środa, 30 marca 2016

Od Dragonixy do Klairney

Wilczyca entuzjastycznie pociągnęła mnie za łapę i poszłyśmy dalej na zwiady. W okolicy było jednak bardzo spokojnie, więc Klair szybko skończyła swoją robotę. Teraz tylko należało zobaczyć, czy wszyscy spełniają swoje obowiązki. Pierwsze tereny, jakie odwiedziłyśmy by zobaczyć, czy wszystko gra jak należy, to łąka Jushiri. Tam opiekunowie i nauczyciele zajmowali się szczeniakami. Wszystko było w należytym porządku, więc niedługo tam siedziałyśmy. Jedno ze szczeniąt, Ambrozja, skaleczyło się w łapę, więc przy użyciu mocy ją zasklepiłam.
- Dziękuję! - uśmiechnęła się do mnie mała czarna waderka i przeszła z powrotem do zabawy z innymi wilczątkami.
Klair mruknęła uśmiechnięta.
- Ona też będzie kiedyś medykiem, zupełnie jak ty - oznajmiła.
Rzuciłam jeszcze okiem na szczenięta. Akurat Ambrozja tarzała się i siłowała z Miru, obydwie się śmiały i przekomarzały. To było bardzo rozczulające. W tej chwili pieczę nad nimi sprawował przedstawiony mi przez Klairney Vincent.
Przeszłyśmy do lasu Shinrin, gdzie pieczę nad resztą szczeniąt sprawowała niejaka Amber. Mała Lexi i Simon spędzali tu razem czas, a Galaxy uczyła ich walczyć. Wszystko w najlepszym porządku. Chwilę poobserwowałyśmy postęp maluchów, po czym ruszyłyśmy dalej.
Kiedy dotarłyśmy do Amfiteatru, zobaczyłyśmy przygotowania do występu Mavisa i Mike'a. Świetnie śpiewali w duecie, więc przystanęłyśmy posłuchać. Oprócz nas była tu również Ashita i Riki.
- Witaj, Ahi! Hej Riki! - przywitała je Klair. Przyłączyłam się do niej.
- Hej! Co tutaj robicie? - spytała nas Alpha.
- Jesteśmy już po zwiadach i teraz sprawdzamy jak inni się sprawują - wyjaśniłam.
- A czy ty przypadkiem nie jesteś medykiem? - zdziwiła się Riki.
- Jestem, ale chciałam potowarzyszyć Klair - odparłam. - Poznałyśmy się wczoraj i miło nam się spędza czas przy okazji.
- To się cieszę - uśmiechnęła się Ashita. - A jak się czujecie?
- Doskonale, ale jeszcze nie skończyłyśmy wykonywać mojego obowiązku - odpowiedziała jej z uśmiechem Klairney.
- Ja miałam jedynie trudną noc, ale poza tym jest w porządku - również się uśmiechnęłam.
- Dobrze, to idźcie dalej, powodzenia! - pożegnała nas Ashi.
- Dzięki! - odpowiedziałyśmy chórem z Klair i poszłyśmy dalej sprawdzać, jak sprawują się inne wilki w watasze.

>>Klair?<<

wtorek, 29 marca 2016

Od Yuko do kogoś

Raz za czas musi się przydarzyć ten "zły dzień". Jestem kurewsko wkufiona (żeby nie przeklnąć, jak to mi się czasami zdarza). Jest dopiero co wschód Słońca, a ja już wiem, że ten dzień będzie do d*y. Mój ukochany "braciszek" obudził mnie jak jeszcze było ciemno, tyle razy mu mówiłam, że mnie się tak wcześnie nie budzi, i to w dodatku z krzykiem. Później nie mogłam zasnąć, bo cały czas siedział przy mnie i coś tam do mnie gadał, nie słuchałam go, bo miałam jak największa ochotę by w końcu zasnąć. Ale niedawno sobie poszedł do domu, bo stwierdził, że go syn potrzebuje. Według mnie jego syn jest bardziej rozsądny niż ojciec, ale to tylko moja opinia.
Zrobiłam sobie dosyć długi spacer, kierowałam się do lasu, ostatnio zauważyłam, że tam jest o wiele spokojniej niż na polanie. Szum liści, moje bicie serca, myślę, że to mnie uspokoi.
Powoli wkraczałam do lasu, rozejrzałam się, czy nie jest tu, tak jakby, inaczej? Chyba mi się coś przewidziało, dopiero co wczoraj tu byłam, było spokojnie, normalnie. Teraz czuje czyiś wzrok na sobie, ktoś ciekawski hmm? Może jak mu pokażę zabijanie według "starej" mnie (która tak na marginesie, była oschła, wredna, wulgarna etc.) to się w końcu odczepi.
Pobiegłam przed siebie, ostatnio widziałam tu kilka dzików, może nadal tu są? Kto ta wie. Postanowiłam posłuchać się mojego nosa. Biegłam cały czas za zapachem świeżego mięsa, niedługo potem usłyszałam charakterystyczne dźwięki okresu godowego dzików, chwila. Ale przecież teraz jest początek zimy, może źle słyszę.
Stanęłam w miejscu, w pewnym momencie z krzaków wyskoczył basior, nie dostrzegłam jak wyglądał ale po głosie było znać, że to jakiś idiota.
- Przestraszyłaś się? - usłyszałam
- Czekaj, nie dosłyszałam, mów głośniej, i DUŻYMI LITERAMI!

<Jakiś basior? Nudzę się>

Od Pixie do Vincenta

Patrzyłam na basiora siedząc za korzeniem. W końcu podszedł tak blisko, że mógł skoczyć na dzika - i to zrobił. Dzik szybko zareagował, przez chwilę się bronił jednak później stracił orientację i padł.
Przez chwilę było mi trochę szkoda tego dzika - w końcu na swój żywioł nic nie poradzę, lubię zwierzęta i tyle - ale siedziałam cicho.
- Gotowe - powiedział Vincent rzucając przede mną dzika. - Gdzie go zjemy?
Zastanowiłam się chwilę, przypominając sobie tereny pokazane mi przez Ashitę i Vincenta. Nagle wpadłam na pewien pomysł.
- A może w Tysiącletniej Puszczy? - Spytałam podnosząc głowe. - Uwielbiam tajemnicze miejsca.
- Hmmm... Niech będzie - powiedział pewnie Vincent i poszliśmy.
Tysiącletnia Puszcza znajdywała się dość daleko, szliśmy więc długo. Rozglądałam się ciekawie po mijanych miejscach.
Szliśmy też wolno, ponieważ dzik nie był zbytnio lekki i Vincent musiał się trochę wysilić. Jednak się udało.
"Mniam" - pomyślałam. Jestem dosyc żarłoczna, posmakuje mi chyba wszystko, co jadalne. Lubię nawet szczaw!
Kiedy jedliśmy, w pewnej chwili usłyszałam szmer. Przypomniałam sobie o stworzeniach, które można spotkać w Tysiącletniej Puszczy. Hm, co to jest?
<Vincent? Czy coś się pojawiło?>

niedziela, 27 marca 2016

Od Klairney CD Dragonixy

Patrzyłam na wszystko z góry. Widok był świetny, ale szczerze to trochę cykorzyłam.
- Jak tam z tyłu? - zagadnęła z uśmiechem wadera
- Jak?! Super! Ale trochę się... - skuliłam się delikatnie. - Cykorzę...
- Będzie dobrze! Dalej! - zrobiła niespodziewaną beczkę w powietrzu. Ja tylko trzęsłam się ze strachu. Wadera widząc to wylądowała delikatnie przy jakimś jeziorku. Zeskoczyłam szybko i położyłam się na trawie. Wadera odmieniła się i usiadła obok.
- To było... - zaczęłam ale wadera mnie uciszyła.
- Cii - szepnęła. - Coś siedzi w krzakach.
- "Coś"?- powtórzyłam. Spojrzałam się na krzaki. Kiedy tylko zauważyłam brązowe skrzydła uśmiechnęłam się. Wstałam i poszłam w stronę krzaków.
- Ali! - wskoczyłam w krzaki. Jak przeczuwałam, był to Alioss. Skoczyłam na niego z uśmiechem.- Cześć!
- Klair! Hej! - podniósł się.
- Spoko Dragi, to tylko Alioss - zwróciłam się w stronę wadery. Podeszła.
- Alioss? Jeden z watahy tak? - uniosła brew patrząc na basiora.
- Tak. Alioss to Dragonixy, Drag to Alioss - przedstawiłam ich sobie.
- Widziałem jak leciałaś na smoku. - zaśmiał się basior. - Nieźle się trzęsłaś.
- Grrr... - prychnęłam. - To była Drag, ale musimy iść. Papa Ali!
Wzięłam waderę za łapę i pociągnęłam dalej. Skierowałam się w stronę jednego z terenów.

<Dragi?>

Od Vincenta do Pixie

Szedłem właśnie w kierunku Shinrin, celem upolowania jakiejś drobnej kolacji. Truchtałem w pobliżu jaskiń, witając się z napotkanymi tam znajomymi wilkami, gdy mój wzrok przykuła nowa osoba. Mianowicie była to młoda wilczyca o białym futrze z lekko niebieskim zabarwieniem, rudawymi akcentami na łapach, uszach i powiekach, gęściejszą "grzywką" nieco opadającą na błękitne oczy o wyrazistej czarnej otoczce. Nieznajoma wyszła właśnie z jaskini, rozglądając się uważnie. Musiała być tu nowa i pewnie jeszcze nie do końca orientowała się gdzie, co jest. Podszedłem do niej.
-Witaj! - przywitałem się pogodnie. - Jesteś nową członkinią?
Odwróciła się i lekko położyła uszy. Wyglądała na trochę nieśmiałą, zatem postanowiłem dodać jej otuchy ciepłym uśmiechem. Odwzajemniła go.
-Tak, jestem tu nowa. - powiedziała, postawiwszy uszy. Dodała nieco pewniej. - Niedawno spotkałam Alfę tej watahy, Ashite i postanowiłam dołączyć.
-Rozumiem. Ja z kolei jestem tutaj już od dawna... od samego początku bym rzekł. - powiedziałem zamyślony, wywołując w umyśle obrazy, moje pierwsze dni w watasze, poznawanie przyjaciół, budowanie nowego życia. - Spełniam obowiązki Delty i strzegę bezpieczeństwa wilków jako Wojownik i Opiekun szczeniąt. Jestem Vincent. Ale możesz mi mówić Vin.
-Miło mi cię poznać. - odparła z uśmiechem. - Nazywam się Pixie.
-Mnie również jest miło. Poznałaś już tereny watahy?
-Ashita pokazała mi część, ale to raczej nie było wszystko. Terytorium Watahy Porannych Gwiazd jest naprawdę ogromne!
-To prawda. - jej entuzjazm udzielił się i mi. - Jeśli chcesz mogę cię dokładniej oprowadzić. Co prawda niedługo zapadnie noc, ale zdążę ci pokazać przynajmniej dobre tereny łowieckie. A właśnie, jesteś może głodna?
Ruszyłem w stronę Shinrin, a Pixie bez zastanowienia potruchtała za mną.
-Yhym! - mruknęła, kiwając łebkiem. - Chciałam coś zjeść, ale nie bardzo orientowałam się gdzie mogę coś przekąsić. Tak więc spadłeś mi z nieba.
-To nic takiego. - odparłem skromnie. - Pomoc członkom watahy to mój obowiązek.
Shinrin nie był położony daleko od jaskiń zatem na miejsce dotarliśmy dość szybko. Wystające korzenie i nieco grząski grunt utrudniały sprawne poruszanie się po tym terenie, jednak to właśnie tutaj całkiem obficie występowały dziki, będące doskonałą kolacją dla dwóch wilków.
-Ten las jest głównie przeznaczony do nauczana szczeniaków zwinności i wytrzymałości, choć równie dobrze mogą tu trenować dorosłe osobnik. - tłumaczyłem nowej członkini. Pixie słuchała z zainteresowaniem, przyglądając się starym drzewom o grubych pniach i poskręcanych gałęziach. - Można też tutaj polować i spacerować, jednakże korzenie i wilgotna ziemia znacznie to utrudniają. Nie trzeba się jednak obawiać wrogich bestii. Tutaj ich nie znajdziesz.
Do moich nozdrzy doszedł zapach zwierzyny. Woń przypominała mieszaninę błota, żywicy i rozmokłych liści. Jak podejrzewałem-dzik.
-Złapałem trop. - powiedziałem szeptem do Pixie. - Zdobycz jest nie daleko. Pozostań w ukryciu.
Zbliżyłem brzuch do ziemi, powoli zmierzając ku zwierzynie. Wilczyca naśladowała mnie i również przykucnęła. Uważnie lustrowała każdy mój ruch i starała się robić to samo. W końcu naszym oczom ukazał się pokaźny odyniec. Samiec ocierał się o korę drzewa, ścierając ze szczeciny błoto, tym pozbywając się pasożytów. Był sam. Zbyt zajęty higieną nie spostrzegł naszej obecności.
-Poczekaj tutaj. - poleciłem Pixie. - Upoluje go, to żaden kłopot.
Zgodziła się. Ukryła się za wystającym korzeniem, jednocześnie obserwując całą scenę. Ja tym czasem podkradałem się do dzika będąc coraz to bliżej i bliżej...
< Pixie? Co się dalej wydarzy? ;3 >

sobota, 26 marca 2016

Od Riki do Rivaille

Z lekkim niepokojem spojrzałam na miejsce. Wokół leżały ciała Wodnołaków skąpane w szkarłatnej barwie krwi. Miały rozszarpane gardła, złapane karki a ich zwłoki były zakrwawione i pewnie zimne co przyprawiało mnie o dreszcze. Powędrowałam jeszcze wzrokiem na piasek, splamiony krwią piasek. Zamknęłam oczy i czym prędzej spojrzenie skierowałam na taflę wody błękitnego morza. Przed chwilą rozegrała się tu masakra, ale woda pozostała spokojna, opanowana. Jak mała dziewczynka która oglądała straszne rzeczy jednak milczy i spokojna stoi, ale woda porusza się zostawiając wodę na plaży by później znów ona wróciła do całego zbiornika wodnego. Zamknęłam oczy, ugięłam łapy, położyłam po sobie uczy i podkuliłam ogon.
- Hej… – usłyszałam po chwili głos Rivaille’go. Czułam w nim nutkę troski pewnie wywołaną moim zachowaniem. Szary basior staną przed moim pyszczkiem i ucałował mnie w czoło po czym oboje spojrzeliśmy sobie w oczy. Jego błękitne niczym lud ślepia patrzyło wprost w moje. Spojrzenia skrzyżowały się i czasami może to być niezręczne jednak w oczy Rivaille’go bym mogła patrzeć się dniami i nocami i wciąż mieć uczucie, że pierwszy raz tak na niego patrzę. Dla mnie jego oczy były trochę jak lodowiec.
I nawet ten lodowiec odzwierciedlał trochę jego naturę. Niby zwykła lodowa skała, zimna. Jednak ten co umie dobrze patrzeć nie dość, że zobaczy w tym lodzie kogoś to i poczuje uczucie. Zewnątrz śliska i lodowata a w środku jednak ciepła pomimo tego, że zachowuje czasami swój charakter. Jest lodowcem, ale jednak wodą. Może się rozpuścić i ciecz może być zimna jak i ciepła. Tajemnicza a zarazem taka prosta do zrozumienia. Taki trochę był Rivai. Zagadka, ale jednak prosta do rozwikłania przez uczucia. I kiedy już widzisz koniec tej zagadki nagle jakiś element znów się plączę.
Odwróciłam wzrok w stronę piasku jednak szybko zawróciłam go na pyszczek basiora i wtuliłam się w niego mocno. Po tej masakrze byłam wystraszona, ale i uradowana, że jestem wolna. Zmieszana, niepewna… Te zmieszane uczucia mną pokierowały, że tak wtuliłam się w wilka. Chciałam się rozpłakać, ale i śmiać i skakać z radości. Postanowiłam to po prostu przemilczeć i wtulić się właśnie w ukochanego. Rivaille aż cofną się lekko jednak jakby poczuł moje uczucia, moje zmieszanie gdyż łbem mocno mnie do siebie przytulił i powiedział szeptem:
- Nie bój się, przy mnie nic ci nie grozi. Ja wiem, że możesz się bać aż takiego widoku krwi, ale wiedz, że musiałem to zrobić. Po prostu trzeba było…
Kiwnęłam lekko głową. Wiedziałam, że Rivai robi to w słusznej sprawie i pomimo tego, że jak trzeba stoczyć jaką wojnę to idę do walki. Wiadomo muszę też rozporządzać wojownikami, w końcu jestem przywódcą wojowników. Widzę tam krew czy ból jednak zdarza się gdy mam swoje załapanie w takiej sytuacji i tak było dziś.
- Ja wiem… Ja tylko… – zaczęłam szeptem jednak basior mi przerwał.
- Zdarza się, że nie umiesz wytrzymać w pewnym momencie pewnych spraw. Pomimo tego, że i tak jesteś silna – dokończył basior i ostatnie zdanie wypowiedział dla otuchy dla mnie. Uśmiechnęłam się delikatnie o otworzyłam oczy. Skierowałam wzrok na pysk wilka który sam na mnie spojrzał. Po chwili jednym sprawnym ruchem przewaliłam zdezorientowanego Rivaille’go na plecy i stanę nad nim jednak znów wtuliłam się w niego.
- Nie wiem co bym bez ciebie robiła – wyszeptałam układając łepek na jego brzuchu i wtulając go w szare futro basiora. Rivai zaśmiał się lekko i poczochrał łapą moja grzywkę.
Leżeliśmy tak trochę. Bez słowa, w ciszy, w spokoju wtuleni w siebie. Nie wiem ile czasu minęło jednak w końcu postanowiliśmy wstać pomimo tego, że odpoczywało nam się bardzo przyjemnie. Ominęliśmy ciała Wondołaków leżące na plaży po czym próbowaliśmy dojść do tego w którą stronę jest Stardust Forest.
Zapadła noc, a my nadal nie wiedzieliśmy gdzie iść. Błądziliśmy i wciąż cofaliśmy się do punktu wyjścia. Westchnęłam zmęczona i głodna w dodatku. Rivai podobnie jak ja chciał wrócić do domu. Padłam na grzbiet na pobliskiej polance a obok mnie basior. Wpuściłam do płuc świeże powietrze które wypuściłam powoli. Spojrzałam w gwieździste niebo. Wyglądało pięknie i pomimo tego, że chciałam czym prędzej wrócić na tereny watahy to chciałam bardzo tu zostać i popodziwiać niebo. I prawdę mówiąc było to dla mnie pomocne. Nagle zobaczyłam jak kilkanaście gwiazd rusza się jak żywe i układa się w kształt wilka wyjącego w stronę… Nawet nie wiem czego.
- Rivai, patrz! – pokazałam łapą na kształt wilka. Basior otworzył delikatnie pyszczek ze zdziwienia jednak go szybko zamkną. Przypatrywałam się dalej niebu. Po chwili oko wilka się zaświeciło i to bardzo jasno. Gwiazda ów zaczęła spadać jednak tak, jak by była duchem. Wylądowała na obrzeżach pobliskiego lasu. Podniosłam cię czym prędzej wraz z Rivaille’m i podbiegliśmy do lasku.
- Droga jest tam… Jednak przygody to nie koniec… To początek… – powiedział czyjś głos. Brzmiał jak by należał do młodego wilka i niósł za sobą echo.
- Kim jesteś? – zapytał poważnym tonem basior a ja rozglądałam się dookoła. Nagle staną niedaleko nas duch jakiegoś wilka. Miał błękitno-białą poświatę i jakieś znaki na czole. A jak się ruszał jaką częścią ciała szedł za nim przez chwilę jakby dym.
 - Jestem jednym z Stella Animae – Gwiezdnych Dusz. Wędrujemy po niebie w nocy i szukamy istot które potrzebują pomocy. Natrafiliśmy na was i postanowiliśmy wam wskazać drogę do domu przez łeb wyjącego wilka. Proszę, idźcie. Wródźcie do watahy, do rodziny. Jednak to nie koniec przygody, to początek… Więcej nie powiem, więcej o nas nie zdradzę. Prawda znajdzie was, lub wy znajdziecie prawdę… – skończył swoją wypowiedź i znikł tak szybko jak się pojawił. Sytuacja byłą dziwna, wiadomość krótka i mało wiadome co właśnie zaszło. Zdziwieni całą sprawą ominęliśmy drzewa i krzaki. Wyszliśmy na polanę i spojrzeliśmy znów w niebo. Nadal ułożony był z gwiazd łeb wilka. Niepewnym krokiem ruszyliśmy w stronę w którą wył jednak ja nie wiedziała co o tym myśleć. Zaraz byłam oszołomiona tym, że są na świecie takie istoty a jednak myślą tak zakrywało zdanie „Jednak to nie koniec przygody, to dopiero początek…”. Równie byłam zmieszana tym, że idziemy w stronę watahy. Ale czy na pewno? Wiadomość była krótka i jakby… Nieprzejrzysta, trudna do zrozumienia. Czy są ważnymi istotami te Stella Animae czy może one są wrogami i ktoś zastawił na nas pułapkę? Czy takie duchy by tak nieoficjalnie o nas zahaczyły i powiedziały tak… Nie wiem. Coś po prostu mojemu wilczemu instynktowi nie pasowało. Wzięłam głęboki wdech i zwróciłam się do Rivaille’go.
- Co o tym myślisz? – zapytałam niepewnie basiora.


<Rivaille? Wybacz mi, że tak długo musiałeś czekać, ale naprawdę nie mogłam jakoś się za to zabrać ostatnio ;-;. No, ale w końcu jest to opowiadanie. To jak, tylko mi coś nie pasuje w tych duchach czy może marudzę? x3>

Od Pixie - ,,Jak dołączyłam"

Ten dzień był nawet niezły, a to dlatego, że dołączyłam do watahy. To było tak:
Dotarłam wreszcie w nowe miejsce, gdzie mi się spodobało. Po kilku minutach łażenia spotkałam waderę.
- Cześć! - Krzyknęła.
- Witaj - uśmiechnęłam się. - Kim jesteś?
- Jestem Ashita, mam 2 i pół lat. A ty?
- Ja... Ja jestem Pixie i też mam 2 i pół lat.
- Świetnie! Masz watahę?
- No... Nie, nie mam. A ty?
- Ja mam, swoją własną, alfą jestem i cię zapraszam.
Tu się na chwilę zacięłam, nie wiedziałam, co teraz powiedzieć. Wadera wydawała się miła, chyba szalona, a jak mnie zaprasza...
- To dobrze, dołączę - powiedziałam.
- To chodź, pokażę ci!
Szłyśmy razem koło wodospadu z piękną tęczą.
- To Wodospad Mizu - wyjaśniła Ashita.
- O, fajnie - powiedziałam i już zaczęłam sobie wyobrażać, jak kiedyś będę miała szczeniaki i będę tu z nimi przychodziła, i będziemy się razem kąpać!
Szłyśmy dalej i dalej, a Ashita po kolei nazywała wszystkie tereny. Było ich dosyć dużo!
- O, tutaj - Ashita wskoczyła do jakiejś jaskini. - Tutaj mieszkamy. Zaraz znajdziemy pokój dla ciebie!
To ja miałam go sobie wybrać, więc zaglądałam do wszystkich, ale wiele z nich było zajęte. Nagle zobaczyłam pewien piękny pokój, i w dodatku wolny!
- Tutaj - powiedziałam.
- Dobrze, w takim razie miłego dnia! Zapoznaj się z watahą! - Krzyknęła Ashita i poszła.
Myślę, że ten dzień będzie dla mnie niezapomniany, być może też dla Ashity.
Wieczorem wyszłam z pokoju, po jedzenie i spotkałam nieznajomego wilka należącego do watahy...

<Ktoś, kto chce być tym wilkiem?>

Profil wilka- Pixie

Imię: Pixie
*Przezwisko/ ksywka: zwykle inne wilki zwracają się do niej po imieniu, ale czasami mówią do niej Luthia. Dla Pixie jest to obojętne.
Motto:
"odwaga to nie brak strachy, ale z nim zwyciężenie".
"bycie wilkiem to nie tylko wycie i polowanie, ale także bycie w watasze".
Wiek: 2,5 lat
Płeć: wadera
Charakter: miła, kiedy trzeba pomoże, trochę nieśmiała. Lubi spotykać się z przyjaciółmi. Kiedy się z kimś zaprzyjaźni, już go nie opuści. Przez jej żywioł natury nie ma serca aby zabić zwierzę czy roślinę dla jedzenia, żywi się padliną lub czymś, co inny wilk jej da. Świetnie opiekuje się szczeniakami. Często ma dobry humor i chęć do wielu dobrych rzeczy.
Lubi: uwielbia szczeniaki. Lubi też rośliny, pasjonuje się nimi; hoduje różne gatunki. Lubi też wychodzić na spacery i oczywiście zwierzęta.
Nie lubi: kiedy ktoś niszczy coś bez potrzeby, nie lubi też awantur i niepokoju.
Boi się: wysokości(skryte) ludzi(nieskryte)
Aparycja: białe futro jest po białej matce, rude dodatki po rudym ojcu. Ma niebieskie oczy. Niektóre wilki mówią, że wygląda jak szczeniak. Trochę grubiutka
Hierarchia: zwykły członek
Profesja: nauczycielka walki
Żywioł: natura
Moce: rozmowa z innymi zwierzętami, przyspieszenie wzrostu roślin, danie roślinom nieśmiertelność, może zmienić się w człowieka lub w ducha
Umiejętności: sprytna i szybka
Historia: urodziła się dosyć daleko w innej watasze. Pamięta jeszcze swych rodziców, a zwłaszcza ich zapach. Pięknie dorastała, chociaż nie była wilkiem dużej wielkości. Pewnego dnia wybuchła wojna. Zabiła jej ojca, matka przeżyła i powiedziała , żeby uciekała. Tak więc zrobiła. Podróżowała z miejsca do miejsca. Pewnego dnia spotkała waderę, która zaprosiła ją do watahy. Więc dołączyła.
Rodzina: mama Jussie, ojciec Tenny, rodzeństwa nie miała
Zauroczenie: niech ktoś sam ją wybierze
Partner/ Partnerka: brak
Potomstwo: brak, chociaż baaardzo by chciała
Patron: Suna i Juryo
Talizman: Klik
Magiczny cytryn. Pixie nigdy go nie opuszcza, zawsze ma go przy sobie. Kiedy będzie miała poważną ranę czy uraz, przyłoży kamień do bolącego miejsca i uleczy.
Próbka głosu: Roxette
Towarzysz: brak
Cel: chciałaby sprawić, aby na świecie nie było zła i wojny, chociaż niezbyt w to wierzy
Inne zdjęcia:
Jako człowiek: 
Jako duch:
Dodatkowe informacje: kiedy jest duchem jest całkowicie niewidzialna, ale w tym czasie odwiedza inne wilki i coś im tłumaczy, kiedy jest duchem jest takim jakby sumieniem dla innych wilków. Kiedy to robi, wilkom wydaje się że ją widzą.
Przedmioty: brak
Statystyki:
Siła: 5; Zwinność 10; Siła magiczna: 10; Wytrzymałość 5; Szybkość 10; Inteligencja: 10;
ZK (Złote Krążki): 0
Pochwały: 0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 0
Właściciel: Sonia987

czwartek, 24 marca 2016

Od Dragonixy do Klairney

Klair wydawała się być bardzo miłą wilczycą, dlatego nie widziałam żadnych przeciwwskazań żeby spędzić z nią trochę więcej czasu.
- Z chęcią ci potowarzyszę - uśmiechnęłam się do niej. - Śpij dobrze i... dziękuję za nocleg.
- Nie ma sprawy - ziewnęła Klairney i ułożyła głowę na łapach, zapadając w sen.
Zanim sama poszłam spać, spojrzałam zamyślona w stronę gwiazd. Leżałam na brzuchu, a skrzydła luźno spływały po moich bokach. Przypomniałam sobie historię o tym, jak dwójka bogów połączyła się w parę dzięki świetlikom i stali się rodzicami dla Unmei, mojej patronki... Zastanawiałam się, czy może pewnego dnia te małe insekty oświetlą drogę w ten sposób również mi. Ogarnęła mnie nostalgia i wspomnienia o moim ukochanym sprzed lat... Nie zauważyłam nawet kiedy zasnęłam w kałuży krwi.
Rano usłyszałam pisk. Wyrwało mnie to z głębokiego snu i stanęłam na równe nogi. To była Klair.
- Co się stało?! - przeraziłam się.
- Jesteś cała we krwi! Co TOBIE się stało przez noc?! - zatroskała się wilczyca.
Spojrzałam to na ziemię nasączoną moją krwią, to na Klair i zaśmiałam się smętnie.
- To nic takiego... Kiedy płaczę, zaczynam krwawić. Przywykłam do tego.
Niebieska wadera uspokoiła się nieco, ale z drugiej strony zmartwiła się wyraźnie.
- W takim razie... Czemu płakałaś? - spytała.
- Przez wspomnienia... Ale nieważne, posprzątam tutaj, ty już pójdź przodem, zaraz dotrzymam ci kroku - uśmiechnęłam się do niej i uaktywniłam krwawe ręce, które wysunęły się z mojej piersi i spod skrzydeł, po czym wcieliłam w nie własną zakrzepłą krew z ziemi. Schowałam krwawe twory z powrotem do mojego ciała, po czym spojrzałam na zdumiałą Klair.
- Szybko poszło! - przyznała mi.
Ruszyłyśmy razem na jej zwiady i w trakcie rozmawiałyśmy trochę o tym, jak to się potoczyło, że trafiłyśmy w to piękne miejsce. Przy okazji pożartowałyśmy i znalazłyśmy wspólny język. Zaczęłam ją naprawdę lubić! Klair w pewnym momencie spytała, jak to jest latać.
- Tobie jako zwiadowcy skrzydła na pewno by się przydały - stwierdziłam. - Na pewno masz szerszy widok na to, co dzieje się wokół. Po dłuższym czasie lot jest męczący, ale to niesamowite uczucie... Chcesz spróbować?
- Tylko że... Ja nie mam skrzydeł.
- Ja mam - uśmiechnęłam się przebiegle i zmieniłam się w smoka. Zdumienie na jej pysku było niemałe, a ja zniżyłam się, by mogła mnie osiodłać. - Wskakuj! - zachęciłam ją.
Wilczyca powoli wsiadła mi na grzbiet, a ja przytuliłam ją do siebie krwawymi ramionami, żeby nie spadła. Podniosłam się, wzięłam drobny rozbieg i uderzyłam mocno skrzydłami, wznosząc się w powietrze. Pierwszy raz miałam na sobie pasażera w locie, więc nie było mi z początku wygodnie ze względu na trochę mniejszą swobodę i dodatkowy ciężar, lecz po paru minutach oswoiłam się z tym. Klairney ze zdumienia aż oniemiała i gdy na nią zerknęłam na chwilę, patrzyła na wszystko w okół z niesamowitym wytrzeszczem i szczęką w dole.
- Jak tam z tyłu? - zagadnęłam ze śmiechem.

>>Klair?<<

środa, 23 marca 2016

Od Toshiro do Klair

Byłem nieco zdenerwowany po wpisaniu szyfru. A co, jeśli rozwiązanie to coś zupełnie innego, np. imię jakiegoś Kosmowilkosatros'a? A co, jeśli ta skrzynka zaraz wybuchnie, pęknie, zacznie strzelać albo opluje nas jakąś zieloną mazią?! A co, jeśli...
- Hej, Tosh, wszystko będzie dobrze- Klair chyba wyczuła moją niepewność, bo uśmiechnęła się i położyła swą łapę na mojej.- Trochę więcej wiary, ok?
I właśnie w tym momencie skrzynka zaczęła wydzielać złotą poświatę i trząść się. Spanikowałem, pewien, że zaraz wszystko zrobi wielkie ,,BUM!". Chwyciłem waderę i powaliłem ją na ziemię, mając w planach chociaż próbę ochrony jej przed skutkami wybuchu...
Ale nic takiego nie było konieczne. Zamiast tego, drzewo rozchyliło swe gałęzie, a jego kora poczęła zapadać się pod ziemię, nieco jak przerośnięty kielich. Wziąłem kilka głębokich wdechów, po czym pomogłem wilczycy wstać.
- Nie musisz tak panikować za każdym razem- wyprężyła dumnie klatkę piersiową.- Jakby co, to umiem się sama obronić!
- Tak, tak- mruknęłam z uśmiechem.- Zobaczymy, co będzie, kiedy zacznę cię łaskotać.
- Nie odważysz się!
- Mówisz? No więc...
I właśnie wtedy nasz ogromny pień całkowicie wniknął w podłoże. Kurz jeszcze przez kilka sekund wirował, zaś kiedy opadł całkowicie, na samym środku jaskini ujrzałem... Midori'ego!
- No popatrz- szepnąłem do siebie.- A może jednak warto czasem posłuchać intuicji wader...
- Mówiłeś coś?- Klair nadstawiła uszu z nieco krzywym uśmiechem.
- Zupełnie nic!
Patron cicho chrząknął, przerywając naszą wymianę zdań. W duchu mu za to podziękowałem, bo już czułem, jak obrywam po łbie.
- Przypuszczam, że będę musiał wam teraz wszystko tłumaczyć, zanim dacie mi się w spokoju zdrzemnąć?- zapytał jakby nigdy nic.
- Przypuszczam- odparłem, naśladując ton głosu wilka- że nie po to ryzykowaliśmy życiem, aby usłyszeć jakieś ciche podziękowania?! Do jasnej cholery, jakie licho skusiło cię do chodzenia w takie okolice?! Wydostań nas stąd przynajmniej!
Ktoś mi kiedyś wspominał, że jestem strasznie zmienny i w jednej chwili potrafię być jak wariat, który dostał ulubioną zabawkę, a w następnej sekundzie być zupełnie jak jakiś psychopata, któremu podwędzono nóż. Czułem, że on teraz powiedziałby: ,,A nie mówiłem?".
Klair spojrzała na mnie z niepokojem. Jej ciepło przenikało do mojego ciała, wpływając na mnie uspokajająco. Jakbym odnalazł swoją ukochaną broń i zjadł ulubionego cukierka.
Midori za to patrzył na mnie z całkowitym spokojem. Jego oczy zdawały się nie mieć dna, zupełnie jak głębia Puszczy.
- Gniew jest nam całkowicie zbędny- rzekł po chwili milczenia. Niemiłosiernie denerwował mnie ten jego spokój.-  Przybyłem tu, aby zbadać pewne pogłoski. Jednakże nie zachowałem należytej ostrożności, przez co wpadłem w zasadzkę, a większa część mojej esencji została uwięziona w tamtym pniu. Niedługo zjawi się tu reszta patronów i razem pokonamy te stwory. Wiadomość została wysłana.
Mówił cały czas jednostajnie i monotonnie, zupełnie jak o robieniu niewiele znaczącego zadania, w którym zrobił mały błąd.
- A czym były te wcześniejsze symbole?- wtrąciła Klair.
Basior spojrzał na nią z błyskiem w oku.
- Ach, cieszę się, że o to zapytałaś. Otóż po dość długim czasie udało mi się rozgryźć system mojego więzienia, co dawało mi nieznaczny wpływ na jego wygląd. Zamieściłem tam parę wskazówek, żeby ułatwić wam zadanie. Co prawda, była to tylko iluzja, ale liczą się efekty, prawda? No, ale obawiam się, że nie mamy czasu na pogaduszki. Władca tej jaskini na pewno już wyczuł aurę mojej mocy i zmierza tu ze swoją armią.
Jak na zawołanie, sklepienie groty zaczęło drżeć. Tupot tysięcy stópek odbijał się echem od ścian, z każdą chwilą zyskując na słyszalności.
- Będziemy walczyć!- zawołałem, unosząc łeb.
- Właśnie!- zawtórowała mi Klair.- Damy radę!
Midori tylko się uśmiechnął.
- Odwaga godna podziwu- rzekł.- Ale oboje jesteście zmęczeni, a i wasze rany jeszcze nie do końca się wyleczył. Wypełniliście swoje zadanie do końca. Teraz musicie ustąpić.
Basior spojrzał na mnie uważnie, dusząc moje opory w zarodku. Miałem wrażenie, że patron właśnie bada mnie na stole operacyjnym, dokładnie przypatrują się każdemu organowi.
- Niektóre rzeczy wymagają czasu- powiedział, używając troskliwego, ojcowskiego tonu.- Ale łatwo jest przeoczyć odpowiedni moment, jeśli boimy się, że zaraz potem coś przeminie. Świat w całej swojej płynności jest bardziej stały, niż nam się wydaje. Ale gdy woda wyparuje, kto wie, gdzie się zatrzyma?
Nastąpiła długa chwila milczenia.
- Rozumiem- wydukałem, ukradkiem patrząc na Klair..
Midori tylko się uśmiechnął. W tej chwili wcale nie przypominał kogoś potężnego, tylko zwykłego rodzica. Wargi już zaczęły układać mi się w słowa ,,Ojciec", ale zatrzymały się, jakby zapomniały, jak należy wymawiać to słowo. Zastanawiałem się, kiedy ostatnio zwróciłem się tak do kogoś - czy w ogóle zdążyłem, zanim uświadomiłem sobie, jak cudowny ciężar niesie za sobą tych kilka liter. A w chwilę później zbeształem się w myślach za podobne rozważania. Co mi one dadzą...?
I właśnie wtedy pochłonął nas - mnie i Klair - długi tunel z wirujących liści. Równocześnie dostrzegłem, jak u jednego z wylotów jaskini staje armia stworzeń, z którymi wcześniej walczyliśmy. Serce mi zamarło, kiedy spojrzałem na stojącego samotnie Midori'ego. Uśmiechał się z wyraźnym zmęczeniem, jakby nagle te wszystkie tysiąclecia, które przeżył, zaczęły ciążyć na jego grzbiecie. Cała złość na niego momentalnie mi przeszła. Westchnąłem także z ulgą, kiedy obok niego zaczęły się formować wysokie snopy światła.
Inni patroni przybyli na walkę.
Iki jak zwykle miała uśmiech na pyszczku, zaś Tataki wyglądał, jakby miał za chwilę pęknąć z uciechy. Za to Myalo zdawała się być niezachwianie spokojna. Suna rozglądała się dookoła, nieco nieprzytomnie.
Zamknąłem oczy...
Wirujące obrazy przemykały się przez moją czaszkę, tworząc kolorową karuzelę.
- Tosh! Tosh! Obudź się, leniwcu!- głos znajomej wadery wyrwał mnie z zamyślenia.
Mruknąłem, podnosząc się w ziemi. W nozdrzach od razu poczułem intensywną woń kwiatów. Pewien, że to dalsza część snu, rozejrzałem się na...barwnej łące, którą skądś kojarzyłem! Na samym środku stałą Klair, a jej niebiesko futro zlewało się z łanami chabrów i niezapominajek. Nie wyglądała na ranną, a w moim sercu od razu poczułem ulgę, jakby roztopiła się tam ołowiana kula. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, jak bardzo się o nią martwiłem. Skoczyłem w stronę wadery, wywracając ją na ziemię.
- Przestań!- jęknęła.- Nie mogę oddychać.
- Obiecałem ci łaskotki!- zaprotestowałem.
- Obejdzie się bez.
- Nie ma mowy!- pochyliłem się nad wilczycą, zaczynając łaskotki. Ta zaśmiewała się wniebogłosy, aż w końcu przestałem. Zamruczałem cichutko.
- Miło tu- uznałem.- Wcale nie czuć zimy. Ciekawe dlaczego...
- Myślałam, że lubisz mróz.
-Lubię, lubię. Za latem nie przepadam, ale tu nie ma strasznych upałów. Na szczęście!
Wiatr zakołysał kwiatami, a ptaki, skryte w gałęziach drzew, zaświergotały. Przez kilka minut po prostu leżałem. Przypomniałem sobie słowa Midori'ego o czasie. To nie świat się zmienia. Zmienia się tylko nasza perspektywa. Fundamentów nie zdoła naruszyć nikt. Oby.
- Zwariowany dzień, prawda?- zapytałem w końcu.
- No co ty!- prychnęła wadera.- Nie takie przygody przeżywałam. Ten pewnie by się jakoś przecisnął do rubryki ,,dość nudne"!
- Och, do prawdy? A gdybym cię zapytał, czy wytrzymałabyś przeżycie tego samego?
- Nic prostszego! A ty dałbyś radę?
- Kto wie- uśmiechnąłem się tajemniczo.- Z tobą to na pewno. A co byś powiedziała na jeszcze jedną przygodę?
- Oby była tylko bardziej interesująca. Waham się tylko, czy ty dałbyś radę.
- Hm- zmarszczyłem brwi w imitacji głębokiego zamyślenia.- Sądzę, iż zdobyłbym się na ten wysiłek. A gdybym cię poprosił o zostanie moją partnerką?
Zdanie to rzuciłem jakby mimochodem, lecz ułamek sekundy później zdałem sobie sprawę z wagi tego pytania. Wahałem się, czy nie obrócić tego w żart, ale coś mnie powstrzymało - może wspomnienie słów Midori'ego? A może zrobiłem to, nie kierując się zwyczajnie rozumem, tylko uczuciami? Uśmiechnąłem się sam do siebie na widok wyrazu pyszczka Klair.

< Klaruś? >

Od Klairney CD Dragonixy

Zauważyłam waderę leżącą pod drzewem, postanowiłam przywitać ją. Z tego co wiem jest tu nowa, Ashi wczoraj ja przyjęła do watahy. Kurde mogłam przyjść, ale musiałam pilnować Ann żeby Tośka nie zabiła... Czemu? Ah, to część moich obowiązków, a Ann podczas służby natknęła się na Tośka który zastawił pułapkę i jakoś to się potoczyło. Koszmar ;-; . Spojrzałam na nią. Miała duże skrzydła, grzywkę opadającą na oko, a całe jej futro miało kolor czerni i czerwieni. Uśmiechnęłam się.
- Cześć. - podeszłam.
- Oh. Hej - odparła.
- Em... Jesteś nowa co nie? Sorki, że pytam, ale nie było mnie przy twoim dołączeniu, ponieważ pilnowałam Ann żeby mi Tośka nie zabiła. - Uśmiechnęłam się głupio. Co sobie o mnie pomyśli? Kurde. - Mniejsza, jestem Klairney, Delta w watasze. Mów mi Klair, a ty to..?
- Dragonixy. - uśmiechnęła się.
- Oprowadzic cię? - spytałam.
- Dobra... - Zerknęła na szczeniaki.
- A! Jesteśmy na terenach Shinrin, tu szczeniaki uczą się ataków, a my możemy odpocząć. - zaczęłam. Wadera kiwnęła głową, po czym wstała i pokazała, że jest gotowa do zwiedzania. Uśmiechnęłam się.
Ruszyłam przed siebie i zaczęłam jej opowiadać o terenach. Najpierw zaprowadziłam ją nad Wodospad Mizu, opowiedziałam jej że nazwa pochodzi od imienia Bogini wody - Mizu, i że to jest dobre miejsce na odpoczynek. Następnie poszliśmy do Stardust Forest. Powiedziałam jej historię tego lasu, a przy okazji upolowałam sobie zająca. Miło było spędzić razem te kilka godzin. Słońce zachodziło.
- Jest późno, może przenocujesz u mnie? - Spytałam.
-Mogę? Dziękuję! - Uśmiechnęła się szeroko. Zaprowadziłam ja do jaskini. Za nim poszłam spać, powiedziałam jej:
- Jutro rano idę na zwiady, jako iż jestem Zwiadowcą, następnie muszę sprawdzić czy wszyscy wykonują swoje obowiązki, ponieważ jestem Deltą, mam o to dbać. Ty będziesz mogła mi towarzyszyć, a jeśli nie to znajdę ci zajęcie...

<Drag?>

wtorek, 22 marca 2016

Od Annabell c.d Toshiro

Zamyślona przypatrywałam się miejscu gdzie widziałam czerwone ślepia....i ten głos...nieeeee... to nie może być on. Pokręciłam głową zirytowana natłokiem bolesnych wspomnień, on nie żyje. Zabiły go eksperymenty przeprowadzane przez ludzi. Spojrzałam na Toshiro. Czego on chciał?....A no tak. Polować. Ruszyłam przed siebie bez słowa, po drodze zgniatając czaszkę Hangyaku. Moja łapa umazana w krwi i mózgu basiora pozostawiała szkarłatne ślady na nieskazitelnie szmaragdowej trawie, która szeleszcząc pod moimi łapami nie zgadzała się na bezczeszczenie czerwienią jej piękna. Toshiro ruszył za mną, przez całą drogę trzymał się z tyłu jakby się bał że zrobię z nim to samo co z naszym dezerterem. Odwróciłam pyszczek w stronę towarzysza i lekko się uśmiechając powiedziałam:
-Przepraszam że musiałeś to wszystko oglądać. Możesz teraz postrzegać mnie jako jakiegoś potwora, jednak gdybyś był na moim miejscu zrobiłbyś to samo. W życiu widziałam o wiele gorsze rzeczy. Po za tym nie znoszę zdrajców.-Mruknęłam na koniec odwracając wzrok. Dwa kilometry od polany wyczułam w powietrzu soczysty zapach sarny. Spojrzałam pytająco na basiora. On ma to zrobić czy ja? Toshiro wzruszył ramionami i wyminął mnie biegnąc w kierunku z którego dochodził zapach naszego obiadu. Rozpaliłam szybko ognisko i dorzuciłam drew do ognia. W tym czasie w którym basior polował ja sprawdzałam czy wszystko mam w torbie obcęgi, trucizny, antidotum, bandaże i moje ulubione...noże. Zaczęłam każde ostrze dokładnie czyścić i ostrzyć. Muszę być przygotowana na dzisiejszą noc, nic nie może zawieść. Gdy basior wrócił pomogłam mu oprawić młodą sarenkę. Zaczęłam przyrządzać nam posiłek. Kto by pomyślał że te wątłe ludzkie rączki na coś się przydadzą. Gdy skończyłam podałam basiorowi plastry podpieczonego i przyprawionego mięsa. Szybko wróciłam do swej bardziej lubianej formy; formy wilczej. Gdy się posililiśmy nastała noc. Mrok otulał nas ze wszystkich stron niczym matka pragnąca ochronić swe dziecię przed niepożądanym wzrokiem. W ciągu dnia byłam za bardzo widoczna; narażona na ciosy;bezradna. Jednak wraz z zachodem słońca to ja stawałam się ciemiężycielem a wcześniejszy agresor ofiarą. Było to takie piękne niczym odwieczny taniec życia i śmierci; nie ma strony która by górowała nad swym partnerem.Westchnęłam rozluźniona wypełniając płuca chłodniejszym,nocnym powietrzem. Gdy świetlista peleryna ,rozjaśniająca dotychczas nieboskłon, znikła wraz ze słońcem za którym była ciągnięta wyszeptałam:
-Czas na zabawę-Zmieniłam siebie i Toshiro w cienie-staliśmy się dziećmi nocy która pochłonięta tęsknotą przyjęła nas niczym swe dawno upatrywane pociechy; ruszyłam na tereny wrogiej watahy. Gdy dostrzegłam jakiegoś strażnika otaczający go mrok wysysał z niego energię tak że nim się zorientował był za słaby na ucieczkę. Po paru minutach dotarliśmy do siedliska większości wilków. Zlecenie było tylko na naszego podsłuchiwacza, zostawiłam więc ich ze smutkiem, Owari miałby prawdziwą ucztę bogów z tylu zdeprawowanych istnień. Ale mniejsza o to, zrobił ze mnie puchatą kulkę! Nie wybaczę mu tego, zdążyłam już przyzwyczaić się do tego długaśneeego ogona albo do dłuuugiiich uszu.... Skup się na zadaniu Annabell! Teraz liczył się wilk w jaskini. Bez problemu wślizgnęłam się do środka po drodze unieszkodliwiając strażników. W grocie palił się zielonkawy płomień przy którym zebrane było 5 wilków. Ten siedzący na czele wyśmienicie pasował do opisu Ashity i Zuka. Obok niego siedział.... Otworzyłam szerzej oczy ze przepełniającego mnie zdziwienia, które tylko w taki sposób mogło spłynąć po mnie ukazując światłu dziennemu. Na czele wrogiej watahy stał mój dawny przyjaciel-Dychytr. Uśmiechnęłam się delikatnie zarazem jednak smutno. Szkoda że będę musiała się go pozbyć. To tak jakbym przekreśliła część mej przeszłości. To dzięki niemu nie straciłam nadziei na koniec tortur urządzanych mi co dzień. Bez wahania uśmierciłam czerwonego basiora rzucając w niego ostrze nasączone trucizną; nóż wbił się gładko w pierś wilka; po chwili padł tocząc ślinę z pyska i wyłupiając oczy z zakrwawionymi białkami. Wisienką na tym torcie makabry były krwawe łzy cieknące po jego futrze. Mój znak rozpoznawczy wśród wszystkich którzy choć trochę prawili się rzemiosłem zabójcy. Podczas gdy ja zachwycałam się widokiem śmierci w najczystszym tego słowa znaczeniu pozostali zebrani ruszyli do wejścia, które zagrodził im Toshiro lodową ścianą; jego płaska i gładka tafla idealnie odbijała ich zdziwione pyszczki. Dychytr zaśmiał się mówiąc:
-Oj Annie ty się nigdy nie zmienisz. Zimna i bezwzględna tak jak zawsze-Wyszłam z cienia również się śmiejąc:
-Ile to już lat? Rok? Dwa?
-Cztery długie lata, moja droga-Odparł basior nie ukrywając niemiłego zdziwienia na mój widok. Jedyne co przyszło mu powiedzieć to:
-Zmieniłaś się
-Taaa...byłam parę razy w piekle wpadłam do krateru pełnego lawy. Dużo by opowiadać, ale to ja przyszłam do ciebie i chce się dowiedzieć co u ciebie słychać-W tym samym czasie gdy ja ucinałam sobie towarzyskie pogawędki Toshiro walczył z resztą naszych celi:
-Jak widzisz założyłem swoją watahę która zrzesza wilki nie mające już niczego do stracenia ani nikogo.
-Zawsze lubiłeś manipulować innymi, ale po co to wszystko?
-By zniszczyć ludzi i tych którzy będą ich bronić. Powinni zginąć za to co nam zrobili!-Wykrzyczał z obłędem w oczach, jednak mój stary przyjaciel szybko się opanował i podając mi swą łapę dodał:
-Choć. Przyłącz się do nas. Zostaniesz mą królową i razem będziemy rządzić. Przyda mi się twoja wiedza i moc jaką posiadasz. Pomożesz mi zemścić się na nich wszystkich. Na tych którzy sprawili ci-mi-nam tyle bólu-Po dłuższej chwili spytałam z niepewnością:
-A co musiałabym zrobić by to się stało?
-To bardzo proste. Wystarczy że zabijesz swojego towarzysza-Mówiąc to wskazał Toshiro który był przytrzymywany przez dwa inne basiory. Widziałam jego lęk i strach, a przede wszystkim bezradność, która cała w tej mieszance była najgorsza. Bo cóż jest gorsze? Zabicie kogoś by dłużej nie cierpiał? Czy może patrzenie bez możności pomocy na to jak najdrobniejszy gest wywołuje cierpienie bliskiej nam osoby? Ja osobiście uważałam że to drugie....Wracając do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy...Toshiro na prawdę uważał że zamierzam go zabić bez cienia współczucia czy iskierki zwątpienia w słuszność swego czynu.. Słabo mnie zatem znasz kochanieńki. Spojrzawszy w karmelowe oczy Dychytra uśmiechnęłam się i odparłam:
-Bardzo kusząca propozycja ale....-Tu wszyscy zebrani spojrzeli na mnie zdziwieni. Z nieukrywaną satysfakcją przyglądałam się im zaskoczonym pyszczkom. Gdy nacieszyłam się tym widokiem dodałam:
-Ale....Nie tylko mój wygląd się zmienił. Po raz pierwszy w życiu mam prawdziwych przyjaciół; mam inny cel po za zemstą i....Nie zamierzam z tego rezygnować!-Gdy tupnęłam łapą kończąc mój krótki ale przepełniony szczerością wywód cieniste macki oplotły trzy basiory które pozostały przy życiu. Odwróciłam się z uśmiechem do Toshiro który chyba nadal próbował zrozumieć co się właściwie wydarzyło. Po tym spojrzałam Dychytrowi w oczy dodając:
-Wiem że kiedyś byłeś moim przyjacielem ale dopiero teraz zrozumiałam jakim jesteś dupkiem. Udało ci się uciec; nie wziąłeś mnie ze sobą, chociaż mogłeś; nie pomogłeś mi się uwolnić, chociaż mogłeś. Dlatego właśnie nie będę miała wyrzutów sumienia gdy zrobię tak...-W tej właśnie chwili przebiłam basiora nasączonym trucizną ostrzem. Podobny los spotkał resztę. Gdy byłam pewna że wykonałam swoją robotę trupy opadły głucho na ziemie, rozchlapując dookoła drobne kropelki krwi. Spojrzałam na Toshiro i z delikatnym uśmiechem oznajmiłam:
-Teraz tylko ukryć trupy, zatrzeć ślady i możemy znikać. Fajnie co nie?

(Toshiro?)

czwartek, 17 marca 2016

Od Vincenta do Annabell

Annabell leżała w bezruchu z głową pochyloną ku ziemi. Wiedziałem, że bardzo żałowała tego, co się stało, że gdyby mogła cofnąć czas to nie dopuściła by nam obojgu stała się jakakolwiek krzywda.
-Wiem, Annabell, wiem. – odparłem łagodnie, posyłając towarzyszce ciepły uśmiech. – Nie wyobrażam sobie, byś była zdolna z własnej woli zranić kogoś, kto jest twoim przyjacielem. Wierzę ci. Nie chciałaś tego. Straciłaś kontrolę, poniosło cię… i tyle.
Podniosła na mnie zdziwione spojrzenie.
-„I tyle”? Mogłam cię… nawet zabić, a ty twierdzisz, że to nic takiego?
-Nie twierdzę, że ta sytuacja była błahostką. – tłumaczyłem. – Po prostu chcę, abyś wiedziała, że nie czuję urazy, złości czy jakiegokolwiek strachu do ciebie. Każdy wilk ma taką, czy inną moc, potrafi ją kontrolować, czasem mu to nie wychodzi… niekiedy w skutkach jest to wręcz tragiczne, jednak… sęk w tym, że rozumiem, co czujesz. Poczucie winy, lęk, może czujesz się inna.
-Nie jest tak źle. – powiedziała nieco pocieszona. – Po liczbie gości, jakich dziś miałam mogę śmiało stwierdzić, że nie czuje się odrzucona. Bałam się głównie… głównie o to, co ty teraz będziesz o mnie myślał.
Wstałem. Powoli zbliżyłem się do wyjścia, lecz nie miałem zamiaru opuścić jaskini. Przysiadłem przy otworze w skałach, spoglądając na las, który powoli obejmowała nocna aura. Ostatnie promienie słońca rzucały na mój pysk ciepłe promienie, za mną natomiast rozciągał się cień, padający na Annabell. Spojrzałem na waderę.
-Mnie też zdarza się ostro zdenerwować, zwłaszcza, gdy ktoś płoszy jednorożce terenówką. – rzekłem półżartem. – Przez choćby chwilę nie miałem najmniejszego zamiaru się od ciebie odwrócić. Chciałaś powstrzymać dewastowanie naszych ziem przez ludzi. To zrozumiałe, że puściły ci nerwy.
W oczach wilczycy zauważyłem brak zrozumienia. Skrzywiła się lekko.
-Nazywasz to wszystko, jakby cała moja przemiana, agresja i walka były czymś, co każdemu może się zdarzyć. – westchnęła. – Jakby wszystko było normalne.
Westchnąłem i ja. Spoglądałem na Annabell i próbowałem odtworzyć w myślach obraz bestii, która jakby wyrosła z ciała wilczycy. Widziałem tą postać dokładnie, każdy szczegół przerażającej istoty, jednak nie potrafiłem złączyć jej wizerunku z osobą Ann. Po prostu do siebie nie pasowały, nie dla mnie.
-Nie jesteś potworem. – oświadczyłem pewny swojej racji. – Nie postrzegam cię, jako żadnego krwi demona, który pozbawi życia każdą napotkaną istotę. Nie tak cię widzę, jeśli tego się obawiałaś. Po prostu… stało się. Nie wiem jak to inaczej nazwać. Wypadek przy pracy. Nie chciałaś mnie krzywdzić celowo. Nie ty tego chciałaś, to nie była twoja wola. Nie mogę, nie potrafię, osądzić cię o coś, co nie zależało od ciebie. Stało się. Tyle.
Milczała. Nie wbijała wzroku w podłoże, lecz w odległy punkt na zewnątrz. Nie patrzyła na mnie, ale to nie była próba zignorowania. Zwykła, zgodna cisza, chwila na przemyślenie sobie wszystkiego, co zaszło i postanowienia, co dalej.
-Dziękuje ci za to. – odpowiedziała po chwili. Uśmiechnęła się. – Za wyrozumiałość. I za cierpliwość do mnie. I tak dalej, i tak dalej.
-Lubię taką precyzję. – skinąłem z uznaniem głową. – Myślę, że teraz powinnaś odpoczywać. Co prawda spałaś sobie smacznie przez te dwa tygodnie, ale myślę, że po tym wszystkim musisz się jeszcze trochę zregenerować. Ja także powinienem się położyć. Kuśtykanie z tą łapą – wskazałem zranioną kończynę. – jest nieco męczące.
Ann spojrzała na moją łapę ze smutkiem, choć w mym głosie nie było ani grama wyrzutu za to, co się stało. Naprawdę nie miałem jej tego za złe. Wiedziała o tym, mimo to wciąż ubolewała. Posłałem więc waderze budujący uśmiech na zapewnienie, iż wszystko jest okay.
-To co, do jutra? – zapytałem na odchodne.
<Annabell? ;3 >

wtorek, 15 marca 2016

Od Rivaille do Riki

Mierzyłem wszystkie stworzenia przepełnionym nienawiści wzrokiem. Cały najeżony z zębami na wierzchu doprowadziłem ich do lekkich dreszczy które można było zauważyć przez płetwy na ich grzbietach.
-Czego ty chcesz ?
-Żebyście nas wypuścili.
Warknąłem warcząc i robiąc krok do przodu. Ich przywódca stał dumnie nie reagując na moje poczynania. Stawiałem kolejne kroki powoli zbliżając się do niego, najwyraźniej tego nie zauważył. Wpatrywałem się w niego aż w końcu skoczyłem powalając go na plecy. Pazury przebiły jego skórę a zęby zawisły nad szyją. W jednej chwili jego sługusy były gotowe się na mnie rzucić jednak widząc moje kły w każdej chwili gotowe zacisnąć się na krtani powstrzymali się.
-Zróbcie jej krzywdę albo ruszcie się w moją stronę to rozszarpię mu gardło, a potem pozabijam was wszystkich.
Wycedziłem patrząc kątem oka na kreatury stojące za mną. Każdy z nich zaczął szeptać do innych swoje zdanie na temat całej sytuacji. Moja szczęka zbliżyła się do gardła przygwożdżonego do ziemi wodza.
-Proszę odejdźcie i nie zabijajcie nikogo.
Kreatura która to mówiła po chwili nakazała innym uwolnić innym Riki. Ich oddanie wodzu było nienormalne, mogli by zawalczyć o władze ale nie chcieli z tego skorzystać, trudno...sam ich zmuszę. Kiedy wadera była już wolna podbiegła do mnie jednym kłapnięciem szczęk zmiażdżyłem krtań i kości szyjne wodza. Krew trysnęła na mój pysk. Ciepła i lepka ciecz była paskudna, więc kiedy tylko rozluźniłem zacisk szczęk wyplułem zabarwioną ślinę. Jęki rozpaczy i okrzyki złości wydawane przez istoty roznosiły się echem. Zaśmiałem się pod nosem i rzuciłem się na najbliższego osobnika i rozszarpałem jego gardło. Wszyscy byli w szoku więc czemu by nie skorzystać ? Rzucałem się po kolei na wodnołaki zabijając jednego po drugim. Ostatniemu złamałem kark i puściłem ciało.
-Rivai ?
-Zasłużyli na to.
Zmierzyłem miejsce masakry pogardliwym wzrokiem po czym spojrzałem się na Riki.

(Riki ?)

poniedziałek, 14 marca 2016

,,Wilcza Łapa" - wydanie drugie



Witam Was w kolejnym wydaniu gazetki ,,Wilcza Łapa”. Dzisiaj dodamy kilka nowych rzeczy, te poprzednie oczywiście zostaną na swoich miejscach.
Na samym początku kilka nowinek. Zacznę może od tego, że konkurs na nazwę chatu, o którym mowa była w ostatnim wydaniu, został rozstrzygnięty, zwycięzcą okazał się Vincent ze swoją propozycją ,,Wyjąca Telefonia”.
Kolejna wiadomość jest taka, iż nasza wataha została dodana do TopListy blogów o nazwie Armentum. Obecnie zajmujemy ósme miejsce, gdyby ktoś znalazł kilka sekund, aby kliknąć na banner u górze nasze strony, nad Archiwum, ma naszą wdzięczność.
Pragnę także poinformować o zbliżającym się Evencie: Tydzień Porannej Gwiazdy. Może ktoś z Was o nim pamięta? W każdym razie, przypomnę: przez siedem dni każdy wilk może przemienić się w człowieka (nie jest to obowiązkowe), a autor najlepszego opowiadania otrzyma nagrodę - niespodziankę. Poprzednim razem otrzymał ją Mello. Event przypuszczalnie rozpocznie się w tą sobotę, czyli 19 marca i będzie trwał przez dwa tygodnie.
Ostania nowinka to kolejny mini – konkurs. Tym razem coś dla grafików: otóż zadanie polega na przygotowaniu loga dla naszej gazetki, najlepiej takim związanym z jej nazwą. Prace można wykonywać na kartce, w dowolnym programie graficznym itp. Oby tylko były samodzielne. Termin wysłania ich trwa do 1 kwietnia, czyli elegancko na Prima Aprilis. Ale spokojnie, nagrody będą zupełnie poważne! Za pierwsze miejsce przewidziane jest do wyboru: 150 ZK bądź Eliksir Mocy.
Przyszedł czas na rankingi: w tym miesiącu najwięcej opowiadań napisała Klairney, dokładniej mówiąc – cztery. Gratulacje.
Najciekawszym opowiadaniem miesiąca zostaje to z dnia 29 lutego o tytule ,,Od Toshiro do Klair". A c się w nim działo? Otóż Toshiro oraz Klairney wspólnie zastanawiają się nad sposobem uwolnienia Midori'ego, patrona ziemi, z drzewa. W pewnym momencie basior wpada na pomysł użycia procesu wymiany magii, który ma pomóc w otworzeniu zamka blokującego otworzenie kory rośliny. Tłumaczy waderze swój plan, po czym razem przystępują do działania.   
Obiecałyśmy także, iż w tym wydaniu pojawią się propozycje tematów do artykułów, które możecie napisać. Ukażą się one w przyszłym wydaniu gazetki. Nagroda za nie waha się w granicach od 50 do 200 ZK, może także z dodatkiem jakiegoś przedmiotu ze Sklepu. Każdego tematu mogą się podjąć maksymalnie trzy wilki.
1. Zdaj dokładne relacje z zakresu twoich obowiązków w watasze (np. jeśli jesteś Medykiem, czym się zajmujesz itp.), minimum 10 zdań.
2. Opisz dokładnie przebieg jednego z wydarzeń w watasze (może być to jakieś święto, a jeśli ktoś ma ochotę, także coś z chatu), minimum 12 zdań.
3. Opisz Watahę. Nie ma być to szczegółowo wszystko napisane, ale wiadomo kilka tych szczegółów może być. Sami raczej będziecie wiedzieli gdzie jest umiar tych szczegółów na dany temat o watasze. Możecie napisać np. o hierarchii, naszej historii, opisać kilku członków, nasze tereny itp. Ogranicza was tylko wyobraźnia! Minimum 25 linijek.
 Teraz przyszedł czas na ciekawe zdarzenia w opowiadaniach pewnych wilków! Serdecznie zapraszamy do przeczytania tych twórczych słów w całej okazałości, a teraz przejdźmy do sedna tego akapitu.
Ashita oraz Seishin nie dawno znalazły pewną dziewczynkę – Rin. Jest ona mała i niestety więziona w magicznej klatce która została stworzona przez istoty nazywane Najadami. Pewnie jesteście ciekawi czemu takie małe dziecię jest więzione jednak jej historia nie jest wesoła i niestety przez nią Najady chcą zgładzić małą. Jednak nasze dzielne wadery na to nie pozwolą i postanowiły spróbować coś zaradzić na to by Rin nie zginęła.
Klair i Toshiro ostatnio zagłębili się w pewną którą skrywa magiczne drzewo. A co skrywa drzewo? Samego boga natury – Midori'ego. Nie jest to łatwe, mnóstwo siły każde z nich wkłada by wyzwolić z magicznej rośliny jednego z patronów. Toshiro dzięki swojej księdze ma pewien plan, dość zawiły i może nie do końca zrozumiały dla niektórych, ale bardzo dokładnie przygotowany. Niedawno dzięki temu otworzyła się jakaś magiczna skrzyneczka w której trzeba wpisać kod. Biały basior już to uczyniła i teraz on i jego towarzyszka czekają na to co się wydarzy.
Nanami i Lelouch odnaleźli pewną jaskinie. Przepiękną aż dech zapiera! Postanowili, że pozostanie ich to miejsce małym sekrecikiem o który będą tylko oni znać. Jednak w grocie rosło pewne drzewo które okazało się pewną ich małą zgubą. Na roślinie rósł piękny owoc który samym wyglądem kusił. Nami z postanowiła zerwać owoc, w końcu co mogło się stać? Jednak ukryty był tam mechanizm który Nami poruszyła. Była to pułapka. Wadera spadła do podziemi gdzie żyła pewna wataha która zostawiła tam tą pułapkę. Nami ma teraz kłopoty, ale jej brat stara się z całych sił jej pomóc, jednak jego nadopiekuńczość się teraz bardzo jego siostrze przyda.
Annabell i Toshiro mają od jakiegoś czasu pewną misję. Stali się szpiegami i zbierają informacje o pewnej watasze. Ostatnio zostali niestety przyłapani na terenach obcych wilków jednak uciekli bez szwanku. Kiedy uciekali przez portal zabrali ze sobą pewnego dezertera z nieznanej watahy. Mówili by zaczął gadać o nieprzyjaciołach jednak milczał. W końcu Ann nie wytrzymała i doszło do rękoczynów co skończyły się bardzo nieprzyjemnie dla nieznajomego.
No i to wszystko w dzisiejszym wydaniu,
Do następnego!
Redaktorki ,,Wilczej łapy"

Od Dragonixy - Układanka ,,Lodowa Kraina", zadanie 4

Poniedziałek:
Ranek zapowiada się wietrznie i chłodno, lecz poza tym raczej spokojnie. Zachmurzenie będzie średnie, lecz z każdą godziną będzie się zagęszczać. W południe zacznie padać śnieg i będzie padał aż do wieczora. Temperatura nie będzie wzrastać powyżej -20 stopni Celsjusza. Nocą wiatr się wreszcie uspokoi, a temperatura lekko wzrośnie do -15 stopni. Chmury będą zapowiadać niebezpieczną burzę na następny dzień.

Wtorek:
Rano będzie bardzo ciemno, temperatura bliska -10, pełne zachmurzenie. W południe zrobi się gwałtownie lodowato, -30 stopni w porywach do -43, równie gwałtownie nastanie śnieżna burza. Smoki śnieżycy zaczną migrować, dlatego trzeba mieć się na baczności! Ostre wichury, grad o granulkach średnicy minimum 5cm, gromy i chłód nie ustaną aż do następnego ranka.

Środa:
Burza śnieżna będzie powoli ustawać, aż w końcu niebo całkowicie się oczyści, a temperatura ustabilizuje do -25 stopni Celsjusza. Będzie raczej bezwietrznie aż do wieczora, gdzie bryza będzie ostro mroziła ze wschodu. Nocą spadnie trochę śniegu, ale nie pokryje więcej niż 3 centymetry powierzchni Krainy. Znowu zbierze się drobne zachmurzenie, ale raczej mało znaczące.

Czwartek:
O świcie będzie można napotkać przelotne opady śniegu ku uciesze śnieżnych fenków. Śnieg będzie bardzo lepki, co mocno sprzyja kopaniu nor i utwardzaniu ich wejść. Powietrze będzie mocno przejrzyste, wspomagając dalekie widzenie. Temperatura przez cały dzień będzie się wahać między -15 a -25 stopni. Zachmurzenie znowu będzie się zbierać, a wieczorem niebo będzie zupełnie przykryte. W nocy spadnie grad o granulkach średnicy maksymalnie dwóch centymetrów.

Piątek:
Grad będzie padał do południa, a temperatura zacznie spadać nawet do -46 stopni. Przed zmierzchem zerwie się wichura wznosząca śnieżny puch wysoko wzwyż, pogarszając widoczność. Nawieje jeszcze więcej chmur z północy Krainy, zapowiadając śnieżycę na następny dzień. W nocy będzie trochę cieplej niż za dnia, ponieważ temperatura nie będzie schodzić niżej niż -28 stopni.

Sobota:
Tak jak o świcie będzie panować cisza i zastój powietrza, tak w południe ryknie wichura i śnieżyca zapanuje nad Krainą Lodu. To znak, że smoki śnieżycy znowu zaczną swe migracje. Śnieg będzie siepał aż do południa następnego dnia, lecz nocą lekko zelżeje, żeby o świcie znów wezbrać na sile. Chłód będzie ekstremalny, osiągnie rekordową temperaturę -64 stopni Celsjusza prawdopodobnie dokładnie o północy.

Niedziela:
W południe wszystko się już uspokoi, cała Kraina będzie pokryta delikatnym i sypkim śniegiem. Temperatura wzrośnie do -37 stopni i będzie rosła aż do -20. Niebo znów będzie czyste i słońce będzie delikatnie ogrzewać powietrze na następny tydzień. Wieczór będzie bezwietrzny, a w nocy znowu spadnie śnieg, rozrzucany leciutką bryzą.

Dziękuję bardzo, pogodynka Dragonixa, miłego tygodnia XD.

Od Dragonixy- Ukałdanka ,,Lodowa Kraina" zadanie 3

1. Smok śnieżycy.
Bestia wysoka na sześć metrów, a długa na dwanaście wraz z ogonem. Jej ślepia są zazwyczaj błękitne, a łuska biała, od łba odrastają kolce, które na szyi przeradzają się w następne twarde łuski, pokrywające cały grzbiet aż po czubek ogona, gdzie znów przybierają postać ostrych podłużnych igieł. Posiada dwa rzędy zębów, jeden rząd jest po zewnętrznej części pyska i zastępuje wargi, drugi rząd jest już wewnątrz tak jak zazwyczaj to bywa u zwierząt. Ma fioletowy cienki język, ostre szpony i ogromne skrzydła na rozpiętość czternastu metrów. Jest na tyle masywny, że jest w stanie bez większych problemów przetrwać śnieżycę bez konieczności skrywania się w jaskini, a nawet latać, dlatego jest nazwany smokiem śnieżycy. Zamieszkuje głównie jaskinie i oblega lodowce, często emigruje pod osłoną burz śnieżnych. Z reguły samotniki, które nie tolerują innych stworzeń. Rzadko kopulują, z ich miotów nie wykluwa się więcej niż trzy smoki, które do pewnego czasu dorastają pod okiem samotnej matki, ale kiedy tylko nauczą się latać i dbać o siebie, emigrują w swoich kierunkach i nawet jeśli rodzeństwo spotyka się po latach na swej drodze, jest do siebie tak mało przywiązane, że jest w stanie zabić się o swoje terytorium. Owe stworzenia posiadają umiejętność hipnozy, a łopocząc skrzydłami wywołują śnieżny wir, w którym są w stanie dopaść i zabić, lecz używają tej umiejętności tylko w ostateczności.

2. Lodowy golem.
Trzymetrowy człekopodobny stwór o skórze twardej jak skała. Jest szarawy, lecz lśni bielą i błękitem, zależy z jakiego kąta się spojrzy. Posiada niesamowitą siłę, potrafi rzucić przeciętnym wilkiem nawet na sto metrów w dal. Zazwyczaj stoi nieruchomo i czeka na swoją ofiarę, dopóki nie pojawi się odpowiednio blisko, ponieważ strasznie powolny z niego biegacz, za to bardzo wytrzymały i ciężki. Ma krótkie nogi i łapska sięgające ziemi, z postury przypomina wyprostowanego goryla. Głowy golemów różnią się od siebie znacznie kształtem, każdy tak naprawdę jest inny. Spotykają się czasem w grupach, lecz wolą przebywać w swoim własnym towarzystwie. Mieszkają pod lodowcami i wyglądają jak posągi. Nie posiadają magicznych mocy, jednak są tak ciężkie, że gdy podskoczą to tak mocno trzęsie się ziemia, że można się przewrócić!

3. Magiczny śnieżny fenek.
Płochliwy biały lisek z szarymi pręgami na plecach. Nie przekracza wysokością czterdziestu centymetrów i jest całkiem groźny jak na takie niepozorne stworzonko. Zamieszkuje te części Krainy, gdzie jest więcej miękkiego śniegu niż lodu, żeby móc drążyć tam tunele i żyć ze stadem. Kolor oczu danego fenka pokazuje, jaką mocą się on posługuje. Niebieskie oczy to moc wody lub mrozu, czerwone to moc krwi lub klątwy, fioletowe - wiatru lub umysłu, zielone - trucizny lub śmierci. Wobec innych zwierząt są ostrożne, ale raczej przyjazne, czarów używają w samoobronie bądź ostateczności. Są niesamowicie prędkie, w ułamku sekundy potrafią zakopać się w śniegu lub dobiec do swojego tunelu, który może znajdować się nawet dziesięć metrów od nich.

Od Dragonixy- Układanka ,,Lodowa Kraina", zadanie 2

Usłyszałam raz, że w pobliżu jest jakaś Lodowa Kraina. Cóż, było całkiem ciepło jak na początek wiosny, a ja byłam zgrzana po długim polowaniu, więc postanowiłam się tam przebiec mimo ostrzeżeń, że może być tam niebezpiecznie.
"A co mi tam - pomyślałam. - W sumie i tak mało zależy mi na życiu..."
Trafiłam na południe Stardust Forest w ciągu pół godziny nieustannego biegu i byłam zdyszana jak nigdy. Za to emanowałam szczęściem i chęcią poznania nowego terytorium. Weszłam na pierwsze śniegi i z każdym krokiem w stronę Krainy robiło się coraz chłodniej... W oddali widziałam pierwsze lodowce, niesamowicie ogromne i cudowne w swej istocie, pierwszy raz w życiu ujrzałam coś takiego na własne oczy! Łaziłam po zimnym śniegu z pyskiem rozwartym ze zdumienia i podeszłam blisko do pierwszego lodowca. Był taki stromy i olbrzymi... Potem podeszłam do jakiegoś lodowego pomnika i wydawał się dziwnie... ciepły. I pachniał tak, jakby żył... Ostrożnie zaczęłam obwąchiwać obiekt, aż w końcu udało mi się zajść na tyle blisko żeby stwierdzić, że chyba nie jest zagrożeniem. Podziwiałam jego wielkość i niesamowitą szczegółowość, aż zaczęłam się zastanawiać jakim artystą musiał być wilk, który tego dokonał!... W pewnym momencie odwróciłam się od niego i poszłam dalej zwiedzać, lecz nagle poczułam, że coś mnie chwyta! O matko... To pomnik!!!
Szarpałam się niesamowicie i próbowałam gryźć jego łapsko, lecz skóra stwora była tak twarda, że prawie łamałam sobie o nią zęby. Gdy spojrzałam na niego znów zorientowałam się, że może to lodowy golem, przed którym ostrzegali mnie członkowie watahy... Cholipa. Czyli mam przerąbane. Golem ryknął i rzucił mnie o przeciwległy lodowiec, lecz był na tyle daleko, że zdołałam wyhamować skrzydłami i odlecieć w inne miejsce, z dala od niebezpieczeństwa. Stwór próbował jeszcze za mną biec, lecz nie był na tyle szybki, żeby dotrzymać mi tempa.
Wreszcie zagłębiłam się bardziej w Krainę i postanowiłam wylądować w jakiejś lodowej jamie, która wydawała się być całkiem ciekawa z zewnątrz. Wleciałam tam, strzepnęłam skrzydłami i weszłam ostrożnie do środka. Było tu troszkę cieplej niż wszędzie dookoła, ale za to tak cudownie, że aż oniemiałam... Te wszystkie sople, kapiąca woda i płynący środkiem strumień... Gładkie ściany, wszystko spowite błękitem... Byłam tak olśniona tym widokiem, że wreszcie poślizgnęłam się i upadłam tak niefortunnie, że straciłam przytomność.
Kiedy się obudziłam, leżałam wciąż w tym samym miejscu, ale przyglądał mi się mały śnieżnobiały smok zastanawiając się pewnie, czy nadaję się do jedzenia. Wstałam i przestraszyłam go, przez co z piskiem uciekł wgłąb jamy. Rozbawiło mnie to na moment, dopóki nie doszedł do mnie ból głowy... Spojrzałam na podłoże i zorientowałam się, że pozostawiłam po sobie niewielką kałużę krwi. Dotknęłam delikatnie łapą tyłu głowy i poczułam pod opuszkami ranę. Ból był niesamowity, tak samo jak zamulenie jakie mnie wtedy chwyciło... Niespodziewanie zatrzęsła się ziemia. I znów... i znów! Ciężkie kroki zbliżały się w moją stronę... Czyżby... rodzic smoka? O nie!
Czym prędzej wyleciałam z jamy nie zważając na swój aktualny stan i osłabienie, żeby ruszyć na północ w stronę terenów watahy. Zaraz za mną z niesamowitą prędkością wypruła z jamy spora smoczyca, chcąca obronić swojego miejsca do spoczynku i pisklęcia. Byłam zbyt wolna, więc musiałam się bronić. Przybrałam smoczą postać i stawiłam jej czoła. Byłam niewiele mniejsza od niej w tej chwili, jednak dalej bałam się o własne życie. Bestia zatrzymała się parę metrów ode mnie w powietrzu i przemówiła:
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej jamy, zmiennokształtna! - po czym zionęła niebieskim ogniem w moją stronę.
Zrobiłam manewr, by uniknąć jej ataku, lecz nie odpowiedziałam jej tym samym. I tak byłam zbyt słaba, by walczyć.
- Przepraszam! - zawołałam do niej. - To nie było celowe, po prostu zwiedzałam!
Nie tłumacząc się więcej wróciłam do pokrytych wiosenną zielenią lasów...

Od Dragonixy- Układanka ,,Lodowa Kraina", zadanie 1

Kraina, przez którą przenika niezmierny chłód, wieje lodem i prószy śniegiem. Pełno tu lodowców i niebezpiecznych stworzeń przystosowanych do tak zimnego klimatu. Między wzniesieniami z twardego niczym skała lodu płynie wartko rzeka Mizu no Yume. Jej brzegi są zaledwie przymarznięte, a wypływa ona ze szczytu jednej z lodowych skał, gdzie znajduje się piękna jama, cała błękitna i lśniąca od kapiącej tam wody. Jaskinia wygląda niemal jak tunel z gładkimi ścianami, z którego szczytu zwisają ostre jak igły stalaktyty, a u stóp stalagmity, które często łączą się ze stalaktytami tworząc stalagnaty. Teren Lodowej Krainy poza wszystkimi lodowcami i górami śniegu jest ogólnie płaski i można tu pobawić się śmiało w łyżwiarza.

sobota, 12 marca 2016

Od Shiori do Steva

Patrzyłam się z przerażeniem w oczach na to jak mężczyzna pozbawia mnie dwukolorowych włosów. Nie miałam jak się szarpać przez jego mocny uścisk. Cała drżałam patrząc jak kolejne kosmyki opadają na lodowy stół, musiałam leżeć spokojnie choć było to trudne.
-Już ostatni.
Wyszeptał mój oprawca po czym obciął kruczoczarne pasmo. Otrzepał moje futro na karku po czym obejrzał łapy. Dokładnie oglądał według niego "przebarwione" futro marszcząc czoło. Zrzucił mnie ze stołu po czym przywiązał do jednego z posągów. Na stół wziął Steve'a, związał mu pysk liną po czym chwycił jeden z jego ogonów. Zaczął dokładnie oglądać jego czarne futro na jego końcu, chwycił nożyczki i zbliżył je do futra. Steve zaczął się szarpać i machać ogonami i skrzydłami jak wściekły.
-Zapomniałem o tym.
Mężczyzna chwycił skrzydła wilka i złożył je tak żeby ich nie złamać. Związał samca w pasie razem ze skrzydłami. Steve warczał i patrzył z nienawiścią na mężczyznę który starał się utrzymać puszysty ogon. Obserwując to odczuwałam różne emocje...złość, smutek, nienawiść, żal. Żal jako, że Steve nic nie zrobił a ja gotowa byłam rzucić się na niego. Wzięłam głęboki oddech i postanowiłam zaryzykować. Odbiłam się od ośnieżonej posadzki i tym samym rzuciłam się na naszego "oprawcę". Zęby wbiłam w jego ramię, jednak on nie wydał z siebie żadnego dźwięku. Jedynie chwycił mnie za dolną szczękę u rozwarł ją po czym odrzucił mnie.
-Powinienem wyrwać ci te kły.
Wycedził i otrzepał ramię z którego po chwili kapała krew, zacisnęłam zęby po czym podniosłam się i skoczyłam na niego ponownie. Kolejna próba tak jak pierwsza nie zrobily na nim wrażenia.
-Shi...błagam przestań.
Ledwo słyszalny szept Steva przedarł się do moich uszu, zmierzyłam basiora pytającym spojrzeniem. On jedynie zamknął powieki.

(Steve ? Wybacz, że długo oraz że takie krótkie...życie)

czwartek, 10 marca 2016

Od Dragonixy- ,,Jak trafiłam do watahy"

Moment, w którym Alpha ogłosiła wszystkim, że Wataha Krwawego Diamentu zostaje rozwiązana, był dla mnie smutnym przeżyciem. Nie tylko dla mnie, lecz również dla całej sfory... Wszyscy żegnali się ze sobą i rozchodzili się w swoich kierunkach, jedni cali we łzach, inni jakby to już było dla nich zupełnie rutynowe... Ja ucałowałam w czoło basiora, który mi się spodobał i przytuliłam waderę, z którą udało mi się zaprzyjaźnić, po czym wzbiłam się w powietrze na poszukiwanie dalszych przygód...
Kilka miesięcy odpoczynku w owej watasze jednak dobrze mi zrobiło po latach tułaczki. Z drugiej strony, brakowało mi powoli większych wędrówek, zarówno jak i nowych terenów do odkrycia. Wiatr świstał mi w uszach, wypełniał błony w skrzydłach i opływał smukłe ciało. Niesforna grzywka rozdmuchiwana była na wszelkie strony. Mieszane uczucia kotłowały się we mnie tak jak myśli w głowie - co ja ze sobą znowu zrobię? Czy znalezienie nowej watahy coś przyniesie, czy też znowu ruszę w bezkresną podróż?
Z czasem ramiona skrzydeł zaczynały pobolewać od nieustannego miarowego łopotu i oporu wiatru przy szybowaniu, więc wyszukałam jakieś miejsce dogodne do lądowania. Łapy zetknęły się z ziemią i lekko się ugięły pode mną, jakby na moment zapomniały, jak to jest mieć grunt pod sobą. Strzepnęłam kilka razy skrzydłami, po czym umościłam je wygodnie wzdłuż talii. Spojrzałam w niebo pokryte częściowo zaróżowionymi i pomarańczowymi chmurami, przechodzące delikatnie w fiolety i błękitne szarości, następnie w niemal czernie na ciemniejszej stronie nieba. Zbliżał się zmierzch... Pora na odpoczynek.
Przechadzałam się po cichym lesie słysząc tylko pokrakiwanie wron i własne kroki stawiane na wilgotnej od wczorajszego deszczu ściółce. Powietrze milczało, a drzewa usypiały, niczym starce oczekujące, że już nigdy się nie obudzą... Wtem ciszę przerwało wycie. Co chwila przyłączały się kolejne liczne głosy, przyjaciele, pary, rodziny z dziećmi... Wataha! Czy to moje szczęście? Z nadzieją zawyłam w odpowiedzi, kiedy większość wilków ucichła. Oczekiwałam sygnału... Znowu wyją! Pobiegłam w stronę głosów, zmęczona i głodna po całodziennym locie, odnalazłam sforę na polanie.
Pełno magicznych wilków spojrzało w moją stronę niemal w tym samym momencie gdy wybiegłam na brzeg lasu. Było wiele obojętnych osobników, ale równie sporo przywitało mnie z uśmiechem na pysku. Nagle podeszła do mnie czarna wadera o błękitnych oczach, niebieskiej grzywce i nosie, z białymi uszami i przedstawiła się jako Alpha watahy.
- Jak ci na imię? - spytała mnie.
- Jestem Dragonixa - odparłam.
- Szukasz może watahy? Z chęcią przyjmę cię do naszego grona.
Zastanowiłam się chwilę. Czy jestem na to gotowa? Ledwo co rozsypała się sfora, w której prawie odnalazłam dom, a tu już zaraz kolejna... W sumie gdzieś musiałam w świecie znaleźć swoje miejsce, a w żołądku przewracało mi się od pustki łaknącej pożywienia. Uśmiechnęłam się przyjaźnie.
- Czemu nie - stwierdziłam w końcu. - Mogę się do was przyłączyć.
- Wspaniale! - uradowała się wadera. - Nazywam się Ashita. Chodź na chwilę na bok i powiedz coś o sobie, a cię zarejestruję. Potem poznaj kogo tylko zapragniesz, wszyscy jesteśmy otwarci na nowych osobników.
Opowiedziałam wszystko co kazała mi Ashita żebym została poprawnie zarejestrowana, a następnie zamiast najpierw przywitać się ze wszystkimi, umościłam się wygodnie pod krzewem, skubnęłam trawy na wyczyszczenie kłów i zasnęłam...
Rano otworzyłam oczy i zobaczyłam trenujące szczeniaki. To był mój doskonały dzień na to, żeby coś upolować, zjeść i kogoś wreszcie tu poznać. W lesie udało mi się schwytać zająca i ze smakiem go skonsumowałam, pozostawiając tylko kości. Następnie znowu przystanęłam na polanie i obserwowałam członków swojej nowej watahy... Wreszcie ktoś podszedł się przywitać.

>>Ktoś kontynuuje?<<

środa, 9 marca 2016

Profil wilka- Dragonixa

Imię: Dragonixa
Przezwisko/ ksywka: Draga, ewentualnie Dragi
Motto: Twoje cierpienie cię wyzwoli.
Wiek: 5
Płeć: wadera
Charakter: Jest bardzo emocjonalna i każda jej reakcja opiera się na afektowanych uczuciach. Zazwyczaj jednak jest bardzo pogodna i lubi poznawać nowe wilki. Często zdarza się jej zwieszać, jako że przeszłość mocno dała jej się we znaki... Kiedy się otworzy, lubi tą przeszłość wyjawiać i mimo że powtarzała te opowieści tyle razy, nadal przyprawiają ją o krwawe łzy...
Lubi: Poznawać nowe wilki, bawić się, pomagać innym w ich problemach, zarówno fizycznych jak i mentalnych, pocieszać.
Nie lubi: Chamstwa, kłamstwa, oszustwa, ranienia innych.
Boi się: Powrotu swojego najgorszego wroga oraz że wszystko co najgorsze może się powtórzyć...
Aparycja: Jest to wadera o niemal czarnej sierści, z jej grzbietu wyrastają czerwone skrzydła. Oczy przykryte są gęstą czarną grzywką ze szkarłatnym pasemkiem i inne wilki czasem się zastanawiają, czy w ogóle cokolwiek przez nią widzi. Czerwona sierść przejawia się również na łapach, plecach oraz pręgach na ogonie.
Hierarchia: zwykły członek
Profesja: medyk
Żywioł: krew
Moce: Zatrucie własną krwią przez ugryzienie przeciwnika, przyspieszanie krzepnięcia krwi u siebie i u innych, uwalnianie z ciała rozciągliwych szponów z zakrzepniętej krwi, przemiana w smoka.
Umiejętności: Latanie, jest bardzo dobra w unikaniu ciosów.
Historia: Dragonixa urodziła się w gęstym lesie, jej rodzice byli zwykłymi wilkami, a ona dzięki temu bardzo mocno się wyróżniała. Mimo to kochali ją, nie ważne jaka była jej aparycja. Pewnego dnia matka podarowała jej Magiczny Pas Wojny, którego właściwości owa wilczyca do dziś nie zna. Z początku jej skrzydła były pierzaste, a grzywka kruczoczarna, bez żadnych czerwonych elementów. Pewnego dnia, przy nauce latania, pokłóciła się z rodzicami i uciekła w las, gdzie natknęła się na swojego najgorszego wroga... Nazywał się Throgall, był ogromnej postury czarnym basiorem o toksycznie zielonych błonach w skrzydłach, a jego oczy jarzyły się zielonkawym płomieniem. Zaproponował małej Dragoniksie dawkę złej mocy, żeby "zrobić rodzicom na złość". Była nierozsądnym szczeniakiem, ponieważ na to przystała... I w ten sposób Throgall wykorzystał krew jej rodziców na rytuał, który zmienił jej skrzydła w błoniaste, a grzywka została ucięta, co pozostawiło na niej krwawy ślad... Po tym nazwał ją morderczynią i pokazał z jakiego powodu. Zobaczyła swoich rodziców martwych, co przyprawiło ją o traumę, której nie była w stanie się pozbyć. Uciekła z lasu i spotkała małego odrzuconego wilczka, który szybko stał się jej przyjacielem, a kiedy skończyli oboje rok - kochankiem. Dwa miesiące żyli szczęśliwie, ona i Gergoden (Greg), lecz na samotnym spacerze znów spotkała Throgalla.. Próbowała go zwalczyć, lecz była zbyt słaba... Do potyczki przyłączył się Greg, lecz szybko stracił przytomność jak został rzucony przez czarnego basiora o drzewo. Następnie rzucił w niego Dragonixą, a uderzenie spowodowało jego śmierć. Wtedy znów nazwał wilczycę morderczynią, co wyzwoliło z niej moc, którą wróg jej nadał - przemianę w smoka. Wyszarpnęła mu łeb z karku, po czym zaniosła ciało swego kochanka, żeby je spalić w dogodnym miejscu. Błąkała się samotnie, aż natknęła się na wilczycę, która zaprowadziła ją do swojej watahy. Tam Alpha przydzieliła jej moc krwi. Nocą Dragonixa wspominała swoich rodziców i kochanka, przez co zaczęła po raz pierwszy płakać krwią z każdej czerwonej plamy na jej ciele. Wreszcie półprzytomna ujrzała duchy swoich rodziców i Grega, które uświadomiły ją, że to nie jej wina, a i tak musi dokonać zemsty. Wkrótce Throgall zaatakował znów... odrodzony. Przy jednej potyczce Dragonixa napotkała małego wilczka, YinJacka, o niesamowitej mocy, który uznał ją za swoją mamę. Pewnego dnia zachował się dziwnie... Oczekiwał swego brata bliźniaka - YangJake'a. Pojawił się od i stoczyli oni niesłychaną walkę w towarzystwie czarno-białych chmur i piorunów, lecz nikt nie mógł ich rozdzielić, ponieważ YinJack ostrzegł, że zaatakowanie jego brata przyniesie dozgonne nieszczęście. Niestety, Alpha watahy zaatakowała YangJake'a i wyzionął z niego czarny duch nieszczęść, przemieniając go ze szczeniaka w spróchniałego starca, który momentalnie zniknął. YinJack powiedział, że śmierć Alphy i jej watahy nastanie już następnego dnia. I rzeczywiście, następnego dnia Throgall ze swoją armią nieumarłych zaatakował watahę. Bitwa trwała cały dzień bez przerwy... Wreszcie nie pozostało już nikogo, dumna wataha poległa, przy życiu pozostali tylko Dragonixa, YinJack oraz wilczyca, która zaprosiła waderę do watahy. Ta wilczyca została zgwałcona i bardzo mocno okaleczona przez półmartwe wilki, przez co była bliska śmierci... Odnalazła ich grupa wilków z innej watahy, która obserwowała bieg wydarzeń i chciała przygarnąć tych, co przetrwają. Tak się stało. Nie było to zbyt dobre stado... Małe wilczątka dokuczały YinJackowi, aż jeden zaatakował go, wyzwalając białego ducha fortuny, którego owy wilk przekazał swojej przybranej matce. Już jako starzec, zniknął... Poprzez przerwanie walki o stanowisko Bety w tej watasze, Dragonixa została wygnana. Dzięki temu trafiła do Wilczej Watahy Prawdy, z której po latach odeszła... Po dwóch latach tułaczki trafiła do Watahy Krwawego Diamentu, która szybko się rozpadła, więc kontynuowała tułaczkę, aż wreszcie trafiła tutaj przypadkiem...
Rodzina: rodzice nie żyją, nie ma rodzeństwa, przybrany syn żyje w niej jako duch fortuny.
Partner: nie żyje
Potomstwo: brak
Patron: Unmei
 Talizman: Magiczny Pas Wojny, którego właściwości Dragonixa po dziś dzień nie zna
Próbka głosu: Otep - Where The River Ends
Towarzysz: brak
Cel: odnaleźć i pokonać swojego odwiecznego wroga...
Inne zdjęcia: 
Smocza postać:
 Dodatkowe informacje: Dragonixa płacze krwią, nie tylko z oczu, ale z każdego czerwonego skrawka na jej ciele.
Przedmioty: Punkty do statystyk
Statystyki: 50
Siła: 6 ; Zwinność 12 ; Siła magiczna: 9 ; Wytrzymałość: 8 ; Szybkość: 9 ; Inteligencja: 6 ;
ZK (Złote Krążki):303
Pochwały: 0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 0
Właściciel: Dragonixa12 lub kamila.haas@gmail.com

niedziela, 6 marca 2016

Od Klairney cd Miradez

Nowy dzień w watasze. Słońce jak zwykle mocno świeciło, a na dworze wiał delikatny wietrzyk. Wyjrzałam z jaskini chcąc powdychać świeżego powietrza. Wydreptałam z jaskini i udałam się na zwiady. Będąc nieopodal Wodospadu Mizu postanowiłam zajrzeć tam czy woda rozmarzła już do końca, czy może trzeba jej pomóc. Skierowałam się w stronę Wodospadu. Zatrzymałam się dosłownie kilka metrów od polanki otaczającej tę część watahy gdyż zauważyłam wilka nad brzegiem Wodospadu. Dokładniej to była wadera. Uśmiechnęłam się i podeszłam. Zaszeleściłam cicho krzakami, a przybyszka niemal podskoczyła ze strachu.
- Spokojnie. Nic ci nie zrobię. - powiedziałam spokojnym tonem. Wadera odwróciła się. Wilczyca nosiła owinięty na szyi czerwony szalik, a z szyi zwisał jej pory kieł. Całe futro było w kolorze beżu podchodzącego pod kolor kości słoniowej, a od łopatek po końcówkę ogona ciągnął się brązowy pas. Oczy miała spore i w kolorze purpurowego. Zauważyła mnie co było oczywiste, ponieważ tylko trzeba spojrzeć na moje futro. Po prostu zamaskuję się z krzakach, no haha [xd]. Podeszłam do wadery,a ta spojrzała się na mnie niepewnym wzrokiem.
- Witaj - zaczęłam. - Jestem Klairney, ale mów mi proszę Klair. Jesteś nowa w watasze?
- No em.. Tak - jąknęła niepewnie.
- Nie musisz się mnie obawiać, choć oprowadzę cię. A tak w ogóle to czemu siedzisz tu tak sama? - spytałam łagodnym tonem.
- Cóż, kiedy dostałam się do tej watahy to Alfa który mnie przyjął to basior. Po drodze tu spotkałam kolejne wilki, również basiory i może z4 wadery. Nie lubię zbyt towarzystwa basiorów, czuję się po prostu niezręcznie... - wytłumaczyła.
- A spoko, przy mnie nie musisz się krępować. Zachowuj się jak skończona idiotka, a mnie to nie ruszy - zaśmiałam się. - To co, idziemy?

<Miradez? Dobry początek?>

Od Klair cd Tomoe

Wilk czekał w napięciu na słowa Ash. Widać było, że strasznie się denerwuje, chociaż nie miał czego się bać.
- A więc zgoda. Możesz do nas dołączyć. - Powiedziała w końcu Ashi, a Tomoe odetchnął. - Jednakże powiedz mi w czym się specjalizujesz.
- Więc... Um... Dogaduję się ze zwierzętami i znam się na leczeniu. - odparł lekko spięty wilk.
- Więc zostaniesz Medykiem, dobrze? - spytała Ashita.
- Tak jest! - powiedział.
- Klair. - Alfa zwróciła się do mnie. - Odprowadź go proszę do jaskini Medyków i powiedz mu co i jak, a następnie przedstaw mu jego współpracowników, dobrze?
- Robi się! - uśmiechnęłam się. - Dzięki Ash, papa!
Odwróciłam się i popchnęłam basiora, aby się ruszył. Chwilę potem byliśmy już w drodze do jaskini Medyków. Mijaliśmy powoli kolejne pagórki, łąki i drzewa. Wilk rozglądał się dookoła ciesząc się każdą chwilą. Stanęłam w pewnej chwili w miejscu i zwróciłam się w stronę Tomoe.
- Słuchaj, chyba mam ci powiedzieć czym zajmują się Medycy, w czym się specjalizują i ogólnie wprowadzić cię w zawód, tak?
- No tak. - odparł.
- Więc - usiadłam na trawie. - Medycy u nas zajmują się leczeniem innych, a także pomagają czasem Magom, Zielarzom oraz Uzdrowicielom w przygotowaniu eliksirów i tego typu rzeczy. Specjalizują się w szybkim diagnozowaniu różnych chorób, znajdowaniu na nie lekarstw bądź po protu opatrywaniu skaleczeń. Codziennie jeden Medyk wychodzi nazbierać potrzebnych ziół, a inny zostaje w jaskini na wypadek gdyby ktoś przybył prosić o pomoc. Zawsze Medycy muszą nosić przy sobie bandaże i mieć dostęp do wody, ziół i oczywiście do Księgi gdzie jak przypuszczam znajduje się większość lekarstw na różne choroby. Twoi współpracownicy to Meredith i Esmeralda. Spotkasz je w jaskini, ponieważ jest teraz przedwiośnie to większość wilków dostaje kataru i Medyczki wychodzą wieczorem nazbierać ziół które rozkwitają o późnych godzinach. Tak z grubsza to tyle. - Uśmiechnęłam się.
- Dosyć sporo wiesz na temat Medyków. - zauważył.
- Tak, chociaż sama jestem Zwiadowcą to moja pozycja w Hierarchii mówi sama za siebie. - odarłam.
- W sensie? - uniósł brew.
- Ah... Delty zajmują się głównie witaniem nowych w watasze bądź jak w tym przypadku zachęcaniem ich do dołączenia - uśmiechnęłam się. - Dosyć sporo wiem na temat profesji w watasze, ale myślę, że to dlatego, że jestem tu już dosyć długo.
- Aha, to gdzie jest jaskinia Medyków? - spytał zmieniając temat.
- Jeszcze z 10 minut drogi. - odparłam.
- To w drogę! - uśmiechnął się.
Ruszyliśmy dalej. Po drodze opowiadałam mu o poszczególnych miejscach w watasze, np. że do Alei Zakochanych przychodzą wilki zakochane w sobie nawzajem lub, że to dobre miejsce na wyznanie miłosne. Innym razem opowideziałam mu o Spiczastych Górach, chodzi się tam, aby potrenować wytrzymałość.
Po kilku minutach drogi dotarliśmy na miejsce. Ustałam przed wejściem do jaskini i zawyłam głośno. Zaraz z głębi groty wyłoniła się Mei.
- Cześć Mei, to jest Tomoe. Nowy Medyk - zaczęłam przyjaźnie.
- Super, witaj Tomoe, Jestem Meredith, jedna z Medyczek. Przyda nam się dodatkowa para łap do pracy. - odparła z uśmiechem.
- Mi również miło. - skłonił się lekko.
- To może zostawię was i wyjaśnicie sobie wszystko co i jak, dobra? - spytałam cofając się.

<Tomoe? Lekki BW>

Od Klair cd Toshiro

To co powiedział przed chwilą basior wydawało mi się dziwne. Skoro mamy, aż tyle możliwości to czemu mamy mieszać ze sobą nasze moce? Oczywiście ja nie miałam nic do gadania w kwestii mieszania żywiołów. Midori chrapie sobie spokojnie w tym drzewie, ale nigdy nie wiadomo czy nie rzuci jakiegoś zaklęcia przez sen. To by było rzecz jasna dziwne, ale i ciekawe przeżycie. Może Tosh miał rację. Jedyną opcją może być zmieszanie naszych mocy i próbowanie rozszyfrować ten zamek. Może i potrzeba do tego tyle wysiłku, ale ja nie mam zamiaru zostać tu,ani chwili dłużej. Podeszłam do drzewa i jedną łapkę przyłożyłam do korzenia. Wyczułam dużą ilość magicznej energii, a to oznacza, że drzewo może się bronić. Zerknęłam na ślady na pniu i przymrużyłam lekko oczy. Przekręciłam łepek i zaczęłam mamrotać coś w stylu "Zamek jest tym czego się nie spodziewacie". Tosh był wyraźnie zdziwiony. Podszedł do mnie i spojrzał się w moją stronę pytającym wzrokiem.
- O co chodzi? - rzucił. - Nie zrozumiałaś...?
- Zrozumiałam tyle, że to drzewo - wymamrotałam po cichu.- będzie się bronić.
- Bronić? Niby skąd to wiesz? Przecież jeśli spróbujemy połączyć nasze moce i otworzyć zamek to uwolnimy Midor'ego i wydostaniemy się stąd. - odparł.
- Tak, ale wyczuwam dużą ilość magicznej energii, a to oznacza, że drzewo może wytworzyć coś w rodzaju tarczy ochronnej i nie uda nam się dostać do korzeni. - powiedziałam. - Mało tego, kiedy spojrzałam się na rysy na pniu, ułożył mi się napis "Zamek jest tym czego się nie spodziewacie" czyli, że połączenie naszych mocy może pójść na marne. Nawet jeśli uda nam się znaleźć ten zamek to nie oznacza, że go otworzymy.
- Wow... - wymsknęło mu się.
- Co? Zdziwiony? Ja chociaż mówię w taki sposób, że nikomu nie chce się spać. - odparłam z uśmiechem.
- Czyli sugerujesz, żeby najpierw zbadać pień i upewnić się, że uda nam się otworzyć zamek?
- Nie do końca. Powinniśmy wpierw przyjrzeć się temu pniu, znaleźć jego słaby punkt i znaleźć sposób na ominięcie tarczy.
- A ty nie wiedziałaś skąd ja tyle wiem, a teraz sama mnie pouczasz. - powiedział z lekkim niedowierzaniem w moje możliwości. - Nawet jeśli ta cała tarcza istnieje i drzewo jest odporniejsze niż nasze moce to nie przekonamy się póki nie spróbujemy połączyć naszych mocy! - krzyknął ostatnie słowo.
Odwróciłam wzrok i spojrzałam na drzewo. Położyłam się i przykryłam pyszczek łapkami.
- Ja już nie wiem, ty mówisz swoje ja swoje, a czasu nam nie przybywa! - powiedziałam zrezygnowana.
- Klair, pamiętaj, że nie pozwolę cię skrzywdzić. Możemy chociaż spróbować? - położył się obok mnie i oparł łapkę na moim ramieniu.
- Zgoda. - uśmiechnęłam się odsłaniając pyszczek. - To powiedz tylko jak.
- Już się robi! - odwzajemnił uśmiech. - Możemy zrobić to w taki najłatwiejszy sposób. Wystarczy, że kiedy jedno z nas rzuci jakieś zaklęcie na to drzewo z konkretnego miejsca i za pomocą konkretnego żywiołu to drugie rzuci zaklęcie przeciwne za pomocą przeciwieństwa żywiołu pierwszego wilka. W ten sposób pomieszamy nasze moce i stworzymy wyjątkowo trudne, jak i potężne zaklęcie zdolne do otworzenia pnia drzewa które odsłoni nam zamek. Czar który musimy stworzyć powinien być długotrwały, abyśmy zdążyli otworzyć zamek.
- Dobra to jakich żywiołów użyjemy? - uniosłam brew.
- Może użyjemy mojej Kuli Światła, a ty...
- Błyskawicy? - przerwałam mu widząc, że ma mały problem z dobraniem jednej z moich mocy.
- Powinno być dobrze. To co, gotowa? - uśmiechnął się.
- Zawsze i wszędzie! - odwzajemniłam uśmiech.
Ustawiliśmy się w odpowiedniej odległości od siebie czyli jakieś 3 metry dzieliły nas od siebie. Tosh zebrał moc w sobie i namierzył drzewo mówiąc pod nosem "Kula Światła". Natychmiast wokół niego pojawił się wir, a przed łbem basiora zaczęła tworzyć się potężna kula energii. Wilk próbował utrzymać zaklęcie na tyle długo, abym ja zdążyła rzucić swoje. Tupnęłam raz w ziemię po czym krzyknęłam "Błyskawica!". Na niebie pojawiły się czarne chmury, a ja namierzyłam drzewo i czekałam na sygnał od basiora.
- Teraz! - krzyknął po chwili. Oboje rzuciliśmy zaklęcia wymierzone w drzewo. Dwie potężne smugi zaklęć biegły w stronę drzewa. Jedna koloru żółci i białego, a druga koloru ciemnego fioletu pomieszana z granatem. Oba zaklęcia uderzyły w pień drzewa z bardzo dużą siłą wywołując bardzo głośny lub nawet ponaddźwiękowy huk. Sufit jaskini zaczął się sypać. Co chwila tu i ówdzie spadały kamienie i wielkie strumienie gruzu. Siedziałam skulona na ziemi nie zauważając lecącego wielkiego głazu. Usłyszałam świst, a następnie coś białego skoczyło na mnie odpychając mnie z celu kamienia. Był to Tosiek, odepchnął mnie i sam podbiegł do mnie osłaniając mnie. Kolejne głazy spadały jakby z nieba, a ziemia poczęła się trząść. Nie wiedziałam już czy udało się czy nie, ale wiedziałam jedno: Trzeba uciekać! Złapałam basiora za łapę i pobiegłam w stronę drzewa. Kryłam się razem z basiorem pod jednym z korzeni i dopiero teraz zauważyliśmy coś czego się nie spodziewaliśmy... Przed nami lewitowała jakaś kwadratowa krzynka, a wokół niej wiły się kryształowe liany. Od całego widowiska biło potężne wręcz oślepiające światło. Wyciągnęłam łapę w stronę skrzyneczki, a ta otworzyła się odsłaniając pole do wpisania szyfru. Nie trzeba było jednak wpisać kilku cyfrowego szyfru, wręcz przeciwnie. Ktoś był tym szyfrem, w polu znajdowało się miejsce na wpisanie imienia tego kogoś. Otworzyłam szerzej oczy po czym przetarłam je łapą chcąc upewnić się, że to dzieje się naprawdę. Czy to możliwe, że kluczem jest jakiś wilk?
- Klair! - jakiś głośny krzyk wydobył się spod stosu gruzu. Natychmiast odwróciłam się w stronę głosu. Zauważyłam tam Tośka próbującego wydostać się spod piachu i odłamków kamieni które nadal sypały się z sufitu. Bardzo szybko przebierałam łapkami, aby tylko odszukać basiora. W końcu mi się udało. Odkopałam jedną z jego przednich łap. Złapałam za nią i wyciągnęłam basiora. Zabrałam go w bezpieczne miejsce i czekałam. Po kilku minutach odzyskał przytomność i spojrzał się na mnie. Widać było, że to zaklęcie wymagało od niego sporo wysiłku, a po za tym obiecał, ze będzie mnie chronić... Bez chwili namysłu przytuliłam mocno basiora wtulając się w jego futro.
- Dziękuję. - szepnęłam.
- Nie ma za co. W końcu obiecałem cię chronić. - odparł pokasłując lekko. - Wszystko na zewnątrz jest zasypane gruzem i mnóstwem kamieni, jak mamy znaleźć ten zamek?
- Chyba już go znalazłam. - cmoknęłam go w policzek po czym poprowadziłam w głąb naszej kryjówki. Pokazałam mu skrzyneczkę z miejscem na wpisanie imienia. Pole na litery miało dużo miejsc więc pewnie wilk miał długie imię, albo jest to tak zrobione na specjalnie, żeby każde imię pasowało, ale nie oznaczało to, że otworzy się zamek. Wilk przyjrzał się miejscu na szyfr, a następnie spojrzał na mnie.
- Jak myślisz, czyje imię jest szyfrem? - spytał.
- A może nie imię, a imiona? - odparłam opierając się o bok basiora.
- Naprawdę myślisz, że...? - spytał, ale przerwałam mu.
- Że może szyfrem są imiona dwóch wilków. - powiedziałam. - Ale dlaczego?
- Może dlatego, że nie dla wszystkich życie jej ukochanej osoby jest tak ważne... - jakiś głos rozległ się wokół nas.
- Co to ma znaczyć? - spytałam lekko zdezorientowana.
- Chyba już znam rozwiązanie tej zagadki. - powiedział Tosh wpisując kolejne litery szyfru... - Mam nadzieję, że to to.
Wpisał kolejne litery szyfru: K-l-a-i-r-n-e-y_i_T-o-s-h-i-r-o. Zapełnił całe miejsce na szyfr. Teraz wystarczyło tylko czekać...

<Tosh? Specjalnie dla ciebie całe 1210 słów :3 >

Profil wilka- Miradez

Imię: Miradez
Przezwisko/ ksywka: Mirada, Mira, Miruś, Morteł;
Motto:
"To niemożliwe..." - powiedział rozsądek
"To ryzykowne..." - powiedziało doświadczenie
"To bezsensowne..." - powiedziała duma
"Mimo wszystko spróbuj" - powiedziało serce
Wiek: 2,5 roku || 18 września
Płeć: Wadera, wadera...
Charakter: Miradez to nader pobudliwa wadera, nie może usiedzieć w miejscu. Kiedyś nie potrafiła zapanować nad swoim żywiołem, i żeby zdobyć równowagę, musiała uczęszczać na wyjątkowo trudne treningi. Dzięki temu stała się niezależna i wytrwała. Nie lubi, gdy towarzystwo ją ignoruje. Może to dziwne, ale czuje się wtedy bezwartościowa i niedoceniana.
Można powiedzieć, że nie lubi zbytniego towarzystwa basiorów. Czuje się przy nich niezręcznie i... dziwnie. Nie potrafi się wtedy skupić na najprostszych rzeczach. Chociaż nie znaczy to, że nie zaufa żadnemu z nich. Potrzebuje czasu, by się przyzwyczaić.
Zazwyczaj na początku znajomości, mało mówi. Co potwierdza jej wrodzoną nieśmiałość. Z czasem stanie się coraz bardziej pewna siebie i uśmiechnięta.
Nie chcę także wtrącać się w sprawy innych, woli jeszcze pożyć te kilka lat w spokoju. Przecież prawie nigdy nie ma się pewności, kiedy podsłucha się czyjąś rozmowę, że nie zostanie się zabitym, prawda?
Często także (głównie podczas pełni) potrafi być oschła, niemiła i wredna. Wtedy najczęściej ignoruje innych, rzuca kąśliwymi uwagami oraz nie może się powstrzymać od sarkazmu i ironii.
Lubi:
- Noc
- Ptaki
- Jesień
- Smakołyki
- Podróżować
Nie lubi:
- Samotności
- Lata, wiosny
- Gorącej wody
- Błyskotek
Boi się: Może być to trochę dziwne, ale boi się ciemności.
Aparycja: Mira jest dobrze zbudowaną waderą. Gdzieniegdzie można... przepraszam, ona nie ma mięśni. Nie potrzebuje ich gdyż, posługuję się tylko swoim żywiołem. Jej futro w większości jest koloru kości słoniowej, pas na grzbiecie oraz ogon są koloru kasztanowatego, z tym, że końcówka ogona jest śnieżnobiała. Jej oczy są purpurowe. Nie potrafię za bardzo pisać aparycji, więc skończę na tym, że nosi czerwony szalik, a pod nim, kieł groźnego zwierzęcia, który dostała od maga.
Hierarchia: Zwykła członkini
Profesja: Strażniczka graniczna
Żywioł: Elektryczność
Moce:
* Może wchodzić do cudzych umysłów i przeglądać wspomnienia, chociaż rzadko tego używa, wystarczą jej swoje.
* Tworzy wokół siebie krąg, przez który nie mogą przechodzić żadne istoty.
* Przez jej ciało mogą przechodzić prądy elektryczne, które jej nie zabiją. Tworzą tak jakby - tarczę.
* Gdy dotknie jakiś przewodnik prądu, może zmniejszyć, lub też zwiększyć jego natężenie.
Umiejętności: Potrafi się wspinać oraz świetnie atakować z zaskoczenia.
Historia: Od samego początku wychowywała się ze swoim rodzeństwem, pod czujnym okiem rodziców. Swój żywioł odkryła najwcześniej ze wszystkich. Matka była zachwycona jej umiejętnościami, i chciała by je kształciła. Chcąc zdobyć jej uznanie, robiła to co rodzicielka jej powiedziała. Niestety w treningach brakowało jej równowagi. Bez uzyskania tej ważnej techniki, nie można całkowicie panować nad swoimi nadnaturalnymi umiejętnościami.
Pewnego ciemnego wieczoru Miradez udała się nad wodospad, by przećwiczyć swoje moce. Świetnie jej to wychodziło, lecz w pewnym momencie na niebie pojawiły się ciemne burzowe chmury, zerwał się wiatr. Przez jej ciało przechodziły prądy elektryczne, nie potrafiła nad tym zapanować. Nie dała rady. Gdy uciekała przed burzą, ta szła dalej za nią, nie mogła się jej pozbyć.
Wbiegła do rodzinnej jaskini i w pewnym momencie uderzył piorun, właśnie w tę jaskinię. Wszystko się zapadło, nikt nie mógł się wydostać, razem z Miradez.
Po kilku godzinach zmagania z głazami, udało jej się wydostać. Niestety reszta jej rodziny już nie żyła. Ich zwłoki leżały pod gruzami jaskini, w której się wychowywała.
Starając się nie uronić ani jednej łzy, po stracie ukochanych osób, pobiegła do znanego jej mędrca. Ten, przyjął ją pod swe skrzydła i nauczył równowagi. Niestety, w końcu musiał nastać dzień rozłąki. Mira chciała podróżować, przemierzać pustynie i dotrzeć do miejsca, w którym będzie szczęśliwa.
Rodzina:
Matka - Belleza
Ojciec - Sutil
Rodzeństwo - Rubor, Flor, Tarea, Paraisa;
Zauroczenie: Ciekawe kto skradnie jej corazón...
Partner: No tiene....
Potomstwo: Una vez, na pewno będzie...
Patron: Unmei
Talizman: No...
Próbka głosu: Shakira - Empire
Towarzysz: No...
Cel: Odnaleźć suerte.
Inne zdjęcia: No...
Dodatkowe informacje:
- Kieł, który jest jej jedyną pamiątką po nauczycielu, należał niegdyś do smoka
Przedmioty: Escasez...
Statystyki:
Siła: 5 Zwinność: 11 Siła magiczna: 4 Wytrzymałość: 8 Szybkość: 12 Inteligencja: 10
ZK (Złote Krążki): Cero...
Pochwały: Cero...
Ostrzeżenia: Cero...
Poziom: Cero...
Właściciel: Paczałka
Szablon
NewMooni
SOTT