Wstałam przeciągając się. Mojego współlokatora nie było, aczkolwiek Green Snow dalej leżał na swoim posłaniu.
-Mały, masz ochotę gdzieś się wybrać?-spytałam podchodząc do niego.
On podniósł łeb i popatrzył na mnie. Jego wzrok mówił "jasne, zróbmy to
teraz!". Nagle wstał. Rozprostował skrzydła i wybiegł z jaskini. Złapał
jednym chwytem bizona i zabił go. Zaczął jeść, a ja patrzyłam na niego.
Kiedy spożył posiłek spojrzał na mnie wzrokiem pełnym dumy. Wskoczyłam
na niego i zaczęliśmy lecieć. Omijaliśmy chmury, a raz, to nawet w jedną
uderzyliśmy i byliśmy cali mokrzy, lecz Słońce nas wysuszyło. Nagle
zobaczyliśmy jakąś...nie, nie wiem, co to było. Ale jakby wejście do
tunelu... Skierowałam tam swojego towarzysza i kiedy byliśmy na ziemi
zeskoczyłam z niego. Odkryłam jakby płachtę, po czym zsunęłam się do
korytarza. Smok człapał za mną. Dochodziły nas coraz mocniejsze głosy.
Szliśmy najciszej, jak umieliśmy. Nagle zobaczyliśmy...Krasnoludy. Były
takie duże jak moja jedna łapa. Miały długie, rude, brązowe i już nie
wiem jakie brody i hełmy. Trzymali topory, siekiery i w tym podobne.
Jeden z nich był przywódcą, tak mi się zdaje. Mówili ludzkim głosem,
który ja oczywiście znałam i umiałam mówić w tym języku. Nagle ujrzeli
nas i zaczęli do nas biec. Ja zatrzymałam jednego łapą, a on zaczął
wymachiwać rękami.
-Nie jestem tu po to, by krzywdzić. Jestem tu, by pozwiedzać. Jeśli to wasz tunel, natychmiast mogę stąd wyjść.-rzekłam.
Nagle z tłumu wyłonił się przywódca.
-Jeśli nie chcesz atakować, zostań. A co to jest, to wielkie coś za tobą?-spytał.
-To mój smok. Ma na imię Green Snow.-odparłam.
-Aha...a masz może jakieś błyskotki i świecidełka?-zapytał z nadzieją w oczach.
-Ano, chyba mam.-odpowiedziałam i zaczęłam grzebać w torbie.-Oto i błyskotka! Może być kawałek diamentu?
-No oczywiście, że tak!-krzyknął i wyrwał mi świecący przedmiot.-A masz coś jeszcze?
-Niestety przy sobie nie.-odrzekłam.-Ale czytałam o was. Wiem, że
lubicie takie błyszczące rzeczy, jeść i walczyć, prawda? Więc mam dla
was coś! To zając. Spróbujcie.
Wtedy spróbował.
-Nigdy nie lubiliśmy waszego pożywienia...Jedliśmy ryby, owoce i może owce, ale tego nie i...-przerwał.-Niebo w gębie!
-Tego jest pełno na powierzchni!-odparłam.
-Aha...wielka szkoda. Ja i mój lud nie możemy żyć ciągle na tym, ale i nie wychodzimy na powierzchnię...-powiedział ze smutkiem.
-Nic nie szkodzi! Będę co tydzień przynosić pełną torbę zajęcy, jeleni i różnych innych rzeczy! Może wam posmakują?-spytałam.
-O! Na pewno! Pysznie! A teraz możemy obejrzeć twojego smoka, proszę?-zapytał.
-Jasne, Green, to nie wrogowie.-rzekłam.
Oni jakby stał się cud podbiegli do smoka i zaczęli się na niego
ładować! On zaskrzeczał i ustał na dwóch łapach, zrzucając z siebie
krasnoludów. Oni krzyknęli i spadli. Ja dopadłam do nich.
-Nic wam nie jest?-mówiłam pomagając im wstać.-On jeszcze nie jest nauczony dopadania tak do niego...
Później rozmawialiśmy i ja musiałam iść.
~~~
Nadszedł dzień, w którym pierwszy raz miałam dostarczyć jedzenie dla
kogoś. To fajna praca, za to dostanę coś ładnego. Właśnie kiedy szłam z
jeleniem pociętym na kawałki i kilkoma zającami w torbie, jak obiecałam,
zastanawiałam się, co dzisiaj krasnoludy wymyślą. Kiedy dotarłam, dałam
pożywienie, otrzymałam podziękowania i...figurkę smoka! Ach, ależ była
ładna! Drewniana figurka. Jego oczy były diamentowe. Wróciłam do domu i
opowiedziałam o tym Alphom. Oni zdziwili się i popatrzyli po sobie.
-Nie zbliżaj się do nich, oni są niebezpieczni.-rzekł Alpha.
-Ale oni są dobrzy! Oni nie walczą, gdy nie ma potrzeby!-odkrzyknęłam.
-Ale nie zbliżaj się do nich. Nie chcemy mieć cię na sumieniu...-odparła jego partnerka.
-I nie będziecie.-warknęłam i odeszłam.
Oni nic mi nie zrobią. A jeśli zrobią, to mam mojego wybawcę...nikogo innego, jak Green Snow'a.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz