sobota, 19 grudnia 2015

Od Grima c.d Annabell

Wsłuchałem się w opowieść Annabell. Nie było tam zbyt wielu powodów do radości. Wspominała o okrutnej rodzinie, bezdusznych naukowcach i jeszcze jakby tego było mało, wyrzucili ją na zbity pysk. I pewnie nie byłoby jej tutaj, gdyby nie ta wataha. Ale równie dobrze mógłbym powiedzieć że nie byłoby jej W OGÓLE gdyby nie ci naukowcy. Bo gdyby nie znaleźli jej wtedy porzuconej, zginęłaby. Wiec może to i lepiej, że ją znaleźli?
Ale teraz pytanie co lepsze - zginąć od razu czy znosić te tortury przez kilka lat, by zasłużyć jedynie na odrzucenie. Z czego nie do końca odrzucenie. Znalazła tą watahę. A raczej to wataha znalazła Ann.
- ...Teraz twoja kolej.- Wyrwała mnie z głębokiej zadumy.
Spojrzałem na nią a jej oczy mówiły tylko jedno -powiedz.
Powiedz co zrobiłeś przez te wszystkie lata. Powiedz o tych wszystkich rzeczach, przez które wyglądasz jak demon. Powiedz jak to jest być potworem....
- No dalej. - Rozciągnęła się na trawie niczym kot, zamykając oczy.- Układ to układ. - Jej pogodny charakter odciągnął mnie trochę od własnego sumienia., więc zacząłem opowieść
- Skoro nalegasz.- Uśmiechnąłem się pod nosem.- To może zacznijmy od tego, skąd mam te różki. To swego rodzaju pieczęć Owariego za lata służby u jego boku.A zacząłem dawno temu. Kiedy jeszcze byłem mały, szukałem kłopotów. A tak się składało, że na pewnym cmentarzu zbierało się bractwo Owariego, zgłębiające tajniki czarnej magii. Oczywiście za mądry to ja nie byłem i wdepnąłem w nieźle bagno. Chciałem się uczyć tej czarnej magii, a bractwo dla zachowania dyskrecji nazywała to magią pierwotną. Gdy zacząłem przybierać na sile, zaczęli mnie wykorzystywać w różnego rodzaju rytuałach. I nie mam na myśli zarzynania mnie jako kozła ofiarnego, bo już dawno straciłbym do nich zaufanie.Po prostu zostałem ich uczniem. A za każdy zły czyn z mojej strony przerastał mi milimetr tego rożka. Po milimetr z każdej strony . Ale dopiero wtedy gdy rogi miały z dobre osiem centymetrów, zacząłem rozumieć, dlaczego magia mroku przynosi więcej zła niż pożytku. Więc odkąd to cholerstwo pojawiło mi się na łbie, jestem wygnańcem. Bractwo zostawiło mnie gdy tylko dowiedziało się że moja wataha odkryła z kim się kumpluję. - Westchnąłem i zrobiłem sobie kilku sekundową przerwę na oddychanie.- I tak oko tym niezłym sposobem, obie strony konfliktu wyżyły się na mnie za moją głupotę. Bractwo odrzuciło mnie, a wataha wygnała. Więc zostałem sam. - Zerknąłem na Annabell wylegującą się słońcu.- No...prawie sam.
Wyciągnąłem się na plecach wzdychając ciężko.
- no widzisz. I jak tu uwierzyć w szczęście. Oboje skończyliśmy jako potwory.- Mruknęła nadal nie otwierając oczu.
- Nie. Ja skończyłem jako potwór. Z ciebie jest całkiem śliczna diablica.- Z uśmiechem spojrzałem w niebo.
(Ann?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT