Biegłam z Tośkiem łeb w łeb byłe tylko uciec od tych stworzeń. Te jak
gdyby nigdy nic biegły dalej, wydawało się nawet, że się nie zmeczyły.
Biegłam tak szybko jak tylko mogłam, dyszałam dosyć głośno. Basior biegł
tuż obok mnie. Wiatr rozwiewał mi sierść, sprawiał, że musiałam
przymykać oczy tym samym nie widząc drogi. Przyspieszyłam jeszcze
bardziej niezauważając jednak kłody leżącej przede mną. Potknęłam się o
nią upadając na pyszczek. Toshiro kilka metrów ode mnie (dopiero)
zatrzymał sie. Obejrzał się do tyłu. Otworzyłam delikatnie oczy. Kochane
dzieciaczki okrążyły mnie warcząc i patrząc na mnie swymi oczami.
Spróbowałam się ruszyć ale nie... mogłam. Całe ciało miałam poranione.
Wzdychałam ciężko. Spojrzałam kątem oka na basiora. Warknął i po chwili
rzucił się na stado tych stworów. Te odpowiedziały mu tym samym.
Przygniotły go gryząc jego łapy, grzbiet. Podniosłam się. Stworzenia
warczały, gryzły i szarpały biednym Toshirem. Aż łza mi spłynęła po
policzku. Po kilku minutach wreszcie uznały iż jest już dość poturbowany
i pogryziony. Odeszły. Podeszłam do niego i położyłam się obok.
- T-Tosh? - szturchnęłam go noskiem.
- Hm? - odparł bardzo pogryziony basior.
- Możesz wstać? - spytałam troskliwie.
- Tak... Chyba... - wilk spróbował się podnieść. Jednak nie mógł, upadł
od razu po tym jak próbował się podnieść. Wywnioskowałam, że może mieć
złamaną lewą przednią łapę, potłuczoną czaszkę i zwichnięty ogon.
Ponadto ma coś jeszcze z grzbietem i chyba ma uszkodzone ucho. Trąciłam
go łapką w grzbiet,a ten załamał się.
- Przepraszam! - krzyknęłam przerażona. - To moja wina! - przytuliłam go delikatnie.
- Nie. - odparł.
- Tak!
- Nie mam siły się kłócić.
- Pomogę ci. Póki nie wyzdrowiejesz to... Ja się tobą zajmę. - cmoknęłam go w policzek.
- Dzięki Klaruś. - odparł próbując znów wstać.
Odsunęłam się kilka kroków od niego. Nie wyglądał najlepiej, ciekawe
tylko ile będzie się leczył... Co jeśli coś nas zaatakuje? Nie mam co
się teraz o to martwić, trzeba by się nim zająć...
- Połóż się tu - wskazałam na miejsce pod drzewem.
- No dobrze... - wstał znów. W jakiś sposób doczołgał się pod wskazane drzewo.
<Tosh? Brak weny ;-; znów ;-; >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz