<Jednym słowem; udupiłeś mnie>
Uśmiechnęłam się pod nosem, wyszeptałam życzenie i po chwili wszystkie
moje rany zaczęły się zrastać. Krew ponownie wróciła do moich żył, a ja
okręciłam łeb dookoła, aż strzykały mi wszystkie kości. Spojrzałam za
odchodzącym basiorem. Godzina. Nie więcej. Nie zamierzałam się spieszyć.
Wykonam tak zwaną 'akcję partyzancką', którą stosuję w trudnych
przypadkach. Już zrozumiałam, że basior nie ma zamiaru mi zaufać. Za
nic. Będzie święcie przekonany, że pragnę go zaatakować i nie uwierzy w
żadne moje słowa. Ruszyłam w przeciwnym kierunku. Zagłębiałam się w las
coraz bardziej, moje łapy pokryły się sporą warstwą błota. Czułam chłód
bijący od podłoża usłanego dużymi, brudnymi kałużami. Gdzieniegdzie
zapodziały się jakieś owady, chodzące cicho i szybko po ziemi i
usiłujące umknąć przed większymi od siebie. Beznamiętnie wpatrywałam się
w ich rozpaczliwe próby ucieczki przed moją łapą. W pewnym momencie
zaczęłam zataczać szeroki łuk, aby zmienić kierunek mojego chodu.
Chciałam obejść basiora. Zakładając, że będzie poruszał się tym tempem,
którym mnie opuścił i nie zmieni kierunku, powinnam była za jakieś
piętnaście minut stanąć przed nim. Czas nie dłużył mi się, z każdym
krokiem serce przyśpieszało, na samą myśl o walce przechodziły mnie
zabawne dreszcze. Uśmiechnęłam się sama do siebie i wypuściłam powietrze
pyskiem. Zamieniło się ono w mgiełkę, która unosiła się chwilę, a potem
wyparowała. Wzięłam głęboki oddech i przyspieszyłam kroku. Wreszcie
udało mi się zatoczyć ładny łuk. Stałam na samym skraju lasu, gdzie
rosły ostatnie drzewa oberwane z liści. Usiadłam na zimnym podłożu i
czekałam. Po kilku chwilach dostrzegłam w oddali jakąś ciemną plamkę.
Oblizałam pysk, gdy bezkształtna masa przybrała postać wilka. Chudego
wilka. Zmrużyłam oczy, a gdy basior zbliżył się na tyle, by mnie
usłyszeć, zawołałam:
- Ładne przedstawienie!
Zauważyłam, jak wszystkie jego mięśnie drgnęły w nagłym skręcie tułowia,
dzięki któremu mógł mnie zobaczyć. Stanął w miejscu, z uniesioną w
powietrze łapą. Patrzył na mnie pustym wzrokiem. Nie zamierzałam się
zbliżyć. Pierwszy krok pozostawiam jemu. Uniosłam wyzywająco brwi, po
czym delikatnie szarpnęłam łbem w bok. Basior przestąpił z łapy na łapę,
ale nie wykonał żadnych innych ruchów. Zobaczyłam tylko uśmiech
wpełzający na jego pysk. Odwzajemniłam ten wredny, złowieszczy uśmieszek
i nadal czekałam. Niech to on zdecyduje o losie. Walka? A może jednak
neutralność? Nagle wilk wykonał kilka kroków w moją stronę. Najpierw
szedł niepewnie, potem coraz szybciej. Jego wolny krok przemienił się w
trucht, a kiedy staliśmy w odległości trzech metrów, powiedział głośno:
- Naprawdę chcesz to zaczynać!?
- Niby czemu nie? - odparłam z błyskiem w oku. - To nie ja chciałam atakować!
- Teraz ci się nie uda. Widzę, że chcesz walki.
- Mylisz się. To po prostu konieczność.
- Ale nie powstrzymasz się od rozlewu krwi, prawda?
- To do mnie niepodobne, ale... nie mogę zaprzeczyć, że jeśli zaatakujesz, będę się bronić. Mam czym.
- Twoje moce niewiele znaczą w stosunku do moich - zaśmiał się ochryple.
- Być może. Ja jednak jestem jeszcze mądra - również się zaśmiałam, a wilk spojrzał na mnie wrogo. Po chwili dodałam:
- Wiesz, że można to rozegrać inaczej. Po co walka? Będziemy nieustannie
toczyć bój? Nie na tym to polega - tutaj wilk kłapnął szczęką, aby mnie
uciszyć. Nie dałam się jednak zastraszyć - Zakończmy to, co jeszcze się
nie rozpoczęło. Walka nie ma sensu.
- Tchórzysz? - zapytał z przekąsem.
- Nie obrażaj mnie - uśmiechnęłam się. - Może i jestem waderą, ale to nie znaczy, że jestem od Ciebie gorsza, mój drogi.
- Pomińmy zbędne uprzejmości.
- Nie są zbędne. Błagam... bawimy się zupełnie jak szczenięta. To nie
przystoi dorosłym. Zakończmy tą bezsensowną dyskusję i chodźmy do Alfy.
Basior wydawał się być dość zdziwiony tym nagłym zwrotem akcji. Nie
byłam pewna, czy dał się na to nabrać, ale nie odzywał się już.
- Idziesz? - spytałam. - Jestem pewna, że Ashita chętnie Cię przyjmie,
nawet, jeśli dość poważnie zadarłeś z Betą - zaśmiałam się i ruszyłam w
jego kierunku. Minęłam go dość obojętnie, czekając na to, co zrobi.
Szłam dalej, nie zwracając na niego uwagi. Po chwili usłyszałam jego
głos:
- Dobrze. Pójdę z Tobą. Ale zdradź mi swoje imię.
- Ty nie znasz mnie, ja nie znam Ciebie. Niech tak pozostanie - uśmiechnęłam się do niego przez ramię.
<Akihiro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz