poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Od Reiko do Rivaille

"No w końcu!" - sapnęłam zirytowana odwracając się wraz z Ahitą od jaskini nowo przybyłego i z ulgą mieszaną z wielką radością na pyszczku pożegnałam tego złośliwego samca, jakim był Rivaille."Eh co ja z nim mam..." - pomyślałam kręcąc głową na prawo i lewo, gdyż basior od chwili pojawienia się i wypowiedzenia pierwszego słowa działał mi na nerwy i choć to ja go pierwsza zaatakowałam, to i tak po tym wszystkim nadal jednak nie zamierzałam go przepraszać. W końcu pośrednio to przez niego straciłam panowanie nad sobą i powaliłam go na ziemie, myśląc, że to intruz, a do tego te jego teksty."Grrr...Każdy ma wady i zalety, więc co mu do tego, że nie jestem szybka?" - pomyślałam idąc przed siebie w stronę swojej jaskini, by choć na trochę odpocząć od tego cholernego słońca!
- Rei, tak się zastanawiam... - słowa alfy wydawały mi się takie niepewne, więc zerknęłam na nią kątem oka i zwolniłam nieco kroku, choć moje ciało przeczuwało kłopoty i łaknęło szybkiego wycofania się z niezręcznej sytuacji.
- Tak, Ashita? - zatrzymałam się mimo protestów samej siebie, zdając sobie sprawę, że wadera nie idzie za mną, lecz spogląda w miejsce skąd przyszłyśmy. Spojrzałam w tamto miejsce i przełknęłam cicho ślinę.
- Chciałabym abyś... - zaczęła po krótkiej chwili odwracając się w moją stronę, po czym wzięła głęboki wdech, jakby coś ciążyło jej na wątrobie a moje serce jakby z obawy na jej słowa zaczęło szybciej bić. Ciało miałam jak sparaliżowane, nie mogłam się ruszyć, więc tylko patrzyłam w jej oczy, z nadzieją, że nie chodzi o NIEGO. - oprowadziła naszego nowego członka po terenach i odpowiedziała trochę o naszej watasze... "Nie, a jednak! Yyyyy!"
- Żeeee...coooo proszę? - stałam jak słup soli wpatrując się wielkimi oczyma w Ashitę. W głowie miałam istny chaos, jakby tysiące pszczół kłębiło się w jednym miejscu i kłuło mój mózg od środka. - Aleeeee.. - potrząsnęłam gwałtownie głową, odpędzając wszystkie za i przeciw - Nie nie nie! Ashi ja nie mogę, on jest taki wkurzający..! - w moim umyśle pojawiły się różne sceny, jak dogryzamy sobie i nawzajem rzucamy się sobie do gardeł, przez co tym bardziej nie chciałam mieć z nim nic wspólnego. Gorączkowo szukałam jakiegoś wyjścia z tej sytuacji, przeklinając samą siebie, za to że nie ewakuowałam się wcześniej, tylko czekałam na rozwój wydarzeń. "Szlag! I co teraz.."
- Mnie się wydawał w porządku... - odrzekła spokojnie z lekkim uśmiechem, jakby to co powiedziała, było aż tak oczywiste, jak dzień i noc a mnie jeszcze bardziej to zdenerwowało. Czy ona nie widzi że my najlepiej to byśmy się pozabijali?!
- No właśnie... - najeżyłam się trochę pokazując kły - Tobie! - warknęłam odwracając się od wadery, która na moje słowa głośno westchnęła, jakby zmęczona już całym dzisiejszym dniem.
- Reiko no! - zagrodziła mi drogę, stając przede mną i zatrzymując w miejscu - To ty się na niego rzuciłaś! - fuknęła wkurzona a mnie aż rozsadzało od środka, by jej czasem nie przywalić w ten ładny pyszczek.
- Był obcym! - krzyknęłam od razu pokazując w jej stronę kły a włoski na moim ciele podniosły się gwałtownie do pionu.
- To nie ma nic do rzeczy. - szepnęła cicho, zapatrzona w miejsce, które tylko jej wzrok jest w stanie dojrzeć. - Masz go oprowadzić i koniec. - spojrzała na mnie zrezygnowana, co nieco mnie uspokoiło. Nabrałam dużo powietrza w płuca, po czym ze świstem je wypuściłam.
- To rozkaz?
- Nie... - odrzekła i uśmiechnęła się do mnie lekko. - proszę Reiko... przynajmniej spróbuj... - zamyśliłam się na chwile, gdy podeszła do mnie i dała mi kuksańca w bok. Uśmiechnęłam się lekko, trochę zawstydzona, po czym spojrzałam w jej oczy.
- Eh...ok - odpowiedziałam niepewnie i odwróciłam się w stronę jaskini basiora, jakby dodając sobie otuchy. Ashita zaśmiała się tylko wdzięcznie, po czym odeszła w swoją stronę. Chwilę milczałam wpatrzona w niknącą w lesie sylwetkę wadery, po czym z głośnym westchnieniem ruszyłam z powrotem. Ten pomysł wcale mi się nie podobał i jestem pewna, że będę tego żałować..."Nic na to nie poradzisz" - odezwał się mój głosik przeszywającym głosem, a przez mój kręgosłup przeszły zimne ciarki. Im bliżej byłam, im odległość między nami się zmniejszała tym bardziej czułam narastającą gulę w gardle. Nabrałam głęboko powietrza po czym wyprostowałam sylwetkę i zerknęłam w stronę wejścia do jaskini, gdy usłyszałam głośne "APSIK!" i mimowolnie kąciki moich ust podniosły się lekko do góry.
- Widzę, że księżniczka ma katar - zaśmiałam się z pogardą spoglądając na basiora, który prawdę mówiąc, nie wyglądał na zadowolonego.
- Co tu robisz? - warknął w moją stronę, gdy powoli weszłam do jego nowego "domku" i poczęłam rozglądać się po wnętrzu. Nie powiem, całkiem tu fajnie, jak na jaskinie basiora przystało.
- Ashita "poprosiła mnie" - tu celowo zrobiłam cudzysłów łapkami usadawiając się wygodnie na ziemi - bym oprowadziła szanowną księżniczkę po terenach i w razie konieczności odpowiedziała na niezrozumiałe pytania - odpowiedziałam z lekkim sykiem podchodząc do niego i patrząc mu głęboko w oczy. Samiec warknął ze złością tupiąc łapą o ziemie. - Oczywiście, możesz powiedzieć, iż nie chcesz, to sobie pójdę - dodałam z cichą nadzieją w głosie lekko się uśmiechając, lecz Rivaille najwidoczniej nie zamierzał odpowiedzieć, przez co między nami nastała cisza przerywana tylko naszymi oddechami. Patrzyłam w jego niebieskie tęczówki nie mogąc odwrócić wzorku, jakby coś magnetycznie mnie do niego przyciągało. "Ogarnij się!" - ocknęłam się z transu i lekko zmrużyłam oczy. Basior wyglądał na zamyślonego i jakby nieobecnego duchem, co nieco mnie śmieszyło.
- Dobra... - "No nareszcie!" spojrzałam na niego pytająco, gdy w końcu się odezwał.
- Dobra co? - spytałam wstając i odwracając się tyłem z zamiarem wyjścia, lecz zagrodził mi drogę z bezczelnym uśmiechem. "Jak ja mu zaraz...".
- A ty dokąd to, hmm? - podszedł do mnie jeszcze bliżej, aż poczułam jego ciepły oddech na pyszczku. Otworzyłam szerzej oczy cicho przełykając ślinę, jakby to miało pomóc. Nie potrafiłam wydusić z siebie słowa, gdy był tak blisko..."CO??" odskoczyłam gwałtownie z głośnym warknięciem, co nieco mnie obudziło.
- Nie rób tak nigdy więcej! - fuknęłam najeżając się nieco, na co zaśmiał się figlarnie - Miałam nadzieje, że powiesz, iż nie chcesz... - odwróciłam głowę udając zainteresowanie czymś innym, byleby nie nim. Za cel obrałam sobie nawet interesującą ścinę skalną która rozjaśniała nieco wnętrze swoim jasnym odcieniem szarości. Moje obserwacje zostały jednak szybko zakłócone cichym mruknięciem w prawe uchu.
- Ale jednak chce... - szepnął muskając jego płatek noskiem przez moje ciało przeszły ciepłe dreszcze. Zamknęłam oczy czując przypływ kolejnych wspomnień, które nie opuszczały mnie od początku...

"- Kocham Cię Reiko - szept jego głosu odbił się drganiem i wtargnął do mojego wnętrza wywołując gorąc i przyjemne uczucie w środku, jakby całe stado motylki wirowało ci w dole brzucha. Z kącika oczu szerokim strumykiem łzy leciały jak wodospad. Miłość, szczęście i nadzieja, przyciągały do siebie dwa ciała- Ja ciebie też kocham, Jerow - odszepnęłam wtulając się w jego miękkie futerko, a ciche nucenie jego głosu koiło moje wnętrze..."

- REIKO! - wrzasnęłam na cały głos, wyrwana z myśli, zamykając uszy łapami. Odskoczyłam od Rivaille z głośnym piskiem, po czym spojrzałam na niego z nienawiścią - No nareszcie! Mówie do ciebie, a ty mnie w ogóle nie słuchasz! - syknęłam na jego słowa wystawiając kły.
- Nic mnie to nie interesuje! Zamyśliłam się, OK?! - krzyknęłam, aż zabolało mnie gardło, po czym ze świstem wypuściłam powietrze z płuc. Serce waliło mi w piersi a oddech nie chciał się uspokoić. "Dlaczego teraz akurat musiało się to stać? Dlaczego nie potrafię na chwilę zapomnieć?" - pomyślałam z bólem zaciskając mocno usta.
- Wybacz... - "Że co on powiedział?!" - spojrzałam na niego z szokiem i usiadłam na ziemi nie mogąc dłużej ustać na łapach.
- Yy mógłbyś powtórzyć? - poprosiłam cicho patrząc mu głęboko w oczy. Odwrócił wzrok i spuścił lekko głowę. - Eh.. dobra, nie ważne. - sapnęłam wzdychając - chodźmy już obejrzeć te tereny... - szepnęłam cicho i powoli minęłam go ruszając w stronę lasu...

Rivaille? Co ty na to?

Od Klair do Toshiro

- Kolejna przygoda?- dopytałam.
- Tak - uśmiechnął się.
- Wiesz, że przygody nie są na zawołanie!- mruknęłam.
- To choć ich poszukać!- zamerdał ogonem i ruszył do przodu.
- Heh, to idziemy.
Zaraz po mojej odpowiedzi tusz pod moimi łapami przebiegł... PAJĄK?!
- Aaaaa! Pająk!- Krzyknęłam i energicznym krokiem wycofałam się. Na mój "fart" postawiłam tylną łapę na lince. Ona w zamian zacisnęła się na mojej łapce. I pociągnęła mnie w górę. Wyglądałam jak Ann ;-; .
- Tosh! Toshiro!- krzyczałam. Po chwili basior stał pode mną. Wybuchł śmiechem widząc mnie powieszoną jak ryba na linie!
- I to wszystko przez pająka!?- odrzekł ze śmiechem.
- Haha... Nie śmiej się tylko mi pomóż!
Zaraz jednak usłyszeliśmy kroki. Nie były to kroki wilka. Tylko... Ludzi?!

<Toshiro? Uciekaj!>

Banner!

Toshiro wykonał banner dla naszej watahy, za co mu dziękuję. Zapraszam do wklejania go na swoją stronę na Howrse itp.


 

Kod HTML banneru: <div style="text-align: center;">
<a href="http://watahaporannychgwiazd.blogspot.com/"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSULXMXW9sNWr0f1nq10wHErQUqjt-nAVgXx6ZNXaopv2nJqMBESeQeGOZYOykWufMkVlABqDV1Bu1vwodm5kfXRKgnFbjUoscqxeLFREmPaZygLFi1v0u8m0-TJHVVy-RDqPWCHwfjxs/s400/watahabanner2.JPG" /></a>

Od Toshiro do Meredith

Byłem ciekawy, co takiego zamierza mi pokazać wadera. Dobrze mi się z nią rozmawiało i byłem w stanie uwierzyć, że kiedyś się przyjaźniliśmy.
- No to daleko, czy nie?- marudziłem, śmiejąc się.
- Tak, bardzo!- krzyknęła Meredith.- Jakieś pięć godzin drogi!
Usiadłem na ziemi i wyciągnąłem łapy w górę.
- Nie dam rady. Zanieś mnie, proszę!
- Oj, Tosiek. To chyba basior powinien nosić wadery, a nie odwrotnie?
- Szczegóły. A gdyby się okazało, że ja jestem Toshira, a ty Mer? Nosiłabyś mnie wtedy?
Wadera również zaczęła się śmiać.
- Być może- oznajmiła.- Choć jestem przekonana, że teraz dasz radę dojść o własnych siłach. Chyba, że jestem gorszy ode mnie?
Gwałtownie wstałem.
- O nie, co to to nie! Biegiem! Przygoda!- krzyknąłem, po czym zacząłem biec.
Meredith zaczęła mnie gonić. Po chwili gnaliśmy obok siebie, co rusz się szturchając, bądź skacząc. Na miejsce dotarliśmy kilka minut później. Czyżby Meredith wcześniej robiła sobie ze mnie żarty?
- Tosiek! Zobacz, tu jest przejście- wadera weszła w wąski otwór i z pewnym trudem przeszła na drugą stronę.- Teraz twoja kolej!
Sceptycznie spojrzałem na wąskie przejście. Mimo wszystko, było za późno na to, by się wycofać.
- Ok, idę!- mruknąłem i zacząłem wcielać swoje słowa w życie.
Na początku szło dobrze. Jednak potem, kiedy chciałem wykonać kolejny krok, odkryłem, że nie mogę się ruszyć w żadną stronę. Szarpałem się, skakałem, wszystko. Meredith patrzyła na to wszystko z szerokim uśmiechem.
- Coś się stało?- zapytała.
- Utknąłem. Mogłabyś mi pomóc?
< Meredith? xd>

Od Pinki Gaya Cd. Vincent

-Chodź szybciej!-rzuciłem do tyłu biegnąc po Alejce
-Idę, idę.-mruknął
-Ale musisz iść szybciej! Proszę, proszę, proszę! Inaczej nie zdążymy!-krzyknąłem błagalnym głosem
Vincent przewrócił oczami i pobiegł w moją stronę. Po chwili oboje biegliśmy po Alejce, w stronę pewnego miejsca... O którym mój ukochany nie wie. Po chwili wiśniowych drzew było coraz mniej, opuszczaliśmy alejkę. W końcu wbiegliśmy do lasu zostawiając to piękne miejsce w tyle. Vincent uśmiechnął się, a ja nie miałem pojęcia czemu. Dlaczego on tak się szczerzy opuszczając Aleję Zakochanych.
-Pinki, możesz mi wyjaśnić gdzie idziemy?-spytał
-No... w takie fajne miejsce.-powiedziałem
-A dokładniej?
-Zobaczysz kocie.... To znaczy kumplu, kumplu.-poprawiłem się zaraz
-Eh, Pinki.-mruknął Vincent
Nie odpowiedziałem mu, tylko biegłem dalej. Po chwili znaleźliśy się nad urwiskiem.
-Pinki, znowu będziesz popełniał samobójstwo?-mruknął niezadowolony
-Nie, nie, to nie to!-rzuciłem podekscytowany.
Na myśl o tym co zachwilę będzie się działo z moich ust zaczęła kapać tęczowa ślina. Mój ukochany kolega widząc to zaczął szykować się na najgorsze, widziałem to po jego pysku.
-Nie martw się, ja chcę ci tylko coś pokazać.-powiedziałem wycierając kolorową wydzielinę
-A co takiego?-spytał
-No więc, szykuje się niezwykłe widowisko. Za parę chwil Księżniczka Celestia, Królowa Słońca i Dnia opuści wielką żółtą kulę za horyzont, dając początek ciemnej porze dnia, oddając królestwo we władanie drugiej księżniczki, władczyni Nocy i Księżyca. Ale jej to nie lubię.-wyjaśniłem
-Czyli co... Zachód Słońca?-mruknął Vincent
-Dokładnie tak.
-Pinki, zachody Słońca ogladają zakochane pary. To nie jest dobry pomysł...-mówił i zaczął się strategicznie odsuwać do tyłu
-Nie Viniek, spokojnie. Nie chcę cię podrywać tu.-wyjasniłem
-A więc?
-Czasem w czasie zachodu Słońca księżniczka komunikuje się ze mną. Chciałbym, żeby cię poznała.-powiedziałem smutno
-Uh... w porządku, zostanę.-powiedział znudzony Vincent
-Super! A teraz cicho, zaczyna się!
<Vincent? Co księżniczka Celestia chce ci przekazać?>

Od Toshiro do Klair

,, Nie rozdzielajcie się."
Jakbym sam nie mógł się domyśleć tego! Ten stwór mógłby nam dać jakiś jaśniejsze wskazówki. Ale za klucze byłem mu jak najbardziej wdzięczny.
- Jak myślisz, daleko jeszcze?- zapytała wadera, nie przerywając biegu.
- Wydaje mi się, że nie- odparłem pogodnie.
- Uch, chciałabym zobaczyć słońce! Wyjście, gdzie jesteś?!
Jakby na zawołanie, stanęliśmy przed ścianą. Spojrzałem w górę. Biegł tam tunel, a na jego końcu dostrzegłem światło.
- Tam jest otwór, Klair!- krzyknąłem.
Wyciągnąłem ze swojego magicznego schowka pyłek, który dostałem od wróżki. Błękitna wilczyca uczyniła podobnie ze swoim woreczkiem. Jednocześnie wysypaliśmy na siebie odrobinę proszek i już po chwili wznosiliśmy się w górę.
Uczucie nie było zbyt przyjemne. Nie kontrolowałem do końca swojego lotu. No i... kiedy spojrzałem, jak daleko od ziemi się znajdujemy, poczułem mdłości. Mało brakowało, a zwróciłbym ostatni posiłek. Na szczęście, kilka sekund później staliśmy na trawie, a tajemniczy otwór w krzewach zasklepił się i zniknął.
- No- oznajmiłem.- To była przygoda! Idziemy na poszukiwanie kolejnej?
< Klair? Idziemy? xd>

Od Ashity do Zuko

Naszyjnik Zuko zaczął świecić i prowadzić nas do krzewu z czarnymi truskawkami, podobnie jak mój.
- Chyba chodzi o to- zaczęłam niepewnie.- Że one nas prowadzą do właściwego krzewu. Spróbujmy!- krzyknęłam pogodnie.
Z tymi słowami, zerwałam ciemny owoc i wrzuciłam do swojego pyska, po czym połknęłam.
- Ash, to niebezpieczne!- ostrzegł, ale było już za późno.
Poczułam w przełyku palący ból, który rozprzestrzenił się na całe moje ciało. Upadłam na ziemię, cicho jęcząc. Straszliwe uczucie nie ustępowało. Basior zaczął mną potrząsać, krzycząc coś, czego nie mogłam usłyszeć. Wszystko widziałam, czułam i słyszałam jakby przez mgłę. Spadałam w czarny tunel, który zdawał się nie mieć końca.
Nagle w mojej głowie pojawił się obraz małej wadery biegającej po łące. Potem potworów, które atakują wilki. Sceny z mojego życia przesuwały mi się przed oczami z ogromną prędkością. Jak siedzę z basiorem na ziemi, patrząc na spadające gwiazdy... ostatnim wspomnieniem był rozbłysk światła. A potem ciemność. Otworzyłam gwałtownie oczy i poderwałam się z ziemi. W efekcie tego, przewróciłam Zuko. Kiedy zorientowałam się, że na nim leżę, szybko zeskoczyłam na ziemię.
- Um... przepraszam- wyjąkałam.- Ale co my tu robimy. Przed chwilą byliśmy w Alei...
- Ash- wilk spojrzał na mnie z powagą.- Co się tam wydarzyło, kiedy się rozdzieliliśmy?
- Sama nie wiem. Znalazłam źródło tego światła. Stała tam jakaś wadera i powiedziała, że podda nas jakiejś próbie. I to nie jednej. Chyba wiem, kto to...
- Ja też- potwierdził ponuro, ale zaraz się uśmiechnął.
- A teraz, powiedz. Co tu robimy?
Zuko pochylił łeb i głośno westchnął.
- Długa historia. Straciłaś pamięć i cię tu przyprowadziłem, abyś zjadła wężotruskawki. Kiedyś ci dokładnie opowiem.
- Nie trzeba- podeszłam do basiora i lekko go pocałowałam.- Może się gdzieś przejdziemy?
< Zuko? Co ty na to? xd>

Od Meredith do Toshiro

-A może i my coś pokażemy?- spytał basior.
Eee... Zaskoczenie? Tak. Naprawdę nie spodziewałam się tego.
-Wiesz Toshiro...-zaczęłam niepewnie.- Chyba zawsze byłam kiepską aktorką- pokazałam jeden z moich uśmiechów.
Miałam wrażenie, że basior trochę posmutniał.
-Skoro tak twierdzisz- westchnął.
Chciałam pobyć jeszcze przez jakiś czas w pobliżu Toshiro. Przy nim czułam się idealnie. Szkoda, że stracił pamięć. Może to być egoistyczne, ale... po części cieszył mnie ten fakt. Dzięki temu mogłam prawie wszystko zacząć od nowa.
-Masz ochotę przejść się ze mną? Chciałam coś Ci pokazać.
-Hmm... Czemu nie?- odpowiedział bez namysłu.
-Zatem biegnij!
Ruszyliśmy przed siebie. Jakie były moje zamiary? Otóż, kiedy nadarzyła się okazja, postanowiłam pokazać Toshiro to, co odkryłam wraz z Ashi... Źródła Schinzen!
-Meredith, długo jeszcze?
-Ech, dopiero wyruszyliśmy...
-No, to daleko, czy nie?
Oboje zaczęliśmy się śmiać. W tamtym momencie czułam, jakby... wszystko działo się ponad rok temu, jakby... dawny Tosiek wrócił...

<Toshiro? I co? Będzie zabawa? xd >

Od Ashity do Torso

Nie podobała mi się odpowiedź Torso, aby zostawić go samego. Ale cóż... rozumiałam, co nim kieruję. Też chciałam zabić Waru za śmierć mojej rodziny i przyjaciółki.
Teraz jednak musiałam się skupić na wspinaczce. Ostre krawędzie kamieni raniły moje łapy, ale zacisnęłam zęby i szłam dalej, podobnie jak towarzyszący mi basior.
- Hej!- zaczęłam.- A przy okazji, co zamierzasz zrobić jak już dojdziemy na miejsce?
- Zobaczysz- odparł z uśmiechem.
Głośno westchnęłam, ale nie ciągnęłam rozmowy. Przekonamy się nam miejscu. Zobaczę, czy jestem w stanie poskromić moją ciekawość.
***
Dwadzieścia minut później:
- Jesteśmy prawie na miejscu- oznajmił pogodnie Torso.
- No ale powiedz... co zamierzasz zrobić jak już dojdziemy na miejsce?- dopytywałam.
- Przekonasz się.
Na moim pyszczku zagościł lekki uśmiech. Już chciałam zadać kolejne pytanie, ale w tym samym momencie usłyszałam coś dziwnego. Basior również to musiał usłyszeć, bo jego łeb natychmiast skierował się w tamtym kierunku.
- Ludzie?- warknęłam.
- Nie. To jakieś stwory, dużo ich. Tam jest jaskinia- wskazał łapą na ciemny kształt, parędziesiąt metrów od nas.- Biegiem!
Puściliśmy się w tamtą stronę i wskoczyliśmy w otwór. Byłam pewna, że przed nami będzie płaski teren, tymczasem zaczęliśmy spadać w dół.
Po kilku sekundach wylądowaliśmy na ziemi. Cicho jęknęłam, kiedy poczułam, jak moje ciało spotyka się z podłożem. Torso musiał mieć podobnie, ale nie narzekał. Podnieśliśmy się z ziemi.
- Gdzie my jesteśmy?- zapytałam cicho.
- Nie mam pojęcia- odparł.- Chodźmy, zbadamy ten teren.
- Dobra- odparłam.
< Torso?>

Nowy stamp!

Jax wykonał stamp dla naszej watahy, za co mu bardzo dziękujemy. Zapraszam do wklejania go na swoją stronę profilową na Howrse itp.

Od Annabell c.d Errora

Spojrzałam na Errora który znajdował się w moim dawnym pokoju, znajdowały się w nim jakieś zabawki i inne drobiazgi. Rozmawiał z pluszakami ,najwyraźniej w jego świecie musiały to być jakieś osoby. Gdy usłyszałam, że mogę iść pozabijać wszystkich z entuzjazmem ruszyłam przed siebie. Nie podobało mi się to miejsce, było takie chłodne i bez życia. Jedynym co widziały moje oczy była biała farba i kafelki, srebrne detale jak strzykawki i biurka. Był to spory labirynt korytarzy i pokoi. W niektórych pomieszczeniach znajdowali się ludzie ubrani w nieskazitelnie białe fartuchy. Gdy jakiegoś widziałam od razu powalałam na ziemie i zabijałam bez litośnie. Po paru zwłokach później zaczęło mi się lekko kręcić w głowie, jednak nie zważałam na to i dalej mordowałam . Z satysfakcją patrzyłam jak ulatuje z nich życie gdy wiją się w agonii z powodu bólu. Po paru trupach zaczęła mnie boleć głowa i słyszałam jakieś szumy. Zamierzałam skoczyć na kolejną postać jednak zatrzymałam się nie pewnie gdy zobaczyłam jej twarz. Miała białe włosy niczym świeży śnieg, a jej oczy przypominały rozgwieżdżone niebo. Patrzyłam oniemiała na kobietę, wyglądała tak samo jak ja gdy zmieniam się w człowieka. Przyglądałam się uważnie jej poczynaniom. Weszła do przestronnego pomieszczenia, zapisała coś na kartkach i wzięła próbkę mikstury. Jednak zacięła się w palec i jej krew spłynęła do probówki. Przez to ciesz zrobiła się cała turkusowa, dziewczyna odłożyła wszystko na miejsce i wyszła szybko z pokoju. Stałam oniemiała. To wszystko było jej winą gdyby nie jej krew probówka uleczyła mnie i byłabym zwykłym wilkiem. Straciłam chęć mordu, ponieważ teraz zamiast obarczać wszystkich mam już swój cel. Po jakimś czasie wróciłam do Errora który leżał i zwijał się z bólu. Wzięłam go na grzbiet i zaczęłam nieść w stronę drzwi, które znajdowały się na końcu. Nie powiem mógłby być lżejszy i mniejszy, ledwo co udało mi się iść. Chyba tylko chęć wydostania się stąd powodowała, że nie przygniótł mnie jego ciężar. Jednak to miejsce nie chciało nas stąd wypuścić, naukowcy zaczęli do mnie mówić wiele rzeczy, jednak udało mi się ich zbyć skupiłam się tylko na jedynej osobie i tylko ją chciałam zabić. Po jakimś czasie dotarłam do drzwi i szybko przeszłam przez próg by już żadne zjawy nas niepokoiły. Czekałam aż Error poczuje się lepiej by ruszyć dalej w drogę.

(Co teraz nas spotka Error :3 )

Od Mystogana CD.Yasux

- Właściwie, nie wiem gdzie zmierzyć... Alfa nie ochrzani nas za wyjście poza tereny watahy?- stanąłem w miejscu i opuściłem uszy.
Coś nowego, dziwne, że znalazł sie ktoś, co nagle chce ze mną iść na wyprawę... Tak, ze mną! Jestem dość przymulony i zatroskany swoimi sprawami, by jeszcze wplątywać w to ją... Wydaje się być serdecznym i miłym wilkiem - tak jak większość tej watahy. Przypominała mi pewną osobę, z marzeniami i wieloma ambicjami. Z ukosa przyglądałem się Yasux czekając na propozycję "lidera" wyprawy.
- Ashii?- przyśpiewała jak poranny ptaszek i wydając minę napełnioną czystym uśmiechem. - Niee... Sądzę, że da nam na chwilę uciec - dodała ściszając głos w ostatnich słowach.
- Uciec? Cóż, mam nadzieję, że jakoś nam sie powiedzie, partnerze - uśmiechnąłem się na chwilę przekrecając nieco w przód mój korpus na magiczne przedmioty.
- W drogę! - zapiszczała z zachwytu i zaśmiała się.
Zdziwiłem się, że ta wadera, która przed chwilą chodziła zatroskana i była trochę agresywna zmieniła sie nie do poznania. Może będę psychologiem albo terapeutom? Yasux radośnie skakała wokół i potrząsała swoją bujną grzywką.
- Eeej, a gdzie tak w ogóle idziemy, co?- zwątpiła trochę tonem głosu, ale mimo to będąc nadal radosna.
Co taka energia od niej pulsuje? Jest na swój sposób magiczna, nie mówiąc o tym jakim zaufaniem obdarzyła nowo co poznałego wilka, który jest a'la a-społeczniakiem. Podziwiam ją, że z takim kimś nie bała sie wejść do lasu...
- Przed siebie Yx, to spontaniczna podróż... Mała podróż - dopełniłem i podważająco skinąłem głową.
- Będzie ciekawiee! Obronisz mnie jak jakiś smok zatrzaśnie mnie w wieży? - złapała się za czoło i udawała upadek na ziemię z braku sił.
Szybko przytrzymałem ją, widzę że wadery lubią być ratowane... I ot nowa informacja o płci pięknej.
- Tak, jak już cię zabieram to muszę jakoś dbać o ciebie, prawda? - pomogłem waderze wstać na równe nogi.
- Oczywiście, hihi - śmiała sie słodko, a na twarzy pojawiły sie jej rumieńce.
*3 godziny później*
- Mystoogaan, ile jeszcze? - westchnęła z wytchnieniem.
- Zmęczyłaś się, co? Jesteśmy w szacowaniu... Ćwiartki drogi jaką mam na sumieniu przejść - zastanowiłem się na chwilę i spojrzałem na waderę.
Nie wyglądała na jakkolwiek zmęczoną, miała tylko troszkę podpuchnięte oczy. Nie dziwię się, jak wstała tak wcześnie, jak spotkałem ją rano na polanie.
- Eee, nie no co ty. Tylko trochę bolą mnie łapy, to wszystko - dopełniła lekko trzepocząc rzęsami.
- Mało cię znam - rzekłem nagle a Yasux spojrzała na mnie zatrzymując się. Jej wyraz twarzy oczekiwał odpowiedzi.
- Ale... Mimo to wiem, że powinnaś teraz skakać dookoła mnie i zadręczać mnie pytaniami, co nie? - opuściłem głowę i zwróciłem uwagę na coraz szybciej zapadający zmrok.
- Haha, masz rację - już nic nie czuję!- naskoczyła mi na drogę i znowu była taka żywa i pełna energii jak dzisiejszego ranka. Skąd ona bierze tę energię...
- Gadanina gadanką, ale zobacz Yas. Robi sie ciemno, a zanim skończę wypowiadać to zdanie będzie noc i sie pogubimy - wskazalem jedną z moich lasek na księżyc, wychylał sie powoli zza horyzontu.
- Mów mi częściej Yx - uśmiechnęła się jakby nie słyszała tego co powiedziałem.
Jak chce bym ją tak nazywał... Nie będę nawiązywać sporów, ale chcę jakoś z nią się zaprzyjaźnić, bo chyba lepiej jest mieć kogoś przy boku...
- Dobrze więc... Yx, chodźmy znaleźć jakieś miejsce do spania... Robi sie też zimno
- Jak o tym wspomniałeś aż mi dreszczyk przeszedł po grzbiecie - zjeżyła sie nieco i wtulając się do moich płaszczy.
- Znajdziemy jakąś miejscówkę i pójdziemy spać - oznajmiłem podając Yx trochę mojego płaszcza ściągając go trochę z siebie.
Tak jakoś szliśmy w ciszy. W lesie poza terenami było cicho jak makiem zasiał, nawet ptaki tutaj nie przelatywały. W ogarniającej się mrokiem poświacie zauważyłem światełko w tunelu widząc w oddali jaskinię.
- Tam spędzimy noc.
<<Yasux? :3>>

Od Zuko do Ashity


- Pogoda? No w sumie ładna, widzę ,że jednak coś zostało ci z tej ''Ashity, przed amnezją'' ,
- Mam do ciebie prośbę, opowiedziałbyś mi jaka byłam wcześniej? To znacz... przed utratą pamięci. - Wadera lekko się uśmiechnęła.
- Jasne, może to przywróci ci pamięć, warto spróbować. Więc byłaś zawsze uśmiechnięta i pełna życia, potrafiłaś zawsze poradzić sobie nawet w najtrudniejszej sytuacji. Nigdy mnie nie zawiodłaś, raz nawet uratowałaś mi życie..., mogę zawsze na ciebie liczyć. A co najważniejsze jesteś moją.... - Po chwili opanowałeś się, widząc zmieszanie na pyszczku Ashity. Odwróciłem się od niej, za bardzo nie wiedziałem co zrobić.
- Dziękuję, że tak dobrze o mnie mówisz... - Odparła Ashita, po czym położyła swoją łapę na moim grzbiecie.
Ja odwróciłem się do niej, uśmiechnąłem się i ruszyliśmy dalej. Droga była mało przyjazna dla wilków, teren był dość bagnisty, a do tego dochodziły jeszcze kolczaste krzewy. Ashita i ja, byliśmy cali pokłuci, co chwile z tyłu słyszałem ciche piski Ash.
- Przepraszam za tą ''moją trasę'' - lekko uśmiechnąłem się do Ashity, ale czułem się winny. Wybrałem skrót, który wcale nie jest taki, jaki ja sobie wyobrażałem. Do tego nie wiem dokładnie, jak wyglądają te całe '' wężo - truskawki''.
- Tam widzę... - krzyknęła Ashita, po czym szybko pobiegła przed siebie.
Nie minęła chwila a już byłem obok niej, owszem znalazła, jakieś truskawki, ale było tam 5 krzewów, a każdy z nich posiadał truskawki innego koloru...
- I co teraz zrobimy? Które z nich, są te właściwe? - Popatrzyłem, zniechęcony na Waderę.
- Może, zjem jakieś przypadkowe, przecież nie powinno mi nic być - Wadera, wyciągnęła łapę, aby zerwać czerwoną truskawkę.
Ja szybko wyrwałem ją z jej łapy.
- Zaraz, tak nie możemy, te truskawki mają wielką moc, i te wężo, i te inne... Jeśli zjesz tą niewłaściwą może zle się to skończyć. - Odparłem stanowczo. Wadera przytuliła mnie mocno, i zobaczyłem, że z jej policzka spłynęła łza.
- Przepraszam cię... ,ja chyba już nigdy nie odzyskam tej pamięci - cicho wyszeptała Ashita.
- Nie płacz, nie płacz proszę, obiecałem ,że coś wymyślę? I obietnicy dotrzymam.... Tylko jak ja to zrobię? Byłem bezsilny....
- Zuko, twój naszyjnik... świeci.... - rzekła Ashita zdziwiona.
Rzeczywiście, naszyjnik zaczął świecić, ja zdjąłem go z szyi, a on pofrunął w stronę krzewu z czarnymi truskawkami...
To samo stało się z naszyjnikiem Ashity, co jest grane?











<< Ash? I co dalej...? >>

niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Marry cd Sebastianka

- To gdzie chcesz iść ? - Mój głos przerwał dość długą i głuchą ciszę tak,że Basior wzdrygnął się lekko
- Nie wiem - Odparł znudzonym głosem - Macie tu jakieś szczególne miejsca ?
- Hmm jest ich tu wiele - Zaczęłam niepewnie - Ale ja bardzo lubię Wodospad Mizu
- Skoro lubisz to miejsce to chodźmy - Odpowiedział entuzjastycznie,uśmiechając się
Wyprzedziłam Sebastiana prowadząc go w odpowiednim kierunku.Niebo było przyozdobione niewielkimi,kłębiastymi obłoczkami.Wiał lekki wiatr który przyjemnie czochrał moje futro.Powietrze nie było już to samo.Chłodniejsze i rześkie.Było czuć jak zmienia się pora roku,lato ustępuje miejsca jesieni.Westchnęłam cicho wpatrując się przed siebie.Wszędzie panowała głucha cisza,którą przerywał jedynie wiatr,szumiący w koronach drzew.Przemilczałam prawie całą drogę,jedynie pod koniec wędrówki Sebastian rozkręcił rozmowę i nieco się ożywiłam.Gdy zbliżyliśmy się do wodospadu na tyle,że było słychać szum wody,krzyknęłam wesoło
- To już tutaj ! - Zerwałam się do biegu,a Seba ruszył za mną
Już po chwili staliśmy przed wodospadem.
- Ładnie,prawda ? - Zapytałam przyglądając się wodzie

< Seba ^^ ? >

Od Ashi do Klair, Marry, Sebka, Zayn'a, Alice, Ann i Errora

Razem z Klair, Marry i Alice wskoczyłam do wody. Zaczęłam ochlapywać moje towarzyszki, które po chwili odpowiedziały mi tym samym. Sebek obserwował nasze poczynania z brzega, a po chwili on również był cały mokry- zakradłam się do niego od tyłu i wrzuciłam do wody. Podobny los spotkał Error'a i Zayn'a. Chciałam zrobić to samo z Ann, ale ostrzegawcze spojrzenie Klair dało mi do zrozumienia, iż mogłoby się do źle skończyć. W końcu szara wadera mówiła, że jak dojdziemy do Wodospadu utnie sobie drzemkę, a osobę, która jej w tym przeszkodzi, czekają długie tortury. Wskoczyłam więc do jeziorka.
Po kilku minutach pluskania się, wszyscy byli porządnie zmęczeni. Nagle poczułam, jak coś łapie mnie od tyłu i przewraca. Wciągnęłam gwałtownie powietrze i rzuciłam się na napastnika. Ten zabulgotał i cicho się zaśmiał.
- Oj, Ash... Nieładnie- powiedział.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Zuko?!- zapytałam.
- A kto inny?- odparł.
Szeroko się uśmiechnęłam i rzuciłam na basiora, mocno go tuląc.
- Nie strasz mnie tak!- fuknęłam na niego.
- No dobrze, dobrze- mruknął.- Mogę się do was dołączyć?
- No pewnie!- odparła wesoło Klair.
Wznowiliśmy naszą zabawę. Skończyliśmy dopiero po zmroku, kiedy słońce zaczynało się chować za linią horyzontu. Wszyscy położyliśmy się na brzeg, a Ann nadal zwisała na gałęzi. Zuko podszedł do mnie i usiadł obok mnie.
- Ciekawy dzień, no nie?- mruknęłam.
- No pewnie- rzekł i lekko mnie pocałował w policzek, ale nikt tego nie zauważył. Gwałtownie poderwałam się w górę.
- Hej, wszyscy!- krzyknęłam.- A teraz może przejdziemy się do Jushiri? O tej porze powinno tam być wspaniale.
- Czemu nie, nie zaszkodzi- poparła mnie Alice.- Ruszamy!
Poszliśmy przed siebie zwartą grupą. Niektórzy robili to z ociąganiem, Sebek został nieco w tyle, by obudzić Ann. Dołączył do nas po chwili, razem z drobną waderą, która wyglądała na nieco wkurzoną.
- Dalko jeszcze?- krzyknął ktoś.
- Kilka minut- odparła Marry.- Nie marudź!
< Klair? Marry? Sebek? Zayn? Alice? Ann? Error? Zuko? xd>

Od Klair do Toshiro :3

Stwór odwrócił się w moim kierunku. Powiedział:
- A ty czego sobie życzysz?
- Ja?- powtórzyłam wskazując łapą na siebie. - Ja nie chcę niczego. - Dodałam uśmiechnięta uroczo.
- Em?- szepnął Tosh. - Serio?- dodał nieco głośniej.
- Naprawdę?- wtrącił stwór.
- Tak, ja mam wszystko - ponownie się uśmiechnęłam.
- Z tego co wiem - zaczął "lew" - Twoja rodzina nie żyje. wszyscy twoi przyjaciele i bliscy też...
- Tak, to prawda... Jednak już się z tym pogodziłam. Fakt... Tęsknię za nimi ale w nowej watasze mam nowych przyjaciół, a z odrobiną szczęścia sama kiedyś założę rodzinę. - skończyłam.
- Hmm. Zgoda ale wiec, że możesz na nas liczyć. - Odparł. - Teraz możecie wracać do watahy.
- Tyle, że nie wiemy którędy- wtrącił mój towarzysz.
- Powiem tylko; "Nie rozdzielajcie się".- mruknął.
Kiwnęłam głową na znak zrozumienia. Tosh pogonił mnie i za chwilę byliśmy w drodze.

<Toshiro?? Zdziwiony moją odpowiedzią?>

Od Toshiro do Annabell

Spokojnie biegłem przez Shinrin. Minęło lato, przyszła kolej na jesień. Lubiłem tę porę roku, nie było w niej ani za gorąco, ani za zimno. Choć może było w niej nieco zbyt wiele deszczów i zmian pogody. No, ale nic nie jest idealne, prawda?
Nagle między drzewami dostrzegłem sylwetkę jakiegoś wilka. Zaintrygowany, ruszyłem przed siebie. Była to wadera, dość niska i drobna. Miała szarą sierść, szczególnie gęstą na szyi. Jej uszy i futro na grzbiecie, tuż przy szyi było czarne. Zaś pod jednym okiem miała trzy czerwone znaki przypominające nieco łzy. Jednak cechą wyglądu, która ją najbardziej wyróżniała, był długi, biało-czarny ogon, przypominający nieco szczurzy. Jak ona miała na imię... ach tak, Annabell! Mamrotała coś o szczeniakach, więc uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Chciałabyś mieć młode? Nie martw się, jestem pewny, że niedługo będziesz mogła je urodzić. Są wspaniałe, no nie? Takie puchate kuleczki, które biegają i...
Nagle poczułem, że coś się na mnie rzuca. Zaskoczony, nie stawiałem nawet oporu. Kiedy mogłem już patrzeć, zarejestrowałem, że leżę na ziemi, a osobnikiem, który mnie zaatakował była właśnie Annabell. Przełknąłem głośno ślinę.
- Ale wiesz- wyjąkałem.- Rozumiem twoje zainteresowanie moją osobą, ale ja nie jestem jeszcze gotowy na młode! I to pierwszy raz, kiedy ze sobą rozmawiamy, a ty...
- Zamilcz!- warknęła wadera.- Skąd do twojego pustego łba przyszedł taki idiotyczny pomysł?! Chcesz zginąć?!
- Spokojnie!- mruknąłem.- Więc co miało znaczyć to całe mówienie o szczeniakach? Słyszałem!
Wilczyca prychnęła, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Nie twoja sprawa. Ale jeśli już musisz wiedzieć, mówiłam, że szczeniaki to spore utrapienie- wyjęła nagle nóż, który wzięła nie wiadomo skąd.
Rozejrzałem się dookoła. Byliśmy sami, nikt nie usłyszy mojego wołania.
- Proponuję walkę- wypaliłem.- Zwycięzca będzie mógł wydać jeden rozkaz przegranemu. Może być?
- Czemu miałabym się na to zgodzić? Mogę cię zabić tu i teraz- podsunęła ostrze do mojej twarzy i poczułem, jak ciepła krew skapuje z mojego naciętego policzka na ziemię.
- Zaatakowałaś mnie z zaskoczenia. Alfa będzie na ciebie zła, jeśli się dowie, że mnie ot tak zabiłaś.
- Najpierw musiałaby się o tym dowiedzieć. Ale niech ci będzie. Będziesz długo cierpiał.
A potem zeskoczyła ze mnie. Głośno nabrałem powietrza, wpuszczając do pyska zbawczy tlen, do którego miałem utrudniony dostęp, kiedy wilczyca przyciskała mnie do ziemi.
- Chodźmy do Jushiri- mruknąłem.
- Mhm- odparła Annabell.
Po kilku minutach marszu, byliśmy na miejscu. Z nieznanego mi powodu, zebrała się tam sporo grupa wilków. Dostrzegłem tam Mei, Klair, Hitachi'ego... większość członków watahy. Na przód wyszła Ashita, podchodząc do mnie i do drobnej wadery.
- Nie pytać, skąd wiemy- zaczęła z uśmiechem.- Ale skoro ją wyzwałeś, Toshiro, a ty, Ann się zgodziłaś, zaczynamy. Tylko pamiętajcie, żadnych trwałych ran macie sobie nie zadawać.
- A zabić można?
- Nie. A, Ann. Zostaw coś po nim. Inaczej będzie za dużo formalności. A ty, Toshiro- zwróciła się do mnie.- Trzymaj się. Powodzenia!
Z tymi słowami, wycofała się do innych wilków, stając tuż przy Zuko. Wszyscy zostawili nam sporo miejsca, tworząc milczący krąg wokół mnie i mojej przeciwniczki. Przyjąłem pozycję bojową, podobnie jak szara wadera. W okolicy niestety nie było wody, nawet najmniejszej kałuży, więc nie mogłem przyzwać Aquarias.
- Przyzwanie Lwa: Leo!- krzyknąłem, wyjmując złoty klucz.
Rozległ się huk i po chwili z dymu wyłonił się mężczyzna, wyglądający na jakieś 16 lat- jeśli liczyć w latach ludzkich. Miał elegancki, czarny garnitur i szeroki uśmiech na twarzy.
- Coś nie tak, Toshiro?- zapytał z szerokim uśmiechem.
Jak on mnie czasem irytował!
- Jestem w trakcie pojedynku- odparłem.- Pogadamy później, dobra? Mógłbyś mi pomóc ją pokonać?
- Oczywiście!- Leo odwrócił się w kierunku Ann, zamrugał szybko oczami i natychmiast do niej podbiegł.
Myślałem, że ją zaatakuje albo co. Tymczasem on otoczył ją ramieniem i szturchnął ją ręką.
- Ależ przyjacielu!- zawołał do mnie.- Nie mogę uderzyć takiej ślicznotki! Damom należy pomagać, a nie je bić!
Warknąłem. Muszę go zabrać z pola bitwy, albo ta wadera zaraz mu coś zrobi. Nie znałem jeszcze za dobrze tych Duchów- co prawda, z ich opowieści wynikało, iż kiedyś moją magią było przywoływanie ich, ale teraz o wszystkim zapomniałem i musiałem się uczyć od nowa. Choć większość technik już umiałem, wystarczył dzień ćwiczeń. Jakby mój umysł zapomniał, ale ciało wiedziało, jak korzystać z tej mocy.
- Wymuszone zamknięcie bramy Lwa!- krzyknąłem z rezygnacją.
Leo zaczął znikać w rozbłysku złotego światła.
- Tosiek!- krzyknął z pretensją w głosie, a następnie odszedł do swojego świata.
- Przyzwanie Bliźniąt: Gemini!- krzyknąłem.
Ponownie rozległ się huk i po chwili przede mną stały dwa niebieskie duszki. Stworki latały dookoła, a Ann zajmowała się jakimiś nożami, choć już kończyła. Musiałem się pośpieszyć.
- Gemini, przemieńcie się we mnie!- poprosiłem.- I korzystajcie z Zaklęć. Ja użyję Krwistej Włóczni.
Wolałem, aby to Bliźnięta używały Magii Zaklęć, ponieważ były nieśmiertelne- jak wszystkie Gwiezdne Duchy- więc nie mogły umrzeć. Kiwnęły łebkami, dotknęły mnie i już po chwili przede mną stała moja dokładna kopia. Sam mocno się skupiłem i naciąłem łapę. Dotknąłem krwi, która wypłynęła z rany i już po chwili dzierżyłem w łapie włócznie w czerwonym kolorze. Zatoczyłem się lekko, nieco oszołomiony.
W tym samym momencie wadera zaatakowała. Używała dwóch noży z cienia, tnąc nimi celnie i szybko jak błyskawica. Z trudem unikałem jej ciosów. W końcu poczułem na grzbiecie coś ciepłego- wilczycy udało się mnie ciąć w grzbiet i teraz biegła tam długa rana, z której płynęła ciepła krew. Warknąłem cicho i uderzyłem w Ann z zamachu włócznią. Jednak zdążyła zrobić częściowy unik i grot broni jedynie drasnął ją w policzek. W tym samym momencie, Gemini użyły na mnie zaklęcia, dzięki któremu stałem się smokiem.
Dobra, nie do końca. Sam jeszcze nie opanowałem tego do końca, więc naturalnie, Bliźnięta też. Efekt był taki, iż stałem się co prawda jaszczurem, ale rozmiarów normalnego wilka. Westchnąłem. Zawsze lepsze to, niż nic. Rzuciłem włócznię mojej kopi, która ją natychmiast złapała. Wzleciałem na skrzydłach w górę i zionąłem ogniem na Ann, jednak ta rzuciła się na Gemini, które były skupione na utrzymaniu zaklęcia i przecięła nożem Gemini- z ich ran trysnęła krew, a po chwili zaczęły znikać w rozbłysku światła. Trochę minie, zanim się zregenerują.
- Nie przejmujcie się!- krzyknąłem do nich.- Spisałyście się znakomicie. Zdrowiejcie szybko!
- Dziękujemy!- odparły i zniknęły.
Przemieniłem się ponownie w wilka. Doskoczyłem do włóczni. Pozostały mi Zaklęcia i ona. Ze Światła nie mogę skorzystać, bo ostatecznie, Ann jest moim towarzyszem i nie zadziała na nią. Zobaczymy. Na razie skorzystam tylko z mojej szkarłatnej broni.
Rzuciłem się na waderę. Co chwilę odskakiwaliśmy, to powracaliśmy, bo skrzyżować swoje bronie. Warknąłem głośno. Adrenalina krążyła w moich żyłach, przez co nie odczuwałem zmęczenia i bólu. Szara wilczyca wyglądała, jakby była pełna energii. Unikała moich ciosów z łatwością, mało który ją dosięgał. Ja też zaczynałem się uczyć jej stylu walki i jej ataki dosięgały mnie coraz rzadziej. Po raz kolejny uderzyłem w Ann, ona w tym samym momencie zaatakowała mnie. Nasze bronie zetknęły się ze sobą. Zaczęliśmy się siłować. Żadna ze stron nie chciała ustąpić, choć szala zwycięstwa powoli przechylała się na...
< Annabell? No to pojedynek. xd>

Od Toshiro do Klair

Spojrzałem na Klair i dziwnego stwora, po czym głośno westchnąłem.
- Nich wam będzie. To w końcu przygoda- mruknąłem z lekkim uśmiechem.- A wiesz przynajmniej, gdzie twoje stado ma siedzibę? I jak się nazywasz?
- Jestem Near. A moje stado powinno być w sercu tego labiryntu.
- Wiesz, jak tam dojść?- zapytałem z nadzieją.
- Gdybym wiedział, tobym nie potrzebował waszej pomocy. Ale musimy się kierować na północ.
Kiwnąłem łbem.
- Idziemy!- zarządziła Klair, kierując się ku otworowi.- Znajdziemy twoją rodzinę, Near.
- Dziękuję, panienko.
- Już mówiłam, zwracaj się do mnie po imieniu. W drogę!
Wcisnęliśmy się do ciasnego korytarza. Stwór miał z tym spory kłopot, ale po kilku minutach szliśmy szerokim korytarzem, w którym mógł się swobodnie wyprostować i rozłożyć skrzydła, ukazując pełny majestat swojej postaci. Czułem lekki niepokój na myśl, że jedno machnięcie jego pazurów mogłoby rozszarpać mnie i błękitną waderę na cieniutkie plasterki.
Klair wpadła w swego rodzaju trans, nie mam pojęcia dlaczego. Prowadziła nas rozwidleniami i bez wahania wybierała tunele, którymi podążaliśmy. Nie wiem, skąd się jej to wzięło, ale siedziałem cicho. Wróżka, siedząca na łbie wilczycy zwróciła na mnie swój wzrok i położyła palec na usta a drugą ręką wskazała na waderę, nakazując mi jej nie przeszkadzać. Po kilku minutach znaleźliśmy się w olbrzymiej grocie z wieloma półkami skalnymi, na których siedziały tajemnicze postacie podobne do Near'a.
- Bracia!- krzyknął nasz towarzysz.- Wróciłem!
Nagle w pomieszczeniu rozległ się głośny szum skrzydeł, kiedy wszystkie osobniki zleciały na ziemię. Zaczęli się przekrzykiwać, aż w końcu wystąpił stwór, wyglądający na najstarszego.
- Cieszymy się z twojego powrotu, bracie- oznajmił donośnie.- Jednak dlaczego przyprowadziłeś do naszej kryjówki te oto wilki?- wskazał potężną łapą na Klair i mnie, a Near pochylił łeb.
- Zgubiłem się. Zaś oni mi pomogli tu dostrzec. Uważam, że należy im się za to nagroda.
- Doprawdy, zabawne słowa, bracie. Jednak masz rację. Macie jakieś życzenia, intruzi?
Przewróciłem oczami. Gościnni to oni nie są.
- Chciałbym odzyskać pamięć- wypaliłem.
- Niestety, tego nie możemy uczynić. Twoje wspomnienia zostały ci odebrane nie bez powodu. Pomogę ci jednak odzyskać część twej dawnej mocy. Sięgnij, proszę, łapą do swojej Magicznej Szafki. Powinny tam się znajdować klucze. Wyjmij je.
Spojrzałem z zaskoczeniem na potwora. Skąd on mógł wiedzieć o takich rzeczach? Jednak bez protestów otworzyłem swój schowek i mocno się skupiłem. Po chwili wyjąłem stamtąd trzy złote klucze. Próbowałem więcej razy, ale moje wysiłki spełzły na niczym. Westchnąłem głośno i cofnąłem technikę.
- Tylko trzy? No no, spodziewałem się po tobie więcej. Ale nic. Stań się silniejszy i próbuj dalej. Te klucze przywołują Wodnika, Bliźnięta i Lwa. Resztę musisz odkryć sam.
Spojrzałem na przedmioty, które trzymałem w łapach. Wyczuwałem w nich magię. I coś... przyjaznego. Instynktownie też wiedziałem, jak się nimi posługiwać. Już chciałem pytać o więcej rzeczy, ale stwór odezwał się ponownie- tym razem do Klair.
- A ty panienko, czego sobie życzysz?
< Klair? xd>

Zakup Eliksiru Żywiołów przez Toshiro!

Toshiro postanowił zakupić Eliksir Żywiołu, więc na jego koncie pozostaje 175 ZK. Jego nowy żywioł to Magia Gwiezdnych Duchów oraz następujące moce:
- Przyzwanie Wodnika: Aquarias!- za pomocą złotego klucza, Toshiro przywołuje Gwiezdnego Ducha, Wodnika o imieniu Aquarias. W czasie walki, ta korzysta głównie z wody, którą przechowuje w swoim dzbanie. Wyzwala z niego wtedy wodę pod bardzo dużym ciśnieniem, która z ogromną prędkością, siłą i celnością leci w kierunku przeciwnika. Ten Gwiezdny Duch potrafi także wyzwolić ze swojego dzbana wielką falę wody, która całkowicie zalewa teren w najbliższym otoczeniu.
Aquarias: Klik jest Duchem, z którym Toshiro jest najmocniej związany, zapewne dlatego, iż zna go od bardzo dawna. Aquarias to syrena o niebieskim ogonie ryby, a także błękitnych oczach oraz oczach. Na czole nosi diadem. Posiada również czarny naszyjnik, kryształowe kolczyki i biało-niebieskie bikini. Jest także bardzo wybuchowa, łatwo ją zirytować. Toshiro często określa ją jako swojego najsilniejszego Gwiezdnego Ducha. Do jej przyzwania, Toshiro musi zanurzyć jej klucz w wodzie.
-  Przyzwanie Bliźniąt: Gemini!: za pomocą złotego klucza, Toshiro przywołuje dwa Gwiezdne Duchy, Gemini. Są one właściwie jednością, choć posiadają dwa ciała. W trakcie walki przemieniają się one w ostatnią osobę, której dotknęły. Znają wtedy jej wszystkie myśli, uczucia, wspomnienia itp., oraz mogą korzystać z każdej techniki i umiejętności danej postaci. Mogą one także w swojej prawdziwej formie lewitować w powietrzu. Jednak moc Bliźniąt jest ograniczona i mogą przemieniać się jedynie w osoby, które władają podobną do nich magią. Często stają się więc klonem Toshiro, walcząc razem z nim.
Gemini: Klik są Duchami Bliźniąt. Oba zachowują się bardzo dziecinnie i do mało czego podchodzą poważnie. Większość czasu spędzają na zabawach. Ich ciała są koloru niebieskiego, zaś ich okrągłe oczy czarne. Spodenki jednego Ducha są koloru pomarańczowego, zaś drugiego- czrne. Przez torsy mają przepasane brązowe sznury ze złotym kółkiem na środku.
- Przywołanie Lwa: Leo!-za pomocą złotego klucza, Toshiro przywołuje Gwiezdnego Ducha imieniem Leo. W trakcie walki, walczy on głównie wręcz, bądź korzysta ze swojego pierścienia. Kiedy uderza nim w przeciwnika, z obręczy wyzwala się złote światło w kształcie głowy lwa, która gryzie przeciwnika i tworzy eksplozję i dużym zasięgu rażenia.
Leo: Klik jest Gwiezdnym Duchem zodiaku Lwa. Przypomina wyglądem człowieka. Zawsze nosi elegancki garnitur i czerwony krawat. Jego jasnobrązowe włosy przypominają nieco grzywę lwa. Nosi także prostokątne okulary i złoty pierścień, który jest źródłem jego magicznej mocy. Jest liderem Gwiezdnych Duchów. W czasie walki zachowuje się spokojnie i odpowiedzialnie. Jednak kiedy nic nie zagraża jemu, czy jego przyjaciołom, staje się bardziej ,,luzacki". Uważany jest za typowego podrywacza, czasem nie wie, kiedy należy się wycofać. Lubi być w centrum zainteresowania, szczególnie wśród płci żeńskiej. Długo pamięta urazy i ma wiele ambicji.


Od Klair do Zayn'a

"To co idziemy dalej? Spytał basior. Jego wzrok był żądny odkryć. Do głowy przyszła mi jedna myśl.
- Lubisz wyzwania?- spytałam.
- Tak, a co?
- Możemy iść na Spiczaste Góry - uśmiechnęłam się.
-Spiczaste Góry? Nigdy tam nie byłem...
- Ja też. Wilki chodzą tam, aby poprawić wytrzymałość.
- Lub jak wolisz Lodowa Kraina. - Dodałam.
- Mogą być obydwa miejsca - odparł.
- Fajnie to gdzie najpierw?- spytałam idąc przed siebie.

<Zayn? Wybacz, że krótkie... To co pierwsze?>

Od Ashity do Mystogana

- Daj mi wszystko ułożyć w głowie, później idziemy dalej- mruknął basior, stając w miejscu.
Dałam mu trzy sekundy, a potem pociągnęłam go za łapę.
- Nie ma mowy- odparłam pogodnie.- Niczego sobie nie układaj, staraj się nie myśleć. W drogę!
Zaczęłam szybko biec przed siebie, a Mystogan podążał tuż za mną, co rusz potykając się o wystające korzenie. Z mojego gardła wydobył się głośny śmiech, zaś wilk cicho jęknął.
- Gdzie ja trafiłem?!- zapytał, najwyraźniej mówiąc sam do siebie.
- Przesadzasz. O, jesteśmy na miejscu- zatrzymałam się.- To Jushiri. Kiedy w watasze już będę szczeniaki, w tym miejscu będą się odbywać ich treningi i tak dalej. Ale póki co, takowych u nas nie ma. Teraz do Amfiteatru!
Ponownie pobiegłam przed siebie, a basior, chcąc nie chcąc, ruszył tuż za mną. Po kilku minutach znaleźliśmy się u celu. Weszliśmy do środka. Na scenie odbywały się akurat walki wilków z potworami. Nie cierpiałam tego rodzaju widowisk.
- Może przyjdziemy tu później, co?- zaproponowałam, siląc się na lekki uśmiech.
- Dobrze- odparł krótko Mystogan.
Ruszyliśmy w kierunku Tysiącletniej Puszczy. Basior już nawet nie protestował, cicho idąc obok mnie. Weszliśmy między ogromne drzewa. Atmosfera tego miejsca zawsze mnie zachwycała. Ten spokój, bezruch. A równocześnie wszystko wyglądało tu tak, jakby las wstrzymał na chwilę oddech, czekając na coś niesamowitego. Miejsce to było domem zarówno dla zwykłych stworzeń, jak i dla magicznych- przyjaznych i neutralnych nam, choć spotykało się tu i te wrogo nastawione. Czujność przede wszystkim.
- Ashita- szepnął Mystogan.- Chyba coś słyszę. Z prawej strony idzie w naszą stronę jakieś duże zwierzę. Nie wiem, jakie ma zamiary.
Kiwnęłam łbem. Rzeczywiście, coś tam było.
- Zostańmy na miejscach. Żadnych gwałtownych ruchów- mruknęłam.
Czekaliśmy w milczeniu na tajemniczą istotę. Po kilku minutach oczekiwania, nie mogłam wytrzymać.
- Kto tam jest?- zapytałam głośno, powstrzymując śmiech.
Cały plan runął. Zwykle nie byłam w stanie utrzymać powagi dłużej, niż przez krótką chwilę stania nieruchomo. To było po prostu silniejsze ode mnie. Mystogan, który stał obok mnie, westchnął, zrezygnowany. Chyba chciał już iść w krzewy, aby zbadać, co tam jest, ale w tym samym momencie naprzeciw nam wyszła ogromna istota, stając kilka metrów od nas.
- Wspaniale- zaczęła.- Akurat jest pora na obiad.
- Świetnie!- krzyknęłam.- Słyszysz, Mystogan? Chcą nas czymś poczęstować! Idziemy?
- Ashito. Obawiam się, że to my mamy być tym obiadem- rzekł wilk, po czym zwrócił się do ogromnego stwora.- Lepiej stąd odejdź. Albo cię zniszczę.
- Próbuj, młodzieńcze. Nawet jeśli jakimś cudem uda ci się mnie pokonać, jest tu więcej takich jak ja. Wyczują moją śmierć i przyjdą tu. Zresztą, i tak już zmierzają w tym kierunku. Wyczuły was i zmierzają na posiłek. Szykujcie się!
- A więc walka- podsumował Mystogan.
Warknęłam cicho i razem z basiorem rzuciłam się do ataku.
< Mystogan? Przepraszam, brak weny. xd>

Od Vincenta do Yasux

-Jezioro powiadasz. – uśmiechnąłem się. – Niedaleko jest Wodospad Mizu. Piękne miejsce. Powinno być idealne.
-Prowadź zatem! – ponagliła żywiołowo.
Prowadziłem Yasux przez Stardust Forest. Na szczęście drzewa nie rozczapierzały się tutaj jak w przypadku Shinrin, tak więc mogliśmy spokojnie kroczyć przez tereny, bez obawy o rozwalenie nosa. Wadera hasała wokół mnie, wdzięcznie wyskakując w górę, celem pochwycenia przelatujących w pobliżu owadów. Ja natomiast nie miałem zbytnio ochoty na harce z insektami-upadek jeszcze wywierał wpływ na moje kości. W końcu pokonaliśmy ostatni rząd torujących drogę zarośli i naszym oczom ukazał się Wodospad Mizu. Kaskada wody jak zwykle opadała wprost do akwenu, szumiąc przy tym rozkosznie. Pełne słońce rzucało swój blask na falującą w powietrzu mgiełkę, tworząc łuk tęczy.
-Wspaniale! – zachwyciła się Yx.
Ponagliła mnie ruchem głowy, kierując się w stronę jeziora. Kroczyłem za nią niepośpiesznie, podczas gdy wadera już zdążyła wyrzucić sporą falę wody na brzeg. Chwilę sunęła pod powietrznią, by w końcu wyskoczyć z tafli, wołając mnie i zachęcając do kąpieli. Moje wkroczenie do akwenu nie było tak efektywne jak skok Yasux, jednak jej to nie robiło większej różnicy. Usiadłem na skalistym podłożu, znad wody wystawała tylko moja głowa. Wilczyca podpłynęła do mnie, uśmiechając się pociesznie-rozczochrana grzywka kompletnie oklapła jej na oczy.
-Lepiej z kośćmi? – zapytała.
-Lepiej. – westchnąłem. – W wodzie czuję się o wiele lżejszy.
-I jeszcze tak przyjemnie chłodzi! – zanurkowała na chwilę, potem wyskoczyła na powierzchnie w przy okazji ochlapując mnie. – Dasz radę pływać? Urządzimy podwodne wyścigi! W tej zabawie raczej nie rozwalisz sobie nosa.
-Oh, nie doceniasz mnie. – zażartowałem. – Chyba lubisz rywalizacje?
-Powiedzmy, że lubię. To jak?
Wziąłem głęboki oddech, który wypuściłem z ciężkim wydechem. Ogon Yx opieszale poruszał się pod powierzchnią wody, zdradzając podekscytowane wadery.
-Możemy. – uległem namowie. – Ale obiecaj, że później przyjdzie czas na odpoczynek?
-Oczywiście! – rzuciła wesoło, podpływając do drugiego końca jeziora, tuż pod wodospady. – Tutaj będzie start! – zawołała. – Płyniemy całą długość, meta będzie tak, gdzie teraz siedzisz! No chodź!
Uśmiechnąłem się jakby rozpoczął zabawę ze szczeniakiem, po czym pewnie podpłynąłem do Yasux. Ustawiliśmy się na starcie. Skalista ściana była tak uformowana, że tuż pod taflą widniały solidne, kamienne płytki, na których można spokojnie usiąść i wsłuchiwać się w szum wodospadów, płynących nad głową.
-Mamy pływać cały dystans pod wodą, czy możemy brać wdech? – zapytałem wadery.
-Jak ci wygodniej. – odparła, szykując łapy do wysiłku. – Tylko jest zakaz używania magicznych umiejętności.
-A czy to trochę nie fair, że ja, obolały, muszę konkurować z w pełni sprawną wilczycą? – rzuciłem oskarżycielsko.
-Sam się na to pisałeś. – rzuciła chytrze. – To chcesz się wyścigować, czy nie?
Bez słowa zająłem swoje miejsce.
<<Yx? R.I.P. Wena 2015-2015 [*] xd>>

Od Zayna CD opowiadania Klair

Amfiteatr? Ok. Lubię miejsca,gdzie ,,dzieje się" sztuka...
Podeszliśmy do gmachu amfiteatru.
-Fajnie tu-zacząłem.
-To prawda. Często są grane tutaj różne sztuki...
-Dużo tu miejsca...
-Tak. Dużo miejsc,a mała część wilków tu przychodzi-westchnęła.
Usiadłam na scenie. Ona usiadła obok mnie.
-Nie wiem,czy to zrozumiesz,ale zawsze byłem twórczą duszą i zawsze chciałem wystąpić przed innymi.
Klair popatrzyła mi prosto w oczy.
-Może kiedyś przyjdzie czas w którym będziesz mógł to zrobić...
Zacząłem nucić w myślach tekst piosenki,którą katowała mnie matka:

Jeżeli znajdziesz przyjaciół,
Jeżeli są przy Tobie w smutku i żalu,
Nigdy nie będziesz się smucił
i nawet gdy masz mało szmalu,
Tą piosnkę będziesz sobie nucił.

Moja mama nie była mistrzynią wierszy.
Z melancholijnego nastroju wyrwał mnie głos wadery.
-Co ty taki zamyślony?
-A nic takiego. To co idziemy dalej?-spytałem żądny odkryć.

Klair?

Od Alice Cd opowiadania Vincenta

-Hmmmm...-zamyśliła się Esmeralda.
-I co?-spytał Vin.
-Na szczęście nic groźnego...będziesz musiała nosić opatrunki i codziennie przemywać ranę-zwróciła się do mnie.
-Dobrze.
Esmeralda najpierw przemyła mi ranę,a potem założyła mi opatrunek.
-Proszę...gotowe. Za tydzień przyjdź na kontrolę,dobrze?
-Dobrze. Dziękuję!-krzyknęłam wychodząc.
***Po wyjściu***
-Lepiej?-spytał basior.
-Tiaa-odparłam-fizycznie tak...
-A psychicznie?
-Tak samo...tylko na moją psychikę nikt nie założy opatrunku...
-Nie martw się...czasem nadchodzą takie chwile w życiu...taki czas krytyczny,ale on mija.
-Wiem...-westchnęłam.
-A co cię martwi. Lub czego ci brakuje?-spytał Vincent siadając pod drzewem.
-Nieważne-mruknęłam.
-Wszystko co rani serce,jest ważne-odparł Vin-no więc?
Popatrzyłam na niego.
-Nikt nie musi tego słuchać,ok?
-Ok...ale jak będziesz gotowa porozmawiać,to wiesz,gdzie mnie spotkać.
Uśmiechnęłam się.
-Jesteś niesamowity...
-Dziękuję-uśmiechnął się lekko.

Vin? Sorry,że krótkawe...brak we(ł)ny

sobota, 29 sierpnia 2015

Od Riki

Od czasu jak zostawiłam moją watahę miną rok. Teraz znowu mam dom. Dom jakiego tam nie miałam. Choć jestem tutaj od niedawna, czuję, że tu zostanę. Miałam zamiar kogoś poznać lecz jeszcze na nikogo się nie natknęłam z watahy. Zostawiłam więc tą myśl i postanowiłam zapolować. Przyłożyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Miałam szczęście bo wyczułam w okolicy zapach jelenia. Podążyłam nim i po chwili była przy zwierzynie która spokojnie jadła trawę. Po cichu podkradłam się do krzaków które znajdowały się blisko niego, czekając chwilkę na dogodną okazje by zaatakować. Jeleń podniósł głowę i zaczął się rozglądać. Spojrzał w stronę krzaków w których siedziałam. Przygotowałam się do skoku i wyskoczyłam z ukrycia. Jeleń stał na tyle blisko krzaków w których byłam, że jednym dużym susem ugryzłam go w szyję. Na początku skakał i wierzgał, jednak to było na nic. Trzymałam go zawzięcie. Choć powoli już opadał z sił to nadal wierzgał. Była to ciekawa zabawa. Miałam jego szyję w moich szczękach a on skakał i się rzucał. Po pewnym czasie znudziło mi się to więc szarpnęłam moją zdobycz ku ziemi po czym jeszcze bardziej się wgryzłam. Zwierze upadło. Chciał jeszcze się podnieść jednak szybko ugryzłam go w gardło uniemożliwiając oddychanie. Kiedy jeleń umarł, zaczęłam zajadać. Od dawna nie jadłam takiego dobrego mięsa. Przez ten rok jak byłam sama, napotykałam zwyczajne jelenie. Dobre ani złe nie były jednak ten naprawdę mi smakował. Byłam dość głodna więc zjadłam prawie całego. Po udanym posiłku poszłam się napić i obmyć z krwi w pobliskim strumyku. Kiedy dotarłam na miejsce, weszłam do wody zanurzając tylko łapy i pysk. Po chwili byłam czysta więc zabrałam się do picia wody. Gdy skończyłam to naszła mnie ochota by trochę pośpiewać. Zaczęłam nucić sobie po cichu piosenkę mojej mamy jaką mi śpiewała wieczorami jak miałam kilka miesięcy. Popatrzyłam w górę i zaśpiewałam troszeczkę głośniej. Nagle dobiegł mnie szelest pochodzący z gęstych krzaków.
- Halo? Jest tam ktoś?- powiedziałam po czym odwróciłam głowę w ich kierunku. Z zarośli wyszedł pewien wilk.


<Ktoś ma ochotę dokończyć?>

Od Ashity do Meredith

- Chyba niedługo musimy wracać- mruknęła wadera ze smutkiem.
Szturchnęłam ją lekko w bok.
- Daj spokój!- odparłam ze śmiechem.- Wcale że nie.
Nagle Mei uniosła łeb. Początkowo sądziłam, iż usłyszała coś podejrzanego, ale jej uśmiech raczej mówił mi, iż szykuje coś głupiego. Spojrzałam w jej stronę, czekając.
- Ashi- zaczęła.- A przy okazji. Tym basiorem, którego masz na oku, jest Zuko, no nie?
Tego się nie spodziewałam. Gdybym teraz mogła, teleportowałabym się na drugi koniec Stardust Forest. Zanurzyłam łeb w wodzie, ale wiedziałam, że nie ucieknę przed tą rozmową. Kiedyś musiała się odbyć, a teraz, kiedy nikt inny się jej nie przysłuchiwał, był chyba najlepszy czas na takie coś.
- Tak- wyjąkałam.- Przynajmniej tak myślę.
- Kiedy to się zaczęło?- dopytywała.
- Em... Sama nie wiem. Niedawno. Chyba po tym, jak wyszliśmy z takiej jednej jaskini.
- A szczeniaki? Kiedy? Chcę być ciocią!
- Mei!- krzyknęłam, zasłaniając łapą pysk.- Ja nawet nie wiem, jak się sprawy ułożą! Ale chciałabym mieć młode. Sama nie wiem kiedy, może jakoś za kilka miesięcy.
Wilczyca pokiwała łbem z szerokim uśmiechem.
- Zresztą o to samo mogłabym zapytać ciebie!- mruknęłam.- Ale na razie mam dość tych tematów. Może się gdzieś przejdziemy?
- Byłyśmy już wszędzie- odparła z rezygnacją.
Nagle w mojej głowie pojawiła się nowa myśl.
- Więc wyruszmy na poszukiwanie nowych terenów! Obszar naszej watahy jest dość spory i jeszcze nie zdążyłam wszystkiego poznać. Idziesz?
< Opko pisane między innymi w odpowiedzi na wyzwanie od Zuko. Zaliczysz mi? I Mei, czy uczynisz mi tę łaskę i dokończysz? xd>

Profil wilka- Riki

Imię: Riki
Przezwisko/ Ksywka: -
Motto: ’’ Kiedy mam wybierać między złem a złem, wole nie wybierać wcale. ’’
Wiek: 4 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Riki jest marzycielką. Uwielbia przenosić się do swojego świata wyobraźni. Czasami jak towarzyszy w nudnej rozmowie, przenosi się do krainy swojej fantazji. Riki kocha ogółem śpiewać! Zawsze nuci sobie coś pod nosem. A jak jest sama to potrafi nawet trochę głośniej zaśpiewać. Jednak jak by miała wystąpić przed publicznością, chyba nigdy by tego nie zrobiła. Choć chciała by się przełamać i to zrobić. Nawet nie mogła by śpiewać przed jedną osobą. Jedyny wilk któremu mogła śpiewać, była jej mama. A co do poznawania nowych wilków… Riki jest typem samotnika jednak nie pogardzi przyjacielem. Mimo iż Riki wygląda drobnie to walka nie jest dla niej niczym nowym. Nawet całkiem ją lubi. Wadera też nie odmówi sobie śmiechu…
Lubi: Wyścigi z innymi wilkami, śpiewać, marzyć, walczyć.
Nie lubi: Nietolerancji innych, wolnego chodzenia.
Boi się: Dużej publiczności, utraty prawdziwego przyjaciela.
Aparycja: Riki, końcówkę ogona ma w kolorze fioletu który przechodzi dalej w granat a później błękit. Te barwy nie zakrywają jej całego ogona. Kiedy ogon Riki się kończy, kolory na nim się zwężają i wokół nich (tylko na ogonie) pojawiają się jasne zielono- żółte wzorki. Później na końcu ogona są dwa, również zielono- żółte ,,obręcze”. Barwy z ogona zwężają się w cienką linię która ciągnie się na środek pleców i zamienia się w kształt smoka, ustawiony głową do góry. Z pyska smoka na plecach, wydobywa zielono- żółto- pomarańczowy płomień (taki wzór na sierści), który później zmienia się z czerwień na włosach Riki. Kolejnie jest różowy który znajduje się na włosach Riki wraz z czerwonym. Na uszach Riki są trzy zielone linie i kilka kropek. Na tylnich łapach (na górze) ma ,,obręcze” tak jak na ogonie tylko, że pomarańczowe. Pomarańczową ma jeszcze linię na pyski która wiedzie od jednego oka, przez pysk aż do drugiego oka. Nad nosem ma sześć kropek połączonych w pary zielonymi liniami. Na przedniej- prawej nodze (na dole) na z dwie zielone i dwie żółte ,,obręcze” tak jak na tylnich łapach i ogonie. Ogółem cała sierść jest czarna.
Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Wojownik, Przywódca wojowników
Żywioł: Muzyka, Sny
Moce:
Ogłuszający śpiew- z pyska osoby która używa tej mocy, wydobywa się fala dźwiękowa która ogłusza tymczasowo przeciwnika i w tym czasie można przypuścić atak.
Hipnotyzujące nuty- dzięki tej mocy, tworzy się nuty które latają wokół wroga i go hipnotyzują. W tedy jest czas na atak. Trwa 30 sekund.
Bariera dźwięku- jest to tarcza ochronna która chroni osobę rzucającą czar od wszelkich ataków. Trwa 2 minuty.
Zwodząca melodia- nieprzyjaciel jest pogrążony w pewnej melodii i tylko ją słyszy. Nie wie co się dzieje wokół niego choć ma otwarte oczy. Można wtedy atakować. Trwa półtorej minuty.
Podejrzany szum- można z dużej odległości wywołać dźwięk np. przez liście. Przeciwnik zaskoczony tym odwróci głowę i wtedy jest możliwość. Ogółem jest w tedy rozproszony.

Żywioł: Sny
Moce:
Koszmar- dzięki tej mocy można odszukać jakiś koszmar przeciwnika i spowodować, że staje się rzeczywisty dla osoby jaką chce się zaatakować. Nikt inny oprócz osoby atakowanej nie widzi tego koszmaru. Tedy jest czas na atak. Trwa minutę.
Ochronny sen- wilk używający mocy może zapaść w sen na półtorej minuty. Przez ten czas przeciwnik nie może zrobić dużej krzywdy wilkowi używającemu czaru. Przywraca też troszeczkę zdrowia. Trochę zabiera energii ta technika, ale jest przydatna.
Łapacz snów- wilk korzystający z tej mocy tworzy nad swoją głową łapacz snów. Prawdziwym zastosowaniem jest łapanie koszmarów, jednak ta moc powoduje, że jedną czwartą snów wroga, przechwytuje się w ten łapacz snów. Wilk używający mocy widzi w tedy wszystkie te sny. Najczęściej wszystkie nic ciekawego nie mówią, ale można w nich wyłapać jakiś słaby punkt psychiki wroga. Używa się najczęściej tego w tedy kiedy widzi się, że nieprzyjaciel jest silniejszy, ale można z nim porozmawiać. W takich okolicznościach te słabe punkty psychiki się przydają do rozmowy. Metoda która może się nie powieść ze względu na to, że nigdy nie wiadomo, jakie sny się zgromadzi. Dodatkowo jest dość męcząca.
Nieprawdziwy sen- polega na tym, że powoduje się, że wróg widzi piękny świat. Pełen kolorów, jak najprawdziwszy sen. Jednak nagle po wszystko przerywają nieprawdziwe noże. ,,Przybijają’’ nieprzyjaciel do ziemi. Myśli, że są prawdziwe jednak to nieprawda. Efekt trwa dziesięć sekund wiec trzeba szybko działać.
Woda snu- w powietrzu tworzy się mała szklaneczka z magiczną wodą snu. Podlatuje do wroga i przechyla się tak, że ją pije. Nawet jak by nieprzyjaciel próbował ją zabrać od siebie to i tak kilka kropel wpadnie do jego gardła które spowodują, że zaśnie na dwie minuty. Można wykorzystać, albo do ataku, albo do ucieczki.

Pułapka z chmur- przywołuje się chmury które otaczają nieprzyjaciela z wszystkich stron. Jest wtedy czas na ucieczkę jeśli zajdzie taka potrzeba. Z pułapki nie da się wydostać do póki nie zniknie. Trwa 2 minuty.
Niebezpieczne pędy- wywołuje się z ziemi korzenie które chwytają wroga i uniemożliwiają ruch.
Umiejętności: Riki jest bardzo szybka. Potrafi nawet prześcignąć basiora z dużą przewagą.
Historia: Riki urodziła się w normalniej watażce. Wilki były dla siebie miłe i troszczyły się o siebie. Amora, samica alfa i Black, samiec alfa, dbali o swoją watahę. Jednak kiedy trzy dni po urodzeniu Riki, przyszedł na świat syn Blacka i Amory, Zed, wszystko się zmieniło… Na początku gdy był szczeniakiem było dobrze, jednak gdy on i Riki mieli rok, zaczął się pojawiać jego wewnętrzny ’’diabeł’’. Riki była typem samotnika na początku. Nie zaprzyjaźniała się z innymi wilkami tylko zawsze chodziła sama. Jednak pewnego razu gdy piła wodę ze strumyka, wpadł na nią basior o imieniu Spike. W tedy kiedy Riki go poznała, popełniła największy błąd. Ale do później. Spike i Riki zostali najlepszymi przyjaciółmi. Spotykali się wcześnie rano, a żegnali późno wieczorem. Całe dnie chodzili razem i rozmawiali. Miewali przygody i zabawne sytuacje. Pewnego razu Spike zaśpiewał jakąś piosenkę która spodobała się Riki więc postanowiła ją sobie zapamiętać. Kiedy pierwszy raz ją zaśpiewała, zrozumiała, że uwielbia śpiewać. Spike’ owi spodobał się głos Riki więc nalegał aby mu czasami śpiewała jednak ta się wstydziła. Po pewnym czasie Basior przestał prosić. Oj długo trwała ich przyjaźń. Poznali się jak Riki miała rok a zakończyli przyjaźń jak miała 3 lata. Przyjaźnili się tak, że ich przyjaźń zaczęła się przeradzać w coś większego. Pewnego razu jak bawili się, Spike poprosił Riki aby na chwile do niego podeszła. Wadera posłusznie to uczyniła, w tedy basior spojrzał jej głęboko w oczy i pocałował. Od tamtej pory byli parą. Darzyli się prawdziwym uczuciem, przynajmniej tak myślała Riki. Jak co dzień, Riki wyszła rano żeby spotkać swojego ukochanego. Była pierwsza na miejscu ich spotkań. Ale nie od końca. Tam gdzie się spotykali, stał Zed z Shadow’ em i Filim. W tedy Zed zaczął gnębić Riki. Wyzywał ją, drwił z niej, śmiał… Wadera nie mówiła tego Spike” owi lecz on coś przeczuwał. Kiedy pewnego razu Rki natknęła się na Zeda i jego paczkę, nie wytrzymała. To śmianie się z niej było już nie do wytrzymania. Walnęła Zeda z liścia w pysk zostawiając dodatkowo mu ranę po pazurach.
- Nie daruję ci tego małą. Pamiętaj o tym.- powiedział w tedy do niej basior i odszedł. Spike siedział w oddali i to wszystko widział. Był zmartwiony tym, że tak z niej drwili. Riki nic w tedy nie odpowiedziała tylko poprosiła basiora o to by poszli na polanę. Miną kolejny dzień i Riki poszła jak najszybciej do Spike jednak przed nią była tam paczka Zed’ a. Zed uśmiechną się łobuzersko na widok wadery i powiedział do Spike:
- A więc propozycja brzmi tak: dołącz do nas ale musisz zostawić naszą kochaną Riki. Więc?- skończył i popatrzył się na Riki. Spike też na nią popatrzył. W jej oczach było przerażenie. Czekała jak Spike odpowie i nie skorzysta z propozycji jednak tak nie było. Ona się łudziła, że ją naprawdę kochał jednak zgodził się. Przyjął propozycję. Kiedy Spike odpowiedział Zed’ owi, łzy napłynęły do ślepi Riki. Złamał jej serce. Riki po tym incydencie wzięła się szybko w garść. Postanowiła odejść z swojej rodzinnej watahy, bez słowa. Po prostu odejść. Nie mogła patrzeć na Spike, Zed’ a i ich paczkę. W nocy wstała i poszła przed siebie. Była to noc po tym dniu w którym Spike ją zostawił. Szła przed siebie. Znowu była sama. Choć była samotna, żyła szczęśliwie bo zostawiła w tyle niemiłe wspomnienia. Szła tak przez rok. Oczywiście zatrzymywała się. Polowała, piła wodę z napotkanych strumyków, spała lecz czasami szła nocą a za dnia odpoczywała i na odwrót. Tak wyglądało jej życie przez rok aż dotarła do pewnej watahy która zwała się Watahą Porannych Gwiazd.
Rodzina:
Matka- Bella
Ojciec- Chack
Zauroczenie: Rivaille
Partner: Rivaille
Potomstwo: Brak
Patron: Unmei
Talizman: Klik 
 Jest to wisiorek który kiedyś Riki znalazła przy strumyku i jakoś nie potrafi się z nim rozstać. Kompletnie nie wie dlaczego.
Towarzysz: Brak
Cel: Przełamać się kiedyś i zaśpiewać na scenie przed publicznością.
Inne zdjęcia: -
Dodatkowe informacje: -
Ilość ZK: 1546
Przedmioty: Eliksir Zmiany, Eliksir z soku dębu, Punkty do statystyk, Eliksir Żywiołu
Statystyki:
Siła 10; Zwinność 5; Siła magiczna 5; Wytrzymałość 10; Szybkość 10; Inteligencja 10
Wykonane questy: 1
Pochwały: 3
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 9
Właściciel: Howrse- wixon3

Konkurs- etap III

Etap II konkursu się zakończył, nadszedł czas na trzeci. Bierze w nim udział pięć osób: Mavis, Annabell, Rivai, Vincent i Zuko.
Trzeci etap konkursu: napisz opowiadanie (minimum 20 linijek) w formie mitu/ legendy o tym, skąd wzięły się magiczne światełka latające w Stardust Forest (więcej o nich w zakładce Nasze tereny). Najlepsze opowiadanie zostanie dodane do zakładki Fabuła (zmieniona po tym etapie na Kroniki) jako prawdziwa wersja.
Dodatkowe punkty będą przyznawane za:
Przekroczenie 50 linijek tekstu: + 3 punkty;
Dodanie do mitu jakiegoś powiązania między światełkami (lub czymś innym) z naszą watahą+ 2 punkty.
Opowiadania możecie przesyłać do 5 września 23.59. Powodzenia!
Ashita

Banner

Toshiro stworzył banner dla naszej watahy, tym samym wykonując quest 4. Zapraszam do wklejania go na swoją stronę profilową na Howrse itp.


Kod HTML do banneru: <div style="text-align: center;"><a href="http://watahaporannychgwiazd.blogspot.com/"><img src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiM9jUaY47cE3LEaD9xE7pb7TwGzhfKLbTyVgwXIvtkHhv51LodobM_-fuou6PwktUczGJ2sd_eEqV6DjBYCf3SyeJSxDNWq1-WLbYg-cGogqGO5vNh2cLtVmk8HRjaNKc-KZSTPmgHcbA/s400/Banner+wataha.JPG" /></a>

Od Mavis C.D Vincent

Basior był bardzo osłabiony, a mimo wszystko chciał walczyć. Spojrzałam na niego z wielkim podziwem i skierowałam deskę prosto na czarnego basiora. Cruel stał już przy rozwalonej maszynie, z której nadal lekko się dymiło. Darł się w niebogłosy, wydając rozkazy śmierciożercom. A potem zobaczyłam jak jego ohydny łeb odwraca się w naszą stronę. Jego gadzie, zielone oczy zdołały uchwycić nasz obraz tylko przez sekundę, bo zaraz potem warknął do najbliższego sługi:
- Sprowadź ich do mnie! Natychmiast! 
 Sługa o czarnej sierści i wielkiej, szarej pelerynie na plecach uniósł się w powietrze. Nie wiem jak to zrobił, pewnie użył Lewitacji, jak Vincent. Zaczął się do nas zbliżać, ale szybko udaremniłam mu dalszy lot; jak tylko zbliżył się na tyle, że mogłam go dosięgnąć, kliknęłam najbliższy guzik znajdujący się na pulpicie latającej deski. Guzik zaświecił na rażący, zielony kolor i spod deski wystrzeliła ku śmierciożercy wielka, metalowa sieć. Duże żelazne kule znajdujące się na jej bokach szybko udaremniły rozeźlonemu śmierciożercy wstanie z posadzki. Tamten zawył z wściekłości i bólu, ponieważ jedna z kul unieruchomiła mu skrzydło. Spojrzałam na Cruela. Przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w swojego poległego sługę, ale potem potrząsnął łbem i przeniósł na nas groźny wzrok. Zakpiłam z niego, unosząc jedną brew i pokazując mu ozór. Krzyknął coś, a tuż obok nas deportowały się dwie postacie. Jedna pojawiła się przede mną, druga przed Vincentem. Zerknęłam na basiora. Nadal był słaby. A zatem trzeba użyć ostatniego ratunku... Skupiłam się na mocy, energii. A potem moje oczy zabłysły jaskrawym światłem. Przeniosłam wzrok na Vincenta i pomyślałam o nowym pokładzie energii. Dwa świetliste promienie natychmiast wystrzeliły z moich oczu i wchłonęły się w ciało basiora, który jeszcze przez chwilę lekko świecił. A potem Vincent wstał na równe łapy, uniósł dumnie łeb i rąbnął zdezorientowanego śmierciożercę w pysk. Tamten upadł na ziemię, chyba złamał łapę, bo donośny trzask potoczył się echem po sali.
- Co mi zrobiłaś? - krzyknął Vin, kiedy powaliłam swojego przeciwnika kopnięciem.
- Moja moc... Exatio, pozwala na spełnianie marzeń. Przez godzinę masz niezużyte pokłady energii. Nie da się Ciebie wykończyć - wyjaśniłam pospiesznie, gdy Cruel postanowił przestać nasyłać na nas swoich śmierciożerców. - Co on robi!? - wykrzyknęłam, wskazując łapą na mojego śmiertelnego wroga. 
 Cruel właśnie urósł. Był teraz ogromny. Ale najgorsze było to, że jego łapy powoli robiły się coraz krótsze, aż w końcu wtopiły się w czarne ciało. Jego szyja poczęła się wydłużać, obrastać łuską, a pysk zrobił się szerszy. Oczy zabłysły złowieszczą zielenią, gdy u nasady łba rozprostował się kołnierz kobry. Okey, może i lubię węże, ale Cruel-kobra-zestaw-super-plus, to już lekka przesada. Przełknęłam głośno ślinę gdy ogromny gad wystawił olbrzymie zęby jadowe, a czarny język smagnął powietrze. Spojrzałam na Vincenta. Ze zdziwieniem zobaczyłam, że się uśmiecha. Długi wężowy ogon uderzył w ziemię, a maszyny zadrgały lekko od tego uderzenia.
- Masz jakiś pomysł? - spytałam, patrząc na basiora pytającym, lekko zrezygnowanym głosem.
- No pewnie. Widzisz ten ogromny stalaktyt? - wskazał łapą na formę krasową. - Zrzucimy go, przygnieciemy nim ciało Cruela. Uniemożliwimy mu transmutację, a potem zabijemy. Może tak być? 
 W głowie szybko policzyłam nasze szanse. Bardzo niskie. Cóż, do odważnych świat należy. Kiwnęłam łbem, bo nie byłam w stanie wydusić z siebie jakiegokolwiek słowa. Vincent użył Lewitacji i szybko podleciał na wysokość łba Cruela. Wiedziałam, że chce odwrócić jego uwagę. Jak zrzucić ten stalaktyt? Podleciałam do formy krasowej i pchnęłam ją z całych sił; zimny kamień nie ustąpił. Zaczęłam gorączkowo myśleć, ponieważ walka pomiędzy Vincentem a Cruelem stawała się coraz bardziej zacięta. Nagle ciało Vincenta zaczęło świecić jasnym, oślepiającym światłem. Szybko zakryłam oczy, tak jak wcześniej kazał mi to zrobić. Usłyszałam gadzi ryk wściekłości, gdy rozświetlony Vincent, niczym małe słońce, pozbawił Cruela zmysłu wzroku. Słońce! Skierowałam wzrok na sklepienie. Skały. Wszędzie tylko kamień. Mam nadzieję, że moja moc jest wystarczająco silna. Spróbowałam przywołać do siebie promienie słoneczne. Nic się nie wydarzyło. Już miałam zaprzestać, gdy nagle rozległ się ogłuszający huk. Rozpędzone promienie słoneczne rąbnęły w sklepienie jaskini, ścierając je na drobny pył. Promienie zaczęły krążyć wokół mnie. Vincent, nadal lewitując, spojrzał w moją stronę. Cruel uniósł łeb jeszcze wyżej, ale nie widział mnie; był już ślepy. Vincent bez słów zrozumiał, że musi się odsunąć; podleciał do mnie i kiwnął łbem. Promienie słoneczne owinęły się wokół stalaktytu, odłamując sporą jego część. Ogromna forma krasowa zawisła kilka metrów nad łbem olbrzymiego węża, który rozglądał się na boki. A potem cisnęłam stalaktyt prosto w długą, obślizgłą szyję potwora. Ten zasyczał wściekle z bólu. Toksyczna, czarna krew zaczęła wylewać się kaskadą z rany. Była to żrąca substancja, na pewno bardzo mocna, ponieważ wszystkie maszyny wytopiły się. Do sali wpadli śmierciożercy, co chyba Cruel wyczuł, ponieważ syknął:
- Nie ruszać ich! - a potem, zupełnie jakby mnie widział, zwrócił łeb w moim kierunku i dodał: - Myślisz, że to już koniec? A więc się mylisz. Jeszcze się spotkamy.
- Nigdy, gnoju! - Vincent zaczął spadać na Cruela z niesamowitą prędkością. 
 Po chwili jednak zaczął zwalniać. Zatrzymał się w powietrzu, jakby nagle zapomniał co miał zrobić. Rzuciłam się w jego kierunku na latającej desce i w ostatniej chwili udało mi się go na nią wciągnąć. A zatem moje czary dobiegły końca... Spojrzałam z nienawiścią na Cruela, który... śmiał się. Jego opętany, psychopatyczny rechot poniósł się po jaskini. A potem nagle kontury olbrzymiego cielska bestii zaczęły się rozmazywać. Wraz z swoim szefem, znikali również śmierciożercy. Po kilku minutach nie było już po nich śladu. Echo szaleńczego śmiechu Cruela nadal dudniło o ściany. Następnie jaskinia zaczęła się rozpadać. Dosłownie; kamienie odpadały ze ścian, tworząc w nich głębokie wyrwy. Sklepienie zapadło się, przykrywając posadzkę grubą pokrywą z gruzu. Drzwi rozpadły się i zamieniły w stertę drzazg i drobnych kamieni. Szybko upewniłam się, czy Vincent nie spadnie i skierowałam się ku dziurze w suficie. Wylecieliśmy przez nią do Lasu Śmierci. Okropne huki towarzyszyły nam jeszcze w głębi lasu; cała góra ulegała zniszczeniu. Lecieliśmy, teraz powoli, aż w końcu huki ucichły; znaleźliśmy się już na skraju. Jeszcze kilka metrów i drzewa się przerzedziły, zrobiło się jaśniej. Och, nie ma to jak Stardust Forest. Nie zatrzymałam jednak deski. Leciałam prosto do jaskini Meredith. Musiała nam pomóc jako medyk. Zahamowałam przed jej mieszkaniem. Zeskoczyłam z pojazdu i wbiegłam do środka, wykrzykując imię medyczki i prosząc ją o pomoc. Szara wilczyca szybko kazała mi wprowadzić basiora do środka. Posłusznie wykonałam jej polecenie, rozkazując desce wlecieć do jaskini. Meredith zaczęła się krzątać wokół Vincenta, który od czasu do czasu wydawał z siebie ciche jęki. Podeszłam do niego bliżej i spojrzałam mu nieśmiało w oczy. Próbował się chyba uśmiechnąć, ale wyszedł mu pewien rodzaju grymas. Ja natomiast uśmiechnęłam się do niego promiennie. Udało się. Co prawda nie zabiliśmy tego gnoja, Cruela, i nie dowiedziałam się gdzie trzymają Elfiasa... ale hej! Żyjemy! To wielki sukces. Meredith kazała mi się od niego odsunąć, co uczyniłam posłusznie, aby mogła podać basiorowi jakieś tabletki. Potem wcisnęła mi opakowanie z tymi samymi tabletkami do łap i nakazała je połykać Vincentowi co godzinę. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
- Nie wolno mu nic jeść, mniej więcej do jutrzejszej... hm... najlepiej żeby nie jadł do dziesiątej rano. Potem należy mu się solidny posiłek. Ale do tego czasu, zero jakiegokolwiek pożywienia. Ewentualnie woda. Jest nawet wskazana. Absolutnie, nie wolno mu biegać, chodzić ani skakać. Najlepiej aby cały czas leżał. Popilnujesz go? - zwróciła się do mnie, świdrując mnie wyczekującym spojrzeniem. 
 Powiodłam wzrokiem od jednego kąta jaskini do drugiego i bąknęłam:
- T-tak...
- Doskonale. A teraz zaprowadź go do jaskini i obydwoje się połóżcie. Widać, że należy Wam się odpoczynek. 
 Kiwnęłam łbem. Chwyciłam worek z tabletkami do pyszczka i rozkazałam desce, wraz z Vincentem, lecieć za mną. Tutaj nie było dużej ilości drzew. Musiałam znaleźć moją jaskinię, ponieważ basiora była za daleko. Kiedy doszliśmy na miejsce, delikatnie zsunęłam Vincenta na posłanie z mchu i jeleniej skóry, dbając, aby jego stan jeszcze bardziej się nie pogorszył. Kiedy zaczęłam rozpalać ogień, uprzednio opierając deskę o ścianę jaskini i kładąc tabletki w spiżarni, usłyszałam osłabiony głos Vincenta:
- Czemu... jest ze mną tak... tak źle? 
 Odwróciłam ku niemu łeb i spojrzałam z troską na przyjaciela. Wyglądał okropnie. Miał woły pod oczami, chrapliwy, nieco urywany oddech i niespokojne oczy. Iskierka z krzemieni upadła na stos drewna, który zaczął się powoli zajmować ogniem. Usiadłam dość zadowolona z faktu, że udało mi się to tak szybko i odparłam:
- Vincent... walka z Cruelem to nieczysta walka. On wysysa życie z przeciwników. Dlatego jesteś taki osłabiony.
- Nie... nie zabiliśmy go... prawda?  - basior ledwo mówił, ale widać było, że chce znać szczegóły.
- Nie - przyznałam. - Ale popełnił błąd, który może go wiele kosztować. Wiemy już o nim dość dużo. O jego mocach, możliwościach, uzbrojeniu... Ale dosyć tego. Musisz odpocząć. 
 Vincent ze zrezygnowaniem oparł łeb o posłanie.
- Może chcesz się napić? Mam tu drobne źródełko - zaproponowałam, chcąc jakoś poprawić mu humor. 
 Basior pokręcił łbem w przeczącym geście, nie patrząc na mnie. Posmutniałam. To moja wina... to przeze mnie jest w takim stanie. Cruel i ja... to sprawa między nami. Aby go pokonać, trzeba czegoś więcej niż tylko siły. Tu przede wszystkim potrzeba tego bólu, tej chęci zemsty, którą zasiał we mnie, kiedy byłam jeszcze dzieckiem. Ponadto byłam pewna, że ten tyran więzi gdzieś Elfiasa. Jego też trzeba odnaleźć. Położyłam się na drugim posłaniu i wpatrzyłam się w ogień. Żadne z nas nic nie mówiło, w ciszy przeżywając tą straszną przygodę po raz drugi. Po jakimś czasie ognisko zaczęło powoli gasnąć, aby w końcu zwęglone kawałki drewna spokojnie żarzyły się w istniejącym mroku. Spojrzałam na Vincenta. Przekręcił się na bok, tak, że widziałam jego pysk. Oddychał równo i spokojnie, wpatrując się w dogasające drewienka. A kiedy te zgasły całkowicie, westchnął i zamknął oczy. Ja również położyłam łeb na łapach i spróbowałam zasnąć. Ale zanim mi się to udało, szeptem rzuciłam jedno słowo, skierowane bezpośrednio do basiora:
- Dziękuję... 
 Chciałam zrobić coś jeszcze, jakoś pokazać mu, jak bardzo mi pomógł, jak bardzo się cieszę, że próbuje mnie wspierać w tej sytuacji... ale nie zdobyłam się na odwagę by cokolwiek zrobić, więc miałam nadzieję, że to jedno słowo wynagrodzi mu ten ból, cierpienie i zmęczenie, których doświadczył przeze mnie. A potem również zamknęłam oczy i zasnęłam. 
<Vin?>

Wyniki konkursu (etap II)!

Drugi etap konkursu został rozstrzygnięty! Prace wysłały mi trzy osoby, jednak, przyznaję, miałam trudną do podjęcia decyzję.
1 miejsce: Vincent- otrzymuje on 13 punktów.
2 miejsce: Zuko- otrzymuje on 8 punktów.

Annabell wysłała za to opowiadanie o smokach i otrzymuje ona 7 punktów.
Gratuluję wszystkim i życzę powodzenia w następnym etapie, który będzie też ostatnim. A póki co tabela punktów przedstawia się następująco:
1 miejsce: Vincent- 26 punktów.
2 miejsce: Annabell- 18 punktów.
3 miejsce: Zuko- 12 punktów.
4 miejsce: Mavis- 8 punktów.

Niedługo przekażę informacje o III etapie. Powodzenia!
Ashita

Praca konkursowa Zuko

Rysunek został wykonany na kartce, przedstawia niektóre wilczki z naszej Watahy. Cóż więcej go opisywać...

Praca konkursowa Annabell

Zwisałam głową w dół z gałęzi dorodnego dębu, od ziemi dzieliły mnie jakieś 3 metry. Uwielbiałam tak zwisać może dlatego, że czasami naukowcy mnie tak zawieszali ,sama nie wiem, po prostu taki mój nawyk. Nie przeszkadzały mi lekkie zawroty głowy spowodowane nagromadzeniem krwi w mózgu, już się do nich przyzwyczaiłam. Obserwowałam świat z góry, czasami przechodził pode mną jakiś wilk, czasami jakieś zwierze leśne. Po paru godzinach obserwacji, z mojego brzucha dobiegło głośne burczenie, postanowiłam wykorzystać element zaskoczenia i zaatakować pierwsze co tu przejdzie. Czekałam półgodziny...godzinę....półtorej godziny i właśnie w tedy zniecierpliwiona postanowiłam poszukać gdzie indziej jednak gdy miałam już schodzić, nie daleko mnie szedł powoli dzik. By go nie wystraszyć zaczęłam podchodzić do niego, jednak nie na ziemi a na gałęziach drzew, które splatały się ze sobą, tworząc rodzaj mostu albo kładki. Gdy byłam tuż nas swoją ofiarą, opuściłam się na ogonie, zwisałam jakieś dwa metry nad dzikiem. Z tej odległości mogłam dostrzec jego brunatną szpiczastą sierść, która gdzie nie gdzie pokryta była liśćmi i błotem a po bokach szczecina zlepiona była żywicą z drzew albo dolne kły, które wystawały mu z pyska, ostrzegając potencjalnych myśliwych, którzy chętnie by się nim pożywili. Opuściłam się jeszcze trochę, tak, że znalazłam się metr od odyńca, jednak trzymałam się gałęzi tylko czubkiem ogona, przez co zaczął się osuwać , po chwili spadłam na dzika, który czując na sobie mój ciężar zaczął wierzgać na wszystkie strony, przestraszona owinęłam swoją ofiarę ogonem i mocno ścisnęłam, na co zwierze zakwiczało donośnie i popędziło przed siebie. Dzik miał za grubą szyję bym mogła go zabić przegryzieniem tchawicy, dlatego musiałam znaleźć inny sposób. Zamieniłam się w człowieka i wyczarowałam w swojej dłoni czarny nóż, który otaczała ciemna mgła., gdy miałam go wbić w mózg zwierza, ten zatrzymał się gwałtownie przez co poleciałam do przodu. Uderzyłam plecami w wielkie i stare drzewo. Gdy spadłam wylądowałam z błocie i liściach ,które pospadały z drzew. Jesień już się zbliża wielkimi krokami....ale mniejsza z tym. Znów zmieniłam się w wilka, cała pokryta byłam ziemią dlatego postanowiłam znaleźć jakieś źródło, by oczyścić się z brudu, jednak gdy miałam odejść usłyszałam podejrzany odgłosy, bez zastanowienia ruszyłam do wielkiej dziupli dorodnego dębu, który był ogromny obwód jego pnia przekraczał 30 metrów a wysokość drzewa przekraczała 15 metrów . Rozejrzałam się we wnętrzu dziury, na dnie ogromnej dziupli, która rozmiarem dorównywała nie jednej jaskini, znajdowały się trzy pasiaste jajka. Zeszłam do nich ciekawa co się z nich wykluję, po chwili pukania w skorupkę, stworzenia wykluły się i rozejrzały po dziupli. Zaczęłam się wycofywać nie zamierzałam mieć jakiś problemów z tymi małymi smoczkami.
Jednak gdy miałam już je opuścić usłyszałam donośny ryk, po czym poczułam za sobą gorący oddech. Przestraszona odwróciłam się powoli i ze zdziwieniem odkryłam, że przede mną znajduje się głowa smoka. Jego łuski przypominały kolorem opadłe liście, niektóre były brązowe, niektóre złote albo żółte inne czerwone. Bestia spojrzała na mnie swoimi miedzianymi ślepiami po czym zawarczała ukazując rząd białych i ostrych trójkątnych zębów. Stałam jak słup soli nie wiedziałam co mam teraz zrobić, gad przybliżył swój wydłużony pysk tak, że prawie się stykaliśmy. Myślałam, że mnie zaatakuje albo spali na skwarka, jednak o dziwo liznął mnie swoim długi rozdwojonym jęzorem, gdy to zrobił wdrapał się do przestronnej dziupli. Musiał mnie wziąć za jedno ze swoich dzieci ,to pewnie przez te liści do mnie przyklejone, które przypominały łuski. Smok nie był za wielki miał jakieś dwa i pół metra wysokości a długości 3 metry nie wliczając ogona, nie miał skrzydeł. Jedyne co go wyróżniało były kretę i duże rogi przypominające baranie które mieściły się tuż nad uszami bestii. Smok owinął mnie i maluchy ogonem po czym zwrócił nadtrawione mięso ze swojego żołądka. Małe gady od razu rzuciły się na jedzenie, jednak ja pozostałam w bezruchu. Mama widząc to polizała mnie znów swoim językiem i skierowała mnie w stronę mięsa, nie chętnie zaczęłam jej jeść by gad nic nie podejrzewał. Po posiłku małe smoczki poszły spać, a ja wraz z nimi. Musiałam obmyślić plan ucieczki, tak by smoczyca tego nie zauważyła. Po około dwóch godzinach oczy bestii zaczęły się zamykać, a łeb opadł powoli na ziemie. Po chwili usłyszałam donośne chrapanie wydobywające się z wielkiej paszczy . Korzystając z okazji wyswobodziłam się z uścisku smoka i zaczęłam biec przed siebie w kierunku watahy, po drodze zmywając z siebie błoto i liście.

Praca konkursowa Vincenta

Historyjka.
Vincent wybrał się na przechadzkę w okolicę Jushiri. Dziś wyjątkowo przyświecał mu cel, który wymagał odwiedzenia rzeczonej łąki. Mianowicie doszły go słuchy, iż rosnące na polanie kwiaty zwabiają jeden z najcudowniejszych rodzajów motyla. A jako, że Vincent ubóstwiał wprost kolorowe owady, nie mógł przepuścić okazji, by ten konkretny gatunek zobaczyć. Jednakże na miejscu nie zastał ani jednego osobnika. Krążył po Jushiri w poszukiwaniu jakichkolwiek motyli, lecz jedynym jego znaleziskiem były pospolite monarchy, trzmiele i koniki polne. Zawiedzony, ruszył w kierunku Wodospadu Mizu, gdyż dzień był strasznie gorący. Jednak w ostatniej chwili coś go powstrzymało. Mianowicie do jego czułego nosa wdarł się zapach lisów, które prawdopodobnie nie dawno tutaj przebywały. Basior szybko domyślił się, iż to nikczemne psowate spłoszyły motyle, tylko po to, by zrobić mu na złość. Mocno podenerwowany ruszył tropem futrzaków.
Krążył po terenach watahy do wieczora-tropy wiły się, raz niknęły, raz się wzmacniały. W końcu Vincent postrzegł trójkę rudzielców. W pysku jednego z nich basior dostrzegł niemrawo poruszające się, fioletowe skrzydełka. Rzucił się do ataku i pogonił lisy, ówcześnie mocno je turbując. Gdy wrogowie uciekli, Vincent zajął się rannym motylkiem. Motylek o fioletowych skrzydełkach, błękitnym, futerkowym tułowiu i białych jak śnieg oczach nie przywodził na myśl żadnego z gatunków znanych Vincentowi. Wilk, zatem domyślił się, iż był to osobnik, którego tak bardzo chciał zobaczyć na kwiatach Jushiri. Niestety ranne żyjątko zmarło. Vin był smutny, że jego pierwsze spotkanie z tym prostym, lecz jakże pięknym gatunkiem przebiegło właśnie tak, jak przebiegło. Już miał odejść, gdy w półmroku nocy, Bryź-Motylek, talizman Vincenta, rozbłysnął jasno. Martwy owad zalśnił i uniósł się w górę, pełen siły i radości. Wilk i motyl ganiali się, bawili uradowani tą chwilą, by w końcu piękny motylek rozpłynął się w fioletową mgłę i wtopił w Bryzia, pozostając z Vincentem już na zawsze.

Opis:
Rysunek został wykonany na komputerze. Do stworzenia go używałam programu GIMP. Ilustracja przedstawia Vincenta i nowo poznany przez niego gatunek motyla. Scena rozgrywa się tuż po „zmartwychwstaniu” owada. Widzimy tutaj ucieszonego basiora, radośnie skaczącego w kierunku motylka, który (choć nie widać, bo motyle mają słabo rozwiniętą mimikę twarzy) również cieszy się z tego, jak sprawy się potoczyły. Talizman Vincenta, czyli Bryź-Motylek, mieni się, podobnie, co motylek, któremu dał życie. „Wstążki” ciągnące się od talizmanu do owada to tak jakby połączenie ich ze sobą. Tło jest w ciemnych barwach, bo wieczór był ;3
Szablon
NewMooni
SOTT