poniedziałek, 30 listopada 2015

Od Touki cd Klair

-Tak nie tupie jednorożec..ani żaden wilk..- powiedziałam z drganiem w głosie.
-Oh..-jęknęła Klair przejęta niebezpieczeństwem
-Trudno, same chciałyśmy się w to pakować to mamy, teraz już nie ma odwrotu.-powiedziałam niczym kat.
Mijały kolejne minuty, a my nasłuchiwałyśmy kroków, po każdej kroki stawały się coraz głośniejsze i straszniejsze. Obie nie dałyśmy po sobie poznać, że się boimy, lecz w głębi duszy każda z nas czuła lekki strach. Nagle tupanie ucichło. Głucha, tępa cisza nas otoczyła. Spojrzałam na Klair pytającym wzrokiem. Pokiwała głową w jakiś dziwaczny sposób, nie wiedziałam co chciała mi przez to powiedzieć, ale po chwili zobaczyłam ją jak biegnie w stronę ''tego czegoś tupiącego''. Chciałam krzyknąć stój, ale przypomniało mi się, że miałyśmy być cicho jak ninja. Nie tracąc chwili dłużej pobiegłam za nią i szepnęłam.
-Co ty robisz?! - skarciłam.
-Muszę zobaczyć co się stało. - mówiła nie przerywając biegu.
-Co zobaczyć? - jęknęłam.
-Czy ten stwór żyje.
-Co?! - przestałam biec i wydarłam się w niebo głosy.- Chcesz powiedzieć, że sama go załatwiłaś?! Jak mogłaś, miałyśmy to zrobić razem.- popatrzyłam na nią jak na zdrajcę.
-Oj nie wściekaj się..zobacz i tak to coś uciekło. -wskazała na puste sidła.
-No to fajnie! Idę rozmontować tamte bomby, pewnie się już nie przydadzą.
-Ależ stój Touka, chciałam coś zobaczyć..a mianowicie to czy ten stwór jest trollem.
-Aha? - powiedziałam po czym poszłam w stronę naszej kryjówki. \
Nagle coś wyskoczyło i zawrotnym tempie założyło mi worek na głowę, podejrzewam, że Klair też, bo nie słyszałam niczego w rodzaju ''puść ją'', chyba, że zdążyła uciec. Nagle poczułam uderzenie w tył głowy. Zemdlałam. Obudziłam się w jakimś lochu, obok była Klair. Złapałam się za obolałe miejsce.
-Auć..gdzie ja jestem..- wycedziłam.
W lochu panował mroczny klimat, nie było okien więc panowała ciemnia. Wszystko cuchnęło padliną, a mury lochu spowijała wilgoć. Od czasu do czasu słychać było popiskiwanie szczurów.

<Klair? Czyżby to ktoś władający czarną magią? >

Od Klairney cd Skaza DeNoir

- Tutaj za trzy godziny. - Powiedział po czym odwrócił się i poszedł przed siebie. W sumie, niech będzie. Chciaż mam go z głowy na te trzy godziny. Uśmiechnęłam się ii poszłam w kierunku polany gdzie zazwyczaj przebywają łowcy. Rzeczywiście tam byli, cała czwórka czyli Tiamo, Ahaja, Kiara i Alice. Podeszłam raźnym krokiem i zaczęłam rozmowę:
- Cześć, jak widzę wszyscy na stanowiskach.
- Oczywiście, Klair! - Zasalutowałą mi Alice. Zaśmialiśmy się.
- To dobrze, co dziś złowiliście? - Spytałam po opanowaniu śmiechu.
- Trzy jelenie i dwa zające. - Odparła wesoło Ahaja.
- To fajnie. Ja zmykam do Magów. Żegnam! - Pomachałam łapką i odeszłam.
Z polany na miejsce zbiórki Magów droga powinna zajac mi około godzinę. Oczywiście idąc pieszo, gdybym jednak pobiegła... Zaraz ruszyłam pędem w stronę łąki gdzie mieli się dziś spotkać Magowie. Bardzo szybko przebierałam łapkami. Króciłam sobie drogę o jakieś 45 minut. Tak się rozpędziłam, że nie zauważyłam jak Tosiek idzie prze de mną. [ Zgadniecie co się stało? XD ] I oczywiście wpadłąm na niego... Przez moment kręciło mi się w głowie ale zaraz się odcknęłam. Basior zaczął się śmiać i powiedział ze śmiechem:
- Jest i nasza niezawodna Delta!
- Hah, zabawne. Choć niezawodna to jestem... - Odparłam z uśmiechem schodząc z basiora. - Wszyscy są? Jack, Toshiro, Yasux, Mystogan, Nuit, Rasuto... - Zaczęłam wymieniać.
- Na to wygląda. - Odparł Jack.
- To super! - Usiadłam na trawie. - To co dziś trenujecie?
- Właściwie to nic, wszysto już opanowaliśmy. - Wtrącił Yasux.
- Przynajmniej na teraz. - Dodał Mystogan.
- Ok, to ja lecę. - Już miałam pójść kiedy Tosh złapał mnie za łapę.
- Już? - Zasmucił się biały basior.
- Mam do oprowadzenia nowego członka watahy. - Odparłam.
- Idę z tobą! - Krzknął po czym złapał mnie za łapę i pociągnął.
- No dobrze! - Pobiegłam za nim.

***Na miejscu***

Skaza już na mnie czekał. Chyba nie spodziewał się, że przyprowadzę Toshiro. Uśmiechnęłam się i powiedzaiałam:
- To idziemy?

<Skaza?>

Od Klair cd Touka

- Zasadzkę powiadasz? - Zamyśliłam się na chwilę. - Ok, przynieś tu dużo liści, a ja zacznę kopać.
- Ok. - Wadera pobiegła w stronę niemal gołych drzew i zaczęła zbierać liście.
ja zabrałam się za kopanie, po kilku minutach dół miał ok 2 metrów. Touka chwilę potem przyniosła liście.
- Co teraz? - Spytała kładąc liście przy swoich łapach.
- Teraz położymy bomby wzdłuż drogi. Kiedy wybuchnął zwierzę pobiegnie w naszą stronę, następnie wpadnie w dół przykryty liśćmi. - Zaczęłam układać liście. Wadera wzięła z zęby dwie bomby i pobiegła zwdłuż drogi. Położyła je przy drzewach i przykryła gałęziami. Ja za to przykryłam delikatnie dziurę liśćmi i czekałam, aż wadera wróci. Długo nie czekałam. Po pięciu minutkach Touka byłą już obok.
- Teraz my się chowamy. - Uśmiechnęłam sie po czym ukryłam się w koronie drzew. - Chodź!
Samica po chwili siedziała obok. Moment później usłyszałyśmy głośne kroki.

<Touka? Co nas spotka? :3 >

Od Ashity do Meliendore

Wróżki latały dookoła naszych łap, przygotowując się do zawodów. Patrzyłam na małe, skrzydlate istotki, ich zgrabne i pełne wdzięku ruchy, a zarazem zwinne, niemal niedostrzegalne zwroty. Słuchałam ich cichego chichotu, pobrzmiewającego zupełnie jak wesoły plusk górskiego strumyka. Po raz kolejny zdałam sobie sprawę, jak ważną rolę pełnią wróżki w Stardust Forest- ich śmiech, sama obecność nawet były niczym promienia słońca na pogodnym, błękitnym niebie. Element nieodłączny i bardzo ważny, a zarazem często pomijany.
Nagle zza krzaków wyskoczył Lelou oraz Nami- oboje wyraźnie uradowani, machając ogonami, szybko powiedzieli:
- Tata chce nam pokazać coś super! My idziemy, pa mamo! Do widzenia, Mello!
I odbiegli...
Westchnęłam. Trochę się martwiłam, nigdy nie było pewne, co też Zuko przyjdzie do tego łba, ale postanowiłam być spokojna. Zerknęłam na Mello.
- Co myślisz o wróżkach?- zapytałam.
Basior spojrzał na mnie czujnie i niemal niedostrzegalnie ugiął łapy oraz wyprostował ogon. Cała mowa jego ciała zdawała się mówić: ,,Lepiej zachowaj bezpieczny dystans". Uśmiechnęłam się, lekko rozbawiona.
- Nie zamierzam się z tobą bić, ani nic z tych rzeczy- zapewniłam.- Możesz być spokojny. No, chyba że by ci bardzo zależało- przez chwilę patrzyłam na niego i spoważniałam.- Albo kiedyś przyszło ci na myśl zaatakować watahę. Pamiętaj, że wtedy za siebie nie ręczę.
- Nie mam takiego zamiaru- obiecał Mello.- W końcu teraz tu także mieszkam.
Kiwnęłam łbem i pomachałam ogonem, szturchając nowego znajomego.
- No to spójrz, zaczyna się, członku rodziny.
Istotnie, wróżki zakończyły właśnie przygotowania do zawodów. Teraz ich zbiorowisko- około dwudziestu istotek- stawało na gałęzi potężnego dębu. Metą wyścigu była druga strona Mizu no Yume, oddalona o jakieś pół kilometra, a trzeba wiedzieć, że dla wróżek to naprawdę duża odległość.
Nagle gdzieś dalej, w lesie rozległo się wycie obcego wilka oraz basowe, niezwykle groźnie brzmiące powarkiwanie jakiegoś stwora. Poczułam, jak krew niemal zamiera mi w żyłach. Tylko jeden stwór mógł wydawać taki odgłos- Waru.
Wróg wdarł się na teren watahy.
- Mello- spojrzałam na basiora.- Przepraszam, ale muszę iść.
- Co się stało?
- Obcy wilk i Waru są gdzieś w pobliżu. Trzeba ich jakoś przepędzić.
- Idę z tobą.
- Nie ma mowy- zaczęłam, ale widząc błysk w oczach wilka pomyślałam, że w sumie to nie byłby głupi pomysł.- Dobra, chodź. Tylko szybko, co? Raz dwa się uwiniemy i jeszcze może zdążymy na wyścig- uśmiechnęłam się i zaczęłam biec w kierunku domniemanych wrogów...
<Mello?>

Profil wilka- Modlisznik

http://img15.deviantart.net/b686/i/2014/226/b/3/a_deck_with_extra_aces_by_canisalbus-d7utdly.png 
 Imię:Modlisznik
Przezwisko/ ksywka:Mod
Motto: Oni nie potrzebują Ciebie tak samo jak Ty nie potrzebujesz ich.
Wiek:4 lata
Płeć: Basior
Charakter: Typowy kobieciarz, oszust jak ich mało. Smukła budowa ciała sprawiła że jest beznadziejny za równo w walce jak i w polowaniu, jednak świetnie spisuje się w nagonce i w magii w walce bardziej skupia się na strategii,zawsze ma jakieś asy w rękawie. Jest bardzo wygadany i cyniczny. Posiada dużą wiedzę w dziedzinie psychologii i zielarstwa. Mod jest strasznie leniwy i umie wymyślić co najmniej tysiąc wymówek by nikt nie zagonił go do roboty. Uwielbia zabawy i towarzystwo jednak czasem sam potrzebuje przestrzeni. Raczej wrednawy, jednak gdy się z nim zaprzyjaźnisz zyskasz wiernego sojusznika...chyba.Jadowity, niczym wąż....
Lubi:Patrzeć w gwiazdy,spać,polować na ptactwo,rozmawiać z innymi,spożywać wykwintne trunki własnej produkcji,muzykę klasyczną
Nie lubi:Wody, pochmurnej pogody,pracy,zbytnio dociekliwych wilków, zapachu cytryny.
Boi się:Zjawisk paranormalnych, demonów.
Aparycja:Mod to smukły, bardzo wysoki wilczur o ciemo brązowej lekko kręconej,miękkiej sierści i długich patykowatych nogach z białymi "skarpetkami".Na jego długim, zgrabnym pysku znajduje się biała łata przypominająca maskę na której znajdują się jego bursztynowe ślepia.Jego krótki w porównaniu do reszty ciała ogon dodaje mu dość anorektycznego wyglądu.Jest jest strasznie wychudzony.Jego uszy są duże i szpiczaste jednak jedno z nich zostało poważnie uszkodzone. zwykle ma zwyczaj kładzenia ich po sobie w uległy sposób.Zawsze porusza się z klasą przekonany o swej intelektualnej wyższości.
Hierarchia: zwykły członek
Profesja:Nauczyciel Magii(Dzieciaki go pokochają X'D)
Żywioł: Psychika
Moce:Może wprowadzić wybranego nieszczęśnika w stan obłędu, może odebrać zmysły,wymuszać uczucia,wywołać zwidy,ma ostry jad w kłach.
Umiejętności:Bardzo szybko biega, jest nieziemsko zwinny.
Historia: Urodził się na wygnaniu. Jego rodzice byli wrogami ich poprzedniej watahy tak więc wychowywali swe potomstwo w duchu nienawiści do innych wilków.Mod był najsłabszy, z najmniejszymi szansami na przeżycie. Miał długie patykowate kończyny, toteż rodzicie ochrzcili go imieniem Modlisznik. Zawsze był popychadłem wśród swojego rodzeństwa, toteż wyrobił w sobie swoisty spryt który pozwalał mu przeżyć.Kiedy Mod miał 1,5, jego rodzice zostali zabici przez niedźwiedzia, a ich szczenięta podzieliły się na 2 osobowe grupy i rozeszły w 4 strony świata.Gdzieś podczas podczas tułaczki Modlisznikowi udało się zabić i zjeść brata pod naporem głodu. Wędrował jeszcze przez kilka miesięcy zanim znalazł watahę która postanowiła przyjąć wyrzutka.
Rodzina: Nie ma już nikogo...tak sądzę.
Zauroczenie: -
Partner/ Partnerka:Jest na tyle toksyczny że już nawet nie myśli że znajdzie kochankę.
Potomstwo:-
Patron: Nie wierzący
Próbka głosu: Queen - Bohemian Rhapsody
Towarzysz:brak
*Inne zdjęcia:
 http://img09.deviantart.net/c2b5/i/2014/187/f/f/nicotine_stains_by_canisalbus-d7piu9x.png
 Przedmioty:brak
Statystyki:
Siła:3 ; Zwinność ;6Siła magiczna:5 ; Wytrzymałość:4 ; Szybkość: ; 7Inteligencja: ;5
ZK (Złote Krążki): 0
Pochwały: 0
Ostrzeżenia:0
Poziom:0
Właściciel: CioteczkaSzeptucha

Shadow Naruto odchodzi!

Shadow Naruto postanowił odejść z naszej watahy- decyzja właścicielki. Dziękuję za wspólnie spędzony czas!
 Imię: Shadow Naruto
*Przezwisko/ ksywka: Naruto lub Shadow
Motto: Zapamiętaj, że najgłośniej szczekające pieski są najmniej groźne.
Wiek: 4 lata
Płeć: basior- samiec
Charakter: Najważniejsza rzecz którą poruszę na wstępnie to fakt iż Shadow Naruto jako człowiek, zachowuje się całkiem inaczej niż gdy jest wilkiem, Shadow Naruto nie ma co tu dużo o nim gadać, jest to bardzo waleczny basior.
Basior jest również bardzo tajemniczy, samiec ma wiele dobrych jak i tych złych cecha ,jednak jedna najważniejsza jego cecha to szacunek, zawsze szanuje wadery.
Może i jest zimno skóry jednak nigdy nie łamie zasad.
Nigdy też nie skrzywdzi żadnej wadery, darząc każdą wielkim szacunkiem.
Lubi: Długie rozmowy
Zabijać wrogów
Nie lubi: Kłamstwa
Boi się: Nie ma rzeczy których bym się bał.
Aparycja: Więc zaczynając od początku, basior jest cztero kolorowy, jego tylnie łapy, mają czarne skarpety, za to przednie nie mają skarpet będąc całe białe.
Plecy basiora są przeplatane trzema kolorami białym czarnym i złotym pasem.
Uszy basiora są czarne górna szczęka jest czarno złota, natomiast dolna jest cała biała, basior ma czarny długi ogon, w do niego plecione piórka, tak samo jak do głowy, jego oczy są koloru fioletowego, całą resztę możesz zobaczyć na zdjęciu.
Hierarchia: zwykły członek
Profesja: Wojownik
Żywioł: Ogień oraz mrok
Moce: Moce dostosowane do żywiołów
Umiejętności: Jest bardzo silnym oraz bardzo szybkim samcem.
Historia: Moja historia nie jest z byt ciekawym obiektem do rozmyśleń, urodziłem się tak samo jak każdy z nas, jednak moje narodziny nie odbyły się w stadzie tak jak, prawie każdego wilka, moje narodziny odbyły się w małej wiosce ludzi, moja matka była wilkiem który zachowywał się jak pies, za to ojciec był potężnym samcem alfa w swoim stadzie, ja sam nigdy go nie poznałem, no chyba że z legend mojej matki, mój pan widząc moje zachowanie, wolnego i trochę nie bezpiecznego dla ludzi wilka, wysyłał mnie na walkę psów.
Tam mogłem wyżyć się i pokazać swoją drugą twarz.
Rok później mój pan trafił do więzienia za wykorzystywanie zwierząt do walki.
W tedy chcieli mnie zabić, jednak jak nie chciałem dać się tak szybko pokonać, po prostu zaatakowałem jednego z nich, cufalem uciekając stamtąd, to właśnie tamtego dnia trafiłem do tej watahy zaczynając całkowicie nowe życie.
Rodzina: Miał rodzinę, jedna stracił ją dawno temu.
Zauroczenie: Podoba mu się taka jedna piękna wadera.
Partner/ Partnerka: Brak
Potomstwo: Brak
Patron: Owari
*Talizman: Klik
 Towarzysz: brak
*Cel: Ma jeden cel w życiu jednak tego nigdy nikomu nie powie.
*Inne zdjęcia:
Jako demon:
Jego człowiecza postać:
 *Dodatkowe informacje:
Shadow Naruto potrafi zmieniać się w człowieka.
Uwielbia walczyć
Jest bardzo tajemniczym wilkiem.
Przedmioty: brak
Statystyki:
Siła:10 Zwinność:10 Siła magiczna: 5 Wytrzymałość:10 Szybkość:10 Inteligencja: 5
ZK (Złote Krążki): 245
Pochwały: zero
Ostrzeżenia: zero
Poziom: zero
Właściciel: Candys

niedziela, 29 listopada 2015

Od Touki cd Lelou

Spojrzałam na niego zdezorientowana, lecz wykrztusiłam z siebie słowa:
-Sorry - powiedziałam oschle.
-Właściwie, ee pierwszy raz cię tu widzę, nowa? - powiedział oglądając się czemuś za mną
-Może i nowa. - powiedziałam sarkastycznie.
Przyglądaliśmy się sobie co najmniej 5 minut po czym każde z nas się uśmiechnęło. Po chwili namysłu zaczęłam:
-Jestem Touka, właściwie to dzisiaj tutaj przybyłam - powiedziałam szorstko jak to w moim zwyczaju
-Miło mi, Lelou, masz może ochotę obejrzeć okolicę? - powiedział to z błyskiem w oku, jednocześnie nerwowo spoglądając za mnie.
-Przepraszam, gdzieś się spieszysz? Tak patrzysz się w tamtą stronę, może przeszkadzam ci?
-Ah, muszę pilnować mojej siostry, nie chce by coś jej się stało. - odrzekł
-Nie ma sprawy, do zobaczenia. A teraz wybacz mi, ale idę szukać nowego obiadu. Tak w ogóle, z tego wszystkiego zapomniałam zapytać.. nic ci nie jest? Ten jeleń był spory.
-Nic, spokojnie - powiedział rozmasowując sobie miejsce uderzenia
- No to bywaj - powiedziałam chłodno jak zwykle
Pobiegłam w stronę śladów jelenia, zostawiając za sobą zimny syberyjski podmuch wiatru.

<Lelou? >

Od Touki cd Klair

-Bomby..ale skąd mamy pewność, że wróg jest podatny na bomby
-No, warto spróbować - dodała przekonująco
-Dobra chodźmy..
Nie tracąc czasu pobiegłyśmy w stronę jaskini basiora o imieniu Jax. Spotkałyśmy go na skraju lasu, właśnie konstruował bombę, podeszłyśmy do basiora niepewnie.
-Halo? - powiedziałam rozglądając się po jaskini
Basior najwyraźniej zajęty swym dziełem nie usłyszał nas, odwrócił się tylko w inną stronę i mruczał coś do siebie w rodzaju ''ten kabel tu, ten czerwony tutaj oo''
-JAX! - wrzasnęła Klair
Poczułam jak jeży mi się włos na grzbiecie.
-Ta? - powiedział niewzruszony dalej grzebiąc w bombie
-Potrzebujemy twojej pomocy, razem z Touką - tu urwała, i wskazała na mnie. Basior odwrócił się i rzekł :
-Nowa?
-W rzeczy samej - powiedziałam
-Witam, a więc w czym wam mogę pomóc?
-Jak już mówiłam potrzebujemy twojej pomocy, mam na myśli ee..bomby, potrzebne nam one do poskromienia zabójcy jednorożca -wtrąciła Klair
-Dobra, ile tego towaru potrzebujecie? -zapytał basior
-No z jakieś..- powiedziałam niepewnie
Nie pytając dłużej samiec podarował nam bomby, a my nie tracąc czasu pobiegłyśmy do lasu poszukać stwora.
-Klair, musimy go zwabić i zrobić zasadzkę..

< Klair? c: >

Od Ignis'a "Andrzejki"

Wyszedłem z jakiegoś lasu. Odetchnąłem świeżym powietrzem. Nagle w moim kierunku zaczęło biec mnóstwo wilków. Były to wadery, ale i basiory. Starsi i młodsi. Do watahy dołączyłem niedawno, więc nie znałem jeszcze większości wilków. Nie wiedziałem, czy są to członkowie watahy, czy wilki obce. Postanowiłem, że nie będę uciekać. "Zaatakują lub nie, zaryzykuję!" - pomyślałem. Wilki spokojnie przebiegły obok mnie. W pośpiechu krzyknąłem do ostatniego basiora:
-Dokąd biegniecie?! - zapytałem.
Wilk zwolnił, aby odpowiedzieć, jednak starał się mówić bardzo szybko, aby dogonić swoich znajomych, którzy powoli znikali w ciemności.
-Nicniewiesz?
-Co?! - dopytałem, ponieważ nie zrozumiałem.
Basior trochę się zdenerwował.
-Biegniemy, aby świętować Andrzejki! Możesz za nami iść, chodź! - krzyknął i pobiegł do reszty stada.
Pomyślałem, że i tak nie mam nic do roboty, wiec dołączyłem do grupy wilków. Niedługo potem basiory zatrzymały się obok jakiejś rzeki. Wadery pobiegły dalej lecz chwilę później również stanęły. Miałem czas, aby się wszystkim przyjrzeć. Wader było mniej więcej 5, a basiorów - 20. Zauważyłem także, że wszystkie mają na swoich głowach wianki. Po chwili zdjęły je i wrzuciły do wody. Basiory od razu rzuciły się do niej i starały się złapać wianki. Spojrzałem w dół i zobaczyłem, że u moich łap znalazł się wianek. Chciałem go podnieść, jednak jakiś basior był szybszy. Zabrał mi go i uciekł uradowany.
Po łapaniu wianków zaczęły się inne zabawy, m.in.: przelewanie wosku przez klucz, wróżenie, itd.
Moim zdaniem Andrzejki były udane. Ciekawi mnie tylko, czy to prawda, że ten, kto złapie wianek, zostanie partnerem wadery?

Od Skazy de Noir do Klairney

-Jak najbardziej, Kruszynko. Tutaj za trzy godziny. – odparłem, po czym odwróciłem się i pobiegłem w głąb lasu. Przyznam, że dłuższe rozmowy po tak długiej przerwie w kontaktowaniu się z innymi wilkami, są dla mnie bardzo męczące. Mam nadzieję, że to wkrótce minie.
Krążąc po lesie szukałem jakiegoś przytulnego miejsca, w którym mógłbym się zadomowić. Nie chciałem mieszkać blisko innych wilków, przynajmniej nie teraz.

Zapuściłem się w mroczne zakamarki Stardust Forest, gdzie, mam nadzieję, żadne stworzenie nie chciało mieszkać. Znalazłem nawet jakąś norę. Spodobała mi się. Była odzwierciedleniem mojego umysł. Mroczna, brudna i zaniedbana. Wszedłem przez wielki otwór. Szedłem ciemnym tunelem. Wewnątrz było sucho, mimo że na zewnątrz teren był podmokły, a wokół panowała wieczna mgła. Zdawała się być opuszczona, więc wędrowałem dalej, bez żadnych obaw, ze jakiś nieprzyjazny stwór zaatakuje mnie znienacka. Dopiero po minucie dotarłem do sporego pomieszczenia. Czuć było suchość. Suche liście, korzonki, wyprawione skóry, suche drewno. I lampę naftową przewróconą obok dużego dębowego stołu. Stół był mniej więcej rozmiarów 2x1 m. Miał sześć okrągłych, małych dziur. Dwie w połowie przy dłuższych brzegach, cztery przy krótszej krawędzi. Pomyślałem, że jest idealny do oprawiania ofiar ze skóry, ćwiartkowania ich mięsa i tortur wszelakiego rodzaju.
Po lewej stronie w ścianie było wgłębienie - mała półeczka. Stały tam trzy puste słoiki zamykane na sprężynę i dwa pełne, z jakąś breją w środku, oraz dwa pełne opakowania zapałek. Wszystko pokryte kurzem i pajęczynami. W tej samej ścianie w lewym kącie było przejście do kolejnego pokoju. Wejście było niskie, pomieszczenie małe, również niskie. Wyścielane skórami jelenia, zająca i suchymi liśćmi. - Sypialnia. - przemknęło mi przez myśl. Sypialnia z małym otworem, który z zewnątrz był obrośnięty bluszczem. Takie tajemnicze okienko z widokiem na ciemny las.
W ścianie równoległej do tej, w której było wejście do nory, na przestrzał był kolejny otwór. Tunel prowadzący w górę. Był tam średniej wielkości pokój. Bardzo jasny w przeciwieństwie do innych, bo posiadający duże okno, niczym nie porośnięte.
Wróciłem na dół i podniosłem lampę z ziemi. Postawiłem na stole, okazało się, że jest w niej jeszcze trochę nafty. Podpaliłem knot i wszystko już było dobrze widoczne. Postawiłem ją na stole i wtedy przyszła mi do głowy świetlana myśl.
 ◉
Została mi jeszcze połowa czasu. Postanowiłem wykorzystać go na poszukiwania ziół i innych przedmiotów potrzebnych do wykonania czarów i przepowiedni, związanych z dzisiejszym świętem. Przy okazji samodzielne zapoznałem się z fragmentem terenów.
Nazbierałem niemal pełną torbę składników, największy problem miałem ze znalezieniem wosku, ale gdy już trafiłem na ul, znalazłem go tyle, że starczyłoby go dla pięciu wilków.
Szybko wróciłem do nowego domu, rozłożyłem zioła na stole i pogrupowałem je. W pomieszczeniu na górze znalazłem jeszcze mały kociołek, więc uzupełniłem go odpowiednimi składnikami, po uprzednim oczyszczeniu, i wyniosłem przed wejście. Rozpalenie ognia była trudne, ale dzięki liściom z sypialni udało się. Uważyłem miksturę, po czym dodałem do niej wosk. Uformował się w kształt przypominający liść albo pióro. Nie wiem co mogła oznaczać owa wróżba, ale postanowiłem, że będę ten, od tamtej chwili, nowy amulet nosić przy sobie, do czasu, aż odkryję sens w nim zaklęty. Oplotłem go rzemieniem i zawiesiłem na szyi.
Została godzina do spotkania z niebieską waderą. Udałem się w umówione miejsce. Tam nie czekałem długo.

<Klairney?>

Od Riki do Rivaille

Uśmiechnęłam się lekko i położyłam się naprzeciwko basiora. Powiem szczerze, że miło mi było gdy Rivaille trącił pyszczkiem mój nos.
- Przyłączysz się do jedzenia?- zapytał z uśmiechem Rivai.
- Nie, dziękuje. Wcześniej już jadłam- odpowiedziała po czym ułożyłam pyszczek na przednich łapach. Rivaille zabrał się do jedzenia mięsa. Spojrzałam na jego zabandażowaną łapę. Wyglądała dobrze. Już tak bardzo nie krwawiła.
- Cieszę się, że twoja łapa jest w lepszym stanie- powiedziałam. Basior przestał na chwile jeść i spojrzał na nią.
- Dziękuje ci za troskę o tą łapę, ale już jest lepiej i nic i się nie stanie. Spokojnie- uśmiechną się.
- J-ja wiem… Ale…- zaczęłam, lecz wilk mi przerwał.
- Ale spokój już- dokończył. No, miał racje, lecz chciałam ciągną temat, ale odpuściłam. Po chwili basior skończył jedzenie i spojrzał na mnie.
- Zmęczona?- zapytał.
- Nie, coś ty. Tak sobie odpoczywałam- odrzekłam i wstałam.
- Może gdzieś się przejdziemy? Rzecz jasna niedaleko byś się nie przemęczał- zaproponowałam.
- Hm… Z chęcią- odpowiedział, wstał i dodał po chwili- A gdzie?
- Może… Może do Mizu no Yume? To przecież niedaleko- rzekłam. Basior skiną głową. A więc ruszyliśmy w stronę ów rzeki. Między nami panowała cisza jednak mi i Rivai to nie przeszkadzało. Kontem oka spojrzałam na niego. Pamiętam jak wyciągną mnie wtedy z krzaków gdy się przed nim chowałam na samym początku. Wtedy czułam jeszcze strach przed nim, ale teraz to co innego. Inaczej teraz go widzę niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Pomimo to i tak pewnie nie wiem mnóstwa rzeczy. Słyszałam, że jest chodzą zagadką. Ale to nie zmienia faktu, że jakoś inaczej się przy nim czuje niż wcześniej. Na moim pyszczku zagościł bardzo lekki uśmiech. W końcu dotarliśmy. Spokojnym krokiem podeszłam do strumyka i się napiłam. Woda była bardzo zimna. W końcu mamy jesień. Rivai usiadł kawałek dalej od wody.
- Nie napijesz się?- zapytałam. On pokręcił głową. Odeszłam więc od rzeki i usiadłam przy nim. Basior popatrzył się na mnie, a ja na niego. Wpatrywałam się w jego błękitne oczy, tak jak bym zapomniała o całym świecie. Tak jak by ważny teraz był tylko on. Jednak po chwili odwróciłam pyszczek i spojrzałam na ziemię. Zarumieniłam się.
- Ja… No… Wiesz co?- powiedziałam żeby ta niezręczna cisza znikła.
- Co?- zapytał zaciekawiony. Ja przechyliłam się lekko w jego stronę i delikatnie oparłam pyszczek o jego szyje. Rivai popatrzył na mnie.
- Dziękuje ci- szepnęłam.
- Za co mi dziękujesz?- zdziwił się moimi słowami.
- Za wspomnienia z tobą, za przygody przeżyte z tobą. I po prostu…- odpowiedziałam i przymknęłam lekko oczy.

<Rivaille?>

Od Klairney cd Skaza DeNoir

Patrząc się w głąb lasu nie zważałam na wołania basiora. Stawiając sztywne kroki powoli się oddalałam. Jednak po chwili kiedy nie czułam już jego obecności - rozluźniłam nieco krok. Wesoło sobie truchtając szłam dalej. Jednak nie zbyt długo, wilk dogonił mnie przy Wodospadzie Mizu i powtórzył:
- Jest tu jakaś wataha? O piękności!
- Bez przesady. - Przewróciłam oczami.
- Jakże ja przesadzam?
- Uch... Nie ważne. - Odparłam zrezygnowana. - Muszę iść sprawdzić czy Magowie i Łowcy wykonują swoje obowiązki.
- Jakąż masz w takim razie profesję? - Odpowiedział zasłaniając mi drogę.
- Jestem zwiadowcą. - Odparłam krótko.
- Zwiadowca ma takie obowiązki? Czyli jest tu wataha?
- Tak jest tu wataha, a z resztą to zapytałeś o profesję, a nie o pozycję w Hierarchii. - Uniosłam brew.
- W takim przypadku, jakąż to zajmujesz pozycję?
- Jestem Deltą i muszę już iść! - Minęłam go i ruszyłam przed siebie nawet się nie oglądając. Nie zbyt obchodziło mnie czy wilk za mną pójdzie czy też zostanie. Chociaż... Odwróciłam się powiedziałam kierując słowa do basiora:
- Chciałbyś może dołączyć?
- Oczywiście! - Na jego pyszczku zagościł uśmiech. - Prowadź do Alf piękna!
Zaraz ustał obok mnie i spoglądał na mnie. Nie mam wyboru, w takim razie najpierw zachaczymy o Alfy, a później obowiązki. Ruszyłam przed, wilk za mną. Droga od Wodospadu zajęła nam godzinę. Szybko minęło, ponieważ szliśmy w ciszy. Pytania, a co gorsza komentarze Skazy byłyby denerwujące. Jestem tego pewna. W końcu dotarliśmy na miejsce. Zawyłam głośno. Minutkę później z jaskini wyszedł Zuko - Samiec Alfa i Ashita - Samica Alfa. Wskazałam na Skazę i posłałąm mu spojrzenie upominajac go o ukłon.
- Witajcie. - Zaczęłam. - To Skaza DeNoir, czy mógłby dołączyć?
- Oczywiście, jeśli tylko chce. - Odpowiedziała Ashita.
- Tyle chcieliśmy, do zobaczenia! - Pożegnałam ich i odwróciłam sie w stronę basiora. - Teraz cię zostawię i zajmę sie obowiązkami. Później oprowadzę cię po terenach, zgoda? - Patrzyłam na niego licząc na odpowiedź.

<Skaza DeNoir? Co odpowiesz?>

Od Klairney cd Moonlight

Zwierzę było bardzo smaczne. Jadłyśmy ją jeszcze kilka minut. Tak czy inaczej była dosyć duża. Po chwili jednak zostały tylko same kości. Wytarłam łapką pyszczek z resztek krwi, Moon również. Spojrzałam na nią rozbawionym wzrokiem. Ta posłałą mi zdziwnione spojrzenie.
- Co? - Spytała po chwili.
- Nie nic, tylko przypomniałam sobie twoją minę. - Zaśmiałam się.
- Jak mówiłam - będzie zemsta! - Ustała dumnie się uśmiechając. - Jak nie teraz to później.
- Jak ja mówiłam, czekam. - Uśmiechnęłam się. - To co teraz robimy? W nocy jest o wiele więcej możliwości.
- Niech zgadnę... Chcesz spłatać komuś figla? - Trawiła w samo setno.
- Dokłanie! - Zerwałam się i poczęłam sie rozglądać. - Tylko komu?

<Moonlight? Komu spłatamy figla? :3 >

Od Skazy DeNoir do Klairney

Od dawna, bardzo dawna nie należałem do żadnej watahy i ostatnimi czasy postanowiłem to zmienić. W końcu nie jestem już bardzo młody, zaczynają się problemy ze zdrowiem, a takie należenie do grupy w wielu kwestiach ułatwia życie. Choćby znalezienie posiłku jest prostsze.
W oddali spacerowała granatowa postać. Już po zapachu stwierdziłem, że to wadera. Zmieniłem się w motyla, by pozostać niezauważonym. W postaci wilka nie byłem dobry chyba w żadnej z fizycznych kategorii. Usiadłem na liściu obok wilczycy i powróciłem do swego naturalnego wcielenia.
- Witam piękności. – odezwałem się by nawiązać kulturalną rozmowę. Wilczyca jednak zareagowała złowrogo. Cóż się dziwić, byłem obcy, na dodatek ją wystraszyłem. Warknęła groźnie.
- I jeszcze taka waleczna... U u u aa! - pisnąłem trzęsąc łopatkami, jakbym włożył łapy w lodowatą wodę. - Podoba mnie się. - dodałem szeptem. Warknęła groźniej niż dotychczas. W końcu skąd ma wiedzieć czego się po mnie spodziewać.
- Co tu robisz, mała, biedna, zbłąkana waderko?
Wilczyca stanęła dumnie i choć z jej oczu biła złość, odpowiedziała z opanowaniem:
- Zapewniam cię, że żadne z tych określeń do mnie nie pasuje. I dla twojego doba radziłabym ci się uspokoić.
- Och! Nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi, a w twoim przypadku szkoda by było tyle zmarnować. - powiedziałem jednym tchem i puściłem do niej oczko.. - Ach, gdzież moje maniery? Skaza DeNoir kłania się. - oznajmiłem i niemalże dotknąłem łbem ziemi. Wadera milczała jeszcze przez moment. Podniosłem się dopiero, gdy usłyszałem z jej pyszczka imię: Klairney. Przedstawiwszy się zaczęła z gracją odchodzić w głąb lasu.
- Zostawiasz mnie? Nie odchodź! Nie chciałem cię w żaden sposób urazić! Wręcz przeciwnie, ślicznotko. Klairney!
Ponieważ wilczyca nie reagowała na wołania, ruszyłem za nią.
- Jest tu może jakaś wataha? Odpowiedz, proszę! Jeśli nie skąd się tu wzięłaś? Simplicitas sancta. Nie rzekło mi żadne psisko, że mogę w tym lesie spotkać i takie zjawisko.

<Klairney?>

Od Klair cd Drizzix

Kiwnęłam łbem po czym znów spojrzałam na "psowatego". Leżał nieruchomo na ziemi, aż brzydziłam się patrzeć. Jego ślepia wręcz paraliżowały. Po prostu obrzydliwe. Skrzywiłam się i powiedziałam:
- Co konkretnie? Już mówię, że go nie dotykam!
- Zabawna jesteś. - Zaśmiał się.
- No wiesz... Dzięki, ale ja tak na poważnie. - Podsumowałam poważniejszym tonem. Basior uśmiechnął się figlarnie po czym lekko popchnął mnie tak, że upadłam na łbie stwora. Z wielkim obrzydzeniem odskoczyłam i ze złością powiedziałam:
- I znów! - Ty nienormalny jesteś!?
- I znów, jesteś zabawna. - Ponownie się zaśmiał po czym podszedł do stwora i zaczął myśleć co z nim zrobić. Po chwili do głowy wpadł mi pomysł.
- Może damy go na pożarcie? - Wypaliłam po chwili.
- Komu? - Zdziwił się.
- Sępom? Kojotom? O ile są tu takie stworzenia...

<Drizzix? Co myślisz?>

Od Moonlight cd Klairney

- A tak poza tym...Czyś ty zwariowała?! Jest środek NOCY!
- środek nocy, to najlepsza pora na polowanie!
- Ha-ha. Zemszczę się- Uśmiechnęłam się wrednie.
- Będę na to czekać.
- Patrz!- Szybko schowałam się za kamień. Wadera patrzyła w czerń. Orientując się, że idzie tam nasze jedzenia, schowała się po drugiej stronie.
Gdy sarna była już blisko, dałam Klair znak łapą, i obie ruszyłyśmy do ataku. Sarna zwinnie zawróciła, a my goniłyśmy ją. Gdy się zmęczyła, znacznie zwolniła, co pozwalało nam na szybkie zabicie jej. Ja skoczyłam z prawej, a Klair z lewej strony. Powaliłyśmy sarnę, i szybko zabrałyśmy się z jedzenie.

Klair?

Od Galaxy cd Vincenta

- Nie marzę o niczym innym.- Uśmiechnęłam się. Spojrzałam znów w wodę.
Moje odbicie, rozmazywało się z każdym moim wdechem. Zamoczyłam łapę, potem drugą, aż weszłam cała. Zmrużyłam oczy, czując jak woda otula moje ciało. Tak przyjemnie.
Machałam łapami pod wodą, powoli sunąc ku głębszej wodzie. Basior szybkim ruchem wszedł do wody i podpłynął do mnie.
- A może razem poszukamy skarbu?- Spytałam, orientując się jak głęboko jest w miejscu, w którym aktualnie się znajdowaliśmy.
- Z chęcią. Możemy zacząć tam. - wskazał środek, gdzie znajdowały się gorące źródła.
- Ok. - Otworzyłam pysk, zabierając jak najwięcej powietrza, po czym zanurzyłam się,
Płynęłam w dół, kierując się w otchłań czerni. Widoczność nie byłą najlepsza, ale to utrudnia zadanie, więc będziemy się lepiej bawić. Tak myślę...Słysząc za sobą Vinnie'ego, płynęłam szybciej. W końcu zauważyłam dno.
Nad nic, unosiły się bąbelki. Dotknęłam jednego z nich łapą. Ten pękł, rozbryzgując się we wszystkie strony.
Vin złapał się kamienia, leżącego obok nas. Powietrze zaczęło mi się kończyć, więc czym prędzej wynurzyłam się, łapiąc powietrze.
Zrobiło się tak ciepło, miło.
- Vincent?- Spytałam, patrząc w wodę, Ten także się wynurzył.

Vinnie? ^^

Od Klair cd Moonlight

Śmiałam się tak głośno, że nic mnie chyba nie przekrzyczy. Weszłam do jaskini wadery nadal się śmieją - tylko ciszej. Spojrzałam na nia rozbawionym wzrokiem.
- Co to było?! - Krzyknęła zdezorientowana Moon.
- A kawał. - Odparłam lekko się śmiejąc.
- Że co?!
- Dostałam kilka bomb od Jax'a. - Tłumaczyłam.
- Ta.
Podeszłam do wadery i przestałam się śmiać. Może przesadziłam? Nie...
- To co robimy? Polowanie? - Spytałam z uśmiechem.
- Dobra. - Lekko się uspokoiła.
- A na co masz ochotę?
- Jeleń?
- Sarna! - Kłóciłam się.
- Dobra, niech będzie.
Usmiechnęłam się i wyszłam z jaskini czekając również na waderę.

<Moon? Na szybko to opo, dlatego takie :/ >

Od Vincenta do Galaxy

Vinnie… naprawdę spodobał mi się ten skrót! Uśmiechnąłem się do Galaxy.
-Pewnie! – odparłem. – Brzmi tak troszkę niewinnie
-Odbiega od dumnej osoby Delty. – zauważyła.
Wstałem. Przyjąłem pozycję godną nie jednego władcy: pewnie uniesiona głowa, dumnie wyparta pierś. Ogon napuszył się, zakręcając łukiem w stronę grzbietu. Łapy ściśle przylegały do miękkiej ziemi dając poczucie stabilizacji, trwałości. Wzrokiem króla spoglądającego na swą podwładną spojrzałem na Galaxy.
-Jam jest basior potężny i niezwyciężony! – oświadczyłem głosem tubalnym. - Władca tysiąca planet zwycięzca miliona bitew! Posiadać skarbów setek galaktyk! Jam jest Vinnie!
I nagle cały majestat umknął gdzieś w las. Wadera zaśmiała się ukradkiem. Tak, przezwisko godne Delty.
-Wiesz, jest jeszcze jedno miejsce, podobne do Wodospadu Mizu. – zmieniłem temat. – Jednak o wiele bardziej czarodziejskie.
Wadera postawia uszy, okazując zaciekawienie. Źródła Shinzen były tuż-tuż, więc czemu by się tam nie udać? Kiwnąłem głową w stronę głazów tworzących kaskadę. Galaxy ochoczo ruszyła za mną. Wskazałem wąską szczelinę między skałami. Wcisnąłem się tam, zaraz za mną poszła wadera. Po chwili dość niekomfortowej przepychanki z nierówną, kamienną powierzchnią dotarliśmy. Niewielka polanka prezentowała się nad wyraz pięknie. Małe jeziorko połyskującej niby kryształ wody delikatnie mąconej przez wodospadzik. Wszystko subtelnie lśniło błękitną poświatą. Wokół krążyła aura ukojenia i wewnętrznej radości. Cudowne miejsce.
-Podoba się? – zapytałem, gdy łebek Galaxy pojawił się w szczelinie. – Podobno Ramza, pierwsza wilczyca, upuściła do tego źródła jakiś skarb.
Wadera podeszła do wody, uważnie lustrując jej spokojną tafle.
-Jaki skarb?
Wzruszyłem ramionami.
-Nie wiem, ale pewnie jest bardzo cenny. Szukałem go kiedyś, jednak znalazłem tylko dno.
Również zbliżyłem się do wody. Płynęła od niej ta cudowna aura. Będąc tutaj zapominało się o świecie, o problemach i złych myślach.
-Masz ochotę popływać? – zapytałem, mocząc łap; przez moje ciało przebiegły kojące dreszcze.
<<Galaxy? Wybacz za zwłokę ;/ >>

Od Lelou do Touki

Dzień zaczął się nie najlepiej- od sprzeczki z Nami. Zapomniałem już nawet o co takiego poszło. Pewnie znowu o jakąś głupotę, acz byłem na siebie zły. Siostra wybiegła gdzieś, a ja się jeszcze nie ruszyłem, stojąc jak słup soli w miejscu.
,,A jak coś się jej stanie?" pomyślałem nagle.
Natychmiast opadły ze mnie wszelakie kajdany wątpliwości. Błyskawicznie ruszyłem za nią, ale nie główną ścieżką: przeciskałem się między krzakami i bluszczem, próbując unikać podrapania. Po kilku minutach wreszcie ją namierzyłem: stała przy drzewie, łapiąc oddech i patrząc za siebie, zapewne upewniając się, czy przypadkiem za nią nie idę. Schyliłem niżej łeb, chcąc pozostać niewidocznym. Na pewno nie pozwolę Nami samej błąkać się po lesie, co to to nie! Kiedy moja siostra jęła biec dalej, ja bezszelestnie ruszyłem jej śladem. Często potykałem się o jakieś wystające korzenie czy kości zwierząt, ale ani mi w głowie było zaniechać pilnowania siostrzyczki. Znamię pod bandażem na łapie co rusz boleśnie mi o tym przypominało.
- Przecież wiem o tym, możesz być cicho- mruknąłem do niego, choć z góry wiedziałem, że to i tak nic nie da.
,,Jak się jej coś stanie, to będzie twoja wina, wiesz o tym?" przypomniał cichy głosik, rozbrzmiewając echem  moim umyśle.
- Pamiętam doskonale- warknąłem.
Nagle w powietrzu zaczęły latać błękitne motyle: zapewne gdzieś tu rosły krzewy lilii niebieskołuskiej, która stanowiła źródło pożywienia tych niezwykłych stworzeń. Machnąłem łapką w ich stronę, próbując choć musnąć delikatne skrzydełko jednego z nich. Jednak zwinne istotki zwinnie mi umykały, latając dookoła mojego łba.
Zajęty zabawą z motylkami, nawet nie zauważyłem, jak moja siostra oddaliła się o kilkadziesiąt metrów. Szybko ruszyłem za nią, zaś błękitne stworki ruszyły w krok za mną: były dziećmi Ao, Ptaka Nieba, więc zwykle wyczuwały moją więź z nim.
,,Marnujesz czas, musisz się nią opiekować, a ona już jest daleko" ofuknął mnie głos.
Nie odpowiedziałem, tylko w milczeniu przedzierałem się krzakami w kierunku Nami.
Nagle jakiś jeleń przebiegł tuż obok mnie: cudem uniknąłem zderzenia z rogaczem, choć jego bok dość mocno uderzył mnie w grzbiet. Zacisnąłem szczękę. Ciekawe gdzie się tak śpieszył?
Wyjaśnienie zagadki nadeszło w chwilę później. Zza krzewów wyskoczyła czarna, nieznana mi wadera. Nie wydaje mi się, bym przypominał obiad, jednak ona rzuciła się na mnie i już zbliżała zęby w kierunku mojego karku, kiedy zdała sobie sprawę, że:
a) jestem wilkiem.
b) jej dotychczasowa zdobycz właśnie ucieka i jest już zapewne zbyt daleko, by ją schwytać.
- Mogłabyś ze mnie zejść?- poprosiłem, wpatrując się w oddalającą się z każdą sekundą sylwetkę siostry.
< Touka? >

Od Drizzix'a cd Klair

- Hm...Mimo iż nie ma on futra...- łapą dotknąłem zwierzęcia, po czym kontynuowałem-Moglibyśmy coś z tego zrobić. Ale musimy się zastanowić co..
- Może i masz rację.- Wadera popukała się w głowę.- Ale jak to przetransportujemy do...jakiegoś innego, bezpieczniejszego miejsca?- Spytała.
- Do watahy nie można tego zanieść. Jeszcze się obudzi, czy coś. Ale znam jedno miejsce.- Uśmiechnąłem się.
- To...daleko ono jest?
- Nie. Jest w ukryciu- pod ziemią. Lubię to miejsce. Spokojne...dobrze się tam myśli.- Odparłem.
- Jest..ciężki!- Dodała wadera, próbując go przesunąć.
- Coś wymyślimy.- Uśmiechnąłem się.

Klair? Jakiś pomysł?

Od Moonlight cd Klair

Od razu po pożegnaniu, rzuciłam się w ciasny kąt jaskini. Powieki same mi opadał. Zasnęłam.

Xxx

Gdy się obudziłam, łapy mnie nie bolały. I dobrze. Ale zaraz, zaraz..coś mi tu nie gra.
Wyszłam na zewnątrz. Czemu jeszcze jest noc? Zazwyczaj spałam do południa...Usłyszałam szmer. Pochodził z góry jaskini. Powoli i cicho zaczęłam wchodzić na jaskinię. Gdy uniosłam głowę do góry..BUM!
Spadłam na ziemię i schowałam się w jaskini. W tedy jakże zabawna Klair weszła do środka, głośno się śmiejąc.

Klair?

Andrzejki!

No, mamy i Andrzejki w watasze! Robiliście już jakieś wróżby u siebie? Jak tak, to co wam powychodziło?
I jak zapewne się domyślacie, mam dla was króciutkie ogłoszenie: kto napisze opowiadanie o tym, jak obchodzi Andrzejki w watasze *więcej w zakładce ,,Święta"* na minimum 20 linijek, otrzyma 100 ZK, BĄDŹ dowolny przedmiot ze sklepu o wartości mniejszej niż 250 ZK.
Powodzenia,
Ashita.

Profil wilka- Skaza deNoir

 Imię: Skaza DeNoir
Motto: Jestem dobrym wilkiem, ale przecież wszystko jest względne.
Wiek: 8 lat
Płeć: Basior
Charakter: : Skaza jest szczupłym, eleganckim wilkiem, który nie został obdarzony siłą fizyczną, do czego sam się przyznaje, jednak posiada wysoki poziom inteligencji, co znacznie ułatwia mu wygraną w walce. Swój dar zwykle wykorzystuje jednak do wyzyskiwania innych i ulepszania jakości swojego życia, więc nie licz na jego pomoc. Skaza porusza się inaczej niż pozostałe wilki - raczej sunie, prześlizguje się z nadzwyczajną gracją i zwinnością, choć w jego ruchach można wyczytać również lenistwo. Także jego sposób mówienia odbiega od normy. Zwykle robi to monotonnie i rozwlekle. Stara się również budzić w odbiorcy strach i nie dawać po sobie poznać, jakie uczucia kryje w danej chwili. Te intencjonalne zabiegi nadają mu odpowiednio mrocznego charakteru i majestatu. Jest raczej typem samotnika. Pomimo swojej bezwzględności jest raczej tchórzliwym basiorem, unikającym bezpośredniej konfrontacji i walki, choć fanatycznie kocha zabijanie. Jednym z jego ulubionych zajęć jest planowanie morderstw. Uwielbia patrzeć, kiedy jego ofiary godzinami zwijają się z bólu i cierpienia, do czego wykorzystuje cały arsenał własnoręcznie robionych, przeróżnych „zabawek” lub trujących roślin. Doskonale zna się na ich właściwościach. Podobnie jak na anatomii, dzięki czemu wie, co zrobić, aby ofiara umierała długo i boleśnie. Nim kogokolwiek wybierze do swoich niecnych celów, zastanowi się wielokrotnie, czy owe biedne stworzenie nie przyda mu się jeszcze do czegoś w przyszłości. Oczywiście nie robi niczego bez przyczyny. Jeśli już staniesz się wybrankiem Skazy, będzie to oznaczało, że w przeszłości zrobiłeś coś, czego robić nie powinieneś…
Lubi: Niemalże od urodzenia wpajano mu tajniki magii, receptury magicznych eliksirów, mikstur oraz właściwości roślin, toteż zżył się z owymi dziedzinami i nie wyobraża sobie bez nich życia. Fascynuje go śmierć, lubi zadawać ból innym.
Nie lubi: Skaza, choć na pozór cierpliwy, nie znosi nieuzasadnionych wrzasków, zgiełku oraz wylewności innych. Ma alergię na szczenięta, więc omija je szerokim łukiem, jeśli jednak już nawiąże z jakimś rozmowę, ma w tym jakiś cel.
Boi się: Doskonale zna swoje umiejętności. Wie, że na Ziemi wybrnie z każdej sytuacji. Choć na ogół nie wierzy w kary i nagrody w życiu po śmierci, nasuwa się cień wątpliwości co do jego przekonań. Tak więc jedyną rzeczą jakiej się obawia jest kara za zbrodnie poczynione na Ziemi za życia.
Aparycja: Chudy, wątły wilk. Posiada jednak sporą ilość zdrowej, lśniącej sierści, dzięki czemu sprawia wrażenie masywniejszego. Futro na szyi jest dłuższe niż na pozostałych częściach ciała; poupinane koralikami, z wplecionymi piórami i pojedynczymi farbowanymi pasemkami. Na pysku Skaza ma namalowany odwrócony trójkąt, kreski przecinające wzdłuż oczy są permanentne. Mimo, że jest basiorem, zdobi go spora ilość biżuterii. Ma więc przekłute oboje uszu, podobnie jak skórę na tylnych łapach. Na szyi zwykle nosi kilkanaście łańcuchów, wisiorów i talizmanów, na łapach zaś bransolety. Wzrok przykuwa ogon Skazy-długi, lśniący, zawsze staranie wyczesany, spięty charakterystyczną spinką z czaszką młodego wilka.
Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Uzdrowiciel
Żywioł: Egzystencja
Moce:
◉ może zmieniać się w inne istoty żywe
◉ widzi zmarłych i potrafi z nimi rozmawiać
◉ odporny na władanie jego umysłem (zmiany psychiczne, czytanie w myślach, itp.)
◉ odporny na wszelkie trucizny
◉ potrafi otaczać się zarówno światłem jak i mrokiem
Umiejętności: Posiada wysoki poziom inteligencji. Potrafi na długi czas wstrzymać oddech. Posługuje się telekinezą.
Historia: Urodził się w górach położonych na daleką północ od terenów Watahy Porannych Gwiazd. Jako że był jedynym synem alf – Muerta i Sashy, gdyż reszta szczeniąt zginęła w wyniku chorób, miała na niego zstąpić odpowiedzialność dowództwa nad stadem. Opiekowano się więc nim i dbano, by nie stało mu się nic złego. Ponieważ w przyszłości miał dokonywać ważnych wyborów, jego rodzice zapewnili mu nauki u miejscowego szamana. Choć w głębi duszy był dobry i uczynny, to zawsze i we wszystkim przyznawano mu pierwszeństwo, toteż rozrosła się w nim pycha i duma. Począł uważać, że jest lepszy od pozostałych wilków. Coraz częściej wykorzystywał innych i patrzył na nich z góry. W końcu tak bardzo zapragnął dowodzić stadem, że postanowił zabić własnego ojca. Podał mu mięso natarte omiegiem – silnie trującą rośliną, występującą w górach – a następnie pod osłoną nocy zepchnął ciało z urwiska. Nie spodziewał się jednak, że jego zbrodnia nie będzie doskonałą, a on sam, zamiast wznieść się na szczyt, pogrąży się w nicości. Otóż owy szaman, który nauczał Skazę, nie zdążył przekazać mu wiedzy, na temat wykrywania trucizn w krwi, a że zamordowany był dowódcą stada, nie porzucono sprawy obojętnie. Pod rozkazem matki, Skaza został wygnany ze stada, ale i wówczas nie był pokorny. Nie zamierzał odejść bez ,,pożegnania”. Stawiał się hardo i walczył jak mało kto, choć był wątłej postury. W końcu opadł z sił i oddalił się posłusznie. Jako że Sasha całkowicie straciła zaufanie do syna i nie wiedziała, czego się po nim spodziewać nakazała zabezpieczyć stado. Nad bezpieczeństwem czuwali najlepsi wojownicy w watasze, zaś szpiedzy śledzili każdy, nawet najmniejszy ruch zwyrodniałego syna. Gdy powrócił, wszyscy byli gotowi na jego śmierć. Spodziewali się, że odbierze życie także własnej matce, ale on okazał skruchę. Z podkulonym ogonem podszedł do Sashy. Uwierzyli mu, a kiedy już byli gotowi na przebaczenie, Skaza wbił sztylet w jej pierś, po czym zaczął uciekać. Na nic zdały się pościgi i wielomiesięczne poszukiwania. Zniknął, ale pozostawił po sobie niemały ślad. Od tamtej pory w jego watasze krążą o nim jedynie opowieści, a on sam planuje zemstę…
Rodzina: Widocznie nie wszyscy zasługują na to by żyć.
Zauroczenie: Zbrodnia
Partnerka: Trwały, ewidentny, permanentny brak.
Potomstwo: Brak
Patron: Yuki
Talizman: Ma ich mnóstwo; wszystkie zawsze przy sobie.
Towarzysz: Brak
Inne zdjęcia:
 Przedmioty: Peleryna niewidka
Statystyki: Siła: 5 ; Zwinność: 10 ; Siła magiczna: 15 ; Wytrzymałość: 5 ; Szybkość: 10 ; Inteligencja: 20
ZK:206
Pochwały: zero
Ostrzeżenia: zero
Poziom: zero
Właściciel: Kasia100198

Od Klairney CD Drizzix

Spojrzałam na leżącego na ziemi stwora. Wyglądał jakby był martwy ale pozory mylą. Zbliżyłam się nieco i lekko trąciłam go łapką.
- Chyba... - Odparłam cofając się na bezpieczną odległość od ciała.
- Co z nim zrobimy? - Spytal?. - Zjemy?
- Ty chyba nie normalny jesteś! - Popchnęłam go. Później on mnie i tak jeszcze z dwie minuty nawzajem się przypychaliśmy. - Dobra dosyć.
- Ja tylko zadałem pytanie, to ty zaczęłaś! - Bronił się.
- Czy ktoś się czepia? - Uśmiechnęłam się lekko.
- No... - Podrapał się po karku. - Nie...
- No właśnie. Możemy go zostawić albo jakoś spożytkować... Co myślisz?
Basior dziwnie się na mnie spojrzał. Odwzajemniłam wzrok i posłałam mu pytające spojrzenie. Ciekawe co odpowie...

<Drizzix?>

Od Klairney CD Touki

- Nie, nic mi nie jest. - Odpowiedziałam krótko.
- To co zrobimy z tym stworem???
- Chodźmy do kogoś po radę.
- Niby do kogo? - zdziwiła się.
- Ignis...
- Kto to?
- Wojownik. - Powiedziałam.
- No dobra, on powinien nam pomóc. - Wstała. Ruszyłyśmy do jaskini basiora. Droga zajęła nam kilka minut. Po chwili ustałam pod wejściem i zawyłam głośno. Po momencie z jaskini wyłonił się Ignis.
- Czeeeeść! - Krzyknęłam wesoło.
- Hej! - Odparł. - Kto to? - Wskazał nosem na Toukę.
- To Touka. Jest nowa. Słuchaj, potrzebna nam rada. - Uśmiechnęłam się lekko. Basior kiwnął głową.
- Musimy pokonać stwora. - Wtrąciła wadera.
- Dobra. Możecie zastawić pułapkę. - Odparł siadając.
- To Idziemy do Jax'a. - Powiedziałam krótko.
- Kto to Jax? - Spytali równocześnie.
- To jeden z członków watahy. Jax kocha eksplozje i ma dosyć dużo bomb. - Odpowiedziałam po chwili.

<Touka? Idziemy po bomby?>

Od Klairney CD Moonlight

- Mnie nie za bardzo bolą. - Uśmiechnęłam się machając łapką w górę i w dół.
- Już, już. Widzę. - zaśmiała się.
- Na dziś tyle, odprowadzić cię? - Spytałam spoglądając na waderę podczas powrotu. Pokręciła głową i odpowiedziała:
- Jeśli chcesz.
- To w drogę? - Krzyknęłam i już miałam biec kiedy Moon mnie zatrzymała. Przypominało mi się, że bolą ją łapy. Wróciłam do normalnej pozycji i zaczęłam spokojnie iść. Od jaskini Moon dzieliło nas pół godziny drogi. Co można by przez te pół godziny zrobić? Hm...
- Nadal bolą cię łapy? - Spytałam troskliwie lekko się śmiejąc.
- Tak.
Przez dłuższy czas żadna z nas nic nie mówiła, po prostu szła. W końcu dotarłyśmy do celu. Wadera uśmiechnęła się na sam widok jaskini. Pożegnała mnie i szybko wbiegła do środka.
- Do jutra!
- Do jutra!

<Moonlight? Jutro też spotkanko??>

sobota, 28 listopada 2015

Od Riki CD Toshiro

- Jasne, że ci pomożemy- uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na Sabera. Temu zaświeciły się oczy. Popatrzyłam na Toshiro który również się uśmiechał.
- Nidigi wybidi. Tik wim sybik, alem ni ma noci cikać (Niedługo wyruszamy. Tak wiem szybko, ale nie ma na co czekać)- rzekł stwór. Skinęłam głową. Nagle laską którą miał przy sobie cały czas Saber, wyczarował małą torbę. Założył ją po czym wziął kilka kawałków zasuszonej trawy i mięsa. Zamkną torbę i spojrzał na nas.
- Riszimy? (Ruszamy?)- zapytał.
- Ale… Już? Tylko tyle nam wystarczy? Żadnych ważnych wiadomości czy czegoś? Tyle?- niespokojnie zaczęłam chodzić w kółko. Ja… Ja się zgodziłam, ale boje się, że sobie nie poradzę i zrobię coś głupiego co zaważy o losie tego co mamy zrobić. Potrzebuje jakiś głębszych informacji czy coś…
- Riki, spokojnie- powiedział do mnie łagodnie Tosh. Zatrzymałam się i spojrzałam na niego. Fakt, raczej jestem spokojną waderą, ale teraz czułam jakiś niepokój. Że coś się nie uda, a raczej zawsze wierzyłam w powodzenie. W końcu wzięłam głęboki oddech i ochłonęłam.
- D-dobrze… Ruszajmy zatem…- wyszeptałam. Saber zaczął iść w kierunku wyjścia, a my w ślad za nim. W końcu wyszliśmy. Poczułam ciężkie powietrze. Po chwili znów zobaczyłam tą okropna krainę. Westchnęłam. Sabera rozejrzał się po czym ruszył przed siebie. Ja i Tosh kompletnie nie wiedzieliśmy gdzie jest cel naszej podróży więc byliśmy zdani na Sabera. Jednak jedno mnie zastanawia… Skąd Saber tyle wie? Jak on się o tym wszystkim dowiedział? Ile wypraw musiał odbyć aby się o tym wszystkim dowiedzieć? Hm…Nagle usłyszałam to dziwne skrzeczenie, te które słyszałam jak otoczyły nas Waru. Popatrzyłam się w niebo. Leciały na nas te same parszywe, latające kreatury co wcześniej. Było ich z pięć.
- Uwaga!- krzyknęłam. Moim towarzysze również spojrzeli w niebo jednak nikt z nas nie zareagował na tyle szybko by bestie nas nie złapały. Jedna dorwała mnie i Tośka, a inna złapała Sabera.
- Puszczaj, no!- krzyknęłam i zaczęłam się wiercić. Popatrzyłam w dół. Byliśmy już na tyle wysoko, ż upadek spowodował by śmierć. Wzdrygnęłam się lekko.
- Masz jakiś pomysł na ucieczkę?- zapytał mnie wystraszony Tosh. Z tego co pamiętam to bał się wysokości. Zaczęłam główkować. Nagle do głowy przyszedł mi pewien plany. Na dole dostrzegłam szkielet jakiegoś stworzenia. Uderzyłam kreaturę łapą i wskazałam na szkielet jakiegoś zwierzęcia leżącego na ziemi. Ta spojrzała się tam.
- Hej, patrz! Tam, w tym szkielecie ukrywa się nasz przyjaciel wilk!- krzyknęłam. Bestia zaczęła zniżać lot i leciała w kierunku kości. Kiedy byliśmy całkiem blisko ziemi, ugryzłam ją w kończynę. Ta krzyknęła swoim ochrypłym głosem i puściła nas w wyniku czego wylądowaliśmy za ziemi. Złapałam szybko Toshiro za łapę i pociągnęłam w kierunku szkieletu. Był na tyle duży byśmy się w nim schowali przed bestią. Stwór próbował nas jeszcze dopaść po czym rzekł:
- Dorwę! Dorwę was!
Odleciał. Spojrzałam na Tośka który trzymał się kurczowo ziemi.
- N-nigdy więcej nie lecę z tobą. Czy w szponach potwora, czy mając skrzydła. Nigdy w twoim towarzystwie bo to źle się kończy- powiedział i się lekko zaśmiał.
- Ej, ale jednak uciekliśmy no nie?- również się zaśmiałam, ale szybko mi to minęło bo przypomniałam sobie o Saberze.
- Saber!- krzyknęłam razem z basiorem. Szybko wyszłam spod szkieletu by zobaczyć czy dojrzę jeszcze potwory które nas porwały. Udało mi się. Zobaczyłam, że wlatują razem z nim do jakiegoś wulkanu. Cudnie, cudnie, cudnie! Ech…
- O nie…- usłyszałam głos Tośka. Basior stał obok mnie i wpatrywał się w wulkan.
- Tia… Trzeba będzie go uwolnić- powiedziałam.
- Racja- rzekł Tosh i zaczął iść w stronę wulkanu. Ruszyłam za nim. Przyjrzałam się dokładniej naszemu celowi. Był to jeden z wyższych wulkanów. Wyglądał też jakoś inaczej, inaczej niż inne. Szliśmy w ciszy, zamyśleni. W końcu dotarliśmy. W daleka wydawał się być mniejszy…
- Wspinaczka?- powiedziałam.
- Wspinaczka- odrzekł Tosiek i przełkną głośno ślinę. Przymknęłam oczy po czym zaczęłam wdrapywać się na wulkan szukając miejsc na łapy i skalnych półek na które mogłam wejść. Wraz z Toshiro spinaliśmy się równo więc w razie czego jedno by złapało drugie gdyby spadało. Bałam się więc podczas tej drogi nie opuszczał mnie niepokój.


<Toshiro? Takie to nijakie trochę, sorry ;-;>

Od administratorki: bardzo dziękuję za uprzejmą wiadomość na Howrse.

Od Touki cd Klairney

-Pewnie - odparłam niepewnie.
Nie pytając o więcej ruszyłam za nią będąc cały czas czujna. Nie wiedziałam co mogło mnie tu spotkać więc postanowiłam mieć oczy szeroko otwarte.
-O zobacz, tutaj - powiedziałam spoglądając na kałużę srebrnej krwi
-Chyba mamy powód nie do śmiechu..
-Spójrz na to - powiedziałam przełykając ślinę i wskazując na bardzo dziwne i duże ślady.
https://shpilenok.files.wordpress.com/2013/01/000t96t5.jpg
Wadera spojrzała na ślady po czym nerwowo się rozejrzała.
-Chyba nie jesteśmy tu same...- powiedziała patrząc w stronę krzewów, w których coś się poruszało i zmierzało dokładnie ku nam. - Musimy wiać!
- Nie, poczekaj chcę zobaczyć tą poczwarę..- powiedziałam z gulą w gardle
Zapadła cisza, coś co szło w naszą stronę nagle umilkło. Oboje patrzyłyśmy na siebie z przerażeniem, mimo to nie traciłyśmy czujności.
-Pójdę tam..- powiedziałam po chwili
Klairney chciała już zaprotestować, ale przerwał jej głośny ryk i tętent jakiegoś stwora, postanowiłyśmy biec, nie oglądając się za siebie ruszyłyśmy z impetem w stronę, jak się później okazało polany.
- Nic ci nie jest? - spojrzałam na nią łagodnie, choć serce waliło mi o żebra
< Klairney? Czy wyjdziemy z opresji? >

Od Akihiro cd Toshiro

Spojrzałem z utęsknieniem na mój ukochany napój. Znikał w zawrotnym tępie wsiąknięty w ziemie. Cóż za marnotractwo.
- Świetnie - odburknąłem do basiora.
Tak naprawdę nie chodziło mi o głupią kawę, chociaż jej wylanie mocno mnie zirytowało.
Moim prawdziwym celem jest poznanie siły wilka. Chciałbym się dowiedzieć, czy jestem od niego silniejszy, czy jeszcze mi czegoś brakuje. Jeśli okażę się słabszy, będę trenować aż do upadłego do tego czasu, aż przewyższę nieznajomego. Nie chodzi mi tu o wygraną, ale walczyć będę z całych sił, aby przekonać się o prawdziwej mocy basiora.
- No to prowadź - spojrzałem na niego z niecierpliwością.
Nieznajomy otworzył już pysk, aby odpowiedzieć, ale zamknął go, zanim wydobył z siebie słowa. Zupełnie, jakby w ostatniej chwili się rozmyślił. Po chwili odwrócił się i udał się ścieżką.
Szliśmy w milczeniu. Cała droga była z piasku, jednak od czasu do czasu do łapy przyczepił się jakiś jesienny liść. W oddali było słychać stłumiony szum drzew. Nie zauważyłem, kiedy słońce schyliło się ku hyrozontowi, niemal znikając za widnokrągiem. Nagle, basior idący przede mną równym krokiem zatrzymał się. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął, po czym zaczął się śmiać.
Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytałem go z lekkim, krzywym uśmieszkiem na pysku.
- Jakby to ująć... Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy - zaśmiał się donośnie basior.
Po chwili patrzenia na niego jak na niedorozwoja, nie wytrzymałem i śmiałem sie razem z nim.
Gdy zaczął mnie boleć brzuch, momentalnie przestałem rechotać.
- Cóż, nie znam terenów, a orientacje w terenie mam gorszą od Ciebie... Pozostało nam się błąkać - stwierdziłem z wetchnieniem.
Basior przytaknął w milczeniu, po czym poszliśmy przed siebie. Po chwii włóczenia nogami, z zaskoczeniem spostrzegłem więlką arenie. Zapierała dech w piersi.
- Nie ma co czekać. Walczy! - oznajmiłem z uśmiechem i figlarną iskrą w oczach.
< Toshiro? Wybacz, że takie krótkie >

Od Alice CD Mack

Widok krwi był chyba ostatni widokiem, który chciałabym teraz widzieć.
Przysunęłam się do Macka.
-Masz-uśmiechnęłam się rozwiązując bransoletkę na mojej łapie. Podałam mu ją, a Mack popatrzył się na mnie dziwnie.
-To...to ma mi pomóc?-spytał.
-Nie uwierzysz, że tak.
Przycisnęłam bransoletkę do jego boku. Rana zaczęła się błyszczeć na różowo. Krew skrzepniała,a rana zamykała się.
Basior patrzył na to z niedowierzaniem.
-Eeeee...-zaczął.
-Nie ma za co-uśmiechnęłam się, wiążąc bransoletkę z powrotem na łapie.
-Ale jak to?
-Dała mi ją mama. Miała mnie chronić...to jedyna rzecz, która pozostała mi po rodzicach...-westchnęłam.
-Rodzicach? Co się im stało?
-Zabili ich. Ich i moje rodzeństwo...ale już nie ważne. Pałętałam się długo poszukując jedynej siostry, która przeżyła. Nazywa się Daisy. Nie wiem gdzie ona jest i cały czas się o nią martwię...-wzięłam gryza dzika.
-Długo szukałaś?
-Trzy czwarte swojego krótkiego życia...ale nie ważne. Nie znajdzie się. Świat jest wielki, a ona może być wszędzie. Nawet na drugim końcu świata. Myślałam, że uda mi się ją odnaleźć ale nie. Nie da się. Nawet gdybym przemierzyła świat teraz w z dłuż i wszerz.
Mack westchnął.
-A odbiegając od tematu...co ci się stało w ten bok?
-Ta locha mnie tymi swoimi kłami co ma po bokach mnie zraniła. A ostre miała. I próbowała na mnie wpaść...
-Pewnie miała dzieci-odparłam szybko, przełykając kolejny kęs mięsa.
-A żebyś wiedziała, Alice. I jeszcze się tak gapiły...
-Na ich oczach zabiłeś ich matkę?
-No...no tak. Nie chciałem, żebyś wstała i nie miała nic do jedzenia.
-Dziękuję-uśmiechnęłam się-teraz te warchlaczki będą miały traumę do końca życia-zaśmiałam się. Mack zaśmiał się ze mną.
-A czemu mnie nie obudziłeś na polowanie?-spytałam.
-Bo tak słodko spałaś...
-Ale ja na polowanie mogę iść zawsze! O każdej porze dnia i nocy-zaśmiałam się.
-Warto wiedzieć-uśmiechnął się Mack.
Skończyliśmy jeść dzika.
-Idziemy gdzieś?-spytał.
-Ok, chodźmy do...Źródła Shinzen.

Mack?

Od Moonlight cd Klair

- No...tak.- Ziewnęłam. Jakoś nie bardzo mogłam zasnąć.
- Jesteś pewna? Może chcesz iść się przespać?- Spytała wadera.
- Nie, nie. Dam radę!- Zaśmiałam się. - T..gdzie teraz?
- Zobaczymy, jak sprawują się strażnicy, wojownicy i inni. Trochę nam to zajmie, ale myślę że razem nie będzie nam się nudzić.- Powiedziała, pełna energii, skacząc wokół wszystkiego. A ja szłam i patrzyłam w ziemię jak kołęk.
- Ej, chodź! Tam są szpiedzy.
Poszłyśmy w ich stronę. Wszyscy robili to, w czym byli dobrzy. Skradanie się i tak dalej.

xxx

Dzień był baaardzo wyczerpujący. Biegałyśmy z Klair od jednego, do drugiego końca watahy. Ale..było miło. Gdy był wieczór, już wracałyśmy z powrotem.
- Ale mnie łapy bolą!- Jęknęłam.- A jak twoje?


Klair? Jak łapki? ^^

Od Drizzix'a cd Klair

- Hm...jeśli dasz radę..- Odparłem. Gdy wadera chciała zeskoczyć złapałem ją za łapę.- Uważaj.- Powiedziałem, po czym dałem jej wolną rękę.
Zeskoczyła po cichu na ziemię. Stwór nie zauważył jej, gdyż skupił swój wzrok na mnie.
Klair znacząco na mnie spojrzała i kiwnęła głową. Zrobiłem to samo.
Wadera użyło całej swojej mocy i skoczyła na "psowatego". Ten chciał zadać jej cios pazurem, lecz nie zdążył. Widok zamazał mi bardzo jasny rozbłysk. Szybko podbiegłem do stojącej obok tego czegoś Klairney. Potwór zaczął się miotać, a potem odwrotnie. Nawet się nie poruszył.
- Jak myślisz? Załatwiłaś go?- Spytałem. Teraz lepiej się mu przyjrzałem.
Puste, białe oczy i obnażone, wielkie i ostre kły....Uh...

Klair? A co z ciałem zrobimy? :0

Od Galaxy cd Vincenta

- Wodospad..Mizu?- Powtórzyłam. Ktoś mi o tym mówił, ale nie byłąm tam.
- Ta...urocze miejsce- Uśmiechnął się.
Byliśmy już na miejscu, Widząc to miejsce, poczułam, jakbym byłą gdzieś w innej krainie...
- Patrz!- Wskazałam dziwny cień w wodzie. Podbiegłam tam. Położyłam się, i merdając ogonem patrzyłam w wodę. To "coś" co było w wodzie, to byłą ryba. Wyskoczyła z wody, prosto na mnie. Wystraszyła mnie. Szybko wstałam, gdy ta wpadła mi w łap. Rzuciłam ją w Vincenta. Ten zdziwiony rzucił ją z powrotem do mnie, i tak parę razy. W końcu jednak ryba wylądowała w wodzie.
- HaHA! żebyś widział swoją minę!- Zaśmiałam się.
- O, czyli jednak masz poczucie humoru..?-Uśmiechnął się. W tej chwili spoważniałam...a przynajmniej próbowałam. Usiadłam obok wody. Delikatnie zamoczyłam jedną łapę.
Woda, wydawała się krystalicznie czysta.
Basior powolnym krokiem podszedł do mnie i usiadł obok. Zmrużyłam oczy, patrząc w niebo. Słońce zaświeciło w taflę wody, przez co świeciła jak diament.
- Często tu bywasz?- Spytałam.
- Cóż....czasami.- Odparł. Spojrzałam na niego kątem oka.
- Bo wiesz....masz dosyć długie imię. Mogę je jakoś skrócić?- Uśmiechnęłam się lekko.
- Ależ oczywiście. Vin...czy jak chcesz.
- Mogę ci mówić Vinnie?

Vincent? :3

Od Klairney CD Touka

Kolejny dzień w naszej watasze. Wyszłam z watahy na zwiady. Po kilku minutach drogi do moich uszu dobiegł dźwięk wycia. Nadstawiłam uszu. Zaczęłam biec w stronę dźwięku. Bardzo szybko przebierałam łapami. Momentalnie dobiegłam do lasu. Zatrzymałam się zostawiając za sobą kurz. Dostrzegłam przed sobą wilka, a dokładnie waderę. Miała ona ciemne futro i bandaże na przednich łapach. Spojrzałam na nią zdziwionym wzrokiem po czym krzyknęłam:
- Co się dzieje?!
- Hm? - wadera odwróciła się w moją stronę.
- Czemu wyłaś? I w ogóle to jak masz na imię? - Spytałam prostując się i patrząc poważnym tonem na wilczycę.
- Jestem Touka. - Powiedziała po chwili.
- Touka? Jesteś pewnie nowa, tak? - Dodałam uśmiechając się.
- Tak...
- Jestem Klairney, tutejsza Delta.
- Miło mi, wyłam dlatego, że znalazłam ślady... - Wskazała łapą na ślady kopyt.
- Acha...Przyjrzyjmy się temu. - Ruszyłam przed siebie. - Idziesz? - Spytałam odwracajac się.

<Touka? Witaj w watasze :3 >

Od Rivaille CD Riki

Przewróciłem oczami wzdychając ciężko.
-Przestań przepraszać.
Podszedłem do niej i trąciłem nosem jej pyszczek.
-No uśmiechnij się już.
Wadera niepewnie pokazała swoje białe zęby w szerokim uśmiechu. Delikatnie się uśmiechnąłem jeszcze raz szturchnąłem ją nosem po czym przytuliłem ją delikatnie.
-Dobranoc.
Wyszeptałem po czym obróciłem się w stronę swojej jaskini i już chciałem iść do środka jednak Riki podbiegła do mnie i możliwie jak najdelikatniej skoczyła na mnie. Przewróciła mnie i wtuliła się w moje futro.
-Riki wszystko okay ?
-Aa tak...do-dobranoc.
Zaśmiałem się cicho. Samica zerwała się na równe nogi i pośpiesznie poszła do siebie. Westchnąłem głośno i jakoś się podniosłem. Wszedłem do środka ciepłej jaskini i rozłożyłem się na płaci skóry.
~*~
Rano kiedy się obudziłem widziałem przed sobą drobną, czarną sylwetkę. Zerwałem się na równe nogi zaciskając zęby. Spojrzałem się na Riki która stała przede mną, jej szczęki zaciśnięte były na dużym kawałku mięsa, rozluźniła ich zacisk przez co mięso spadło na ziemię.
-Dzień dobry.
-Dobry.
Uśmiechnąłem się do wadery która odwzajemniła gest.
-Jak się czujesz ?
-Dobrze. Chciało ci się specjalnie specjalnie tu iść z tym ?
-Tak, ale jeśli to cię zdenerwowało to...
-Dziękuję.
Trąciłem pyskiem jej nos po czym położyłem się przy posiłku.

(Riki ?)

Od Shiori CD Liam

Wracają z polowania postanowiłam zajść do Liam'a.
-Chcesz trochę ?
Spytałam rzucając pod jego łapy warchlaka. Basior skinął głową. Na jego łapach zauwarzyła krew jednak wolałam nie pytać o co chodzi, uśmiechnęłam się tylko i zaczęłam iść w stronę wyjścia. Nagle Liam znalazł się przede mną, obnażał zęby i warczał.
-Liam ?
-Nigdzie nie idziesz.
-Nie bądź śmieszny.
Rzuciłam i spróbowałam go wyminąć. Wilk jednak zagrodził mi drogę.

(Liam ?)

Od Klairney CD Toshiro

Spoglądałam z uśmiechem na syreny. Wydawały się być miłe. Chociaż pozory mylą, tak czy inaczej chciały się dowiedzieć czegoś o naszym świecie. Z uśmiechnem na pyszczku spojrzałam w stronę Tośka. Ledwo co utrzymywał się na powierzchni, a na dodatek ktoś bądź coś za nim stało - właściwie pływało. Uniosłam brew i powiedziałam kierując słowa do tego "CZEGOŚ" za Tośkiem.
- Przepraszam... Co pan zamierza zrobić temu wilkowi?
- Hm? Nie przepadam za istotami "nie wodnymi". - odpowiedział.
- To bardzo przepraszam, ale on jest ze mną! - Podpłynęłam bliżej i złapałam basiora z łapę.
- Co z tego? - Odparł wzruszajac ramionami.
- Zostaw ich w spokoju! - Syreny cofnęły gościa i kazały mu odpłynąć. Tak też zrobił. Widocznie nie chciał żadnych kłopotów. Pomogłam basiorowi złapać równowagę po czym odwróciłam się w stronę syren.
- Dziękuję. - powiedziałam po chwili.
- Nie ma za co. To opowiecie nam o powierzchni?
- Jasne. - Uśmiechnęłam się po czym zaczęłam oowiadać. - Ja i Tosh jesteśmy z Watahy Porannych Gwiazd.
- Gwiazd?! - Wykrzyknęła jedna z syren. Zaśmiałam się cicho.
- Tak.
- Ładne są gwiazdy? - spytała druga.
- Bardzo ładne. - Wyprzedził mnie Tosh. - Na powierzchni są też białe obłoki z których czasem pada deszcz. Zazwyczaj na niebie jest złote i ciepłe słońce. Na ziemi rośnie zielona trawa, drzewa i kwiaty...
- Są też zwierzęta! - Uprzedziłam go.
- Tak. Między innymi wilki i sarny. - Odparł. - My jesteśmy wilkami.
Syreny słuchały uważnie co mówimy. Po kolejnych 30 minutach skończyliśmy opowiadać im o naszym świecie.
- Teraz zaprowadzimy was do naszej władczyni - Mizu. - Powiedziała jedna płynąc przodem. Ja i Tosh płynęliśmy za nimi. Prowadziły nas przez najróżniejsze tunele i korytarze, aż w końcu doprowadziły nas do Mizu.

<Tosh? Zero we(ł)ny>

Od Klairney CD Rasuto

Rozejrzałam się po korytarzach. Były kręte i nieprzyjemne, że ścian gdzieniegdzie ściekała woda. Korytarze wydawały się nie mieć końca. Nawet jeśli na końcu któregoś było światełko to i tak nie było jak tam dotrzeć. Albo to skały zasłaniały cały tunel albo to po prostu jakiś kamyczek odbijał światło. Z ogółu było tu strasznie nie przyjemnie i okropnie zimno. Spojrzałam na basiora i po chwili za myślenia powiedziałam:
- Fakt. Masz pomysł jak stąd wyjść?
- Niestety... - spojrzał w ziemię lekko nie smucąc.
- Ale po co od razu ten smutek?
- Nie smuce się... - zaprzeczył cicho.
- Na pewno? - odparłam z lekkim śmiechem w głosie.
- Tak! - Uniósł momentalnie głowę i spojrzał na mnie. Ja jak gdyby nigdy nic uśmiechnęłam się i powiedziałam wesolo:
- Skoro tak mówisz.
Ruszyłam przed siebie co chwila analizując tunel aby się nie zgubić. Rasuto z lekkim zdziwieniem ruszył za mną. Po chwili maszerował obok mnie. Po kilku minutach błądzenia doszliśmy do skrzyżowania które rozdzielało się na cztery tunele. Każdy wyglądał inaczej. Pierwszy od lewej porośnięty był liśćmi i trawą. Drugi od lewej był istnął sadzawką, cała droga to rzeczka. Trzeci tunel był normalny. Czwarty był taką pustynią. Spojrzałam na nie po kolei, a potem spojrzałam na basiora. Na jego pyszczku widać było zaniepokojenie.
- Wszystko w porządku? - Spytałam.
- T-tak.
- Którym pójdziemy?

<Rasuto?>

piątek, 27 listopada 2015

Od Mack'a CD Alice

Wziąłem głębszy oddech.
-Co?! Ja tatą?!-Chwilę chodziłem w kółko- Nie nadaje się.....
-Nadajesz, nadajesz nie bój się wszystko będzie dobrze- Wadera znów się we mnie wtuliła ale ja i tak byłem zdenerwowany i wiedziałem że nie nadaje się na Ojca. Chwyciłem Alice za łapę i szedłem z nią do jaskini, żeby się już nie denerwowała tą całą istniejącą sytuacją. Przez drogę moje myśli męczyły właśnie te szczeniaki i Alice w ciąży. Ciekawe jak radzili sobie basiory na moim miejscu szłysząc takie właśnie wesołe jak i zarazem denerwujące wiadomości. Po drodze oswoiłem się z tym wszystkim, będę musiał być tatą nie mogę się tego wyprzeć. Widocznie taki los mnie czekał. Zanim doszliśmy do jaskini była już noc, odziwo było bardzo ciemnio, a w jaskini tym bardziej. Weszliśmy do jaskini, Alice położyła się jako pierwsza a ja tuż obok niej żeby w nocy nie było jej zimno. Szybko zasnęliśmy a dla mnie sen był bardzo miły.

*Ranek*

Obudził mnie głośny śpiew ptaków tak jakby mnie nawoływały. Szybko wstałem rozprostowałem się przy czym ziewając i wyciągając swój język, pobiegłem na polowanie mając ciche nadzieje że znajdę dorosłego dzika żeby starczyło dla nas dwóch. Alice śpi i dobrze bo na pewno by chciała ze mną iść.
Przechodząc nie zauważyłem lochy z młodymi jak na mnie biegnie, biegła bardzo szybko a młode stały i się wgapiały swoimi gałami co robi matka. Ta swoimi kłami (Czy czymś tam) zraniła mnie w miejsc żeber krew leciała strumieniem ale ja i tak nie powstrzymałem się żeby ją zabić, szybko odskoczyłem i po chwili na nią skoczyłem ta szarżowała jak szalona a jej młode się rozbiegły jak szalone i tyle je widziałem. Szybko dobrałem się do tchawicy lochy swoimi kłami wierciłem w niej dziury za to co mi zrobiła.Już po chwili nie oddychała...była nieżywa wziąłem ją w pysk i ciągłem do jaskini Alice, była bardzo blisko na pewno 5 minut i już jestem. Kiedy dociągłem ją do jaskini, ładnie ułożyłem i otrzepałem z piachu zacząłem wcześniej zacząłem jeść, odziwo zjadłem mało może po wczorajszych atrakcjach? Podeszłem do wadery mówiąc
-Śpiąca królewno, wstawaj szkoda dnia!- Powiedziałem cicho, wadera niechętnie otworzyła je chwilę pomrugała i wstała.
-Dla ciebie-Pokazałem dzika- Jedz ja już trochę zjadłem tobie należy się więcej- Uśmiechnąłem się i stanąłem po drugiej stronie dzika, Alice przyczłapała się za ledwie 3 przeciągnęcia i już była na leżąco przy dziku. Właśnie kiedy już otwierała pyszczek żeby skubnąć mięso zapytała mi się
-Co ci się stało - Wskazała łapą moją ranę z której leciał strumień krwi
-Kochanie, ja tylko chciałem dobrze.....

**Alice?**

Nieobecność!

Witam was wszystkich *nareszcie weekend!*. Chciałabym was poinformować, że cały dzień w sobotę i być może część niedzieli będę nieobecna. Prosiłabym więc, żebyście swoje opowiadania wysyłali do Mavis *na Howrse RitaKota009- no i składam jej serdeczne podziękowania, że się zgodziła*.
Wiele weny i miłego odpoczynku,
Ashita.

Od Zuko do Yuko

Zacząłem uważnie się przyglądać Waderze, od łap aż po sam czubek nosa. Miała ciemnoszare puszyste futro, i śliczne zielone oczy które najbardziej przykuły moją uwagę, jeszcze nigdy takich nie widziałem.
- Trochę mi niezręcznie czy mógłbyś przestać się na mnie gapić?
- No, wiesz skoro tak ładnie prosisz, jak ci na imię? - szeroko się uśmiechnąłem.
- Jestem Yuko, zaraz czy my się nigdy wcześniej nie widzieliśmy? - Wadera obeszła mnie dookoła.
- No być może, jestem Alfą więc ciężko byłoby mnie tu nie widzieć...
- Ale nie o to mi chodzi, ty mi się śniłeś, a to coś musi znaczyć - wymamrotała cicho pod nosem.
- Ja ci się śniłem? Żadna Wadera mi jeszcze tego nie powiedziała, prędzej ja jakiejś i to nie raz. Ale wiesz, że ja już mam Partnerkę i...- cicho się zaśmiałem.
- Czy możesz już się zamknąć!? To nie był jakiś głupi, nic nie znaczący sen. Śniło mi się, że jesteś moim bratem... - Wadera spojrzała na mnie i zaczęła biec przed siebie. Ja również poderwałem się do biegu i ruszyłem czym prędzej za nią. Po kilkunastu minutach biegu i namawiania Yuko, aby się zatrzymała usiadłem zmęczony na ziemię. Trochę przemyślałem to co mi wcześniej powiedziała, zachowałem się nieodpowiednio co do niej.
- Co chciałeś mi powiedzieć? - usłyszałem znajomy głos za mną.
- Yuko, przepraszam za moje zachowanie, nie chciałem żeby tak wyszło. Co do naszej rozmowy, ja nie mam rodzeństwa, w dzieciństwie bardzo mi go brakowało, w końcu ile można być sam?
Może ten sen ...chciałabyś nadal być tą moją siostrą? - Podsunąłem małą różę pod łapę Wadery.
 << Przepraszam, że tyle czekałaś, to jak?  >>

Od Toshiro do Akihiro

Wyruszyłem na przechadzkę po lesie.
Hm... Choć jak teraz nad tym myślę, nie powinienem biec tak na oślep. Niesiony jak na wietrze, gnałem przed siebie, nie zważając na to, iż coraz bardziej oddalam się od terenów watahy. Cóż, entuzjazm dobra rzecz. Gorzej jak się przez niego...gubi.
Nie miałem ochoty się do tego przyznawać, nawet przed samym sobą, ale nie miałem pojęcia, jak wrócić. Po prostu chodziłem więc po lesie, ślizgając się co rusz na mokrych liściach. Nagle dotarłem do małej, drewnianej chatki- mieszkania ludzi. Napiąłem mięśnie, gotowy do obrony, bądź ataku i przywołałem swoją magiczną laskę. Kiedy tylko poczułem jej uspokajający ciężar w pysku, natychmiast przyśpieszyłem kroku: ufałem jej mocy, wierzyłem w to, że z nią dam sobie radę. Kiedy znalazłem się już przed sporym wejściem, planowałem wejść do środka w nadziei, że będą tam jakiekolwiek zapasy. Skutecznie uniemożliwił mi to jednak pewien wilk. Sporo wyższy ode mnie, w starciu przy użyciu samej siły fizycznej zapewne miałby znaczną przewagę. Jego sierść posiadała wiele barw, jednak moje oko najbardziej przyciągnęła ludzka ręka wystająca z jego klatki piersiowej. Była dość zniekształcona, jednak co do jej przeznaczenia nie miałem żadnych wątpliwości: miała za zadanie trzymać pewno okrągłe naczynie z dziwną, czarną cieczą w środku.
- Zejdź mi z drogi- warknął na przywitanie nieznajomy, mierząc mnie groźnym wzrokiem.
Uśmiechnąłem się i usiadłem centralnie przed nim, zasłaniając równocześnie basiorowi wyjście.
- Nie- obwieściłem, usiłując mówić jak najwyraźniej mimo laski w pysku.- Miło mi tu jest.
- Zejdź mi z drogi w tej chwili!- powtórzył.
- Ani mi to w głowie. Nawet nie wiem, jak się nazywasz.
- I się nie dowiesz- wilk spróbował się przecisnąć siłą.
Udało mu się, jednak dokonałem swojej zemsty: szybko podważyłem jego ludzką rękę tak, że upuściła naczynie z dziwną cieczą. Pojemnik upadł na kamienie, rozpryskując się na tysiące kawałków, zaś napój zaczął powoli wsiąkać w ziemię.
- Coś ty zrobił, głupku?!- krzyknął basior, patrząc na mnie z wyraźną chęcią mordu w oczach.
- Wybacz- odparłem.- Ale trzeba ci było mnie nie tratować.
- Wylałeś moją kawę!
Spojrzałem na niego ze zdziwieniem. Dopiero po chwili pojąłem, iż to musiała być ta dziwna ciecz. Zerknąłem na ziemię: ostatnie ślady po pysznej kawie właśnie wchłaniała wilgotna ziemia. Przynajmniej coś zyskała. Chyba że to jakaś trucizna.
Nagle przyszedł mi do głowy nowy pomysł.
- A co powiesz na pojedynek? Na terenie mojej watahy znajduje się do tego wprost idealne miejsce. Jeśli przegrasz, napiszesz dla mnie pieśń pochwalną.
- To raczej ty byś przegrał. Co wtedy?
- Ja napiszę pieść dla ciebie. I skombinuję ci nową kawę w promocji. Co ty na to?
< Akihiro?>

Od Touki

-Tutaj jest o wiele cieplej, powiedziałabym nawet, że czuje się jak na pustyni, co to dopiero będzie w lato..- otarłam ręką czoło, ściągając kropelki potu.
Rozejrzałam się w około, siedziałam w lesie, pod jakimś drzewem i rozmyślałam na głos.
-Ciekawe jak to teraz będzie hmm... tam raczej mnie już nie potrzebują, dobrze zrobiłaś! - wrzasnęła sama na siebie. Rozmyślałam jeszcze chwilę po czym poczułam wielki warkot w brzuchu. ''Oho ktoś tu jest spragniony i głodny''. Bez głębszego namysłu wstałam i ruszyłam poszukać jakiegoś strumienia, ujścia wody. Wiedziałam, że mogę się narazić na niebezpieczeństwo, ponieważ nie znałam tych terenów i ów wilki mieszkające tu nie znały mnie. Tułałam się po lesie jakieś dobre 30 minut zanim znalazłam jezioro. Ostrożnie podeszłam do tafli wody, cały czas nasłuchując niebezpieczeństwa, nigdy nie daje się zaskoczyć. Nadal czujna piłam łapczywie wodę, po napojeniu pragnienia odetchnęłam z ulgą.
-Taki klimat to jednak daje w kość..teraz wypadałoby poszukać czegoś na ząb - uśmiechnęła się do swojego odbicia.
Udałam się z powrotem do lasu, tylko było już znaczniej ciemniej. Szłam po wąskiej dróżce porośniętej krzakami, zwęszyłam jakiś trop, pobiegłam za jego śladem. Przemierzając każdy odcinek drogi zauważałam widoczne dowody na to co mogło iść tą dróżką. Były to strzępy grzywy, odciśnięte ślady kopyt i najstraszniejsze..ciepła krew jednorożca. Zobaczywszy to ostatnie, w dodatku lśniące i ciepłe, pobladłam.
-Gdzieś tu jest zraniony jednorożec, coś potwornie strasznego musiało mu to zrobić..- odrobinę spanikowana zaczęłam wyć, w nadziei, że ktoś przybiegnie i nie będę musiała sama zmierzyć się z prześladowcą jednorożca.

<ktoś dokończy?>

Od Alice CD Mack

Zdenerwowałam się. Nie wiedziałam jak to do końca powiedzieć. Tak, żeby nie zemdlał czy coś w tym guście.
Dotarliśmy do Wodospadu. Oddychałam strasznie ciężko więc spróbowałam opanować oddech by brzmiał naturalnie.
Mack nagle stanął przede mną:
-Alice? Co się dzieje?
Usiadłam patrząc w głęboką taflę wody.
-Alice?
Nie odpowiadałam.
-Alice...
Westchnęłam.
-Słucham?-odpowiedziałam nagle.
-Co się dzieje? Czemu jesteś taka przybita?
-Mack...-westchnęłam.
Basior popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
Kaszlnęłam. Zrobiło mi się mdło.
Mack usiadł koło mnie i złapał mnie ze łapę.
-Alice, bardzo mi zależy,żebyś już nie była taka smutna. Zawsze byłaś taka wesoła...powiedz mi proszę, co cię trapi? I co powiedziała Meredith?
Opuściłam wzrok.
We mnie zaczęło coś kopać.
Zrobiło mi się niedobrze, ale postanowiłam, ze tym razem wytrzymam.
-Mack...-zaczęłam-Meredith...Meredith ma diagnozę.
-Jaką?-zmartwił się i popatrzył mi prosto w oczy.
-Bo ja...
Ponaglił mnie łapą.
-Bo ja jestem...w ciąży-wydukałam.
Z Mackiem stało się wtedy coś dziwnego. Na jego twarzy zagościł grymas połączenia radości, zdziwienia, dumy i...niedowierzania.
Uśmiechnęłam się i wtuliłam w jego futro.
Lekki powiew wiatru zagrał w trawie. Zachodziło słońce. Słychać było jedynie szum wodospadu...
Mack brał ciężkie oddechy. Nagle nabrał powietrza i...
-Ale...ale jak?
Uśmiechnęłam się.
-Ile ich będzie?
-Prawdopodobnie około dwójki.
Wziął głębszy wdech.
Mack?

Od Torso Cd Luny

Po tym jak pomogliśmy szczeniakowi szwendaliśmy się jeszcze.
Nie wiem Luna była nawet no fajna,spoko mi się z nią czas spędzało.
Ale nadal nie wiedziałem czy na serio jest taka nieśmiała.
Zachorzała się jakby kilkanaście razy przemyślała każde sowje słowo i bała się mojej reakcji albo zdania.
-Potrafisz zmieniać się w człowieka ..
Po czym po zadaniu pytania zaczęła gadać jakby jej pytanie było nieważne i nieaktualne ..
-Tak potrafię a co .. ?

<?>

Profil wilka- Touka

 Imię: Touka
*Przezwisko/ ksywka: na razie brak
Motto: Jeżeli raz ktoś zawiódł, zrobi to po raz kolejny.
Wiek: 2,5 lat
Płeć: wadera
Charakter: Touka jest ambitną i niezależną waderą udowodniła to odchodząc ze swojej rodzinnej watahy. Jest raczej waderą opanowaną, zdyscyplinowaną i utrzymuje powagę. Wilki raczej ją unikają ze względu na jej obojętność do drugiego wilka, niektórzy nawet sądzą, że chłód od niej można wyczuć z daleka. Ma zadziorny charakter, często potrafi posłać innemu wilkowi uszczypliwe komentarze chociaż nie była o to proszona.Zabija z zimna krwią. Czyta dużo książek i ma spore doświadczenie w wielu kwestiach, jest młodą mądrą waderą. Tak jak każdy młody wilk, nie odkryła siebie w pełni.
Lubi: Uwielbia zimne górskie wschody słońca
Nie lubi: przemądrzałych wilków i krowiego mięsa
Boi się: panicznie boi się ognia
Aparycja: Wadera ma lśniąca czarną sierść, na łapach posiada białe bandaże, które są oznaczeniem wojskowym najwyższej rangi w jej starej watasze (białe bandaże - najwyższy stopień), posiada oczy koloru błękitnego nieba oraz znamię na ramieniu.
Hierarchia: zwykły członek
Profesja: Wojownik
Żywioł: Lód
Moce: - potrafi wywołać śnieg, burzę śnieżną, lód, gołoledź, grad, za pomocą umysłu
-potrafi kontrolować i wywoływać anomalia pogodowe
-czyta w myślach
-wytwarza sobie pole śnieżne, kiedy zagraża jej np. atak ognia lub piorunów
- potrafi być niewidzialna
-potrafi zamrozić coś za pomocą dotyku
Umiejętności: Jest szybka i zwinna, narodziny w mroźnej tajdze nauczyły ją wytrzymałości i odporności
Historia:Touka urodziła się w wielkiej jaskini wśród syberyjskich gór. Jej wataha była watahą wilków zimy. Jej ojciec był wilkiem śniegu, a matka szronu. Ona zaś otrzymała miano wilka lodu. Dzieciństwo spędziła z syberyjskiej tajdze, tam nauczyła się dyscypliny, polowania, pracy zespołowej, zręczności i szybkości. Tam początkowo nabrała już doświadczenia potrzebnego jej w przyszłości. Po skończeniu kursu szczenięcego w chłodnej czeluści Syberii wróciła do rodzinnej watahy. Po paru miesiącach musiała wyruszyć w górę rzeki Ural - test każdego młodego wilka, sprawdzenie wytrzymałości i umiejętności. Ze 100 kadetów, którzy wyruszyli na misję wróciło tylko 52 w tym Touka. Możliwości były dwie, albo straty dla rodzin, albo duma i chwała. Po skończeniu misji Touka zmęczona syberyjskim chłodem postanowiła opuścić rodzimą ziemię, żeby móc rozwijać się intelektualnie, a nie tylko bojowo.
Rodzina: Ojciec - Carl, matka - Irys, siostra - Avenir zostali w starej watasze
Zauroczenie: Typ samotnika?
Partner/ Partnerka: brak
Potomstwo: brak
Patron: Myalo
*Talizman: na razie brak
Próbka głosu: Ludzie psy
 Towarzysz: brak
*Cel: -
*Inne zdjęcia:-
*Dodatkowe informacje: Touka interesuje się sztuką i nawet w wolnym czasie rysuje i maluje obrazy, uwielbia literaturę, wiersze, poezję
Przedmioty: Miecze Żywiołów
Statystyki:
Siła:10 ; Zwinność10 ; Siła magiczna: 5 ; Wytrzymałość:10 ; Szybkość:10 ; Inteligencja:5 ;
ZK (Złote Krążki):56
Pochwały: 0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 0
Właściciel: madzik 106

czwartek, 26 listopada 2015

Od Toshiro do Riki

- Ziriz zlibi jidzi, picik (Zaraz zrobię jedzenie, poczekajcie)- rzekł Saber.
Ślinka napłynęła mi na samą myśl o pysznej kolacji. Nawet nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak bardzo zgłodniałem.
- Dziękujemy za gościnność- powiedziała Riki, lekko schylając głowę.
- C...co? A, tak, dziękujemy!- szybko poszedłem z ślady przyjaciółki.
- Ni ciba. Diwni ni widzilim lidzi, mio yi (Nie trzeba. Dawno nie widziałem ludzi, miło mi).
Nagle rozległo się głośne ,,puf!", przypominające dźwięk, jaki wydaje trąbiący słoń wsadzony do ogromnego pojemnika z bawełną. Równocześnie mnie i Riki otoczyła szara zasłona pyłu pachnącego mieszaniną dymu i lawendy. Poczułem silne swędzenie w okolicach nosa, zapewne wywołane tym słodkim zapachem. Kichnąłem.
- Na zdrowie- powiedziała Riki. Jej głos był zniekształcony, zupełnie jakby mówiła przez warstwę mchu.
- Że co proszę?- zapytałem ze zdziwieniem.
- Na zdrowie- powtórzyła.- To takie jakby pozdrowienie, kiedy ktoś kicha.
- Dziwne- skomentowałem.
Trwaliśmy tak w ciszy i już chciałem znowu zacząć rozmowę, jednak w tym samym momencie chmura pyłu zaczęła opadać. Po kilku sekundach dostrzegałem już zarys sylwetki Riki, a po minucie wyraźnie widziałem jej pełną postać, teraz zdecydowanie wilczą. Z resztą ja także wróciłem do właściwiej formy. Nie ukrywam, że bardzo ucieszyłem się z tegoż faktu, miło jest znowu być we własnej skórze. Dosłownie.
- Kilci giti (Kolacja gotowa)- obwieścił zwyczajnie Saber, jakby codziennie widywał takie coś.
- Tak szybko?- zaciekawiłem się.
- Ile byliśmy w tej zasłonie?- zapytała Riki.
- Hmii.... Czić ti cicki okri. Gidzi, mili wicij. Jidzi czika. (Hm... Czas tu ciężko określić. Godzinę, może więcej. Kolacja czeka).- Zaczął iść w stronę kamiennej płyty, zapewne pełniącej funkcję stołu.
- Um...przepraszam- powiedziała niepewnie wadera.- Ale nie jesteś panie- stwór spojrzał na nią wymownie.- Znaczy, nie jesteś Saberze zdziwiony naszą prawdziwą postacią?
- Oci, zi ni. Wi zili Szifi Jibki i cil tira piskl. Źidi migi ni zini jidi disi (Oczywiście, że nie. Wy zjedliście Szafirowe Jabłka i teraz czar prysł. Żadna magia nie zmieni jednak duszy).
Akurat wtedy usiedliśmy na szarych, kamiennych ławach. Na półmiskach leżały najróżniejsze potrawy: liście sałaty z czarnymi plamami, jelenie mięso, bez wątpienia mające już swój wiek oraz uschnięte źdźbła trawy.
Apetyt przeszedł mi od razu. Jednak spojrzenie, jakie rzuciła mi Riki, jednoznacznie mówiło, że jeśli cokolwiek zostawię, czy zdradzę jakiekolwiek zdegustowanie, policzy się ze mną w trybie natychmiastowym.
- Smacznego!- krzyknęła.
,,Oby" pomyślałem.
- Jici ciki ti di zdibi (Jedzenie ciężko tu zdobyć).- Obwieścił cicho Saber.- Ili id dina ni bilm ni pilini. (Od dawna nie byłem n polowaniu).
- Nic się nie stało- zapewniłem pod czujnym spojrzeniem wadery.
Mówiąc szczerze, miałem ochotę jak najszybciej uciec. Jednak wiedziałem, jak bardzo Sber musiał się postarać...
- Ci...Ci ji migi wis piri o psisluge? (Czy...czy ja mogę was prosić o przysługę?)
- Oczywiście- odparłem bez zastanowienie, jednak natychmiast utkwiłem w nim badawczy wzrok. Ciekawe.
- Pomi mi odzi psiji (Pomóżcie mi odzyskać przyjaciela).- Oi wi, gdi ji cili firi Migi (On wie, gdzie jest cielesna forma Magii).
- Jak mamy to zrobić?- dopytywałem.
Saber wziął głęboki, chrapliwy oddech. Na moment dostrzegłem jakby inną rzeczywistość, rozmazany obraz nałożony na to cało ponure miejsce: pomarańczowa, wspaniała kraina pełna płonących rzek. Mimo wszystko, było tu pięknie. Ognista Kraina. Tyle że zdominowały ją Waru, a Magia tu utraciła większość swej mocy.
- Ni wic (No więc)- zaczął stwór, a wizja momentalnie się rozwiała.- Jili odnici Mgli Zili i pikoicie striznika, bidicie migi zminic si w Waru. Podidzici di jasini mini przici i prikinici gi, ji pidi z wimi. (Jeśli odnajdziecie Mgłę Życia i pokonacie strażnika, będziecie mogli zmienić się na godzinę w Waru. Pójdziecie do jaskini mojego przyjaciela i przekonacie go, ja pójdę z wami).
Zamyśliłem się. Zdanie trudne i niejasne- jak byśmy mieli go niby przekonać i gdzie konkretnie znaleźć. No i ta zmiana w Waru...a co, jeśli potem coś pójdzie źle i zostaniemy tacy na zawsze? A co jeśli.... Dużo było możliwych scenariuszy, tych z niepowodzeniem znacznie więcej niż tych, w których moglibyśmy wygrać. Acz... przygoda! Spojrzałem na Riki.
- Co o tym sądzisz?
< Riki? Mogę ci zaśpiewać ,,Gdy weny brak"?>

Od Akihiro CD Mavis

Omiotłem podejrzliwym wzrokiem waderę. Nie przyjęła postawy obronnej, a w jej oczach nie ukryła się żadna, nawet przygasła iskra wrogości. Zdziwiłem się i mimowolnie opuściłem gardę. Nie traciłem z oczu wadery, wypatrując chociażby najmniejszej oznaki gotowości do ataku. Niestety, nieznajoma nie wydawała się być wrogo do mnie nastawiona. Prychnąłem cicho. Miałem ochotę na poważną walkę.Wilczyca wpatrywała się we mnie długo, jakby wyczekując odpowiedzi. Zadała mi pytanie?Pewnie tak, musiałem tylko go nie usłyszeć, zajęty snuciem teorii o waderze. Przeczesałem szybko granice swojego umysłu. Nagle, w mojej głowie rozbrzało zapytanie ,, Kim jesteś? ".
Kim ja tak właściwie jestem? Marną egzystęcją myślącą, że ma wolną wole? Myślącym wilkiem, czy nierozumną istotą? Może tak naprawdę zdaje mi się, że żyję, tak naprawdę ktoś inny kieruje moim istnieniem? Czy to wszystko jest naprawdę, czy to ma jakiś sens?
Otrząsnąłem nagle łbem. Naprawdę, coraz częściej mi się zdarza " odpływać " z rzeczywistego świata. Nie byłem pewny, czy mogę zdradzić imię potencjalnemu wrogowi. Mimo, że jej postawa nie wydawała się być wroga,( ba! zdawała się być wręcz uprzejma ) nie ufałem jej. Pozory mylą, jej przyjemne nastawienie sprawia, że jestem coraz bardziej podejrzliwy.
Nie zamierzałem zdradzić jej swego imienia. Nie nieznajomej. Jestem bardziej niż pewien, że lada chwila wadera wbije mi nóż w plecy. Wszyscy są wrogami. Nie ma przyjaciół na tym świecie. Warknąłem ostrzegawczo i podeszłem kilka kroków do wadery, cały czas świdrójąc ją wzrokiem. Myślałem, że nie wytrzyma i mnie zaatakuje, jednak nic takiego się nie zdarzyło. Zamiast tego patrzyła na mnie przyjaźnie, a jej uszy były postawione. Prychnąłem zirytowany; nie byłem w stanie rozgryźć tej wadery. Kiedy ona zamierza zaatakować? Nie będę czekał na jej ruch. Wykonam go pierwszy. Nagle, rośliny wokół nas pousychały i zwiędły. Nad nimi uniosiły się krople wody, które przed chwilą należały do nich. Po chwili zgromadziło się kilka większych kul. Wadera patrzyła na to wszystko z zaciekawieniem, a ja udawałem, że grzebie w piasku.
Wodne kule po chwili skurczyły się i zamieniły się w lód. Poczułem przeszywający chłód.
Lodne twory przeobraziły się w sople o zaostrzonych kolcach, które niespodziewanie uderzyły w waderę, przeszywając jej łapy, żebra i kark na wylot. W powietrzu wyczułem słodki zapach krwi.
Uśmiechnąłem się mimowolnie; dla wielu ta woń mogłaby się wydawać nieprzyjemna, ja jednak ją uwielbiałem. Spojrzałem na waderę obojętnym wzrokiem. Z jej ran krew sączyła się w zawrotnym tempie. Jeśli tak dalej będzie, wątpie, aby przeżyła. Cóż trudno. Bez chwili wachania, odwróciłem się i powolnym krokiem udałem się przed siebie.
< Mavis?? ^^ >
Szablon
NewMooni
SOTT