- Miło mi poznać.
Leorion spojrzał na mnie, uśmiechnął się, a
potem szturchnął Meliendore w bok. Czarny basior ocknął się z zadumy i
uśmiechnął się przyjaźnie.
- Może się przejdziemy? - zaproponowałam,
lekko zarzucając łbem, ponieważ pióro opadło mi na oczy.
- No jasne - odparł Mello, spoglądając
ukradkiem na stojącego obok demona. Ten prawie niezauważalnie skinął łbem.
Ruszyliśmy jakąś wydeptaną ścieżką,
prowadzącą przez las. Teraz nie miałam już dreszczy, nie odczuwałam strachu.
Nie było to bynajmniej spowodowane jakimś zbytnim zaufaniem do basiorów, lecz
po prostu ich obecnością. Czyjaś obecność zawsze sprawiała, że nie dostrzegałam
nigdzie niczego podejrzanego. Szliśmy w milczeniu, wszyscy weseli. Leorion
łakomie patrzył na drobne ptaszki przysiadające na drzewach, Mello za każdym
razem, kiedy się to zdarzało, kręcił łbem z dezaprobatą, a ja przyglądałam się
im obu z uśmiechem. Nagle usłyszałam jakiś dziwny dźwięk. Zatrzymałam się z
łapą w powietrzu i spytałam szeptem:
- Słyszeliście to?
- Co? - spytali równocześnie, również się
zatrzymując i odwracając w moją stronę.
Leorion nastawił uszy i zaczął się uważnie
przysłuchiwać otoczeniu. Natomiast Mello oglądał się na wszystkie strony,
mrużąc oczy. I dźwięk powtórzył się. Brzmiał trochę jak... stukot kopyt. Ale
nie jelenich. Czegoś cięższego. Zaraz potem do naszych uszu dobiegł głośny, wściekły
ryk. Nie wiem, czy wilki mogą tak zrobić, ale pobladłam. Minotaur. Objęłam
wzrokiem najbliższe otoczenie i pociągnęłam samce do jakiegoś drzewa.
- Właźcie - rozkazałam gorączkowym szeptem.
- Po co? Możemy z nim stoczyć walkę! -
podekscytował się Leo, a Meliendore gorliwie go poparł.
- Chyba zgłupieliście! Z jakiego nędznego
powodu mielibyśmy z nim walczyć!? Nic nam nie zrobił. Lepiej nie zaczynać wojny
z plemieniem minotaurów. Właźcie! - powtórzyłam, już lekko zdenerwowana.
Mello wspiął się pierwszy, ja zaraz po nim,
a Leo na końcu. Ukryliśmy się pomiędzy gałęziami, które wbiły w nas swoje ostre
igły, żeby wyrazić swój gwałtowny protest. Usłyszeliśmy ciężkie kroki i dźwięk
uderzania metalu o metal. Zauważyłam, że sierść na grzbiecie Mello zjeżyła się,
a basior przybrał skupiony wyraz pyska.
- Idz... - zaczął, ale zatkałam mu
pyszczek, kładąc mu na nim łapę i uciszając ostrym spojrzeniem.
A potem, pod nami, na polanę wyszedł
minotaur. Jego ruda sierść lśniła w wieczornym słońcu, metal pobłyskiwał
groźnie. Trzymał dwa miecze, którymi wymachiwał na wszystkie strony. Rozejrzał
się bardzo uważnie, ale nie pomyślał o spojrzeniu w górę. Miałam nadzieję, że
pozostaniemy niezauważeni.
<Meliendore? Jak mnie wpakujesz w walkę
z minotaurem, to pożałujesz>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz