Nie ciężko było dostrzec wielkie zgromadzenie cyklopów, Waru oraz
dziwnych, dwunożnych stworów, bodajże goblinów, oraz uskrzydlonych
poczwar. Stali wokół kamiennego koła, spoczywającego w ziemi. Był w nim
wykuty jakiś kształt, lecz nie byłem w stanie ocenić, co to. Razem z
Mavis i Ashitą skryliśmy się w zaroślach, zaledwie kilkadziesiąt metrów
od kreatur, które jednak były zbyt pochłonięte rytuałem by spostrzec
naszą obecność.
-Co oni wyprawiają? – szeptała Mavis.
-Chciałabym wiedzieć. – odparła czarna wadera, równie cicho.
Jednookie stwory krzątały się przy okręgu, rozcierając w łapskach jakieś
rośliny, a nikłą ilość soku, którą te wypuszczały, rozchlapywali po
kamiennym podłożu. Waru natomiast krążyły najwyraźniej podekscytowane
wokół całego towarzystwa. Z ich paszcz wydobywał się niepokojący syk.
Gobliny, czy inne kreatury tego pokroju, zajęły się poprawianiem linii,
dzięki czemu wyryty w skale obraz stawał się wyraźniejszy, jednak z tej
pozycji nadal nie byłem w stanie określić, co tam smarują. Używały do
tego kamieni, których ślad przywodził na myśl strugę krwi… to na pewno
były kamienie?
-Dajcie… - doszedł nas nikły szept jednej z uskrzydlonych kreatur.
Zadrżałem, gdy zakapturzona postać skojarzyła mi się z aniołem… złym
aniołem. – Nimfa… ostatni składni wskrzeszenia…
Któryś z cyklopów podniósł młodą dziewczynę, w której rozpoznałem Loly.
Nimfa była brudna, jej ubranka były poszarpane, skórę szpeciły
zadrapania i siniaki. Trzęsła się, słyszałem jej przerażony, szybki
oddech. Z mego gardła wyrwał się złowrogi warkot. Mavis już szykowała
się do skoku, gdy Ashita nas powstrzymała.
-Nie teraz. Mają Loly. Łatwo zrobią jej krzywdę, jeśli dobrze tego nie rozegramy.
-Niech to szlag. – mruknąłem, bezczynnie wpatrując się w to scenę.
Anioł wskazał na nimfę i obrócił ręką. Cyklop chwycił boginkę za nogi,
przez co ta opadła głową w dół, chlipiąc jeszcze bardziej.
-Łzy nimfy. – syczał stwór. – Ostatni składnik, łzy, niech zapłaczę…
Gobliny skończyły smarować szkarłatem po kamiennym podłożu, sok z
dziwnych roślin pokrył cały krąg, Waru nuciły coraz donośniej. Loly,
mimo przerażenie próbowała nie dopuścić by choćby jedna z jej łez tknęła
koła. Jej podejście do sprawy mocno zirytowało uskrzydlonego.
-Zrań ją. – rozkazał, ciskając w jednego z goblinów ostrym kamieniem. –
Nie zabij, lecz skrzywdź, by poczuła ból, by uroniła łzę. Nie zabij,
lecz zadaj cierpienie.
Kreatura posłusznie skinęła łbem. Wspięła się po cyklopie, po jego
masywnej ręce, zbliżając się do Loly. Nimfa zaczęła rzucać się na
wszystkie strony, chcąc tym odpędzić stwora, lecz nic jej to nie dało.
Brudnie ostrze rozcięło skórę na kolanie boginki. Załkała, lecz nie
uroniła łzy.
-Więcej. – szepnął anioł.
-Jak ja ci dam więcej… - warknąłem ogarnięty gniewem. – to nawet Tataki się nadziwi, jak bardzo można dostać po mordzie.
-Vincent, stój. – zakazała Ashita, lecz ja już wznosiłem się ku górze.
Wadery szeptały między sobą, zapewne obmyślając plan działania. Ja
natomiast skupiłem się na ocaleniu Loly. Goblin sięgnął kamieniem do
drugiej nogi boginki, również rozcinając skórę. Nimfa pisnęła, lecz
trzymała swe łzy. Gdy kreatura sięgnęła ostrzem jej brzucha,
zanurkowałem. Wyrwałem Loly z łap cyklopa, który o tym fakcie dowiedział
się dopiero kilka sekundach później. Ciężkomyślące stwory… goblin
natomiast cały czas trzymał się nogi nimfy, jednak porządny kopniak z
jej strony wysłał go do ziemi. Loly chwyciła mnie mocno, wtulając twarz w
mą srebrną sierść, szlochając i trzęsąc się z przerażenia.
-Już dobrze, jesteś bezpieczna. – szeptałem kojąco. – Zadbam, aby nie spotkała cię już żadna krzywda.
Krążyłem w powietrzu, unikając ataków ze strony kreatur. Z moim
położeniem zagrażały mi tylko uskrzydlone anioły i przedmioty, jakimi
ciskali cyklopi. Waru nadal krążyły wokół kamiennego podłoża… na którym
jakby krwią namalowano postać jaszczura. Jego sylwetka jakby rozmywała
się, niby cień. 26 oczu łypało na mnie wywołując trwogę.
Cienista, trzynastogłowa hydra… nie jest dobrze…
Jest wręcz tragicznie…
<<Ashita? Mavis? Toż to tragiczne ;-;>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz