czwartek, 31 grudnia 2015

Nowy Rok!

No, witam was na kilkadziesiąt minut przed nadejściem Nowego Roku. Z tej okazji chciałabym wam życzyć zdrowia, szczęścia, pomyślności, spełnienia marzeń, mnóstwo weny i ochoty na pisanie. Mam nadzieję, że za rok będę mogła do was pisać te same życzenia, a może i dla znacznie większego składu. I żebyście nadal pozostali tą wspaniała, cudowną gromadą wilczą, bo-jak muszę przyznać-lepszych członków watahy nie mogłabym nawet wymarzyć. No i aby każdy z was przetrwał te nasze wariacje chatowe!
Ściskam was wszystkich bardzo serdecznie i jeszcze raz: Szczęśliwego Nowego Roku!
Pozdrawiam,
Ashita.
P.S. Niedługo odbędzie się druga część świątecznego eventu.

Od Vincenta do Mavis

Słowa Mavis sprawiły, że do końca nie miałem pomysłu na kontynuowanie rozmowy. Co miałem powiedzieć? „Będzie dobrze”, „Elfias na pewno żyje”, „Wszystko się uda”? Przecież sam nie wiedziałem jak to będzie, a mówiąc te wszystkie formułki tylko rozpaliłbym w waderze promyk nadziei, który ledwie tknięciem można zgasić. Bo właściwie bogowie jedni wiedzą, co nas spotka. Nie chciałem ładować w Mavis tyle tego pozytywności, by przy porażce czuć się jak kłamca. Jednakże pozostawienie tego bez słowa było nie na miejscu. W takiej sytuacji ciężko zachować takt. Westchnąłem.
-Naprawdę, jeśli to jest ponad twoje siły, to nie musimy iść. Zależy mi na spotkaniu z mamą, jednak… nie chcę, abyś przez to czuła się źle.
Zależało mi na Mavis. Czułem, że nawet bardziej niż na spotkaniu z mamą. Ona zawsze powtarzała, by nie rozpamiętywać przeszłości i cieszyć się tym, co jest teraz. Czy miałaby mi za złe, gdybym odrzucił możliwość ponownego jej zobaczenia na rzecz Mavi? Bo… teraz właśnie wataha była moją przyszłością i czymś, co dawało mi szczęście. Z beżową wilczycą na czele.
-Nie Vincent, naprawdę… - przetarła łapą oczy. – Z tobą dam radę. Razem poradzimy sobie. Spełnię daną obietnicę i… nawet jeśli te moje obawy się spełnią, to będę szczęśliwa, iż ci pomogłam.
Przez chwilę miałem zaciśnięte gardło, a zdolność mowy zniknęła całkowicie. Ledwie niesprecyzowane chrząknięcie umknęło z krtani, zwracając uwagę Mavis. Patrzyła na mnie, wyczekując reakcji. Szczerze to ja również zastanawiałem się co teraz, bowiem nie przywykłem, że coś jest w stanie zamknąć mi pysk. Moja elokwencja zemdlała. Milczałem zbyt długi moment.
-Dziękuje… - wyszeptałem w końcu. – To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
-Wiem, Vincent wiem. – posłała mi ciepły uśmiech.
Czułem, że to za mało. Że te proste słowa nie oddają w pełni tego, jak jestem jej wdzięczny za to, na co się dla mnie naraża. Ale nie dałem rady powiedzieć nic więcej, gdyż wzruszenie powróciło i usilnie chciało wydostać się na zewnątrz w postaci łzy. Deszcz lał jak z cebra, cały byłem mokry; może nie zauważy? Dałem upust emocją, wplatając chlipnięcie w pojedyncze parsknięcie, jednocześnie sygnalizując, iż trochę tu zimno. Łza zaraz zlała się z oklapniętym futrem.
-Może wrócimy do jaskini i przeczekamy tą ulewę? – zaproponowałem wskazując grotę. – Nie chcę znowu przechodzić przez przeziębienie.
Uśmiechnęła się skinąwszy głową. Ziemia pluskała w rytm naszych kroków, gdy lekkim truchtem skryliśmy się w jamie. Na ziemi leżała prawie nietknięta zdobycz.
-Będziesz jadła? – zapytałem, puszczając waderę przodem. – Możemy zostawić na później.
-W porządku. – Mavis położyła się przy zwierzynie. Gładko zatopiła kły w mięsie, oderwała niewielki kawałem i dłuższy moment przeżuwała kęs nim go przełknęła. – Choć, też zjesz.
Posiłek odbył się w zgodnym milczeniu. Obydwoje powoli pochłanialiśmy sarnę, mieląc gryzy soczystego mięsa z niezwykłą dokładnością. Nieśpieszno nam było z zakończeniem tej przyjemniej chwili.
-Vincent – Mavi delikatnie przerwała ciszę. – mogę mieć do ciebie pytanie?
Skinąłem głową.
-Gdybyś spotkał się ze swoją matką, to co byś jej powiedział? – zapytała nieco nieśmiało. Nie chciała być nachalna – Myślałeś o tym?
Czy myślałem? Tak, myślałem wiele razy. Jednak teraz, kiedy istnieje taka możliwość w głowie miałem pustkę. Wpatrzyłem się w podłogę, szukając dawnych obrazów, wyobrażeń, jak by to było.
-Tyle tego jest, że aż ciężko wszystko ogarnąć i w głowie pozostaje pustka. – przygryzłem wargę. – Myślę… myślę, że wpierw chciałbym wiedzieć, czy ma mi za złe… wiesz, że odebrałem jej życie. Zastanawia mnie, czemu Waru tam się na nas uwzięli. Chciałbym pojąć, czemu byliśmy sami, czy wcześniej mama żyła w watasze. Nie było to dla mnie ważne, jednak chciałbym wiedzieć coś o moim ojcu. Kim był, czy żyje… o swoim pochodzeniu. Jest też kilka kwestii, jeśli chodzi o moje umiejętności. Po kim je odziedziczyłem, jak je w pełni wykorzystać… kontrolować. Myślałem wiele razy, Mavis. Ale gdybym stanął przed nią… chyba jęzor by mi się zaplątał.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Westchnąłem. Poczułem sytość, choć sarny zostało dość sporo.
-Też mam wiele obaw, Mavi. – rzekłem wpatrzony w beżową waderę. – Nawet, jeśli mama wybaczyła mi tą zbrodnie to pozostają te wszystkie niewiadome. Co jeśli mój ojciec, mam nadzieję, że nie, okaże się śmieciem, który zostawił wilczycę w ciąży? Może miałem rodzeństwo, które zginęło, lub pozostało w watasze, z której moja mama uciekła z niewiadomych przyczyn? Może jestem przeklęty i dlatego Waru tak chciały nas dopaść?
-Masz wielką wyobraźnie. – stwierdziła, chcąc wydostać mnie z wiru najgorszych wizji.
Zgodziłem się, jednakże te wszystkie domysły, nawet absurdalne wywoływały niepokój. Mogę dowiedzieć się wszystkiego, lecz i nie dowiedzieć się nic. Możliwości było wiele-albo wrócimy cało usatysfakcjonowani spotkaniem z bliskimi lub… cóż, musiałem być dobrej myśli. Musiałem trzymać siebie i Mavis z dala od tych wszystkich obaw. Inaczej pochłoną nas całkowicie.
<Mavi?>

Od Grima cd Annabell

- O,doprawdy?- Szczurzy ogon zaczął tańczyć na trawie.- Wiesz, ja się mogę jeszcze tak pobawić.- Zaśmiałem się pod nosem.
- Lepiej zostaw to już.- Przydusiła falujący ogon łapą. -Jeszcze mi coś nadwyrężysz. A wiesz, że bardzo chciałaby dostać moje ciałko nienaruszone.
- No dobra, już dobra.- Wyślizgnąłem ogonek spod jej łapy.- Ale jak się można domyśleć nie jestem biurem podróży dla dusz. Nie potrafię nas z powrotem zamienić, więc...chyba musimy poszukać pomocy.
- Pomocy, hę?- Ann uniosła jedną brew z zadowoleniem. Jej głos był wręcz przepełniony tajemniczością.- Chyba znam kogoś takiego.
Trochę straciłem entuzjazm gdy tylko usłyszałem że muszę pożegnać wszystkie nowe możliwości, jakie dawało mi to zabawne ciałko. No cóż...zawsze coś mogę jeszcze wykrzesać.
- A kto to?- wyrwałem ją z tej aury tajemniczości
Ale ona już pobiegła przodem. Wygląda mi to na ,,niespodziankę", ale co ja tam mogę wiedzieć.
Dogoniłem Annabell, tym samym wchodząc w jej wyznaczone tępo. Widać było że to ciało do niej nie pasuje. Łeb trzymała niżej niż jakbym ja to robił, ale pewnie to przez ciężkie rogi. Kroki stawiała pewne, ale brakowało w tym tej gracji, do której się przyzwyczaiłem. Sama Ann najwyraźniej mimowolnie próbowała oprzeć się pokusie dodania temu tempu skocznego drygu, bo za każdym razem gdy tego próbowała, duże łapy zaraz ściągały ją na ziemię.
- Całkiem nieźle.- Skomentowałem.- Ale trochę ci jeszcze do perfekcji brakuje.
- I kto to mówi...- Spojrzała na mnie i na moje kroki. Też nie były zbyt wyrafinowane. Stawiałem łapy twardo na ziemi, ale z tymi smukłymi nóżkami wyglądało to trochę jak taniec niedożywionego, starego osła. Albo jakby przyciąganie ziemskie urosło przynajmniej dwukrotnie.
- Ty się nie znasz. To jest sztuka!- Zacząłem iść jak po wybiegu. Z takim ciałem wszystko mi było wolno.
- Weź mnie nie pogrążaj. Zaraz cię ktoś zobaczy.- Syknęła Annuś, ale nie musiała mi tego mówić. Ja dobrze wiedziałem że zbliżamy się do Shinrin. A tam można spotkać największą liczbę wilków.
- Spokojnie. Ja mam wszystko pod kontrolą...- szepnąłem gdy tylko zobaczyłem na polance pierwszego gapia. Chyba była to Riki. Czarna wadera tylko spojrzała na nas i na ten dziwny chód co równie dobrze można nazwać tańcem jak i desperacką próbą przeżycia. Ale tylko zatrzymała się w półkroku i spojrzała na nas zdziwiona.
- Em, cześć...Ann?- Riki nie mogła napatrzeć się na tą dziwną scenkę, ale jak i ona tak i ja nie odpowiedzieliśmy na przywitanie. U Ann to było jasne- była Grimem i nie mogła odpowiedzieć moim ciałem. Ale ja nie byłem przyzwyczajony do odpowiadania nie w moim imieniu. Więc siedziałem cicho.
- powiedz coś w końcu!...- stuknęła mnie w bok, żebym się o pamiętał. Chciałem już zapytać o co jej chodzi, ale sam zrozumiałem.
- O, hej... - Odwróciłem się do wadery, szczerząc się sztucznie. - am...Riki.- dodałem zmieszany.
Chcąc już nie drążyć tematu ,,utrzymywania cudzych znajomości" przyspieszyłem kroku, o mało co się nie potykając o własne nogi.
W końcu oddaliliśmy się od Riki, a ja odetchnąłem z ulgą.
- A widzisz?- Odpowiedziała szczerząc się z mojej głupoty. - bycie Annabell to nie taka prosta sprawa. - Stuknęła mnie już drugi raz w bok, ale tym razem lżej, bez ukrytej pretensji do mojego ,,jakże niekulturalnego zachowania".
No nie...powoli zaczynam myśleć jak wadera. Jest źle, bardzo źle.
- To gdzie jest ten twój spec od pomocy innym?- Przerwałem chwilę własnego milczenia. Od kiedy mi tak słów brakuje?!
- Jest już blisko.-Rzuciła. I miała rację. Wyraźnie prowadziła mnie do jaskini wykonanej we wnętrzu niskiego pagórka. Nie byłem pewny co to za jaskinia, ale najwyraźniej był tam nasz spec od pomocy.
(Ann? Takie nic opisuję, a takie jakieś długie wyszło. Czysta magia! xd)

Od Seishin

Włóczyłam się po lesie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle coś poruszyło się w krzakach i z piskiem oraz trzepotem skrzydeł wystrzeliło w powietrze. Przystanęłam nasłuchując. Za ptakiem skoczył rudy lis usiłując złapać swą zdobycz. Kłapnął drobnymi zębami centymetr od lotek na ogonie wróbla i spadł na ziemię warcząc cicho z niezadowolenia. Ptak ćwierkając wylądował na jednej z gałęzi pobliskiego dębu. Uśmiechnęłam się blado oglądając tą scenkę i ruszyłam znów przed siebie. Zastanawiałam się gdzie może być najbliższa wataha. Hm, dość daleko jestem już od mojego rodzinnego stada. Moje przemyślenia przerwał nagły trzask gałęzi i szelest liści. Skoczyłam w miejscu i odwróciłam się do tyłu by zobaczyć to, co spowodowało hałas. Jednak nic nie zauważyłam. Zmarszczyłam brwi próbując wychwycić jakikolwiek kamuflaż, czy dojrzeć jakąś istotkę. Hm, dziwne… Może mi się po prostu zdawało… Zawróciłam i ruszyłam ponownie przed siebie. Dźwięk znów się powtórzył i tym razem jakby był bliżej. Spojrzałam za siebie i ujrzałam ogromnego zielonego ogra. Był ubrany w lniane spodnie przewiązane grubym sznurem i kamizelkę ze zszytych byle jak skór pechowych zwierzaków, które padły ofiarą potwora. W ogromnym łapsku trzymał kiepsko ociosaną maczugę i patrzył w mą stronę wygłodniałym wzrokiem. Ruszyłam ile sił z bijącym sercem gorączkowo szukając w głowie pomysłu jakby się go pozbyć. Wreszcie niedaleko dostrzegłam strumyk i skierowałam się w jego stronę. Dotarłam na jego brzeg. I co teraz? Nie dam rady go pokonać. Tysiące myśli biegało w mojej głowie. Spanikowana wskoczyłam do lodowatej wody kiedy ogr właśnie mnie dogonił. Wspiąć się na drzewo? Nie, z łatwością by je przewrócił. Może po prostu go wyminąć? Jest dużo większy ode mnie i szybko by mnie dogonił. Kurczę… Czas ucieka, a ja stoję w miejscu jak słup soli. Ogr ryknął donośnie i uderzył z ogromną siłą maczugą kilka centymetrów ode mnie. Zamknęłam oczy i odruchowo krzyknęłam pierwsze lepsze zaklęcie:
- Kirigakure no Jutsu!
Wilgotność powietrza wzrosła natychmiast zakrywając wszystko wokół gęstą mgłą. Usłyszałam zdziwione mruknięcie ogra i jak stąpa niepewnie ogromnymi stopami miażdżąc nimi bezlistne krzaczki. Teraz kiedy mam zapewniony kamuflaż mogę uciekać. Jak najciszej stąpając na palcach ruszyłam przed siebie zostawiając w tyle zdezorientowanego potwora. Kiedy po dziesięciu minutach wyszłam całkowicie z mgły przystanęłam na moment i z ulgą wypuściłam powietrze z płuc. Usłyszałam czyjeś kroki w oddali i znów ruszyłam biegiem przeskakując niskie krzaczki, które rosły po obu stronach żwirowanej ścieżki. Nie zauważyłam biegnącej nią wadery i wyskoczyłam jej prosto przed nos. Zderzenie było nieuniknione i wpadłyśmy obie na siebie.
-Auć! Uważaj!-krzyknęła tamta podnosząc się z ziemi
-Prze-przepraszam, nie chciałam…-powiedziałam cicho otrzepując się z kurzu
-Nic się nie stało. Właściwie kim ty jesteś?-zapytała czarna wadera z niebieskimi włosami przyglądając mi się uważnie
-Em… Ja… Szukam watahy. Jest tu może jakaś?
-Stoisz przed Alfą watahy Porannych Gwiazd.-uśmiechnęła się i zrobiła ukłon
-Nie wiedziałam. Wybacz jeszcze raz. To była moja wina… Nie rozejrzałam się i-i…-tłumaczyłam
-Ale już mówiłam, że nic się nie stało. Tak w ogóle to jestem Ashita. A ty?-powiedziała ze śmiechem, wydawała się być w bardzo dobrym humorze
-Seishin.-również się uśmiechnęłam, a po chwili zapytałam nieśmiało-Skoro jesteś Alfą, to… Mogłabym dołączyć do watahy?
-Oczywiście!-uśmiechnęła się promiennie i dodała-Witaj w watasze. Akurat nie mam nic ważnego do roboty, to może troszkę cię oprowadzę, hm?
-Jeśli to nie kłopot.-uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy razem ścieżką.

<Ashita?>

Od Hitachi'ego do Dakoty

Odwróciłem pysk w stronę wadery. Zrobiła mnie na szara, jak ja chciałem być miły. Pierwszy raz miły. Jednak zaciekawiła mnie. Ta odeszła, a ja wróciłem do swojej jaskini. Rano obudziło mnie jakieś warczenie i przerażone odgłosy wadery z nocy. Od razu tam pobiegłem i wyczułem jakieś nieprzyjazne wilki.
- Zostawcie ją. - warknąłem. Było ich 3, jednak nie potrafiłem dokładnie określić gdzie oni są.
- Bąć tak miła i naprowadź mnie na nich. - powiedziałem do wadery. Powarkiwali na tyle symetrycznie, że słuch mi się tutaj nie przyda. W dodatku cały czas się poruszali. Jednak nie przybliżali się do mnie, choć oddalili od wadery.

< Dakota? >

Od Touki cd Steva

-Co ty wyprawiasz! Psycholu, spłoszysz je. -powiedziałam niezadowolona.
-O to przecież chodzi. -powiedział szyderczo się uśmiechając.
Jedna z saren usłyszała wrzaski i szamotaninę w zaroślach i zaczęła skakać dając znak innym, że trzeba uciekać. Całe stado ruszyło ku ucieczce, a ja nie tracąc czasu ruszyłam za nimi chcąc upolować najsłabszą sztukę. Niestety nie udało mi się, a to wszystko przez tego durnia..Zła na niego powędrowałam w stronę krzaków. Siedział tam śmiejąc się i waląc łapą w nogę jak zapowietrzona foka.
-Śmieszy cię to!? -powiedziałam surowo.
-A jak miałoby nie śmieszyć?
W jednym momencie wściekła rzuciłam się na basiora. Walka była krótka, raz ja okładałam go łapami, a raz on. Wszystko dało efekt tego, że ktoś zobaczył szarpaninę z daleka i przybiegł. Przez zarośla do nas zajrzała sama alfa. Ashita nieśmiało chrząknęła, by pokazać swoją obecność. W tej niefortunnej chwili akurat leżałam na basiorze, co wyglądało dosyć jednoznacznie. Zalałam się rumieńcem i już chciałam zacząć tłumaczyć jej, że ''to nie tak jak myślisz'', lecz ona już się oddaliła.
-I widzisz co narobiłeś?!
-Przecież, to ty się na mnie rzuciłaś. -powiedział dalej mnie drażniąc.
-Ale to ty mnie do tego sprowokowałeś! - syknęłam i z powrotem rzuciłam się ku Stev'ovi.

<Stev?>

Od Touki cd Lelou

Poczułam jak rana piecze, lecz nie skarżyłam się nie chciałam wyjść na jakąś beksę, dlatego zwyczajnie nic nie mówiłam. Lelou patrzał na mnie podejrzliwie.
-Chodźmy, szkoda czasu. -powiedziałam oschle.
-Nie sądzisz, że mały odpoczynek zrobiłby dobrze twojej ranie? -powiedział basior.
-Przestań gadać bzdury, nic mi nie jest. Mówiłam już to tylko draśnięcie. -wycedziłam przez zaciśnięte zęby. -Lepiej się rusz, zaraz się ściemni. To nie lato, że jasno jasno jest cały dzień. -mruknęłam.
-Dobra, dobra nie gorączkuj się. Daj się chociaż opatrzyć. -basior chwycił mnie za łapę, a ja zapiszczałam. Wystraszony piskiem odskoczył. -Czyli jednak cię boli?
-Owszem, ale dam radę. Nie takie rany się miało. -mrugnęłam oczkiem i ruszyłam w stronę jaskini wilczycy. Basior najwyraźniej przejęty moją raną przez całą drogę mi zrzędził, że taka rana może być zakażona itd.
Kiedy dotarliśmy do jaskini Mei, było już całkowicie ciemno. Zastanawiałam się czy trafiliśmy w dobre miejsce, ponieważ grota wyglądała na opustoszałą. Nagle z ciemności wyłoniła się wilczyca i gestem zaprosiła nas do środka.
-Mei, mamy to o co nas prosiłaś. -powiedziałam i przekazałam składnik.
-Dziękuje, wszystko inne mam, o widzę że masz ranną łapę. -powiedziała surowo patrząc na zranienie.
-E tam draśnięcie..zaraz się zagoi. -powiedziałam rozglądając się po jaskini.
-Pewnie tak, tylko będzie się paprać zanim się zagoi, wypijesz też to antidotum.
***
Wilczyca po kolei wrzucała do kociołka przeróżne rzeczy, korzonki, jakieś smocze łuski, wiewiórczą ślinę, rybie oczy. Wyglądało to niemal jak szamański taniec, a może był? Po godzinie napój był gotowy, razem z Lelou wypiliśmy na pół, oboje się wzdrygnęliśmy i wykrzywiliśmy pyski w drugą stronę.
-Ohyda. -powiedziałam.
-Ale paskudztwo. -powiedział kaszląc.

<Lelouch? Wiem brak weny. >

Od Annabell c.d Grima

Gdy czarownica wyszła jej wnuczka od razu pojawiła się w środku domku a dokładniej rzecz ujmując przy naszych klatkach. Wystawiłam łapy przed kraty i zamknęłam łapy udając, że śpię ciekawiło mnie co zrobi dziewczynka, ku mojemu zdziwieniu poczułam delikatne paluszki na sierści. Otworzyłam oczy na co dziewczynka się wystraszyła i cofnęła dłonie. Musiałam jej pokazać że nie jesteśmy niebezpieczni, jednak jak to zrobić bez użycia słów. Uśmiechnęłam się do niej co zdziwiło młodą wiedźmę. Po dłuższym czasie wsunęła delikatnie rączkę między kraty, jednak szybko ją cofnęła. Chyba w ten sposób chciała sprawdzić czy jej nie zaatakuje. Kiwnęłam powoli głową na znak zgody, na co dziewczynka trochę pewniej wsunęła dłoń przez pręty i pogłaskała mi gęste futro na piersi, schyliłam się bardzo powoli i polizałam jej dłoń. Anastazja zaśmiała się mile zaskoczona moim zachowaniem. Spojrzałam na Grima który przyglądał nam się uważnie, przez to że próbował ją wcześniej udusić mała wolała się do niego nie zbliżać. Gdy Anastazja zaufała mi wskazałam głową na Grima, dziewczyna przyglądała się mojemu ciału przez dłuższą chwilę chyba nie za bardzo miała ochotę, jednak mile się zaskoczyła gdy pogłaskała szczurzy ogon, który wystawał przez pręty. Po dłuższej chwili usłyszałam od niej:
-Wcale nie jesteście tacy źli, jak babcia mówiła-Kiwnęłam entuzjastycznie głową by pokazać jej że ją rozumiem i zgadzam się z nią w 100% . Stuknęłam nosem w kłódkę i spojrzałam na dziewczynkę błagalnie. Po dłuższym wahaniu odeszła mrucząc pod nosem:
-Chyba nic się nie stanie jak się z wami trochę pobawię –Spojrzałam na Grima i mruknęłam:
-A teraz wymażesz z pamięci te żenujące sceny gdy zachowywałam się jak piesek domowy. Zrozumiano?- Basior się zaśmiał i odparł:
-Niech ci będzie- Dziewczynka otworzyła moją klatkę i uchyliła drzwiczki. Zeskoczyłam na ziemię i ugięłam się pod wpływem ciężaru ciała basiora, jednak nie był on taki ciężki winą były zesztywniałe łapy, które przez dłuższy czas znajdowały się w jednej pozycji. Przeciągnęłam się i spojrzałam na dziewczynkę, była ode mnie trochę wyższa dlatego polizałam ją po dłoni by pokazać jej ,że nie zamierzam nic jej zrobić. Było to bardzo żenujące, jednak tylko tyle mogłam zrobić by jej podziękować. Anastazja wtuliła się w moje futro i zaczęła je czochrać we wszystkie strony. Młoda wiedźma po chwili wahania wyswobodziła również Grima, który uścisnął jej dłoń ogonem, muszę przyznać wyglądało to dosyć śmiesznie. Po dłuższej zabawie z dziewczynką, usnęła ona z powodu zmęczenia. Wykorzystując okazję wymknęliśmy się jak najszybciej z domku wiedźmy. Na szczęście nie widziałam właścicielki domostwa w pobliżu. Zaczęliśmy biec szybko przed siebie byle jak najdalej od babci i wnuczki. W ciele basiora było trudniej mi biec, ponieważ by się poruszać musiałam przykładać więcej siły niż zazwyczaj, Grimowi chyba podobało się moje ciało ponieważ w podskokach mnie wyprzedził. Gdy znajdowaliśmy się po za terenami lasu śmierci usiedliśmy na pobliskiej łące lekko zdyszani. Uspokoiwszy oddech spojrzałam na Grima i zapytałam:
-Co teraz? Chyba nie zostaniemy tak na zawsze? Nie obraź się ale wolę wrócić do swojego kochanego ciałka

(Grim? Nic się nie stało ^^ )

środa, 30 grudnia 2015

Od Ashity do Zuko

Ocknęłam się jakiś czas temu. Znajdowałam się w sporej klatce o szeroko rozstawionych prętach, tak, że mogłam wyjść stąd w dowolnej chwili. Cicho jęknęłam, rozprostowując obolałe kości- widocznie długo leżałam w tej samej pozycji. Zaczęłam gorączkowo szukać Zuko, aż w końcu natrafiłam na jakąś postać człowieka. Nie...
- Zuko, to ty?- zapytałam.
Sama nie wiem czemu tak pomyślałam. Może ruchy nieznajomego, jego gesty, czy mimika mnie do tego skłoniły?
- Tak- odparł po chwili.- Ale...czemu wyglądasz jakoś tak...jak szczeniak?
- Ja?!
Zerknęłam na swoje ciało i o mało nie krzyknęłam: wyglądałam jak ja sprzed kilku lat!
Warknęłam głośno, usiłując przeskoczyć przez pręty, jednak natychmiast rozległ się głośny syk i równocześnie poczułam, jak jakaś niezwykła siła odrzuca mnie do tyłu. Spojrzałam na szczelinę między klatką, przez którą usiłowałam się wydostać- pulsujące światło, jakie jeszcze przez chwilę błyszczało, stanowiło dla mnie zagadkę.
Nagle rozległ się głośny ,,puf!" i wróciłam do swojego ciała, Zuko podobnie.
Do naszej sali weszło trzech ludzi, każdy ubrany był w długi, biały fartuch i okulary.
- Doktorze Dolittle- zaczął najniższy z nich.- Odnotowaliśmy czas trwania Eliksiru Życia. Dokładnie trzy godziny, piętnaście minut i dwadzieścia cztery i jedna piąta sekund, lepiej od poprzedniego wyniku o- zerknął na kartki w swoim dzienniku- dwanaście minut oraz pięćdziesiąt i jedną dziesiątą sekundy. Czy mamy kontynuować nasze testy?
- Oczywiście- odparł najstarszy z nich ze zniecierpliwieniem.- Jesteśmy o kilka kroków przed stworzeniem Kamienia Filozoficznego. Wstrzyknijcie naszym obiektom doświadczalnym- jego świdrujący wzrok spoczął na mnie i Zuko- nieco substancji z próbki 5786c, zobaczymy, czy to coś da...
Zerknęłam na Zuko. Przez chwilę, kiedy basior odwrócił łeb tak, że światło fluorescencyjnych lamp padło na jego pyszczek, zdawało mi się, że dostrzegłam na nim cień zmartwienia.
- Wydostaniemy się, prawda?- szepnęłam.
Sama nie wiem, komu chciałam dodać otuchy: sobie, czy Zuko?
- No jasne- odparł basior.- Leloś i Nami na nas czekają, nasi przyjaciele... Damy radę!
< Zuko? Przepraszam, że tak długo czekałeś >

Od Grima cd Annabell

- Ucieczka podczas gotowanka? Nie będę tak czekał na śmierć.- Zatarłem łapy.- Ale z tą małą może się udać...
Obserwowałem przez chwilę Anastazję przez otwarte drzwi, która bawiła się na łące skacząc przy tym wesoło. Z pozoru przypominała każdą inną dziewczynkę ze wsi, ale zielone jak trucizna oczy zdradzały jej pochodzenie.
Ale nie tylko jej tęczówki rzucały się w oczy. Ruda burza ognistych włosów falowała na wietrze podczas tańca, a sukienka uszyta ze starych ubrań i futra była na swój sposób dziwna. Nie był to strój typowej wiedźmy, ale nie wygląda też jak normalna dwunastolatka.
Tym czasem czarownica gotowała wodę i przygotowywała bazę dodając zioła, dopiero później - bardziej istotnie składniki.
- Trzeba to zrobić szybko.- Szepnąłem.- Inaczej z samego rana będzie źle.
- Ale ona ciągle się tu kręci.- Syknęła Ann,wskazując na wiedźmę. - To jej dom. Jak niby mamy się jej pozbyć?
- Czemu od razu pozbywać? Niech sobie pójdzie na parę chwil...
- Szkoda tylko że nie jest psem. Wystarczyłoby tylko rzucić jej patyk, a wiedźma zawszyłaby się w lesie.- Zachichotała.
- Nie no, to całkiem możliwe.- Zerknąłem na nią.- Wystarczy jej go tylko wmówić.
Chyba zrozumiała o co chodzi.
- Przecież nie umiem korzystać z hipnozy.- Prychnęła.
- Więcej wiary. Wójcio magik zaraz cie nauczy!... Uśmiechnąłem się tajemniczo.
- Ale żeby od razu pies?
- Możesz jej porostu zasugerować że skończyły jej się stokrotki. Resztę dopowie sobie sama. Wiesz jakie są wiedźmy. Jeśli czegoś im brakuje to muszą iść to pozbierać.
Zawahała się przez chwilę.
- No wiesz?...- skrzywiła się.- To nie wygląda na takie proste.
- No dawaj, Annuś!...- Złożyłem łapy w błagalnym geście.- Jeśli nie spróbujesz, obaj wylądujemy w kotle.
Otworzyła pyszczek, ale wyleciało z niego tylko powietrze.
- No dobra...- Westchnęła. Nadal nie była do końca przekonana, ale i tak to wystarczało. - Od czego zacząć?
- Po prostu się skup. Łatwiej z zamkniętymi oczami.- Szepnąłem.
Wadera posłusznie zacisnęła powieki.
I teraz jak wytłumaczyć przejmowanie umysłu? Normalnie robiłem to z instynktem, ale jak mam to ubrać w słowa? Zacząłem więc spokojnie.
- A teraz wyobraź sobie że jesteś wiertarką. Ogromnym, duchowym wiertłem który powoli wwierca się w podświadomość wiedźmy. - Powiedziałem trochę za brutalnie, a Ann otworzyła oczy.
- Nie pomagasz...
- To już coś. Jesteś na etapie wiertła.- Zerknąłem na czarownicę. Nie wyglądała na kogoś, kto przejmował się brakiem stokrotek.- Jeszcze raz.
Znów zacząłem jej szeptać coś do ucha, tym razem coś o mózgu, falach myśli, tych dobrych i złych, o znalezieniu konkretnej i trochę zmienieniu jej treści.
Chyba załapała o co chodzi. Ale wiedźma nadal nie wykazała się zainteresowana słoikiem na wpół zapełnionym kwiatkami. Tylko dalej mieszała w kotle.
Tyle że Annabell, już podekscytowana wynikiem swojej pracy, spoglądając na staruszkę tylko prychnęła podenerwowana.
- Wiesz co? - Warknęła, huśtając coraz mocniej klatkę.- mam lepszy pomysł...
Klatka huśtała się w tę i we wtę, a gdy dotarła na wysokość górnej półki, po portu zrzuciła słoik z kwiatami.
- Ha!- Krzyknęła triumfalnie.- Jednak czasami lepsze są staromodne metody.
Gdy tylko trzask dotarł do uszu wiedźmy, ta rzuciła się w kierunku źródła dźwięku, jakby chciała złapać go w ostatniej chwili. Niestety nie było już co zbierać- kawałki szkła pocięły delikatne płatki stokrotek tak, że nie nadawały się już one do niczego. Czarownica zanurzyła palce w stosiku szkła, mamrocząc coś pod nosem
- Głupia!- Krzyknęła po chwili.- I co zrobiłaś?!
Podniosła rękę na Annabell, ale widziała że nie może jej zrobić nic. Mięso musi być świeże. Zacisnęła zęby i jedyne co mogła teraz zrobić to złapać za koszyk i bez słowa wyjść z chatki. Może poszła po stokrotki, albo tylko po to by już nie spojrzeć na Ann nigdy więcej. Albo chociaż do wieczora.
Teraz pozostało już tylko przekabacić na swoją stronę tą małą, rudą córkę czarownic...
(Ann? Wysłałbym to jakieś 8 godzin temu, ale no cóż....cały czas poza domem. Wybacz, Senpai)

Od Dakoty Do Hitachi'ego

-Jesteś na terenach Watahy Porannych Gwiazd - Spojrzał na mnie - Co Cię tu sprowadza? - Zbliżył się do mnie o kilka kroków.
-Już, mówiłam. Zgubiłam się - Usiadłam i grzebałam łapą w ziemi - Mogę poznać twoje imię? - Zaproponowałam i się uśmiechnęłam lecz basior tego nie odwzajemnił.
-Po co ci to? - Prychnął.
-Po coś....No powiedz, zaszkodzi coś? - Spojrzałam na basiora.
-Hitachi, zadowolona? - Uniósł brwi.
-Ja Dakota, miło mi - Uśmiechnęłam się lecz jak podejrzewałam basior tego nie odwzajemnił.
-A mi nie - Uśmiechnął się sztucznie.
-Śmieszne...Ha....Ha..-Odwróciłam się i udawałam obrażoną.
-Musisz się od razu obrażać? - Powiedział. Ja nic nie odpowiadałam, byłam bardzo ciekaw co teraz zrobi.
-Hallo! - Krzyknął. Ja odwróciłam głowę i spojrzałam na basiora już znudzona jego zachowaniem.
-Nie, nie jestem. W ogóle co cię to powinno interesować? - Prychnęłam ale pod nosem sama do siebie się śmiałam. Nie byłam obrażona na basiora, był on nawet całkiem słodki.
Odwróciłam się i ruszyłam w stronę basiora. Kiedy byłam przy nim po drodze szepnęłam mu
-Zatkało? - Zaśmiałam się i ruszyłam dalej.

♥Hitachi? Zatkało?♥

Od Peggy Sue CD Skazy deNoir

Osobnik wydał mi się dziwny, bardzo. Skoro okazał się niezbyt groźny wyciągęłam chusteczkę i zaczełam polerować swój miecz, jednocześnie uciekając wzrokiem raz na basiora, raz na broń.
-Zamierzasz tu tak stać? Młoda niewiasto, jesteś na owym terenie, pod panowaniem panny Ashity i pana Zuko. - Basior mówił z dziwnym akcentem, który padał na głoski twarde alfabetu.
-Δεν θα ακούσουμε τη γνώμη σας- opowiedziałam po grecku - obcym dla basiora języku, w którym to zdanie oznaczało "Nie będę się ciebie słuchać!".
Basior popatrzył na mnie krzywo, machnął łapą i powiedział:
-Gaworz sobie co tam chcesz, ale czego kolwiek nie zrobisz może zostać użyte przeciwko tobie, ptaszyno. - Wilk nastawił się groźnie przeciwko mnie.
-Oj, Skaza, nie widzisz, ja się tu tylko bawię i tak bym cię nie zabiła, mam lepsze rzeczy do roboty. Nie zamierzam zniszczyć tego terenu, szukam tylko nauczyciela.
-Jakiegoż to nauczyciela? Czyż to nie jesteś za dziecinna, a twój umysł, ścisły, przyjmuje chociaż naukę? Nie rozśmieszaj mnie.
-Uczę się walki i zielarstwa - uśmiechnęłam się do basiora, który ewidentnie starał się mnie wyśmiać.
-Szukam wielkiego mistrza, który zakończy moje szkolenie, a teraz turlaj! - krzyknęłam i położyłam się na ziemi.
<Skaza ?>

Od Lelou do Touki

Biegłem tuż za waderę, próbując jak najdalej stawiać łapy. Cały czas starałem się wydłużyć krok, przyśpieszyć, byleby uciec od wiewiórek trucicielek. Gnaliśmy wręcz w szalonym tempie, jednak rude stwory zaczynały nas powoli doganiać. Zacisnąłem powieki, zbierając w sobie całą magię. Moc powoli wędrowała do każdej mojej komórki ciała, wypełniając je lekkością i energią, która rozpaczliwe domagała się uwolnienia.
- Przemiana Ao: Skrzydła i Szpony!- krzyknąłem głośno, dając się ponieść cudownemu uniesieniu.
Energia, korzystając ze sposobności, natychmiast opuściła moje wnętrze, gromadząc się wokół moich łap; przednie rozszerzyły się i całkowicie zmieniły wygląd, wyrosły na nich ptasie pióra. Natomiast tyle wydłużyły się w ostre, ptasie szpony, gotowe przebić wszystko, co stanie im na drodze. Moje ciało było zaskakująco lekkie, ziemia zaś twarda, zdawała się więzić wszystko tuż przy sobie. A ja nienawidzę mieć narzuconych kajdan. Wiem - części z nich po prostu nie mogę zrzucić, to mój obowiązek, ten, za który gotów jestem oddać życie. Ale na żadne inne się nie zgodzę.
Wydałem triumfalny okrzyk i chwyciłem Toukę w swoje szpony, uważając, aby nie wbić ich zbyt mocno w ciało wadery; zamachnąłem się kilka razy skrzydłami, a ogromne wiewiórki zaczęły warczeć w naszą stronę. Jedna z nich szybko podskoczyła, kiedy jeszcze nie wzniosłem się wystarczająco wysoko. Zaczepiła pazurami o tylną łapę czarnej samicy, jednak szybko spadła.
- Wszystko w porządku?- zapytałem.
- To tylko zadraśnięcie- odparła.- Lepiej się ruszaj szybciej!
Uśmiechnąłem się lekko i wzleciałem ponad poziom drzew, nadal zwiększając odległość od ziemi. W końcu dotarliśmy do chmur. Jako że słońce niedawno zaczęło zachodzić ich zwykły, biały lub szary kolor, zastąpił róż, szkarłat oraz oranż, zaś niebo przybrało delikatny, rubinowy odcień.Promienie, przypominające złoty blask anielski, leniwie kładły się na obłokach, jakby usiłując odnaleźć najlepsze miejsce do spoczynku. Zimne podmuchy wiatru kłuły nas co kilka sekund, co rusz spychając z kursu. Zerknąłem ponownie w stronę nieba: nieskończenie wielka kopuła zdawała się milcząco w nas wpatrywać, niczym czujne oczy matki, kiedy jej dziecko po raz pierwszy otwiera oczy, gotowe na przywitanie świata, w którym od dzisiaj ma żyć.
Zawsze miałem wrażenie, że to właśnie tam jest moje miejsce. Pragnąłem dotrzeć na sam szczyt, by pozostać na wieki między gwiazdami. Westchnąłem równo z powrotem do rzeczywistości. Tej, w której jakaś złośliwa istota związała mój los z ziemią, która tak zazdrośnie pilnuje, by żadne stworzenie nie odeszło od niej na zbyt długo.
- Touka- zacząłem, omijając łagodnym łukiem szkarłatną chmurę- co byś powiedziała, gdybym cię poprosił o towarzyszenie mi w drodze ku gwiazdom, albo i dalej?
- O co ci chodzi?- odparła, nieco zaskoczona moim nagłym pytaniem.
Uśmiechnąłem się- sam do końca nie znałem odpowiedzi na jej pytanie.
Akurat w tym momencie zawiał mocniejszy wiatr. Równocześnie zdałem sobie sprawę, iż moje skrzydła poruszają się coraz wolniej.
- Będą kłopoty- mruknąłem.
- Mówiłeś coś?- zapytała wadera, kiedy zapanował chwilowy spokój.
- Że czeka nas lądowanie w trybie ekspresowym!
Ostro zapikowałem, oczywiście nadal mocno trzymając Toukę. Wiatr zdawał się żywcem zdzierać nam z skórę z sierści (no i piór).
- Zwolnij, Lelou!- krzyknęła wilczyca, kiedy ziemia była już naprawdę blisko.
Odczekałem dwie sekundy, po czym rozpostarłem szeroko skrzydła, natychmiast wytracając pęd. Łagodnie opadliśmy na miękki śnieg, który niedawno spadł. Przemieniłem wszystkie swoje ptasie elementy na wilcze.
Touka nagle cicho jęknęła, najwyraźniej usiłując zrobić kilka kroków. Rana na jej łapie otworzyła się i teraz skapywała na podłoże, barwiąc biały puch na szkarłatny odcień. Podskoczyłem w stronę towarzyszki, obserwując ją.
- Zaraz coś się poradzi- mruknąłem.- Lepiej usiądź, co?
<  Touka? Przepraszam, brak pomysłu na zakończenie :3 >

Od Moonlight do Hitachi'ego

Obudziłam się w nocy, słysząc czyiś śmiech. Kto w środku nocy chodzi po lesie..?
Nie miałam ochoty wystawić nosa zza ścian jaskini, ale nie chciało mi się siedzieć i próbować zasnąć, bo i tak by mi się nie udało.
Powolnym krokiem wyszłam i odetchnęłam. Powietrze nocą było bardziej przyjemne i orzeźwiające niż w ciągu dnia.
Tym razem, usłyszałam trzask gałęzi. Poszłam w tę stronę. Kto lubi przesiadywać na drzewach..? Niech pomyślę...
Nagle, wpadłam na kogoś. Nie mogąc dostrzec kto to był, cofnęłam się 2 kroki w tył.
- Kim jesteś?- Spytałam ,mrużąc oczy.

Hitachi? ^^

Od Skazy DeNoir do Peggy Sue

- Musisz? Ha! Do kroćset fur beczek! Nie rozbawiaj mnie, kruszynko! – buchnąłem śmiechem i skoczyłem do wadery. Ścisnęła mocniej kawał metalu i stanęła gotowa do ataku. – Musieć to ty musisz mi się przedstawić, bowiem ów rewir nie pod twym władaniem spoczywa, a jedynie gościem jesteś. – wyrecytowałem jednym tchem, ściszonym głosem. Wadera, chcąc czy nie, spojrzała na mnie jak na towar niezgodny z dyrektywami unijnymi. Niechętnie, ale jednak przedstawiła się.
- Peggy Sue. – rzekła krótko. Ach, gdyby wzrok mógł zabijać. Na szczęście nie może.
-Tak więc, co tu robisz, Peggy Sue?
- Zależy kto pyta. – mruknęła stanowczo.
- Ach, gdzież moje maniery! Skaza DeNoir kłania się przed obliczem damy.
- Dziwny jesteś. – Wadera rozbawiła się w głębi, ale nie chciała tego po sobie okazać.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. – mruknąłem do siebie, po czym podniosłem się z ukłonu

<Peggy?>

Od Luke'a Do Nanami

Wadera szepnęła mi swoje imię i odbiegła razem z bratem, po chwili nie było już ich widać.
Zaczęło się już zciemniać, odwróciłem się i poszłem do jaskini.
Nie miałem zamiaru w nocy spać tylko odwiedzić waderę, jeśli oczywiście znajdę jej jaskinie. Przeciągnąłem się przy niej i na minutkę do niej wszedłem.
Kiedy wyszłem tak z nikąd pojawiła się pełnia. Ja zdałem się na instynkt i ruszyłem za zapachem wadery. Ruszyłem więc a czułem tylko oczy sów które się na mnie patrzą. Księżyc w pełni świecił tak mocno że zdołał mi oświecić drogę.
Mijałem dużo jaskiń po drodze. Tylko coś mi mówiło że to nie tu jest Nanami. Nawet nie wiem czemu mi tak zależy, ale w końcu coś się dzieje w moim nudnym życiu.

***

Zapach przyprowadził mnie pod dość wielką jaskinię. Trochę się rozejrzałem i podszedłem bliżej jaskini i szepnąłem
-N....Nanami? Jesteś tu? - Trochę się wycofałem, przez chwilę nikt nie wychodził ale zauważyłem kogoś tylko trudno było mi powiedzieć że to Nanami.

*Nanami? Sorka że krótkie ale bark weny :/*

Od Peggy Sue

Mijały godziy, dni, tygodnie, a ja wciąż błąkałam się po lesie Kiusiu w poszukiwaniu Mistrza, który ukończy moje szkolenie. Byłam wycieńczona, długie podróże, bez jedzenia i picia mi nie służą jestem mało wytrzymała. W końcu na skraju ścieżki znalazłam kałużę "Oby to była czysta woda.". Tak, to była czysta woda, podskoczyłam z radości. O rajuśku może przeżyje. Uśmiechnęłam się sama do siebie, napełniłam sakiewkę resztką wody i popatrzyłam na swój talizman - małą fiolkę pełną turkusowo zielonej trucizny, którą dostałam od swojej opiekunki - Medyczki "Prowadź mnie...". Ruszyłam w dalszą drogę. Spacer w samotności nie wychodził mi na dobre, bo w pewnym momencie zaczęłam ścinać swoim mieczem gałązki i liście. W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś wzrok, złapałam kurczowo miecz i nasunęłam gogle na oczy:
-Kto tu jest? - powiedziałam głośno i wyraźnie zaciskając ręce na rękojeści.
Coś w bujnych, zielonych krzakach zaszeleszczało i zza nich wyłonił się wilk. Popatrzyłam mu w oczy, nie wyglądał na groźnego, ale wolałam mierzyć w niego broną w razie, gdyby w przeciwieństwie próbował mnie zabić.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. - zrobił krok w przód, ale ja nie zamierzałam schować miecza.
-Chcę wiedzieć kim jesteś.
-Nic się o mnie nie dowiesz ! Najpierw ja muszę wiedzieć kim ty jesteś. - odpowiedziałam zadziornie.
<Ktoś? Coś?>

Od Sebastiana c.d Marry

Znajdowaliśmy się w alei zakochanych. Drzewa, które dotychczas zachwycały wszystkich swoimi różowymi kwiatami o zniewalającym słodkim zapachu teraz przyozdobione były girlandami sopli o różnych rozmaitych kształtach i rozmiarach. Natomiast na wierzchnich stronach gałęzi skrzył się niczym miliony małych diamencików lekki biały puch. Nawet zimą miejsce to urzekało swym pięknem. Ruszyliśmy przed siebie nic nie mówiąc przyglądając się otaczającym nas drzewom, co jakiś czas z naszych pyszczków wydobywały się białe obłoczki, które znikały równie szybko jak się pojawiały. Byliśmy tak pochłonięci wirującymi w tańcu płatkami śniegu iż nie zauważyliśmy że przed nami roztacza się sporych rozmiarów tafla lodu. Stanęliśmy na skraju lodu co w lecie było zapewne piaskowym brzegiem jeziora. Zerknąłem na lód, który ukazał moje odbicie, chociaż to nie zmieniło się podczas następowania po sobie kolejno pór roku. Spojrzałem na Marry i spytałem:
-Chciałaby pani się przejechać?
-Jasne czemu nie. Choć ostatnio robiłam to dość dawno.-Pociągnąłem waderę na tafle lodu oznajmiając:
-Takich rzeczy się nie zapomina-Lód pod moimi łapami zaczął się lekko topić przez co zrobiło się strasznie ślisko, by się nie wywrócić wysunąłem pazury, które zatrzymały mnie w miejscu. Jednak nawet z tym łapy rozjeżdżały mi się we wszystkie strony. Spojrzałem na Marry która robiła piruety z precyzją której każdy mógłby jej pozazdrościć, a zwłaszcza ja. Nie dorównywałem jej nawet w połowie swoim człapaniem. Gdy wadera ujrzała mój nie mały problem podjechała do mnie i chwyciła mnie za jedną łapę oznajmiając:
-Rób to co ja, najpierw przednia później tylna.-Spojrzałem nie pewnie jak to robi wadera. Po dłuższym czasie Marry puściła mnie a ja nie zwracając na to sprawy jechałem dalej sam. Nadal nie wychodziło mi to tak pięknie jak Marry ale było o wiele lepiej niż na początku

(Wybacz księżniczko, że takie krótkie ;-; następnym razem wyjdzie lepsze obiecuje xc)

Od Hitachiego

Chodziłem sam po terenach watahy nie mając co robić. Była chłodna noc, jednak nie mogłem zasnąć, mimo że byłem bardzo śpiący. Ruszyłem więc na mały spacerek po lesie. Kiedy tak chodziłem poczułem zapach jednej z nowych wader. Odwróciłem pysk w stronę zapachu i wtedy na coś wpadłem. A dokładniej na drzewo, co wnioskowałem po chropowatej powierzchni podobnej do kory. Usłyszałem lekki śmiech wadery i szybko się otrzepałem.
- Chcesz czegoś? - warknąłem bez odwracania się w jej stronę. Odwróciłem tam jedynie ucho. Usłyszałem jak wadera podchodzi do mnie.
- Zgubiłam się, dlatego poszłam za tobą. - powiedziała niepewnie stojąc jakieś pół metra ode mnie.

< Dakota?>

Od Riki do Rivaille

Również przytuliłam się do Rivaille’go.
- Ty wiesz jak sobie poradzić w takich sytuacjach- zaśmiałam się.
- No wiesz, przydatna taka wiedza- również zaśmiałam się. Dałam jeszcze całusa basiorowi po czym zaczęłam brnąć dalej przed siebie by sprawdzić czy nie ma gdzieś mniejszej ilości śniegu. Miałam nadzieje, że przynajmniej te kulki śnieżne nie będą się przyczepiać do mojego brzucha. Gdy weszliśmy już na bardziej prosty grunt niż wcześniej, śnieg zniżył się trochę przez co wreszcie te małe kulki nie przyczepiały się do mej sierści. Tylnimi łapami wyczyściłam sobie podbrzusze po czym podeszłam bliżej do basiora który stał kilka kroków dalej. Uśmiechnęliśmy się do siebie po czym spojrzałam na zamarznięte jezioro które znajdowało się pośrodku lasu.
- Lód wygląda na gruby… Może się poślizgamy?- zaproponowałam z uśmiechem.
- Nie jestem w tym dobry…- odpowiedział basior.
- Nie martw się, ja też- zaśmiałam się po czym zaczęłam przedzierać się przez śnieg w kierunku jeziora. Basior podążył za mną. Kiedy dotarłam do zamarzniętego zbiornika wodnego, weszłam powoli na lód i wolnym tępym ruszyłam przed siebie. Rivai również wszedł na lód. Oboje po woli ślizgaliśmy się gdy nagle się wywaliłam, a samiec po mnie. Oboje się zaczęliśmy śmiać. Jednak po chwili ja zaprzestałam bo usłyszałam dźwięk który mnie zaniepokoił. Pękanie lodu. Spojrzałam na zamarzniętą powierzchnię. Lód zaczął pękać właśnie obok Rivaille’go.
- Rivai, odejdź z tam tond!- krzyknęłam, ale było już za późno. Powierzchnia załamała się pod basiorem, a ten wpadł do lodowatej wody. Czym prędzej wstałam i podbiegłam jakoś do dziury w lodzie. Zdziwiony samiec próbował się wynurzyć jednak jakoś nie mógł. Widziałam jego ruchy jeszcze pod wodą. Spoglądał ciągle w dół i w górę. Próbował chwycić mą łapę którą wyciągałam w jego kierunku jednak był za daleko. Nagle basior mnie dosięgną jednak nie udało mi się go wciągną bo to co go trzymało wciągnęło i mnie. Nagle straciłam przytomność. Po pewnym czasie poczułam zimny kamień na którym leżałam i lodowatą wodę na moim ciele. Powoli otworzyłam oczy. Co pierwsze zobaczyłam to Rivaille’go leżącego przede mną. Spojrzałam w inną stronę. Byliśmy w jakimś skalnym pomieszczeniu z kratami. No cudownie, znów wiezie. Przed oczami zobaczyłam obraz kopalni Krasnoludów. Powoli podniosłam głowę i doczołgałam się do basior. Delikatnie zaczęłam trącić go nosem. Ten na szczęście się obudził, lecz sykną z bólu.
- Łapa?- zapytałam. Samiec skiną głową.
- Da się przeżyć- rzekł. Sam rozejrzał się po pomieszczeniu. Po jego pysku zobaczyłam to samo niezadowolenie co moje. Nagle jakaś pokraczna istota podeszła do krat. Chodziła zgarbiona, a na jego grzbiecie widać było granatowy grzebień. Sam był cały niebieski z czarnymi plamami na ciele i ociekał wodą.
- Wstali…- sykną po czym odszedł od krat.
- Wodnołaki…- szepną Rivai.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- To stworzenia które zamieszkują różne wody. Słyszałem kiedyś o nich. Ale jak one tu dotarły?- popatrzył na ziemie zamyślony basior.
- Hm… Może jakieś tajne przejście znalazły i się tu dostały?- zasugerowałam.
- To możliwe… Musimy się jakoś wydostać, znaleźć to przejście jeśli jest, zagonić je tam i je zamknąć jakoś. Nie chcę aby żyły w tej wodzie- powiedział Rivaille.
- Ja też nie… Ech… Trzeba pomyśleć jak uciec wpierw- szepnęłam.

<Rivaille? Wybacz, ale nie miałam pomysłu na nic spokojnego i akcje musiałam jakoś rozkręcić... ;-;>

wtorek, 29 grudnia 2015

Od Hitachi'ego do Ashity

- Nie, nigdy ich nie mam. - powiedziałem. Kiedy odskakiwałem od kolejnej porcji kwasu poczułem nie przyjemny zapach. Był to zapach siarki i dymu, a co za tym idzie i ognia. W dodatku usłyszałem głośny ryk. Nie był to smok przed nami, a jakiś inny.
- Jest jeszcze jeden. - powiedziałem. Poczułem wzrok nowego smoka na nas i zrobiło się cieplej. Szybko podbiegłem do tego od jadu i zacząłem machać skrzydłami. Co prawda ogień lekko liznął moje skrzydła, jednak udało mi się odwrócić jego bieg. Wiedziałem, że dotkną nowego smoka, który szybko uciekł. Przez to miałem lekko spalone skrzydła.
-,, Wybacz, że cię zaatakowałem, jak mogę ci się odwdzięczyć" - usłyszałem w myślach słowa smoka. Do tego opływy wiatru powiedziały, że smok się z lekka ukłonił.
- Chętnie bym cię wziął za swojego towarzysza. - powiedziałem jedynie i się uśmiechnąłem.

< Ashita? Troche dawno to było XD >

Profil wilka- Seishin

Imię: Seishin
*Przezwisko/ ksywka: Sei lub Shin-tylko to toleruje
Motto: „Jedyne co jest pewne, to śmierć.”
Wiek: 2,5 lat
Płeć: Wadera
Charakter: Seishin jest bardzo spokojną i nieśmiałą waderą. Woli trzymać się na uboczu i nie lubi być w centrum uwagi. Jest typem introwertyka i marzyciela. Nie wierzy w swoje umiejętności i boi się, że może kogoś skrzywdzić. Uważa się za potwora i jej samoocena jest bardzo niska. Szuka potwierdzenia sensu swego istnienia. Sei dorastała samotnie. To miało wielki wpływ na jej charakter. Stała się nieufna, zimna. Może znajdzie się ktoś kto rozgrzeje jej serce na nowo? Otwarcie w to wątpi. Wszyscy, którzy znali jej historię bali się jej. Dlaczego? Dlatego, że jej ciało zamieszkuje pewien demon (Klik)  Seishin jest pewnego rodzaju klatką. Mówią na niego Burū kuchiku-kan (Niebieski niszczyciel). Kiedyś uciekł z krainy duchów i pustoszył świat. Wielcy magowie zebrali się i uwięzili potwora w ciele nowo narodzonego wilczka. Tym szczeniakiem była właśnie Shin. Matka wadery zginęła tuż po porodzie, a ojciec, który był pośród tamtych magów poświęcił swe życie biorąc 1/3 duszy demona w swoje ciało i rzucając zaklęcie pieczętujące resztę potwora w ciele swojej córki. Tak więc na świecie nie było nikogo bliskiego dla Seishin. Jedyną osobą, która nie bała się wadery była Hauru. To ona zastąpiła jej matkę.
Lubi:
• obserwować niebo zarówno w nocy jak i w dzień
• jej ulubioną porą dnia jest noc
• przebywać pod wodą i blisko niej
• śpiewać
Nie lubi:
• zarozumiałych i zadufanych w sobie wilków
• gorących dni
• natręctwa i zbytniego zainteresowania
Boi się:
• panicznie boi się ognia
• czasem samej siebie
Aparycja: Seishin to drobna i smukła wadera. Ma puszysty ogon i wysoko osadzone spiczaste uszy. Jej gęsta i jedwabista sierść jest w całości kruczoczarna z wyjątkiem jednego miejsca na brzuchu, gdzie ma małą białą plamkę i grzbiecie, na którym widnieją drobne kropki. Na jej czole widnieje pewien znak. Jest to niebieski czworokąt kryjący wielką tajemnicę, którą wadera nie lubi się chwalić. Pod ślicznymi niebieskimi oczami Sei znajduje się po dziesięć niebieskich kropek z każdej strony. Z całości wyróżniają się również łapy, których poduszki są koloru niebieskiego.
Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Wojownik
Żywioł: Woda
Moce:
• Suiton: Daibakufu no Jutsu - Technika ta zwiększa wodę na olbrzymią skalę, zrywając ją i wznosząc do kilkudziesięciu metrów. Potem opada na ziemię w jednej wielkiej kaskadzie, na wzór olbrzymiego wodospadu. W ten sposób przypomina olbrzymią falę o ogromnej sile, która może pozostawić wgłębienie w ziemi. To co pozostaje po użyciu techniki przypomina następstwo katastrofy naturalnej. Zużywa dużo energii.
• Suiton: Suijinheki - Ta defensywna technika tworzy ścianę wody wokół użytkownika. Wrogie ataki zostają całkowicie przechwycone przez ścianę wody wypuszczaną z ust i podnoszącą się od dołu z niesamowitą mocą. Woda jest wypuszczana w formie okręgu wokół użytkownika i sprawia z niej obronę bez luk. Dla użytkownika jest również możliwe kontrolowanie ilości i wytrzymałości wody według woli. Siła i obrona ściany zmienia się pod wpływem ilości mocy umieszczonej w wodzie. Co więcej, ponieważ widoczność jest utrzymywania nawet podczas obrony, osoba może łatwo przejść do następnego ruchu, co jest wielką przewagą. Ściana może być utworzona z już wcześniej istniejącej wody.
• Suiton: Suikōdan no Jutsu - Użytkownik kształtuje wodę do postaci dużego rekina i wystawiając łapę do przodu, wysyła go pędzącego z dużą prędkością w kierunku przeciwnika w wyniku czego powstaje potężne uderzenie. Użytkownik może także jechać wewnątrz wodnego rekina by znacznie zwiększyć swoją prędkość.
• Suiton: Suiryūdan no Jutsu - Technika polega na stworzeniu Wielkiego Wodnego Smoka. Do jej użycia, należy wykonać bardzo dużą ilość ręcznych pieczęci, oraz znajdować się w pobliżu zbiornika wodnego. Jest bardzo dobrą techniką ofensywną, zdolną do pozbycia się kilkunastu przeciwników naraz. Jej siła zależy od poziomu mocy i umiejętności użytkownika.
• Mizu: Hikō hari no Jutsu – Ta technika polega na stworzeniu ogromnej ilości wodnych igieł długości ok. 50cm i ciśnięciu nimi w przeciwnika z ogromną siłą. Użytkownik może siłą woli kontrolować lot igieł i ich ilość.
+ Kirigakure no Jutsu – Technika ta spowija okolicę w gęstej mgle i ogranicza widoczność. Gęstość może być kontrolowana przez użytkownika.
+ Maindo: Entorī – Ta technika umożliwia użytkownikowi dostęp do umysłu przeciwnika. Dzięki niej może czytać w myślach, hipnotyzować i pokazywać różne wizje w głowie wroga.
Umiejętności: Ma doskonały słuch i węch. Potrafi bardzo szybko biec i wysoko skakać. Sei jest drobna i smukła, co ułatwia jej wciskanie się w ciasne zakamarki.
Historia: W rodzinnej watasze nikt nie interesował się Seishin i wszyscy jej unikali. Hauru jako jedyna przyjaźnie spoglądała na osieroconą Shin. Była utalentowanym wojownikiem znającym wiele technik nie tylko walki ale i magii. Tak więc widząc jak marnuje się potencjał Sei postanowiła ją uczyć. Szybko się zaprzyjaźniły, a Hauru urosła w oczach Seishin do rangi mentora. Wojowniczka nauczyła ją wszystkiego co potrafiła i wkrótce Shin opracowywała swoje techniki. Jednak kiedy przypadkiem dowiedziała się, dlaczego wszyscy się tak jej boją i dlaczego jej rodzice nie żyją wpadła w szał. W jej głowie biły się rozpacz i wściekłość. To wtedy po raz pierwszy wyszedł na zewnątrz demon. Niszczyła wszystko co stanęło jej na drodze, a nawet raniła inne wilki z jej rodzinnej watahy. Kiedy emocje opadły padła nieprzytomna na ziemię wśród ogromnych zniszczeń. Gdy się obudziła i na własne oczy zobaczyła co zrobiła nie potrafiła spojrzeć nikomu w oczy i uciekła. Błąkała się czując ogromne poczucie winy aż trafiła na tereny watahy Porannych Gwiazd. Postanowiła dołączyć i zacząć życie od nowa.
Rodzina: Matka - Hana, Ojciec - Machimasu
Zauroczenie: Jest ktoś taki…
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
Patron: Mizu
*Talizman: ---
Próbka głosu: Digital Daggers - Still Here
 Towarzysz: Brak
*Cel: Chronić tych, na których jej zależy, którzy są jej bliscy, znaleźć w końcu swoje miejsce na tym świecie
*Inne zdjęcia: http://img00.deviantart.net/5a02/i/2014/136/b/4/stars_by_miriamstars77-d7ikoyp.png
Jako szczeniak:
Pod wodą:
Kiedy demon wychodzi na zewnątrz:
 *Dodatkowe informacje:
• Ulubionym przysmakiem Seishin są jagody
• Ma uczulenie na pyłek pewnego kwiatu
Przedmioty: Brak
Statystyki:
Siła: 6 ; Zwinność 8 ; Siła magiczna: 9 ; Wytrzymałość: 8 ; Szybkość: 9 ; Inteligencja: 10 ;
ZK (Złote Krążki): 0
Pochwały: 0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 0
Właściciel: weronika2288

Od Riki do Aysuke

Zdezorientowana spojrzałam na czarnego basiora po czym potrząsnęłam głową, poprawiłam kwiat który został założony za me ucho i znów popatrzyłam na obcego. Przyjrzałam mu się jeszcze dokładniej, ponieważ podczas tej walki ni było czasu na rozmowę czy rzucenie okiem na obcego przybysza. Jego sierść prezentowała się w czarnym oraz szarym odcieniu, jego grzywka opadała na oczy, a na szyi widniał mały kryształ przyczepiony do czarnej obroży. Moja uwagę przykuły również bandaże, które posiadał wilk na ogonie i łapach.
- Szczerze mówiąc to wzajemnie uratowaliśmy sobie życie, ponieważ jak by nie ty to pewnie cyklop by mnie znów złapał i znów gdzieś rzucił, wiec i ja dziękuje- wydusiłam w końcu z siebie jakieś słowa i uśmiechnęłam się lekko.
- A czy bym mógł poznać twoje imię?- zapytał basior również się uśmiechając.
- Riki. A ciebie mogę o to samo spytać?- zaśmiałam się.
- Aysuke, miło mi. Ale mówi Ays- odpowiedział basior.
- Mi też miło. A tak swoja drogą…- zaczęłam i okrążyłam Ays’a i dodałam- nieźle przygniotło się to drzewo, a raczej twoje łapy. Może zaprowadzę się co medyka?- zaproponowałam. Wilk spojrzał na mnie zdziwiony.
- Medyka?- rzekł. Po chwili dotarło do mnie, że przecież on nic nie wiem gdzie jest.
- Aj, wybacz, ja dziś głowy nie mam. Znajdujesz się na terenach Watahy Porannych Gwiazd, no i jak przystało na watahę to medyk przecież jest potrzebny, co nie?- odrzekłam.
- No… W porządku. Jeśli jestem tam mile widziany-powiedział Ays.
- Mile, mile. A teraz chodź- rzekłąm i ruszyłam w stronę jaskini Meredith, jednej z medyczek, a wilk z ślad za mną. W końcu nie mogłam go zostawić tam i odejść, a szczególnie nie mogłam tego zrobić, ponieważ jego łapy zostały przygniecione przez drzewo. Wolnym tempem przemierzaliśmy las. Od czasu, do czasu spoglądałam na basiora by się upewnić czy nie zostaje w tyle. Na szczęście ten spokojnie szedł na za mną i nawet nie musiałam zwalniać. Myślałam, że gorzej będzie iść przez ten wypadek, ale jak widać się myliłam. W końcu weszliśmy do Stardust Forest dlatego miałam dzieje, że będzie już spokój. Nagle usłyszałam szum wody. Był do Wodospad Mizu, jak widać wodospady nie zamarzły jeszcze wraz z jeziorkiem.. Podbiegłam truchtem w kierunku szumu, a Ays za mną. Po chwili ujrzałam ów miejsce. I się nie myliłam. Nadal woda spływała do zbiornika wodnego.
- Jeśli chcesz to się napij- powiedziałam w stronę samca po czym sama podeszłam do tali wody, z chyliłam łepek i zaczęłam pić. Woda była wyjątkowa zimna, jednak co się dziwić. Mamy zimę. Basior skusił się i również zaczął czerpać wodę. Niestety przerwał mi to kolejny głośny ryk. Podniosłam głowę i spojrzałam w stronę dźwięku. No nie, proszę nie znów cyklop, jeszcze głowa mnie po tym uderzeniu w drzewo nadal boli. Aysuke też podniósł głowę. Tym razem coś, co wydawało z siebie ten odgłos zmierzało w naszą stronę. Postanowiłam nie walczyć na razie z osobnikami, jeśli oczywiście byli wrogo nastawieni. Pociągnęłam na skórę basiora do krzaków, na co on sykną jednak nie zwróciłam na to uwagi. Kiedy siedzieliśmy już w krzakach, zaczęłam nasłuchiwać odgłosów które dochodziły do mnie. Nagle zobaczyłam cztery cyklopy. Z tego co wiem to jeden, dwa się zdarzały tu. Ale cztery?! Coś tu nie grało… Po pewnym czasie istoty odeszły, wiec wyszliśmy z krzaków. Później to sprawdzę, teraz Ays’a trzeba do Mei dostarczyć. Basior nie pytał mnie o nic kiedy zaczęłam iść dalej do jaskini medyczki. Kiedy dotarliśmy, objaśniłam waderze co zaszło.
- Kolejne bandaże do kolekcji- zaśmiał się samiec kiedy Meredith zakładała mu opatrunek na tylnie łapy. Gdy skończyła, basior podziękował i wraz ze mną wyszedł z jaskini.
- A tak swoją drogą to chcesz dołączyć do naszej watahy?- zapytałam. Basior uśmiechną się lekko po czym wykonał mały ukłon.
- Z chęcią- podniósł się z uśmiechem.
- To miło. Niestety z drodze do jaskini Alf naszych nie mogę ci towarzyszyć, ale myślę, że poradzisz sobie sam. Znajduje się ona tam- wskazałam łapą na zachód po czym mówiłam dalej- A ja muszę powędrować w inne strony. A i Alfy na pewno pokażą ci trochę okolicę.
Skończyłam i ruszyłam w kierunku gdzie pojawiła się czwórka cyklopów. Miałam nadzieje, że gdzieś je jeszcze złapie by za nimi iść. Raczej powinnam to sprawdzić, w końcu może jest jakaś większa przyczyna tego. Nagle obok mnie zalazł się Ays. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Ja poczekam na dołączenie do watahy. A kto wie, może moja moc się przyda? A więc, co sprawdzić mamy?- zapytał basior.
- E… No dobra. To, dlaczego cyklopu tu wędrują w tak dużych ilościach. Raczej się do nie zdarzało…- odpowiedziałam i spojrzałam przed siebie. Trochę dziwnie mi było sprawdzać taką sprawę z nowo poznanym wilkiem, ale towarzysz nigdy zły. A właśnie, muszę poszukać Hoshi, mojego orła. Ale kto wie, może przybędzie do mnie w czasie naszej drogi? Hm… No nic. Ważne teraz by odszukać te cyklopy i za nimi iść.

<Aysuke?>

Profil wilka- Peggy Sue

Imię: Peggy Sue
*Przezwisko: Peg
Motto: Nic.nie muszę, ewentualnie mogę.
Wiek: 3 lata
Płeć: wadera
Charakter: Jest wesoła i zabawna, chociaż z początku sprawia wrażenie surowej i bezdusznej. Lubi przygody i wyprawy, jej celem życiowym jest zwiedzić cały świat. Była wychowywana w celu walki i obrony dawnego stada. Skrycie boi się braku akceptacji ze strony nowego stada i jest dosyć nieśmiała. Peg jest odważna, waleczna i lubi pomagać innym. Zamiast plotkowania z innymi waderami, lubi wyjść na piwo z basionami. Ma słabość do alkoholu.
Lubi: Lubi żartować i opowiadać ciekawe historie. Peg jest miłośniczką wypraw.
Nie lubi: Zarozumiałych i pysznych wilków.
Boi się: Boi się odrzucenia i braku akceptacji ze strony innych wilków
Aparycja: Peg ma surową urodę. Na pierwszy rzut oka wygląda na okrutną. Nie przywiązuje dużej wagi do swojego wyglądu. Często jest cała w kurzu, lub w błocie.
Hierarchia: Zwykły członek.
Profesja: Medyk
Żywioł: Trucizna
Moce: Uzdrawianie, tworzenie magicznych wywarów, żrące pole siłowe
Umiejętności: Szybka, zwinna, silna.
Historia: Peggy była wychowana przez Medyczkę, która zajmowała się leczeniem, nauczyła Peg dużo przydatnych przepisów na trucizny i surowice. Została rozdzielona przy porodzie z siostrą Marry, o której później nie słyszała. Od urodzenia była uczona najróżniejszych stylów walki. Przemierzała odległe krainy, żeby spotykać się z mistrzami, którzy uczyli ją niezwykłych ruchów. Zdobywała doświadczenie z zakresu różnych dziedzin. Gdy umarła jej opiekunka musiała się udać w poszukiwaniu nowej watahy...
Rodzina:
Marry - siostra (zna ją z opowieści opiekunki)
O reszcie nigdy nie słyszała.
Zauroczenie: Nigdy nikt nie zakręcił jej w głowie.
Partner/ Partnerka: Brak
Potomstwo: Brak
Patron: Unmei
*Talizman: Mała fiolka trucizny, którą dostała od Medyczki, nie wiadomo jakie ma zastosowanie.
Próbka głosu: Seven Lions - Days to Come ft. Fiora
Towarzysz: Brak
*Cel: Zwiedzić cały świat i zgłębić tajemnice wszystkich stylów walki
Przedmioty: Brak
Statystyki:
Siła:10 ; Zwinność10 ; Siła magiczna10: ; Wytrzymałość: 5 ; Szybkość: 10 ; Inteligencja:5 ;
ZK (Złote Krążki): Brak
Pochwały: Zero
Ostrzeżenia: Zero
Poziom: 0
Właściciel: KGK

Od Annabell c.d Grima

Miałam pomysł jak się stąd wydostać, jednak do jego realizacji potrzebowałam pomocy tej małej dziewczynki. Musiałam ją przekabacić na naszą stronę co wnioskując po jej zachowaniu nie będzie takie proste. Czekając na ponowne przyjście Anastazji próbowałam przyzwyczaić się do nowego ciała. Byłam o wiele cięższa i większa niż byłam przyzwyczajona, jak on może funkcjonować w takim ciele jego rozmiary są takie nie poręczne . Gdy kręcąc głową by rozprostować trochę zesztywniałe mięśnie zahaczyłam rogami o pręty syknęłam cała zezłoszczona:
-Jak ty możesz normalnie funkcjonować?! Te rogi są takie niepraktyczne!- Po dłuższych zmaganiach wygrałam i znów mogłam poruszać głową. Kiedy wrócimy do swoich ciał osobiście mu je spiłuje! Spojrzałam w stronę Grima, który próbował przejąć kontrole nad moim ogonem i poszukać nim klucza. Uśmiechnęłam się do niego. Przypominał mi trochę mnie, też miałam problemy z tym ogonem, jednak po paru dniach przyzwyczaiłam się do niego. By pomóc trochę basiorowi szepnęłam:
-Nie skupiaj się tak na jego kontrolowaniu, musisz po prostu go wyczuć, pomaga w tym wyobrażenie, że jest to wielka macka ośmiornicy-Zaśmiałam się, wiem że brzmiało bardzo dziwnie ale mi pomogło. Grim przez dłuższy czas próbował dostosować się do mojej rady, po dość długim czasie udało mu się w miarę dobrze posługiwać moim ogonem. Nadal nie wychodziło mu to tak dobrze jak mi, ale cóż powiedzieć miałam go przez parę miesięcy, on przez parę godzin. Byłam pod wrażeniem, że się tak szybko uczy. Po dokładnym przeszukaniu otoczenia nie znaleźliśmy klucza. Próbowałam użyć jakiejś mocy basiora jednak jedyne co mi wychodziło to wielkie nic. Położyłam zrezygnowana głowę na łapach i zapytałam:
-Masz, może jakąś moc która by nas stąd wyratowała?
-Niech się zastanowię. Może telekineza albo hipnoza ?-Zastanowiłam się przez chwile i zapytałam na głos:
-Może zahipnotyzuje kobietę i każę jej nas wypuścić?
-Najpierw musiałabyś nauczyć posługiwać się tą mocą. Niestety nie jest to takie łatwe jak posługiwanie się ogonem
-Czyli zostaniemy zupą.
-Masz może jeszcze jakiś pomysł?
-Myślałam nad tym by do ucieczki wykorzystać Anastazje. Niestety nie rozumie nas pod postacią wilków, dlatego musiałbyś wykorzystać moją moc i zmienić się w człowieka. Wtedy może udałoby się nam ją jakoś przekabacić. Ewentualnie możemy wykorzystać moment w którym wiedźma będzie otwierać klatki i szybko stąd prysnąć. Która opcja jest według ciebie lepsza i bardziej prawdopodobna?

(Grim? Przepraszam, że takie krótkie jakoś weny nie miałam :/ )

Od Moonligh C.D. Oath'a

- A kto inny?- mruknęłam.
- Długo będziesz za mną chodzić?- westchnął głośno.
- Kto powiedział, że poszłam za tobą?- prychnęłam.
- Cóż, można się domyśleć.- spojrzał na mnie tymi czerwonymi oczami.
Usiadłam przy brzegu i spojrzałam w wodę. Widziałam coś na kształt ryby.
Chciałam ją złapać, lecz ona była szybsza.
- Ych... Idę poszukać tego czegoś co było w grocie.- powiedziałam szybko, po czym poszłam w stronę łąki. Może się tam ukrył?

Oath?

poniedziałek, 28 grudnia 2015

Konkurs na motto watahy rozstrzygnięty!

No, po długim *przynajmniej jak dla mnie* oczekiwaniu, wreszcie nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu na motto watahy! Ankieta niedługo zostanie usunięta ze strony watahy na wieki wieków.
1 miejsce: Ignis- wygrywa Przywilej Wielu Mocy (zakładka ,,Dla wilków")
2 miejsce: Naukami- wygrywa jeden dowolny przedmiot ze Sklepu
3 miejsce: Toshiro- wygrywa Eliksir Żywiołu.
 A... No i oficjalnym mottem watahy staje się od dzisiaj: ,,Siłą wilka jest wataha, a siłą watahy jest wilk"
Pozdrawiam,
Ashita.

Profil wilka- Dakota

Imię: Dakota
*Przezwisko/ ksywka: Nikt jeszcze nie zwrócił się do niej po przezwisku.
Motto: "Zwolnij i rób to co kochasz!"
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Charakter: Dakota z natury jest bardzo miłą i pomocną waderą. Ciągle uśmiechnięta i wesoła.
Jest prawdomówna, lepiej nie powieżać jej tajemnic tych złych czy dobrych, ona nie umie po prostu kłamać.
Kiedy trzeba jest spokojna i opanowana tym bardziej przy basiorach. Ale to nie oznacza że nie lubi się bawić, śmiać śpiewać. Jest marzycielką wieży w to co nie stworzone. Ma czasami dziwne nawyki takie jak nadawanie różnym przedmiotom imion. Najpierw robi potem myśli. Jednym słowem mówiąc; Nie myśli zanim coś zrobi. Niektórzy uważają ą za dziwną, to ją przygnębia. Rodzice jej mówili "Niesamowity wilk, może zrobić niesamowite rzeczy' Ona zawsze brała to do serca i do dziś powtarza to niektórym wilkom.
Lubi: Dakota lubi dużo rzeczy trudno wymienić je wszystkie, ale tą jedną którą powtarzają jej wilki to że lubi ryzyko.
Nie lubi: Nie lubi nie szczerych wilków i też chamskich.
Boi się: Naprawdę boi się tego że nikt jej nie zrozumie
Aparycja: Dakota jest umarszczenia białego nie brak oczywiście czarnego. Jej oczy są jaskrawo zielone.
Dość szczupła sylwetka. Grzywka spada na jej prawe oko. Od szyi w dół ma trochę więcej sierści. Czarne poduszki łap jak i też jej pazurki.

Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Medyk
Żywioł: Lód
Moce:

Zamrożenie- Dakota potrafi zamrozić byle jaki przedmiot.

Lód- Dakota kiedy dotknie wodę łapami ta od razu zamienia się w lód

Sople- Dakota potrafi wyczarować sople. Może nimi władać czyli mówić gdzie i na kogo mają lecieć. Może też sama nimi rzucać.

Stworzenie- Dakota potrafi stworzyć stworzenie z lodu takie jak sobie wymarzy. Będzie przy jej boku dopóki się nie roztopi.

Umiejętności: Dakota ma bardzo dobry węch i słuch. Szybko też biega ale ze zwinnością trochę gorzej.
Historia: Dakota urodziła się w Japonii. Miała tylko matkę i ojca. Mieszkając w Japonii mówiła tez po Japońsku jej rodzice również. Zawsze przechodząc przez miasto dzieci podbiegały do niej i ją głaskały ona nie miała zamiaru ich skrzywdzić nigdy. Zawsze ją tam dokarmiano surowym mięsem. Ludzie zawsze myśleli że Dakota to wielki bezpański pies. Życie tam nigdy jej się tam nie nudziło. Jej rodzina była tam jedynymi wilkami. Do czasu.....Ktoś sie dowiedział że była tam trójka wilków i podobno mieszkańcą groziło niebezpieczeństwo. I zaczęły się poszukiwania rodziny Dakoty nie wiadomo czy chcieli ją zabić ale oni nawet o tym nie wiedzieli....
~~~
Dopiero po kilku dniach Dakota kiedy wracała do rodziców ich nie było, w jaskini było widać tylko krew.
Dakota wiedziała że musi opuścić miasto, nawet całą Japonię.
Wędrowała sama bez pożywienia nie wiedząc gdzie jest. Jedyne co to że opuściła Japonię.
Króliki były jej głównym pożywieniem. Tak, jej życie nie było takie wesolutkie jak niektórych.
Pewnego razu poznała wilka, a dokładnie Nayna, On znał okolice i przez te dwa lata razem chodzili i zwiedzali. Tak Dakota odkryła swoje moce, nie panowała nimi do końca ale z czasem już nad nimi znakomicie panowała. Miała jedną moc zamrażania przedmoitów. Raz zamroziła bardzo ważną rzecz Nayna wiedziała o niej bardzo dobrze źle cię czuła po tym co zrobiła nie chciała po tym patrzeć mu w oczy nie wiedziała co on jej może za to zrobić.
Uciekła o tym nie myśląc, właśnie tak poznała Watahę Porannych Gwiazd. Jej Japoński akcent jeszcze w niej jest, niektórzy mogą jej nie zrozumieć.
Rodzina: Matka - Pearl Ojciec - Zayn
Zauroczenie: Szuka tego jedynego ♥
Partner/ Partnerka: Brak
Potomstwo: Brak
Patron: Juryo
*Talizman: Dakota ma mały talizman nie za bardzo ważny dla niej ale w końcu posiada jakąś moc. Leczy on drobne rany jak i też te wielkie.
Próbka głosu: Zara Larsson, MNEK - Never Forget You
Towarzysz: Brak
*Cel: Jej celem jest mieć w końcu cel.
*Inne zdjęcia: ~~
*Dodatkowe informacje: Poznasz ją to się dowiesz.
Przedmioty: ~~
Statystyki:
Siła: 5 ; Zwinność: 5 ; Siła magiczna: 10 ; Wytrzymałość: 7 ; Szybkość: 13 ; Inteligencja: 10 ;
ZK (Złote Krążki): Zero
Pochwały: Może jakaś się znajdzie
Ostrzeżenia: Lepiej żeby nie było.
Poziom: Zerowy
Właściciel: Howrse ~~ .-.Ayss.-.

Od Oath CD Moonlight

Spojrzałem na nią skrzywionym wzrokiem.
- Nie zbliżaj się bardziej nic powinnaś. - powiedziałem oschle i ponurym tonem. - Nie lubię o sobie opowiadać.
- Imię możesz zdradzić. - cofnęła się nieco.
- Dobrze więc nazywam się Oath i tak się do mnie zwracaj. - odparłem ruszając przed siebie mijając bez słowa waderę.
- Gdzie się wybierasz? - uniosła brew.
- Co cię to obchodzi?! - sparaliżowałem ją swymi czerwonymi ślepiami.
- Tak chce wiedzieć... - lekko się przeraziła.
Prychnąłem i odkręciłem łeb. Ruszyłem dalej olewając wszystko dookoła. Przyspieszyłem nieco krok i oddaliłem się od wilczycy. Zatrzymałem się nad Wodospadem Mizu. Położyłem się nad wodą i zacząłem rozmyślać. Po kilku minutach usłyszałem kroki za sobą. Woń która doleciała po chwili do moich nozdrzy pozwoliła określić kto za mną stoi.
- To znów ty, Moonlight? - spytałem nie odwracając się.

<Moonlight?>

Od Moonlight -Quest pt. "Istota"


Była noc. Na dworze wichura i pełno śniegu. Piękna pogoda! Aż chce się na dwór wyjść! Ale miała być pełnia, a ja nie chciałam tego przegapić. Wystawiłam więc pysk z jaskini, a biały puch oblepił go całego. Odechciało mi się w tym momencie wszystkiego...ale cóż. Czego nie robi się dla pięknej pełni?
Z grymasem wyszłam z jaskini i udałam się do Stardust Forest. Jednak..mój wzrok zatrzymał się na czymś. był to ruch w krzakach niedaleko mnie.
- Kto tu jest?- szepnęłam.
I usłyszałam drugi szelest. Oddalał się... Biegiem ruszyłam za nim. Skakałam przez różne przeszkody, takie jak krzaki, duże kamienie, konary ośnieżonych drzew. Widok zasłaniał mi śnieg, lecący prosto w moje oczy. Jednak gdy stworzenie znikło w lesie śmierci, gwałtownie zatrzymałam się tuż przy granicy między drogą a lasem. Przez moją głowę przeszło pytanie... "Wejść? A może jednak nie?". Ale może od tego zależeć los watahy...Bo jaki wilk lub inne zwierze weszłoby tam? To musiało być coś niebezpiecznego...
z wahaniem stąpałam po ziemi, rozglądając się. Ale nie widziałam nic, poza ciemnością. w jednej chwili, świat zaczął wirować. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Moja głowa jakby miała wybuchnąć...w końcu zemdlałam, czując niewielką ulgę, że w końcu świat stanął w miejscu. Przed zamknięciem oczu, dostrzegłam tylko wielkie, świecące oczy przeszywające ciało na wylot. I po tym nie widziałam już nic...

XXX

Obudziłam się z ogromnym bólem w okolicach klatki piersiowej i głowy. Obraz mi się zamazał...Dopiero gdy ujrzałam ściany i małe, jasne światełko, wszystko wróciło do normy. Zdezorientowana, rozglądałam się na boki. To miejsce, wyglądało na podziemny kanał. Ale coś było nie tak...cały czas w powietrzu unosił się zapach padliny, zgniłego mięsa i czegoś, czego nie potrafiłam określić. za sobą, poczułam czyiś oddech, który paraliżował mój kark. Chciałam się podnieść, ale łapy odmawiały mi posłuszeństwa. Lekko odwróciłam głowę. Stało tam coś..podobnego do wilka. Ale i do człowieka. Było owłosione, stało na czterech łapach, a i tak było o wiele większe ode mnie. Z pyska, kapała ślina, a zęby były ostre i długie jak igły. Wystraszona cofnęłam się trochę, po czym dalej próbowałam wstać. Gdy potwór ryknął, od razu zerwałam się do biegu. Nie widziałam kompletnie nic, wszystko było czarne i niewyraźne. Chyba ból klatki piersiowej i głowy dawał o sobie znać. Upadłam i nerwowo oglądnęłam się za siebie. Słyszałam szelesty, ryknięcia i drgania odbijających się od podłoża łap. W ciemności zauważyłam drugi, mniejszy tunel. trochę podwyższony. Wczołgałam się i schowałam głowę w łapy. Za małą ścianką, nie było mnie widać. Tak przynajmniej myślałam...Po chwili głowa "wilkołaka", bo to najbardziej przypominało go, stanęła tuż przede mną. Delikatnie wystawiłam głowę. W tedy, wilkopodobny zwierz zawył przerażająco. Znalazłam obok siebie mały kamyczek. Niezauważalnie rzuciłam go w głąb groty, a sama wyskoczyłam z ukrycia i zaczęłam biec. nie odwróciłam się ani na chwilę, a gdy walnęłam w jakąś ścianę, upadłam. Podniosłam wzrok. Moim oczom ukazała się wysoka, oplatana lianami ściana. Na górze, było to samo światełko, które widziałam po przebudzeniu. Wilkołak był coraz bliżej. Gdy w końcu wyłonił się z ciemności, zatrzymał się tuż przede mną. Przechyliłam głowę w bok, nie spuszczając go z oka. Jego zabójcze kły, były coraz bliżej mnie.
- Moce..- Szepnęłam do siebie. Tylko co na niego zadziała? Wiem!
po chwili, wokół nas pojawiła się mgła. Wilczur, oślepiony i zdezorientowany cofnął się, trzęsąc łbem.
- Muszę to zrobić teraz..-Szepnęłam do siebie, próbując się przełamać. On był większy, silniejszy...Mogłabym nie dać mu rady. Trzeba coś wymyślić, puki mam czas..

C.D.N.

Od Moonlight C.D Oath'a

- Jeszcze raz tak się do mnie odezwiesz, to ci język urwę!- Warknęłam zirytowana. - I bądź ciszej...
- Bo?- Prychnął
Przewróciłam oczami i wróciłam do patrzenia się przed siebie. Przede mną była jakaś...Grota? Można to tak nazwać.
- Co tak tam patrzysz?- Syknął, chodząc w tę i z powrotem.
- Możesz tak nie łazić?- Spytałam już spokojniej.- Coś tam weszło. Nie wiem co, więc mógłbyś nie przeszkadzać.
- Jakiś zając. czy coś. I nie odpowiedziałaś, kim jesteś!- Krzyknął. W tym momencie, coś dużego wybiegło z groty i pognało przed siebie.
- no i widzisz!?- Krzyknęłam.- Uh..Jestem Moonlight. A ty?- Podeszłam do niego.

Oath?

Od Grima cd Annabell

Rozejrzałem się na boki. Więzienia były zrobione z twardej, lekko zardzewiałej stali, a sama konstrukcja przypominała gigantyczną klatkę dla ptaków. W sumie to BYŁA gigantyczna klatka dla ptaków. Nawet wisiała na suficie. Tyle że jaki ptak mógłby w niej zamieszkać? Stawiałbym na strusia, chociaż nie mam pojęcia co ta wiedźma mogła wcześniej wrzucać do gara.
Sama chata nie była jakimś wielkim cudem architektury. Były to tylko dwa pokoje- pokój alchemiczny i sypialnia. Co do sypialni można łatwo się było domyślić. Ta staruszka nawet nie zawracała sobie głowy zwykłym wstawieniem drzwi w pustą framugę. Tak więc spleśniały materac i niedbale pościelona kołdra pięknie wypełniały całą sypialnię.
Co do pokoju alchemicznego to inna historia. Na szafkach pozostawiła masę książek kucharskich i napełnionych fiolek z eliksirami, gdzieniegdzie było widać wysuszone zioła, kwiaty, odcięte pazury chimery lub gałki oczne renifera. Oczywiście na środku pokoju stał dumnie, ogromny czarny od sadzy kocioł w którym bulgotał już wrzątek do eliksirów.
Krótko mówiąc w pokoju nie było zbyt czysto. Tym bardziej że z sufitu zwisała masa klatek różnych kształtów i rozmiarów. Widać czarownice stawiają na ,,świeże produkty"...
- Nie mam pojęcia...- Odpowiedziałem w końcu. I nie kłamałem. Naprawdę nie miałem pojęcia.
- Więc zamierzasz tu tak siedzieć i czekać aż cię spreparują w butelkę?.- Odpowiedziała, moim głosem.
- Czekaj, daj pomyśleć. - Syknąłem, bawiąc się ogonem. Jak ona mogła go utrzymać w jednym miejscu? Przecież to się tak majta...
- Ej! Przestań. - Ann była wyraźnie oburzona, co robię z jej ciałem. Ale ja miałem z tego radochę. Nigdy nie czułem się taki lekki, bez masywnego ciała i długich rogów, czułem się jak na księżycu. Gdybym mógł teraz skakać, pewnie bym to zrobił.
- Ale to lekkie!- Zaśmiałem się pod nosem. Oczywiście byłem też o wiele niższy, ale to mi nie przeszkadzało. Wysunąłem długi ogon między pręty klatki i zacząłem padać otoczenie.
- A widzisz.- Mruknąłem. Ja zawsze coś wymyślę.
Ten szczurzy ogon jakoś specjalnie się mnie nie słuchał . ciągle gibał się na wszystkie strony i gdybym był choć odrobinę miej ostrożny, pewnie rozbiłbym wszystkie fiolki w okolicy. Ale klucza nie widziałem.
- Babciuuu! - Zaśpiewał ktoś w oddali. Szybko schowałem ogon do klatki, bojąc się o wykrycie. Ale piskliwy głos należał do dziewczynki.
Wysoka, dwunastolatka wpadła do chaty, w ręku trzymając wianek z polnych kwiatów.
- Jesteś tu?- Znowu zawołała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Za to na drugim końcu pokoju zobaczyła dwie napełnione świeżymi składnikami klatki. Podekscytowana, klasnęła w dłonie, wypuszczając z nich kwiaty i w podskokach znalazła się tuż obok nas.
- Tylko nie ruszaj ich ,złotko.- Wiedźma weszła do pokoju, podnosząc z ziemi wianek.- Wiesz jak potwory mogą być niebezpieczne.
Pff....potwory?
Jednak ona nadal gapiła się na Annabell jak na gablotę w sklepie ze słodyczami. Najwyraźniej jej babcia rzadko sprowadzała do klatek magiczne wilki. Może to i nawet lepiej.
- Coś mi tu nie gra...- Szepnęła, miziając paluszkiem futro mojego ciała.- Twój duch tu nie pasuje,wiesz o tym? - Stanęła na palcach, by lepiej się przyjrzeć Ann- Jesteś zbyt czysta.... - Szepnęła z uśmiechem. Albo ta dziewczyna była duchowidzącą, albo to działanie jakiegoś eliksiru.
-Babciu?! Znowu budowałaś drogę dusz?! - Wrzasnęła.
- Tak, Anastazjo. Budowałam.- Wiedźma odłożyła z czułością wianek na półkę z kwiatami.
- Czemu mnie nie zawołałaś? Wiesz jak ja bardzo lubię oglądać dusze wyrwane z własnych ciał!
Bosz....jak ta baba ją wychowała!
Tym razem spojrzała na mnie i na długi szczurzy ogon schowany za moimi plecami.
- Ale fajny!- Jęknęła z zachwytu.- Umiesz robić tym jakieś sztuczki?
- Jasne.- warknąłem, a długi ogon w jednej chwili znalazł się niebezpiecznie blisko młodej szyi.
Właśnie wtedy, ogromny nóż przeciął powietrze i wbił się pomiędzy pręty mojej klatki.
- Zrobisz jej coś, a gwarantuję ci, że jeszcze dziś wylądujesz w kotle!- Warknęła czarownica, a jej oczy płonęły żywym ogniem. Chyba dość mocno kochała swoją wnuczkę.
Odwinąłem ogon z szyi Anastazji i schowałem go za plecami.
Wiedźma podeszła do klatek, wyjęła z pomiędzy prętów nóż i otuliła dziewczynkę ramieniem.
- Choć, Anastazjo. Widać bajki nie kłamią co do złych wilków....
Odciągnęła ją od klatek, ale widać było że jej wnuczka nie raz jeszcze spróbuje zbliżyć się do nich. Ostatni raz zerknęła przez ramię i ostrożnie pomachała obu wilkom na pożegnanie. A Annabell jej odmachała.
(Ann? Mamy tu rodzinkę czarownic. Chyba nie zabijesz takiego małego ,słodkiego szkraba, co? :3 )

Od Oatch CD Ktoś

Ponury wiatr rozwiewał mi sierść i podawał wiele pytań. Czemu jestem jaki jestem? Cóż, życie mnie tak ułożyło to niech teraz o mnie zadba. Pierwszy dzień w nowej watasze jest najbardziej stresujący, ale nie dla mnie. Zapewne znajdę sobie jakiegoś podwładnego który mnie oprowadzi, zapozna z innymi... Uch... Nie lubię licznego towarzystwa. Nie ma co o tym myśleć, śnieg otaczający mnie przyprawia mnie o mdłości. Światło odbijające się od niego sprawia, że nic nie widzę. Z resztą śnieg należy do rzeczy za którymi nie przepadam. Watałem i ruszyłem przed siebie. Wszystkie drzewa i krzewy pokrywał gruby puch, trawa uginała się pod wpływem szronu. Rozglądałem się poszukując czego kolwiek do roboty. Bądź jakiegoś miejsca by móc porozmyślać. Idąc wśród drzew przez nieznane mi jeszcze terytoria, ujrzałem wilka. Nie byłem jednak w stanie określić czy to wadera czy może basior. Podszedłem bliżej, nagle dana postać się odwróciła. Widać było w jej/jego oczach strach.
- Póki co nic Ci nie zrobię. - wycedziłem patrząc się na wilka paraliżując go/ją wzrokiem. - Kim jesteś? Gadaj!

<Ktosiu? Ośmieli się ktoś odpisać?>

niedziela, 27 grudnia 2015

Od Riki - Układanka ,,Lodowa Kraina” zadanie czwarte

Poniedziałek:
Początek tygodnia zapowiada się dość dobrze i ciepło jak na tamte okolice. Śniegu spadnie mało, a temperatura wynosić będzie zero stopni. Niby dla podróżnych miął wiadomość, ale istoty tam żyjące nie lubią takiej temperatury, dlatego się pochowają i na obserwacje ich proszę nie liczyć. A co do samego śniegu który spadnie to nie będzie to porządna śniegowa burza jaka tu codziennie nadchodzi tylko dość kiepska i szybko się skończy, lecz woda i lodowce będą nadal tak lodowate jak zawsze. A co do poruszania się to białego puchu trochę ubędzie i łatwiej będzie się poruszać. Co do jeszcze samego nieba to będzie można zobaczyć kilka chmur, ale nawet słońce tam zwędruje, więc pogoda bardzo dziwna panować będzie tam w poniedziałek najbliższy. Ale jednak wiatr da popalić. Radzę uważać by przypadkiem nie zabrał czegoś, ponieważ ostro będzie wiał. Wiał on będzie z zachodu. Chyba tylko on mądry jest w ten dzień.
Wtorek:
Tu taj będzie już umiarkowanie. Temperatura zmniejszy się do minus piętnastu, a opady śniegu już większe będą. Ale to jednak nadal nie będzie prawdziwa strona Lodowej Krainy. Co do wiatru, to ten nadal nie będzie dawał za wygraną i jego siła może być większa. Warto jeszcze powiedzieć, że wiatr możliwe, że będzie bardzo zimny i będzie wiał z południa. No i tu chmury zasłonią całe błękitne niebo. Szarość stanie nad nami krótko mówiąc. Możliwy jest deszcz który rzadko się tu zdarza lub grad. Noc za to zapowiada się dobrze, ponieważ temperatura wynosić będzie minus jedenaście i spadnie trochę śniegu, lecz nie za dużo. No i wiatr nadal taki sam będzie. Jednak w nocy będzie cieplejszy.
Środa:
Wiatr odpuści trochę i będzie cieplejszy. Chyba się zmęczył. Ale uwaga na niego później, to wredny dziad. Tego dnia dopisze śnieg. Można powiedzieć, że będzie sypał cały dzień, więc i jego ilość na lądzie się podniesie. No i warto tu pokreślić, że właśnie wszystkie inne zjawiska pogodowe się z chowają , a śnieg bardzo się wykażę. Można powiedzieć, że nawet śnieżyca będzie. Co do temperatury to przez śnieg, który spadnie zmniejszy się do minus trzydziestu pięciu. No i właśnie zachmurzenie duże będzie, ponieważ- jak było mówione wcześniej- dużo śniegu będzie sypać, a więc z czegoś musi dlatego na oglądanie błękitnego nieba nie ma co liczyć. Jeśli chodzi o noc, to temperatura spadnie do minus czterdziestu siedmiu, a śnieg będzie sypał nadal. Do tego wiatr się ożywi i będzie wiał z południa. Będzie się dało go przeżyć, ponieważ, aż tak silny i zimny nie będzie.
Czwartek:
Sylwester z Lodowej Krainie zapowiada się niesamowicie, ale też mroźnie. Temperatura wyniesie minus pięćdziesiąty i radze tam się w dzień w tedy nie zapuszczać. Co do nieba to nie będzie padał śnieg, nie będzie padał deszcz i nie będzie w ogóle nic padać. Czyste, błękitne niebo zostanie. Wiatr też się nie nasili jednak coś tam będzie wiał i to z wschodu dlatego też będzie w miarę ciepły. Więc tą pogodę można zaliczyć do dobrych, nie licząc temperatury. A co do nocy, która będzie tego dnia wspaniała. Otóż to zjawisko zdarza się tylko na biegunach, ale z niewyjaśnionych przyczyn będzie i u nas. Mianowicie zorza! W końcu Lodowa Kraina to magiczne miejsce więc mogło się cos takiego zdarzyć, co nie? Ciekawe jest też to, że akurat w sylwestra. Będzie można ją podziwiać, ponieważ temperatura podniesie się znacząco do minus siedemnastu stopni, nie będzie chmur, a wiatr ucichnie kompletnie.
Piątek:
Nowy rok! Jednak to miejsce przywita nas chłodnie tego pierwszego dnia nowego roku. Będzie to jeden z najzimniejszych dni tam, bowiem temperatura osiągnie minus sześćdziesiąt stopni. Zalecam siedzenie w lesie w tedy. Wiatr będzie wiał z dużą siłą oraz prędkością, a będzie pochodził z północy, dodatkowo będzie bardzo zimny. Spadnie dużo śniegu, jednak uda się zobaczyć niebo. W nocy temperatura poprawi się minimalnie do minus pięćdziesięciu siedmiu. Noc również jak w czwartek będzie bezchmurna. Jednak wiatr pozostanie umiarkowany, ale nadal mroźny i nic ciekawego dziać się już nie będzie.
Sobota:
Weekend zapowiada się całkiem dobrze. Będzie nawet ciepło jak na tamte okolice, ponieważ temperatura wyniesie minus cztery stopnie. Wiatr będzie spokojny i w miarę ciepły, a śnieg będzie sypał normalnie. Moim zdaniem pogoda idealna na wycieczkę w tamte rejony. Można też przenocować tam, ponieważ noc będzie też w porządku. Temperatura zwiększy się do minus ośmiu, więc myślę, że do wytrzymania. Wiatr zwiększy się trochę, a śnieg nie będzie w ogóle padał. Jednak pojawi się zachmurzenie, ale nie za duże. Będzie się dało zobaczyć niebo, ale nie w całej okazałości.
Niedziela:
No i nadchodzi koniec tygodnia, który jest w porządku. Jednak zależy dla kogo, bo temperatura wyniesie minus trzydzieści cztery. Jednak niebo będzie bezchmurne. Wiatr również będzie umiarkowany, a wiać on będzie z zachodu. Nie spadnie znów śnieg dlatego jego pokrywa na ziemi się zmniejszy. Nic specjalnego, lecz noc zapowiada się ciekawie. Temperatura powietrza spadnie nawet do minus dwudziestu. Wiatr lekko się zmniejszy, ale chłodny będzie, a śnieg nie będzie sypał. Zachmurzenia też nie będzie. A co do specjalnego zjawiska podczas tej nocy, to jeśli ktoś się przygotuje i zawędruje tam w nocy to będzie mógł pooglądać niebo spadających gwiazd, które właśnie będzie najlepiej tam widoczne. Warunki też sprzyjać będą jednak temperatura właśnie tylko tu lekko przeszkodzi.

Od Annabell c.d Grima

(Czym zasłużyłam sobie na ten ,,zaszczyt" ? XD)
Fioletowe światło, które oświetlało nam drogę nadawało wszystkiemu mroczniejszego wyglądu. Spojrzałam nie pewnie na Grima, wahałam się czy tam wchodzić. Jednak moje niezdecydowanie zniknęło gdy usłyszałam szept basiora:
-Chyba się nie boisz?- Wyprostowałam się dumnie i odparłam:
-Jasne że nie-Pchnęłam łapą drzwi. Zawiasy były tak zardzewiałe że drewno bez większego wysiłku upadło ukazując nam małą i dość ciasną izdebkę. Półki zawieszone na ścianach uginały się pod ciężarem różnego rodzaju słoików, w niektórych z nich unosiły się małe światełka a w reszcie ułożone były jakieś zwierzęta lub różnego rodzaju liście i korzenie. Zainteresowało mnie to, dlatego zaczęłam przyglądać się każdej buteleczce i jej zawartości. Z mojego podziwu nad tą specyficzną kolekcją wyrwał mnie czyjś nieznajomy głos, wnioskując po jego barwie, właścicielką była stara kobieta:
-Nie nauczono was, że nie grzecznie jest wchodzić do czyjegoś domu bez zaproszenia.-Zaskoczona podskoczyłam kierując spojrzenie w kierunku skąd dochodził nie znajomy głos. Na pryczy przykrytej futrem jakiegoś bliżej nie określonego zwierzęcia siedziała stara kobieta ubrana w jakieś łachmany. Przemieniłam się w człowieka, tak jak zwykle miałam na sobie lnianą fiołkową sukienkę na samym jej dole, który sięgał mi aż do kostek wszyte były białe lilie, które wyglądały jak prawdziwe jednak wykonane były z materiału, na talii znajdował się pas wykonany z białego złota. Jeszcze raz dzięki ci Calipso, gdyby nie twoja zaczarowana bransoletka spaliłabym się teraz ze wstydu. Usiadłam koło kobiety i zapytałam:
-Miło mi poznać jestem Annabell. Czy mogę wiedzieć kim pani jest i dlaczego mieszka pani samotna po środku lasu śmierci-Pokazałam Grimowi by skrył się w cieniu, wolałam by staruszka nie zobaczyła że jest wilkiem, jeszcze by się przeraziła . Po dłuższej chwili usłyszałam:
-Jestem Rose. Zostałam wygnana ze swej wioski, nie mając gdzie się podziać zamieszkałam tutaj wraz ze swoim mężem, który nie zamierzał mnie zostawiać. Razem wybudowaliśmy tą chatę.
-Za co cię wypędzili?
-Uważali, że uprawiam czarną magię, lecz tak naprawdę warzyłam lekarstwa które leczyły tą zgraję tępych chłopów-Kobieta westchnęła ciężko, widać po niej było że trudno jej o tym opowiadać. By zboczyć z tego nie przyjemnego dla niej tematu spytałam:
-Pomóc jakoś pani?
-Nie, nie. Nie trzeba skarbie. Cieszę się że wreszcie kogoś spotkałam. Jeśli mogę wiedzieć co taka młoda panna jak ty robi w tym niebezpiecznym miejscu?
-Zgubiłam się
-Jak chcesz mogę pomóc ci znaleźć drogę. Jednak przed podróżą się wzmocnij. -Rose wstała i zaczęła przyrządzać w metalowym, czarnym od sadzy kotle jakąś zupę warzywną. Po dłuższej chwili stała przede mną miska z parującym i pysznie wyglądającym jedzeniem. Grim pokazywał mi bym tego nie jadła, jednak zignorowałam przestrogi basiora. Zjadłam ze smakiem całą zawartość talerza, gdy to zrobiłam poczułam się bardzo śpiąca. Nim się zorientowałam już pogrążona byłam we śnie
******
Gdy się obudziłam strasznie bolała mnie głowa, z trudem otworzyłam zaspane oczy. Gdy przyzwyczaiłam oczy do fioletowawego światła ujrzałam ,że znajduje się w klatce. Próbowałam zniszczyć swoje więzienie, jednak nie udało mi się to. Gdy tak się szamotałam zahaczyłam rogami o kraty. Czekaj, czekaj....od kiedy ja mam rogi?! Spanikowana spojrzałam w bok skąd dochodził jęk. Moim oczom ukazałam się ja sama. Ten sam szczurzy ogon, te same krwiste oczy i te same długie uczy. Lekko spanikowana wykrzyczałam głosem, który należał do Grima:
-Co się tu do cholery dzieje?!-Z cienia wyszła staruszka, która z politowaniem zaczęła:
- Zamieniłam wasze ciała dzięki czemu nie będziecie mogli używać swoich magicznych mocy. Zanim minie urok planuje zrobić z was eliksir odmładzający, dzięki któremu odzyskam sił i złamie pieczęć która mnie tu więzi..- Kobieta widząc moje zdziwienie dodała rozbawiona:
-Powiem ci coś Annabell, nie należy ufać staruszką mieszkającym jak gdyby nic w lesie do którego większość bała się zapuszczać-Rozwścieczona rzuciłam się w stronę wiedźmy na co ta zacmokała i skarciła mnie gestem dłoni mrucząc:
-Nie dobry piesek-Kobieta wyszła na dwór zapewne poszukać odpowiednich składników. Spojrzałam na Grima który znajdował się w moim ciele, dziwnie było się do niego zwracać widząc samą siebie jednak jakoś będzie się do tego przyzwyczaić. Odchrząknęłam i zapytałam:
-Jakieś pomysły jak się stąd wydostać?

(Grim?)

Od Steva cd Shiori

- Jasne.- Odpowiedziałem. - Tylko masz pomysł jak to zrobić?
Wadera spuściła wzrok na zielono czerwoną babkę , w której odbiciu widać było jedynie własne odbicie Shiori. Zero podpowiedzi, napisów. Nic.
- Może po prostu trzeba to zrobić jednocześnie.- Powiedziała z nutką niepewności w głosie. Ale to mogło się udać.
- możemy spróbować...- Westchnąłem zadowolony. Chociaż mamy jakiś plan działania.
Podłożyłem własną łapę pod Shiori'ową, tak by obie delikatnie splotły się one palcami. Nie było idealnie, ale wyglądało to jak niedociśnięte puzzle.
Gdy tylko go zrobiłem, wzdrygnęła się lekko.
- Spokojnie- Zaśmiałem się. -To tylko ja...
Podniosłem obie łapy na wysokości klatki piersiowej i wymierzyłem w bąbkę.
- możemy spróbować...- powtórzyłem własne słowa, tyle że tym razem szeptem, pod nosem. Shiori posunęła obie łapy na szklaną powierzchnię. Wystarczyło tylko dotknąć jej pazurem ,by coś się stało. Znowu wszystko otoczyła biel.
Po chwili przed oczami miałem przestronną, lodową komnatę, z wieloma wykutymi w ścianach oknami i ogromnym, szklanym tronem na końcu podłużnego pomieszczenia. Na tronie siedziała znudzona lodowa wiedźma, którą widziałem w poprzedniej wizji. Obok niej siedział ten biały smok, równie smutny jak ona. Nagle smok wstaje i ociera się o jej rękę, w nadziei że go zauważy. Ale wiedźma tylko odepchnęła go lodowym spojrzeniem i powróciła do żałoby. On dalej próbował. Męczył ją i domagał się pieszczot, ale rezultat był zawsze taki sam.Wszystkie próby pocieszenia kończyły się piaskiem. Królowa tylko opierała się łokciem o tron i patrzyła smutnym wzorem przez okno. Co było tak smutne w widoku z okna?!
Ale wizja już się skończyła.
Obudziłem się leżąc na śniegu, obok mnie mając Shiori. Powoli otworzyła oczy i rozejrzała się na boki.
- Witamy ponownie w starej dobrej puszczy! - Zaśmiałem się. Wizja ogromnego ,lodowego zamku pośrodku niczego, nie była wcale lepszym miejscem.
- Ta...tylko szkoda że nawet nie wiem ,,gdzie" mnie poniosło.- Wtuliła się w biały puch robiąc śnieżnego anioła, tyle że w wersji bez skrzydeł.
- Znam tylko jedne mieście gdzie mogłaby się utrzymać taka bryła lodu. I gdzie byłoby go tyle by zbudować z niego zamek. - Wstałem z ziemi patrząc w dal.- Myślisz że można by tam dość przed zmrokiem?
- Nie...- Shiori posłała mi zbaraniałe spojrzenie. Najwyraźniej zrozumiała, co chciałem zrobić.- Skąd niby wiesz że ta wiedźma mieszka akurat w lodowej krainie?
- Na ozdoby nawet jeszcze nie zdążył na padać śnieg. Ona musiała zaczarować tego smoka albo dzisiaj, albo wczoraj. W obu przypadkach nie mogła zajść daleko.
Wadera skrzywiła się.
- A masz w ogóle pomysł, co zrobisz gdy już ją znajdziesz?- Nagle pod nosem wadery pojawił się lekki uśmieszek.- Oh ,jeśli już ją zdenerwujesz, na pewno będziesz piękną sosną!- Zaśmiała się.
- Nie będę żadną sosną, uwierz mi. - Otrzepałem się ze śniegu.- I mogę ci zagwarantować, że ten smok również nią za długo nie będzie.
(Shiori? Sorry, że musiałaś czekać. Miałem świąteczną ,,pielgrzymkę" po babciach i wujkach. A oni jak zwykle nie wiedzą co to internet xd )

Profil wilka- Oath

Imię: Oath
Przezwisko/ ksywka: --
Motto: "Po co się rodzimy skoro i tak umrzemy...?"
Wiek: 3 lata
Płeć: basior- samiec
Charakter: Cóż... W kilku słowach nie można go opisać. Oatch jest wredny i niezbyt przyjazny. Bardzo lubi samotnie przebywać w jakiś ponurych zakamarkach, pewnie dlatego, że odstrasza wyglądem. Jest nieobliczalny, chamski i bardzo sarkastyczny. Jednak jeśli poznasz go lepiej to jest maleńka szansa na to, że odkryjesz w nim "przyjaciela". Mimo, że będzie dla ciebie miły to nie oznacza, że ci zaufał. Bardzo nieufny, mimo iż nie posiada żadnych sekretów to nie chce opowiadać o sobie. Bywa, że Oath spłata jakiegoś figla ale to z dobrej myśli. Musisz jednak na niego uważać, czasami nie wa ataki złości, nie panuje nad sobą i najczęściej ucieka gdzieś aby to z siebie wyrzucić. Jest cierpliwy ale bez przesady gdy już przekroczysz granice to radzę ci uciekać. Może stać się tak, że Oath wykorzysta cię do czegoś w bardzo sprytny sposób, nawet nie zauważysz jak każe ci pchać bardzo duży głaz, a ty wykonasz to polecenie. Pomimo kilku wad jest on lojalnym wilkiem. Ciężko mu co prawda zaufać komuś ale i on czasami ma chwile słabości. Wtedy lubi popatrzeć na gwiazdy czy pójść nad wodę i pomyśleć. Nie jest zbyt chętny do rozmów czy przebywania w dużym towarzystwie. Woli bardziej jednego czy dwa wilki wokół siebie. Dosyć śmiały z niego wilczek. Lubi wypominać innym ich wady bądź grać im na nerwach. Często wali prosto z mostu. Nie potrafi przyznać się do błędu więc bywa, że skłamie. Jest za to idealnym mordercą, lubi polować i (oczywiście) chwalić się swoimi umiejętnościami. Podczas pierwszego spotkania możesz tego nie zauważyć ale jest on również wrażliwy i skryty w sobie. Niekiedy co prawda wymsknie mu się jakieś niemiłe słowo typu "Idioto! Jak mogłeś!" ale nie mówi on tego naumyślnie. Stara się zachować dyscyplinę i nie odzywa się tak w stosunku do wader, basiory to już inna bajka. Lubi pojedynki zwłaszcza kiedy wie, że wygra. W towarzystwie wader będzie opanowanym i spokojnym wilkiem z nutką jego wrednej natury. Za to przy basiorach będzie się popisywał, przechwalał i tego typu rzeczy. Bardzo szybko biega i ogólnie lubi sport ma bystre oczy więc dobrze poluje. Jest zimny w środku i na zewnątrz ale może uda się jakiemuś wilkowi roztopić jego serce. Nie przepada za chamskimi wilkami, woli gdy są one opanowane i spokojne oraz naiwne. Wtedy będzie miał wiele więcej zabawy i śmiechu z nabijania cię w butelkę. Pomimo jego wrednego charakteru lubi się śmiać i żartować. Bardzo lubi się rządzić i pomiatać innymi. Nie ma co wspominać o miłości, nawet jeśli zakocha się w jakiejś waderze to mogę obiecać, że nie ujawni tego od razu. Streszczając jego charakterek jest on najgorszym co cię w życiu spotkało.
Lubi: Polowania, pojedynki, sport, przechwalanie się, nabijanie w butelkę, żarty, zabijanie, pomiatanie innymi i rządzenie się,
Nie lubi: Chamskich wilków
Boi się: Głębokiej wody, tego co sprawia, że ktoś jest szczęśliwy np. motyle
Aparycja: Pierwsze co się rzuca w oczy to jego ślepia. Są one krwisto czerwone. Na pysku z resztą jak i na prawym uchu, ogonie i trzech łapach ma owinięty bandaż. Są to ślady po stoczonych w przeszłości pojedynkach. Końcówki łap mają kolor czerwony jest to cecha dziedziczna. Uszy również mają kolor krwi. Pod oczami ma on czerwone plamki, na jednym ramieniu znak przypominający gwiazdkę ninja i przy ogonie dużą łatę wyglądającą jak sześcioramienna gwiazda. Cały brzuch jest barwy białej. Krótka czarna jak reszta jego futra grzywka.
Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Zabójca
Żywioł: Śmierć czy jak kto woli Ciemność
Moce:
Apokalipsa - Oath tworzy wokół siebie coś w rodzaju tarczy. Składa się ona z wirujących pierścieni. Jest bardzo mocna.
Rozlew Krwi - Ta moc pomaga w polowaniu. Kiedy Oath jest kilka metrów od ofiary może machnąć łapą, a ta padnie nie żywa.
Demon Śmierci - Oath zmienia się Demona, w tym wcieleniu jest nieobliczalny, bardzo groźny i bez mrugnięcia okiem może zabić nawet bliską mu osobę.
Kamienne Ślepia - Dzięki tej zdolności Oath poprzez spojrzenie komuś/czemuś prosto w oczy zmienia go w kamień.
Lilia Aramii - Tą moc odziedziczył po swojej matce, pomaga ona w leczeniu ran (dlatego Oath jeszcze żyje).
Hipnoza - Oath hipnotyzuje swymi czerwonymi ślepiami jakieś zwierze i zmusza je do bardzo wielu różnych rzeczy byle tylko się pośmiać.
Umiejętności: Oath jest bardzo silny, szybki i zwinny. Swoim bystrym okiem wypatrzy każdy nawet najmniejszy ruch. Jest za to bardzo inteligentny dzięki czemu podczas ataku szybko i sprawnie obmyśla strategię.
Historia: Jego historia zaczęła się w sporej watasze. Jego stado było (że tak to ujmę) królem nad innymi watahami. Do tej watahy należeli sami najlepsi i najpotężniejsi. Oath był synem jednego z najlepszych morderców w całym stadzie. Bardzo cenił sobie umiejętności odziedziczone po ojcu. Jego matka była za to medyczką dzięki czemu uczyła go jak się leczy rany. Wszyscy bardzo szanowali Oath'a do czasu kiedy nie zrobił tego... Pod wpływem hipnozy zmienił się w Demona i zabił samego Alphę. Za ten czyn został wygnany z watahy i oskarżony o zdradę. Od tamtej pory nauczył się, że nie można polegać na innych. Błąkał się przez te lata po różnych miejscach na świecie. Trenował swe umiejętności i moce. W końcu znudzony takim życiem postanowił znaleźć jakieś miejsce. Dokładniej mówiąc watahę. Wędrował i wędrował, aż w końcu trafił tu.
Rodzina: Ojciec - Kihan, Matka - Aramia, Rodzeństwo - siostra; Lanny (czyt. Lenny)
Zauroczenie: Wątpię by któraś zmieniła jego stosunek do miłości.
Partner/ Partnerka: Brak
Potomstwo: Brak
Patron: Tataki
Talizman: Bandaże na jego ciele.
Próbka głosu: Skillet - Monster
Towarzysz: Brak
Cel: Nie ma on właściwie żadnego celu.
Inne zdjęcia:
Z siostrą:
Jako Demon:



Jako szczeniak:
 Dodatkowe informacje: Wszystko już (chyba) wiecie.
Przedmioty: Brak
Statystyki:
Siła: 13
Zwinność; 10
Siła magiczna: 5
Wytrzymałość: 7
Szybkość: 8
Inteligencja: 7
ZK: 0
Pochwały:0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 0
Właściciel: HW - 200lis doggi-game - 200lis
Szablon
NewMooni
SOTT