-Ale dlaczegoooo?! Dlaczego!?-zacząłem krzyczeń w rozpaczy
-Wybacz Pinki, ale... ja cię nie kocham.-zaczął coś tam gadać Vincent
-A ja cię kochaaaam!!!-krzyczałem jeszcze głośniej
-Nie możemy być razem.-próbowałam mnie uspokoić
-Dlaczeeeeego?!
-Bo... takie jest życie... A ja wolę wadery.
-Takie jest życie? Życie... jest bez sensu!-krzyknąłem, podniosłem się z ziemi i pobiegłem przez las.
Sam nie wiem dokąd biegłem, ale czułem że już nie mam serca. Z moich
oczy zaczęły lecieć tęczowe łzy. Po drodze mijałem parę basiorów, którzy
byli nawet przystojni, ale dziura w moim sercu jest za duża, żeby
którykolwiek z nich mógł wypełnić. Vincent! Dlaczego on musi być tak
nieziemsko przystojny?! Z czasem, kiedy tak biegłem krajobraz zaczął się
zmieniać. Drzew było coraz mniej, a trawa zmieniała się w piasek. Po
chwili znalazłem się na klifie, zakończonym urwiskiem. Zatrzymałem się i
spojrzałem w dół. Chciałem skoczyć. Bez Vincenta, moje życie nie będzie
już takie samo. Wybacz, Celestio, Pinki Pay i Rainbow Dash, muszę to
zrobić. I skoczyłbym rzeczywiście, gdyby nie to, że usłyszałem za sobą
jakiś głos:
-Pinki, czekaj!
Odwróciłem się, a to co zobaczyłem odebrało mi mowę. To był Vincent. I
Sinsay też, ale skupiłem się głównie na Vincencie. Otworzyłem pysk ze
zdumienia, a z niego zaczęła lecieć tęczowa ślina.
-Co ty tu robisz ukochany?-spytałem
-Nie skacz...
-Skoczę! Kochaj mnie, albo skoczę!-zacząłem drzeć się jak opętany
<Vincent? Sinsay? Ale głównie Vincent?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz