-Nie przepraszaj. – odparłem nadal nieco skołowany. – Nie masz, za co. I tak, wszystko okey.
Wadera pochyliła lekko łebek, kryjąc oczy pod rozczochrana grzywą. Szturchnąłem ją przyjacielsko w bok, aby poczuła się śmielej.
-To może teraz pójdziemy zwiedzić Shinrin? – zaproponowałem. - To taki
lasek niedaleko. Można w nim potrenować szybkość i wytrzymałość. Wiesz,
sporo wystających korzeni, gęsto rosnące drzewa, nierówny teren. W sam
raz by nabić sobie guza.
-Sugerujesz, że znowu spotkam się z podłożem? – burknęła.
-Nie, sugeruje, że JA znowu spotkam się z podłożem. – zaśmiałem się,
lecz wspomnienie upadku nieco skrzywiło moją minę. – Tam właśnie
rozbiłem sobie nos.
Teraz to pyszczek Yasux przybrał pogodny wyraz. Skinęła głową, na znak,
iż tam możemy się udać. Droga nie była długa, ledwie kilka minut zajęło,
by zielona, łagodna poświata Stardust Forest zastąpiło jasne, złote
światło charakteryzujące Shinrin.
-Rzeczywiście, ciężki teren. – stwierdziła, wysoko podnosząc łapy, byle nie zahaczyć o wystające korzenie.
-Tak, zdecydowanie. – potaknąłem i zacząłem omawiać przeznaczenie
obszaru. – W przyszłości Ashita planuje „przekazać” to miejsce, jako
swego rodzaju szkółkę dla szczeniaków. Będą tutaj polować i ćwiczyć
aspekty fizyczne. Ale na razie nasza wataha nie liczy sobie żadnych
młodych, tak, więc dorosłe wilki mają tu pełne prawo wstępu.
Skorzystamy?
-Proponujesz wyścig? - Yx spojrzała na mnie, sceptycznie mrużąc oczy. –
Trochę to niesprawiedliwe. W końcu znasz ten teren lepiej i pewnie już
wiele razy tu ćwiczyłeś.
-Czy fakt, iż rozwaliłem sobie nos, tylko tu spacerując, nie przekonuje cię, że jestem w tym obeznany na równi z tobą?
Wilczyca łypała ma mnie podejrzliwie, jakby chcąc wyczuć, czy faktycznie
mówię prawdę. Nie dała się jednak długo namawiać, gdyż już po chwili
staliśmy na starcie, który wyznaczał rosły dąb. Yasux przyjęła pozycję
jakby skradała się do ofiary. Widziałem jak pod purpurowym futrem drżą
jej mięśnie. Była napięta niczym struna, bałem się, że jak wystrzeli, to
się nie zatrzyma.
-Ścigamy się do tamtego buku. – wskazałem drzewo o rozłożystej koronie,
oddalone od nas o dość spory kawał lasu. – Zakładamy się?
-Hazardzista. – skomentowała, lecz pewna swych umiejętności dodała. –
Jak wygram to polujesz dla mnie, na co tylko będę chciała przez dwa dni i
będziesz śpiewać piosenki, które wymyślę.
-Nie za bardzo lubię śpiewać publicznie. – schyliłem łebek.
-To będziesz recytować wiersze. – zaśmiała się okrutnie.
-A jak ja wygram, to będziesz polować dla mnie na kaczki. – stanąłem na linii startu, tuż koło przygotowanej Yx.
-A skąd ja ci wytrzasnę kaczki? – zadziwiła się.
-Będziesz musiała kombinować. To co, zakład stoi?
-Niech ci będzie. – podaliśmy sobie łapy.
Napiąłem mięśnie swych łap, wyrównałem oddech i wpatrzyłem się w rosły
buk, który był naszą metą. Zerknąłem na Yasux, która równie uważnie
lustrowała finisz. Zacząłem odliczać. Gdy wykrzyczałem „TRZY!”, wyścig
się rozpoczął. Yx wystrzeliła jak z procy, jednak już na wstępie
zahaczyła o korzeń, przez co wypadła z rytmu. Mimo to zachowała
równowagę, teraz biegnąć nieco wolniej, lecz zachowawszy uwagę na teren.
Ja z kolei pędziłem nieco z tyłu, uważnie lustrując podłoże pod i przed
moimi łapami. Gdy złapałem dobry takt, przyśpieszyłem, wymijając Yx.
Dobiegło mnie ciche warknięcie ze strony wadery. Chciałem zachować się
nieco niedojrzale i rzucić jakiś zwycięski tekst, gdy uderzenie o
korzenie przypomniało mi, iż muszę przede wszystkim skupić się na
trasie. Niestety jedna z przeszkód zdołała wytrącić mnie z równowagi,
nim w pełni oddałem się lustrowaniu terenu. Twardo upadłem na ziemię,
wydajać z siebie stłumiony jęk. Yx przefrunęła tuż obok mnie, jednak
dobrodusznie zawróciła, by sprawdzić czy żyje. Pochyliła się nade mną,
ostrożnie szturchając nosem. Otworzyłem oczy, przekręcając głowę na bok,
by lepiej widzieć waderę. Uśmiechnąłem się, mimo korzeni uwierających
mnie w brzuch.
-Dobra, co mam recytować? – westchnąłem, podczas go Yasux zaśmiała się ukradkiem
<<Yx? Chciał Vincent zaszpanować ;-;>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz