Warczałam cicho na stojącego niedaleko mnie Waru i kątem oka spoglądałam
na mych towarzyszy. Tosh i Saber wyglądali na zdziwionych, lekko
podenerwowanych, a zarazem jak by mieli zaraz wyzionąć ducha. Pewnie ja
też najlepiej się nie prezentowałam. Nawet nie miałam siły wstać. Czy to
przez zaklęcie Toshiro? Może… Jednak na razie to pytanie zanikało w
gąszczu mnóstwa innych na temat ostatnich wydarzeń. Przez chwilę
myślałam, że głowa mi wybuchnie od ich natłoku.
- Chwila… Uratowałam was od tych latających poddanych Ferluna i właśnie
się dowiedziałem, że mnie znacie… A dokładniej ty- w końcu ktoś się
odezwał, a dokładniej ten ochrypnięty głos obecnego Waru. Podczas
wypowiadania ostatniego zdania wskazał jeszcze łapą na Saber i patrzył
się na niego tak, jak by czekał, aż szary stwór coś powie.
- Nei posichnijesz mie? Ti jow! Sibre! Tio tun Sibre z któreme jruż
birdzo diwndo rozmiwiłeś, spiotkiwałeś, biwiłeś stie! Ti jow! (Nie
poznajesz mnie? To ja! Saber! To ten Saber z którym już bardzo dawno
rozmawiałeś, spotykałeś, bawiłeś się! To ja!)- wykrztusił z siebie
Saber. Waru, który podobno zwał się Kira, osłupiał. Wpatrywał się swoimi
czarnymi ślepiami w naszego przyjaciela. Ale momencik… Saber kiedyś
opowiadał nam o tym swoim przyjacielu Waru… Teraz wszystko się wyjaśnia!
Saber mówił właśnie o tym Waru!
- Czekaj… To ten Waru o którym nam opowiadałeś?!- zapytał zdziwiony
Tosh. Najwidoczniej też myślał podobnie o tym Waru. Czarna bestia
spojrzała na basiora.
- Teraz to ja nic już nie rozumiem! Tłumaczyć się gamonie!- sykną przeraźliwie Kira.
- Jeśli dobrze myślimy to Saber jest twoim przyjacielem- wskazałam łapą
na poranionego towarzysza po czym ciągnęłam dalej- z którym kiedyś się
spotykałeś. Opowiadał nam o tobie, stąd coś na twój temat wiemy-
skończyłam i spojrzałam po kolei na zgromadzonych. Tym razem Kira
patrzył na mnie. Po chwili spojrzał na Sabera, po czym wzrokiem wrócił
znów na mnie, a następnie wpatrywał się w mały, szary kamyczek, który
leżał na ziemi.
- Saber… Nie… Nie, to nie możliwe… Choć… Tylko jedna istota tak mówi… I
to przeze mnie…- szeptał czarny stwór. Wszyscy trzymaliśmy na nim wzrok i
mieliśmy nadzieje, że Kira coś jeszcze dopowie. Najbardziej liczył
chyba na to Saber.
- Przy-przyjacielu… Przyjaciel… Jak ja dawno nie słyszałem tego słowa i
jak ja dawno go nie wypowiadałem…- mówił Waru. W jego głosie dało się
słyszeć zabłąkanie w tym wszystkim, ale i radość. Po chwili spojrzał na
naszego szarego kompana i mrugną oczami.
- Wybacz mi Saberze, mój przyjacielu, że postąpiłem tak, a nie inaczej i
musiałeś kilka lat wytrzymać w tym językiem… Wybacz mi też moją złość-
rzekł z skruchą czarny stwór. Dziwnie jest słyszeć tak miły głos który
pochodzi od samego Waru, lecz nie oto chodzi, że to dziwne, raczej o to,
że Kira przeprosił.
- Nei, nei przyrpiszaj. Chie źibiś bił zniwi miym dibrim
przyulaciłem…(Nie, nie przepraszaj. Chce żebyś był znów mym dobrym
przyjacielem…)- wyszeptał zmęczony i obolały Saber. Moim zdaniem
wyglądał gorzej jednak ciepłe spojrzenie mu nadal towarzyszyło. Nagle tą
miłą chwilę przerwał postawiony w górze łeb Waru oraz jakieś dźwięki.
Po niedługiej chwili Kira pokazał szybko łapą na dziurę w ścianie.
- Wchodźcie i schowajcie się głębiej! Najpewniej maja do mnie sprawę, bo
możliwe, że mnie widzieli jak wam pomagałem… A teraz do dziury!-
powiedział szybko do nas Waru. Pomógł Saberowi wejść, a ja Tośkowi. Gdy
byliśmy już ukryci to usłyszeliśmy głośne uderzanie o skałę.
- Otwieraj Kira!- usłyszałam czyś ochrypnięty głos. Wychyliłam trochę
łepek i przyglądałam się całej sytuacji, a Tośek postąpił tak samo tylko
był przy innej ścianie.
- Zamknąć się już! Otwieram…- wysyczał Kira. Otworzył powoli swoją
jaskinię którą była zamknięta głazem. Przed nią stały dwa te latające
bestie.
- Gdzie, gdzie oni?!- krzyknęła jedna zmora.
- Jacy oni?! Czy ty gdzieś tu kogoś widzisz?!- odpowiedział zdenerwowany
Kira. Nie minęła kilka sekund, a latający podwładni Ferluna zaczęli
szukać czegoś po jaskini przyjaciela Saber. Szukali chyba nas. Schowałam
się bardziej za ścianą z nadzieją, że nas nie wywęszą. Biały basior
postąpił tak samo. Mój i jego oddech dało się słyszeć, ale może te
potwory nie usłyszą.
- Możecie już wychodzić?- odrzekł znudzony Waru.
- Niech będzie… Ale…- zaczął jeden skrzydlaty stwór, lecz Kira mu przerwał.
- Ale jeśli się okażę, że kogoś mam tu to oberwę od Ferluna, tak, tak. A
teraz spadać z tond ślepe węże- dokończył oto tymi słowami. Bestie
skrzywiły pyski po czym wyszły, a Kira znów zamkną grotę.
- Wychodzić- szepną domykając pieczarę. Najpierw wyszedł szybko Toshiro, a później ja pomogłam wyjść Saberowi.
- To co my mamy teraz zrobić?- zapytałam spoglądając na wszystkich.
- Poprosić o magię, o tą której szukamy- rzekł Tosh i popatrzył na Kire po czym dodał- podobno ty ją masz.
Zakłopotany Waru spojrzał w ziemię.
- J-ja… Kilak lat temu… Jak spałem… Ktoś wkradł się do mojej jaskini i
ją ukradł…- wydusił z siebie. Byłam zaskoczona, tak samo jak Tosiek.
Ukradł? To skąd my niby mamy wiedzieć gdzie to teraz jest! Opadłam na
ziemię i położyłam łeb na zimnej ziemi.
- Cudnie, piękne, wspaniale… Jak my ją teraz znajdziemy… Jakieś pomysły?- szepnęłam.
- Chwila… Czemu jej szukacie?- zapytał Waru. Chciałam już się odezwać, lecz Tosh mnie uprzedził.
- Długo by mówić, ale musimy ją znaleźć. A co do pomysłów na ich
odnalezienie… Nie ma czegoś co by mogło nam ją wskazać?- rzekł basior.
- Błękitny kompas…- powiedział nagle olśniony Kira.
- Co?- rzekliśmy chórkiem ja i moi kompani. Tylko wiadomo, Saber inaczej, po swojemu.
- Eh… Błękitny kompas został kiedyś stworzony na taką sytuacje, ponieważ
wieki temu się zdarzyła podobna sytuacja. Był tak zbudowany, by
pokazywał położenie magii w razie jak by zaginęła. To on nam pomoże!-
wykrzykną.
- A niby gdzie go mamy szukać?- zapytałam. Szczerze miałam wątpliwości co do mocy ów urządzenia.
- Jest to w pewnej górze która znajduje się na południu krainy w której
jesteśmy. Jednak będzie trzeba tam trochę poszukać, ponieważ kompas na
pewno jest gdzieś dobrze schowany- wytłumaczył do końca Kira.
- To co, ruszamy!- wykrzykną Tosh zdeterminowany. Jestem ciekawa gdzie on tyle energii znalazł.
- Ael… Cio zi mniem? Nei dimi ride tikim pironianiym idś… (Ale… Co ze
mną? Nie dam rady taki poraniony iść…)- odrzekł Saber i upadł ciężko na
ziemię.
- Hm… A…- zaczął Kira, ale tym razem szary towarzysz mu przerwał.
- Nim wim. Zijmuje sim sebo sime. W końściu trochę wim o pimicnych
rzecicha. Niwiet na tike ranie. (No wiem. Zajmę się sobą sam. W końcu
trochę wiem o pomocnych rzeczach. Nawet na takie rany…)- odpowiedział.
- Nie, nie zostawimy cię- wypowiedział się Tosh.
- Zistawicie. Zidinie jist chybie waźnie, a jo zidbim o sibim.
(Zostawicie. Zadanie jest chyba ważne, a ja zadbam o siebie)- ciągną
uparty Saber.
- A co jak cię dorwą?- zapytałam.
- Ni dowiją. A teriz idźsta, piridze sibie sobe. Jiż!(Nie dorwą. A teraz
idźcie, poradzę sobie sam. Już!)- pogonił nas. Wszyscy nie chcieliśmy
go zostawiać, ale chyba to było jedyne rozwiązanie. Pożegnaliśmy się z
Saberem, powiedzieliśmy by uważał po czym ruszyliśmy w kierunku góry o
której mówił Kira. Zapytaliśmy się czy daleka droga, a ten odpowiedział,
że około cztery dni. Mogło być gorzej chyba, nie? Ech, no nic, trzeba
będzie to przejść. Ja jednak nadal myślałam o tym jak Saber sobie
poradzi i co wyjdzie z naszej wyprawy…
<Toshiro? Przepraszam, trochę tak nijako ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz