niedziela, 30 sierpnia 2015

Od Toshiro do Annabell

Spokojnie biegłem przez Shinrin. Minęło lato, przyszła kolej na jesień. Lubiłem tę porę roku, nie było w niej ani za gorąco, ani za zimno. Choć może było w niej nieco zbyt wiele deszczów i zmian pogody. No, ale nic nie jest idealne, prawda?
Nagle między drzewami dostrzegłem sylwetkę jakiegoś wilka. Zaintrygowany, ruszyłem przed siebie. Była to wadera, dość niska i drobna. Miała szarą sierść, szczególnie gęstą na szyi. Jej uszy i futro na grzbiecie, tuż przy szyi było czarne. Zaś pod jednym okiem miała trzy czerwone znaki przypominające nieco łzy. Jednak cechą wyglądu, która ją najbardziej wyróżniała, był długi, biało-czarny ogon, przypominający nieco szczurzy. Jak ona miała na imię... ach tak, Annabell! Mamrotała coś o szczeniakach, więc uśmiechnąłem się do niej szeroko.
- Chciałabyś mieć młode? Nie martw się, jestem pewny, że niedługo będziesz mogła je urodzić. Są wspaniałe, no nie? Takie puchate kuleczki, które biegają i...
Nagle poczułem, że coś się na mnie rzuca. Zaskoczony, nie stawiałem nawet oporu. Kiedy mogłem już patrzeć, zarejestrowałem, że leżę na ziemi, a osobnikiem, który mnie zaatakował była właśnie Annabell. Przełknąłem głośno ślinę.
- Ale wiesz- wyjąkałem.- Rozumiem twoje zainteresowanie moją osobą, ale ja nie jestem jeszcze gotowy na młode! I to pierwszy raz, kiedy ze sobą rozmawiamy, a ty...
- Zamilcz!- warknęła wadera.- Skąd do twojego pustego łba przyszedł taki idiotyczny pomysł?! Chcesz zginąć?!
- Spokojnie!- mruknąłem.- Więc co miało znaczyć to całe mówienie o szczeniakach? Słyszałem!
Wilczyca prychnęła, patrząc na mnie z nienawiścią.
- Nie twoja sprawa. Ale jeśli już musisz wiedzieć, mówiłam, że szczeniaki to spore utrapienie- wyjęła nagle nóż, który wzięła nie wiadomo skąd.
Rozejrzałem się dookoła. Byliśmy sami, nikt nie usłyszy mojego wołania.
- Proponuję walkę- wypaliłem.- Zwycięzca będzie mógł wydać jeden rozkaz przegranemu. Może być?
- Czemu miałabym się na to zgodzić? Mogę cię zabić tu i teraz- podsunęła ostrze do mojej twarzy i poczułem, jak ciepła krew skapuje z mojego naciętego policzka na ziemię.
- Zaatakowałaś mnie z zaskoczenia. Alfa będzie na ciebie zła, jeśli się dowie, że mnie ot tak zabiłaś.
- Najpierw musiałaby się o tym dowiedzieć. Ale niech ci będzie. Będziesz długo cierpiał.
A potem zeskoczyła ze mnie. Głośno nabrałem powietrza, wpuszczając do pyska zbawczy tlen, do którego miałem utrudniony dostęp, kiedy wilczyca przyciskała mnie do ziemi.
- Chodźmy do Jushiri- mruknąłem.
- Mhm- odparła Annabell.
Po kilku minutach marszu, byliśmy na miejscu. Z nieznanego mi powodu, zebrała się tam sporo grupa wilków. Dostrzegłem tam Mei, Klair, Hitachi'ego... większość członków watahy. Na przód wyszła Ashita, podchodząc do mnie i do drobnej wadery.
- Nie pytać, skąd wiemy- zaczęła z uśmiechem.- Ale skoro ją wyzwałeś, Toshiro, a ty, Ann się zgodziłaś, zaczynamy. Tylko pamiętajcie, żadnych trwałych ran macie sobie nie zadawać.
- A zabić można?
- Nie. A, Ann. Zostaw coś po nim. Inaczej będzie za dużo formalności. A ty, Toshiro- zwróciła się do mnie.- Trzymaj się. Powodzenia!
Z tymi słowami, wycofała się do innych wilków, stając tuż przy Zuko. Wszyscy zostawili nam sporo miejsca, tworząc milczący krąg wokół mnie i mojej przeciwniczki. Przyjąłem pozycję bojową, podobnie jak szara wadera. W okolicy niestety nie było wody, nawet najmniejszej kałuży, więc nie mogłem przyzwać Aquarias.
- Przyzwanie Lwa: Leo!- krzyknąłem, wyjmując złoty klucz.
Rozległ się huk i po chwili z dymu wyłonił się mężczyzna, wyglądający na jakieś 16 lat- jeśli liczyć w latach ludzkich. Miał elegancki, czarny garnitur i szeroki uśmiech na twarzy.
- Coś nie tak, Toshiro?- zapytał z szerokim uśmiechem.
Jak on mnie czasem irytował!
- Jestem w trakcie pojedynku- odparłem.- Pogadamy później, dobra? Mógłbyś mi pomóc ją pokonać?
- Oczywiście!- Leo odwrócił się w kierunku Ann, zamrugał szybko oczami i natychmiast do niej podbiegł.
Myślałem, że ją zaatakuje albo co. Tymczasem on otoczył ją ramieniem i szturchnął ją ręką.
- Ależ przyjacielu!- zawołał do mnie.- Nie mogę uderzyć takiej ślicznotki! Damom należy pomagać, a nie je bić!
Warknąłem. Muszę go zabrać z pola bitwy, albo ta wadera zaraz mu coś zrobi. Nie znałem jeszcze za dobrze tych Duchów- co prawda, z ich opowieści wynikało, iż kiedyś moją magią było przywoływanie ich, ale teraz o wszystkim zapomniałem i musiałem się uczyć od nowa. Choć większość technik już umiałem, wystarczył dzień ćwiczeń. Jakby mój umysł zapomniał, ale ciało wiedziało, jak korzystać z tej mocy.
- Wymuszone zamknięcie bramy Lwa!- krzyknąłem z rezygnacją.
Leo zaczął znikać w rozbłysku złotego światła.
- Tosiek!- krzyknął z pretensją w głosie, a następnie odszedł do swojego świata.
- Przyzwanie Bliźniąt: Gemini!- krzyknąłem.
Ponownie rozległ się huk i po chwili przede mną stały dwa niebieskie duszki. Stworki latały dookoła, a Ann zajmowała się jakimiś nożami, choć już kończyła. Musiałem się pośpieszyć.
- Gemini, przemieńcie się we mnie!- poprosiłem.- I korzystajcie z Zaklęć. Ja użyję Krwistej Włóczni.
Wolałem, aby to Bliźnięta używały Magii Zaklęć, ponieważ były nieśmiertelne- jak wszystkie Gwiezdne Duchy- więc nie mogły umrzeć. Kiwnęły łebkami, dotknęły mnie i już po chwili przede mną stała moja dokładna kopia. Sam mocno się skupiłem i naciąłem łapę. Dotknąłem krwi, która wypłynęła z rany i już po chwili dzierżyłem w łapie włócznie w czerwonym kolorze. Zatoczyłem się lekko, nieco oszołomiony.
W tym samym momencie wadera zaatakowała. Używała dwóch noży z cienia, tnąc nimi celnie i szybko jak błyskawica. Z trudem unikałem jej ciosów. W końcu poczułem na grzbiecie coś ciepłego- wilczycy udało się mnie ciąć w grzbiet i teraz biegła tam długa rana, z której płynęła ciepła krew. Warknąłem cicho i uderzyłem w Ann z zamachu włócznią. Jednak zdążyła zrobić częściowy unik i grot broni jedynie drasnął ją w policzek. W tym samym momencie, Gemini użyły na mnie zaklęcia, dzięki któremu stałem się smokiem.
Dobra, nie do końca. Sam jeszcze nie opanowałem tego do końca, więc naturalnie, Bliźnięta też. Efekt był taki, iż stałem się co prawda jaszczurem, ale rozmiarów normalnego wilka. Westchnąłem. Zawsze lepsze to, niż nic. Rzuciłem włócznię mojej kopi, która ją natychmiast złapała. Wzleciałem na skrzydłach w górę i zionąłem ogniem na Ann, jednak ta rzuciła się na Gemini, które były skupione na utrzymaniu zaklęcia i przecięła nożem Gemini- z ich ran trysnęła krew, a po chwili zaczęły znikać w rozbłysku światła. Trochę minie, zanim się zregenerują.
- Nie przejmujcie się!- krzyknąłem do nich.- Spisałyście się znakomicie. Zdrowiejcie szybko!
- Dziękujemy!- odparły i zniknęły.
Przemieniłem się ponownie w wilka. Doskoczyłem do włóczni. Pozostały mi Zaklęcia i ona. Ze Światła nie mogę skorzystać, bo ostatecznie, Ann jest moim towarzyszem i nie zadziała na nią. Zobaczymy. Na razie skorzystam tylko z mojej szkarłatnej broni.
Rzuciłem się na waderę. Co chwilę odskakiwaliśmy, to powracaliśmy, bo skrzyżować swoje bronie. Warknąłem głośno. Adrenalina krążyła w moich żyłach, przez co nie odczuwałem zmęczenia i bólu. Szara wilczyca wyglądała, jakby była pełna energii. Unikała moich ciosów z łatwością, mało który ją dosięgał. Ja też zaczynałem się uczyć jej stylu walki i jej ataki dosięgały mnie coraz rzadziej. Po raz kolejny uderzyłem w Ann, ona w tym samym momencie zaatakowała mnie. Nasze bronie zetknęły się ze sobą. Zaczęliśmy się siłować. Żadna ze stron nie chciała ustąpić, choć szala zwycięstwa powoli przechylała się na...
< Annabell? No to pojedynek. xd>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT