Basior jeszcze przez chwilę nucił swoją kołysnakę i zasnął. Ja jakoś nie
mogłam zasnąć. Czułam się niepewnie w towarzystwie Tośka... Kto by
wiedział co mogło by mu wpaśc do głowy. Przez wiele godzin nie spałam.
Liczylam owce... Nie pomogło! Wytrwale licząc do 200 owiec zaczeły mu
się robić ciężkie powieki. Prawie bym zasneła gdy by nie ten
czarnoksiężnik nie bredził cos w śnie... Gadał coś o jakieś syrenie.
Która nazywała się... Aqua... Aqua... Już wiem!.... Aquarius! Myślałam o
tym jeszcze przez parę godzin aż w końcu zasnełam. Basior obudził
mnie... W bardzo nietypowy sposób... Stanął mi na głowie!!!
- Emm... To co? Zejdziesz? - Zapytałam.
- Za chwilę.... Kukuryku!! - Zaczął gdakać basior.
Był piękny poranek... Wschodziło słońce a na drzewach cwierkały ptaki.
Nie chciałam mówic o tym jak Tosiek gadał przez noc o jakieś syrenie.
Basior zeszedł mi z głowy i uśmiechał się wesoło.
- Ja idę się wykąpać! - Odparłam.
Zbliżałam się w stronę rzeki. Za sobą usłyszałam cichy tupot łap.
Odwróciłam się i spojrzałam na Toshiro. Stał i uśmiechał się szyderczo.
Myślać że mi się przesłyszało poszłam dalej. Po kilku minutach po raz
kolejny raz usłyszałam tupot łap. Nie zwracając uwagi... Bo wiadomo że
to Toshiro... Wskoczyłam do wody! Kiedg się wynużyłam zobaczyłam Toshiro
który był obok mnie w wodzie.
- Nie mogłes się powstrzymać? - Zapytałam.
- Nie. Przecież wiesz że kocham wodę... - Westchnął basior.
Popływaliśmy jeszcze przez dłuższy czas i usiedliśmy przed rzeką.
- Kiedy mamy zamiar wracać do watahy? Lub dokończyć tą twoją przygodę
która zakończy się tak że zostaniesz moim obiadem. - Powiedziałam.
Tosh...? Ym... Szykuję widelce...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz