Po kilku dniach wędrówki, dotarłem na jakieś tereny. Omiotłem okolicę
spojrzeniem, w poszukiwaniu czegoś, w czym mógłbym się spokojnie wyspać.
Po chwili poszukiwań, znalazłem coś, co by się nadawało.
Omiotłem wzrokiem swoją jaskinie, po czym momentalnie się skrzywiłem.
Wnętrze mojego nowego mieszkania było pokryte pleśnią, na dodatek
cuchnie tam jak nie wiem gdzie. Wzdrygnąłem się. Nie zamierzam spać w
takim miejscu. W postaci zwierzęcej trudno było mi sprzątać, więc
zmieniłem się w człowieka, co szło mi już coraz sprawniej. Co prawda,
nie miałem skóry w paru miejscach, a wzdłuż linii kręgosłupa są łuski,
ale nie czepiajmy się szczegółów. Z chęcią opuściłem jaskinie, po czym
zacząłem szukać źródła wody. Nie byłem pewien, czy samą wodą da się
zwalczyć pleśń, ale nic lepszego pod ręką nie miałem. Zrobiłem kilka
kroków w przód, po czym zatrzymałem się. Myślę, że chodzenie w pojedynkę
do lasu nie jest najlepszym pomysłem, orientacja w terenie u mnie
kuleje. Tak czy siak, do obcego wilka się nie odezwę, więc nie mam
wyjścia. Mniej pewnie udałem się w stronę drzew. Ten zapach lasu był
miłą odmianą po niezbyt przyjemnej woni mojego nowego domu. Drzewa
gdzieś zgubiły swoje liście. Nagle, ziemia pode mną się zatrzęsła, a w
moich wrażliwych na dźwięki uszach, zabrzmiał huk. Siła trzęsienia
momentalnie zwaliła mnie z nóg. Hałas zdawał się być rytmiczny, brzmiał,
jakby ktoś stawiał kroki. Jednakże, jak wielki musiałby być ktoś, kto
samym chodzeniem sprawia, że trzęsie się cały las?
Nagle, nad moją głową ze świstem przeleciało drzewo. Zamurowało mnie.
Mam szczęście - gdyby tamta jabłonka leciałaby kilka centymetrów niżej, z
łatwością oderwałoby mi głowę.
Nie byłem pewny, czy umiem się regenerować w tym ciele, zresztą nie
opanowałem jeszcze ludzkiego ciała. Moja przyszłość nie przedstawiałaby
się więc zbyt kolorowo.
Zmarszczyłem brwi w zamyśleniu. Co mogłoby rzucać drzewami jakby były lekkie jak piórko?
Po za tym, owe cuś z łatwością zwaliło mnie z nóg i wywołało lekkie trzęsienie ziemi.
Nagle, poczułem, że na kark skapnęło mi coś mokrego i dziwnie, ciepłego.
Złapałem się za szyję i mometalnie skrzywiłem się z obrzydzeniem.
Dziwna substancja lepiła mi się w dłoni. Po chwili na dłoni drugi raz mi
spadła substancja. Pełen obaw, spojrzałem w górę i zobaczyłem coś,
czego się nie spodziewałem. Prosto we mnie, pustym wzrokiem wpatrywała
się we mnie jednooka istota. Była dosyć owłosiona i nie zdawała się być
zbyt inteligentna. Cyklop był jeszcze niedorozwinięty, był dzieckiem.
Chłodno oceniłem sytuacje. O ucieczce nie było mowy, wróg się we mnie
wpatrywał tym swoim wielkim okiem. Jestem zdecydowanie słabszy, ale za
to jestem niższy, a co za tym idzie - szybszy i zwinniejszy. Nie
czekając dłużej, zamieniłem się z powrotem w wilka. Spojrzałem na siebie
i z ulgą stwierdziłem, że wszystko jest na miejscu. Moja wiedza o
cyklopach nie jest zbyt obszerna, ale wiem, że ich słabym punktem jest
wyłupiaste, wielkie oko. Stworzeniu najwyraźniej znudziło się czekanie, i
zamachnął się na mnie maczugą, którą trzymał w ręcę. Z gracją zrobiłem
unik, po czym wylądowałem na dłoni olbrzyma. Językiem wyrwałem sobie
jeden z moich zębów jadowych, którym cisnąłem prosto w otwarte oko
wielkoluda. Padł jak długi.
- Znowu dopisało mi szczęście - mruknąłem do siebie cicho. - Gdyby był on dorosły, walka potoczyłaby się inaczej.
Zastanowiłem się chwilę, czy cyklop ma jakieś ciekawe właściwości. Po
chwili, zadowolony stwierdziłem, że posiada coś takiego, a mianowicie
serce. Jeśli bym je zjadł, w moim ciele płynęłaby ciekawa trucizna.
Jeśli bym wtedy kogoś ugryzł, zamieniłby się w cyklopa na zawsze.
Chyba, że istnieje jakaś odtrutka.
Nie czekając ani chwili dłużej, przeciąłem pazurem skórę klatki
piersiowej olbrzyma. Cyklopi nie posiadali żeber, co ułatwiło mi
zadanie. Delikatnie złapałem w pysk bijące jeszcze serce wielkoluda i
schowałem w fiolkę. Ją zawiesiłem na sznurku, a sznurek przewiesiłem
sobie przez szyję. Musiałem wyglądać dość osobliwie, ale cóż. Nagle,
poczułem na sobie czyiś wzrok.
< Amber?? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz