poniedziałek, 21 grudnia 2015

Od White - Gwiazdkowe prezenty

Po obudzeniu się, nie wspomnę, że z uśmiechem, ogarnęła mnie radość. Och, święta! Nadchodzą święta! Cieszyłam się jak szczeniak. Natychmiast obudziłam Ignis'a, spokojnie jeszcze drzemiącego.
-Wstawaj, wstawaj! Święta! Musimy piec pierniki, posprzątać i przyszykować jaskinię! Dalej, leniuchu!-z tym ostatnim zdaniem pociągnęłam basiora za kark.
-A ciebie, co napadło? Zbyt wcześnie wstałaś...-zdziwił się basior.
-No święta!-powtórzyłam.-Będą święta! Są tak blisko!
Wkrótce wybrałam się do sklepu, gdzie otrzymałam świąteczną czapkę Świętego Mikołaja i przepiękny szalik. Razem z czapką otrzymałam numerki. Kryły się tam prezenty. Dwa zatrzymałam dla siebie, a pozostałe trzy rozdałam trzem innym wilkom. Numerek jeden i cztery był dla mnie, drugi dla Itachi, trzeci dla Steve'a, a piąty dla Ignis'a. Odwiedziłam wszystkie wilki, śpiewając radośnie kolędy, a odpowiednim podarowałam numerki, po czym wyjaśniłam, że mogą je wymienić na prezenty. Ostatnie trzy numerki zostawiłam. Był to numerek jeden, cztery i pięć. No, tak...zostały jeszcze dwa wilki, którym chcę podarować numerki. To był...Ignis i...taka jedna wilczyca, którą byłam ja. Zaczął prószyć śnieg i było już ciemno, jak to w zimie. Nagle...zobaczyłam...coś niezwykłego! To był Święty Mikołaj, lub, jak kto woli Gwiazdor! Leciał w saniach z reniferami, a na przodzie nogami przebierał Rudolf, czerowono-nosy renifer! Zaszczekałam jak pies, a Mikołaj pokiwał mi ręką w rękawiczce. Pierwszy raz widzę takiego miłego i dobrego człowieka! Patrzyłam długo na niego, a wiatr lekko bujał moim pomponem na końcu czapeczki. Wróciłam do jaskini niesłyszalnie. Wydaje mi się, że Ignis wszystko przygotowywał. Nagle zaczęłam śpiewać kolędę. Ignis wybiegł mi na spotkanie i uśmiechnął się.
-Wesołych świąt!-szepnęłam i przytuliłam go.-A to dla ciebie.
Podałam basiorowi numerek, a on popatrzył na mnie.
-Dziękuję i wzajemnie!-odparł.
Najpierw zabraliśmy się za sprzątanie. Ścieraliśmy kurze, zamiataliśmy podłoża...A przy tym rozmawialiśmy o świętach i Wigilii. Kiedy skończyliśmy sprzątać w jaskini, zabraliśmy się do pieczenia pierniczków. Okazało się, że Ignis zadbał o metalowe foremki. Najpierw wzięliśmy mleko, które było jednym ze składników (zadbaliśmy o składniki wcześniej), nalaliśmy je do miski z kamieni, po czym dodaliśmy jajka. Nabraliśmy wodę z czystego strumyczka i również nalaliśmy do miski. Wszystko wymieszaliśmy, niestety bez soli, czy cukru i zrobiliśmy jakieś ciasto. Bardziej było jak na naleśniki, ale znalazłam niedaleko ludzkiej chaty przyprawę korzenną i ją również dodaliśmy. W końcu, kiedy wcale nie idealne, bo nie mówię, że jesteśmy Master Cheff było wymieszane, wylaliśmy je na duży płaski kamień i zaczęliśmy wycinać. Ja miałam kilka gwiazdek, księżyc, choinkę i renifera. Basior miał chyba to samo. Wkrótce rozpalił ognisko i upiekliśmy je. Przy tym trochę się poparzyliśmy, ale to nic. Później poszliśmy do lasu i Ignis znalazł coś ostrego. Ujrzeliśmy malutką choineczkę, którą Ignis ściął właśnie tym ostrym czymś. Położyliśmy ją na grzbietach, szliśmy obok siebie i zanosiliśmy ją do jaskini. Później na niej powiesiliśmy kilka pierniczków, jakiś puszek, kilka takich...czegoś (chyba...bombek, ale ciekawe, co ci ludzie to wymyślili...) i...gwiazdkę. Okazało się, że Ignis zrobił druty i ułożył je w kształt gwiazdy, dorobił przy drutach coś z masy i obsypał złotym brokatem. Zawiesiłam ją na czubku. Potem ja i Ignis złapaliśmy kilka świetlików i również powiesiliśmy je na choince. Była piękna, wprowadzała...świąteczny nastrój.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT