Mijały godziy, dni, tygodnie, a ja wciąż błąkałam się po lesie Kiusiu w
poszukiwaniu Mistrza, który ukończy moje szkolenie. Byłam wycieńczona,
długie podróże, bez jedzenia i picia mi nie służą jestem mało
wytrzymała. W końcu na skraju ścieżki znalazłam kałużę "Oby to była
czysta woda.". Tak, to była czysta woda, podskoczyłam z radości. O
rajuśku może przeżyje. Uśmiechnęłam się sama do siebie, napełniłam
sakiewkę resztką wody i popatrzyłam na swój talizman - małą fiolkę
pełną turkusowo zielonej trucizny, którą dostałam od swojej opiekunki -
Medyczki "Prowadź mnie...". Ruszyłam w dalszą drogę. Spacer w samotności
nie wychodził mi na dobre, bo w pewnym momencie zaczęłam ścinać swoim
mieczem gałązki i liście. W pewnym momencie poczułam na sobie czyjś
wzrok, złapałam kurczowo miecz i nasunęłam gogle na oczy:
-Kto tu jest? - powiedziałam głośno i wyraźnie zaciskając ręce na rękojeści.
Coś w bujnych, zielonych krzakach zaszeleszczało i zza nich wyłonił się
wilk. Popatrzyłam mu w oczy, nie wyglądał na groźnego, ale wolałam
mierzyć w niego broną w razie, gdyby w przeciwieństwie próbował mnie
zabić.
-Spokojnie, nic ci nie zrobię. - zrobił krok w przód, ale ja nie zamierzałam schować miecza.
-Chcę wiedzieć kim jesteś.
-Nic się o mnie nie dowiesz ! Najpierw ja muszę wiedzieć kim ty jesteś. - odpowiedziałam zadziornie.
<Ktoś? Coś?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz