poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Od Vincenta do Pinkiego i Sinsay

I co ja miałem teraz począć? Jeszcze nigdy nie byłem postawiony w takiej sytuacji, bym musiał przekonywać zakochanego we mnie basiora, iż samobójstwo przez niespełnioną miłość jest głupotą. Spojrzałem na przerażoną Sinsay. Jej wzrok zdradzał bezsilność i lęk. Czułem dokładnie to samo, jednak nie mogłem dać po sobie poznać, iż się boję i nie wiem, czy opanuję tą sytuację. Zachowałem, więc pozory opanowania i powiedziałem ponaglająco.
-Idź po Ashite. Może być tu potrzebna. Szybko.
Wadera skinęła głową i czmychnęła w las. Wziąłem głęboki wdech, by zaraz spojrzeć na Pinkiego. Różowy basior to patrzył na mnie to w dół klifu, którego trzymał się bardzo blisko.
-Pinki, proszę, chodź tu do mnie. – przemawiałem łagodnie, nie zdradzając niepokoju. – Nie rób głupstwa.
-Pójdę, jeśli powierz, że mnie kochasz! – krzyknął, jedną łapę wychylając nad klif.
Zakląłem w duchu. Co miałem mu powiedzieć? Jeśli wyznam mu uczucie to nie ma siły, żeby nie wziął tego na serio. Jeśli jednak tego nie zrobię to ten wariat się zabije! Więc co, mam wyznawać nieistniejące uczucie? Czy mam pozwolić mu umrzeć?
-Pinki… czemu mnie ranisz?
-Co? – zadziwiły go moje słowa.
Przełknąłem ślinę. Usiadłem na ziemi, mój oddech przyśpieszał z każdą chwilą, a słowa z trudem opuszczały moje gardło. Mimo to zadbałem, by mój głos nie zdradzał za wiele. Musiałem być teraz ostrożny, by nie spłoszyć basiora. Jednocześnie musiałem grać ostro. Musiałem zagrać na jego uczuciach, zaszantażować, tak jak on teraz mnie.
-Skoro mnie kochasz, to czemu robisz takie złe rzeczy?
-To ty robisz złe rzeczy! – krzyczał. – To ty mnie nie kochasz!
-Ale ja na tą krzywdę nie mogę nic poradzić, Pinki. A ty robisz to wszystko świadomie. Wiesz, co robisz? Szantażujesz mnie, zmuszasz do czegoś, czego nie chcę. To jest złe. To bardzo mnie krzywdzi.
-Mnie też to boli! – jego tylne łapy balansowały na krańcu urwiska.
-Ale teraz pomyśl. Jeśli powiem, że cię kocham, jeśli zostanę twoim partnerem to ty będziesz szczęśliwy, tak?
Basior energicznie skinął głową. Kolorowa ślina rozprysła się w powietrzu.
-Ale mówiąc to wszystko skłamię. Będąc twoją drugą połówką zaprzeczę samemu sobie. – przemawiałem asertywnie. – Naprawdę chcesz być szczęśliwym, kosztem mojego smutku? Czy widok wiecznie posępnego ukochanego da ci tą sama radość, co widok uśmiechniętego przyjaciela?
-Ale ja nie chcę przyjaciela! – kłócił się jak małe dziecko. – Ja chcę ciebie!
-Będziesz mnie miał, jako przyjaciela. – uśmiechnąłem się do niego łagodnie. – Tylko proszę cię, odsuń się od klifu.
<<Pinki? Będziesz niedoszłym samobójcą?>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT