Spojrzałem z utęsknieniem na mój ukochany napój. Znikał w zawrotnym tępie wsiąknięty w ziemie. Cóż za marnotractwo.
- Świetnie - odburknąłem do basiora.
Tak naprawdę nie chodziło mi o głupią kawę, chociaż jej wylanie mocno mnie zirytowało.
Moim prawdziwym celem jest poznanie siły wilka. Chciałbym się
dowiedzieć, czy jestem od niego silniejszy, czy jeszcze mi czegoś
brakuje. Jeśli okażę się słabszy, będę trenować aż do upadłego do tego
czasu, aż przewyższę nieznajomego. Nie chodzi mi tu o wygraną, ale
walczyć będę z całych sił, aby przekonać się o prawdziwej mocy basiora.
- No to prowadź - spojrzałem na niego z niecierpliwością.
Nieznajomy otworzył już pysk, aby odpowiedzieć, ale zamknął go, zanim
wydobył z siebie słowa. Zupełnie, jakby w ostatniej chwili się
rozmyślił. Po chwili odwrócił się i udał się ścieżką.
Szliśmy w milczeniu. Cała droga była z piasku, jednak od czasu do czasu
do łapy przyczepił się jakiś jesienny liść. W oddali było słychać
stłumiony szum drzew. Nie zauważyłem, kiedy słońce schyliło się ku
hyrozontowi, niemal znikając za widnokrągiem. Nagle, basior idący przede
mną równym krokiem zatrzymał się. Odwrócił się do mnie i uśmiechnął, po
czym zaczął się śmiać.
Zmarszczyłem brwi w zdziwieniu.
- Dlaczego się śmiejesz? - zapytałem go z lekkim, krzywym uśmieszkiem na pysku.
- Jakby to ująć... Nie mam zielonego pojęcia, gdzie jesteśmy - zaśmiał się donośnie basior.
Po chwili patrzenia na niego jak na niedorozwoja, nie wytrzymałem i śmiałem sie razem z nim.
Gdy zaczął mnie boleć brzuch, momentalnie przestałem rechotać.
- Cóż, nie znam terenów, a orientacje w terenie mam gorszą od Ciebie...
Pozostało nam się błąkać - stwierdziłem z wetchnieniem.
Basior przytaknął w milczeniu, po czym poszliśmy przed siebie. Po chwii
włóczenia nogami, z zaskoczeniem spostrzegłem więlką arenie. Zapierała
dech w piersi.
- Nie ma co czekać. Walczy! - oznajmiłem z uśmiechem i figlarną iskrą w oczach.
< Toshiro? Wybacz, że takie krótkie >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz