poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Vincenta do Mavis

Słowa wadery podkreślał ton jej głosu-nieco osłabiony, bezradny, wyrażający zaniepokojenie. Również odczuwałem niepokój, w końcu nie mdleje się od tak, bez powodu. Wziąłem jednak pod uwagę zwiększoną czułość na dźwięki, którą teraz doświadczała Mavis, zatem postanowiłem przemilczeć kilka minut i zapytać, gdy wadera poczuje się lepiej. Poszedłem jej śladem i wpatrzyłem się w jasny płomień. Jego pomarańczowy blask rzucał bladą łunę oranżu, która rosiła źdźbła trawy, nadając im nietypową barwę. Języki ognia leniwie muskały przyniesione przeze mnie bierwiono, powoli zmieniając drewno w kruche, czarne badyle.
-Podejrzewasz może, jaka była przyczyna tego omdlenia? – zapytałem cicho.
-Nic mi nie przychodzi do głowy, naprawdę. – mówiła zakłopotana. – Może zjadłam coś niezdrowego, albo… nie wiem, Vincent, nie wiem…
-Może przejdziemy się do Medyka? Na wszelki wypadek.
-Nie sądzę, żeby było to potrzebne. – uśmiechnęła się ciepło. – Już mi lepiej, serio.
Zaufałem słowom towarzyszki. Przyglądałem jej się uważnie. Wyglądała już lepiej, pomyślałem więc, iż dobrze by było oderwać się od negatywnych myśli.
-Co ty na to, by wybrać się nad Wodospad Mizu? – zaproponowałem, wstając. – W nocy to naprawdę spokojne miejsce i choć nie rozciąga się nad nim tęcza to gwiazdy odbite w tafli również robią wrażenie.
Mavis zastanowiła się chwilę, by skinąć głową i również podnieść się z ziemi. Ugasiliśmy ognisko, ruszając w stronę wodospadu. Drogę przebyliśmy niemal w milczeniu, gdyż nie potrzebowaliśmy słów, by dobrze czuć się w swoim towarzystwie. Po nieco niemiłej walce z zaroślami dotarliśmy nad rzeczoną kaskadę. Mavis wyszła na przód, jako pierwsza zamoczywszy łapy w chłodnej wodzie. Szybko do niej dołączyłem i zaraz obydwoje siedzieliśmy po szyję w jeziorku, wsłuchani w przyjemny szum wodospadu.
-A do tego znasz jakieś piosenki? – zapytałem z uśmiechem, wskazując kaskadę.
-Chyba lubisz muzykować. – stwierdziła pogodnie.
-Lubię twój głos. – palnąłem i zaraz zacisnąłem szczęki.
Mavis zmieszała się nieco moim komplementem, jednak uśmiechnęła się na widok mojej kamiennej twarzy. Ja natomiast nie dostrzegałem żadnych aspektów humorystycznych w moim speszeniu. Spiekłem raka i zanurzyłem się niczym tonący kamień, byle tylko uniknąć kontynuacji tego zdarzenia, dla mnie nieco kłopotliwego.
<<Mavis? Vincent taki taktowny ;d>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT