czwartek, 26 listopada 2015

Od Mavis CD Vincent

Spojrzałam ze współczuciem na basiora. Na pewno ciężko mu było mówić o swojej przeszłości. Jednak gdzieś wewnątrz mnie paliła się iskierka radości; zaufał mi. Nie mogłam go zawieść. Był by to najobrzydliwszy czyn, na jaki byłoby mnie stać. Przecież ja też miałam trudną przeszłość. I Vincent mi pomógł. Ja też chciałam pomóc jemu. Ale w tamtej chwili milczałam. Nie wiedziałam jeszcze wszystkiego. Coś widocznie nadal uciskało basiora; zacisnął szczęki, które drgały mu lekko. Spuścił wzrok, nie chcąc na mnie patrzeć. Ponagliłam go delikatnym, cichym chrząknięciem. Westchnął głęboko, zacisnął powieki i powiedział ledwo słyszalnym szeptem:
- Mavis, ja... ja zabiłem swoją matkę. Wtedy, kiedy chorowała... chciałem jej pomóc...
Dostrzegłam, że pojedyncza łza potoczyła mu się po policzku. U mnie ta informacja wywołała podobną reakcję; pociągnęłam nosem i oczy mi się zaszkliły. Zrzucił to z siebie. Po tym ciężkim wyznaniu chyba zrobiło mu się lepiej, albowiem oddychał już nieco swobodniej, ale oczekiwał mojej reakcji w napięciu. Rozwiałam wszelkie jego obawy przytulając go mocno. Położyłam mu łapę na grzbiecie i poczułam jak basior wtula łeb w sierść na mojej szyi.
- Och, Vin... - szepnęłam mu prosto w ucho, którym lekko zastrzygł. - Tak mi przykro.
Trwaliśmy jeszcze krótką chwilę w tych pozycjach. A potem delikatnie, acz stanowczo odsunęłam się od basiora i patrząc na niego pocieszycielskim wzrokiem, powiedziałam nieco głośniej niż wcześniej:
- Pójdziemy do Podziemi. Znajdziemy Twoją mamę.
Basior uniósł natychmiast oczy, spojrzał na mnie z niedowierzaniem, a potem uśmiechnął się. Pociągnął nosem, zapewne i dlatego, że był wzruszony, oraz dlatego, że był podziębiony i spytał z lekką niepewnością:
- Naprawdę? Zrobisz to dla mnie?
- Czego się nie robi dla przyjaciół, co? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie, uśmiechając się do niego szeroko.
Odwzajemnił ten gest. A zaraz potem kichnął. Zaśmiałam się i powiedziałam pouczającym tonem:
- Mówiłam, że się przeziębisz! Chodź, idziemy poszukać miodu.
- Miodu? - zdziwił się, przechylając łeb na bok. - Po co?
- Zrobię Ci herbatę z miodem, polepszy Ci się. Katar przejdzie - odparłam, wstając.
Vincent zrobił to samo. Szliśmy w milczeniu. Znowu. Ale teraz nie było to już krępujące milczenie. To było milczenie pełne zrozumienia. Rozumieliśmy co drugie chce powiedzieć, bez używania słów. Co chwila zerkałam na Vina; jego krok stał się sprężysty, ogon lekko chwiał się na boki. Teraz miałam do wykonania zadanie prawie niemożliwe; dostać się do Podziemi. Jak można to zrobić? Zaczęłam intensywnie myśleć. Wiem, gdzie jest wejście, bo już raz tam byłam. Ale wydostanie się stamtąd to nie lada problem. Nawet jeśli znajdziemy matkę Vina, to co potem? Porozmawiają, wyjaśnią sobie wszystko... oczywiście... ale Pan Podziemia na pewno nie pozwoli nam odejść. Nie drugi raz. Trzeba będzie obmyślić szczegółowy plan ucieczki. Moja mina musiała spochmurnieć, ponieważ Vin spytał:
- Wszystko gra?
Kiwnęłam łbem i udzieliłam mu jakiejś wymijającej odpowiedzi. Moje myśli znowu pogalopowały w stronę okrutnych Erynii, które pilnowały Piekła. Przypomniał mi się Cerber, Owari i reszta bóstw podziemnych. Wzdrygnęłam się; samo to wspomnienie było katorgą.
- Zobacz! - głos Vincenta znów wyrwał mnie z mojej własnej głowy.
 Powiodłam wzrokiem za jego łapą, którą coś wskazywał. Był to pień jakiegoś drzewa, w którym mieściła się dziura. A z dziury kapał...
- Miód - powiedziałam, spoglądając na złotą, kleistą ciecz.
Vincent wystąpił do przodu i spróbował miodu. Oblizał się ze smakiem i już po chwili pożerał miód na potęgę.
- Vin! To ma być do herbaty! - zaśmiałam się.
- E, tam - odparł, wylizując się po pyszczku, na którym miał teraz pełno posklejanych włosów. - Sam też był dobry.
Pokręciłam głową z dezaprobatą, ale uśmiechnęłam się lekko. Spojrzałam na wesołego basiora, a zaraz potem ogarnął mnie smutek. A co jeśli nie damy rady i nie spotkamy się z jego matką? Albo spotkamy się z nią po naszej śmierci, kiedy już dopadną nas piekielne demony? Odpędziłam od siebie te myśli i spytałam:
- Odprowadzisz mnie do jaskini?
- Jasne, chodź - odparł z lekkim uśmiechem.
Gdy stanęliśmy przed moją jaskinią, odwróciłam się przodem do Vincenta. A potem wychyliłam się trochę do przodu i liznęłam go w policzek. Spojrzałam z uśmiechem na zaskoczonego basiora, a potem zniknęłam w swojej jaskini.
 
<Vin? ^^>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT