- O,doprawdy?- Szczurzy ogon zaczął tańczyć na trawie.- Wiesz, ja się mogę jeszcze tak pobawić.- Zaśmiałem się pod nosem.
- Lepiej zostaw to już.- Przydusiła falujący ogon łapą. -Jeszcze mi coś
nadwyrężysz. A wiesz, że bardzo chciałaby dostać moje ciałko
nienaruszone.
- No dobra, już dobra.- Wyślizgnąłem ogonek spod jej łapy.- Ale jak się
można domyśleć nie jestem biurem podróży dla dusz. Nie potrafię nas z
powrotem zamienić, więc...chyba musimy poszukać pomocy.
- Pomocy, hę?- Ann uniosła jedną brew z zadowoleniem. Jej głos był wręcz przepełniony tajemniczością.- Chyba znam kogoś takiego.
Trochę straciłem entuzjazm gdy tylko usłyszałem że muszę pożegnać
wszystkie nowe możliwości, jakie dawało mi to zabawne ciałko. No
cóż...zawsze coś mogę jeszcze wykrzesać.
- A kto to?- wyrwałem ją z tej aury tajemniczości
Ale ona już pobiegła przodem. Wygląda mi to na ,,niespodziankę", ale co ja tam mogę wiedzieć.
Dogoniłem Annabell, tym samym wchodząc w jej wyznaczone tępo. Widać było
że to ciało do niej nie pasuje. Łeb trzymała niżej niż jakbym ja to
robił, ale pewnie to przez ciężkie rogi. Kroki stawiała pewne, ale
brakowało w tym tej gracji, do której się przyzwyczaiłem. Sama Ann
najwyraźniej mimowolnie próbowała oprzeć się pokusie dodania temu tempu
skocznego drygu, bo za każdym razem gdy tego próbowała, duże łapy zaraz
ściągały ją na ziemię.
- Całkiem nieźle.- Skomentowałem.- Ale trochę ci jeszcze do perfekcji brakuje.
- I kto to mówi...- Spojrzała na mnie i na moje kroki. Też nie były zbyt
wyrafinowane. Stawiałem łapy twardo na ziemi, ale z tymi smukłymi
nóżkami wyglądało to trochę jak taniec niedożywionego, starego osła.
Albo jakby przyciąganie ziemskie urosło przynajmniej dwukrotnie.
- Ty się nie znasz. To jest sztuka!- Zacząłem iść jak po wybiegu. Z takim ciałem wszystko mi było wolno.
- Weź mnie nie pogrążaj. Zaraz cię ktoś zobaczy.- Syknęła Annuś, ale nie
musiała mi tego mówić. Ja dobrze wiedziałem że zbliżamy się do Shinrin.
A tam można spotkać największą liczbę wilków.
- Spokojnie. Ja mam wszystko pod kontrolą...- szepnąłem gdy tylko
zobaczyłem na polance pierwszego gapia. Chyba była to Riki. Czarna
wadera tylko spojrzała na nas i na ten dziwny chód co równie dobrze
można nazwać tańcem jak i desperacką próbą przeżycia. Ale tylko
zatrzymała się w półkroku i spojrzała na nas zdziwiona.
- Em, cześć...Ann?- Riki nie mogła napatrzeć się na tą dziwną scenkę,
ale jak i ona tak i ja nie odpowiedzieliśmy na przywitanie. U Ann to
było jasne- była Grimem i nie mogła odpowiedzieć moim ciałem. Ale ja nie
byłem przyzwyczajony do odpowiadania nie w moim imieniu. Więc
siedziałem cicho.
- powiedz coś w końcu!...- stuknęła mnie w bok, żebym się o pamiętał. Chciałem już zapytać o co jej chodzi, ale sam zrozumiałem.
- O, hej... - Odwróciłem się do wadery, szczerząc się sztucznie. - am...Riki.- dodałem zmieszany.
Chcąc już nie drążyć tematu ,,utrzymywania cudzych znajomości" przyspieszyłem kroku, o mało co się nie potykając o własne nogi.
W końcu oddaliliśmy się od Riki, a ja odetchnąłem z ulgą.
- A widzisz?- Odpowiedziała szczerząc się z mojej głupoty. - bycie
Annabell to nie taka prosta sprawa. - Stuknęła mnie już drugi raz w bok,
ale tym razem lżej, bez ukrytej pretensji do mojego ,,jakże
niekulturalnego zachowania".
No nie...powoli zaczynam myśleć jak wadera. Jest źle, bardzo źle.
- To gdzie jest ten twój spec od pomocy innym?- Przerwałem chwilę własnego milczenia. Od kiedy mi tak słów brakuje?!
- Jest już blisko.-Rzuciła. I miała rację. Wyraźnie prowadziła mnie do
jaskini wykonanej we wnętrzu niskiego pagórka. Nie byłem pewny co to za
jaskinia, ale najwyraźniej był tam nasz spec od pomocy.
(Ann? Takie nic opisuję, a takie jakieś długie wyszło. Czysta magia! xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz