poniedziałek, 29 lutego 2016

Od Toshiro do Klair

Spojrzałem ze zdziwieniem na waderę. Jej słowa wydawały mi się niemal absurdalne. Midori miałby być w tym drzewie? Co by go tu mogło sprowadzać?
- Jesteś pewna?- wydukałem wolno, patrząc uważnie na gruby pień. - Może to jakiś jego potomek, strzęp mocy albo..?
- To na pewno on- przerwała mi wilczyca.- Wyczuwam to.
Odetchnąłem głęboko. Skoro Klair jest taka pewna swojego przeczucia, postanowiłem jej zaufać. Wolno podszedłem do korzeni ogromnego drzewa, patrząc na wyryte w nich symbole. O czymś mi przypominały... o czymś, co bardzo dawno temu przeczytałem w swojej Księdze. Nagle pomyślałem o jednym z krótszych rozdziałów. Miał ledwo kilka stron, ale szczególnie mnie zaciekawił, tym bardziej, że informacje o nim, biorąc pod uwagę zwykłe długości opisywanych rzeczy w Księdze, które miewały po paręnaście bądź parędziesiąt stron, były dość skromne. Zaś najdłuższy, poświęcony historii magii, liczył sobie co najmniej dwieście kartek zapisanych drobnym, mało czytelnym pismem.
- Słyszałaś kiedyś o procesie wymiany magii?- zapytałem po chwili namysłu.
Zmieszany wyraz pyszczka Klair oraz jej zmarszczoną sierść przy szczęce uznałem za odpowiedź przeczącą. Wadera patrzyła na mnie, jakbym nagle zaczął mówić po łacinie i objaśniać ze wszystkimi szczegółami budowę serca wilka.
- No więc- zacząłem, usiłując jak najlepiej równocześnie streścić i wytłumaczyć zawiłe oraz mgliste objaśnienia Księgi- proces wymiany magii przypomina trochę dyfuzję - ale tu energie mieszają się ze sobą, często tworząc zupełnie nowe gałęzie czarów. Na przykład ze zmieszania w odpowiednich proporcjach magii ciemności i jasności, może powstać czar równowagi.Wykorzystuje się to zwykle do niwelowania różnych zaklęć. Przykładowo, na basiora A, wadera B rzuciła czar kłamstwa. Wtedy wilk C może uwolnić basiora A poprzez rzucenie na niego czaru prawdy- postanowiłem pominąć ewentualne możliwe komplikacje. Nie chciałem martwić Klair, mimo że ryzyko niepowodzenia wynosiło co najmniej trzydzieści procent.- Ważną sprawą jest równowaga, należy użyć takiej samej ilości siły magicznej, ni mniej, ni więcej, aby proces przebiegał odpowiednio. Przeważanie jednej z sił to już zupełnie inny proces, zwany popularnie mieszaniem. Ale wracając, stosowanie tej zasady jest naprawdę rzadkie, bo aby wyczuć i wytworzyć identyczną...
- Tosh- weszła mi w słowo Klair, patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.- Kogo jak kogo, ale ciebie nie posądzałabym o tak silne pragnienie wiedzy.
Prychnąłem.
- Przepraszam bardzo, ale...
- Mamy mało czasu. Gadałeś tyle czasu, daj i mi. Pamiętaj, że nie mamy dużo czasu, więc albo przejdź do sedna sprawy, albo cię załaskoczę!
- Przed taką groźbą pozostaje mi jedynie drżeć i wypełnić każde twe polecenie- zgiąłem przednie łapy oraz pochyliłem łeb w wyrazie pokornego dworskiego ukłonu, może nieco przedramatyzowanego.- Przejdę więc do jednego z najmniej znanych zastosować tego procesu. Otóż jeśli natkniemy się na zaczarowane zamknięcie, z reguły jego ,,bloczkiem" jest właśnie magia- wadera przewróciła oczami na tą oczywistość, ale nic nie powiedziała. Po jej minie wywnioskowałem, że ledwo powstrzymuje chichot.- Wiec jego otworzenie wymaga ogromnych nakładów pracy. Jednak kiedy ma się pod łapą proces wymiany magii i szczyptę szczęścia, staje się to dziecięcą igraszką. Wystarczy odnaleźć nasz zamek, tu akurat myślę, ze są to te symbole, a następnie stworzyć wzór, który pozwoliłby nam zebrać wszystkie dane w jedno miejsce i wysnuć wniosek. Następnie należy za pomocą magii użytej w bloczku odblokować tenże zamek i otworzyć drzwi..
- Możesz po wilczemu?- wadera zdmuchnęła pasmo sierści, które opadło na jej prawe oko.
- Z największą przyjemnością. Na ten przykład, jeśli bloczek to magia wody, jej oczywistym przeciwieństwem jest woda, choć niektórzy są tak pomysłowi, że wymyślają doprawdy zadziwiające rozwiązania, w sumie nie ma ściśle określonych przeciwieństw. Największą zaletą magii jest jej płynność. W każdym razie, mamy do dyspozycji sporo rozwiązań. Moje Duchy władają w sumie kilkoma gałęziami magii, a jeśli będą miały lepszy dzień, może sprowadzą jakiś kumpli ze swojego świata. Jest jeszcze moja magia, a ty sama masz we władaniu całkiem pokaźny stosik żywiołów, racja?-wadera odwróciła wzrok, lekko się uśmiechając.- W razie konieczności, możemy też zmieszać nasze czary. Tym sposobem osiągniemy mnóstwo możliwości.
- Nie idź nigdy na nauczyciela, zanudziłbyś wszystkich- rzuciła z uśmiechem Klair, szturchając mnie.- Gdzie tyle wyczytałeś o magii?
- Mówili mi- lekko się skłoniłem.- A co do twego pytania, wszystko, co mogłem odczytać w Księdze, czyli głównie teorię, znam na pamięć. Opłacało się odbyć pewną wędrówkę.
- A pamiętasz, co było... powiedzmy, rozdział czternasty, strona 358, linijka 12?
- Akurat tak. Był to podpunkt, wstęp do krótkiego dzieła jednego z Kronikarzy. ,,Magia miłosna - czy Canis VII słusznie jej zakazał?". Wałkowałem ten rozdział kilka miesięcy, kilkanaście stron bełkotu o jakichś nieodpowiedzialnych szczeniakach i zasadach.
- Rozumiem- wadera spojrzała na mnie, wyraźnie mówiąc, żebym nie wchodził w szczegóły, bo zaśnie.
- Nie martw się, my nie potrzebujemy takiej magii- przytuliłem wilczycę.- No, to może spróbujemy zobaczyć ten zaczarowany zamek? Chciałbym zadać kilka pytań Midori'emu.
Ukryłem swoje obawy. Mogliśmy stworzyć mnóstwo kombinacji magii, ale czym one były wobec tysięcy jej gałęzi? Z kamienia raczej nie zrobimy ognia, prawda?
< Klair? Przepraszam, żeś tak długo czekała. No to co robimy? ^^ >

sobota, 27 lutego 2016

Od Riki do Nanami

Przez chwilę dałam radę stać na równych łapach, ale po dłuższym się śmianiu z zaistniałej sytuacji upadłam na grzbiet, a z mojego pyszczka wydobył się jeszcze głośniejszy śmiech. Zaczęłam machać moimi łapami jak i ogonem za to ciało skręcało się w lewo i w prawo. Z Nami działo się podobnie tylko, że ona jeszcze starała się wytrzeć swój pyszczek przednimi kończynami.
- H-Hoshi! – krzyknęłam kiedy mój śmiech na chwilę się załamał jednak długo nie trwało by znów mój pyszczek wydobył z siebie głośny śmiech. Orzeł który rozproszył Nami siedział właśnie w swoim gnieździe które leżało w głębieniu w ścianie jaskini. Ptak spojrzał na mnie momentalnie po czym rozprostował swoje błyszczące i różnobarwne skrzydła i podleciał na naszej wijącej się ze śmiechu dwójki. Początkowo przyglądała się na jednak po kilkunastu sekundach delikatnie nas dziobała i wydawała z siebie charakterystyczny dla orłów odgłos.
- N-no już… – rzekła cicho Nanami po czym położyła się na brzuchu i przyglądała się mnie. Ja pochwali postąpiłam podobnie jak wadera i przy okazji otarłam łapami drobne kropelki łez które wyzwoliły się pod wpływem śmiechu. Hoshi która nas obserwowała teraz usiadła mi na głowie i z chyliła głowę by spojrzeć na mój pyszczek. Pokręciłam głową z uśmiechem, a moja wilcza towarzyszka się zaśmiała. Westchnęłam i podnosiłam się na równie łapy na co orzeł delikatni pomachał swoimi skrzydłami, lecz po chwili je znów złożyła.
- Wybacz mi Nami, ale muszę posprzątać tą herbatę. Zajmiesz się chwilkę sobą? Przepraszam cię, ale chce byśmy nie leżały w herbacie – powiedziałam. Czułam się bardzo niezręcznie, nie lubię o coś takiego prosić gości.
- Jasne, nie ma sprawy – odpowiedziała z lekkim uśmiechem wadera o brązowej sierści. Skinęłam głową po czym wzięłam miski po herbacie i poszłam odłożyć je na miejsce. Rano je przemyje w strumyku. Nanami w tym czasie zaczęła oglądać różne rzeczy które miałam w jaskini. Zatrzymała się przy jednej skalnej półce która była wgłębieniem w ścianie jaskini. Leżał tam mój talizman i naszyjnik który dostałam od Rivaille’go. Wadera na początek przyglądała się mojemu talizmanowi czyli srebrnej kotwicy z małym kryształkiem, a na dole miała srebrnego kła.
- Skąd go masz? Jeśli oczywiście mogę wiedzieć – zapytała wadera i z ciszyła głos kiedy wypowiadała drugie zdanie.
- Kilka lat temu na terenach starej watahy znalazłam przy strumieniu ten wisiorek. Zatrzymałam go sobie i tak tu sobie leży. Nie jest magiczny – odrzekłam i odłożyłam miseczki na swoje miejsce po czym wzięłam jakiś materiał do pyszczka który leżał w gnieździe Hoshi. Kiedyś go gdzieś dorwała i zabrała do domu, a ja korzystam niego czasami. Podeszłam do plamy herbaty i zaczęłam ja wycierać.
- Czemu trzymasz ten medalion? – dopytywała moja towarzyszka chcąc chyba uniknąć ciszy między nami. Podniosłam wzrok z ziemi i popatrzyłam przed siebie. Szczerze mówić dobre pytanie którego nigdy sobie tak naprawdę nie zadałam. Ten talizman nie był dla mnie pamiątką po kimś, nawet nie wiem kto był wcześniej jego właścicielem. Od tak dawna go mam, a nawet nie wiem dlaczego jest w mojej jaskini. Jednak w końcu znalazłam odpowiednie słowa.
- Trzeba wierzyć w jakieś swoje małe szczęście jak ja na przykład mam go, bo jest dla mnie małym szczęściem – odpowiedziałam.
- A ten drugi naszyjnik? – spytała znów Nanami po czym wskazała łapą na srebrny łańcuszek z ametystem. Spojrzałam na nią.
- To od Rivaille’go – uśmiechnęłam się i wróciłam do wycierania. Nami skinęła głową po czym zostawiła miejsce z wisiorkami i ruszyła w kierunku gniazdka Hoshi. Ptak właśnie tam przesiadywał. Wadera ostrożnie podeszła i uśmiechnęła się lekko do zwierzęcia. Orzeł radośnie przywitał ją swoim piskiem po czym podleciał do niej i usiadł na grzbiecie wilczycy. Kiedy wytarłam już herbatę zaczęłam iść do gniazda Hoshi by odłożyć materiał. Kiedy zobaczyłam mojego orła na grzbiecie Nami zaśmiałam się.
- Lubi cię – rzekłam i położyłam materiał w gnieździe. Nanami uśmiechnęła się.
- Umie jakieś sztuczki? – spojrzała na ptaka, a ten po chwili podleciał do góry i zrobił beczkę w powietrzu.
- Umie na pewno dużo, nawet ja nie wiem do końca co potrafi. Z resztą Hoshi jest rozumna – odpowiedziałam z uśmiechem na pyszczku.
- Na co masz teraz ochotę Nami? – zwróciłam się do wadery.


<Nanami? Przepraszam, że tak długo musiałaś czekać, ale nie miałam siły na opowiadania, a wena jeszcze nie pomaga bo siedzi w szafie i zżera czekoladki. Dlatego też wybacz za to, że takie nijakie to opowiadanie…>

piątek, 26 lutego 2016

Konkurs na nazwę chatu rozstrzygnięty!

Jak w temacie, konkurs, o którym mowa była w najnowszym wydaniu ,,Wilczej Łapy" został rozstrzygnięty! Zwycięzcą zostaje Vincent, zaś do jego zapasów wędruje kwota 100 ZK. Nowa nazwa chatu to ,,Wyjąca Telefonia"!
Pozdrawiam i życzę miłego weekendy (i dużo weny),
Ashita.

niedziela, 21 lutego 2016

Od Ashity do Seishin

Obserwowałam, jak Seishin pochyla się nad taflą wody. Płatki śniegu delikatnie, jakby w powolnym tańcu, opadały na sierść wadery, zaś jej łapy zapadały się w białym puchu. W pewnym momencie poczułam, jak coś zimnego spada na mój nos - kichnęłam, usiłując go zrzucić. Równocześnie spojrzałam na złotą poświatę, zza której spoglądały na mnie smutne uczy uwięzionej dziewczyny.
- Drogie Najady, królujące w tej przepięknej rzece, powiedzcie mi proszę, czy nie wiecie nic o...- zaczęła moja towarzyszka.
Parsknęłam śmiechem, ale dałam znak waderze, aby nie przerywała. I właśnie w tym momencie poczułam, jakby ktoś przeciągał mnie przez galaretkę (oczywiście cytrynową). Ciągnięta za końcówkę ogona, w ułamek sekundy przejechałam przez dziwny, szary tunel.
Straciłam równowagę, ale wyciągając łapy i przechylając ciało do tyłu, jakoś zdołałam uniknąć ,,całowania" śniegu. Pokręciłam łbem, usiłując pozbyć się dziwnego wrażenie, które dopadło mnie ledwo chwilę temu. I właśnie wtedy mój wzrok padł na Seishin, która... rozmawiała z najadą! Nimfa była smukła, jej delikatne, niemal przezroczyste palce lekko drgały, zaś wygięte w dół wargi o barwie kwiatów wiśni świadczyły o wyraźnym zniecierpliwieniu istoty. Lekko pochyliłam łeb przed nieznajomą, uginając także przednią łapę. W dzieciństwie nasłuchałam się wielu opowieści od Nami, jak to najady mściły się okrutnie za brak szacunku wobec nich.
- Witaj- powiedziałam.
- Daj mi już spokój z tymi formalnościami!- nimfa drgnęła, dumnie unosząc główkę okoloną kruczoczarnymi włosami.- Nie będę tracić na to pół dnia.
- Oczywiście- wyszczerzyłam lekko kły, prostując się. - W takim razie przejdziemy do sedna. Seishin..? Ile ona już wie?
- Na razie tylko o tym, co chcemy wiedzieć: poprosiłam ją o informacje, czym jest ta dziwna poświata i czemu ta dziewczynka...- zaczęła wadera cicho.
- Strasznie się guzdracie- najad zmarszczyła swój zgrabny nosek.- Pozwólcie więc, iż będę się streszczać: tamta panienka- wskazała na uwięzioną- to Rin, duszek. Jej matka była kiedyś jedną z nas, ulubioną towarzyszką pani Mizu. Niestety uległa ona jednemu z Waru, który przybrał formę elfa. Omamił ją swoimi złotymi słówkami, a ona, mimo ostrzeżeń władczyni, uciekła z nim. Oczywiście, tamten zaprowadził ją do Ferluna- nasza informatorka zniżyła głos, gniewnie marszcząc czoło.- On chciał posiąść pewną moc, dar, które najady otrzymały od Mizu. Luka oczywiście nie chciała się zgodzić, ale niedługo potem powiła córkę. Nazwała ją Rin. Kiedy najady rodzą dzieci, przekazują im tą moc, a same ją tracą. Władca Waru zagroził, że zabije małą. Wszczepił w nią też cząstkę siebie i jej ojca. Jakby ta nie miała w swoich żyłach dość krwi potworów! Chciał, aby dzięki temu, Rin zawsze, podświadomie go poszukiwała. Luka nigdy nie wróciła do domu, ale zdołała przenieść tu swoją córkę. Łaskawa Mizu zdołała znaleźć sposób, aby przytłumić w Rin pragnienie powrotu do miejsca jej narodzin. Ale nawet ona nie zdoła zbyt długo ratować tego...mieszańca od gniewu lasu. Nasza moc jest ważniejsza od życia jednej istoty, która ma w swoich żyłach krew demonów. Przecież nawet nie powinna istnieć!
Najada przerwała, by zaczerpnąć powietrza.
- To tyle- rzekła. Jeśli nie macie więcej...
- Przecież ona nie zrobiła nic złego!- krzyknęłam.- Nie prosiła, aby przyjść na świat.
- Na pewno możemy jakoś pomóc!- dodała Seishin.
Nimfa spojrzała na nas z wyższością, nawijając na palec pukiel swoich włosów.
- A umiecie wymazywać dziedzictwo?- zapytała, uśmiechając się chytrze.- Wiecie, jak sprawić, by zniszczyć połowę czyjegoś istnienia, tego, czym jest?  I jeszcze chcecie, aby przeżyła! Tylko przez egzekucję możemy naprawić błąd Luki. Wybielić grzech Rin. Ale jeśli macie jakiś genialny pomysł...śmiało!
Najada uniosła w górę delikatne ramiona, po czym zawirowała, a czas ponownie ruszył. Rin patrzyła z przerażeniem na kruczowłosą. Wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć. Jej oczy wyrażały pragnienie wolności.
Nimfa zniknęła, rozpływając się w falach rzeki. Na polanie zostałam tylko ja, Seishin i mała, uwięziona dziewczynka.
< Seishin? Wybacz, że takie trochę nijakie >

środa, 17 lutego 2016

Od Nanami do Riki

Dawno nie dłużył mi się czas, tak jak tej nocy. Lelou, jak na złość nie mógł usnąć, więc zmuszona byłam wysłuchiwać jego wywodów na temat dbania o bezpieczeństwo swoje i wilków w naszym otoczeniu. Jedyne co mi pozostało, to przytakiwać, aby nie wywoływać niepotrzebnych kłótni. Musiałam być ostrożna, bo gdyby dowiedział się, o tym, że nocuje poza domem, nie odstąpiłby mnie na krok przez resztę życia.
Zanim wyszłam z jaskini upewniłam się kilka razy, czy na pewno usnął. Po kilku głośnych chrapnięciach była już pewna, chwyciłam małą torbę w pyszczek i ruszyłam w drogę. Z tego co mówiła mi Riki, jej jaskinia nie była daleko oddalona od naszej. Podążałam cały czas pewnym krokiem przed siebie, las nocą nie był zbyt przyjemnym miejscem. Po kilku minutach zza krzaków ukazała mi nieduża grota.
- O, Nami jesteś już, zapraszam, czuj się jak u siebie! - Wadera szeroko się uśmiechnęła i skinięciem łapki, zaprosiła mnie do środka.
- H-Hej, dziękuję - odwzajemniłam uśmiech i położyłam moją torbę w rogu.
- Właśnie zaparzam nam herbatkę ziołową, rozpakuj się , ja zaraz do ciebie dołączę.
Jaskinia Riki bardzo mi się spodobała. Była bardzo przytulna i czysta, nie to co u nas. Tak to jest dzielić coś z Basiorem. Po chwili Wadera wróciła z dwiema drewnianymi miseczkami, podsuwając jedną z nich pod mój pyszczek.
- Już jestem, proszę twoja herbatka.
- Dziękuje, ślicznie pachnie - odpowiedziałam, biorąc dużego łyka.
- Ziółka dobrze nam zrobią. A własnie, jak Lelou...aż dziwie się, że puścił cie do mnie samą.
- N-nic mu nie powiedziałam, poczekałam aż uśnie i wymknęłam się po cichu. Nie wyobrażam sobie jakbym miała nocować z nim u ciebie...
- To rzeczywiście byłby ''babski wieczór'' - odpowiedziała i oboje parsknęłyśmy śmiechem.
- Mam pomysł, co powiesz na kalambury? - zapytałam a uśmiech nadal nie schodził mi z pyszczka.
- Jasne, świetny pomysł...zacznij.
Podniosłam się powoli z ziemi, gestykulując coś łapkami.
- Cześć piękna, masz ochotę na kąpiel? - starałam się powiedzieć to głosem Basiora.
- To zbyt proste, jasne, że to twój tata! - Wadera zaczęła klaskać w łapki i głośno się zaśmiała.
- To teraz twoja kolej - uśmiechnęłam się, siadając na miejscu Riki.
Wadera usiadła przede mną, wystawiła przednią łapkę, a drugą machała nad jej pazurkami.
- Wiem! To Reiko! - machnęłam kilka razy ogonem.
- No zgadłaś, zgadłaś...za prosta ta zabawa jak dla nas.
- Poczekaj, mam coś trudnego!
Oparłam się łapkami o ścianę jaskini, starając wspinać się po niej. Na początku wszystko szło po moje myśli, ale nie spodziewałam się jednej rzeczy. Nad moim łepkiem niespodziewanie przeleciało coś dużego, a ja zamiast skończyć na ziemie, uniosłam łapki w górę machając nimi w te i wewte. Po chwili, leżałam z pyszczkiem w misce z herbatą.
- Nami, nic ci nie jest? To tylko m-mój orzeł...z-zapomniałam ci o nim p-powiedzieć.. - Wadera zaczęła powstrzymywać się od śmiechu.

<< Riki? Jestem cała, ale brzuch od śmiechu trochę boli  >>

wtorek, 16 lutego 2016

Od Nanami do Lelou

Ta część jaskini wyglądała fenomenalnie, nie mogłam zrozumieć jakim cudem nigdy wcześniej tu nie trafiłam. Jej ściany wyłożone były od góry do dołu przepięknymi kamieniami szlachetnymi, a na samym jej środku stało małe drzewko, z pozoru niczym nie różniące się od tych rosnących w lesie. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę, był pojedynczy owoc rosnący na jednej z jego gałęzi.
- Jak myślisz, co to może być za drzewo? - zapytałam spoglądając na brata z nadzieją, że zna odpowiedz.
- Nie jestem pewny, poczekaj tutaj, tylko nic nie dotykaj! - mruknął, idąc w stronę wyjścia.
Mogłam domyśleć się jego rekcji, kocham mojego brata, ale czasami jego nadopiekuńczość mnie przerasta. Przecież nie można cały czas kierować czyimś życiem...
Bez namysłu podeszłam do drzewa, zrywając owoc.
- Nami, uciekaj! Ten owoc, ta jaskinia to przynęta!
Usłyszałam krzyk Lelou, lecz nie byłam w stanie już nic zrobić. Powoli traciłam grunt pod łapkami, po czym zostałam wciągnięta pod ziemię.

~ Godzinę później ~

Ocknęłam się z potwornym bólem głowy. Musiałam nią mocno o coś przywalić, bo cała aż pulsowała.
Było tak ciemno, że nie potrafiłam określić gdzie jestem. Jedyne co mi pozostało, to zbadanie tego miejsca na oślep.
- Proszę, proszę nasza księżniczka się obudziła...
Z początku myślałam, że coś mi się przesłyszało, ale ku moim obawom pomyliłam się.
- Coś ty taka przerażona? Ale Apar się ucieszy z takiej zdobyczy. Co prawda liczyliśmy na coś do zjedzenia...no ale swojego jeść nie wypada prawda?
Po chwili ciszy usłyszałam cichy śmiech. Ze strachu nie wiedziałam co odpowiedzieć, te jego słowa ''swojego''. Czy on chciał przez to powiedzieć, że jest wilkiem?
- A no tak przecież oczka nie przyzwyczajone do takich ciemności, prawda?
Po chwili wszystko zostało oświetlone przez mały płomień, a moim oczom ukazała się postać wilka.
Był to czarny, dość dobrze zbudowany Basior. Jednak w jego wyglądzie najbardziej przerażały mnie krwistoczerwone oczy.
 - Jesteś wilkiem! - słowa same wyrwały mi się z pyszczka.
- A cóż ty taka zdziwiona? - zapytał, szeroko się uśmiechając.
- Nie spodziewałam się tu jakiegoś spotkać, właśnie ''tu'', gdzie ja w ogóle jestem?
- Jesteś moja droga w podziemiach, a dokładnie na terenie naszej Watahy.
- Czyli mogę liczyć na waszą...twoją pomoc?
- Naszą pomoc? Chyba nie myślisz, że bez powodu ukrywamy się pod ziemią. Do naszej Watahy należą wilki, które zostały wygnane. Nasza Wataha daje im możliwość zaistnienia na nowo. Łączy nas większa więz niż inne wilki...każdy z nas coś przeszedł i każdy chce się zemścić!
- T-to do czego jestem wam potrzebna?
- Skarbie nie bądź taka niecierpliwa, czekamy na Alfę i to on zadecyduje co dalej z tobą będzie. Choć i ja chętnie bym się tobą zajął...
Ze strachu serce waliło mi jak szalone. Najgorsza była świadomość, że nic, ani nikt nie może mi już pomóc. Jak zwykle, chciałam postawić na swoim, gdybym tym razem posłuchała Lelou nic by się nie stało. Cały czas w głowie miałam obraz brata, rodziców...widzianych po raz ostatni.
- Mood, Apar już przybył i każe przyprowadzić tą niunie do siebie - wymamrotał jakiś Basior, przechodząc obok .
Oba Basiory szły za mną, co chwila szturchając i podśmiechując się. Po kilkunastu minutach, długi wąski korytarz doprowadził nas do ogromnego pomieszczenia.
- A więc to jest moja przyszła partnerka chłopcy?
Moje łapy zaczęły odmawiać posłuszeństwa, to co usłyszałam przeszło moje najgorsze obawy...

<< Braciszku? To się porobiło...>>

Od Seishin do Ashity

Otworzyłam szerzej oczy, a gardło mimowolnie mi się zacisnęło.
-J-ja?-z trudem wydobywałam z siebie kolejne słowa-Prze-przecież ja nie potrafię…
Ashita zmarszczyła brwi, uśmiechnęła się po czym popchnęła mnie lekko w stronę rzeki.
-Oj tam, dasz radę!-powiedziała wesoło dodając mi nieco otuchy
Usiadłam spoglądając niepewnie na własne odbicie w wodzie. Z góry wiedziałam, że nie dam rady, ale kiedy Ashita patrzyła na mnie z oczekiwaniem w oczach musiałam spróbować.
-Spróbuję, ale nic nie obiecuję.-powiedziałam i znów wpatrzyłam się w wodę
Wzięłam głęboki oddech, nachyliłam się i zaczęłam nasłuchiwać. W myślach pytając najady czy nie wiedzą czegoś przypadkiem o tej zagadkowej sytuacji. Kiedy jednak nie otrzymałam żadnej odpowiedzi postanowiłam zdać się na intuicję i szepnęłam kilka słów:
-Drogie Najady, królujące w tej przepięknej rzece, powiedzcie mi proszę, czy nie wiecie nic o…-przerwałam słysząc stłumiony śmiech Ashity
-Świetnie ci idzie.-pochwaliła mnie z trudem kryjąc rozbawienie
Ja również mimowolnie się uśmiechnęłam i już chciałam dalej ciągnąć tę gadkę, ale okazało się że nie było potrzeby. Z wody jak z łóżka podniosła się dziwna istotka o długich prostych włosach, delikatnych rysach i głębokich, błękitnych oczach. Nie wspomniałam, że cała była przezroczysta. Ziewnęła zaspana. Wyglądała jak piękna, młoda dziewczyna zrobiona z bezbarwnej galarety. Spojrzała na mnie z wyrzutem krzyżując na piersi swe delikatne ramiona.
-Ta oficjalność nie była konieczna.-powiedziała gorzko, krzywiąc cienkie usteczka i mrużąc oczy-Mów czego chcesz, bo jeżeli budziłaś mnie na próżno, to zobaczysz co to jest gniew najady.
Zerknęłam na Ashitę szukając pomocy, ale zobaczyłam ją nadal wpatrującą się w wolno płynącą rzekę stojącą bez ruchu. Wszystko stanęło w miejscu, jakby ktoś zatrzymał czas. Na moim pysku musiał się odbić wyraz zaskoczenia i obawy, ponieważ najada odezwała się znudzona, jakby przerabiała tą samą sytuację setny raz.
-Tak, czas jest zatrzymany. Przechodź już do rzeczy.
-N-no, więc… Chciałam się zapytać, czy wiecie coś o więzieniu i tej istotce, która w nim jest…-skinęłam nieśmiało łebkiem w stronę świetlistej kuli
-Hmm-pokiwała głową trzymając się za podbródek-Wiem co nie co o tej dzieweczce. Co dasz mi w zamian za informacje?
Podkuliłam ogon lekko zmartwiona tym, że nie mam co jej dać. Ashita ostrzegała mnie przed gniewem najad i nie miałam zamiaru sprawdzać do czego są zdolne. Gorączkowo myślałam nad czymś co mogę jej dać. Najada widząc to uśmiechnęła się zadowolona i odpowiedziała:
-Spokojnie, to był żart.
Ja również się uśmiechnęłam i zerknęłam ponownie na waderę stojącą obok mnie. Uśmiech szybko spełzł z mojego pyszczka na widok Ashity.
-Przepraszam, mogłabyś dopuścić do rozmowy również Ashię?-zapytałam nieśmiało
-Dlaczego?-zmrużyła oczy nachylając się w stronę wilczycy
-B-bo, ona jest moją towarzyszką i-i też jest zamieszana… Ym, to znaczy…
-Dobra, dobra. Nie jąkaj się już.-przerwała mi i pstryknęła długimi palcami sprawiając, że Ashita „wróciła do życia”

<Ashita?>

niedziela, 14 lutego 2016

,,Wilcza Łapa" - wydanie pierwsze

Gazetka ,,Wilcza Łapa” będzie się ukazywać czternastego dnia każdego miesiąca. Powstała właściwie spontanicznie, w wyniku naszych jakże znanych ,,głupawek” na chacie. W tym wydaniu zamieścimy kilka nowinek o watasze, skrót części wydarzeń w opowiadaniach, rankingi i mały konkurs. Powoli będziemy także wprowadzać inne urozmaicenia, takie jak wywiady z różnymi członkami, statystyki, objaśnienia oraz kilka tajemnych rzeczy, które na razie pozostaną naszym słodkim sekretem. Dopowiem, iż w przyszłym wydaniu pojawi się lista z proponowanymi artykułami, które możecie napisać – ukażą się one w kolejnych numerach gazetki, a ich autor otrzyma, oczywiście, stosowną nagrodę.
W skład redakcji wchodzą: Ashita, Mavis oraz Riki. Myślę, iż nie trzeba ich dokładniej przedstawiać, a gdyby kogoś zaciekawiły ich imiona, to odsyłam do lektury formularzy.

Przyszedł czas na nowinki! Otóż Ashita zaczęła robić jako taki remont watahy, w planie jest m.in. dodanie jednej czy dwóch zakładek i usunięcie mniej więcej takiej samej ilości. Poprawiane jest także ich większość, obecnie w remoncie są ,,Stworzenia”. Gdyby więc któraś nagle zniknęła, oznacza to zapewne, iż teraz to do niej się dorwała.
Piszę także w dość przykrej sprawie – jak wiecie, aktywność członków watahy dość mocno podupadła. Obecnie w szkole rzeczywiście większość z was ma sporo nauki, jednak jest prośba, abyście z czasu poświęcili kilka minut wolnego czasu na napisanie tego opowiadania, bądź też zgłosili nieobecność, jeśli macie obecnie dużo roboty. Istnieje ryzyko, iż w niedalekiej przyszłości być może trzeba będzie zawiesić watahę na jakiś czas. Oczywiście, pamiętajcie, aby to, co piszecie, było rzeczywiście opowiadaniem, a nie kilkoma zdaniami napisanymi na szybko. To nie są wyścigi, a jeśli w waszych przesłanych tworach będzie dużo błędów zawartych w krótkiej treści, zostaną odesłane do poprawy.
A jako że dzisiaj są Walentynki, to wszystkim członkom życzymy szczęścia – we wszystkim, nie tylko w miłości. Z tej okazji, chciałabym ogłosić, iż każdy, kto w przeciągu tygodnia napisze opowiadanie z nawiązaniem do tego święta, otrzyma nagrodę w postaci 50 – 100 ZK.
No i oczywiście wszystkim, którym zaczynają się ferie, życzymy także ich udanego spędzenia. A tym, którym się skończyły *ciche kasłanie* siły do nauki!

Mamy dla was w tym pierwszym wydaniu małą niespodziankę. Mini- konkurs! Na czym ma polegać? Już tłumaczę. Jest to konkurs w którym chodzi o to, aby wymyślić nową nazwę dla naszego chatu. Co do zasad to już wyjaśniam. Może zacznę od tego, do kiedy konkurs trwa, a jest to data 25.02.2016 r. Nazwa ma zawierać maksymalnie dwa słowa. Dajemy wam trochę pola do popisu, każdy może wysłać nam, aż trzy propozycje, ale to jest max. Nie można więcej. Prosimy też o to, że jak wysyłasz nam swoje pomysły to napisz w wiadomości imię swojego wilka, żebyśmy nie musiały tracić czasu na szukaniu twojego nicku po profilach wilków. Jeszcze chyba powinnam wspomnieć o tym do kogo wysyłać swoje pomysły. Otóż możecie pisać o tym do każdej z redaktorek „Wilczej łapy” (Mavis - Howrse: RitaKota009, Ashity - Howrse: Ayame, Riki - Howrse: wixon3). No dobrze, ale może przejdę już do tego co interesuje chyba najbardziej każdego, czyli nagrody! Redaktorki zbiorą w jedno wasze pomysły, żeby mieć jasność wszystkiego. Potem wybiorą z tego zbioru najlepszy pomysł, to wiadome. I wilk dał ów pomysł otrzyma 100 ZK. Informacja o tym kto podsuną najlepszy pomysł i jak będzie się teraz nazywał chat ukaże się w oddzielnym poście na stronie głównej watahy dnia 26.02.2016 r. Życzymy wam masy weny na wymyślanie nazwy chatu!

No dobrze, więc skoro już trochę wiecie, co ciekawego tu w gazetce jest, to przejdźmy to części, w której powiemy trochę o tym, co interesującego działo się w ostatnich opowiadaniach.
Może zacznę od tego, że Zeke w opowiadaniu do Ashity zapytał się, jaki towarzysz do niego pasuje, jednym słowem go poszukuje! Życzymy by znalazł swojego małego, czy dużego towarzysza i przeżył z nim świetne chwile.
Teraz trochę wspomnę o cielesnej formie Magii. A czemu? Otóż Toshiro i Riki zostali wybrani do szukania jej. Spotkali po drodze Ferluna i ledwo uszli z życiem uciekając od niego. Teraz wyruszyli na poszukiwania Błękitnego kompasu, który pomoże im znaleźć cielesna formę Magii. Jednak zostali zabrani do Krainy Śmierci, gdzie spotkali samą Śmierć!
Niedawno Annabell zmieniła swój wygląd. Mianowicie razem z Grimem prawie wpadła do wulkanu. Dokładniej Annabell by wpadła gdyby nie Grim. Jednak wadera, chcąc porozmawiać z Owarim, wyrwała się z łap basiora i spadła do bulgoczącej magmy. Jednak bóg postanowił, że nie może jeszcze wkroczyć do piekła, bo nie zemściła się na ludziach, którzy przeprowadzali na niej badania. Owari sprawił jej jeszcze małą niespodziankę, zmienił jej wygląd, o czym wspominałam już wcześniej.
Tutaj wspomnę wam o kolejnej rzeczy którą zawierać będzie gazetka. Redaktorki wymyśliły by stworzyć coś takiego jak ranking oraz statystyki. Może zacznę od rankingu. Będzie polegał na tym, że autorki „Wilczej łapy” od ostatniego wydania będą czytać wasze opowiadania i wybierać z nich jedno, które ich zdaniem jest najciekawsze. Potem sprawdzą, który wilk był najbardziej aktywny od czasu ostatniego wydania gazetki i również ta informacja będzie tu zamieszczana. Tu możecie zobaczyć jak ów ranking prezentuje się z ostatniego czasu:
Najciekawsze opowiadanie: z dnia 16.01.2016 r. opowiadanie „Od Mavis CD Vincent”
Najaktywniejszy wilk: Yuko, 11 opowiadań
A teraz przejdę do tego, co to statystyki w tej gazetce. Otóż w statystykach będzie zamieszczana informacja o tym ile wilków dołączyło do naszej watahy oraz ile doszło. Możliwe, że pojawią się dodatkowe informacje w statystykach. Nie zostaną jeszcze one dodane w tym wydaniu, ponieważ redakcja chce to jeszcze przemyśleć do końca, więc spokojnie, pojawią się w najbliższym wydaniu!
No i tak doszliśmy do końca tego wydania „Wilczej łapy”. Mamy nadzieje, że gazetka wam się spodoba i z chęcią będzie ją czytać!
Pozdrawiamy i życzymy mnóstwa weny,
Redaktorki

Siłą wilka jest wataha, a siłą watahy jest wilk!

sobota, 13 lutego 2016

Od Vincenta do Mavis

W pierwszej chwili nie miałem pojęcia, czy nadal unoszę się w wodzie, lewituje, czy może jednak leże płasko na zimnej podłodze. Nie dochodziły do mnie żadne bodźce zewnętrzne, jedynie pulsujący ból gdzieś w okolicy skroni trzymał mnie w świadomości, iż jeszcze egzystuje na tym świecie. Jęknąłem żałośnie, powoli otwierając oczy. Przebywałem w niewielkim pomieszczeniu. Ściany i podłoga były, tak mi się zdaje, marmurowe o chłodnym odcieniu błękitu. Źródło nikłego światła rzucało skąpą poświatę na skały, nadając im pomarańczowej barwy. Otaczał mnie półmrok. Kolejne stęknięcie; próbowałem wstać. Łapy miałem ciężkie i niemal bezwładne, jak wtedy, gdy wskoczyłem z Mavis... Mavis? Gwałtownie podniosłem łeb, co skutkowało porządnym zawrotem głowy i odczuciem mdłości. Kolejna próba wstania nie powiodła się. Kończyny krępowały jakieś zimne kajdany. Okazały się to być ciężkie łańcuchy, wykonane najprawdopodobniej z lodu, który nie reagował na ciepło ciała, za to wyziębiały niemiłosiernie.
-Mavis? - zawołałem w głuchą pustkę. Słowa odbiły się do marmurowych ścian. - Mavi, gdzie jesteś?
Zero odpowiedzi. Ponowiłem próbę jeszcze kilkakrotnie, lecz za każdym razem odpowiadał mi własny, odbity echem głos. Odczuwałem coraz większy niepokój, zarówno o własne życie, jak i o życie wadery. Gdzie ona jest? Naprężywszy wszystkie odrętwiałe mięśnie, zdołałem podnieść się na chwiejnych łapach. Łańcuch gniótł me palce oraz odcinał dopływ krwi do łap. Czułem, jak drętwieją.
-Mavi, słyszysz mnie? - rzuciłem telepatyczny sygnał, mając nadzieję, że przebędzie dzielącą nas odległość, pokona wszelkie przeszkody i połączy mnie i Mavis w mentalnej więzi. Chciałem usłyszeć jej głos i zapewnienie, że wszystko okey. - Proszę, odpowiedz. Daj znak. Cokolwiek.
Przez dłuższy moment panowała cisza i kompletna pustka. Żadnej odpowiedzi, czy chociażby śladu świadomości wadery. Z każdą chwilą serce łomotało w piersi coraz bardziej.
-Vincent?
Strzał pędzącej kary runął na mój grzbiet, wraz z całym impetem, jaki niósł za sobą bat. Poświata rzucana na marmurowe ściany eksplodowała żywym ogniem. Uderzenie wyparło z mych płuc każdą cząstkę oddechu; wrzask piekielnego bólu zamienił się w pusty bezdech, zmieszany z krótkim, przeraźliwym piskiem. Padłem z hukiem na twardą podłogę, czując płomienie pożerające mą skórę.
-Już nie taki zuchwały, co? - zaskrzeczała kobieca kreatura, gładząc zbrukany krwią płonący bicz. - Jakże żałosny widok.
Zacisnąłem szczęki, próbując powstrzymać napływające do oczu łzy. Chciałem wyć z bólu. Strzał bata jeszcze wibrował w mej czaszce, jednak czułem, że nie mogę okazać słabości. Nie przy Erynii. Nie dam jej tego, czego oczekuje. Obnażyłem kły, powarkując przeciągle. Rozchyliłem powieki, lustrując niezłomnym wzrokiem Piekielną Siostrę, której spojrzenie mroziło krew w żyłach-piekielnie czerwone ślepia, jednocześnie lodowate, bezduszne, wręcz puste, bez wyrazu, jak bezdenna studnia, do której można wpaść i utonąć.
-Jakże waleczny. - zacmokała, unosząc bicz. Kolejny bat przyjąłem w milczeniu, choć drżałem i pragnąłem uwolnić pożerający mnie ból poprzez żałosny skowyt. Krew spływała strugą z rozdartej skóry. - Jakże wytrwały, charakterny, młody basior.
Kolejny cios, kolejne rozdarcie na grzbiecie, jeszcze więcej krwi, jeszcze więcej bólu. Pokora. Pozwoliłem, by łzy spływały po mych policzkach, lecz milczałem nadal. Erynia zbliżyła się, zaintrygowana moją postawą. Wciąż spoglądałem na nią wrogo, prezentując kły i powarkując, choć między te niskie brzmienie wkradało się wyższe tonacją skomlenie. Uśmiechnęła się, widząc mą słabość i beznadziejną agresję. Podeszła bliższej, by pałać się swym triumfem. Właśnie na to liczyłem. Przyzwałem cztery lodowe sople, które błyskawicznie wyskoczyły ze ścian, wprost w Erynię. Niestety nie doceniłem przeciwniczki. Bestia machnęła płomiennym biczem, który przeorał wskroś lodowe pociski i przemienił lód w mokrą plamę. Kreatura zaśmiała się z politowaniem.
-Naprawdę myślałem, że się tego nie spodziewałam? – zamachnęła się batem, karząc mnie kolejnym ciosem. – Uważasz, że marny atak jakiegoś dzikiego psa jest w stanie mnie zgładzić?
Szykowała kolejne uderzenie. Uniosła bicz ponad głowę, prężąc mięśnie rąk. Nie mogłem pozwolić by dalej nade mną triumfowała. Zacisnąłem zęby, skupiając całą swą aurę na biczu. Z chwilą, gdy runął ponownie na mój grzbiet zdołałem pochwycić go Psychokinezą, ku wielkiego zdziwieniu Erynii. Wyrwałem broń ze szponów Piekielnej Siostry. Ta wrzasnęła rozwścieczona. Nim zdążyła zaatakować także są ściśle oplotłem niewidzialnymi nićmi i przygwoździłem do ziemi. Miotała się, krzycząc na pomoc, zwołując resztę swojej kompanii. Musiałem działać szybko. Pokierowałem płonącym biczem na skuwające mnie łańcuchy. Piekielny ogień szybko zmienił lód w kałużę. Obolały, odrętwiały i zdezorientowany zacząłem szukać wyjścia. Żadnych drzwi, żadnych bram, żadnej dziury w marmurowej ścianie.
-Jak się stąd wydostać?! – rzuciłem do Erynii. – Gadaj!
Lecz ona tylko rzucała się, rozwścieczona kolejną porażką. Chciałem spętać ją mocniej, by wyksztusiła potrzebne mi informację, jednak nie mogłem tracić czasu; i tak zapewne nic by nie powiedziała. Choć osłabiony, zdołałem skupić w sobie aurę i wypuścić pojedynczą Wiązkę Energii. Strumień oślepiającego światła uderzył w ścianę, rozłupując ją na tysiące kawałków. Ukazał mi się korytarz o jasnych ścianach i ciemnej podłodze, które połyskiwały w wątłym świetle pochodni. Ruszyłem na przód, byle dalej od Erynii. Grzbiet nadal jakby płonął, a łapy miałem sztywne. Bieg był utrudniony, mimo to udało mi się odbiec na tyle daleko, by przeraźliwe krzyki kreatury stały się odległym echem.
-Jeden problem z głowy – sapnąłem sam do siebie. – ale… gdzie ja teraz jestem? Mavi? Mavi, słyszysz mnie?
Odpowiedzią ponownie był mój własny, odbity echem głos. Pomyślałem, że wołanie w tym piekielnym miejscu może, co najwyżej przyzwać jakieś demoniczne bestie, niż naprowadzić mnie na waderę. Choć czułem osłabienie, postanowiłem ponowić próbę Telepatii. Obawiałem się jednak, że może nie poskutkować. Wtedy w pomieszczeniu z Erynią ledwie złapałem kontakt z przyjaciółką. Mogłem odbiec zbyt daleko, by ponownie nawiązać mentalną więź. Musiałem jednak spróbować. Potrzebowałem wiedzieć, czy żyje, czy nic jej nie jest. Zamknąłem oczy, układając słowa, które wysłałem gdzieś w przestrzeń, by szukały Mavi, by szukały mojej przyjaciółki.
-Mavis? Słyszysz mnie?
<<Mavis? Wybacz, że musiałaś tak długo czekać ;/>>

piątek, 12 lutego 2016

Od Yuko C.D Steve'a

- Mięta?- Skrzywiłam się.- I to tyle?
- Nie do końca...- Złapał za dwie czaszki i oderwał od każdej dolną część.- Masz tu gdzieś blisko źródełko? Jeziorko może?
- Jasne.- Nadal patrzyłam na niego podejrzliwe. Po kiego mu były moje kubki.
- Super!- Wcisnął mi w łapy górne części czaszek. - Napełnisz je do pełna?
Wiedziałam, że to nie było pytanie. Ten nędzny parobek skrzata mi rozkazuje! Oj doigrasz się mj drogi, nie ujdzie ci to płazem.
Wyszłam bez słowa z jaskini, nie będę słuchać jego rozkazów. Zachciało mu się rządzić. Ja mu dam.
Poszłam nad mały staw i zamiast zrobić to, co miałam zrobić kilka minut temu, położyłam się na ziemi. Swoją brodą dotykałam błękitną taflę wody, moja wina, że jestem leniwa? Tak Yuko, to twoja wina.
Dobra, koniec tego dobrego. Wstałam i napełniłam naczynia po czym skierowałam się w stronę jaskini. Po drodze usłyszałam jakiś szelest, ale całkowicie to olałam i wróciłam do domu.
- Masz - podałam basiorowi czaszki - po kiego ci to?
- Herbatka - krzyknął z uśmiechem. Przez jego herbatkę miałam się tak fatygować. Osz ty skurczybyku.
- Ehh, rób to co przed chwilą robiłeś Milordzie - usiadłam na swoim posłaniu - czekaj czekaj, dlaczego rozpaliłeś ognisko w mojej jaskini?!
- Żeby zrobić nam herbatkę - powiedział to tak, jakby miało być to oczywiste. Nie, to nie było oczywiste. Czy ja pozwoliłam, by w moim domu się paliło?! Nie przypominam sobie tego.
Rozłożyłam się i położyłam łeb na "poduszce" patrząc na basiora. Nadał by się na taką miłą panią w herbaciarni, albo rozdawałby balony biednym dzieciom... lub też zostałby klaunem, nieźle mu to wychodzi.
- Czujesz to? - spytałam gdy dotarł do mnie bardzo znajomy zapach.
- Yyy, mięta? - popatrzył na mnie zniesmaczony.
- Nie, coś innego - wstałam i podeszłam do wejścia. Gdy spojrzałam na to, co stało przed moją jaskinią, zamarłam. To był wielki, okazały niedźwiedź. Nogi miałam jak z waty, cała się trzęsłam.

<Steve? Sorry, weny ni miałam >

Od Riki do Toshiro

Zaśmiałam się lekko poczym spojrzałam w stronę Tośka i szkieletu.
- Jeśli Pan Kostek nie chrapie w nocy to nie mam nic przeciwko- powiedziałam z uśmiechem na pyszczku. Basior również się uśmiechną po czym odszedł kilka kroków od Pana Kostka i położył się pod ścianą, a ja naprzeciwko niego. Zamknęłam oczy i bardzo szybko zasnęłam. Chciałam wypocząć, zapomnieć o bólu. Całą drogę którą już przebyliśmy chciałam syczeć, ponieważ ból był okropny, ale w głębi duszy powiedziałam sobie, że jak przyjęłam zadanie, to je skończę. Westchnęłam i już kompletnie zapomniałam o całym świecie. Jedyne co chciałam by mnie spotkało, to kraina snów.
Zaczęłam już odzyskiwać świadomość po głębokim śnie. Jednak kiedy się budziłam, coś stało się dla mnie zaskoczeniem. Już nie czułam pod sobą twardego kamienia, tylko miękką poduszkę. Poczułam również przyjemnie ciepło, jednak nie takie jakie panowało w Krainie Ferluna. Nie czułam bólu w łapach, głowie, ogółem w ciele. Wręcz przeciwnie, miałam wrażenie jakby ktoś mnie odmłodził. Dodatkowo przy każdym moim ruchu coś brzęczało, ale do końca nie wiem co. Zaspana otworzyłam oczy i głośno ziewnęłam. Chciałam wiedzieć co spowodowało u mnie taką zmianę nastroju więc się rozejrzałam. To, co zobaczyłam wywarło na mnie ogromne zdziwienie. Siedziałam właśnie na czerwonej poduszce która leżała na srebrnym tronie. Znajdowałam się w czarnej sali. Po środku był mały jakby stojak, ale nic na nim nie było, a po dwóch stronach znajdowały się czarne drzwi. Na ścianach zawieszone były pochodnie, a ja siedziałam w głębieniu w ścianie. Po ziemi walały się kości oraz łańcuchy. Wzdrygnęłam się lekko. Spojrzałam na siebie. Na łapach miałam mnóstwo srebrnych i złotych bransolet które przyozdobione były różnymi szlachetnymi kamieniami, a nawet się zdarzały jakimiś małymi symbolami ducha czy rozbłyskującej kulki. Dodatkowo moje wyleczone i umyte ciało przyozdabiała biała, błyszcząca tkanina z kapturem która byłą na zarzucona na mój grzbiet. Popatrzyłam w moje lewo. Jak się domyślałam, leżał tam Tosh również na czerwonej poduszce tylko, że na złoty tronie. Podobnie jak ja był wyczyszczony, rany zaleczone i jak król na jego głowie widniała srebrna korona ozdobiona rubinami. Na łapach nie miał żadnej biżuterii, za to na jego szyi widniał długi łańcuszek, a na nim wisiał wisiorek w kształcie gwiazdy która się rozpada. Posiadał też płaszcz jak ja tylko, że czarny. Usiadłam na tronie jak królowa po czym dotknęłam delikatnie łapą basiora.
- Tosh, hej. Hej Tosh, wstawaj…- szepnęłam i kilak razy dotknęłam jeszcze wilka łapą. Po kilku próbach obudzenia moje towarzysza udało się i ten ziewną niczym lew który obudził się ze swojej drzemki.
- Do świtu jeszcze trochę, damy radę dojść po ten komp…- załamał mu się głos kiedy rozejrzał się po miejscu w którym byliśmy i spojrzał na swoje ciało po czym nam nie.
- Czy wiesz może co tu się dzieje?- zapytał mnie biały wilk. Pokręciłam przecząco głową. Nagle usłyszeliśmy czyjeś głosy i gwałtownie spojrzeliśmy na drzwi sali z których dobiegały.
- Ale jesteś pewien, że to oni? Czy to oni?- powiedział jakiś ochrypnięty głos.
- Jeśli to nie oni, to nie wiem kto na świecie jest jeszcze taki sam!- odpowiedział jakiś piskliwy głosik. Po chwili drzwi pomieszczenia otworzyły się i do komnaty weszła ósemka kościotrupów ludzi. Kiedy nas zobaczyli to ich białe szczęki otworzyły się w geście zdziwienia. Po jakimś czasie wpatrywania się w nas, jeden który wyglądał na najstarszego, ponieważ jego kości były bardzo pożółkłe i zniszczone, podszedł do nas i klękną.
- Dziękujemy wam bogowie, że udało na się was znaleźć- powiedział do nas.
- Chwila… Po pierwsze to raczej sobie dziękujecie, że nas znaleźliście, a po drugie jacy bogowie?- zapytał z niedowierzaniem Tosh.
- No bogowie. Sombria, bogini cienia i światła- wskazała swoją zniszczoną dłonią na mnie- oraz bóg chaosu i magii Verdit- tym razem pokazał na basiora.
- Co? A czy wasi bogowie nie powinni być również szkieletami? I czy w ogóle piekło ma swoich bogów?- zapytałam. Dziwna sytuacja, dużo pytań.
- Może zacznę od początku. Otóż nasz świat nie jest piekłem. To Kraina Śmierci. Żyje tu sama śmierć, to ona sprawuje władzę nad całym tym miejscem i nad nami- szkieletami. Rzadko kiedy ktoś słyszy o tym miejscu, ponieważ przeważnie wszyscy trafiają do piekła, ale zdarza się czasami, że szkielet odchodzi ze świata żywych i trafia tu. Trafiają tu szkielety ludzi, zwierząt i istot nadprzyrodzonych. I nawet nasi bogowie są różnej rasy. Jednak byście zrozumieli dlaczego mówimy, że was znaleźliśmy to muszę opowiedzieć wam naszą historię, ponieważ bogowie jej nie znają, a czemu? To też się dowiecie z tej historii. No więc zacznijmy. Wieki temu, nikt do końca nie wie ile, nasz pan Śmierć miał siostrę- Życie. Nigdy się nie lubili. Dogryzali sobie, a to dlatego, że Śmierć przynosiła śmierć, a Życie- życie. Logiczne, prawda? Dlatego trzymali się od siebie z daleka. Śmierć by zapomnieć o siostrze znalazła sobie przyjaciół, dwunastu śmiertelników różnej rasy, od ludzi po magiczne istoty. Jednak ich śmiertelność nie przeszkadzała Śmierci, ponieważ po pewnym czasie dał im dar nieśmiertelności. Tak, Śmierć może dać taki dar. Jego siostrze to strasznie przeszkadzało, że jej brat znalazł sobie przyjaciół. Chciała by jego brat czuł się źle. Dlatego pewnego razu postanowiła jego znajomych porozrzucać w różne zakątki świata których nie znał jej brat i przy okazji wymazać z ich pamięci kontakt ze śmiercią. Chciała by nigdy ich nie znalazł. I zrobiła tak. Ale Śmierć się o tym dowiedziała. Znienawidziła Życie i postanowiła raz na zawsze odejść. Nic jego nie powstrzymało przed tym. Odszedł po prosu strapiony, że nie znajdzie już swoich przyjaciół. Pomimo tego szukał, ale siostra była sprytniejsza z ich ukryciem. W końcu postanowił, że nie będzie żył sam i tylko chodziło świecie i zabijał ty, którzy mają zginąć. W najgłębszym miejscu w którym mógł stworzył Krainę Śmierci. Postanowił, że nie będą tu spadać dusze tak jak w piekle, tylko czasami szkielety różnych istot. Wpadł również na pomysł, że będą tu w ogóle inni bogowie. Bogowie Krainy Śmierci. Właśnie tymi bogami mieli być jego przyjaciele. I kiedy już kilak szkieletów trafiło do niego, to z pamięci powiedział jak wyglądali jego przyjaciele i jak się nazywali. No i tu dochodzimy do sedna mojej historii. Rozkazał szukanie swoich przyjaciół po świecie. W różnych miejscach przez kilka lat niektórzy z nas żyli by ich znaleźć. Poszerzał horyzonty w ich szukaniu i jak na razie udało mu się znaleźć czterech. Was, oraz Zumira i Syntie. Boga kłamstwa oraz prawdy i boginię czasu i sprawiedliwości- skończył stary kościotrup. Byłam zaskoczona całą tą historią podobnie jak Toshiro kiedy zobaczyłam wyraz jego pyska. Nigdy nie słyszałam o czymś podobnym.
- No i tak jesteście! Przyjaciele naszego pana! A teraz chyba czas ich do niego zaprowadzić, nie uważasz Limerze?- powiedział jakiś młody szkielet, ponieważ jego kości wyglądały jeszcze bardzo dobrze. Stary Limer pokiwał głową po czym zaczął kierować się w stronę otworzonych drzwi do sali. Oboje z Tośkiem zrozumieliśmy, że mamy iść za nim. Chcieliśmy jak najszybciej odnaleźć cielesna formę magii i nie chcieliśmy marnować czasu na to, ale na razie oboje nie widzieliśmy innego wyjścia z sytuacji. W przenośni i dosłownie, w końcu nie wiedzieliśmy jak wyjść z Krainy Śmierci.
Powolnym ostrożnym krokiem szliśmy czarnym korytarzem za starym szkieletem, a za nami ciągnęła się grupka jego pobratymców. Westchnęłam i spuściłam głowę w dół. Po chwili zostałam lekko popchnięta w bok. Podniosłam od razu łeb i spojrzałam na Tośka który uśmiechną się.
- Powtarzasz się, na pustyni był to samo- uśmiechnęłam się.
- Może i się powtarzam, ale jak widać to działa- zaśmiał się, a ja wraz z nim. Po jakimś czasie zobaczyliśmy znów ogromne wrota. Otworzyły się kiedy dochodziliśmy i weszliśmy do miasta szkieletów. Pomimo, że znajdowało się głęboko pod ziemią to powietrze było lekkie, nawet bardzo przyjemnie. Wokół panował harmider, słyszałam zgrzyt kości i różne głosy należące do różnych postaci. Kroczyliśmy powoli do ogromnego srebrno-czarnego pałacu przy okazji wywołując swoja osobą ogromne podekscytowanie. I jak wcześniej było mówione przez stary szkielet, widzieliśmy szkielety centaurów, wilków, ludzi i wiele więcej. Pewnie i tak nie widzieliśmy wszystkich.
- Nasze miasto zwie się Perdit Mortem, to taka mała informacja- powiedział Limer.
Kiedy dotarliśmy do pałacu mogłam mu się bliżej przyjrzeć. Budowla była ogromna. Silny mur na których stali łucznicy oraz straż Śmierci. Ogólny kolor zamczyska to był szary, ale miał czarne elementy jak na przykład ornamenty na murach, czy dachy wież. W końcu dotarliśmy i za pozwoleniem straży weszliśmy do środka. Podnieśli kraty które strzegły wejścia po czym wkroczyliśmy na dziedziniec. Rozejrzałam się po okolicy. Zaskoczyły mnie rośliny jakie tam rosły. Były to czarne kwiaty, drzewa i krzewy. Chyba zostały stworzone przez Śmierć, to by wyjaśniało kolor i dlaczego tu są. Straż patrolowała miejsce. Ubrani byli zbroje co na ich kościstych ciałach wyglądało trochę przerażająco. Szliśmy dalej. Po chodzeniu po dziedziniec weszliśmy do pałacu. Wszystkie meble wyglądały tajemniczo, mrocznie. Jednak strachu nie wywoływały swoim wyglądem. Posadzka za to wyglądała jak by na nas patrzyła. Zamknięte w niej były dusze i przyprawiało mnie to o dreszcze. Dodatkowo dźwięk jaki wywoływały kościste nogi naszej „obstawy” nadawał jeszcze większy mroczny klimat tego miejsca. Po pewnym czasie przechodzenia pomiędzy komnatami trafiliśmy do sali tronowej. Podłoga wyglądała tak samo jak wcześniej, podobnie jak ściany, nadal czarne. Jednak była ona i wiele większa niż zwykłe pomieszczenia. Na środku sufitu znajdował się ogromny żyrandol w kolorze czarnym. Paliły się na nim świecie których płomień miał błękitna barwę. Naprzeciwko nas było podwyższenie w czarnym kolorze i w kształcie prostokąta. Po dwóch krótszych bokach znajdywały się nieduże słupy na których paliły się również niebieskie ognie, a z jednej strony, już nie na podwyższeniu, stał szkielet konia ubrany w czarną uzdę i siodło do którego przyczepione miał sakwę w tej samej barwie. Za to za środku był ogromny czarny tron z wyrzeźbionymi z tyłu duszami, a na nim siedziała sama Śmierć ubrana w czarną szatę z kapturem i trzymając w ręku swój symbol- kosę. I co jeszcze mnie zaskoczyło, ale bardzo miło. Obok tronu stał podobny stojak co w naszej sali, tylko, że na nim leżała pewna rzecz, a dokładniej coś czego szukaliśmy by odnaleźć cielesną formę magii. Błękitny kompas.
- Panie, znaleźliśmy twoich kolejnych przyjaciół, Sombrie i Verdita- powiedział stary kościotrup i ukłonił się podobnie jak jego przyjaciele. Tylko ja i Tosh staliśmy normalnie przez Śmiercią. Jednak każdy mój mięsień był napięty, a oczy pokazywały strach. Władca Krainy Śmierci spojrzał na nas i pomimo, że jego zęby naturalnie ułożone były w uśmiech to wyglądał jak by starał się go powiększyć.


<Toshiro? Co się alej będzie działo? I widzisz, nic strasznego się nie wydarzy w tym opowiadaniu! No chyba, że licząc postać Śmierci xd>

Od Zuko do Yuko


Uważnie przyglądałem się Yuko, która wgryzała się w kolejne kawałki mięsa. Nadal nie docierało do mnie, że to moja siostra. Kolejna ważna Wadera w moim życiu, zaraz po Ashicie i Nami.
- Co się tak na mnie patrzysz? Pytałam się ciebie, czy nie chcesz, odmówiłeś przecież!
- Nie chciałem, jedz, jedz... - uśmiechnąłem się, siadając bliżej siostry.
- Widzę po twojej minie, że coś kombinujesz, nie radzę... - mruknęła oblizując pyszczek.
Lekko wtuliłem się w jej futro. Kącik ust Wadery lekko uniósł się ku górze i przymrużyła oczy.
- A to co znowu? Już starczy... - odparła, szturchając mnie w łapę.
- Chciałem przytulić się do mojej kochanej siostrzyczki - uśmiechnąłem się szeroko.
- Nie myśl, że będę ci na to pozwalać, ten jeden jedyny raz i tyle...
- Aj siostrzyczko, coś ty taka nietykalska? - z mojego pyszczka nadal nie schodził uśmiech.
- Nie jestem ''nietyklaska'', tylko po prostu nie mam ochoty! - wykrzyknęła, odwracając się ode mnie.
- No już dobrze, dobrze...nie złość się tak.
Moje łapa była blisko grzbietu Yuko, lecz po chwili gwałtownie cofnąłem ją w tył. Muszę przyzwyczaić się, że jeśli chodzi o Yuko, tulenie i inne tego typu rzeczy nie wchodzą w grę.
- A co powiesz, jeśli gdzieś bym cie zabrał?
- Gdzie znowu? - wyczułem lekką ciekawość w jej głosie.
- Proponuję mały spacer do Źródła Shinzen - spojrzałem na pyszczek Wadery, czekając na jej reakcję.
- Nigdy tam nie byłam, w sumie dobry pomysł. Zresztą lepsze to niż siedzieć tu bezczynnie i marznąć.
- W takim razie w drogę!

<< Yukuś? Przepraszam, że tyle czekałaś... >>

Od Nanami do Steve

Uświadomiłam sobie, że moje kłamstwo mogłoby wyjść na jaw, gdybym odmówiła Basiorowi.
- No, dobrze ale jakiś krótki dystans - odparłam, odwracając pyszczek w stronę Steve'a.
- Zależy o jakim ''krótkim'' mówisz, ale myślę, że dla takiej Wadery jak ty rundka wokół lasu będzie idealna - Basior lekko się uśmiechną, ja również zrobiłam to samo.
- Skoro się zgadzasz, to co powiesz na to, aby zwycięzca mógł zażyczyć sobie coś od przegranego?
- O coś konkretnego ci chodzi? - zapytałam ustawiając się obok Basiora.
- Zobaczysz, jeśli dasz mi fory i przegrasz - odpowiedział i oboje parsknęliśmy śmiechem.
Wiedziałam, że moje szanse na wygraną są bardzo nikłe, zawsze po dłuższym biegu robi mi się słabo, mam tak od kiedy pamiętam.
- To jesteś gotowa? - Steve szturchną mnie lekko w łapkę.
- Miejmy to już za sobą - uśmiechnęłam się niepewnie i ruszyliśmy przed siebie.
Z początku szło mi bardzo dobrze, cały czas biegliśmy podobnym tempem. Jednak po jakimś czasie moje łapki zaczęły powoli odmawiać posłuszeństwa i z minuty na minute biegłam coraz wolniej.
- Coś jest nie tak? - wykrzyknął Steve również zwalniając.
- Dobrze, wygrałeś. Nie mam już siły biec dalej... - powiedziałam łapiąc powietrze haustami.
- Może dokończymy nasz wyścig kiedy indziej? - zapytał Basior siadając obok mnie.
- Nie trzeba, wygrałeś. Skoro ustaliliśmy coś, to ja tego dotrzymam, co chciałbyś w nagrodę? - uśmiechnęłam się lekko, a zawroty w łepku powoli ustępowały.

<< Steve? Przepraszam, że tyle czekałeś na odpowiedz, to co sobie zażyczysz?  >>

Od Oath'a CD Ashita

Wadera nie dopuszczając szła za mną. Szczerze mówiąc trochę mnie wkurzała. Gapiłem się przed siebie stawiając krok po kroku. "Mój obowiązek... To mój obowiązek." Spojrzałem na waderę, a ta nadal szła. Co gorsza, za mną dosłownie krok ode mnie. Co gorsza, nadal się śmiała. Co gorsza, chciała mi pomóc.
- Jak to "twój obowiązek"- spytałem ponuro.
- Wiesz... Jako- chciała powiedzieć, ale jej przerwałem.
- Szpieg? Będziesz mnie pewnie szpiegować! - niemal krzyknąłem wkurzony.
- Nie - zaśmiała się. - jako Alfa.
- Al-fa? - powtórzyłem lekko zdziwiony, jednak nie okazując zdziwienia.
- Tak.
- Pomoc będzie zbędna. - powiedziałem.
Przyspieszyłem. Alfa jednak nie dawała za wygraną i szła dalej. W pewnym momencie ustałem. Wadera również. Spojrzałem się na nią i ruchem głowy kazałem siedzieć cicho. Wzruszyła ramionami i ignorując mnie i moje słowa podeszła bliżej. Ujrzała kilka jeleni. Pokręciła głową. Znowu ta pomoc? Ona mi kiedyś dopuści? Wątpie.
- Ja to załatwie- rzuciła.
- Kto tu jest mordercą? - spytałem ponuro.
- A kto chce ci pomóc? Zagonie, a ty jednego zabij. - pokazała łapą pozycję i mówiła to w taki sposób jakbym polował pierwszy raz.
- Ta. Chciałaby - pomyślałem. Ignorując waderę pobiegłem przed siebie i zabiłem jednego z jeleni. Bez wahania reszta uciekła. Ten jakimś cudem się nadział na gałąź więc go dobiłem. Wilczyca podeszła.
- Mieliśmy!- - rzuciła, ale znów jej przerwałem.
- Nie mieliśmy tylko miałaś, ja robię po swojemu - powiedziałem i zacząłem jeść.

<Ashita?>

środa, 10 lutego 2016

Od Yuko "Uważaj... Mam namiary na kostuchę!" Part One

Obudziłam się w wielkiej jaskini, przede mną stał srebrny basior. Gdy zobaczył jak otwieram oczy jego usta lekko wykrzywiły się w uśmiechu. Kojarzyłam go skądś, te czerwone oczy... Nigdy bym ich nie zapomniała. To Rida, przywódca Klanu, w którym się wychowałam. Znalazł mnie... jak? Jego marzenie się spełni, zabiję zdrajczynię, przez którą stracił córkę. Ale po co mu to, przecież i tak jej nie kochał. Wychowywał ją na brutalnego mordercę, chociaż ona wcale taka nie była. Była moją przyjaciółką, poświęciła się dla mnie, to jest dług, którego nigdy nie będę w stanie spłacić. A teraz jej ojciec, stał przede mną w swej całej okazałości.
- Yuko, miło mi cię znowu widzieć, świetnie sobie poradziłaś uciekając przed nami, jednak kto cię dopadł? Ja - zaśmiał się gorzko. Nienawidzę go.
_-Wspomnienie-_
- Yuko! Co to ma być?! - Rida spojrzał na roczną wilczycę srogim wzrokiem, zawsze mu przeszkadzały jej umiejętności. Jego córka jej nie dorównywała, dlatego ją znienawidził.
- Ja, przepraszam... Nie chciałam - wadera spuściła głowę w dół.
- Jak to nie chciałaś?! - krzyknął - patrz co zrobiłaś! - wskazał szkielet dzika, to miał być jego posiłek, lecz wadera wraz z jego córką go zjadły. I kto tu zawinił, tylko Yuko! I bądź tu sprawiedliwy...
- Tato, ale my myślałyśmy, że to dla nas! Nie wiń jej! - Kin próbowała udobruchać ojca, lecz na marne. On i tak wie swoje.
- Cicho! - warknął na córkę i powrócił do uprzykrzania życia Yuko - Od jutra cały tydzień spędzasz z niedźwiedziami!
I stąd proszę ja was mamy lęk Yuko - niedźwiedzie - zawsze była tak karana za małe potknięcia, mianowicie również za to, że nie powiedziała tego jakże cudownego zwrotu grzecznościowego przechodząc obok Przywódcy. Dante - jej przyszywany ojciec, jak i również wychowawca - uważał, że Rida powinien zacząć się, delikatnie mówiąc "leczyć".
- Dante! - zawołał wkurzony Rida - Zabierz ją do jaskini z niedźwiedziami na tydzień.
Basior spojrzał na swoją "córkę" z uśmiechem mówiącym: "Wszystko będzie dobrze, zaufaj mi". On i Yuko rozumieli się bez słów. Ona była jego posłuszną małą księżniczką, a on był jej zaufanym przyjacielem, któremu mogła powiedzieć wszystko co jej leży na sercu.
_-Wracamy do rzeczywistości-_
Patrzyłam w jego czerwone ślepia z nienawiścią, czułam jak kwas powoli wylewa mi się z oczu, kocham to, że nie mogę kontrolować moich mocy. To jest cudowne! Piękne! Bjutiful! Ehh. coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że jestem debilem...
- Ja też się cieszę - podniosłam się z ziemi, już całe policzki miałam zalanie świecącą, zieloną cieczą. - Stęskniłam się za twoim ryjem.
Spojrzał na mnie wkurzony, widocznie już mu się ciśnienie podniosło.
- MILCZ! - Warknął, tak, zaj*sty przywódca klanu, który ma dużo kompleksów i nie toleruje silniejszych od niego, stał własnie przede mną.
Uśmiechnęłam się złośliwie i po chwili przyjęłam kamienną twarz, niech wie, że ma nade mną władzę. Będzie mi łatwiej go zlikwidować.
- Grzeczna dziewczynka.
Mogę mu przywalić?
- Zawrzyjmy układ - stanął przede mną i uśmiechnął się w miarę normalnie.
- Jaki? - spytałam przekręcając głowę w bok, pewnie ten układ ma jakiś haczyk. Ale ze mną nie jest tak łatwo...
- Pamiętasz ten nasz Turniej? Odbywał się tylko raz na cztery lata. Zgłaszało się dwanaście wilków, na walkę na śmierć i życie. Każdy miał swojego pomocnika. - posłał mi spojrzenie, w ogóle nie patrzył mi w oczy.
Kiwnęłam głową.
- Tak więc, albo zgłaszasz się do niego dobrowolnie i jutro startujesz, a jak wygrasz możesz pójść wolno, lub... - zrobił tą pseudo dramatyczną ciszę - od razu giniesz.
Teraz nadszedł czas na moją decyzję. Albo od razu zostaję zabita, albo mam cień szansy na wygraną w Turnieju. Oczywiście wygrać mogę tylko wtedy, gdy zabiję innych. Nienawidzę się za to.
- Zgadzam się na Turniej - podniosłam głowę z dumą do góry.
Rida uśmiechnął się mrocznie... Jeśli to w ogóle można nazwać mrocznym uśmiechem. Jego czerwone ślepia zaświeciły iskierką nadziei... Co, chcesz, żebym przegrała?
- Dobrze, twoim pomocnikiem będzie Reigai.
Reigai... Mój przyszywany brat, z którym miałam najlepszy kontakt. Rida... ty skur*lu.

CDN

wtorek, 9 lutego 2016

Od Riki do Rivaille

Czułam jak moja głowa jest cała obola. Silnie ostałam od tych kreatur w łeb. Jednak na moje szczęście zmysły wracały już oraz odzyskałam panowanie nad moim ciałem. Poczułam pod sobą zimny kamień i usłyszałam głosy Wodnołaków. Otworzyłam bardzo powoli moje błękitne ślepia i mrugnęłam parę razy by oczy się znów przyzwyczaiły do świata. Nadal cała moja łepetyna nie dawała mi spokoju, ale starałam się nie zwracać uwagi na towarzyszący mi ból . Leżałam teraz plackiem na ziemi więc podniosłam korpus i głowę powodują, że położyłam się na łapach Rozejrzałam się wokół. Siedziałam w klatce, naprzeciwko mnie było jakieś małe jeziorko, a wokół różne dziwne rośliny wodne i zakrzywione noże. Przy wodzie siedziała dwójka tych wodnych bestii.
- Co powiesz na przyrządzenie jej przyprawami, później polanie wodą z jeziora i dodaniem kilku glonów? Czy nie będzie wyśmienicie smakować?- powiedział jeden.
- E tam. Już nie raz jadłem tak. Może zupę zrobimy z niej?- zasugerował drugi.
- Ha! Wiem! Mam myśl. Słuchaj, z połowy zrobimy moje danie, a drugiej twoje, co ty na to przyjacielu?- podsuną ten pierwszy. Pobratymiec się zgodził. No pięknie, będą potrawkę i zupą. Czego chcieć więcej? Po chwili Wodnołaki spostrzegły moją pobudkę więc wstały szybko od małego jeziorka i przybiegły do klatki przyglądając mi się. Oboje się oblizali.
- Smakowicie wygląda- wysyczał jeden.
- Będzie się rozpływać w ustach- dokończył drugie. Musiałam szybko znaleźć jakiś plan by uciec inaczej by skończyła w ich żołądkach. W tedy wpadłam na pomysł by przekonać ich jakoś słowami.
- Gdzie wy tu widzicie jedzenie? Że niby ja? O, proszę was. Czy ja wyglądam jak stek? Ja nawet mięsa nie mam w sobie. Sama skóra i kości. Jedyne co możecie ze mną zrobić jak mnie zabijecie, to porzuć może kości. Ale, jak tam chcecie. To już nie moja sprawa, że nic się nie najecie i bez potrzeby zmarnowaliście służącego…- powiedziałam i odwróciłam obojętnie głowę w drugą stronę. Szczerze to była moja sprawa, jak by mnie zabili, ale to przecież bez mózgi. Przynajmniej taką mam nadzieje, inaczej leżę. Stwory popatrzyły na siebie. Jeden podrapał się po głowie.
- W pluskwę, racja. No, nie przemyślane działanie. Spójrz na nią! Przecież to szkielet!- krzykną jeden i walną drugie w głowę. Na moim pyszczku pojawił się mały uśmiech. Połknęli haczyk.
- W sumie… To co teraz? Zabierzemy ją do króla?- zapytał drugi pocierając łapą o miejsce gdzie został uderzony przez przyjaciela.
- No może. Przyda się tam, kto wie. W końcu jakiś tam bumstytów, bestytów, bu… Be… A z resztą- po chwili jeden z Wodnołaków wziął zakrzywiony nóż, wszedł do mojej klatki i zdzielił mnie nim. Na początku chciałam uciec od niego, ale nie udało mi się. I tak dostałam w łeb, cicho jęknęłam po czym upadłam na ziemie i znów straciłam przytomność.
- Królu, nic do jedzenia z niej nie będzie! Więc przynieśliśmy ją do ciebie! Może się przyda?- w budził mnie głos jednego z Wodnołaków. Znów poczułam na sobie łańcuchy oraz jakąś chustkę na moim pyszczku która nie pozwalał mi otwierać pyszczka. Wystraszona szybko otworzyłam oczy i zaczęłam się rzucać na wszystkie strony. Jednak zostałam szybko unieruchomiona przez łapy bestii.
- Czyli jednak jej nie wypuściliście!- krzykną nagle ktoś, a dokładniej Rivaille. Rozpoznałam jego głos. Spojrzałam w stronę w której dochodził. I rzeczywiście. Stał tam ów basior trzymany za łańcuchy, które były zaczepione o jego łapy, przez Wodnołaki. Zdenerwowana postanowiłam się wyrwać z rąk wodnych stworów. Ugryzłam jednego w łapę, a drugi odruchowo mnie puścił. Upadłam na piasek morza, bo właśnie przy nim się znajdowaliśmy. Jednak plan nie był do końca przemyślany bo byłam związana. Ja to dopiero mam łeb…
- Gryzie!- krzyknęła kreatura którą ugryzłam.
- Przecież to wilczki które gryzę, czyż nie? No, a teraz brać w łapki kamienie i pytać się tego oto wilka czy to bursztyny. No, do roboty!- wykrzykną król Wodnołaków.
- A co z waderą?- zapytał jeden z podwładnych.
- Hm… Do morza wrzucić. Potrzebna nam nie będzie- zaśmiał się władca. Nie, nie, nie! Wodnołaki trzymały mnie mocna, a ja rzucałam się na wszystkie strony by tylko nie skończyć pod taflą wody. Nagle usłyszałam dźwięk łańcuchów i zgrzyt kości. Nawet nie wiem kiedy Rivai przemienił się w szkielet i skoczył na jednego z trzymających mnie potworów przewalając go. Ja zostałam odrzucona przez resztę. Kilka centymetrów dalej a bym była w wodzie. Basior zszedł z morskiej poczwary i staną przede mną jak w obronie.
- Ani- kroku- dalej- powiedział Rivaille z naciskiem na każde słowo. Król Wodnołaków zaśmiał się szyderczo.

<Rivaille? Co się stanie dalej? Wodnołaki wykombinują coś, czy może nie? :3. I wybacz, że tak długo czekałeś, ale przez tydzień nie miałam jak wysłać opowiadania…>

poniedziałek, 8 lutego 2016

Od Riki do Aysuke

Wpatrywałam się w ciemną postać która stała przede mną. Jak zauważyłam wcześniej był to jeden z wilczych bogów, lecz nie mogłam stwierdzić jaki to. Owari? Nie, dostrzegłabym już masywne skrzydła. Jikan? Wątpię, raczej ten mądry bóg by nas tak nie przywitał. Lykos? Też nie, on chyba inaczej by chciał z nami porozmawiać. Jeśli ten bóg który stoi przed nami w ogóle chce z nami porozmawiać. Nie miałam już dalszych pomysłów, a na boginie nie patrzyłam bo sylwetka wyglądała na basiora.
- Spodziewałem się większego rozlewu krwi, a nie jakiegoś śledztwa…- rzekła postać. W tedy już wiedziałam kto to. Jedyny bóg co ceni sobie tak rozlew krwi to Tataki- bóg wojny, krwi i walki. W końcu kto bardziej lubi walkę od niego?
- Wybacz, że się na nas zawiodłeś…- powiedziałam oschle. Po chwili poczułam jak ktoś uderza mnie delikatnie łapą w moją przednia kończynę. Był to Ays. Chyba był to znak bym była troszkę milsza, ale ja tylko zarzuciłam łbem. Mam szacunek do bogów, nie będę zabawką do walki. Jednak moje przemyślenia zostały przerwane śmiechem boga. Wilk po chwili wyszedł z korytarza i pokazał nam się w pełni. No i miałam racje. Ów wielki Tataki się znalazł! Basior był od nas większy o jakąś głowę, może i nawet więcej. Pokrywała go sierść w czarnym i brązowym odcieniu, a mądre oczy lustrowały moją osobę i towarzyszącego mi basiora.
- Jeśli mogę wiedzieć, czego od nas chcesz? Bo to, że tu spadliśmy chyba jest twoją sprawką…- powiedziałam.
- I pewnie myślicie, że cyklopy to też moja robota? No to może nie będę wam mieszał w głowie i nie będę kłamał: moja jest więc to praca- uśmiechną się Tataki po czym ciągną dalej- Brakowało mi ostatnio jakieś walki z cyklopami. No wiec upatrzyłem sobie twojego czarnego towarzysza po czym stworzyłem cyklopa. Mieli trochę powalczyć a, że ty się dołączyłaś to poszło tylko na moja korzyść. Ale jak zobaczyłem, że chcecie zbadać sprawę tych moich kolejnych cyklopów, bo one też były stworzone przeze mnie. Miałam w tedy nadzieje, że powalczycie, ale nie. Dlatego wymyśliłem coś innego… Chodźcie za mną- skończył bóg wojny i ruszył w głąb korytarza. Spojrzałam na Ays’a. Basior wyglądał jak by był ciekawy całej sprawy, więc ja westchnęłam tylko i zaczęłam iść za Tatakim, a Aysuke za mną.
Korytarz nie wyglądał na jedno z przyjemniejszych miejsc. Z ścian spadało od czasu do czasu trochę ziemi, natrafialiśmy na kałuże błota, a to wszystko przyozdabiały jeszcze dziwne okrzyki. Przyprawiały mnie o dreszcze. Kontem okna spojrzałam na Ays’a. Basior delikatnie i powoli stąpał po ziemi, tak, że jego łapy wyglądały jak by ktoś go uczył wiele lat chodzić z gracją, a głowę trzymał wysoko i pewnie jak odważny poszukiwacz skarbów który właśnie przechodzi jednym z korytarzy które znajdowały się w Kopalni Króla Salomona. Oczy rozglądały się na boki w poszukiwaniu czegoś co by mogły obadać, lecz za każdym razem szybko wracały na swoje miejsce, bo korytarz nie dawał szczególnie ciekawych rzeczy do obejrzenia. Na szyi za to jego klejnot błyskał delikatnie. Westchnęłam po czym wbiłam wzrok w ziemię i zaczęłam nucić jedną w moich ulubionych melodii.
- Dotarliśmy moi wojo… przyjaciele- wyrwał mnie z marzycielskiego stanu głos Tatakiego. Chwila… Czemu się poprawił? Co chciał powiedzieć? Coś mi tu nie pasuje. Coraz większe mam podejrzenia niecnego planu ze strony boga wojny.
- A tak właściwie to gdzie dotarliśmy, jeśli można wiedzieć?- powiedział Aysuke i wyszczerzył w uśmiech kły.
- Nie szczerz się tak. A co do tego gdzie jesteśmy to zaraz zobaczycie…- powiedział zimno Tataki i się zatrzymał patrząc przed siebie. Ja i mój towarzysz zrobiliśmy to samo. Dostrzegliśmy pochodnie które oświetlały jakieś duże pomieszczenie. Teraz jeszcze bardziej dało się słychać dziwne krzyki.
- No, zapraszam!- krzykną bóg po czym wszedł do pomieszczenia. Na końcu był spadek więc po chwili go nie widzieliśmy już basiora. Pokazałam łbem na pomieszczenie po czym popatrzyłam na Ays’a. Ten skiną głową po czym ruszył na Tatakim. Wzięłam głęboki wdech i szłam po chwili za nim. To co dostrzegłam, trochę mnie przeraziło. Była to arena walk. Arena walk Tatakiego, a raczej osób jakie sobie znalazł. Na środku było ogromne wgłębienie w ziemie wykończone na dole. To właśnie tam odbywały się walki. Tam, na dole widać było na ziemi i na ścianach plamy krwi. Od góry było to ogrodzone siatką, tak, by nikt z góry tam nie spadł. Wokół była wykończona sala po której kręcili się służący Tatakiego. A wszystko jak dostrzegłam wcześniej, przyozdabiały pochodnie. Zwróciłam wzrok na boga wojny, który zasiadł na ogromnym skalnym tronie. Po bokach było widać poddanych którzy trzymali na grzbietach tace z jedzeniem i piciem.
- Wyjaśnisz co to ma znaczyć…- powiedziałam i razem z Ays’em usiadłam przed patronem.
- A więc postanowiłem, że będzie moimi nowymi wojownikami którzy będą walczyć na arenie!- wykrzykną Tataki.
- Że co przepraszam bardzo?!- wstałam podburzona.
- Riki, spokojnie zaraz wszystko wyja…- zaczął Ays jednak mu przerwałam szybko.
- Spokojnie?! Znalazł się jakiś wielki pan wojny który chce zrobić z nas swoje maskotki do walki, a ty mówisz spokojnie?! Ays, ja wiem dżentelmenstwo i ta kultura, ale nie pozwolę by ktoś, nawet bóg sobie ze mnie robił żarty! Już raz doświadczyłam tego jak ktoś sobie tylko mną się bawił i nic nie było na poważnie. I teraz tak też będzie pewnie! Wsadzi nas na arenie i weźmie hydrę do walki z nami lub dwie! O nie, nie w życiu! Słuchaj ty bogu smrodku, nie jesteś żadnym bogiem tylko wypierdkiem z czeluści siódmego piekła któremu się nudziło zbudował sobie arenę pod ziemią i szuka ,,chętnych” wilków do walki. Myślisz, że wszyscy się na to zgodzą jakich weźmiesz? Że zastraszysz mocą? O nie, niczym nie zastraszysz bo nie jesteś bogiem tylko kimś komu się wydaje, że może wszystko!- krzyknęłam i stanęłam pewnie przed bogiem. C-co ja właśnie zrobiłam? Chyba miałam nie wyładowanie emocje… Chciałam się skulić i przeprosić zaraz, ale jeśli zaczęłam to i skończę. Po chwil słabości ułożyłam jeszcze pewnie łapy i z powagą na pyszczku spojrzałam na Tatakiego. Czekałam na to co powie. Aysuke wstał i podszedł do mnie. Nie zwróciłam jednak uwagi na niego tylko czekałam na boga wojny. Ten wstał i zszedł z tronu patrząc na mnie.

<Aysuke? Wybacz, że tak bardzo emocjonalnie, ale jak pisałam zarys opowiadania to miałam jakieś nie wyżyte emocje i zawarłam je tu by się wyładować. Ale kto wie, może coś ciekawego z tej sytuacji rozwiniesz? :3>

niedziela, 7 lutego 2016

Od Ashity do Oath'a

Przyjrzałam się odchodzącemu basiorowi. Miałam wrażenie, że już go widziałam. Nawet na pewno, może z kilka razy. Po chwili zawahania, ruszyłam za wilkiem, zostawiając niedojedzoną zdobycz - i tak byłam już syta.
Skradałam się między drzewami, chcąc jak najdłużej pozostać niezauważoną. Kiedy w końcu Oath na minutę przystanął, wdrapałam się na jedną z gałęzi, gdzie leżała spora warstwa śniegu. Podczas gdy basior wyraźnie starał się wyczuć zdobycz, ja powolutku przesuwałam się po chropowatej korze, czując też zimny puch. Kiedy byłam już na krawędzi gałęzi i właśnie miałam strząsnąć jej zawartość prosto na wilka, usłyszałam głośny trzask. Nawet nie zdążyłam pomyśleć ,,Oj!", kiedy leciałam w dół, nadal kurczowo trzymając się gałęzi. Dopiero w ostatniej chwili zdołałam jakimś cudem tak wymanewrowywać kawałek drewna za pomocą łapek, że ten minął basiora o kilka milimetrów, głucho uderzając o ziemię. Jednak ja oraz cała góra śniegu runęliśmy prosto na niego.
Jęknęłam, pospiesznie schodząc z ,,celu". Samiec, nadal przykryty sporą warstwą zimnego puchu również wyszedł cało, otrzepując sierść. Rzucił mi ponure spojrzenie, zaś ja zaczęłam się zaśmiewać na cały głos. Co jak co, ale dawno nie przeżyłam czegoś takiego.Odsunęłam gałąź nieco na bok, z lekkim wyrzutem patrząc na ogromny konar drzewa, gdzie jeszcze kilka sekund temu przytwierdzona była gałąź.
Spojrzałam na odchodzącego-znowu-basiora, po czym dogoniłam go jednym skokiem, machając ogonem we wszystkie strony.
- Daj spokój, nie pędź tak- mruknęłam, śmiejąc się.- Boli cię coś? Możemy iść do medyka jeśli chcesz.
- Nic mi nie jest- warknął basior, przyśpieszając krok.- Przepłoszyłaś mi zdobycz, więc teraz bądź cicho. Niektórzy to...
- No więc postanowione!- zawołałam, podskakując.- Pomogę ci upolować jakieś śniadanie. To mój obowiązek- próbowałam powstrzymać śmiech, który trząsł moim ciałem od dobrych kilku minut.- Słyszałam, że gdzieś niedaleko jest miejsce, gdzie szczególnie lubią zjawiać się łanie.
Ponownie spojrzałam na pochmurny wyraz pyska basiora. Szedł szybko, zostawiając w śniegu odciski łap.
< Oath? No to jak, idziemy? >

sobota, 6 lutego 2016

Od Toshiro do Riki

Podziękowaliśmy Kirze, po czym ruszyliśmy na południe. Staraliśmy się przemykać w cieniu, nie zwracając niczyjej uwagi. Co kilka minut na długim rzędzie skał, w których cieniu się skradaliśmy, widać było cień Waru. Niektóre warczały, inne popiskiwały. Z tego, co udało mi się dosłyszeć w ich rozmowach, można było wywnioskować, iż szukają dwójki wilków i jakiegoś stwora. Przełknąłem ślinę, idąc dalej. Uświadomiłem sobie, że teraz zwyczajnie nie mogę się wycofać.
Spojrzałem na Riki: gdzieniegdzie sierść wadery krew zlepiła w strąki, zaś kurz osiadł na niemal całym jej ciele. Mimo tego, wilczyca zdawała się być jak kolorowy, rajski ptak w tej szarej i niegościnnej krainie. Szturchnąłem ją lekko w bok, równocześnie się uśmiechając, a moja towarzyszka bez zawahania oddała grymas. Pomachałem ociężale ogonem, przyśpieszając nieco krok. Chciałem jak najszybciej odnaleźć cielesną formę Magii i wyjść na zewnątrz. Zobaczyć słońce, gwiazdy, trawę. Poczuć zapach nocy, lasu.
- Jak myślisz, ile już idziemy?- zapytałem, ściszając głos.
Riki spojrzała w górę, jakby oceniając upływ czasu.
- Nie mam pojęcia- uznała po chwili.- Ale myślę, że z kilka godzin. Zaraz powinniśmy zacząć szukać odpowiedniego miejsca na nocleg.
Kiwnąłem łbem, równocześnie czując coraz większe zmęczenie. Musiałem z całej siły skupić się na tym, aby odpowiednio głęboko oddychać, patrzeć przed siebie, stawiać łapy.
Nagle jeden z cieni latającego Waru o sylwetce długiego węża zaczął się niebezpiecznie powiększać. Pociągnąłem waderę w jedną ze szczelin skalnych, starając się brać tylko krótkie i płytkie wdechy. Obcy coraz bardziej się zbliżał, wysuwając co chwilę rozdwojony język, zupełnie jakby chciał zbadać smak powietrza. Nagle stwór poderwał się, patrząc w gorę: nadlatywał stamtąd ogromny cień większego Waru, który głośno zaskrzeczał, dopadając do mniejszego potwora; jedno kłapnięcie szczęk później i latający wąż był tylko...smacznym wspomnieniem, przynajmniej dla tej bestii. Ta ponownie wydała z siebie dziwny, niepokojący zgrzyt, jak ocierające się o siebie metalowe tarcze. Wzdrygnąłem się, ale równocześnie podziękowałem ptakowi-Waru w myślach: gdyby nie on, wąż z całą pewnością odkryłby nasz zapach, a zdawało mi się, że akurat ten drapieżnik nie posiada zbyt czułego węchu. Tym bardziej, że po chwili załopotał ogromnymi skrzydłami i wzbił się w powietrze. Głęboko odetchnąłem, wpuszczając przesycone siarką powietrze do płuc. Powoli wyszedłem razem z Riki z naszej małej kryjówki, uważnie szukając oznak jakiś innych Waru. Kiedy stwierdziliśmy, iż póki co teren jest czysty, ruszyliśmy w dalszą drogę.
Po niecałej godzinie, kiedy czerwone światło, jakby mające za zadanie zastąpić blask Słońca w tej krainie zauważalnie przygasło, na poważnie zaczęliśmy szukać kryjówki do przenocowania. Naszą uwagę przykuła szczególnie niewielka jaskinia, do której prowadził wąski otwór w jednej ze skał. Zacząłem się przeciskać, a kiedy w końcu znalazłem się w środku, dałem znak Riki, aby również weszła. Wadera po chwili zawahania weszła do środka, robiąc to o wiele płynniej i zwinniej niż ja. W tym samym momencie wnętrze groty wypełniła dziwna, purpurowa poświata. Na samym krańcu owalnego pomieszczenia, dokładnie naprzeciwko nas, dostrzegłem skuloną postać. Kiedy podszedłem bliżej zauważyłem, iż był to szkielet. Bardzo stary, sądząc z wyglądu kości, których gdzieniegdzie brakowało. Zastanawiałem się, jakie serce kiedyś biło pod żebrami martwego, jaki umysł skrywała jego czaszka. Kim był, jak zginął. Może to tylko moja wyobraźnia, ale cała grota zdawała się drżeć, jakby owładnięta szaleńczym chichotem.
- Masz coś przeciwko, aby w nocy towarzyszył nam Pan Kostek?- zapytałem Riki, wskazując na wyszczerzony szkielet.
< Riki? No to jak będzie? ^^ >

Od Zuka do Ashity

Laboratorium w którym się znajdowaliśmy było bardzo duże. Na tyle, że nasze klatki stały daleko oddalone od siebie. Jedyną rzeczą jaką pragnąłem w tej chwili, było przytulić Ashitę. Straszne jest uczucie, widzieć kogoś, kogo się kocha w takim stanie. Zresztą ze mną lepiej nie było. Wmawiałem sobie, że wszystko będzie dobrze, chociaż powoli zaczynałem w to wątpić. Jakakolwiek ucieczka nie wchodziła w grę, wokół było pełno kamer, więc chociaż nikt nas nie pilnował, na pewno byliśmy obserwowani.
- To chyba najlepsza rzecz jaką do tej pory wymyśliliśmy - powiedział ochoczo człowiek w białym fartuchu, pchając masywne metalowe drzwi.
Kiedy usłyszałem jego głos natychmiast podniosłem się z ziemi, od razu wędrując wzrokiem w stronę Ash.
- Jak się mają nasze Wilczki? - zapytał drugi, podchodząc do naszych klatek.
- Wprost wyśmienicie, są gotowi do badań od zaraz. Od kogo zaczynamy? - lekki uśmieszek pojawił się na jego twarzy.
- Proponowałbym od Wadery, dla Basiora wymyśliłem coś specjalnego...
Dopiero teraz zrozumiałem po co tak naprawdę im jesteśmy. Chcieli zrobić z nas ''króliki doświadczalne''.
- Waderko, popatrz co mamy dla ciebie - powiedział wyższy człowiek, machając czymś w ręce.
Była to mała zielona obroża. Ashita początkowo starała się wyrwać, lecz po jednym zastrzyku zsunęła się powoli na ziemię. Ogarnęła mnie bezsilność, łapy zaczęły się lekko trząść, a serce biło znacznie szybciej.
- Może na sam początek coś prostego - Mężczyzna chwycił jakiś przyrząd, klikając kilka guzików.
Tylnia łapa Ashity, zaczęła lekko się poruszać. W tym momencie mnie zamurowało, oni mogli kontrolować jej umysł. Do głowy przychodziły mi najgorsze myśli, przecież teraz można było zrobić z nią wszystko.
- Teraz wypuścimy ją z klatki.
Ash, powoli zaczęła się podnosić, stawiając coraz to płynniejszej kroki. W chwili, gdy człowiek z pilotem, podszedł do niej i pchnął, a ta uderzyła pyszczkiem o ziemię, coś we mnie pękło. Zacząłem wyć i gryzc kolejne pręty. Tego co w tedy czułem ciężko opisać słowami. Nie rozumiałem jakim można być potworem, żeby coś takiego zrobić.
- Dobrze, to teraz czas na Basiorka, skoro tak się wyrywa.
Ten sam człowiek, podszedł do mojej klatki, wstrzykując mi coś w łapę. W tym momencie było mi już wszystko obojętne, najważniejsze było, że zostawili w spokoju Ashitę. Poczułem ból w klatce piersiowej, a obraz lekko zaczął się rozmywać. Moje ciało było zupełnie bezwładne. Po chwili spostrzegłem, że już byłem poza klatką. Zacząłem zbliżać się w stronę leżącej Ashity. Kiedy byłem kilka kroków od niej, zatrzymałem się. Chciałem odwrócić pyszczek w inną stronę, ale moje oczy wciąż tkwiły patrząc w strużkę krwi spływającą po jej łepku.
- To teraz czas na małe przedstawienie!

<< Ash, przepraszam, że tyle czekałaś. To co oni ze mną zrobią? >>

czwartek, 4 lutego 2016

Od Annabell c.d Grima

Bardzo podobała mi się jaskinia basiora, nie wiedziałam dlaczego nie chce tu przebywać, jednak postanowiłam nie drążyć tematu i ruszyć posłusznie do ,,przyjemniejszego miejsca do siedzenia”. Na dworze nadal było dosyć zimno , odczucie chłodu wzmagał porywisty wiatr, który to podrywał do dzikiego tańca płatki śniegu na konarach drzew. Sople wesoło dzwoniły uderzając o siebie nawzajem. Zastanawiałam się gdzie Grim mnie prowadzi, szedł dość powoli jakby sam tego nie wiedział. Rzadko kiedy spotykaliśmy jakiegoś wilka z watahy, pewnie większość siedziała w jaskiniach wygrzewając się przy wesoło buchających ogniskach. Gdy wędrowaliśmy dalej na wschód śnieg zaczął znikać ustępując miejsca zielonkawej trawie. Poczułam we futerku ciepły powiew, uśmiechnęłam się zadowolona, co prawda zdziwiła mnie ta nagła zmiana temperatury, ale na razie nie myślałam nad tym za dużo. Po dłuższej chwili zieleń zniknęła. Teraz otaczała nas czerń. Osmolone pnie drzew, czarny popiół na ziemi, ciemne obłoki dymu unoszące się nad naszymi głowami. Po dłuższej chwili poczułam falę gorąca dochodząca z popękanego od suszy podłoża, dopiero wtedy dotarło do mnie że znajdujemy się na terenach wulkanicznych zwanych Tochi-ho. Gdy drzewa całkowicie znikły mogłam ujrzeć wulkan i spływająca po jego zboczach lawę. Bez chwili zwłoki puściliśmy się biegiem po tej krainie ognia i żaru. Co jakiś czas spod naszych łap wydostawały się obłoki gorącej pary. Na szczęście żadne z nas nie ucierpiało podczas tego niebezpiecznego sprintu. Po godzinie stanęliśmy na szczycie przypatrując się bulgoczącej magmie, która do biła żarem i ciepłem. Gdy nachyliłam się by poczuć zapach siarki i sadzy ziemia pod moimi łapami osunęła się. Przed upadkiem do lawy uratował mnie Grim, który zębami chwycił mój ogon w ostatnim momencie. Jednak moja radość nie trwała wiecznie, ponieważ ziemia pod łapami basiora zaczęła pękać. Uśmiechnęłam się delikatnie do niego oznajmiając pogodnie:
-Pogadam z Owarim i znów się zobaczymy. –Grim jednak nie chciał mnie puścić. Wyszarpnęłam swój ogon przez co zaczęłam osuwać się w dół. Jedyne co ujrzałam do lawa, po tym nie było już nic.
******
Obudziłam się cała obolała, przez chwilę nie docierało do mnie gdzie jestem. Jednak gdy mój wzrok się wyostrzył ujrzałam wnętrze swojej jaskini. Zdziwiona wstałam i obróciwszy się dookoła spoglądałam zdumiona na tak dobrze znajome mi ściany, które teraz po tym wszystkim wydawały się czymś nie zwykłym i cudownym. Czując ból spojrzałam na łapy, które były pokryte lśniącą czarną sierścią.....czekaj, czekaj. Czarną?! Podeszłam do swojego jeziorka, jednak szybko odskoczyłam od brzegu. W tafli ujrzałam jakąś obcą waderę. Zdziwiona podkradłam się do jeziorka licząc na to że ujrzę swoje odbicie. Jednak jak na złość dalej w bulgoczącej wodzie ujrzałam sylwetkę białej wadery z czarnymi włosami i złotymi oczami. To. Nie. Mogło. Być. Moje. Odbicie. Wytknęłam język. Biała wadera zrobiła to samo. Pomachałam głową w lewo i prawo. Postać powtórzyła to. Usiałam z wrażenia na piasku. Po chwili usłyszałam w głowie śmiech. Gdy właściciel tego irytującego dźwięku się uspokoił otrzymałam w końcu wyjaśnienia o które tak błagałam:
-Oj Annabell, wyglądasz na zdziwioną
-Co się takiego stało w podziemiach.
-Pytasz się tak jakbyś tego nie pamiętała
-Bo nie pamiętam-Usłyszałam teatralne, wymuszone westchnięcie a po tym głos Owairego:
-Nie zemściłaś się na ludziach, zatem nie wykonałaś swojego celu, który został zawarty w naszej umowie. Zatem nie możesz jeszcze trafić do piekła-Uśmiechnęłam się i wybiegłam z jaskini poszukując Grima, mam nadzieję, że nic się takiego nie stało z nim po tym wypadku. Znalazłam basiora w jego jaskini. Wyglądał na przygnębionego. Podeszłam do Grima i spytałam go:
-Wszystko w porządku ?-Basior spojrzał niechętnie na mnie i spytał:
-Ktoś ty?- Poczułam ukłucie w sercu, sama nie wiem dlaczego, ale zrobiło mi się smutno z faktu że mnie nie poznaje. Odchrząknęłam by się nie co uspokoić po czym odparłam:
-To ja Annabell. Pogadałam z Owarim i wypuścił mnie ze świata umarłych, gadając że najpierw muszę się zemścić by trafić do piekła.-Uśmiechnęłam się do basiora dodając:
-Wiem, że nie wyglądam jak Annabell, ale mogę cię zapewnić że to ja tylko że w innym ciele.

(Grim?)

Nowy wygląd Annabell

Annabell zmienia swój wygląd:

Aparycja: Annabell to dobrze zbudowana wadera o białym gęstym futrze. Jest obecnie dość wysoka i nie widać żadnego śladu po wychudzeniu, które towarzyszyło jej przez lata. Jej uszy, ogon, włosy i łapy mają kolor głębokiej czerni. Oczy Ann mają barwę płynnego złota, są podkreślone czarną kredką do oczu i różowym cieniem o takim samym kolorze jak opuszki łap. Na brzuchu i łapach ma czarne skórzane pasy, natomiast na łebku ma białą czaszkę zawieszoną na srebrnym łańcuszku, który ukryty jest wśród gęstych włosów.

wtorek, 2 lutego 2016

Od Zeka do Ashity

-Jasne -powiedziałem i ruszyłem za nią .
Szliśmy wzdłuż rzeki która powoli płynęła sobie wydając przyjemny szum . Podczas spaceru rozmawialiśmy na wiele tematów , a tu o niej a tu o mnie . W końcu nastał wieczór a wraz z nim zaczęła się wichura . Schroniliśmy się w najbliższej jaskini jaka się znajdowała .
Wadera lekko zmęczona usiadła przy ścianie . Wtedy jej pupil zsunął się z niej i usiadł przed nią między łapami .
Tak metr od niej na ziemi rysowałem krąg , wadera uważnie się wpatrywała w to co robię .
- Czy ... yyy ... te... ten krą...-Nie wiedziała pewnie jak spytać by mnie nie zranić
- Czy mnie nie denerwuję ta nie moc ? No więc to tylko kwestia przyzwyczajenia .
- Nie tak bym to ujęła .
Skończyłem rysować . Położyłem wtedy łapę na kręgu i po chwili zaczął świecić . Nagle tuż przed nami ukazał się płomień ognia ,który sprawił że w jaskini zrobiło się cieplej . Usiadłem obok wadery i spojrzałem na małego Yujina który tulił się do niej .
- Jak poznałaś się ze Lulu ?
- No więc znalazłam ją w Lodowej Krainie bez rodziców więc postanowiłam się nią zaopiekować .
- A co ze jej r...- w tedy Ashita rzuciła na mnie poważne spojrzenie .
Zrozumiałe już o co chodzi .
Zastanawiałem się czy ja bym nie znalazł jakiegoś pupila . Było by fajnie mieć tak samo zwierzątko które pomoże , czy pocieszy .
- Ashita ? A jakie zwierzątko by do mnie pasowało ?
- Do ciebie ? Ojojoj , jest tego sporo . To zależy jakie , takie zwykłe czy o magicznych zdolnościach ?
- Takie ze magicznymi zdolnościami .
<Ashita? Jakie by pasowało ? Daje ci wolną rękę>

poniedziałek, 1 lutego 2016

Od Toshiro do Meredith

Zbiegłem ze wzgórza, podążając w stronę dawnej watahy Mei. Moje ciało jakby doskonale wiedziało, w którą stronę musi się udać, mimo że wspomnienia o tym zostały mi odebrane. W moich myślach pojawiały się niewyraźne strzępki obrazów z dawnych lat. Często składaliśmy potajemne wizyty w obu watahach- kiedy Mei była u mnie, za schronienie służyła nam niewielka dolinka, cała obrośnięta ciernistymi krzewami. Ileż to było roboty, żeby nikt nas nie odkrył!
Zmarszczyłem pyszczek, usiłując przypomnieć sobie, gdzie też my chroniliśmy się na terenie jej watahy. Wszystkie komórki mojego ciała krzyczały, że to bardzo niedaleko.
Odsunąłem bluszcz, który zakrywał sporą część ogromnych skał. Moim oczom ukazała się niewielka grota, dość dawno opuszczona - po podłożu walały się zeschnięte kwiaty, w kącie widać było dwa legowiska ze skóry, która wydzielała niemiłosierny odór. Na ścianach wyryte były dziwne kreski.
Czułem, jakbym był tu już niezliczoną ilość razy. Uniosłem łeb do góry, w stronę sklepienia: pokryte było nieudolnie rozsmarowaną niebieską farbą, jakby ktoś roztarł na nim chabry, czy jakieś inne niebieskie kwiaty. Na tle można też było dostrzec małe, wyryte punkciki, wyraźnie mające za zadanie imitować gwiazdy na narysowanej, nocnej kopule nieba.
Kiedy tak stałem, wpatrując się w miejsce, gdzie z całą pewnością byłem, usłyszałem płacz. Płacz Mei. Niedaleko.
Jak oparzony, wybiegłem szybko na zewnątrz. Ślizgając się na lodzie, biegłem za głosem wadery. Wyhamowałem tuż przed kolejną jaskinią, gdzie dostrzegłem sylwetkę przyjaciółki; Mei siedziała tuż pod ścianą, przykuta do niej łapami za pomocą ciężkich kajdan. Płakała.
Z trudem opanowałem targające mną emocje. Podszedłem do wadery, delikatnie szturchając ją łbem.
- Wszystko będzie dobrze- szepnąłem, podchodząc.- Jak się czujesz? Kto cię tu zabrał?
Mei uniosła łebek, po czym rozchyliła wargi, szykując się do odpowiedzi. Kiedy jednak jej wzrok spoczął u wylotu jaskini, natychmiast zamilkła. Tknięty przeczuciem, odwróciłem się, podążając za jej spojrzeniem.
Na tle śnieżnego krajobrazu dostrzegłem potężną sylwetkę basiora. Nieznajomy trzymał w pysku ogromnego jelenia, całego pokiereszowanego.
Wilk pewnie wszedł do środka, rzucając zdobycz w kąt jaskini. Dopiero teraz mogłem dokładniej przyjrzeć się samcowi: jego czarne futro było zmierzwione, zaś prawe oko miał zamknięte, biegła przez nie długa blizna, wyglądająca trochę jak maleńka błyskawica. Postura wilka również była imponująca, zdawał się być większy ode mnie o co najmniej połowę.
- Ojcze- wydusiłem jedyne słowo, jakie przyszło mi do głowy. Po prostu się pojawiło, wypchnęło z mojego gardła.
< Mei? Brak pomysłu na zakończenie, przepraszam. Zechcesz dokończyć? >

Od Klairney CD Toshiro

Pobudka? Dla drzewa? W sumie czemu nie. Przytuliłam basiora i wtuliłam się w jego miękkie futro. Jak niby mamy je obudzić? Nie wiem nawet czy to możliwe. Zresztą, co mamy zrobić by się wydostać? To drzewo nam przepraszam otworzy jakiś portal? Cóż, wszystko jest możliwe. To w końcu przygoda. Odsunęłam się od basiora kilka kroków po czym uśmiechnęłam się. Basior odwzajemnił gest. Odwróciłam się w stronę tego drzewa. Podeszłam. Spostrzegłam na jego pniu kreski, jakieś symbole. Nagle w mojej głowie pojawił się obraz drzewa na którym zawsze oglądałam gwiazdy. Też miał podobne korzenie, ale tamto drzewo było prawdziwe. Przyjrzałam się dokładniej pionowym kreskom. Tworzyły jakiś wzór. Tylko jaki... Dotknęłam powoli łapą korzenia, nic się nie wydarzyło. Wskoczyłam na nie i przyjrzałam się korze. Basior podbiegł i spojrzał się co ja robię. Przysunęłam nos bliżej kory, powąchałam. Wyczułam zapach wilka. Jakiegoś starszego wilka, który tak jakby był jednością z tym drzewem. Cofnęłam się gwałtownie. Na tyle daleko się cofnęłam, że spadłam. Może i by mnie bolało gdyby nie Tosiek który po raz kolejny posłużył mi za materac. Podniosłam się.
- Dzięki kochany - polizałam go w policzek. Znów wskoczyłam na korzenie, ale tym razem przysunęłam ucho do kory. Usłyszałam czyjś oddech. Jakaś dusza wydawała się być zamknięta wewnątrz drzewa. Znów gwałtownie się cofnęłam, ale nie spadłam tym razem.
- Midori!? - krzyknęłam przerażona.
- Kto? - spytał zdezorientowany Tosh.
- Midori, bóg ziemi - odparłam. - Wydaje mi się, że jest on zamknięty w tym drzewie.

<Toshiro?>

Od Toshiro do Annabell

- Gotowy?- zapytała wadera, zatrzymując się na samej granicy terenu obcej watahy.
Skinąłem łbem, pewnie przestępując jeden krok. Annabell ruszyła tuż za mną.
Czujnie rozglądaliśmy się po okolicy, wypatrując wrogich wilków. Wkraczając na ich terytorium, daliśmy im doskonałą okazję do zaatakowania nas. Mieli pełne prawo bronić się przed napastnikami. Musieliśmy zachować czujność- staraliśmy się przemykać w cieniu, aby jak najbardziej opóźnić wykrycie naszej dwójki.
- Jak się czujesz?- spojrzałam na obandażowaną łapę wilczycy.
- Nic mi nie będzie- szepnęła, czujnie obserwując plażę.- Uważaj lepiej na siebie, bo nie mam zamiaru opóźniać naszego planu przez twoją opieszałość.
Prychnąłem, przyśpieszając. Łapy zapadały się w sypkim piasku, skutecznie spowalniając marsz. Co dziwne, Ann to najwyraźniej nie przeszkadzało.
W tym momencie bryza zawiała nieco mocniej, przynosząc ze sobą zapach wilków. Dużej grupy wilków.
Towarzysząca mi wadera również musiała to wyczuć. Znacznie przyśpieszyła, aż zostałem kilka kroków w tył. I nagle jedna z fal- mocniejsza od reszty swoich sióstr, jakby wiedziona jakąś ogromną siłą- opadła na nas, zalewając także ogromną część plaży. Na nasze nieszczęście, akurat byliśmy w miejscu, gdzie teren był nieco węższy. Cała nasza sierść ociekała wodą. Na czaszce poczułem coś oślizgłego, szybko więc to strząsnąłem; długi, cienki wodorost razem z dzika falą cofnął się do morza.
Ann i ja równocześnie wytrzasnęliśmy wodę z sierści, rozchlapując ją dookoła. Na białych klifach popłynęły kropelki przezroczystej cieczy.
- Genialnie- warknęła wadera.
Uśmiechnąłem się, równocześnie czując jak całe moje ciało dygocze. Kontakt z lodowatą wodą był wielkim szokiem, mimo że uwielbiam mróz, znacznie bardziej wolę zimne klimaty niźli jakieś upały.
Nagle na horyzoncie, kilka kilometrów dalej, zamigotały sylwetki innych wilków. W miarę jak do nich podchodziliśmy, widać było coraz więcej szczegółów. Wataha, składająca się bez mała z minimum kilkunastu członków, siedziała wokół ogniska- no ale kto robi takie coś tuż przy wodzie?!
W tym samym momencie tuż za sobą usłyszałem ciche kroki. Tajemnicze stworzenia zbliżyły się do nas z zaskakującą prędością.
- Złapaliśmy szpiegów, panie!- zaskrzeczał jeden z nich, ciągnąc mnie za łapę.
Czemu wcześniej się nie zorientowałem?! Odwróciłem łeb, szukając wzrokiem Annabell, która...
< Ann, zechcesz dokończyć? ^^ >

Od Ashity do Zeka

Spojrzałam czujnie na basiora, próbując doszukać się na nim jakichkolwiek śladów obrażeń.
- Nic cię nie boli?- zapytałam jeszcze raz.- Może jednak wolisz pójść do medyka? Syreny to niebezpieczne bestie, lepiej się od nich trzymać z daleka.
- Wszystko dobrze- odparł.- Naprawdę, czuję się wyśmienicie. Dziękuję.
Podeszłam do wilka. Miałam wrażenie, że już go widziałam.
- Jakbyś poczuł się źle, natychmiast daj znać i nie próbuj zgrywać bohatera, jasne? A przy okazji- uśmiechnęłam się.- Jestem Ashita.
- Zeke. Widzieliśmy się już może?
- To całkiem prawdopodobne, jako Alfa przyjmuję i witam większość nowych członków. Ale ty chyba dołączyłeś jakiś czas temu, prawda?
- Owszem.
Rozluźniłam mięśnie, dotąd spięte. Byłam pewna, że ze strony Zeke nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo.
- Lulu, możesz już wyjść- powiedziałam.- To przyjaciel.
Yujin wyjrzał zza krzaczków, gdzie dotąd się chował; stworek w kilku susach pokonał odległość pomiędzy nim, a moim grzbietem, na którym się wygodnie rozlokował.
- Nie będzie ci przeszkadzało jego towarzystwo?- zapytałam.
- Skąd- basior machnął łapą, obserwując śpiącego yujina.
W tym samym momencie rozległ się głośny świat wiatru. Lodowate powietrze zmierzwiło moją sierść, zaś ja się delikatnie wzdrygnęłam. Chmury niemal całkowicie przysłaniały słońce, tylko od czasu do czasu mały promyk przebijał się przez ich grubą warstwę. Płatki śniegu delikatnie opadały, tańcząc razem z wiatrem. Można by rzec, iż dzisiaj było wyjątkowo ciepło, przynajmniej jak na obecną porę roku.
- No dobrze- przeszłam kilka kroków, chcąc nieco rozgrzać ciało.- Masz ochotę się przejść?
< Zeke? Idziemy? >

Od Oath'a cd Ashita

Poranek. Deszczowy i strasznie nieprzyjemny. Mimo, że na zewnątrz jest odwilż to u mnie w jaskini są krkryształki lodu. Absurd. Skrzywiłem się i postawiłem pierwszy krok. Z moim szczęściem czyli wprost w kałuże. Warknąłem cicho po czym szkłem dalej. Co chwila jakiś płatek śniegu spadał wprost z krzewów lądując na moim futrze. Otrzepałem się. Spostrzegłem przed sobą wilka - waderę. Była barwy niebieski i czarny. Na łapie miała bransoletkę z nadrukiem linii startu. Jadła jakąś zdobycz ignorując mnie jak i zarowno deszczyk. Prychnąłem. Chyba jednak za głośno, bowiem odwróciła się.
- Witaj, kim jesteś? - spytała.- Jesteś jednym z nowych?
"Nowy" nie znoszę tego określenia.
- T-tak - wycedziłem ponuro. - Jestem tu od niedawna.
- Och, a mogę wiedzieć z kim mam do czynienia?
- Nie - bąknąłem. - Jakie miejsce w hierarchii zajmujesz?
- Jestem Alfą - uśmiechnęła się stojąc w miejscu na deszczu.
- Interesujące, a twe imię?
- Ashita
- W takim razie, ja jestem Oath. Inaczej - nowym - ostatnie słowo niemal nie przeszło mi przez gardło. - Będę iść
Zabierałem się do odejścia i pójścia na polowanie.

<Ash? Nudy, nie tylko do cb napisałem ^^>
Szablon
NewMooni
SOTT