środa, 26 sierpnia 2015

Od Annabell c.d Vincent

Po tej krótkiej rozmowie wadera ruszyła truchtem w otchłań lasu. Po pewnym czasie znikła z mojego pola widzenia. Usiadłam w jaskini i wzięłam głęboki oddech by wpuścić do płuc wilgotne, zatęchłe i mroczne powietrze. Spojrzałam na basiora, który mierzył mnie badawczo spojrzeniem, pewnie zastanawiał się nad tym jak się czuje czy coś w tym guście. Dlatego spoglądając na sklepienie jaskini, które było pokryte stalaktytami oznajmiłam zamyślona
-Nienawidzę lekarzy ale dziękuje ci, że mnie tu przyprowadziłeś. Jestem ci wdzi..wdzię...wdzięczna ,że mnie wspierałeś w tej trudnej chwili –Spojrzałam zdziwiona, co to ma znaczyć, nigdy przecież takiego czegoś bym nie wypowiedziała ,coś czuje ,że to wszystko sprawka Rin. Basior spojrzał na mnie lekko zdziwiony i oznajmił:
-Zrobiłem to co powinienem –Po około półgodziny przyszła Destiny i jakaś wadera. Pierwsze co rzucało się w oczy były jej niebieski ogon i sierść na czubku grzbietu. Reszta jej sierści była czarna, jedynym co miało inny kolor były jej białe uszy. Nowo przybyła przyglądała mi się z nieukrywaną ciekawością, miałam się jej spytać ,,Co się tak gapisz” jednak uprzedził mnie basior i z uśmiechem powiedział do wadery. Skierował swoje łapki w moją stronę i oznajmił z uśmiechem:
-Ashi to jest Annabell –Po chwili skierował łapki w stronę czarnej wader:
-Annabell to jest Ashita ,alfa naszej watahy.- Zmierzyłam ją uważnie spojrzeniem i odpowiedziałam beznamiętne:
-Witaj, czy mogę dołączyć to twojej watahy?
-Oczywiście-Spojrzała na Vincenta i oznajmiła:
-Vincent możesz być tak dobry i wyjaśnić jej zasady, odpowiedzieć na jej wszelkie pytania i oprowadzić ją po terenach watahy gdy wyzdrowieje.
-Dobrze Ashi- Czarna wadera wyszła z jaskini i poszła do lasu, znikając nam z pola widzenia. Po jakimś czasie wstałam i powiedziałam, wychodząc:
-Dziękuje ci Destiny- Basior podążył za mną, po chwili usłyszałam z jego strony:
-Opowiem ci teraz o zasadach tutaj panujących. Dobrze?
-Jasne, skoro musisz- Basior zaczął swój długi wywód, słuchałam, go uważnie jednak po którejś tam zasadzie zaczęłam myśleć o niebieskich migdałach, że też się na to sama zgodziłam ,jednak jest to jedyne wyjście by nie umrzeć. Sama nie wiedziałam dlaczego zaczęło mi tak na tym zależeć, może dlatego ,że obrałam już sobie cel w życiu i nie zamierzam umrzeć dopóki go nie wypełnię. Z rozmyślań wyrwał mnie głos basiora, chyba czegoś ode mnie chciał:
-Zapamiętałaś wszystkie? Czy powtórzyć jeszcze raz?
-Nie trzeba –Basior zamyślił się przez chwile jakby chciał coś powiedzieć, jednak postanowił to zachować dla siebie. Szliśmy w milczeniu przez plątaninę gałęzi i pnączy. Przedzieraliśmy się przez nie w milczeniu, raczej przedzierał się Vincent, ja szłam za nim wydeptaną już przez niego dróżką. Po około godzinie dotarliśmy do skalnej ściany w której wydrążone były wejścia i kamienne stopnie. Spojrzałam zaciekawiona na basiora, który oznajmił by przegnać moje wątpliwości:
-Teraz wybierzemy ci jaskinie, dobrze?
-Oczywiście- Zaczęliśmy od tych najniżej położonych, po obejrzeniu około dziewięciu jaskini oznajmiłam w stronę Vincenta:
-Żadna mi się nie podobała- Zaczęliśmy zwiedzać wyżej położone jaskinie, gdy dotarliśmy do piątej z kolei zatrzymałam się i rozejrzałam wewnątrz. Bardzo mi się spodobała, zeszłam stopniami przez długi korytarz, gdy doszłam do końca moim oczom ukazała się przestronna jaskinia z basenikiem wody który znajdowało się na samym jej środku. Najlepsze było to, że nie obudzą mnie żadne promienie słońca. Odwróciłam się w stronę basiora i oznajmiłam z ledwo widocznym uśmiechem:
-Bardzo mi się podoba
-To załatwione od dziś będziesz tu spała itp. sprawy.- Basior spojrzał na mnie jakby zastawiał się co dalej


(Przepraszam za moją zwłokę Vincencie)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT