środa, 23 grudnia 2015

Od Steva - ,,,Małe coś w śniegu..." cz.1

W górach szpiczastych śnieg potrafił padać godzinami. Lodowate wiatry smagały skalne szczyty i nieliczne, suche sosny, pokryte zamarzniętym lodem. Jeśli chciało się dojść gdziekolwiek, nawet te kilka kroków pod sosnę, trzeba było brnąć przez zimny, biały puch, sięgający do brzucha i osiadający na sierści, padający z nieba i zasypujący wszystkich i wszystko. Był wszechobecny, nawet kruche gałęzie drzewa nie mogły przed nim równać.
Trudno by uwierzyć że w tej bezwzględnej, mroźnej krainie może żyć cokolwiek. Nawet ktoś niewyobrażalnie silny i wytrzymały nie dałby rady osiedlić się tu na stałe. A jednak ktoś tam był...
Małe coś w śniegu. Garstka piór i futra drżąca od ciągłego zimna. Nawet wiatr lizał lodowym oddechem, jeszcze świeże rany po biczowaniu. Ciepła krew wsiąkała w śnieg, kontrastując z jego niezachwianą bielą. A jednak to ,,coś" pozostało niezauważone pośród ogromu skalistych gór i stuletnich drzew. W otoczeniu zabójczego mrozu wydawało się być takie kruche i bezradne, jakby czekało tam na śmierć. Ale kto by pomyślał że to małe coś właśnie uciekło od śmierci....
▪~▪~▪~▪
- Tylko ostrożnie.- Szepnął Sua przytrzymując poranione skrzydło Storm'a. Gdy tylko zielony płyn wylał się z żelaznej misy, mały gryf syknął z bólu.- Mówiłem żebyś się nie ruszał.
- Jesteś pewny że się wyliże?- Ichalla - młody feniks bez ogona, nachyliła się nad jego małą główką. W jego oczach widziała jedynie ból.
- Od kiedy to zaczęłaś wątpić w lekarstwa staruszka, co? - Zaśmiał się pod nosem.
Sua złapał za stary strzępek materiału i wytarł pozostałości płynu, po czym zawiązał go wokół skrzydła Storm'a. Po raz kolejny gryffiątko zaczęło się wiercić.
- Luźnej!- Chciał się wyrwać spod szponów smoka.- Zaraz mi skrzydło urwierz!
- Chcesz się tu nam wykrwawić?! - Stary smok przytrzymał gryfa drugą łapą. - Wszystko najpierw musi boleć, jeśli ma przestać.
Wykończył opatrunek podwójnym supłem, by ten nie odwiązał się po kolejnej rundzie. A rund było dość wiele. W kopalniach soli, w górach skalistych, nikt z górników nie był dobrze traktowany. Nikt ni chciał dobrowolnie pracować, więc ustanowiono branki - godziny pracy, które dany niewolnik miał spędzić na kopaniu, a jeśli i to nie podziała, nakłaniano go do dalszej pracy kilkoma seriami z bicza. Branki nie były obliczane, czy sprawiedliwe, kto ma gdzie pracować i ile. Nie. Jeśli któryś z nadzorców zauważy że ,,ty jakoś pracujesz zbyt wolno" przetransportuje cię w głębsze i surowsze rejony kopalni, by byś ,,mógł nadrobić stracony czas". Zwykle takie wycieczki kończyły się śmiercią w wyniku zamarznięcia lub wycieńczenia.
Ale nie tylko ci nieszczęśliwcy kończyli jak bezdomne psy. Każdy słabszy lub mniej wydajny niewolnik może zostać ukarany biczem ,a tu i on wykrwawiał się nie śmierć.
Niestety niewolnicy nic z tym nie mogli zrobić. Trafili tu siłą, zabrano im dom, zabito rodzinę, czasami wymordowywano nawet całe stada magicznych stworzeń by uzupełnić braki w górnikach. Zabici zostali starzy i chorzy, reszta poszła na brankę. A najgorsze było to że ci wszyscy nawet nie wiedzieli kto jest temu wszystkiemu winien. Więc nazwano ich fanatykami
Ofiarami tego strasznego biznesu byli zupełnie normalne stworzenia. Nie zawiniły one niczym co mogło by rozwścieczyć fanatyków. A jednak tu trafiły. Razem z Suą, Ichallą i Stormem.
Szkoda tylko że żadne z nich nie wiedziało, czego tak naprawdę chcieli fanatycy. A chcieli czegoś, co było tak cenne, by zmuszać niewolników do ciągłej pracy. Co było warte mordowania całych stad, przelewania krwii tysiąca magicznych stworzeń. Co kusiło tak,by oddawać za nie życie cudze i własne. Jasne było jedno -NIKT, nawet najgorszy psychopata, nie robiłby tego dla soli.
C.D.N

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT