przepuszczał przez siebie światło słoneczne. Więc można było podziwiać wszystko co kryje się w tych podwodnych ciemnościach, jeśli oczywiście będzie pływało wystarczająco blisko światła. Spodziewałem się raczej glonów, czy śmieci człowieka, ale nigdy jeszcze nie oglądałem w jeziorze ławicy jaskrawo niebieskich rybek. Były jak żywcem wyciągnięte z filmu ,,Gdzie jest Nemo?" i nie zdziwiłbym się, gdyby tak było naprawdę. Ale....skąd w jeziorze pokolce do cholery!?
One chyba żyją w pacyfiku...co nie?
Yuko w czasie przerwy na oddech w końcu zobaczyła moją minę- a nie była ona najpogodniejsza. Szybko domyśliła się na co patrzę i sama przyjrzała się temu zjawisku. Gdy tylko zrozumiała o co ten cały cyrk, odskoczyła w tył patrząc na szafirowe ryby tropikalne .
-No bez jaj...- Tylko to pasowało mi jakkolwiek do sytuacji. Tym bardziej że pod lodem zdążył przepłynąć jeszcze wieloryb.
(Yuko? No wiem,wiem...trochę za dużo ,,Gdzie jest Nemo" się naoglądałem xd )

Od Zeka do Ashity

Idąc wzdłuż rzeki zastanawiałem się czy idę w dobrym kierunku , wokół mnie rosły drzewa więc czułem się trochę nie pewnie ale starałem się myśleć racjonalnie. Po jakimś czasie wędrówki usłyszałem przepiękną melodie graną na flecie. Kierując się w jej stronę czułem coraz bardziej przyjemnie . Kiedy już doszedłem do źródła muzyki ujrzałem syrenę , i w tym momencie straciłem panowanie nad sobą . Zacząłem się zbliżać powolnym krokiem do niej a ona dalej grała , jak już byłem wystarczająco blisko zobaczyłem ostre zębiska które z łatwością by rozerwało ciało. Już myślałem że po mnie ale w ostatniej chwili coś na kształt ostrza stworzonego z powietrza strzeliło w nią i usłyszano tylko krótki krzyk syreny która została wystrzelona do wody, przyznam że wyglądało trochę zabawnie. Wtedy poczułem ulgę , zacząłem z powrotem panować nad ciałem , rozejrzałem się dookoła w poszukiwaniu mojego bohatera. Wtedy zza krzaków wyszła czarna wadera z niebieskim tułowiem.
-Nic ci nie jest ?- zapytała się podchodząc do mnie
- Nie , nic , dzięki .- czułem się trochę niezręcznie że mnie wadera uratowała ale cóż bohaterów się nie wybiera. xd
<Ashita?>

Yuko zdobywa towarzysza!

Yuko postanowiła zakupić Jajo Towarzysza, z którego wypadła zjawa. Na koncie wadery pozostało 51 ZK.


Imię: Futei
Wiek: Zmarł kiedy miał 3 lata, błąka się po świecie ponad 50.
Płeć: Basior
Gatunek: Wilk/Zjawa
Rodzaj: Magiczny
Aparycja: Jest on umięśnionej budowy basiorem. Ma on śnieżnobiałe futro pokryte zaschniętą krwią, jest jej najwięcej na łapach oraz ogonie. Jego oczy są odzwierciedleniem jego bólu przed śmiercią, często mówi, że śmierć była jedną z najlepszych rzeczy jakie go spotkały. Jego głowę zdobią czarne jak smoła rogi, którymi, nie raz zadźgał swoja ofiarę.
Historia: Życie jego należało do spokojnych, lecz był wytykany za swoją odmienność, jako jedyny miał rogi. Przez to wszystko sam się zabił i błąkał po Lesie Śmierci. Raz uśmiercił a tu jednego, a tu drugiego wilka. Odsyłam dusze do kostuchy, która decydowała gdzie je wysłać. Kostucha, była, jest i będzie jego przyjaciółką, chociaż, że skazała go na wieczne obłąkanie. Pewnego dnia spotkał waderę błąkająca się, coś mu nie pozwalało jej zabić, więc po dłuższych z nią rozmowach zaprzyjaźnił się z nią i postanowił jej towarzyszyć. Wadera ta na imię miała Yuko.
Rodzina:
Matka - Shinzui
Ojciec - Karasu
Żywioł: Śmierć
Moce:
*Telepatia - potrafi rozmawiać z innymi nie odzywając się, mówić coś do nich, skłaniać do zabójstwa/samobójstwa
*Opętanie - wchłania do ciała żywej istoty, przemawia przez nią i kontroluje jej ruchy, często kończy się śmiercią
*Teleportacja - chyba nie muszę tłumaczyć
Umiejętności: Co o nim można powiedzieć, szybko się przemieszcza, jego siły określić się nie da... Przecież to zjawa!
Charakter: Futei ma bardzo specyficzny charakter, podobnie jak i gust. Jest strasznie wybredny, arogancki i bezczelni, lubi dokuczać innym swoimi kąśliwymi uwagami na temat jego wyglądu, stylu walki i wielu innych. nie obdarza zaufania pierwszej lepszej duszy, ta dusza musi zasłużyć nawet na jego uznanie. Ma czarny humor, często specjalnie dla Yuko śmieje się z jej dennych żartów, nawet jeśli go nie śmieszą. Jeśli chcesz go o coś poprosić, o najpierw nakłoń Yuko by go namówiła, on Yuko nigdy nie odmawia.
Lubi:
- Yuko i jej denne żarty
- Bawić się niewinnymi duszami
- Pomiatać żywymi istotami
Nie lubi:
- Samotności
- Bezsensownych rozmów
Boi się: Straty najbliższych
Właściciel: Yuko

Od Yuko "Umieram? Czy to ty Lykosie?"

Od Kilku godzin chodzę po Lesie Śmierci bez celu, i dopiero teraz to do mnie dotarło: Ja zabłądziłam! Zdałam sobie z tego sprawę dopiero wtedy, kiedy usiadłam na ziemi i tępo wpatrywałam się w korę wysuszonego drzewa. Yuko, jakaś ty mądra!
Czy ja umieram? Proszę, powiedzcie, że nie, ja nie chcę! Czy zaraz położę się tu na ziemi, moja dusza poleci tam w górę, i spyta: "Czy to ty Lykosie?"
Co kilka kroków słyszę pomrukiwania, syczenie, a czasami jakiś głos w mojej głowie. Opętało mnie? Może, ale mam nadzieję, że nie, chce jeszcze pożyć. Jestem za młoda żeby umierać! Ja nie mogę... nie poradzą sobie be ze mnie... Ach Yuko, pocieszaj się pocieszaj, popłaczą i zapomną. Z resztą większość pamięta osoby zmarłe raz na rok.
~ Jak masz na imię moja droga? ~ spytał głos, czy ja oszalałam? To jest dziwne.
- A gó*o cie to obchodzi! - warknęłam pod nosem, już nawet zaczynam mówić do siebie.
~ Gdzie moje maniery, nie przedstawiłem się. Jestem Futei, duch, zjawa, demon, różnie mówią, ja jednak wolę ksywę Rogacz. ~ usłyszałam.
- Gdzieś ty jest? - spytałam rozglądając się wokół, nigdzie nic nie zauważyłam, prócz zmutowanego królika z trzema oczami, ohydnie wyglądał.
~ Krążę w powietrzu nad twoją głową i czekam, aż mi się w końcu przedstawisz ~ poczułam jak coś zimnego przepływa mi przez brzuch, zadrżałam.
- Jestem Yuko, miło mi - uśmiechnęłam się znowu rozglądając, bałam się, że ktoś mi coś zaraz zrobi. Najgorsze było uczycie zimna, które co jakiś czas przepływało przez moje ciało.
~ Mi też miło, możemy zawrzeć układ? Ja cię wyprowadzę z lasu, a ty pozwolisz mi tobie towarzyszyć, co ty na to Yuko ~ spytała się mnie jeszcze raz niewidzialna osóbka. Dziwnie tak, rozmawiać z osobą, której nie widzisz, zupełnie nowe doświadczenie.
Przystanęłam na chwile i zaczęłam się zastanawiać, on mnie wyprowadzi z tego buszu, a ja mu pozwolę, by mi towarzyszył. Przynajmniej nie umrę.
- Dlaczego chcesz mi towarzyszyć? - spytałam po chwili namysłu, on - dusza mogąca robić co mu się żywnie (ha, żart) podoba - chce iść ze mną - osobą, która jest nieco zakręcona - tylko po co?
~ Nie chcę spędzić całego swojego życia poza grobowego w tym cho*ym lesie ~ odparł.
- No dobra - przystałam na jego propozycję - tylko pokaż mi się najpierw.
~ Jak sobie pani życzy ~ przede mną pojawił się biały wilk, co prawda był przeźroczysty - bo co prawda to duch - ale nie wyglądał normalnie. Jego głowę zdobiły lekko zakręcone czarne rogi. Gałki oczne zastąpiły dwie czarne kule, z których kapała krew, jego łapy były całe w krwi.
- Idziemy? - spytałam patrząc na ducha i starając się ukryć przerażoną minę, co mi się udało.
Ten przytaknął, ruszyłam za nim. Rozmawialiśmy na różne tematy, dowiedziałam się od niego, że popełnił samobójstwo, i że od ponad pięćdziesięciu lat siedzi w tym okropnym lesie.

Kunic, a co myślałeś? Więcej nie ma! :P

środa, 20 stycznia 2016

Od Yuko C.D Steve'a

- Co byś powiedziała na małą przejażdżkę? - podniósł na mnie wzrok.
Popatrzyłam na lodowisko, na niego i jeszcze raz na lodowisko.
- No super prawda, fajnie i w ogóle, ale ja nie umiem jeździć. - zerknęłam na basiora kątem oka.
- Nauczymy cię, chodź - złapał mnie za łapę i pociągną na lód. Przez chwilę dobrze utrzymywałam równowagę lecz po krótkim czasie poślizgnęłam się i upadłam. Jednak tak szybko się nie poddawałam, powtórzyłam takie manewry kilka razy, ale w końcu stwierdziłam, że to nie dla mnie, więc po prostu usiadłam na środku lodowiska.
- Nie wolno się tak szybo poddawać! - próbował mnie podnieść - Ale ty jesteś uparta.
- Wiem - wyszczerzyłam się, jednak nie miałam najmniejszego zamiaru znowu wstawać. Brakowało mi wiary w siebie, z resztą, zawsze mi tego brakuje. Rzadko kiedy potrafię powstać po upadku, lecz gdy już to zrobię, boję się, ze znowu upadnę. Później nie będzie czego zbierać.
Wgapiłam się wgłąb lasu, który był przed nami, i wpadłam na pewien fajny pomysł.
- Patrz! - wskazałam na ten właśnie las łapą. Gdy się odwrócił popchnęłam go lekko przez co zaliczył spotkanie trzeciego stopnia z lodem. Ja zaczęłam się śmiać jak idiotka. Jak tak leżał, to wyglądał jak wielka glizda ze skrzydłami.

< Steve? Krótkie... Chciałam coś jeszcze dopisać, ale nie miałam pomysłów... >

Od Grima cd Annabell

Nie musiałem być Sherlock'iem by dostrzec zainteresowanie wadery moim lokum. Chociaż sam nie mam pojęcia co jest tak zachwycającego w szarej, ponurej jaskini. Wnioskując po wyglądzie, architektem to ja nie będę. Chociaż urządziłem ją na swój własny, może trochę kulawy styl.
Strop był wyjątkowo wysoki, jak na taką małą przestrzeń. Jednak zanim zacznę wnikać w szczegóły, powiem tylko że kiedyś miałem jakieś dziwne upodobania do zwierzęcych czaszek. Czaszkę każdej ofiary, która zginęła z mojego powodu, zostawiałem sobie na pamiątkę i wieszałem pod lejkowatym sufitem. Z początku było ich tylko kilka, ale ilość rosła z każdym dniem. W końcu wyszło na to,że cały sufit przykryty został czaszkami każdego pokroju. Zdarzały się króliki, lisy, jelenie, bydło, wszelkiego rodzaju ptaki wodne, no i oczywiście- wilcze. Co prawda odkąd tu zamieszkałem, nie zabiłem już żadnego niewinnego malucha. Zostały mi one z rytuałów odprawianych w młodości. Owari zawsze zabierał duszę, ale nie ciało. Więc czaszka była głównie do mojej dyspozycji.
I był to tak naprawdę główny i jedyny zarazem akcent artystyczny w moim mieszkaniu. Reszta to tylko kilka szaroburych, kuropatwich piór porozwieszanych po całej jaskini, by moim czaszeczkom było trochę raźniej. Na podłodze porozrzucałem kilka skór, jak to w każdej jaskini, a na kilku półkach skalnych stały lekko zużyte już świeczki. Wosk spłynął po ich ściankach i posuwał się dalej- tak, że niekiedy całe półki miały na sobie warstewkę tej żółtawej substancji. Niektóre już zgasły, inne paliły się pomimo chłodnego wiatru, oświecając Annabell każdy kąt.
- Ja rozumiem że jesteś tu z pierwszy raz,ale mój dom to nie galeria sztuki.- Parsknąłem pół żartem, podchodząc do dywanu z krowich skór.
- Co ci nie pasi?- Spuściła wzrok na płomień świecy.- Jest...interesująco .- Jedynym podmuchem zgasiła ogień.
- Wiedziałem.- Odpowiedziałem niezbyt tryskając szczęściem.
Po burzy już nie było śladu, a popołudniowe słońce dopiero teraz zdołało się przebić przez ciemne chmury. Teraz oświetlało cały ten zimowy krajobraz ciepłym, złotym promykiem, który rozszczepiał się w kryształkach lodu tworząc na śniegu efekt ,,brokatu''. W skrócie- było całkiem całkiem...
Tymczasem Ann właśnie próbowała rozniecić ogień za pomocą dwóch kamulców. Tarła o nie ochoczo, chcąc na nowo zapalić ugaszony przez siebie ogień świecy.
- Choć już lepiej.- podszedłem do niej, zerkając na nią z ukosa.- Moja jaskinia nie jest najprzyjemniejszym miejscem do siedzenia... znam lepsze.
Dobra, może i nie znałem, ale moje lokum raczej nie zasługiwało na tytuł ,,przyjemnego". Szczególnie w otoczeniu tych czaszek i ich pustych na wylot oczodołów. Chociaż....gdyby miały oczy, byłoby jeszcze gorzej.
(Ann? Przyjedziesz się? )

wtorek, 19 stycznia 2016

Od Riki do Rivaille

Trochę szarej sierści basiora opadało ma mój pyszczek. Za to reszta mojego ciała leżała bezwładnie na zimnej skale. Przymknęłam lekko oczy, jednak nie chciałam zasypiać choć bardzo chciałam. W końcu musieliśmy jakoś się wydostać a jedyne co było naszym pomysłem uśpienie strażnika moją mocą a, ponieważ musieliśmy czekać na stwora, który zapewnie miał przyjść niedługo, nie mogłam zasypiać. Nagle poczułam jak Rivai delikatnie szturcha mnie łapą. Potrząsnęłam od razu łbem i zabrałam mój pysk z basiora. Od razu wiadome dla mnie było o co chodzi. Kiedy usłyszałam ten dziwny dźwięk wydawany przez te stwory podczas chodzie, skupiłam się i zaczęłam myśleć o zaklęciu zwanym Wodą snu. Kiedy zobaczyłam już potwora przy naszym więzieniu, użyłam czaru. Nad głową stwora wytworzyła się mała szklanka, która napełniona była błękitnym płynem i zaczęła się przechylać w stronę istoty. Ta wzięła kilka łyków, ale po nich zrozumiała, że musi być tu jakiś podstęp. Odwrócił głową i kaszlną, lecz ja jego nieszczęście moc działa nawet jak wypije tylko kilka kropelek a zawsze tak się dzieje. Wodnołak kaszlną jeszcze pary razy po czym złapał się za kraty naszego więzienia. Po chwili upadł na ziemie i zaczął drzemać a w jego główce działo się mnóstwo pięknych snów. Wstałam powoli i podeszłam do śpiącego potwora. Zaczęłam oglądać czy nie ma jakiś kluczy, które by otwierały naszą celę. Jest! Po chwili znalazłam w jego łapie pęk kluczy. Około chyba pięć. Tylk pozostaje kwestia… Jak by je weźmiemy do łapy i przekręcimy. Dodatkowo zamek znajduje się z drugiej strony. Westchnęłam. Rivaille najwidoczniej zauważył moje rozczarowanie sprawą, ponieważ podszedł do mnie po czym zobaczył jak sprawy się mają i tupną łapą odwracając wzrok. Nagle znów usłyszałam ten dźwięk kroków tych stworów. Najpewniej zobaczył z daleka leżącego przyjaciela. Nie, nie, nie może nas zobaczyć bo najpewniej jakieś zabezpieczenie większe zrobią, kto wie? Jednak po chwili do głowy wpadł mi pewien pomysł. W jednym z rogów pomieszczenia było bardzo ciemno. Podbiegłam do niego i skuliłam się, lecz pokazałam jeszcze łapą by Rivaille tu przyszedł i zrobił to co ja. Najwidoczniej zrozumiał. Nie było to dość praktyczne rozwiązanie, ponieważ pewnie było nad dobrze widać, ale kto wie czy te stwory widzą dobrze? Miałam nadzieje, że nie. Stanęłam jak najbardziej mogłam pod ściana, a przede mną szary basior. Trwaliśmy w ciszy czekając na rozwój wydarzeń. Nawet staraliśmy się bardzo cicho oddychać, by tylko stwór nas nie wykrył. Po pewnym czasie słyszenia kroków Wodnołaka zobaczyliśmy jego postać przed naszym więzieniem. Przyglądał się swojemu pobratymcu, który leżał sobie i spał w najlepsze. Spojrzał w wnętrze pomieszczenia. Zdziwiony brakiem naszych postaci w celi, otworzył są pospiesznie i zaczął szukać po niej nas. Ruszył w naszą stronę. Kiedy był już moim zdaniem za blisko, chciałam skończyć na niego i go zabić, lecz uprzedził mnie basior. Jednym szybkim skokiem przewalił na plecy stwora i z łatwością przebił jego gardło białymi kłami powodując śmierć wroga. W taką samą łatwością wyją z niego zęby. Rivai szedł z martwego ciała i popatrzył w moją stronę. Uśmiechną się lekko i pokazał łepkiem bym wyszła z cieli. Ruszyłam więc ku wyjściu a wilk szedł kawałek przede mną. Rozejrzeliśmy się w jeszcze żeby się upewnić czy nie ma w pobliżu tych bestii. Na szczęście nie. Wyszliśmy z skalnego pokoju i udaliśmy się jakimś dziwnym korytarzem. Kompletnie nie wiedzieliśmy gdzie jesteśmy i jak z tond wygonić te Wodnołaki, ale cóż. Musieliśmy sobie jakoś radzić w tym obcym miejscu. Jednak ta miła przechadzka nie trwała długo. Poczułam przeszywający ból z tyłu głowy, na tyle silny by pozbawić mnie przytomności i tak niestety było. Jęknęłam cicho i opadłam na ziemie wraz z Rivaille’m po czym zamknęłam oczy.
Kiedy obudziłam się, poczułam na moim pyszczku chłodne powietrze i usłyszałam jakieś szepty. Przytłoczona jeszcze trochę zaistniałą sytuacją, otworzyłam oczy bardzo powoli i mrugnęłam parę razy przy przyzwyczaić je do otoczenia. Zobaczyłam przede mną coś w postaci tronu na którym siedział duży Wodniołak a po bokach kilka jego podwładnych. Ponieważ leżałam, to chciałam wstać, lecz dostrzegłam po chwili, że moje łapy są związane sznurami, które było bardzo mocno zawiązane.
- C-co jest…- usłyszałam nagle głos Rivaillle’go. Spojrzałam w stronę w której dochodził. Leżał tam ów basior również ze związanymi kończynami.
- O! Nasze skarby się obudziły!- moje uszy wychwyciły czyś głos, który nie brzmiał jak wilczy, tylko jak bestii, które nas porwały. Dokładniej słowa te wypowiadane było przez stwora który siedział natronie.
- O, zamknij się…- rzekł Rivai próbując przegryźć łańcuchy, lecz mu się nie udało.
- Oj, mój drogi przyjacielu, nie miejmy na samym początku złych kontaktów! Zaprzyjaźnijmy się!- rzekł władca Wodnołaków. Najprawdopodobniej nim był, w końcu siedział na tronie.
- Drogi w tym sensie, że macie już pomysł jak nas zjeść, czy w tym, że najpierw zyskamy do ciebie zaufanie, a ty wbijesz nam podczas snu swoje pazury w nasze serca…- odrzekłam chłodno i spojrzałam w ścianę pomieszczenia. Król spojrzał na mnie i uśmiechną się radośnie.
- O, no tak! Bym zapomniał o naszej damie! Wybacz złociutka za mój brak kultury, skupiłem się na twoim towarzyszu- zaśmiał się. Westchnęłam ciężko. Jeszcze tego brakowało by przywódcą tych stworów był jakiś pokręcony członek ich rasy. Choć, dobre i to. Mógł się trafić taki, który by kazał nas już zabić.
- Dobra, koniec tych miłych pogawędek. Ja mam jedno proste pytanie. Czemu postanowiliście zamieszkać te tereny? Co was sprowadza?- powiedział chłodno Rivai najwidoczniej znudzony już sytuacją. Wodnołak siedzący na tronie zaśmiał się, podskoczył parę razy i przyszykował się już do odpowiedzi. Wpatrywał się w władcę czekając na szybka odpowiedź. Ja podobnie.


<Rivaille? Wybacz za to, że musiałeś czekać, lecz dopadł mnie leń wielki xd. To co, jaka jest odpowiedź szalonego króla Wodnołaków?>

Od Annabell c.d Grima

Nie spodziewałam się u Grima takiego wybuchu uczuć. Jednak to wydarzenie utwierdziło mnie tylko w przekonaniu że nie planował mnie zdradzić, ani porzucić. Wtuliłam się w futro basiora. Teraz wiem czego brakowało mi bym mogła znów funkcjonować normalnie w społeczeństwie. Wcześniej odczuwałam pustkę, którą próbowałam zapełnić. Zapełnić w sposób okrutny i krwiożerczy. Dzięki licznym aktom okrucieństwa i morderstw zapominałam o bólu trawiącym mą duszę. Brakowało mi czyjejś miłości, troski, czułości czyli tego wszystkiego co sprawiało że jesteśmy istotami żywymi a nie maszynami czy przedmiotami. Jednak pozostałości po bramie trzymających wszystkich z dala od mojego serca mówiły że dzieje się to wszystko zdecydowanie za szybko. Gdy basior znów próbował mnie pocałować dotknęłam delikatnie łapką jego ust oznajmiając z krzywym uśmiechem, który miał wyrażać ,,przepraszam, to moja wina” jednak przez to że rzadko się uśmiechał najpewniej przypominał grymas:
-Nie zrozum mnie źle ale to się dzieje trochę za szybko.-Choć wcześniejszy pocałunek był bardzo przyjemny i moje serce domagało się więcej tego rodzaju pieszczot posłuchałam resztek bramy. Lekko zakłopotana wydukałam:
-Może to dziwnie zabrzmi, ale wyobrażam sobie jak moje serce otoczone jest murem, a brama która miała je ochraniać przed uczuciami została przerwana. Jednak jej pozostałości dalej ochraniają moje serce i podpowiadają że powinnam trochę zwolnić. –Basiorowi chyba się te słowa nie podobają dlatego dodałam pogodniej:
-Ale nie myśl sobie, że wcześniejszy pocałunek nie był przyjemny-Byliśmy tak zajęci sobą iż nie dostrzegliśmy, że burza szalejąca na zewnątrz ucichła. Było to tak nagłe zjawisko jakby to jakiś czar był odpowiedzialny za uspokojenie się niespokojnego żywiołu. Przez krótką sekundę pojawiła się w mojej głowie dość szalona myśl, a mianowicie ,,to sprawka Yajirushi, która tą burzą zamierzała nas zbliżyć do siebie” Mogło to brzmieć śmiesznie, jednak w tym świecie przepełnionym magią wszystko było możliwe. Uśmiechnęłam się do basiora i wstałam, po czym podeszłam do wyjścia z jaskini. Oślepiła mnie biel śniegu skrzącego się w promieniach wschodzące słońca, przez czas spędzony w półmroku jaskini moje oczy nie były przyzwyczajone do tak jaskrawego światła. Przymrużyłam oczy rozglądając się dookoła. Na zewnątrz wszystko zostało przykryte grubą warstwą śniegu, wyglądało to jakbym znajdowała się na jakiejś lodowej planecie oddalonej od ciepła słońca jakieś kilka lat świetlnych. Wzięłam głęboki wdech wypełniając płuca chłodnym powietrzem, po chwili z mojego pyszczka wydobył się gęsty obłok pary, tak gęsty, że można by go kroić nożem. Było strasznie zimno, nawet bez wiatru, co strasznie zniechęcało do wyjścia z ciepła panującego w jaskini. Jednym z głównych powodów przez które nie chciałam jeszcze odejść było to że wtedy Grima nie było by przy mnie i znów zdana bym była na samotność i pustkę. Wróciłam lekko zmarznięta z powrotem do wnętrza jaskini oznajmiając zaciekawionemu basiorowi:
-Burza się uspokoiła-Usiadłam obok niego rozglądając się po jego jaskini, może było to trochę niegrzeczne z mojej strony, ale nie mogłam się powstrzymać dlatego dalej kontynuowałam ten bezczelny proceder.

(Grimuś?)

Od Steve'a cd Yuko

-A dobry,dobry.- Starałem się nie zwracać uwagi na zmienną minę wadery.- A ja już myślałem że nikogo nie spotkam tak z samego rana...
- Aż tak rano to nie jest.- Poprawiła mnie szybko- Rzadko wstaję ,,z samego rana" jak to nazwałeś. Dlatego pewnie jeszcze cię nie kojarzę.- Machnęła na mnie obojętne łapą
- Jesteś pewna? Chyba z kilka razy cię widziałem...
-Wiesz, podczas snu mało co zapamiętuję. Szczególnie wścibskich gapiów.
- Czyli jednak?- Zaśmiałem się pod nosem.
- Nie.
- W takim razie..- Podałem jej łapę.- Steven jestem. Możesz mówić Steve, mi tam obojętnie.
- Yuko. - Odwzajemniła uścisk.
Zerknąłem na ośnieżone polany. Śniegu tamtej nocy trochę napadało...chyba nawet jakaś śnieżyca przeszła przez ten las. Ale co ja tam będę narzekać. Za to muszę przyznać że mróz wykonał swoją robotę jakoś nadzwyczaj nieźle. Całe jezioro skuł lodem, na jego powierzchni malując kwiaty ze szronu. Do tego nad lodowiskiem zawisły zamrożone pajęczyny, które pająki zdążyły niegdyś zapleść na gałęziach okrytych dość grubą warstwą śnieżnego puchu.
- Co byś powiedziała na małą przejażdżkę? - Przeniosłem wzrok na Yuko.
(Yuko?Trochę to krótkawe, no ale zgódź się chociaż! xd )

Od Yuko C.D Itachi'ego

- Gdzie chcesz iść? - warknęłam wku*ona. Weźcie go zabierzcie, jak mam z nim spędzić cały swój dzień, to ja już wolę siedzieć przez dwa tygodnie z Zukusiem w jednym pomieszczeniu, przynajmniej jak bym na niego krzyknęła to by się uciszył. A patrząc na tego oto tu pana, który idzie obok mnie, nie da się tak łatwo, a szkoda...
- No, nie wiem. Gdzieś gdzie jest strasznie? Ale może się boisz chodzić w straszne miejsca? - zerknął kątem oka na moją zniesmaczoną minę.
Popatrzyłam na basiora zażenowana, musiał akurat mnie wybrać? Really? Przyczepił się jak rzep do psiego ogona, i na pewno szybko się nie odczepi.
- Niech ci będzie - westchnęłam i ruszyłam w stronę Lasu Śmierci, skoro chce coś strasznego to to dostanie, niech go tam zjedzą, mam go dość.
- Panience coś się stało? Wygląda panienka na niepocieszoną - dajcie mi kamień, kłodę, cokolwiek! Jak nie to uduszę go własnymi łapami, nie będzie mnie wtedy obchodził jego krzyk błagający o litość.
- Dasz sobie w końcu spokój? - warknęłam przyspieszając tempo. Jednak po chwili dogonił mnie, jego chytry uśmiech nie schodził z pyska. Jak go zaraz kopnę, ten uśmiech przemieni się w grymas bólu.
Prychnęłam i zaczęłam truchtać, czy celem jego życia jest denerwowanie każdej osoby przechodzącej obok? Jeśli tak, to ja nie chcę już więcej razy przechodzić obok niego. Gdy znowu mnie dogonił mój trucht przerodził się w bieg. Byle jak najdalej od niego, jednak nie ustępował.
- Będziemy się tak bawić w kotka i myszkę ci w końcu dasz mi spokój? - stanęłam patrząc mu prosto w oczy z wyższością.
- W twoich snach. - zatrzymał się przy mnie, staliśmy ramię w ramię. Nie zamierzał odpuścić tak? Więc będziemy się bawić tak jak ja zagram.
Przybrałam spokojną postawię i zaczęłam powoli iść w stronę Lasu Śmierci.
- Idziesz? - zerknęłam na basiora, szybko podbiegł i szliśmy w tym samym tempie. Ja postawiłam prawą łapę, on postawił prawą łapę. W pewnym momencie przestałam wgapiać się w moje łapy, przed moimi oczami ukazało się przepiękne wejście do tego jakże ślicznego lasku (łapiecie aluzje?).
- Witam w Lesie Śmierci! - nim zdążyłam się spostrzec z głębi lasu wyłoniły się cztery wielkie gęby hydry - Chciałeś żeby było strasznie - wskazałam na hydrę - to dopiero początek.

< Itachi? Bijesz się czy zwiewasz? >

Od Yuko C.D Ashity

Spojrzałam na waderę, w sumie nic dzisiaj nie jadłam, brzuch nie domaga się o nic do jedzenia, ale i tak czy siak można zjeść. Przytaknęłam i ruszyłam na waderą. On węszyła bardziej na zachodzie, ja wybrałam północny wschód, w końcu poczułam zapach świeżego mięsa, moje źrenice się rozszerzyły.
- Ash! Mam trop! - krzyknęłam zanim pobiegłam w tamtą stronę, wiedziałam, że jak już wpadnę w trans nie będę mogła wykrztusić ani jednego słowa. Czułam zwierzynę coraz lepiej, tak samo jak Ash, która biegła za mną. Gdy zauważyłam dzika, gestem łapy kazałam waderze być cicho.
Powoli zakradłam się do zwierzyny by zaatakować ją znienacka. Wbiłam swoje kły w jej gardło miażdżąc tchawicę. Zdobycz upadła na ziemię bez jakiejkolwiek walki o swoje życie.
- Bon Appetit - uśmiechnęłam się po czym zaczęłam delektować się świeżą dziczyzną.
Odkąd sięgam pamięcią uwielbiałam dziki, ich fantastyczne rozpływające się w pysku mięso, po prostu... cudo! Kocham.
Mięso z dzika jest jedną z kilku rzeczy, które kocham. Wymieniałabym długo, w tym gronie jest także Zuko, mimo, że wkurza potrafi pocieszyć.
- Chcesz poznać moją rodzinę? - spytała wadera po skończonym posiłku. Podniosłam się z ziemi z wielkim bananem na pysku jednocześnie kiwając łbem. Po drodze rozmawiałam z waderą o życiu, śmierci i różnych pierdołach takich jak: mój ulubiony kolor.
Gdy dotarłyśmy na miejsce moją uwagę przykuło biało - czarne futro Zukusia.
- Zuko! - pomachałam łapą z uśmiechem.
- Yuko! - podbiegł do mnie i przytulił. Stęskniłam się za nim, nie obudził mnie rano swoim marudzeniem.

< Ash? Wiem, takie trochę nijakie, ale jest! Rełakcja? >

Od Grima cd Ann

Upałem wezwłanie na kamienną posadzkę.
I co bariero, zadowolona jesteś? Wygrałaś. Znowu…
A ja znowu siedzę w tej mojej jaskini. Kiedyś, gdy tu przebywałem, czułem się zwyczajnie samotny. W porównaniu z tym co czuję teraz, wcześniejsza samotność była kaprysem. Zwykłą zachcianką przebywania z kimkolwiek i wymienienia paru pustych słów. TA samotność jaką czuję teraz rozdziera mi duszę. Bylem zwyczajnie pusty, zepsuty, bez serca. Serce zostało tam, w grocie,przy Ann. I właśnie usychało z pragnienia.
Minęła dobra godzina zanim coś odważyło się przerwać tą depresyjną ciszę. A dokładniej to coś wpadło do jaskini, wpuszczając za sobą podmuch mroźnego wiatru. I bynajmniej nie był to śnieg. Śnieg nie pachnie żelkami. Tym bardziej malinowymi z nutką wanilii. Tą wanilię rozpoznałbym wszędzie. Aromat dodawany do leków odmładzających już na zawsze będzie mi się kojarzyć zapachem futra Annabell. Tyle że ja już nie wierzyłem w cuda. Cudem byłoby, gdyby ona tu przyszła. A ja jakość dalej myślałem że została tam gdzie ją zostawiłem. Jednak waniliowy aromat zaczynał być coraz intensywniejszy. Mogła to być tak zwana fatamorgana, albo po prostu zasnąłem i mój mózg chciał mnie pocieszyć na jawie. Nieważne co sobie wtedy myślałem. Z czystej ciekawości przeturlałem się na plecy, twarzą do wejścia. A w wejściu stała Annabell
- Co ty tu robisz? - Musiałem się upewnić co do mojej teorii o fatamorganie. Gdybym nie usłyszał odpowiedzi, znaczyłoby to że gadam do ściany.
- P-przyszłam cię przeprosić.- Ann podeszła o jeszcze parę metrów tak, bym mógł stanąć z nią twarzą w twarz.
-Za co?
-Przepraszam, za swoje zachowanie. Nie powinnam była tak wybuchowo cię traktować. Jednak nie zrobiłam tego z faktu że cię nie lubię...
I tak Annie zaczęła tłumaczyć mi powód swojego zachowania i chcąc nie chcąc opowiedziała skrawek swojej zawiłej historii. Dotąd miałem tylko opisy, teraz doszły uczucia, a oba splotły się w zgrabny łańcuszek i uczepiły się teraźniejszości.
A potem cały świat stanął na głowie, a żeby jeszcze bardziej zamieszać mi we łbie, postanowił fiknąć jeszcze jednego kozła. Albowiem Ann dokończyła pocałunek.
Mój mózg zaciął się tuż po tym, jak tylko poczułem na ustach smak jej warg. Niedługo potem dołączył do tego subtelny aromat maliny. Taki sam jaki zapamiętałem dwie godziny temu. Tyle że tamten pocałunek był nieodwzajemniony. Natomiast ten aż prosił się o ciąg dalszy!
Jeden przeciągał się w kolejny, następny rodził następny, a ja nadal nie mogłem odmówić sobie tej przyjemności. Było to dość uzależniające jak się teraz tak na to spojrzy. No dobra...było BARDZO uzależniające.
Annabell osunęła się na ścianę jaskini, na chwilę przerywając pieszczotę. Musnąłem zachęcająco nosem jej policzek, a zaraz do moich płuc dostał się zapach soli i ten drugi -metaliczny i charakterystyczny tylko dla krwii.
T-ty płakałaś…- Otarłem jej dawno zaschnięte krwią policzki.
- To nic...- Skrzywiła się.- Po prostu Rin zaczęła mnie znowu pouczać. I udało jej się to trochę bardziej niż zazwyczaj.
- No już...- Przytuliłem ją do piersi. - Po co płakać...- Powiedziałem pół żartem.
- A mówiłam ci już że to było dawno i nieprawda?- Dyskretnie zasugerowała mi żebym przestał się nad nią użalać.
- Już się nie wytłumaczysz.- Zaśmiałem się pod nosem.- Łzy już cię zdradziły.
- Co!? jakie łzy?...- Wtuliła się w moje futro, jednocześnie używając go jako chusteczki.- Ja tam żadnych łez nie widzę..
- Za to teraz wyglądam jakbym cię zabił!- Padłem na ziemię ciągnąć za sobą Annabell. Plamy na futrze mówią same za siebie.-
- Jak dla mnie to ty bardziej na ofiarę pasujesz, wiesz? - podłapała żart, obracając go przeciwko mnie.
I pierwszy raz nie odgryzłem się. Tylko uśmiechnąłem się i pocałowałem - ale tym razem w czoło.
I leżeliśmy tak na chłodnej skale. Ja z moimi niewygodnie długimi rogami, zahaczającymi o kamienną ścianę,a ona - z pasiastym, szczurzym ogonem oplatającym nas z dobre 3 razy. Takie dwa małe paskudztwa. Takie niby nic, ale jednak. Jedno odrzucane przez każdego, drugie oszukiwanie, obdarte z miłości. I tak oto historia zatoczyła koło. Jedno paskudztwo zostało jeszcze raz odrzucone, potem przyjęte z otwartymi ramionami, pierwszy raz odkąd pamiętało. Drugie zaś dostało trochę czułości. Tej czułości, której żałowano jej jak pijanemu pieniędzy. Ale mimo wszystko wydawało się być z tego powodu całkiem zadowolone.
(Annie?)

Od Yuko C.D Annabell

- Nom, chodźmy - uśmiechnęłam się do wadery jednocześnie ruszając za nią. Może i nie przepadam za sztuką, ale pooglądać zawsze można, mam czas.
Szłam z nią łeb w łeb, między nami panowała niezręczna cisza, której żadna z nas nie ważyła się przerwać. W pewnym momencie postanowiłam się odezwać. W końcu Yuko!
- Ann?
- Hmm - wzrok cały czas miała wbity w ziemię.
- Czy ty w ogóle się kiedyś uśmiechasz?
Zanim usłyszałam od niej odpowiedź poczułam jak spadam. Uderzałam wszystkim o kamienie, nawet raz w głowę. Gdy zauważyłam, że leżymy plackiem na ziemi powoli otworzyłam oczy, Ann miała lekko rozwalony łeb. Czy tylko mi się nic nie dzieje po bliskich spotkaniach z ziemią? Podeszłam do wadery by obejrzeć ranę. Może i nie jestem medykiem, ale uczyłam się o tym co nieco. A najlepsze było to, że byłyśmy w dziurze, a raczej jakimś tunelu, który wiódł donikąd.
Tyrpnęłam lekko łapą Annabell, zerknęła na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jesteśmy w niebie, czy to ty aniele? - spytała podnosząc łapy ku mojemu pyszczkowi.
- Tak, ty niestety idziesz do czyśćca - odparłam uśmiechnięta.
- Ale dziwnie mówisz, masz taki piskliwy głos! - podskoczyła z miejsca, chyba dosyć mocno się w tą głowę walnęła.
- Ty też! - wskazałam na nią łapą kiedy usłyszałam jak zaczyna mówić do mnie piskliwym głosem.
- Ble bleble! - zaśmiała się i jednocześnie zaczęła się tarzać o ziemi. Teraz to się z nią dobrze rozmawia. Nie jest taka sztywna jak wcześniej.
- Chodź, pójdziemy tym tunelem i dotrzemy do czekoladowej krainy, w której czekoladowe króliczki latają! A tęczowe jednorożce mówią wilczym głosem! - przesunęłam powoli łapą w powietrzu by sobie to wyobraziła. Odpowiedziała mi uśmiechem i w podskokach ruszyła do przodu, nie byłam jej tym dłużna, dopasowując się do klimatu również zaczęłam skakać.

< Ann? XDD Wybacz musiałam, możesz coś dodać o magicznych ziołach, wtedy będzie jeszcze lepszy klimat XDD >

Od Itachi'ego Cd Yuko

Wadera wyszła z jaskini i spojrzała na mnie. Pewnie myślała że sobie poszłem.
-Masz szczęście że nie poszłeś -- Powiedziała i wbiegła z powrotem do jaskini. Słychać było tylko ciche echo. Po chwili Yuko wyszła z jaskini a koło niej była jakaś wadera, prawdopodobnie Alfa.
-Jestem Ashita, to Ty chcesz dołączyć do watahy tak? -- Zapytała. Ja tylko kiwnąłem głową nic nie mówiąc. Lecz po chwili Yuko spojrzała na mnie wzrokiem mówiącym "No powiedz coś!"
- Tak. Itachi jestem -- Powiedziałem i spojrzałem na Yuko. Chciałem tylko usłyszeć "Możesz dołączyć do watahy" I mieć już to wszystko z głowy.
-No to witamy we watasze! -- Ashita uśmiechnęła się.
-Dzięki. Ja już pójdę Pa - Yuko przytuliła Ashitę i sobie poszła. Ashita zrobiła to samo i wróciła do jaskini.
Chwilę siedziałem tam bezczynnie ale dogoniłem Yuko, nie wiem czemu. Chyba dlatego żeby się z nią drażnić.
-To gdzie idziemy? -- Zapytałem.
-Nie My tylko ja. Nie mam zamiaru z tobą się włóczyć -- Prychnęła i skręciła.
Ciągle za nią chodziłem nie wiedząc że to ją ciągle denerwuje, ciągle skręcała żeby mnie zgubić.
-Jezu. Czego chcesz? -- Spojrzała na mnie.
-Żebyś mnie oprowadziła po jakiś fajnych terenach -- Oznajmiłem.
Wadera spuściła tylko wzrok.
-Gdzie chcesz iść? - Powiedziała już chyba wkurzona, na mnie i na to moje ciągłe mówienie. Ale ja tylko w końcu się z nią drażnie nic więcej.
-No, nie wiem. Gdzieś gdzie jest strasznie? Ale może się boisz chodzić w straszne miejsca? -- Powiedziałem. Ona spojrzała na mnie i nic nie mówiła. Może przesadziłem z tym że się boi?

**Yuko?**

poniedziałek, 18 stycznia 2016

Od Steva cd Shiori

Shiori miała rację- smok. A raczej cała horda wściekłych latających gadów, szybująca prosto na nas. Białe sylwetki nadlatywały z północy, a ich ryki było słychać już z daleka.
- Szybko!- Pociągnąłem waderę w las.- Tam nas nie znajdą...
Może osłona z sosen była dość niezłym pomysłem ,ale te smoki nie były takie głupie. Shiori wskoczyła pod choinkę tuż obok mnie. Nagle zaczęło być niewiarygodnie cicho. Idealnie by usłyszeć śnieg skrzypiący pod łapami lądujących na nim smoków. Ogromne skrzydła każdego z nich zatrzepotały ostatni raz i ułożyły się wzdłuż ich grzbietów. Widoczność z pod sosny może i nie była jakoś zachwycająco przejrzysta, ale łapy potworów widać było jak na dłoni. Niedługo potem dołączyła do nich para smukłych, kobiecych stóp ubranych w kryształowe obcasy. Każdy jej krok przemieniał grząski śnieg w gładkie lodowisko.
- Gdzie jesteście, moje małe...- Długa suknia wiła się tuż za nią, malując na lodzie rysunki ze szronu i szadzi. Jej głęboki, melodyjny głos wypełniał cały las chłodem i smutkiem.- Wiem przecież, że chcieliście mi złożyć wizytę...
Królowa śniegu spacerowała między drzewami, szukając pary białych wilków. Z każdym kolejnym krokiem była coraz bliżej tej właściwej choinki. Oddychałem płytko i jeszcze bardziej przytuliłem się do chropowatego pieńka.
- Na trzy wyskakujesz stąd i bierzesz nogi za pas, dobra?- szepnąłem jej do ucha, najciszej jak tylko mogłem.- Raz....dwa...
Storm wbił szpony w królewską łydkę.
- Trzy!- Krzyknąłem w tym samym czasie. Atak gryffka nie był w planie, ale najwidoczniej Storm miał inne zdanie.
Shiori wyskoczyła z kryjówki zgodnie z umową. Ja też pewnie bym tak zrobił, gdyby nie jeden drobny szczegół- mój towarzysz. Nie mogłem zostawić go tak sam na sam z lodową wiedźmą. To nie wchodziło w grę.
- Storm! Do nogi!- Stałem pomiędzy drogą ucieczki, a czarownicą. Gryf posłusznie, choć od niechcenia przestał drapać kobietę i rozwinął małe skrzydełka do lotu
- Nie tak prędko, słodziutki!- Jej głos miał w sobie jad, a dłoń ściskała za puszysty ogonek Storma. Gryf zapiszczał z bólu gdy tylko długie paznokcie wbiły się w delikatną skórę.- Idziecie ze mną, a ten tutaj ucierpi za każdy wasz wybryk...
Wycelowała w niego ostrze berła, które służyło jej jednoczenie za łaskę i włócznię.
- Steve! - Zawołała z oddali Shiori. Patrzyła na tą żałosną scenkę, zastanawiając się pewnie czemu ja nie biegnę.
- Przywołaj tu tą waderę!- Wiedźma wyprostowała się dumnie i poprawiła kilka kosmyków z rozwalonego warkocza. Powiedziała to tonem jakby rozkazywała każdemu innemu podwładnemu.
Shiori mimo odległości słyszała każde jej słowo. Na początku wahała się, ale zobaczyła mój błagalny wzrok.
,,proszę" skrzywiłem się ,,ona go zabije..."
Posłusznie dołączyła do szeregu. Wyglądaliśmy jak dwa salonowe pieski, które ktoś wytresował i krzyknął ,,do nogi". Moja godność właśnie legła W gruzach.
- No jakie z was słodziaki...- Rozczuliła się nad nami, jednak w jej głosie słuchać było ironię.- A ja myślałam że wilki są bardziej wojownicze.- Zachichotała tym swoim lodowatym głosikiem. - A teraz siad...
Chciała dotknąć mojego skrzydła, ale ja zawarczałem na nią ostrzegawczo.
- Won mi z tą łapą...- Burknąłem, mierząc ją wzrokiem
-Ciiicho...- Przesunęła ostrze włóczni po gardle Storma.- Chyba chcesz go jeszcze kiedyś usłyszeć, co?...
Posłusznie schowałem kły. Owinęła sobie mnie wokół palca...
Zaczęła nas oglądać z każdej strony, a my nie poruszyliśmy się nawet o centymetr. Daliśmy się oglądać jakiejś żałosnej czarownicy jak figurka w gablotce. Dotykała nas opuszkami palców, ale i tak robiła to z tą swoją irytującą bezczelnością. Na początku zaczęła od moich skrzydeł, oglądała każde pióro, jakby wyceniała wartość produktu. Przejechała do grzbietu, łap i pary ogonów, oglądając ich stan i czystość białego jak śnieg futra. Ale gdy zaczęła oglądać mój łeb, to było już za wiele. Chwyciła z pysk z dłoni układając kaganiec, obejrzała oczy, rozchyliła powieki, otworzyła szczęki oglądając stan zębów, ustawia uszy w pozycji poziomej, by zobaczyć jak się prezentują- a ja nie zrobiłem nic.
Każdy mój sprzeciw uciszała jednym ruchem włóczni o delikatną główkę Storma. To były istne tortury.
Z waderą zrobiła dokładnie to samo, za każdym razem podziwiając między palcami biel jej futra. Królowa nie kochała nic tak żarliwie, jak dobrze zachowaną biel.
- Doskonale!- Klasnęła w dłonie odchodząc od nas na krok.- Tylko te szarości...- Cmoknęła z obrzydzeniem.- Musimy się ich pozbyć.
Odwróciła się do grupy odpoczywających na polanie smoków.
-Thor!? Stick! Do mnie!
Dwa białe smoki podbiegły do królowej. Były od niej co najmniej trzy razy wyższe i pewnie tak samo silne, ale i tak w jej obecności były potulne jak baranki.
- Zabierzcie moje pieski z tego okropnego miejsca!- Fuknęła.- Chcę je mieć. Żywe...
Po tych słowach sama wskoczyła na trzeciego, tym razem osiodłanego smoka. Machnęła dwa razy smukłym berłem, a w jej dłoni pojawiła się klatka dla ptaków wykuta z lodu. Miniaturowe więzienie przypięła do siodła, a Storma wrzuciła do środka, zamykając drzwiczki kryształowym kluczykiem.
- Za mną kochani!- Smoki wzbiły się w powietrze, a Thor i Stick złapali nas w szpony i dołączyli do brygady.
(Shiori? )

Od Annabell c.d Vincenta

Niebieska duszyczka uciekała przed moimi pazurami, jednak za wszelką cenę próbowałam ją dogonić dopingowana przez Owariego. Jednak gdy powietrze niczym ostrze przeciął niemiłosiernie głośny krzyk skuliłam się próbując pozbyć się bólu uszu, nawet gdy wymierzony we mnie atak ustał słyszałam jedynie dzwonienie . Próbowałam jednak pomimo tego nie przyjemnego uczucia wstać i zaatakować przeciwnika by znów nie próbował swego rodzaju sztuczek. Niestety zostałam przygwożdżona do podłoża, choć szarpałam i wyrywałam się, dziwne , krępujące mnie więzy nie ustępowały. Niebieska dusza zafalowała a zaraz po tym otoczyła mnie jakaś dziwna energia, czyżby kolejny atak. Jednak zamiast bólu na który byłam gotowa poczułam...spokój i ciepło? Rin cała podekscytowana krzyczała:
-To Vincent! To Vincent!- Bóg jedynie zmiął przekleństwo w pyszczku. Po chwili ten rozgardiasz i chaos panujący w mojej głowie przerwał dobrze mi znajomy głos basiora:
-Annabell, słyszysz mnie? To ja, Vincent. Odpowiedz.- Przestraszona zaniemówiłam. Czyżbym próbowała zabić przyjaciela? Po moim futerku spłynęły krwawe łzy, różniły się one od swych normalnych odpowiedniczek tym że one wywołane były z cierpienia duszy i serca. Najprościej rzecz ujmując były wywołane szczerymi wyrzutami sumienia. Odchrząknęłam i odparłam cicho:
-Słyszę-Choć tak naprawdę wolałam by mnie tu nie było. Chciałam znów znajdować się obok basiora i śmiać się z przeżywanych przez nas przygód, Teraz bałam się spojrzeć mu w twarz. Co on sobie o mnie pomyśli? Raczej nie będzie skakał z radości z faktu że próbowałam go zabić. W głosie basiora usłyszałam nie ukrywaną ulgę:
-Jak dobrze, znów cię słyszeć
-Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszę, że nie odpuściłeś i przy mnie zostałeś-Po chwili wahania usłyszałam:
-Co teraz?- Spojrzałam na sylwetki które obok mnie stały, rozmieszony odpowiednik mnie-Rin i czarnego zlewającego się z mrokiem basiora-Owariego. Bóg widząc że więcej nie zdziała opuścić mnie z lekkim pomrukiem niezadowolenia, gdy to zrobił poczułam jak moja postać znów zaczyna się przeobrażać, skrzydła z bólem powróciły na swoje miejsce, rozrywając przy tym płuco czy inny organ wewnętrzny. Mięśnie skurczyły się wywołując uczucie pieczenia i swędzenia, tak że chciałam je sobie wydrapać. Gdy znów byłam sobą poczułam straszny ból głowy, który był o sto razy silniejszy od jakiejś tam podrzędnej migreny czułam jakby ktoś wiercił mi dziurę rozżarzonym do czerwoności wiertłem. Pomimo tego otworzyłam powoli oczy, które nawet przez wszech ogarniający cienia musiałam przymrużać. Pierwsze co wydobyłam ze swego wyschniętego gardła było:
-Nic ci nie jest?- Basior uśmiechnął się słabo, co bardziej przypominało grymas niż uśmiech , lekko się zataczając usiadł naprzeciw mnie, dopiero wtedy dostrzegłam jego rany na ramieniu, grzbiecie i boku. Zanim wydobyłam z siebie choćby najmniejsze przeprosiny zaczęłam krztusić się krwią która napływała z moich płuc, czyli jedno z nich było przebite. Gdy to stwierdzenie dotarło do mej świadomości zaczęło mi się ciężej oddychać, jakby wcześniej uraz nie dawał o sobie znać i dopiero za sprawą czarodziejskiej różdżki się pojawił. Oboje ledwo dychaliśmy, po paru ciągnących się niczym lata minutach usłyszałam głuchy tupot czyichś łap. Haleluja! Jednak ktoś nad nami czuwa! Zanim jednak dostrzegłam naszych wybawców straciłam przytomność spowodowaną znaczną utratą krwi
****
Obudziłam się o świcie, pierwsze co poczułam to, jak najdrobniejsza komóreczka mojego ciała krzyczy z wszechogarniającego ją bólu. Gdy próbowałam się rozejrzeć stwierdziłam, że znajduje się w cudzej jaskini, na jej ścianach zawieszone były półki z różnego rodzaju flakonikami i słoiczkami. W powietrzu unosił się wyrazisty zapach ziół, który był tak pomieszany, że trudno było zidentyfikować która woń należy do poszczególnego gatunku. Po chwili podeszła do mnie szara wadera Meredith i fioletowawy, znienawidzony przeze mnie basior-Sebastian, oboje mieli uśmiechy przyczepione do pyszczków. Po chwili usłyszałam melodyjny głos medyczki:
-Na szczęście nic wam się nie stało, dzięki pomocy Sebastiana i Marry, to oni was znaleźli. Twój stan był krytyczny. Jedno z płuc nie było zdatne do pracy podczas gdy drugie było przebite. Większość twoich organów wewnętrznych była lekko zraniona przez co groziło ci wykrwawienie, jednak na szczęście teraz wszystko wygląda w miarę dobrze.
-A co z Vincentem?
-On parę dni temu został stąd wypisany, na szczęście miał tylko lekkie zadrapania na pysku, uszkodzenie tkanki mięśniowej przedniej łapy i parę siniaków. Szybko go wyleczyliśmy-Westchnęłam z ulgą, poczułam jak kamienna skorupa otaczające me serce pęka rozsypując się w drobny mak. Po dłuższej chwili gdy wadera przestała się koło mnie krzątać spytałam:
-Ile dni byłam nie przytomna?
-Chyba z jakieś 2 tygodnie. Wyspałaś się za wszystkie czasy -Merediht odeszła śmiejąc się przy tym przyjacielsko. Po jakimś czasie przyszła do mnie Riki, która widząc, że jestem przytomna bardzo się ucieszyła. Gdy zaczęłyśmy naszą ,,krótką rozmowę” która trwała dwie godziny dowiedziałam się nowinek dotyczących watahy, byłam jej wdzięczna za te odwiedziny. Gdy tylko wadera z tęczowym wzorem na grzbiecie znikła, wszyscy moi przyjaciele zaczęli się pojawiać, jakby wezwani przez tajemnicze wezwanie, które tylko oni słyszeli. Najpierw był Error, który zaczął mnie wypytywać co się stało, już chciał pomścić ,,łobuza odpowiedzialnego za me cierpienie” uśmiechnęłam się do niego ciepło. Zawsze potrafił mnie rozbawić. Po basiorze pojawiła się Ashita, która była szczęśliwa, że znów znajduje się wśród nich a nie wśród martwych, usłyszałam od niej ,,Już zaczynałam myśleć że urządzasz tam w podziemiach dziką balangę” zachichotałam rozbawiona tym stwierdzeniem. Ashi zawsze potrafiła wszystkich wesprzeć i poprawić im humor. Po niej pojawił się Grim, który też dopytywał się kto, co, jak i gdzie? Ach basiory, czy one musiały być takie troskliwe. Gdy zapadał zmierzch ostatni przyjaciel opuścił jaskinie medyczki, wśród tylu odwiedzających nie było tylko jednej osoby. Osoby którą zamierzałam przeprosić. Gdy słońce skryło się za horyzontem na podłodze pojawił się długi cień. Spojrzałam zdziwiona na wejście do jaskini w którym stał szarawy basior. Na przedniej łapie założone miał szyny i opatrunek z liści. Po chwili wahania Vincent podszedł do mnie i usadowiwszy się wygodnie spytał:
-Jak się czujesz?
-Jakbym dostała pracę Syzyfa w piekle i za każdym razem gdy kamień mi spadł była torturowana-Basior uśmiechnął się, zanim zdążył zadać kolejne pytanie spojrzałam mu w oczy i oznajmiłam:
-Przepraszam za to wszystko. Sądziłam ,że zapanuje nad mocą, jednak przez głosy w głowie zapomniałam to kim naprawdę jestem, straciłam swoje zdanie i podążałam ślepo za rozkazami. Nie chciałam cię zranić, nigdy tego nie chciałam. Wiem, że to może nie wiele znaczy ale ...-Wyszeptałam ledwo słyszalnie:
-Jeszcze raz przepraszam. Mogłabym ci to jakoś wynagrodzić?

(Vincent?)

Od Annabell c.d Toshiro

Spojrzałam na zaciekawiony pyszczek basiora po czym patrząc przed siebie odparłam obojętnie:
-Nie
-To teraz będziesz miała wyśmienitą okazje by to zrobić- Toshiro oznajmił z entuzjazmem i skręcił w prawo, bez zastanowienia ruszyłam za towarzyszem, w końcu on lepiej znał te tereny niż ja. Ciekawiło mnie jak wygląda to całe morze z opowieści jakie słyszałam wywnioskowałam że jest tam dużo piachu i wody. Drzewa zaczęły rosnąć coraz rzadziej ustępując miejsca trawie i rośliną zielnym jednak i te po chwili znikały. W powietrzu wyczuwalny był charakterystyczny zapach soli. Po chwili kępki trawy kompletnie znikły pozostawiając suchy i bardzo sypki piasek, w którym było dość ciężko biegać. Chociaż tego nie chcieliśmy musieliśmy z Toshiro zwolnić i zmniejszyć tempo. Stanęłam na skraju plaży przyglądając się wodzie na której pojawiały się fale, a na ich czubkach skrzyła się w świetle księżyca biała piana. Był to bardzo hipnotyzujący widok który urzekał swym pięknem. Szybko jednak wyrwałam się z zamyślenia i ruszyłam wzdłuż plaży poszukując w powietrzu zapachu wilka. Toshiro poszedł w moje ślady i również zaczął węszyć. Po jakimś czasie delikatna bryza przywiała do naszych nozdrzy zapach zbiega, bez zastanowienia ruszyliśmy za delikatną wonią która w każdej sekundzie mogła zniknąć. Gdy znów otaczały nas drzewa wyciągnęłam jeden ze swych zatrutych noży, nie wiadomo kto mógł czaić się skryty wśród koron drzew. Jak na zawołanie z gałęzi nad naszymi głowami zeskoczyły na ziemie cztery wilki. Jednego z napastników dźgnęłam zatrutym ostrzem, czarny basior padł krztusząc się, próbując za wszelką cenę pozbyć się jadu który pulsował w jego żyłach. Chwyciłam ogonem wadery która przymierzała się do skoku na Toshiro, gdy tylko zanurzyłam ostrze w jej szyi przewróciłam się popchnięta przez trzeciego wroga. Przez przypadek skaleczyłam sobie łapę ostrzem, przez co do mojego krwiobiegu dostała się mała ilość trucizny, nie przejmowałam się jednak jadem który palił żyły niczym kwas. Gdy po paru minutach odparliśmy atak szybko wyjęłam z torby leki i zaczęłam opatrywać ranę. Po dłuższym czasie ruszyliśmy dalej przed siebie, starałam się podczas biegu nie używać zranionej łapy, niestety nie mogłam się zregenerować jakby to było w przypadku zwykłej rany, przez jad zajmie mi to trochę dłużej. Dzięki pojawieniu się wrogów mieliśmy trop, który ułatwił nam poszukiwanie terenów wrogiej watahy. Gdy po paru minutach biegu stanęliśmy na wyznaczonej przez wilki granicy spytałam:
-Gotowy?

(Tosiek?)

Od Annabell c.d Grima

Gdy nasze usta się zetknęły spojrzałam z niedowierzaniem na basiora. Nie robiłam nic, tylko tak stałam i wpatrywałam się w Grima jakby zapach żelków, widok jaskini czy odgłosy wycia wiatru i uderzania gradu nie miały jakiegokolwiek znaczenia w tej właśnie chwili. Była to dla mnie zupełnie nowa sytuacja przez co nie wiedziałam co zrobić, jakbym znalazła się w zupełnie nieznanym miejscu o którym tylko słyszałam, ale nigdy nie widziałam go na oczy i ktoś oczekiwał by ode mnie powrócenia do domu. Gdy zdziwienie, które zagłuszało wszystko inne minęło poczułam teraz napływ uczuć i myśli ,które chaotycznie pojawiały się w mojej głowie. Na początku było to szczęście, ponieważ pocałunek był bardzo przyjemny delikatny ale jednocześnie pewny, który wskazywał że nie jest to kwestia przypadku. Ta pieszczota aż domagała się by na nią odpowiedzieć. Dzięki temu gestowi poczułam, że ktoś mnie kocha, że jestem dla kogoś ważna, jednak z tym odkryciem pojawiły się emocje które przeważyły nad tymi pozytywnymi, te uczucia które towarzyszyły mi przez wszystkie lata. Gdy basior odsunął się wyczekując mej reakcji, nie spoglądając mu w oczy odparłam chłodno i beznamiętnie:
-Wynoś się stąd-Te słowa spłynęły po basiorze niczym chłodny deszcz, którego się zupełnie nie spodziewał. Były tak nagłe że Grim potrzebował chwili by przyjąć tą informację do wiadomości. Spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc jakby nie takiej reakcji się spodziewał. Widząc jego zawód powtórzyłam stanowczo:
-Wynoś się stąd!
-Dlaczego?!- Usłyszałam w jego głosie zawód, który jeszcze bardziej mnie zdenerwował
-Nie muszę się tobie tłumaczyć. Masz się stąd wynieść! Natychmiast!!!- Basior pokręcił tylko ze smutkiem głową nie dowierzając i wyszedł z jaskini. Jego sylwetka od razu została rozmyta jakby burza objęła go w swe lodowate ramiona chcąc ochronić go przed wzrokiem innych. Przed moim wzrokiem... Spojrzałam na swe niewyraźne odbicie w jeziorku utwierdzając samą siebie w słuszności swojej decyzji:
-Zawsze gdy obdarzałam kogoś miłością i troską ta osoba mnie zdradzała i zostawiała. Nie chce znów cierpieć...-Po dłuższej chwili ciszy która opadła na mnie niczym kurtyna dla aktorów po ukończonym przedstawieniu usłyszałam w głowie smutny głos Rin, która mnie karciła:
-Nie powinnaś odtrącać uczuć innych. Sama przecież dobrze wiesz, że jest to bolesne. Musisz pokonać swój lęk przed kochaniem innych inaczej nikt nie będzie mógł pokochać ciebie, a tego tak właśnie w głębi duszy pragniesz Grim podarował ci swe serce licząc na to że je przyjmiesz, jednak ty bezlitośnie zdeptałaś jego miłość niczym chwasta. Jednak wiec, że ten chwast może obdarować się pięknym kwiatem jeśli tylko dasz mu szanse-Po moich policzkach spłynęły krwawe łzy, które były skutkiem bólu mej duszy i skrzywdzonego wielokrotnie serca. Oddawały one ból który trawił mą duszę. Łzy upadając na piaszczyste podłoże pozostawiały w nim malutkie kratery czerwonego piasku. Nie przestawałam płakać jakby teraz wszystkie negatywne uczucia które w sobie dusiłam przez te wszystkie lata, postanowiły ze zdwojoną siłą pokazać się światłu dziennemu. Po dłuższej chwili gdy się uspokoiłam otarłam mokre futerko na policzkach. Westchnęłam próbując się nieco rozluźnić, gdy to zrobiłam spytałam Rin:
-Co mam teraz zrobić?
-...-Tak jak myślałam znikąd wsparcia. Jednak towarzysząca mi dziewczyna po dłuższej chwili zwłoki odparła:
-Pójdź do niego i mu wszystko wyjaśnij, dlaczego tak zrobiłaś- Chyba nie miałam innego wyjścia. Wybiegłam z ciepłego schronienia zdając się tylko na pastwę rozszalałego żywiołu,. Chyba matka natura była niezadowolona z mojego zachowania, dlatego utrudniała mi podróż na każdym możliwym kroku. Wiatr wiał mi w oczy ograniczając widoczność, śnieg z gradem nie miłosiernie uderzał mnie w bok powodując ból porównywalny do miliona malutkich igiełek , a zaspy śniegu spowalniały pochód. Jednak nie zważałam na to, jedyne co się dla mnie teraz liczyło było dotarcie do jaskini Grima. Po godzinie lub dwóch błądzenia odnalazłam grotę należącą do basiora. Gdy weszłam do środka podbiegłam od razu do właściciela tego miejsca. Grim wyglądał na przygnębionego i smutnego, gdy mnie ujrzał zapytał zdziwiony, nie dowierzając że stoję obok niego:
-Co ty tu robisz?
-P-przyszłam cię przeprosić
-Za co?- Czyżby on naprawdę czerpał przyjemność z tego jak trudno mi to powiedzieć. Westchnęłam i zaczęłam patrząc mu w oczy
-Przepraszam, za swoje zachowanie. Nie powinnam była tak wybuchowo cię traktować. Jednak nie zrobiłam tego z faktu że cię nie lubię...-Basior całym swym jeździectwem pokazywał mi bym kontynuowała, dlatego dodałam to co podpowiadało mi moje serce:
-Zazwyczaj osoby które kochałam zdradzały mnie i zostawiały na pastwę losu nie martwiąc się o mnie. Przez te zawody nie obdarzam już nikogo troską czy współczuciem, ponieważ ja sama nigdy tego nie otrzymałam. Zareagowałam tak wybuchowo by później nie żałować, że cię pokochałam. Jednak Rin pokazała mi że najbardziej skrzywdziłam siebie, zrobiłam to samo co ludzie i rodzina wobec mnie, których tak nienawidzę . Za to wszystko cię bardzo przepraszam. Nikt nie powinien być odtrącany-Zanim basior cokolwiek powiedział podeszłam do niego jeszcze bliżej po czym pocałowałam go nie pewnie w usta.

(Grimuś? Przyjmiesz przeprosiny? xd)

Od Yuko C.D Steve'a

Można powiedzieć, że dzisiaj miałam dobry humor. Zuko mnie nie budził z samego rana, więc to będzie dobry dzień. Chyba, że zachce mu się zaczepiać mnie przez cały dzień, czego nie znoszę. Mówi, że skoro ma siostrę, to chce z nią spędzać dużo czasu. Ja też jestem wilkiem i mam prawo raz na jakiś czas mieć spokój, prawda?
Dzisiaj niebo było czyste, nieskazitelne, żadnej chmury... chociaż śniegu dużo. Kiedy byłam młodsza kopałam w śniegu norę, w której spałam. Byłam wtedy małym kurduplem, nie wiedzącym, że szczęśliwe zakończenia dzieją się tylko w bajkach, które opowiadała mi matka. Ale wracając do pogody... Co ja się oszukuję, ja nawet otoczenia porządnie nie umiem opisać.
Szłam spokojnie przez las... I ja się zastanawiam, dlaczego zamieszkałam w jaskini, która jest w samym środku lasu... Ja nie chcę by niedźwiedzie mnie dopadły. Zuko i tak mnie nie obroni, przecież to baba z dziwnymi myślami (zdania siostry nikt nigdy nie ważył się zmienić), a przynajmniej ja tak uważam. Nie wiem jak Ash z nim wytrzymuje, A dobra, już wiem. Większość czasu przebywa ze mną, razem z Ash odbijamy go jak piłeczkę, raz jest u mnie a raz u niej. Ona ma trochę spokoju i ja mam trochę spokoju. Już wiem! Ash z nim wytrzymuje gdyż... go kocha! Łał yuko... wpadłaś na to po niecałej minucie, gratulejszyn. A teraz musisz coś zjeść.
Podążałam za moim nosem, on zawsze wie gdzie co jest. W tej chwili szukałam jakiejś przekąski, małego królika, no może dwa. Ruszyłam truchtem za zapachem świeżego mięsa, i dopiero wtedy zorientowałam się, jaka jestem głodna. Mijałam drzewa i krzaki jak w transie, podążałam za tropem zwierzyny jak wilk... Yuko, przecież ty jesteś wilkiem... Ehh Yuko... Naucz się przynajmniej porównywać dobrze.
Jest, widzę go. Puszysty śnieżnobiały królik, moja przekąska. Szybkim ruchem dopadłam jego gardła i zmiażdżyłam tchawicę. Zdechł w ciągu kilku sekund. Uczyło się tych rzeczy. Zabijanie przychodzi mi z łatwością, ze zbyt dużą łatwością.
Po skończonym posiłku, gdy zostały już tylko same kości i skóra ruszyłam w dalszą podróż.
Idę sobie spokojnie przez zaśnieżony las, lecz w pewnym momencie drogę tarasuje mi wyskakujący ze śniegu biały basior, po chwili dostrzegłam też czarne elementy.
- Dobry? - spytałam lekko przechylając głowę i wykrzywiając pysk w dziwnym uśmiechu, co chyba wyglądało jak grymas, więc szybko przyjęłam postawę zdziwienia, i nawet nie wiem po co.
Yuko jak zwykle jest dziwna, i dziwna pozostanie.

< Steve? Piszę bo... się nudzę. Proste? Proste. Opo niesprawdzone, więc mogą się pojawić błędy. Te nocne napady weny... >

niedziela, 17 stycznia 2016

Od Shiori do Stev'a

Prychnęłam odwracając wzrok. To, że nie dałam sobie rady z hydrą jeszcze nic nie znaczy. Szłam przed siebie nie zwarzając na wlekącego się z tylu Stev'a.
-Shiori ?
Westchnęłam i zatrzymałam się by poczekać na basiora. On przytruchtał do mnie i teraz szliśmy jednym tempem do lodowej krainy.
-Kiedy go znalezłeś ?
-Co ?
Wskazałam na gryfa usadowionego na głowie Stev'a.
-Jakiś czas temu, prawda że słodki.
Uśmiechnęłam się obrzucając stworzenie wzrokiem.
-Ja jeszcze nie mam towarzysza, i póki co chyba nie zamierzam.
-Ale czemu ?
-W odpowiednim czasie sam się znajdzie.
Uśmiechnęłam się do basiora.
-W sumie masz racje.
-Jak zawsze.
Zaśmiałam się a zaraz potym usłyszałam ryknięcie. Stanęłam jak wryta na środku ośnieżonej polany. Razem ze Stev'em zaczęliśmy się rozglądać. Nasze oddechy zagłuszało miarowe uderzanie spiżowych skrzydeł.
-Smok.
Wyszeptałam wpatrując się w białą sylwetkę zbliżającą się do polany. W głowie usłyszałam kobiecy, zimny głos "Czeka was tylko śmierć" a zaraz po tym kolejny ryk który przerodził się w pisk.

(Steve ?)

Od Lelou do Touki

Wzdrygnąłem się, dopijając ostatnie krople eliksiru. Paskudztwo smakowało jak gorzka mieszanka grudek ziemi, zgniłych owoców oraz błota.
Odstawiłem naczynie po lekarstwie. Mei szybko do nas podeszła, po czym wyrzuciła zarówno moją buteleczkę, jak i tą Touki, w ogień huczący przy jednej ze ścian. Spojrzałem na waderę pytającym wzrokiem.
- Jeśli pozostawi się to lekarstwo na zbyt długo, zacznie wydzielać dość charakterystyczny zapach, który zwabia potwory. Dawniej wykorzystywano ten sposób jako pułapkę podczas polowań, ale dość szybko z tego zrezygnowano, bo rośliny usychały, kiedy te opary je dosięgały. Dlatego teraz jesteśmy w jaskini. Potem będę musiała nasmarować specjalną maścią moje zioła- wyjaśniła, równocześnie wskazując ruchem łapy na liczne sadzonki, zasiane w szczelinach jaskini, gdzie zamiast skały widać było ziemię.
- Rozumiem- uśmiechnąłem się.- A mogłabyś może opatrzyć ranę Touki?
- Nie potrzeba!- warknęła wspomniana wilczyca.
- Proponuję na najbliższe kilka minut odebrać prawo głosu waderom z czarną sierścią!- przerwałem jej.
- Popieram- zgodziła się Mei.- Nie złość się. Jestem medykiem i nie mogę patrzeć, jak ktoś łazi z raną i nawet nie daje sobie pomóc. A Lelou, jak zapewne wiesz, ma nieco zwiększoną potrzebę opieki. Martwi się o przyjaciół.
Prychnąłem.
- Wcale nie!
- Po co się niepotrzebnie kłopotać- mruknęła Touka.- To tylko zadrapanie.
- Zawsze tak mówią- odparła Mei, sięgając po bandaże.- Lelou, przytrzymaj ją, jeśli będzie chciała uciec.
- Tak jest!
- Niech wam będzie- czarna wilczyca niechętnie uniosła łapę.- Ale ja i tak...
- Bla bla bla. Podziękujesz, jak wyzdrowiejesz.
- Nie mam takiego zamiaru!
Medyczka, chichocząc, polała jedną ze swoich mikstur ranę Touki, po czym zawiązała ją bandażem.
- Do wesela się zagoi- uznała.- Za osiem dni nie powinno być śladu po ranie. Ale lepiej nie nadwyrężaj łapy przez najbliższych kilka tygodni, no i przychodź na zmianę opatrunku, chyba że wolisz sama to zrobić. Tylko ostrożnie!
- Dziękuję, Meredith- powiedziałem, lekko się kłaniając.- Pójdziemy już.
Razem z Touką wyszliśmy z jaskini, a biały śnieg sypał powoli na ziemię. Już po kilku minutach marszu na łebku wadery zebrała się spora warstwa puchu. Zachichotałem, zdejmując ją łapą.
- Przeziębisz się- zauważyłem.
- Taka pogoda nic mi nie zrobi- odparła, a jej ton zdawał się chłodniejszy niż ten zimowy dzień.
- Oj tam, nigdy nic nie wiadomo. Możesz złapać katar, gorączkę, potknąć się o gałąź w śniegu i skręcić łapę...
- Gdybanie nic nie da.
- Ale pomaga uniknąć wielu nieprzyjemnych sytuacji. Dlatego spontaniczne działania tak często kończą się fiaskiem, cierpieniem.
- Gadasz jak zawodowy nudziarz.
Uśmiechnąłem się krzywo, po czym popchnąłem lekko waderę. Ta nieco się zatoczyła, desperacko próbując odzyskać równowagę. Parsknąłem, patrząc na jej starania, po czym wybuchnąłem głośnym śmiechem, równocześnie uświadamiając sobie, iż dotychczas robiłem to tylko w towarzystwie siostry.
Złapałem przednią łapę wilczycy, a ta momentalnie stanęła pewniej. Obrzuciła mnie ponurym spojrzeniem, po czym skoczyła na mój grzbiet, przez co wywróciłem się na śnieg. Wstałem, otrzepując sierść z białego puchu, równocześnie formując śnieżki.
- Zaraz się przekonasz, jak nudziarz umie rzucać- mruknąłem pogodnie, przygotowując się.

< Touka? Wybacz, żeś tak długo czekała >

Od Grima cd Annabell

Zanurkować po żelka nie jest łatwo, gdy druga osoba robi to jednocześnie. Ale co to za problem.
Gdy zamarłem w bezruchu, przed oczami mając tylko Ann, cała ta paczka stała się nieważna. Nie mogłem oderwać od niej wzroku, a to z jednego prostego powodu- nigdy nie oglądałem jej z tak bliska. Może z ukosa czy z góry, ale twarzą w twarz? Nigdy. I chyba zacznę robić to częściej. Jej wielkie oczy w kolorze wiśni aż emanowały pięknem. Podobała mi się jej czystość, naturalność w każdym drgnięciu. Przez ułamek sekundy, dzięki zaskoczeniu wydawała się być taka niewinna, delikatna, ulotna jak morska bryza.
Nigdy wcześniej nie mogłem bliżej przyjrzeć się tym trzem czerwonym łzom na policzkach, a duecie z szaro-niebieskawym odcieniem futra urządziły w moich oczach teatr świateł...
Ale nic nie trwa wiecznie,prawda? Wadera złapała za parę żelków i odskoczyła w tył, chcąc utopić wspomnienia w kolorowej galaretce. Wrzuciła je na język i przełknęła równie szybko, a ja tylko ugryzłem się w język spuszczając wzrok na paczkę żelków. I znowu to samo...
Gdyby ta dziwna bariera między mną a Annabell, była ze szkła, już dawno roztrzaskałbym ją na kawałki. Ta niewidzialna ściana była jakby jednym wielkim znakiem ,,Stop".Na początku ów zakaz wydawał się być zwykłą formalnością, ale teraz on zaczyna być zwyczajnie wredny! Jakby nie chciał żebym był bliżej niej. Ale kto słucha się barier.
- Interesujesz się bronią i fechtunkiem?- Z rozmyślań wyrwał mnie głos Ann. W samą porę, nie potrzebowałem już więcej czasu. Miałem pewien pomysł, który mógłby się udać. Nie miałem i tak nic do stracenia, a jeśli się uda powiem raz na zawsze ,,baj baj" wrednym zakazom.
- Dość mile zajęcie, jeśli masz na jakiś czas dość magii.- Podszedłem do półki z bronią, siadając tuż obok niej.- ciekawa kolekcja.- przyznałem bez wyrazu.
- Trochę się to zbierało.- Na jej pyszczku pojawił się cień uśmiechu.
- A walczyłaś tym...wszystkim?- zerknąłem z dyskrecją na jej twarzyczkę, ale ona nadal lekko zakłopotana, patrzyła na swoją kolekcję.
- Pewnie tak. Chociaż nie tak od razu. Mało jest celów na taką broń.
-głównie ludzie, co?- Nachyliłem się nad jej czarnym uchem.
- Głównie ludzie.- Przyznała odwracając się w moim kierunku, ale gdy tylko to zrobiła, zdała sobie sprawę z bliskości mojego oblicza. Uniosła nieznacznie łeb, patrząc mi prosto w oczy.
A ja tylko przytuliłem ją do siebie, nie mówiąc nic. Wredna bariera ściskała pomiędzy nami, zwyczajnie rozdrażniona moim zachowaniem. Była jak uparta matka, nie dająca się zbliżyć do własnego dziecka. Niestety nie mogła zrobić nic,jeśli trafi się ktoś równie uparty. Mogła tylko odejść i roztrzaskać się jak szklany kieliszek.
- Grim...?- Annabell spojrzała mi w oczy, gdy tylko odsunąłem się od niej na chwilę.
- Daj spokój...- zaśmiałem się pod nosem.-...ile mam jeszcze czekać. Wiesz że nie wytrzymam tak długo.- nachyliłem się nad nią, aż w nozdrzach poczułam słodki zapach truskawki.
- Czy jesteś nap...
- Ile ty gadasz...- westchnąłem z uśmiechem, uciszając ją jednym, długim pocałunkiem. Na tyle długim by raz a dobrze uporać się z tą barierą
(Annie?)
Szablon
NewMooni
SOTT