Znajdowaliśmy się w alei zakochanych. Drzewa, które dotychczas
zachwycały wszystkich swoimi różowymi kwiatami o zniewalającym słodkim
zapachu teraz przyozdobione były girlandami sopli o różnych rozmaitych
kształtach i rozmiarach. Natomiast na wierzchnich stronach gałęzi skrzył
się niczym miliony małych diamencików lekki biały puch. Nawet zimą
miejsce to urzekało swym pięknem. Ruszyliśmy przed siebie nic nie mówiąc
przyglądając się otaczającym nas drzewom, co jakiś czas z naszych
pyszczków wydobywały się białe obłoczki, które znikały równie szybko jak
się pojawiały. Byliśmy tak pochłonięci wirującymi w tańcu płatkami
śniegu iż nie zauważyliśmy że przed nami roztacza się sporych rozmiarów
tafla lodu. Stanęliśmy na skraju lodu co w lecie było zapewne piaskowym
brzegiem jeziora. Zerknąłem na lód, który ukazał moje odbicie, chociaż
to nie zmieniło się podczas następowania po sobie kolejno pór roku.
Spojrzałem na Marry i spytałem:
-Chciałaby pani się przejechać?
-Jasne czemu nie. Choć ostatnio robiłam to dość dawno.-Pociągnąłem waderę na tafle lodu oznajmiając:
-Takich rzeczy się nie zapomina-Lód pod moimi łapami zaczął się lekko
topić przez co zrobiło się strasznie ślisko, by się nie wywrócić
wysunąłem pazury, które zatrzymały mnie w miejscu. Jednak nawet z tym
łapy rozjeżdżały mi się we wszystkie strony. Spojrzałem na Marry która
robiła piruety z precyzją której każdy mógłby jej pozazdrościć, a
zwłaszcza ja. Nie dorównywałem jej nawet w połowie swoim człapaniem. Gdy
wadera ujrzała mój nie mały problem podjechała do mnie i chwyciła mnie
za jedną łapę oznajmiając:
-Rób to co ja, najpierw przednia później tylna.-Spojrzałem nie pewnie
jak to robi wadera. Po dłuższym czasie Marry puściła mnie a ja nie
zwracając na to sprawy jechałem dalej sam. Nadal nie wychodziło mi to
tak pięknie jak Marry ale było o wiele lepiej niż na początku
(Wybacz księżniczko, że takie krótkie ;-; następnym razem wyjdzie lepsze obiecuje xc)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz