niedziela, 15 listopada 2015

Od Meliendore ( Event ) - Bezradność

Usłyszałem rozpaczliwe głosy. W każdym dźwięku podrzmiewała nuta histerii i paniki.
- Co teraz będzie? - zapytał ktoś łamiącym się głosem.
Wszędzie było słychać żałosnę jęki i łkania. Wszyscy opłakują swoich bliskich. Zmarłych.
Niektórzy swoją rozpacz okazywali milczeniem.
Inni krzykiem.
A rezta nie wytrzymała napięcia.
Drżącą ręką mężczyzna przyłożył sobie lufę pistoletu do skroni. Zapłakał ostatni raz, po czym usłyszałem huk.
Żaden tu z obecnych nawet nie zauważył aktu samobójczego towarzysza. Byli zbyt zajęci swoją niedolą.
W jakim koszmarze ja się znalazłem??
Pełen obaw, otworzyłem oczy.
Znajdowałem się w jakiejś małej chatce. Okna były zbite deskami.Było w niej duszno i ciasno, wiele ludzi się tu zgromadziło. Można było wyczuć słodki zapach krwi i desperacji ludzkiej. Nagle, jeden z ludzi pchnął mnie w ramię.
- Przepraszam - powiedział nieśmiało niebieskowłosy chłopak. - Nie widziałem cię tu nigdy. Kim jesteś??
Spojrzałem Cię na nieznajomego z zdziwieniem. Od kiedy to człowiek odzywa się do wilka jak równy z równym? Pewnie to jakiś wariat...
- M... Mello. A ty? - wydukałem po chwili.
- Mello? - zaśmiał się krótko chłopak. - Dziwne imię dla dziewczyny. Jestem Usagi, do usług.
Zmarszczyłem brwi zaskoczony. Nie dość, że chłopak mnie rozumie, rozpoznał (błędnie) moją płeć, to jeszcze twierdzi, że jestem dziewczyną. Spojrzałem desperacko po sobie. Na moje ramiona opadały długie, jasne włosy. Ubrany byłem w sukienkę, na której pojawiało się wiele kokard. Co ciekawe, nawet mój królik przeszedł przemianę i teraz jest beżowy.
 Tupnąłem wściekły. Jestem stuprocentowym basiorem, a nie, jakimś podrabiańcem. Po chwili cichego buntu, zapytałem spokojnym z pozoru tonem :
- Dlaczego wszyscy są tak zdesperowani? Co się stało?
Już sam mój wyższy głos mnie zirytował. Myślałem, że zaraz spale się ze wstydu.
- Słodko wyglądasz, jak się rumienisz - powiedział z czułym uśmiechem na twarzy Usagi.
Miałem wrażenie, że zaraz mu przywalę. Nagle, chłopak rozejrzał się, sprawdzając okolicę. Po chwili przybliżył twarz do mojego ucha.
- Nie chcesz wiedzieć, ale jak już mnie tak słodko prosisz... W mieście grasuje morderca. Nie zna litości. Zabija przy światkach. Nikogo nie oszczędzi, nawet dzieci - szepnął chłopak tajemniczo.
Pokiwałem głową zamyślony. Ciekawe, kto to jest. Ma on związek z tym okropnym ciałem?? Zacisnąłem kurczowo pięści. Muszę się dowiedzieć.
W domku było głośno. Różne głosy przenikały się przed siebie; smutne szepty, rozpaczliwe krzyki, czy nawet donośny płacz.
Nagle, nastała cisza.
Ułyszałem czyjeś rytmiczne kroki wydobywający się z zewnątrz. Po którymś kroku, dźwięk był już niebezpiecznie blisko drzwi. Klamka zaczęła się powoli, ale niemiłosiernie zniżać. Ktoś otworzył drzwi.
W głuchej ciszy, stanął w nich białowłosy chłopak. Część jego twarzy przykrywała maska, a on sam był przeciętnego wzrostu. W obu dłooniach kurczowo ściskał miecze, a na jego paskach obwieszone były ostrze noże.
 W jego czy były mokre od łez.
Dlaczego seryjny morderca płacze?...
Miał mroczną poświate. W jego spojrzeniu czaiła się desperacja. Było widać, nawet mimo maski, że się uśmiecha. Do chłopaka podeszła chuda jak kościotrup dziewczyna, przełamując śmiercionośnią ciszę. Stanęła przy nim, a po chwili nic nie robienia, dosłownie splunęła mu w twarz. Jestem pełny podziwu jej odwagi.
- Dlaczego?! Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego porzuciłeś swoje człowieczństwo? Powiedz mi, dlaczego? - zapytała drżącym głosem.
Morderca nic nie powiedział, tylko spojrzał się na nią smutno. Szybkim ruchem pchnął ją do siebie i nadział na jeden ze swoich mieczy.
- Przepraszam - szepnął przez łzy.
Ten incydent wywołał wielkie poruszenie w sali. Wszyscy cofnęli się w kąt, który jest najdalej od chłopaka.
Białowłosy opuścił głowę i połużył ciało dziewczyny delikatnie. Poprawił jej włosy i ucałował w policzek. Nagle, spojrzał się na nas. Westchnął cicho.
I zabił mieszczan.
Zostaliśmy tylko ja i Usagi. Zielonowłosy po chwili wachania wyszedł przede mnie. Rozpostarł ręce. Osłonił mnie swoim własnym ciałem.
- Nie zabijesz jej - powiedział pewnym głosem, mimo, że całe jego ciało drżało.
Chłopak spojrzał się na mojego obrońce zdziwiony, po czym się roześmiał.
- Takie duszę lubię najbardziej - uśmiechnął się, po czym trafił nożem Usagiego w brzuch.
Spojrzałem się na białowłosego z rozbawieniem.
- Myślałem, że zmiękniesz - stwierdziłem.
- Nie jestem amatorem - obraził się morderca.
- Powiedział płaczący morderca - uśmiechnąłem się.
- Ej - białowłosy wytarł łzy.
Korzystając z chwili rozdrażnienia chłopca, wziąłem Usagiego na ramię i wyskoczyłem przez okno w poszukiwaniu medyka. Oczywiście, dzięki mojemu szczęściu, żadnego nie było w okolicy. Biegnąłem w kobiecym ciele, które, niesety, było wolniejsze od męskiego. Zdziwiłem się, gdy nagle zobaczyem przed sobą wielki, biały budynek. Wbiegłem ( Wbiegłam? ) po schodach szpitala. Przed drzwiami zadzwoniłem dzwonkiem i zostawiłem chłopaka na schodku. Gdy zdziwiona recepcjonistka zabrała pacjęta, odetchnąłem z ulgą. Pędem pobiegłem ścieżką prowadzącą wyprowadzającą mnie z miasta. Ktoś jednak mnie wyprzedził i stał na końcu drogi. Kto?
Mój kochany znajomy białowłosy. Podszedł do mnie i przyłożył mi nóż do gardła. Po mojej szyi popłynęła ścieżka krwi. Westchnąłem ze stoickim spokojem.
- Ta dusza była moja - warknął.
- Może i na nią polowałeś, ale twoja na pewno nie była. Po za tym, Panie demonie, dlaczegoż Pan jest taki dobry? Przecież mógłbyś bez problemu wszystkich zabić. Tak samo teraz, po jakiego grzyba przystawiasz mi nóż do gardła, zamiast po prostu odrąbać mi łba?
Chłopak zamknął oczy i zacinął usta.
- Sam nie wiem - jęknął. - A nawet jeśli, to się z Tobą nie podziele, mała dziewczynko.
Nie miałem tego w planach, ale przywaliłem białowłosemu w twarz, jednocześnie wyrywając mu zakrwawiony nóż z ręki. Białowłosy upadł z hukiem, a jego ciało zadrżało. Było widać, że cierpi.
- Nie jestem dziewczyną! Zrozumncie to w końcu, ludzie! - wrzasnąłem zdesperowany.
Chłopak odwrócił twarz zastraszony.
- Ba! Nie jestem nawet mężczyzną, a basiorem - dodałem po chwili, nadal wzburzony.
Chłopak spojrzał się na mnie rozszerzonymi i ciemnoniebieskimi oczami. Sposób życia, bycie demonem, maska, a nawet ten wzrok mi kogoś przypominał. Zdziwiłem się także, że, białowłosy jest wobec mnie dziwnie uległy.
- Może zdradzisz mi swoje imię, Panie demonie? - zapytałem uspokojony.
- Leorion - odburknął cicho.
Nagle, Pan demon kopnął mnie, przewracając. W mgnieniu oka, białowłosy odciął mi lewą rękę, po czym wrzucił ją do śmietnika.
Roześmialiśmy się churalnie. Oboje mamy okropne poczucie chumoru.
- Czego się szczerzysz?? Odrąbałem Ci rękę! - zdziwił się.
- Wiem. Piekielnie boli! - uśmiechnąłem się. - Czy to nie zabawne?
- Nie. Odciąłem Ci rękę, dziewczyno! - wykrzyknął Leo.
Oj nie, tego już za wiele. Momentalnie odechciało mi się do śmiechu. Szybkim ruchem złapałem Pana Demona za gardło i z całej siły walnąłem nim o drzewo.
- Chłopak! - warknąłem krótko.
Wkurzyłem się o błachostkę, jednak nagle zachciało mi się walczyć z Leoriem. Stworzyłem dziurę w swojej prawej ręcę i wyciągnąłem swoją kość. Na szczęście od razu wyrosła nowa, a ja trzymałem w swojej dłoni ostrze ostrzejsze od marnych mieczy Pana Demona.
- Zatańczmy - skierowałem moją kość w jego stronę.
CDN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT