- Zgoda? - spytała wadera. Hm.. no... sojusz? Może być ciekawie. Leżąc
dalej na plecach, na tej bardzo intensywnie pachnącej (przynajmniej dla
mnie) trawie z zacieszem na pyszczku odpowiedziałem:
- Hoo? Sojusz? Nie pogardzę taką propozycją~ - wyciągnąłem łapkę ku niebu.
- To znaczy się tak?
- No a słyszysz sprzeciw w moim głosie? - popatrzałem na Ann. Coś mi się
wydaję że jeszcze nie raz wejdę jej za skórę. Wadera westchnęła i
usiadła również patrzyła się w niebo. Rąbnąłem znów głową o podłoże i
spoglądałem na chmury które układały się w przeróżne kształty. Jedna
przypominała skrzypce... druga granat hukowy a trzecia... trzecia
przypominała motyla. Ciekawe nie ? Aż przypomniał mi się jeden tekst:
- ,,Ponoć taki drobiazg jak trzepot skrzydeł motyla, może spowodować
tajfun na drugiej półkuli."* - mruknąłem pod nosem. Z "transu" wyrwał
mnie głos wadery.
- Coś mówiłeś?
- Nic istotnego. - odpowiedziałem uśmiechając się głupkowato. Ciekawe
czy istnieje miejsce na tym świecie które jest spokojne a za razem
mrożące krew w żyłach. Nie żebym się bał czy coś, ale się zastanawiałem.
- Może się gdzieś przejdziemy? - zaproponowała Ann jakby słuchała
uważnie moich myśli. Nie powiem, robi się co raz to ciekawiej. Wstałem z
trawy i otrzepałem się, wesołym głosem oznajmiłem, że się zgadzam.
(Ann? rozgrzewam się po wycieczce z Azji/zaświatów xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz