Omiotłem spojrzeniem moją jaskinię raz jeszcze. Była dosyć obszerna, a
teraz lśniła na granatowo, a z sufitu, jak zawsze zwisały zaostrzone
kryształy, co przyprawiło mnie o dreszcze. Już stawiałem krok w stronę
wyjścia, ale po chwili zatrzymałem się. Moją głowę przepełniały
wątpliwości. Nie byłem do końca pewny, czy Las Śmierci jest dobrym
pomysłem. Przyszedł mi on do głowy spontanicznie. Obiło mi się o uszy,
że to świetne miejsce do walczenia z potworami, a ja pragnąłem
powiększyć zakres swoich umiejętności. Szkoda tylko, że nikt stamtąd nie
wrócił żywy. W sumie, śmierć mi nie straszna. Jednak chciałbym pobyć
żywy jeszcze trochę. Z tej perspektywy, Las Śmierci nie wydawał się taką
dobrą koncepcją.
Tak czy siak, wrócę tam, gdy dni mojego życia wyblakną. Teraz udam się w inno miejsce.
Światło księżyca delikatnie oświetlało Lodową Krainę. Postanowiłem tam
pójść pod osłoną nocy, aby ćwiczyć zamianę materii wody - mój cel został
zachowany, nadal będę zwiększał swoją siłę. W wyjątkowo dobrym humorze,
potruchtałem ścieżką. Nagle, miałem nieodparte uczucie, że ktoś za mną
chodzi. Słyszałem, że ktoś stawia za mną głośne kroki. Poczułem na karku
czyjś oddech... W tym momencie nie wytrzymałem i puściłem się biegiem.
Oczywiście, potknąłem się o patyk i padłem jak długi. Szybko w wstałem i
otrzepłem się z piasku. Nastawiłem uszu. Nie słyszałem już żadnych
mechanicznych kroków, ani nie czułem czyjejś obecności w jakikolwiek
inny sposób. Pewniejszymjuż krokiem, udałem się w dalszą drogę. Po
zaledwie kilku minutach marszu, wokół moich łap tańczyły małe iskierki.
Mieniły się różnymi kolorami. Uśmiechnąłem się do nich czule. Nagle,
przyjazne światełka były coraz wyżej i wyżej. Krążyły wokół mnie, co
początkowo zignorowałem. Gdy jednak zaczęły krępować moje ruchy, wpadłem
w panikę. Niewinne z pozoru iskierki wchodziły mi do gardła,
utrudniając mi oddychanie. Zacząłem się dusić, po czym momentalnie
zacząłem kaszleć i spróbowałem wypluć światełka. Na początku z marnym
skutkiem, jednak po chwili walki zdołałem odetchnąć pełną piersią.
Nie nacieszyłem się jednak wolnością zbyt długo.
W mojej głowie, nagle pojawiły się tajemnicze głosy. Były nachalne i
wielce irytujące. Wydawały wwiercać się mi w mózg i siać tam zamęt. Nie
mogłem w spokoju myśleć, chodzić, czy nawet patrzeć. Dodatkowo, to, o
czym one mówiły także nie poprawiało mi nastroju :
~ Będziesz cierpiał... Za wszystkie zbrodnie, które popełniłeś...
Będziesz błagał o śmierć... Słyszysz to? To Twoje żałosne jęki...
Zawyłem smutno i złapałem się za uszy. Niewiele to pomogło. Głosy
wydobywają się z mojej głowy. Nie mogłem tego znieść ani chwili dłużej,
czas to zakończyć.
~ Zrób to, zrób to ~ nalegały głosy ~ Pożegnaj się ze swoim żałosnym, wyblakłym życiem.
Przytaknąłem, skrajnie wykończony. Jedynie czego pragnąłem, to ciszy. Pięknej, błogiej ciszy.
Jestem gotów zakończyć swoje marne życie, jeżeli to w czymś pomoże. Niestety, nie zdołałem tego zrobić.
Czułem, że tracę kontrole nad moim ciałem, a mnie otacza ciemność.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Otworzyłem oczy. Głosy, nie wiadomo dlaczego, ucichły. Nareszcie -
piękna, błoga cisza, która przyniosła mi ukojenie. Zniknęły z mojej
głowy myśli samobójsze. Nagle, miałem nieodparte wrażenie, że mam coś w
uchu. Potrząsnąłem głową energicznie, aby się tego czegoś pozbyć z
mojego pięknego ciała. I rzeczywiście - na ziemię wypadły dobrze znane
mi już iskierki.
- Światełka! - nie mam pojęcia, jak udało mi się to powiedzieć gniewnym tonem.
Rozdeptałem wściekle iskry. Nie byłem jednak pewien, czy to one są
źródłem tego hałasu. Wytężyłem wzrok i zacząłem wypatrywać wroga, pełen
podejrzeń. Nic takiego nie zobaczyłem; ot co, drzewa.
Wzruszyłem więc ramionami i udałem się do Lodowej Krainy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz