środa, 30 września 2015

Od Daiki'ego cd Ivey

-Nie rozkazuj mi. - warknęła wadera.
-Nie rozkazuje. - prychnąłem.
-Wcale. - zironizowała Ivey, o ile dobrze zapamiętałem jej imię.
-Ja tylko radzę mówić Ci wolniej bo inaczej nikt Cię nie zrozumie. Gdzie tu rozkaz? - zaśmiałem się sucho.
Wadera tylko zmrużyła oczy.
-Co tu robisz? - zapytała.
-Spaceruje. Nie widać? - odpowiedziałem.
Wadera spojrzała na mnie i nawet się nie odezwała.
-A ty co tu robisz? - spojrzałem na Ivey.
-Łłapię lliście. - lekko zająkała się wadera, ale tym razem postanowiłem nie zwracać na to uwagi.
-Łapiesz co? - uniosłem brew.
-Liście. Łapię liście. - oznajmiła.
-Och... Eee, dobrze to skoro już ymm, łapiesz te liście, chociaż powiem szczerze nie wiem jaki masz w tym cel.. To dlaczego przed chwilą leżałaś na ziemi?

<Ivey?>

Od Mack'a Cd Alice


-Aleja zakochanych powiadasz.....-Uśmiechnąłem się.
-Czy ty czasami czegoś nie kąbinujesz?- Warknęła
-Niee.....z kąd taki pomysł?
-No dobrze jak nic to nic
-To jak chciałaś to lecimy do Spiczastych Gór chciałaś iść to pujdziesz.
-No okej- Wadera uśmiechnęła się
Poleciliśmy więc i po jakiś dobrych 20 minutach dotarliśmy i zeszliśmy na ziemię

*Na ziemi*
-To jak chciałaś tu być to jesteś, nie byłaś tu nigdy?
-No nie
-To możemy się porozglądać, i odwiedzić Aleje Zakochanych- Powiedziałem szybko
-Gdzie pujdziemy?
Obruciłem oczami i powiedziałem:
-Nie, nie już nic
-Idziemy w te góry czy nie? - Popatrzałem na waderę
-No oczywiście!
Poszliśmy, nie śpieszyło się nam ponieważ rozmawialiśmy z godzinę ale kiedyś musieliśmy dotrzeć i doszliśmy na sam czubek góry
-Łał nie wiedziałam że aż tak daleko dojdziemy-Wadera zrobiła wielkie oczy
-No rozmowy się opłacają, nawet z nieznajomym
Usiadłem, a po chwili poczułem jak wadera się we mnie wtuliła to było miłe ale czas wpatrywania się w niebo się skończył bo zaproponowałem waderze żebyśmy już poszli
-Może już pujdziemy?-Powiedziałem
-No okej-Wadera powiedziała ze smutną miną
Kiedy szliśmy po drodze wypatrzyłem Aleje Zakocanych zawróciłem , wziąłem wadere za łapę i pobiegłem
-Gdzie ty mnie prowadzisz?! - Wadera była niazapokojaona
-Zobaczysz, noo to taka jagby niespodzianka
-Ehh....no okej
Kiedy już byliśmy prawie na miejscu kazałem Alice zamknąć oczy weszliśmy przeszliśmy kawałek i pozwoliłem waderze otworzyć oczy
-Możesz już je otworzyć - Uśmiechnąłem się do wadery
-Czy to jest Aleja Zakochanych ? przecież nie jesteśmy parą
-Po 1- Tak jest to Aleja Zakochanych a po 2- możemy zostać parą w każdej chwili

>>Alice<<

Od Alice Cd Mack'a

Zanurzyłam się głęboko pod wodę. Stanęłam na dnie,wytworzyłam malutką powietrzną podstawkę i...wzniosłam się znowu na powierzchnię...
-Wow!-krzyknął Mack,gdy wylądowałam obok niego.
-Co?-spytałam.
-No...jak ty to zrobiłaś?
-Mam żywioł powietrza,więc mogę zrobić z powietrzem co mi się żywnie podoba
-Aha...
-I mogę oddychać pod wodą. Albo wytworzyć wielką trąbę powietrzną,która wciągnie tego co mnie wnerwi...-ciągnęłam spokojnie.
-To już wiem,żeby cię nie denerwować-uśmiechnął się basior.
Zaśmiałam się.
-Umiesz latać?-spytałam.
-No...lewitować-odparł.
-To chodź! Mogę Cię oprowadzić z lotu ptaka-uśmiechnęłam się ciepło.
-Okej-też się uśmiechnął.

*Na Górze*
-No więc tak. Tam masz Stardust Forest. Idealne miejsce na jogging,czy polowanko. Tam masz ten Wodospad Mizu. O tam masz Amfiteatr. Tam sobie czasami występuję...-zarumieniłam się
-No,mów dalej-powiedział lewitując za mną.
-Okej. Tam masz jeszcze Tysiącletnią Puszczę. Ostrzegam,byś nie zapuszczał się tam sam...tam są cyklopy i inne takie wrogie stworki,nie?
-Ok,dzięki-uśmiechnął się.
-Tam daleko,tamto czarne,widzisz?
-No,widzę.
-Tam jest Las Śmierci. Ciemne i smutne miejsce. Nie polecam-zaśmiałam się.
-Dobrze.
-Tam masz Lodową Krainę. Nie idź tam chyba,że chcesz zamrozić się w temperaturze poniżej -50 stopni...okej...co tam jeszcze mamy...O! Spiczaste Góry!
-Ale dziwne...
-Zawsze chciałam tam się wybrać-westchnęłam.
-To można zmienić-popatrzył na mnie Mack.
Zaśmiałam się nerwowo.
-Tam masz...Aleję Zakochanych...-tą nazwę powiedziałam bardzo szybko.
-Co tam jest?
-Aleja Zakochanych-nadal szybko powiedziałam.
-Powiedz wolniej...
-A-l-e-j-a Z-a-k-o-c-h-a-n-y-c-h-przeliterowałam.

Mack?

wtorek, 29 września 2015

Od Mack'a Cd Alice

Odwdzięczyłem się uśmiechem waderze, wreszczie kogoś poznałem miałem nadzieje że spędzę z nią dobrze czas.
-Kogoś poznałem, już myślałem że....
-Już myślałeś że nikogo nie poznasz, wiem - Wadera uśmiechnęła się wesoło
-Długo już jesteś w tej watasze?
-No jakiś czas, ale z chęcią cię oprowadzę.
-To gdzie mnie zaprowadzisz? - Przybliżyłem sie do wadery więdząc że jest niegroźna.
-Wiem!.....Wodospad Mizu - Widziałem ten błysk w oku wadery chyba coś kombinowała?
I poszliśmy wadera wzieła mnie za łapę i po jakiś dobrych 10 minutach dotarliiśmy.
-Zobacz jaka piękna tęcza - Wadera patrzała na tęczę ja zrobiłem to samo a wadera wepchnęła mnie do wody.
-Co ty zrobiłaś?!
-popchnęłam cię do wody - Zaśmiała sie wadera
-No to może ty też wskoczysz do wody? - popatrzałem waderze w oczy ,
-Nie, nie ja podziękuje - wyszłem z wody otrzepując się z wody, ale wtedy zobaczyłem że wskoczyła do wody.

<<Alice, co dalej? >>

Od Mack'a

Szłem, idąc przewracałem kolejne kolorowe liście męczyła mnie jedna myśl "jak się odnajdę w tej watasze?" nie znałem nikogo, żadnych terenów.Osoba która by mnie oprowadziła wydawała by się spoko może bym kogoś spotkał po drodze? Nie wiem co się stanie i co sie wydarzy.Korciły mnie te góry z kolorowych liści nie mogłem się oprzeć żeby do nich wskoczyć, wskoczyłem i się w nich wytarzałem wstałem i poszłem dalej , robiło się nudno, myślałem czy bedę tak wieczność chodził sam po lesie.Robiłem sie głodny i właśnie wtedy zobaczyłem malą sarnę skoczyłem i wbiłem moje zęby w jej szyję zabrałem sie do jedzenia. Uszłyszałem jakiś dzwię zostawiłem zbobycz i poszłem zobaczyć co to jest kiedy odwruciłem łeb zobaczyłem jakiegoś wilka mówiącego.
-Kim jesteś?

<<Jakaś ładna wadera odpisze?>>

Od Ivey

Biegłam, z każdym krokiem wpadając w kolorowe liście. Tyle ich jest na ziemi! Ale jeszcze więcej na drzewach!
Skoczyłam na pień, ale zaraz się z niego stoczyłam. Mimo tego duża ilość ciepłych kolorów posypała mi się na głowę. Rzadko kiedy się bawię, ale mam teraz taką jakąś fazę... Po prostu muszę i tyle, to silniejsze ode mnie. Zaczęłam biegać wokół drzewa powodując, że liście unoszą się lub odlatują szybko przez wiatr. Pobiegłam za jakimś czerwonym, który jako jeden z nielicznych się nie zatrzymał- przeciwnie. Leciał tak szybko, że musiałam ciągle przebierać łapami. A, no i te drzewa. On nagle zmieniał kierunek i skręcał za jakieś drzewo, a ja lądowałam wprost na nim i obolała musiałam ruszać od nowa. Wkurzające, ale wciąga. Cicho zachichotałam pod nosem, gdy liść wylądował na jakiejś stercie liści, po czym rzuciłam się na nią. Tak, niby nic, ale wylądowałam tuż przed wilkiem. Nieznajomym wilkiem. Podniosłam wzrok, by przyjrzeć się mu lepiej. Z wolna zaczęłam się podnosić, uspokajając bicie serca.
-Jestem Ivey.-Powiedziałam bez jąkania, co bardzo mnie ucieszyło.-A tty kim jjesteeś?-Tu było już o wiele gorzej.
-Powoli.-Powiedział nieznajomy. A może powiedziała? Sama nie wiem, ale na tego kogoś to się wkurzyłam. Nie fajnie słyszeć porady od innych, zwłaszcza rówieśników, z ledwością tolerowałam to u rodziców.
(Ktoś?)

Od Toshiro do Klair

Położyłem się na łące pełnej kwiatów. O dziwo, nie czułem ich zapachu, mimo, że moje nozdrza powinien wypełniać aż przesyt słodkich woni. Nagle dostrzegłem, że Klair położyła się tuż obok. Delikatnie się do niej uśmiechnąłem.
- Ślicznie tu, prawda? Jak tam twój brzuch?- zapytała, patrząc na mnie.
Przełknąłem głośno ślinę i wyszczerzyłem kły w lekkim uśmiechu. Bliskość wadery nieco mnie peszyła, ale z drugiej strony nie chciałem, aby się odsunęła.
- Racja, jest wspaniale. A brzuch... też dobrze.
Co prawda, nieco bolał mnie po tym, jak dostałem kopniaka od jednego z ludzi, ale postanowiłem nie martwić wilczycy i psuć tej chwili. W pewnym momencie przez łąkę przepłynął ciepły powiew wiatru. Kiedy dotarł do mojej twarzy, mierzwiąc sierść na mym grzbiecie, usłyszałem dziwną pieśń:
,, Gdybyś tu umarł, kwiaty pachniałyby śmiercią;
   Gdybyś tu płakał, kwiaty pachniałyby smutkiem;
   Gdybyś tu się śmiał, kwiaty pachniałyby szczęściem;
   Gdybyś tu pozostał, kwiaty pachniałyby domem;
   Gdybyś tu był na chwilę, kwiaty pachniałyby przystanią;
   Gdybyś tu wspominał, kwiaty pachniałyby przeszłością;
   Gdybyś tu planował, kwiaty pachniałyby nadzieją;
   Gdybyś tu obiecywał, kwiaty pachniałyby przysięgą;
   Gdybyś tu pokochał, kwiaty pachniałyby miłością;
   Gdybyś tu otworzył swe serce, kwiaty przemieniłyby się w błękitne ptaki;
   Które wzleciałyby ku czystemu niebu."
 Zamrugałem szybko oczami i potrząsnąłem łbem, a niecodzienny dźwięk ustał.
- Słyszałaś to?- zapytałem, patrząc czujnie na wilczycę.
- Co takiego?- moja towarzyszka wyglądała na zmartwioną.- Może masz halucynacje? Nie wydaje mi się, aby to była zwykła łąka.
- Oczywiście- wyszczerzyłem kły, próbując ukryć niepokój. Niepotrzebnie się odzywałem.- Wydaje mi się, że jestem na jakiejś polanie pełnej kwiatów, choć nic nie czuję. Dodatkowo, widzę przed sobą piękną waderę, która martwi się o mój stan zdrowia. Czy powinienem iść z tym do lekarza?
Klair szturchnęła mnie, a z jej pyszczka wydobył się głośny śmiech, którego mógłbym słuchać całymi godzinami.
- Może obejdzie się bez- mruknęła w końcu, powstrzymując kolejną salwę wesołości i patrząc w niebo.
Sam również spojrzałem w górę. Mój wzrok natrafił na szeroką, rozległą kopułę. Przypominała nieco morze. Nieskończony ocean, pełen życiodajnej wody. Tak bardzo czasem chciałbym tam wzlecieć...
Przez kilka minut żadne z nas nic nie mówiło. W końcu cicho wstałem, znużony obserwacjami i zacząłem skradać się w stronę wilczycy. Po chwili skoczyłem na waderę, łaskocząc ją z całych sił.
- T...Tosh!- krzyknęła, śmiejąc się wniebogłosy.
- Nieee- zaprotestowałem, jeszcze bardziej przykładając się do swojego ,,zadania".
- Jak tylko się wydostanę, urwę ci te łapy- zagroziła.
- W takim razie nigdy cię nie puszczę.
- Czyżby?- wilczyca szybko wyskoczyła, siadając na ziemi.
Rozmawialiśmy jeszcze z godzinę na tematy błahe i ważniejsze. Jak na przykład jej ulubiony kolor. Nie poruszaliśmy tematu laboratorium, jakby celowo go unikając. Nadal nie czułem zapachu kwiatów, choć moje nozdrza powoli wypełniała woń cynamonu i fiołków, a po moim umyśle krążył tylko jeden wers. Kiedy zdałem sobie z tego sprawę, prawie się zakrztusiłem (toby dopiero było bohaterskie), ale jakimś cudem się opanowałem.
- Wrócimy tu jeszcze kiedyś?- zaproponowałem.- Myślę, że niedługo będziemy się musieli zbierać.
< Klair?>

Od Daiki'ego cd Alice

- Mmm faktycznie dobra. - powiedziałem najedzony.
- No wiadomo w końcu ja ją zauważyłam. - uśmiechnęła się szeroko Alice.
Spojrzałem na nią.
- Nie Alice, ja ją zauważyłem. - oznajmiłem dumnie.
Spojrzała na mnie z politowaniem.
-Nie Daiki. Coś krótką pamięć masz. - wstała i przeciągnęła się.
Prychnąłem.
-Ja mam krótką pamięć?
-No przecież nie ja. - zaśmiała się.
-Jesteś bezczelna. - zaśmiałem się i przewróciłem oczami. -Dobrze wiesz, że ty chciałaś jakąś biedną małą sarenkę, którą nawet bym nie pojadł...
-Dobra, dobra. Nie będę się kłócić. - machnęła łapą.
-Bo oczywiście wiesz, że mam racje i Ci głupio. - uśmiechnąłem się szeroko.
Siedzieliśmy chwilę w przyjemnym milczeniu.
-Słyszałeś? - Alice nagle podskoczyła.
Spojrzałem na nią i zaraz wstałem. Chwile była cisza i nagle usłyszałem jak ktoś lub coś staje na gałęzi.
-Słyszałem. - skinąłem spokojnie łbem. -Kto tu jest?! - krzyknąłem.

<Alice?>

Od Alice CD Daiki'ego

-Bo wiesz...
Basior ponaglił mnie łapą.
-Bo...nie wiem czy chcesz,ale ja widziałam takie super hiper wypasione stado-zmieniłam temat-i nie wiem,czy mógłbyś,znaczy chciałbyś ze mną upolować jakąś sztukę może...-zaburczał mi brzuch.
-Okej. Trzeba było tak od razu ...a nie taka cisza...
Uśmiechnęłam się i zaprowadziłam nas na polankę.
-Pacz! Widzisz?-powiedziałam cicho.
-Nom. Duże stado. Tylko zbyt zwarte...
-Oj tam,oj tam. Nie widzisz tej małej bezbronnej sarenki?-spytałam.
-Bo ja tam widzę jednak dorosłą sarnę z wadą kończyny...szybko nie ucieknie-szepnął.
-Ok. To polujemy na tą twoją sarnę,ok?-uśmiechnęłam się.
-Ok-też się lekko uśmiechnął.
Widać było tą chęć mordu w jego oczach.
-To co? Lecim?-spytałam radośnie.
-Dobra. Tylko trzeba wymyślić strategię.
-Oj tam strategia! Dawaj na spontan!-rzuciłam się do przodu.
-Czekaj,to nie tak!-syknął,lecz też rzucił się do biegu.
Chwilę później on przegryzał jej tętnicę,a ja gryzłam ją w brzuch...

Daiki? Jemy!

Od Daiki'ego cd Alice

Zagłębialiśmy się coraz bardziej w las w zupełnym milczeniu. Nie rozumiałem, na początku wadera wydała mi się bardziej rozgadana, teraz jak na złość od paru minut nie powiedziała ani słowa.
-Ee, coś się stało? - spytałem.
-Co?... Nie, nic. - odpowiedziała wyrwana z zadumy.
Skinąłem łbem i znowu ruszyliśmy w milczeniu. Szliśmy tak już jakieś piętnaście minut.
-Dobra, o co chodzi? - westchnąłem.
-O nic. - odpowiedziała szybko Alice.
Prychnąłem głośno.
-Nie odzywasz się odkąd ruszyliśmy. - oznajmiłem.
-Po prostu...
-Po prostu co?
-Nie wiem co mam powiedzieć żebyś znowu się nie zirytował czy jeszcze coś. - popatrzyła na mnie.
Już miałem na końcu języka, żeby najlepiej nic nie mówiła, ale przewróciłem tylko oczami.
-Możesz mówić o czym chcesz, nie będę się śmiał czy coś. - uśmiechnąłem się lekko, co wadera od razu odwzajemniła.

<Alicee?>

Od Alice do Macka

Rano poszłam latać. No mam skrzydła,a coraz rzadziej z nich korzystam!
Poleciałam na pierwszą,lepszą polankę. Wszystko było dobrze dopóki...
Zauważyłam jakiegoś wilka. Rozglądał się we wszystkie strony. Było to dosyć dziwne. Chciałam sprawdzić co to za wilk. Może nie jestem strażniczką,ale zawsze lepiej jest wiedzieć,nie?
Był to rzeczywiście wilk,a tak właściwie wyglądał mi na basiora. Miał czarno-fioletową sierść i białą na łapach. I kolczyk w prawym uchu.
-Stój!-krzyknęłam wyskakując przed niego.
Basior patrzył na mnie jak na kosmitkę. Zmierzył mnie wzrokiem od stóp do głów.
-Zależy dla kogo...-prychnął.
-Do jakiej należysz watahy?-wyprężyłam się.
-Porannych Gwiazd,a Ty?-spytał siadając.
-Tak samo...-też usiadłam-jak się nazywasz?
-Mack-podał mi łapę-a ta wadera przede mną?
-Alice. Pozwalam ci mówić na mnie Allie-uśmiechnęłam się.
Fajnie,że do sfory dołączają nowe wilki : )

Mack? Witam w watasze :3

Od Alice CD Daiki'ego

Zastanawiałam się przez dłuższą chwilę.
-A lubisz może jogging?-spytałam.
-No,może być-stwierdził.
-To na jogging dobry będzie Stardust Forest...jest taka piaskowa,kręta ścieżka...idealna na jogging. I tam jest dużo zwierząt do upolowania...zwłaszcza te duże,dorodne jelenie-rozmarzyłam się.
-No...ok-uśmiechnął się lekko.
Fajnie,że umie się od czasu do czasu uśmiechnąć.
Zaczęliśmy biec,a właściwie truchtować (truchcić?)
Wbiegliśmy na ścieżkę i zgłębiliśmy las...

Daiki? Brakus Wenus Totallus.

Profil wilka- Mack

 Imię: Mack
 Przezwisko/Ksywka:~~
 Motto: "Przeżywaj przygody! , bo za kilka lat powiesz jakie te moje życie jest nudne
Wiek: 2,5 roku
 Płeć: Basior
Charakter: Mack jest dość miłym wilkiem lubi sie śmiać i poznawać inne wilki.Lubi popisywac się przed innymi wilkami zwłaszca waderami.Lubi zawierać nowe przyjaźnie z wilkami.Czadsami jak mu odbije to nazywa niekture przedmioty a potem zapomina ich imion.Podoba mu się większość Wader dlatego lubi je podrywać.Najlepiej nie rozmawiać z nim o sprawach miłosnych i sercowych ale c chęcią to uszanuje.
Lubi: Podrywać Wadery i się przed nimi popisywać
Nie lubi: Gdy ktoś się od niego wywysza i go przezywa
Boi się: Ludzi i samoyności (Wie to wilk po 2,5 roku spędzonych we samotności)
Aparycja: Mack jest czarno , fioletowym basiorem (jeszcze białym) ma dużo fioletowych znaków na tylnich łapach ma polowę bialą a resztę fioletową przednie łapy ma pół fioletowe i resztę tak samo białą ogon ma czarno fioletowy tak jak reszta całego ciała
Hierarchia: Zwykły członek
Profesja: Wojownik
Żywioł: Wiatr
Moce:
*Tornado-Mack umie stworzyć tornado , plus jest w tym ze może nim władać

*Unoszenie się w powietrzu-Mack może unosić się (inaczej latać) bez skrzydeł

*Zbroja z wiatru-Mack ma możliwość stworzenia zbroi z wiatru , nakłada ją na siebie a potem usztywnia

*Kierowanie wiatrem-Mack może kierować wiatrem , czasami jest to świetna moc do zabawy

*Strzały-Mack wyczarowywuje bardzo mocne strzały ale do tego potrzebny jest mu wiatr

Nad resztą mocy Mack nie panuje zbyt dobrze więc jak nad nimi zapanuje to je dopisze.

Umiejętności: Mack jest bardzo silny i wysportowany może zrobić różne rzeczy (n.p Salto w powietrzu w przud jak i w tył)
Historia: Mack nie był rozpieszczanym szczeniakiem ponieważ miał dużo rodzeństwa nawet nie pamięta ile ale jakoś wszyscy meli czarną sierść , więc go wygnano.Mack wracał do rodziny ale oni go nie przyjmowali ale Mack dopiero uwierzył że go nie przyjmą po walce z nimi.Mack kiedy do nich przyszedł (już ostatni raz) toczyła się walka niestety nie paował nad mocami więc ucierpiał , ale na szczęście rany mu się zagoiły.Wtedy był 2,5roku w samotności aż w końcu znalazł tą watahę.
Rodzina: Nie chce o nic mówić
Zauroczenie: Alice
Partner/ Partnerka: Alice
Potomstwo: Brak
Patron: Myalo
*Talizman: ~~
Próbka głosu: Ed Sheeran - Thinking Out Loud
Towarzysz: Brak
*Cel: ~~
*Inne zdjęcia: ~~
*Dodatkowe informacje o twoim wilku:~~
Przedmioty: Brak
Statystyki:~~
Siła: ; Zwinność ;18 Siła magiczna:9 ; Wytrzymałość10: ; Szybkość:11 ; Inteligencja:6 ;
ZK (Złote Krążki): Brak
Pochwały: Brak
Ostrzeżenia: Brak
Poziom: Brak
Właściciel: Howrse: Tinkami


Od Sebastiana c.d. Marry

Nie przepadałem za towarzystwem wodą, pewniej czułem się na stałym gruncie dlatego zapytałem wadery:
-Może już pójdziemy?- Po dłuższej chwili ociągania się Marry wstała i zanurzyła się w wodzie. Otoczyła mój łebek bańką i popłynęliśmy z powrotem na plaże. Gdy się wynurzyłem otrzepałem mokrą sierść i usiadłem na kamieniu wygrzewając się w słońcu. Zrobiłem miejsce dla Marry, która usiała koło mnie. Uśmiechnąłem się do niej i zapytałem:
-Co chcesz porobić ?
-Sama nie wiem- Przyglądałem się koronom drzew, które były poruszane przez delikatny wietrzyk. Wpadłem na pomysł . Wstałem z entuzjazmem i oznajmiłem:
-Idźmy przed siebie i poszukajmy jakiegoś tajemniczego miejsca. –Schyliłem się w stronę wadery i spoglądając jej w oczy zapytałem:
-Co ty na to?
-Jasne czemu nie?- Ruszyliśmy przed siebie. Rozglądałem się na boki, gdy spotkałem zaciekawione spojrzenie Marry oznajmiłem:
-Musimy być czujni, nigdy nie wiadomo czy przygoda nie czai się za rogiem. Minęła godzina, a ja strasznie zacząłem się nudzić, nie cierpiałem takich cichych marszów dlatego klepnąłem wadere i zacząłem biec wołając:
-Berek gonisz!- Usłyszałem za sobą kroki wadery i jej wołanie:
-Nie uciekniesz za daleko.- Biegłem przed siebie, jednak mój długi ogon zahaczył o coś, przez co potknąłem się i zacząłem sturlać się ze wzgórza. Zanim się zorientowałem znalazłem się w dziurze, była głęboka na jakieś 5 metrów. Rozejrzałem się wokół, znajdował się tu korytarz który dokąd prowadził. Spojrzałem w głąb tunelu, coś na jego końcu świeciło i pulsowało. Z zamyślenia wyrwał mnie podniesiony i lekko zmartwiony głos Marry:
-Sebastian gdzie jesteś ?!-Odkrzyknąłem:
-Tutaj w tej dziurze!- Po chwili w otworze pojawiła się główka wadery okalana błękitnymi i śniącymi włosami. Uśmiechnąłem się do niej i oznajmiłem:
-Znalazłem tajemnicze przejście. Chodź sprawdzimy co tam na końcu się znajduje. Moja towarzyszka zeskoczyła nie pewnie, upadając na mój grzbiet. Pod ciężarem wadery i siły grawitacji łapy mi się rozsunęły i wyłożyłem się. Marry zeszła ze mnie przepraszając, na co ja z szerokim uśmiechem oznajmiłem:
-Powinnaś to robić częściej. –Przepuściłem ją by pierwsza poszła tunelem, był on za wąski byśmy mogli iść obok siebie, czego bardzo żałowałem. Gdy dotarliśmy po paru minutach do końca naszym oczom ukazał się przepiękny widok .....

<Daje ci wolną rękę księżniczko. Liczę na to ,że wymyślisz jakieś piękne, romantyczne i ciekawe miejsce. ; )>

Od Daiki'ego cd Alice

Spojrzałem za siebie na piękny wodospad. W sumie to i tak odechciało mi się jakoś siedzieć, miałem ochotę na spacer albo bieganie. 
-Możemy iść. - uśmiechnąłem się lekko.
-Gdzie chcesz iść? - spytała Alice. 
-Jestem nowy, pamiętasz? - prychnąłem. -Nie mam pojęcia gdzie można iść.
-Och... No taak. - wadera speszyła się trochę. 
-Zaproponuj coś. - spojrzałem na nią.
Zaczynałem ją lubić. Hmm... To znaczy na tyle na ile można polubić waderę, którą zna się jakieś piętnaście minut.

<Alice? Totalny brak weny ;__;>

poniedziałek, 28 września 2015

Od Alice CD Vincenta

Obudziłam się około południa w mojej jaskini...
Obok mnie siedział Vincent.
-A Ty? Co tu porabiasz,przyjacielu?-rzekłam powstrzymując łzy.
-Czuwam.
-Co?
-Muszę Cię pilnować...-rzekł stanowczo basior.
,,Musisz?"pomyślałam.
-Nie musisz,wiesz?-uśmiechnęłam się.
-Jestem Ci to winien.
-Co?!-wstałam.
-Nie wiem jak mam Ci dziękować,Alice...
Zarumieniłam się.
-Nie musisz mi dziękować,Vin. Każdy by tak zrobił...
-Nie. Nie każdy. Dziękuję.
-Nie dziękuj! Po prostu szanuję czyjeś życie...
Popatrzyła na mnie z wyrzutem.
-Muszę Ci się jakoś odwdzięczyć...
-Nie! Nie,nie,nie,nie,nie! Nie musisz! Słyszysz?!Nie musisz! NIE!-uparłam się.
Vincent nabrał powietrza,jakby chciał przeprowadzić długi monolog,przekonujący do swojej racji...

Vincent? Brakus Wenus Totalus...

Od Alice CD opowiadania Daiko

-Jestem Alice,a Ty?-uśmiechnęłam się lekko.
-Daiko-odparł szybko.
Basior dziwnie patrzył się na moje skrzydła,więc ciaśniej przyłożyłam je do ciała.
-Co tam?-spytałam najbardziej uniwersalnym pytaniem na świecie.
-A dobrze...a u Ciebie?
-Dobrze...
Popatrzyłam na futro basiora.
-Ładny turkus...
-Co?-spytał zdezorientowany.
-Na Twoim futrze...nie widziałam jeszcze wilka o takich fajnie dopasowanych kolorach...ewentualnie ja-zaśmiałam się.
Daiko zaśmiał się krótko
-Dziękuję-podziękował.
-A proszę Cię bardzo. To co? Idziemy gdzieś może?-spytałam nieśmiało.

Daiko?

Od Daiki'ego do Alice

Gdy zostałem już oprowadzony po terenach (co prawda nie całych, ale stwierdziliśmy z Mavis, że reszta jutro...) poszedłem nad Wodospad Mizu. Trzeba przyznać, że to miejsce jest naprawdę cudowne i dość spokojne, przynajmniej na razie. Ledwo usiadłem i już usłyszałem kroki. To by było na tyle jeśli chodzi o spokój. No, ale jak mi się zachciało watahy to spokoju już raczej nie będę miał, westchnąłem. 
-Kogo niesie? - spytałem.
-Hej. - zza krzaków wyszła szeroko uśmiechnięta wadera, z dość... dziwnymi skrzydłami.
-Cześć? - zmierzyłem ją wzrokiem.
-Jesteś ten nowy? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
-A widziałaś mnie tu wcześniej? - przewróciłem oczami.
-No...Nie. - uśmiech nieco jej zbladł.
-No właśnie. A na imię masz...? - spytałem wadery.

<Alice?>

Od Daiki'ego CD Mavis

Spojrzałem na Mavis, nie chciało mi się za nic zwiedzać dzisiaj terenów i w sumie już chciałem spytać wadery czy nie chciałaby tego przełożyć, ale gdy się odwróciłem i zobaczyłem piętnaście uśmiechniętych wilków to cała ochota na zostanie i siedzenie z nimi mi odeszła, oczywiście nie żebym ich nie lubił bo nawet ich nie znam, ale jak na razie lepiej już było iść gdzieś w dwójkę, przynajmniej dopóki do reszty się nie przyzwyczaję. Spojrzałem na waderę, która dumnym krokiem szła jakieś dwa metry przede mną. 
-Ymm, więc Mavis, gdzie idziemy? - dogoniłem ją. 
-Mizu no Yume. - odpowiedziała tylko.
Więc jak można było się domyślić, oczywiście bardzo zrozumiałem co powiedziała i co to jest. 
-Można dokładniej? - przewróciłem oczami. 
Wadera westchnęła głośno, na co trochę się skrzywiłem. Przecież zadałem normalne pytanie. Żaden nowy wilk chyba nie zrozumiałby tej nazwy. 
-Idziemy nad rzekę, która przepływa przez nasz las. odpowiedziała Mavis. 
Skinąłem łbem, chociaż wadera nie mogła tego zobaczyć bo znowu szła parę metrów przede mną. 
-Daleko jeszcze? - zawołałem za nią. 

<Mavis?>

Od Annabell c.d. Error

Wycofaliśmy się szybko z namiotu , zanim dziwny jegomość zrobi nas z sobie tarcze celnicze. Spojrzałam na Errora i zapytałam:
-Gdzie teraz?
-Musimy znaleźć ,,klucz władcy" cokolwiek to jest?
-To może być wiele rzeczy -Westchnełam zrezygnowana. Rozejrzałam się wokół i zobaczyłam czerwono-żółty namiot, który był największy i najwyższy ze wszystkich. Coś mówiło mi, że tam znajdziemy to czego szukamy, dlatego ruszyłam przed siebie i oznajmiłam:
-Choć Err może w tym namiocie coś znajdziemy. -Basior poszedł ze mną, zrównaliśmy krok i szliśmy obok siebie. Gdy zajrzeliśmy do ogromnego namiotu zobaczyłam tylko puste trybuny i piaszczystą arenę, która jako jedyne miejsce było oświetlone. Przeszliśmy się najpierw po trybunach, jednak nie znaleźliśmy nic ciekawego, prócz śmieci. Gdy weszliśmy z Errorem na arenę, wokół niej pojawiło się pole siłowe, które uniemożliwiało ucieczkę. Po chwili z cienia wyłoniła się tajemnicza sylwetka. Był to wysoki mężczyzna o wielkim grubym brzuchu i cienkich rękach i nogach, nadawało mu to dość makabryczny wygląd. Ubrany był w garnitur i cylinder o kolorze fioletowym, pod spodem znajdowała się żółta koszula. Pod kapeluszem ukryte były siwe krótko przystrzyżone włosy. Dziwny jegomość wszedł na arenę, jak gdyby nic pogładził jeden ze swoich długich i zakręconych wąsów po czym zapytał z perfidnym uśmiechem:
-Gotowi na pokaz pieski?- Skoczyłam w jego stronę z chęcią mordu, jednak natrafiłam na pole siłowe, które poraziło mnie prądem. Mężczyzna zarechotał i oznajmił:
-Niegrzeczny pies, trzeba będzie coś zrobić z tą twoją agresją i dumą. -Spojrzał na Errora i wskazał na niego chudym palcem:
-Jednak najpierw ty będziesz pierwszy- Jegomość pstryknął palcami, a wokół nas pojawiła się publika, na arenie pojawiły się różne rekwizyty jak piłki, krzesło, trampolina i obręcz, noże, pochodnie, kolce, łańcuchy natomiast w wolnej dłoni czarodzieja znalazł się bicz. Podniosłam się i spojrzałam na Errora ze strachem. Będziemy musieli odegrać w tym chorym przedstawieniu swoje rolę inaczej zginiemy. Zgaduje jednak, że to co będziemy musieli zrobić, to nie będą zwykłe triki z cyrku jaki znam np, skoki przez obręcze czy komendy typu turlaj się. Przeczuwałam, że będzie to coś znacznie gorszego. Przyjrzałam się tajemniczemu mężczyźnie, mój wzrok przykuł błysk metalu na jego szyi, gdy zamachnął się biczem ujrzałam, że był to klucz. Bingo! Wiemy gdzie jest, tylko jak go zdobyć skoro właściciela cyrku chroniło pole siłowe?

(przepraszam, że tak długo musiałeś czekać Error)

niedziela, 27 września 2015

Od Amber Cd Toshiro

-Jestem gotowa - odpowiedziałam spokojnym głosem
-To ruszamy!
I poszliśmy szukać Chochlików po drodze nadepłam na coś wydobywając z siebie pisk
-Coś się stało ? - Zapytał Tosiek
-Nie, nie nic się nie stało - Uśmiechnęłam sie do basiora
Poszliśmy dalej , robiło się coraz ciemniej myślałam czy kiedyś znajdzimy te chochliki coś mnie korciło bym się odwróciła i się odwróciłam i zobaczyłam pustkę zanniepokoiło mnie to bo myślałam nad tym jak wrócimy do domu wkońcu zapytałam się basiora
-Em...Tosh?
-Tak , Amber ?
-Jak my wrócimy do domu ? przecież tu nie widać drogi powrotnej ! - zanniepokoiło mnie to
-Spokojnie , prześpimy się tu , zobaczymy co będzie jutro
Uspokoiłam się i przytuliłam mocno do basiora i zasnęłam , obudziłam się w jakiejś klatce przykłuta pasami , kiedy odwróciłam łeb zobaczyłam jak Tosh leży koło mnie jeszcze śpiący , szturchlam go łapą na pobudkę


<<Tosiek? co się stanie puźniej?>>

Od Vincenta do Mavis

Zaśmiałem się. Pytanie Mavis wydało mi się tak komiczne, że nie potrafiłem pohamować chichotu. Wadera cofnęła się o krok, patrząc na mnie bardzo zdziwiona. Że ja? Zły na nią? Po tym jak JA złamałem jej żebro, po tym jak JA przyczyniłem się do cierpienia przyjaciółki? Po tym jak ONA nas ocaliła, uważa, że zrobiła coś złego?
-Przepraszam… - sapnąłem, powstrzymując śmiech, przybierając za to wyrozumiały, ciepły wyraz pyska. – ale to niedorzeczne. Przecież nic złego nie zrobiłaś…
-To ja zaufałam Camowi, znaczy Cruelowi… to przeze mnie opętał cię ten straszny Zmieniacz. To…
-To nie twoja wina. – przerwałem, przysuwając Mavis do siebie. Wadera ponownie wtuliła łebek w mą pierś. Delikatnie muskałem nosem ucho przyjaciółki, próbując tym gestem ją uspokoić. – Nie wiedziałaś. Nikt nie wiedział. Zrobił nas wszystkich w balona. Nie gniewam się. Nie gniewam.
Skinęła głową. Pozwoliłem aby płakała, aby wszystkie negatywne emocje opuściły jej serce. Potrzebowała tego. Potrzebowała wsparcia. Potrzebowałem dać jej wsparcie.
-Dziękuje… - wyszlochała, a jej łapa lekko otarła się o moją.
Dziwne drżenie przebiegło wzdłuż mojej kończyny. Uniosłem ją i delikatnie musnąłem futro okrywające łapkę Mavis, po czym niczym jedną myślą tchnięci, spletliśmy je w budującym geście. Czynność ta wysłała nas chwilę w tył, gdy Cam-ten prawdziwy-złączył nasze łapy i życzył powodzenia. Mavis zaskomlała cicho, bojąc się choćby spojrzeć na martwego basiora. Ja tylko zerknąłem na ciało wilka, skalane purpurą i zaraz gardło me ścisnął ból. Cruel to najprawdziwszy w świecie sukinsyn…
-Musimy go pochować. – szepnęła Mavis, odsuwając głowę od mojej piersi.
-Tak. – mruknąłem. – Musimy.
Powoli zbliżyłem się do Cama. Delikatnie chwyciłem jego wiotkie ciało. Wadera odwróciła wzrok. Razem opuściliśmy piekielną grotę.
Kroczyliśmy w milczeniu, pozwalałem aby Mavis nami kierowała, gdyż najwyraźniej dokładnie wiedziała, gdzie będzie najodpowiedniejsze miejsce na pochówek. Droga przez Las Śmierci odbyła się spokojnie; żadne stare drzewo nie zaskrzypiało, mroczne stwory jakby umykały przed nami. Nic nas nie niepokoiło. Wszystko trwało w ciszy i półmroku. Przytłaczające.
-Tutaj. – rzekła biała wilczyca. – Tutaj będzie dobrze.
Ledwie pięć metrów od granicy Lasu Śmierci rósł stary, dumny dąb o rozłożystej koronie, teraz przystrojonej barwami czerwieni, złota i oranżu. Skinąłem głową, delikatnie kładąc ciało Cama pod pniem. Bez słowa zaczęliśmy kopać dół, w którym pochowany zmarłego. Praca przebiegła szybko i sprawnie. A może to ja tak zatraciłem się w czynności, że nie dostrzegłem mijającego czasu?
-Gotowe. – zakomunikowała Mavis.
Wyskoczyliśmy z dołu. Był dostatecznie głęboki. Wadera zebrała uschnięte liści i wyścieliła nimi dno, ja natomiast pozrywałem gęsto obrośnięte gałęzie. Z pomocą Psychokinezy-jednej z moich nowych umiejętności-powoli umieściłem Cama na miękkich liściach, okrywając wcześniej zerwanymi gałęziami. Mavis usiadła nad grobem, spoglądając na leżącego w dole basiora. Milczała. Tylko patrzyła. W końcu razem zaczęliśmy przysypywać dół. Na koniec znaleźliśmy kamienny blok, na którym Mavis wyryła imię oraz datę śmierci Cama. W międzyczasie udało mi się napotkać biały kwiat, który przetrwał chłód jesieni. Położyłem go na wybrzuszeniu ziemi, tuż pod nagrobkiem. Usiadłem koło przyjaciółki, lekko stykaliśmy się bokami. Ten gest dodawał otuchy.
-Teraz jest w lepszym miejscu. – pocieszyłem Mavis, która intensywnie wpatrywała się w imię wyryte na kamieniu. – Zasłużył na odpoczynek.
Potaknęła ruchem głowy. Trwaliśmy tak koło siebie, pozwalając by jesienny wiatr mierzwił nasze futra, przynosił orzeźwiający chłód, zapach wilgotnej ziemi i dojrzewających jabłek. Szelest uschniętych liściu uspokajał.
-Nie mogę zrozumień, dlaczego niebo jest takie pogodnie. – wyznała.
W wielu opowieściach słyszy się fragmenty, o wielkich strugach deszczu, opadających na zdruzgotanych bohaterów. Patrzyłem na czysty firmament, tylko nieliczne obłoki zakłócały schemat nienaruszonej powierzchni. Położyłem swą łapę na łapię Mavis. Wadera spojrzała na mnie, nasz wzrok skrzyżował się. Posłałem przyjaciółce poczciwy, budujący uśmiech, co w obliczu takiej tragedii było dla niej ogromnym zaskoczeniem.
-Przecież nie straciliśmy wszystkiego. – szepnąłem, biorąc głęboki wdech jesiennego powietrza.
<<Mavis? Łebek do góry ;’)>>

Od Mavis C.D Daiki

 Basior odwrócił się i uszy lekko mu oklapły, kiedy zobaczył gromadę piętnastu wilków. A ja stałam za nim, uśmiechając się wesoło. Czyżby szykował się kolejny członek? Ashita i Zuko, nasza świeżo upieczona para Alfa, wystąpili naprzód. Ashita zamieniła po cichu kilka zdań z Zuko, a potem, z szerokim uśmiechem, zwróciła się do czarno-niebieskiego basiora:
- Witaj na terenach Watahy Porannych Gwiazd. Jesteśmy pokojowo nastawieni i wielką nam sprawisz radość, jeśli postanowisz dołączyć. Widzisz, u nas, każdy jest mile widziany. Chętnie Cię do siebie przyjmiemy. Mam rację? - zwróciła się do reszty wilków, która za nią stała. 
 W tym tłumie rozpoznałam Ann, która leniwie opierała się o drzewo. Radosna Amica opierała się o bok swojego partnera, Gallardo. Zuko stał z uśmiechem kilka kroków za Ashitą. Gdzieś tam uśmiechali się Toshiro i Klairney, obok nich siedzieli w trójkę Sebastian, Error i Zayn. Nie mogło zabraknąć naszego Bety, Tiamo, oraz lekko znudzonego Liama. W cieniu stanął Vincent, obok niego jakaś wadera, chyba Alice. Natomiast Hitachi siedział na drzewie, obserwując wszystko.
 Na zawołanie Ashity wszystkie wilki wydały z siebie głośne wycie, do którego radośnie się przyłączyłam. Nieznajomy basior lekko się speszył tym entuzjastycznym przywitaniem i wydukał tylko:
- No... dobrze, zostanę.
- Doskonale - ucieszyła się Ashita. - Dobrze... kto by Cię tu oprowadził...
 Odwróciła się i zaczęła wodzić wzrokiem po zgromadzonych. A potem odwróciła się i natrafiła wzrokiem na mnie. W spojrzeniu jej niebieskich oczu zatliła się mała iskierka, która ulotniła się w słowie:
- Mavis.
 Kiwnęłam łbem, zgadzając się na oprowadzenie nowego basiora. Podeszłam do niego i szturchnęłam go lekko w bok, po czym zapytałam:
- Jak masz na imię?
- Daiki - odpowiedział samiec, patrząc na mnie z dobrze skrywaną wyższością.
- Ja jestem Mavis, czego pewnie zdążyłeś się domyślić - oznajmiłam, zarzucając lekko łbem i kierując się przed siebie.
<Daiki?>

Od Amici CD Gallardo

Wróciliśmy do jaskini bardzo późno. Od razu poszliśmy spać, jednak jeszcze przez chwilę nie mogłam uwierzyć, że mam partnera. Byłam taka szczęśliwa, nie mogłam doczekać się jak wszystkim o nas powiemy. Przytulona do Gallusia usnęłam.
Kiedy rano obudziłam się dostrzegłam, że basiora nie ma. Zastanawiałam się co się stało. Obok posłania leżało kawałek mięsa oraz karteczka od mojego ukochanego: „Smacznego kochanie niedługo wrócę <3”. Z przyjemnością zabrałam się za jedzenie. Po jakiś 40 minutach w wejściu stanął Gallardo trzymając w łapie cudowny wianek zrobiony z małych białych kwiatuszków. 


Podszedł do Mie i założył mi go na głowę. Czułam się jak księżniczka. W ramach podziękowania pocałowałam go. Rozmawialiśmy jeszcze trochę kiedy usłyszeliśmy z zewnątrz głosy innych wilków. Postanowiliśmy że skoro większość już wstała powiemy im od razu od naszym związku.
Kiedy wyszliśmy z jaskini ujrzałam: Toshiro, Klairney, Ivey, Marry, Sebastiana, Riki, Amber, Annabell i kilka innych wilków oraz naszą świeżą parę alfa Ashitę i Zuko. Stwierdziłam że to idealny moment aby im wszystko powiedzieć.
Podeszliśmy i z wszystkimi się przywitaliśmy aż w końcu ogłosiłam:
- Słuchajcie moi kochani razem z Gallardo chcielibyśmy ogłosić że jesteśmy razem.
Wszystkie wilki początkowo osłupiały, ale potem zaczęły nam gratulować. Kiedy odebraliśmy w końcu wszystkie cudowne gratulacje, podeszliśmy do pary alfa:
- Witajcie Ashita, Zuko skoro tak naprawdę jeszcze nie mieliście wesela to co powiecie na takie podwójne razem z nami? 

<<Ashita? Zuko? Co wy na to?>>

Od Daiki'ego

Wstaje kolejny dzień, hmm... Kolejny w samotności. Takie życie staje się już trochę nudne. Bo owszem, można lubić samotność, no, ale żeby żyć sobie w takiej samotności 1,5 roku? Każdy by oszalał. Nawet jeśli już chciałbym z kimś porozmawiać, to na tym pustkowiu nawet nie ma z kim. Głodny jestem, lepiej pójdę zapolować, jak pomyślałem tak zrobiłem. Po 15 minutach jadłem, bardzo dobrego jelenia.
-Co tu robisz? - usłyszałem.
Gwałtownie się wyprostowałem i odwróciłem.
-Nie widzisz? - prychnąłem.
-Widzę. Pytam co robisz na terenach naszej watahy?
Watahy?
-Eee... Waszej watahy? Nie widzę tutaj ani jednego wilka. No oczywiście oprócz Ciebie.
-Nie widzisz? Odwróć się. - uśmiechnął się wilk.
I owszem, gdy się odwróciłem moim oczom ukazało się około 15 wilków. Może czas w końcu zostać gdzieś na dłużej?

<Może ktoś?>

Profil wilka- Daiki

 Imię: Daiki
*Przezwisko/ ksywka:-
Motto: Żyj tak, żebyś po kilku latach mógł powiedzieć - "przynajmniej się nie nudziłem''.
Wiek: 3 lata 
 Płeć: Basior
Charakter: Daiki jest bardzo skrytym i tajemniczym wilkiem, nikomu nie mówi o swojej przeszłości, boi się zaufać, jednak jeśli już komuś by zaufał być może otworzyłby się przed tym kimś. Jest dość pewny siebie. Bywa chamski, czasem wredny, ale to tylko dlatego, że nie chce nikogo do siebie dopuścić. Daiki jest cierpliwy i rzadko pokazuje emocje. Potrafi pomóc wilkowi, który ma problem, można z nim porozmawiać. Jeśli lepiej się go pozna zauważy się, że Daiki tak naprawdę potrafi być miły i wesoły, tylko trzeba go poznać...
Lubi: Lubi spokój, uwielbia spacery i kocha biegać.
Nie lubi: Wywyższania i popisywania się innych wilków, bardzo denerwuje go gdy ktoś myśli, że jest lepszy od innych.
Boi się: Daiki boi się wiecznej samotności
Aparycja: Daiki ma piękną, czarną sierść, która w niektórych miejscach przechodzi w błękit. Ma też ładne, niebieskie oczy.
Hierarchia: Zwykłe członek
Profesja: Wojownik
Żywioł: Umysł
Moce: Potrafi wtargnąć do umysłu kogos innego i dyktować m co ma robić, przez co dany obiekt jest całkowicie pod jego kontrolą, Umie czytać w myślach. Potrafi również wchodzić do snów innych wilków. Potrafi latać, chociaż nieco go to wyczerpuje.
Umiejętności: Jest bardzo silny i potrafi szybko biegać.
Historia: Daiki nienawidzi mówić o swojej przeszłości, nie ma co mu się dziwić. Gdy miał zaledwie rok wygnano go z watahy, a jego rodziców skazano na śmierć. Jedyne co pomyślał gdy usłyszał, że jego rodzice nie żyją to "dobrze im tak, zasłużyli sobie". Wygnano go razem z jego bratem, którego jako jedynego z rodziny kochał . Niestety przez pewien nieszczęśliwy wypadek musieli się rozdzielić. Od tego czasu Daiki przemierza świat w samotności.
Rodzina: Brat, ale nie wie gdzie jest.
Zauroczenie: brak
Partner/ Partnerka: brak
Potomstwo: brak
Patron: Myalo
*Talizman: -
Próbka głosu: Faydee - Can't Let Go
Towarzysz: brak
*Cel: Daiki chciałby w końcu komuś zaufać. To jest jego cel.
*Inne zdjęcia: Gdy używa swoich mocy lub gdy jest wściekły:
 Z bratem gdy byli młodsi:
*Dodatkowe informacje: -
Przedmioty: brak
Statystyki:
Siła: 9 ; Zwinność: 8 ; Siła magiczna: 7 ; Wytrzymałość: 8 ; Szybkość: 9 ; Inteligencja: 9
ZK: 0
Pochwały: 0
Ostrzeżenia: 0
Poziom: 1
Właściciel: Klaudiaa701 




Od Klair do Toshiro

Razem z Tośkiem i Leo ustaliśmy w pozycjach bojowych. Chwilę potem kilku mężczyzn wbiegło do pomieszczenia. Szczerze to trochę zaniemówili gdy zastali w sali dwa wilki i jakiegoś faceta z lwią grzywą. Teraz w pomieszczeniu były dwa wilki, jeden lwi facet, trzech naukowców i dwóch woźnych [XD]. Woźni z mopami zaczęli biec w naszą stronę, Tosh uderzył ich swoją bronią, a ja na szybko krzyknęłam "Strzały Skute Lodem!" Namierzyłam jednego z ludzi i strzeliłam. Strzała przygwoździła go do ściany. Leo za to użył siły lewitacji i uniusł dwóch innych mężczyzn do góry i rzucił nimi wprot do głównego korytarza. Jeden człowiek rzucił się na mnie więc stworzyłam swojego klona. Jedna z nas rzuciła się na człowieka i ugryzła go w rękę. Ten złapał ją za kark i rzucił o ścianę. Na szczęście to był klon, zniknął równie szybko jak się pojawił. Oczywiście zabolało mnie to, pisnęłam z bólu. Wtedy jeden z naukowców już miał uderzyć mnie kijem kiedy Tosh złapał jego rękę i przewrócił go. Ten z całej siły kopnął go i basior uderzył o ścianę, tuż obok mnie. Ja podniosłam się szybciej od niego i stworzyłam wokół nas tarczę. Leo walczył z ludźmi i nie dopuszczał nich do nas. Toshiro kulił się trochę z bólu, spytałam z troską jednocześnie nadal utrzymując tarczę:
- Wszystko dobrze?
- T... tak - odparł. - Trochę mnie tylko boli brzuch...
- Może masz coś złamane? Jak rozprawimi się z nimi to zabiorę cię do Esmeraldy. - uśmiechnęłam się w kierunku wilka.
- Nie trzeba - podniósł się.
W tej samej chwili ludzie okrążyli nas. Odwróciłam się w ich stronę. Skoncentrowałam tarczę na ich osobach, podniosłam przednie łapy i tupnęłam tym samym wystrzelając tarczę w ich stronę. Uderzyli mocno o szafę. Złapałam go za łapę i zaczęłam biec w stronę wyjścia ewakuacyjnego. Leo otworzył nam drzwi i pomógł nam uciec. Kilkanaście metrów od labolatorium zatrzymałam się na pięknej polanie. Rosły tam śliczne stokrotki, fiołki, róże i maki. W powietrzu unosił się śliczny zapach. Położyłam się pośród kwiatów, Tosh również położył się.
- Ślicznie tu, prawda? Jak tam twój brzuch? - spytałam kładąc się obok basiora. Leo wrócił już do klucza Tośka.

<Toshiro? Sorki, że krótkie...>

Amica i Gallardo zostają partnerami!

Amica i Gallardo zdecydowali się zostać partnerami. Gratulujemy i życzymy powodzenia!





Od Gallardo cd Amici

Siedziałem jak wryty, nie mogłem uwierzyć że to Amica zaproponowała mi partnerstwo. Czułem się jak ostatni kretyn. To basior powinien zaproponować coś takiego waderze a nie na odwrót. Wiedziałem że gdyby mnie nie uprzedziła sam bym zadał jej to pytanie, ale już po ptokach. Bardzo zarumieniony odpowiedziałem: 
- Oczywiście że tak moja najdroższa. Życia sobie bez ciebie nie wyobrażam ale... Czemu stawiasz mnie w takiej sytuacji? To ja powinienem cię o to poprosić. - spuściłem głowę patrząc w ziemię.
- Chciałam być nie szablonowa. Przecież nigdzie nie ma zakazu żeby wadera nie mogła prosić basiora o partnerstwo. Poza tym zgodziłeś się jesteśmy razem tylko to się liczy. - Ami uśmiechnęła się czule i przytuliła się do mnie.
Byłem bardzo szczęśliwy w końcu znalazłem waderę swojego życia. Wiedziałem że będziemy musieli wszystkim powiedzieć o naszym związku i może zorganizowalibyśmy jakieś wesele? Kto wie, ale wszystko w swoim czasie. Na razie cieszyliśmy się własnym towarzystwem, siedząc i przytulając się. Nie zauważyliśmy nawet jak z południa zrobił się środek nocy. W końcu postanowiliśmy wrócić do jaskini. Stwierdziliśmy że jutro wszystkim powiemy o naszym związku. Jezu jaki ja jestem zakochany w Amica.

<<Ami?? Będzie wesele??^^>>

Od Amici CD Gallardo

Byłam najszczęśliwsza na świecie. Zakochana do tego z odwzajemnieniem. Czułam że Gallardo to ten jedyny. Szliśmy razem bardzo wolnym tempem rozmawiając i śmiejąc się w niebogłosy. W ogóle nie zauważyliśmy jak czas nam szybko mija. Łapa prawie mnie nie bolała, tylko czasami jak stanęłam na czymś bardzo twardym, ale nie zwracałam na to zupełnie uwagi. Szłam przytulona do basiora i nie chciałam nigdy się już od niego oddalać. Jego futro było takie mięciutkie i puszyste. Pragnęłam zostać jego partnerką, ale zastanawiałam się czy mnie o to poprosi. Nigdy wcześniej nie byłam z nikim z miłości, ale teraz w końcu to się zmieniło.
Po dłuższym czasie doszliśmy do wodospadu Mizu. Było bardzo przyjemnie świeciło jesienne słoneczko i ogrzewało nasze pyszczki. Był jeden problem. Nad wodospadem było mnóstwo wilków. Nie czułam się tam komfortowo więc Gallardo zaproponował inne miejsce: Aleję Zakochanych. Szczerze nigdy tam nie byłam, a skoro już miałam swojego ukochanego to czemu nie.
Dostanie się na miejsce zajęło nam chyba ze 2 godziny, ale w ogóle nam to nie przeszkadzało. Cały czas rozmawialiśmy i czas zleciał w mgnieniu oka. Gdy dotarliśmy na miejsce uśmiechnęliśmy się do siebie. Szliśmy aleją dochodząc do samego końca.
Znajdowała się tam ławka dookoła której rosły piękne wiśnie. Usiedliśmy, pocałowaliśmy się i w końcu ja wyparowałam:
 - Gallardo słuchaj nie chcę tego ukrywać a skoro już wiesz co do ciebie czuję to może zostalbyśmy partnerami? - bardzo zarumieniłam się mówiąc te słowa, ale chciałam być nie szablonowa bo czemu to Basior musi zawsze prosić waderę o partnerstwo. Chciałam żeby teraz było inaczej.
 Przez chwilę nie wiedziałam co mi odpowie bardzo się zarumienił i był w szoku że to ja wykonałam ten "ważny" krok, ale wiedziałam jedno: nieważne co mi odpowie zawsze będę go kochać.
<<Kochanie??^^ Duże zdziwienie??>>

Od Ashity do Meredith

Zatrzymałam się gwałtownie.
- Daj spokój- powiedziałam, zdejmując Lotis z łapy i wkładając go na kończynę wadery.- Ukrywanie ran to kiepski pomysł. Podobnie jak uczuć i bólu. Uważaj tylko, trochę to zajmie, zanim cię wyleczy- wyszczerzyłam kły.
- Dziękuję- mruknęła wadera.
- Nie ma za co- odparłam pogodnie.- No to jak, idziemy dalej? Możemy nieco zwolnić.
- Nie, nie trzeba. Biegniemy z całych sił!
- Bez przesady. Ale cóż, skoro chcesz. Tylko się nie przeforsuj.
Ruszyłyśmy w górę. Po kilku minutach dotarłyśmy na sam szczyt. Pomieszczenie było proste, utrzymane w szarości. Nie było w nim zbędnych ozdób, tylko kamienny stół i krzesło. Zaś w rogu dostrzegłam ciernie, za którymi coś leżało. Zmarszczyłam brwi.
- Chyba tam jest nasz cel- wskazałam na badyle.
- Racja- wadera kiwnęła łbem.- Tylko jak je wydostać?
- Może magią?- zaproponowałam, celując w przeszkodę pojedynczym atakiem. Ten jednak tylko odbił się od niej i zniknął.- No dobra, to paskudztwo jest raczej na to odporne.
- Ofiara- wyszeptała Mei.- Musimy obie wsadzić w to łapy, Ashi. Tylko tak wypełnimy zadanie.
Spojrzałam na waderę.
- Wiesz, czym to grozi?
Kiwnęła łbem.
-Spokojnie, mogę nas uzdrowić jak coś- nie wspomniała o tym, że z naszymi mocami działo się oś dziwnego. Czułyśmy to obie.- To co, na raz?
- Tak!
< Mei? Tak, moja wena pojechała na wakacje, ale pocztówki nadal brak>

Od Toshiro do Amber

Spojrzałem z szerokim uśmiechem na waderę.
- Przygodę powiadasz- zamyśliłem się.- Tylko trzeba jakąś znaleźć!
Amber machnęła ogonem, a na jej pyszczku dostrzegłem delikatny uśmiech. Nagle poczułem, jak coś małego i niebieskawego trafia mnie w łeb.
- Auu!- krzyknąłem, rozmasowując obolałe miejsce.
- Wszystko dobrze?- zapytała moja towarzyszka
- Znakomicie- odparłem.- Tylko coś mi świat wiruje przed oczami. Ale tak poza tym, to wręcz idealnie.
Wziąłem kilka głębokich oddechów i już po chwili cały widok stał prosto i nie próbował latać w górę i w dół. Dopiero teraz dostrzegłem, że w powietrzu latają małe światełka, które roztaczały wokół siebie niebieską, lodową poświatę. Spróbowałem skoczyć w ich stronę, ale te szybko podniosły się wyżej, zaś z ich gardziołek usłyszałem cichy chichot.
- Wy, małe, złodziejskie... zaraz wam dorwę!- usłyszałem.
Zwróciłem łeb w stronę, z której dobiegał dźwięk. W naszą stronę zmierzał satyr. Jak każdy przedstawiciel tego gatunku, od pasa w dół miał nogi... no właśnie, czyje? Zawsze zapominam. Chyba ośle... Jego kręcone, brązowe włosy powiewały na wietrze, a śniada skóra błyszczała od potu. Musiał długo biec.
- Coś się stało?- zapytałem, patrząc na przybysza.
- Znowu mi uciekły!- jęknął ten, odwzajemniając moje spojrzenie. Jego oczy były zielone, przypominały wiosenną trawę.- Jeśli ich nie złapię, inni satyrowie chyba mnie zabiją. Pomożecie?
- Czekaj, czekaj- powiedziała Amber, wychodząc na przód.- Po pierwsze, chodzi ci o te małe, niebieskie cosie?
- Tak, tak! Widzieliście je? To chochliki, zwykle są u nas w ogromnej klatce, bo sprawiają mnóstwo kłopotu, ale ja przez przypadek je... no, wypuściłem.
Westchnąłem.
- Są tu...- chciałem wskazać łapą w górę, ale stworki już się ulotniły.
- Tosh, jeśli chodzi o nie... widziałam, jak leciały w prawo. Ale nie widziałem, że to takie ważne...
- Oj tam, nic się nie stało. Mamy przygodę!- wyszczerzyłem kły i zwróciłem się do satyra.- Nie bój się, dostarczymy zgubę. A ty tu czekaj. I przy okazji, jak cię zwą?
- Jestem Grover. Może jednak wam pomogę? I przy okazji... one zabrały moje piszczałki. Moglibyście je odzyskać?
- Nie, nie trzeba. I pewnie, zabierzemy je i ci oddamy. No, niedługo wracamy. Amber, jesteś gotowa?
< Amber, wyruszamy?>

sobota, 26 września 2015

Od Toshiro do Klair

- Żadne z okien nie jest otwarte... Chyba tym razem nie uciekniemy- powiedziała Klair.
Spojrzałem na nią i dostrzegłem, jak pojedyncza kropla spływa po jej sierści, ginąc pośród błękitu jej ,,okrycia". Podszedłem do wadery i delikatnie otarłem jej oczy, po czym wyciągnąłem łapy i mocno przytuliłem. Moje nozdrza wypełnił ponownie słodki zapach mieszanki cynamonu i fiołków.
- Spokojnie- szepnąłem, gładząc waderę po łebku.- Wydostane nas stąd. Przecież ci obiecałem, że będę cię chronić i dotrzymam obietnicy. Nic nam się nie stanie.
- Tak, masz rację- wilczyca delikatnie się uśmiechnęła.
Trwaliśmy tak, przytuleni kilka ładnych minut. Z jakiegoś powodu nie miałem ochoty odchodzić. Mógłbym tak stać całymi godzinami. Jednak po kilku minutach do głowy wpadł mi nowy pomysł.
- Przypuśćmy atak- powiedziałem pewnie.- Ci ludzie nie mogą być aż tak silni. Pokażmy im, jak wielkim błędem było lekceważenie nas- uniosłem delikatnie łebek Klair tak, że patrzyliśmy sobie w oczy.- I jak wielkim grzechem było, że wyrządzili ci tyle zła.
- Dziękuję. Ale...
- Żadne ale. Odpoczniemy tu chwilę. Nie wiem jak ty- wyszczerzyłem kły w szerokim uśmiechu i odszedłem kilka kroków w tył.- Ale dzięki tamtej... przymusowej drzemce nie czuję się wypoczęty. Nic nam tu nie grozi- nagle uniosłem łeb.- O nie...
- Co?- zaniepokoiła się moja towarzyszka.
- Aquarias będzie zła. Zgubiłem klucze, ale na szczęście znowu je mam. Choć ona zawsze się o to strasznie denerwuje.
- A dziwisz się jej?!
- Nie, nie, skądże- odparłem.
- Biorę pierwszą wartę. A ty śpij.
- A po co...- zacząłem, ale spojrzenie, jakie posłała mi Klair (zdumiewająco przypominało, jak patrzył się na mnie Wodnik, kiedy czymś ją zirytowałem) skutecznie zniechęciło mnie do dalszych protestów.
- Niech ci będzie- mruknąłem, wygodnie układając się na ziemi, niedaleko łap wilczycy.- Dostanę całusa na dobranoc?- zażartowałem, chcąc nieco poprawić jej humor.
- Tosh!- krzyknęła wadera, odwracając łeb.
Niestety, krzyknęła nieco za głośno. Zza drzwi usłyszałem przytłumiony ogłos kroków i rozmowy.
- Tam... schowali...wyłamać...jak najszybciej- zdołałem wychwycić.
- Przyzwanie Lwa: Leo!- krzyknąłem, sięgając po odpowiedni klucz.
Natychmiast rozległ się huk i ze stosu złotych iskier wyłonił się dobrze mi dobrze znany mężczyzna.
- Znam sytuację- oznajmił zaskakująco poważnym tonem, nawet nie próbując użyć jednego ze swoich żarcików.- Jakie są rozkazy?
- Raczej prośby. Mógłbyś pomóc w ataku? Ale przede wszystkim skup się na tym, aby Klair nic się nie stało. Ma jej włos z łba nie spaść.
- Tosh- zaprotestowała Klair.- Umiem się obronić!
- Wiem- odparłem, uśmiechając się szeroko.- Leo możesz zaufać. Z nim będziesz bezpieczniejsza.
W tym samym momencie do sali wkroczyli ludzie. Ja, wadera i Gwiezdny Duch przybraliśmy pozycje bojowe. Stworzyłem Krwistą Włócznię. Skoczyłem ku przeciwnikom i tak rozpoczęła się walka...
< Klair? Walkę mamy! xd>

Od Gallardo cd Amici

Pocałowałem Ami. Zrobiłem to jakoś tak odruchowo, ale byłem szczęśliwy z tego powodu. To była ta jedyna. Kiedy się oddaliłem od niej od razu powiedziałem jej to co czułem odkąd ją poznałem:
- Kocham cię Ami.
- Ja… ja ciebie też… - powiedziała nieśmiało wadera.
Od razu temperatura mojego ciała podskoczyła. Pocałowałem ją znowu, kiedy ktoś nam przerwał. Była to Meredith:
- Przepraszam gołąbeczki, że przeszkadzam, ale mam wam do przekazania informacje o twojej łapie Ami. – wadera zaśmiała się.
Odsunęliśmy się od siebie, a ja trochę zarumieniony zapytałem:
- I jak z łapką?
- W zasadzie jest dobrze, niczego nie złamałaś Ami. Przez chwilę myślałam, że zerwałaś ścięgno. To byłoby naprawdę poważne, jednak okazało się, że tylko bardziej je naciągnęłaś. Wiedziałaś wcześniej, że masz już naciągnięte, a poszłaś się ścigać to było bardzo nieodpowiedzialne.
Amica opuściła głowę i zrobiło się jej głupio, wiedziała, że źle zrobiła.
- Ale było minęło, mogę powiedzieć tyle: z łapą jest ok. więc możesz spokojnie chodzić, ale żadnego biegania przez najbliższy miesiąc. Zrozumiano? – Powiedziała Meredith bardzo poważnie.
- Oczywiście będę tego pilnować. – Powiedziała Ami.
- A ja będę się tobą opiekować. – szepnąłem waderze na ucho, a ta uśmiechnęła się.
- Czyli to znaczy, że mogę już iść? – zapytała Amica
- Tak, ale pamiętaj uważaj na siebie. I powodzenia – Meredith uśmiechnęła się puściła nam oczko i odeszła.
Razem z Amicą wyszliśmy z jaskini i skierowaliśmy się w stronę wodospadu Mizu, aby móc spędzić razem więcej czasu. Wiedziałem jedno: zostało mi już tylko poprosić ją o zostanie moją partnerką.

<<Ami?? ^^ Zgodzisz się??>>

Od Amici CD Gallardo

Obudziłam się wraz ze wschodem słońca. Przyjemne promienie oświetlały mój pyszczek. Czułam się 100 razy lepiej niż wczoraj. Już prawie nie czułam bólu, mogłam ruszać łapą, ale bałam się wstać. Nie chciałam sobie zrobić czegoś przez przypadek. Myślałam nad wczorajszymi wydarzeniami: wyścig w towarzystwie Gallarda, mój wypadek, jego zachowanie.. Był taki opiekuńczy i taki… nie umiem tego opisać w słowach. Miałam wrażenie, że zakochałam się naprawdę. Byłam szczęśliwa, ale bałam się, że Gallardo nie odwzajemni moich uczuć. Przez jakiś czas myślałam co mu powiem jak go zobaczę: podziękuję, a może powiem mu że mi się podoba. Eh to by była dopiero wpadka. Znam go tak krótko a powiedziałabym mu co czuję. Leżałam i marzyłam jeszcze przez chwilę, ale usnęłam.
Obudziłam się przed południem. Obok mojego posłania leżał posiłek. Z wielką chęcią zjadłam go. Zastanawiałam się czy mogę wstać i pochodzić trochę, ale wolałam poczekać, aż Meredith przyjdzie i wszystko mi powie. Ułożyłam się wygodnie i czekałam kiedy zobaczyłam Gallarda.
Basior przyszedł z wielkim bukietem kwiatów. Poczułam się jak księżniczka. Od razu uśmiechnęłam się. Chciałam rzucić mu się na szyję i za wszystko podziękować jednak trochę bałam się.
- Cieszę się że cię widzę. – Basior uśmiechną się i chciał mi coś jeszcze powiedzieć, ale przerwałam mu.
- Ja cieszę się bardziej, od wschodu słońca czekałam żeby się z tobą zobaczyć. – powiedziała bardzo podekscytowana.
- Przepraszam cię za wszystko. – powiedział Gallardo ze smutkiem spuszczając łeb.
- Za co ty mnie przepraszasz??!! – zapytałam ze zdziwieniem
- Powinienem był bardziej uważać wtedy nic by się nie stało….
- Nie masz za co mnie przepraszać, cieszę się że tutaj ze mną jesteś. – zarumieniłam się
Basior uśmiechnął się, położył kwiaty obok, podszedł do mnie i POCAŁOWAŁ mnie. Byłam w szoku. Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam szczęśliwa a zarazem przestraszona, ale był to najlepszy moment mojego życia.

<<Gallardo?^^ Kochanie co z tym zrobimy?>>

Od Gallardo cd Amici

I ruszyliśmy. Biegłem przez las jak szalony jednak wiedziałem, że ścigam się z waderą, więc musiałem mieć to na uwadze. Amica próbowała mnie dogonić lecz miała z tym trudność, w końcu przez cały czas miała naciągnięte ścięgno. W pewnym momencie ostro skręciłem w lewo, a potem w prawo. Wydawało mi się, że jestem na prowadzeniu i, że bez problemu wygram, kiedy znikąd pojawiła się Amica, która mnie wyprzedziła. Nie mogłem tego ogarnąć jakim cudem znalazła się na prowadzeniu, ale bez zastanowienia ruszyłem najszybciej jak tylko umiałem żeby tylko ją wyprzedzić. Mieliśmy ścigać się do końca ścieżki, a został nam ostatni kawałek. W końcu ją wyprzedziłem. Biegłem w takim amoku że nie zwróciłem uwagi na to jak ma się moja rywalka. 
Dobiegłem do „mety” szczęśliwy że wygrałem. Miałem nadzieję, że wadera nie będzie zła że przegrała. Usiadłem żeby trochę odpocząć, ale po 10 minutach zacząłem się bardzo niepokoić. Amica nie dotarła. Natychmiast rzuciłem się w las krzycząc na wszystkie strony „Amica!”, „Amica, gdzie jesteś?!” jednak nikt mi nie odpowiadał.
Po chwili usłyszałem bardzo ciche odgłosy, natychmiast pobiegłem w ich stronę. Zobaczyłem Amicę leżącą na ziemi zapłakaną i zwijającą się z bólu. Od razu rzuciłem się jej na pomoc, podniosłem ją i wsadziłem na grzbiet, między skrzydła po czym zapytałem:
- Co się stało? Przecież byłaś tuż za mną? Co się wydarzyło?
- P..p..poczułam straszny ból w łapie, straciłam czucie i upadłam. Nie mogę nią ruszać. Pomóż proszę. – powiedziała tak cicho że ledwie była słyszalna
- Nie martw się zaraz zabiorę się do medyka.
Natychmiast wzbiłem się w powietrze i ruszyłem w stronę jaskiń, wiedziałem że na pewno znajdę tam medyków. Po kilku minutach lotu dotarłem na miejsce. Zobaczyłem Meredith i podbiegłem w jej stronę. Opowiedziałem jej bardzo chaotycznie o całym zdarzeniu. Natychmiast kazała mi zanieść Amicę do jednej z jaskiń. Zrobiłem to od razu. Wadera wezwała kilka innych wilków i kazała mi poczekać. Byłem bardzo zdenerwowany każda minuta trwała jakby wieczność. Po jakiejś godzinie Meredith podeszła do mnie i powiedziała:
- Dobrze że tak szybko zareagowałeś, ogólnie Amica przetrenowała się naciągając to ścięgno, a po tym waszym wyścigu całkowicie je zerwała. Straciła czucie i równowagę i upadła uderzając głową w ziemię co było dodatkowo niebezpieczne. Zajęłam się nią i wszystko powinno być już w porządku, ale na razie śpi, miała wystarczająco dużo wrażeń jak na dzisiaj. Możesz przyjść jutro ją odwiedzić.
Podziękowałem jej za wszystko i odszedłem. Nie mogłem się doczekać jutra jak z nią porozmawiam i dowiem się jak się czuje.
<<Ami?^^ Jak się czujesz?>>

Od Amici CD Gallarda

Kiedy Gallardo zapytał czy może iść ze mną do Shinrin o mało nie otworzyłam pyszczka ze zdziwienia. Nie wiedziałam co mam mu powiedzieć. Dawno żaden basior nie chciał mi dotrzymywać towarzystwa przez tak długi czas. Zgodziłam się, ale bałam się że mnie wyśmieje. Mieliśmy iść do Shinrin, do miejsca w którym trenują szczeniaki, a nie dorosłe wilki takie jak my. Byłam przerażona myślą że może pomyśleć że jestem strasznie słaba. Chciałam tam potrenować z powodu że ostatnio naciągnęłam ścięgno w tylnej lewej łapie i nie byłam Gotowa na coś cięższego.
Szliśmy dobre 20 minut rozmawiając o wszystkim i o niczym. Opowiedziałam mu o sobie, naszej watadze i mojej przeszłości. Nie kryłam się z tym wiedziałam że i tak wszyscy się kiedyś dowiedzą. Basior po usłyszeniu mojej historii mocno mnie przytulił, a ja lekko się rozluźniłam. Jego dotyk był szczery i pomagał mi się uspokoić. W końcu sam zaczął mi opowiadać o sobie i swojej przeszłości. Zrobiło mi się przykro słysząc o tym że został wygnany z watahy jako szczeniak bo urodził się ze skrzydłami. Było to podłe ale niestety możliwe.
W końcu dotarliśmy do Shinrin, a ja zarumieniłam się czując obecność Gallarda tak blisko mnie. 
- Muszę trochę pobiegać po lekkim terenie. Jakiś czas temu naciągnęłam ścięgno i muszę wrócić do formy. – Powiedziałam bardzo podekscytowana.
- No to w takim razie ścigamy się, zobaczymy kto będzie pierwszy. –Powiedział Gallardo i natychmiast ruszyliśmy.

<<Gallardo?^^ Jak mi pójdzie?>>

Od Klair do Toshiro

Kiedy tylko Toshiro zdjął obroże, zaczął wylatywać dziwny dym. Poczułam go i zaraz padłam na ziemię nieprzytomna. Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Kiedy sróbowałam wstać... nie mogłam. Coś mnie trzymało przy ziemi. Spojrzałam na moje łapy, były zakute w kajdanki. Rozejrzałam się po pomieszczeniu, ściany były w kolorze czarnym, a niektóre płytki były białe. Przy mnie stały kredensy, a na nich eliksiry, eksperymenty i fiolki. Obok mieściły się dwie wielkie machiny, na jednej był napis "Maszyna do zamian ciał", a na drugiej "Maszyna przeznaczona do badań DNA". Trochę mnie to przeraziło. Położyłam się patrząc w ścianę przede mną. Nagle poczułam czyjąś łapę na ramieniu. Była to łapa Tośka. Spojrzałam się w jego stronę, znudzony leżał obok mnie przypięty pasami do ziemi. 
- Gdzie my jesteśmy? - spytałam.
- Tego nie wiem - odparł. - Nie wiem nawet czy uda nam się uciec... 
- Oj Tosh - polizałam go w policzek. - My zawsze uciekniemy.
Nie było łatwo wiedzieć gdzie się jest gdy całą drogę przespałeś. Rozejrzałam się jeszcze raz. Wtedy usłyszeliśmy kroki oraz rozmowy. To musieli być ludzie. Podniosłam się.
- Jak myślisz... Co nam zrobią tym razem? - zapytałam.
- Oby nic złego - mruknął basior. 
Kiedy ludzie byli coraz bliżej i już łapali za klamkę wtedy Toshiro złapał mnie za łapę i kazał się położyć. Tak też zrobiłam. Położyłam się i udałam przestraszoną. Ludzie weszli. W rękach nieśli pudła, a w nich pojemniki z dziwnymi substancjami. Jedna miała kolor żółci pomieszanej z zielenią, a druga czerwieni z czernią. Może robili testy na zwierzętach? Powoli przeszli obok nas stawiając pudła na ladzie. Warknęłam na jednego z ludzi. Obejrzał się na mnie, a następnie wrócił do swojej pracy. Kiedy obracał się dostrzegłam, że ma coś w kieszeni. Rzecz miała kształt kluczy... trzech kluczy.
- Tosh! - szepnęłam do basiora.
- Co?
- Oni mają Twoje klucze.
- Że co?! No tak... Wypadły mi zanim zasnąłem, tam w tej sali. - przypomniał sobie.
Jeden z mężczyzn spojrzał na nas. Odpiął mi kajdanki i wziął mnie na ręce, stawiając na stole. Następnie sięgnął po strzykawkę. Przełknęłam ślinę na sam widok igły. Pobrał nią jedną z tych substancji które przyniósł i już miał mi to wstrzyknąć kiedy Toshiro zerwał pasy trzymające jego ciało przy ziemi i skoczył na człowieka. Strzykawka pękła, a wydzielina wylała się na podłogę. Zeskoczyłam ze stołu i pobiegłam w stronę drzwi. Drugi mężczyzna próbował mnie złapać ale i tym Tosiek się zajął. Złapał klucze w pysk i biegnąc w moją stronę krzyknął:
- Uciekamy!
Razem z nim wybiegłam z pokoju. Biegliśmy jednym z korytarzy. Skręciliśmy w prawo do lewego skrzydła budynku, tam wbiegliśmy przez pierwsze lepsze drzwi. Wpadliśmy do pomieszczenia gdzie śmierdziało siarką i czymś jeszcze ale nie wiem czym. Skryłam się do uchylonej szafki kiedy usłyszałam zbliżajacych się ludzi. Toshiro schował się w szafie na ubrania. W ciszy czekaliśmy, aż ludzie przyszli. Rozejrzeli się, kiedy po kilku minutach uświadomili sobie, że nas nie ma zawrócili. Zamknęli drzwi na klucz. Wyszłam z kryjówki i podeszłam pod drzwi. Tosh doszedł do mnie. Usiadłam zawiedziona na podłodze.
- Żadne z okien nie jest otwarte... Chyba tym razem nie uciekniemy. - zasmuciłam się. Jedna łza spłynęła mi po policzku.

<Toshiro? Pocieszysz?  >

Od Klair do Amber

Słowa wadery ucieszyły mnie. To bardzo fajnie, że mnie pamięta. Miałyśmy wtedy tyle przygód i tyle zabawy... Teraz to przeszłość. Uśmiechnęłam się.
- Może przejdziemy się do Amfiteatru? - zaproponowałam wesoło.
- Chętnie! - krzyknęła radośnie Amber.
Machnełam łapką i ruszyłyśmy w drogę, przyjemnie się szło. Zajęło nam to jakieś 10 minut, podczas drogi rozmawiałyśmy o czym popadnie. Miałyśmy sobie tyle do powiedzenia. Nie do wiary, że się znowu spotkałyśmy. W końcu doszłyśmy na miejsce. Akurat odgrywali sztukę pt. "Kłopot". Całkiem ciekawe jak na sztukę gdzie główna bohaterka ciągle ma albo pecha albo kłopoty. W przedstawieniu brały udział wilki z watahy, m.in. Zuko, Sebastian, Meredith i Riki. Kiedy sztuka skończyła się, zapytałam:
- Idziemy coś upolować? Amber?
- Em? Tak jasne - odparła po czym ruszyłyśmy przed siebie. Poszłyśmy nad Mizu no Yume, znalazłyśmy tam dorodną klempę. Przyczaiłyśmy się i skok! Zatopiłam kły w szyi ofiary. Chwilę potem zaczęłyśmy jeść. Jest już dosyć późno, niedługo będzie zachód słońca. 
- Amber, pójdziemy zobaczyć zachód słońca, a przy okazji pochlapiemy się wodą?
- Oczywiście - uśmiechnęła się.

<Amber?>

Od Riki do Rivaille

- Wiem, ale chcę- odpowiedziałam basiorowi który miał odwrócony pysk. Uśmiechnęłam się pogodnie. Droga była w miarę spokojna. Jednak ja byłam jeszcze trochę zmartwiona jego łapą. Szliśmy tak i szliśmy. W ciszy, co dość często się zdarzało. W końcu zamknęłam oczy i zaczęłam nucić piosenkę. W myślach śpiewałam, a w rzeczywistości nuciłam melodię.
- Riki!- nagle z mojej melodii wyrwał mi głos Rivaille. Oboje nie zauważyliśmy jak wpadliśmy do jakieś dziury. Ślizgaliśmy się na jej bokach nie mogąc się złapać niczego co by nas utrzymało. Machałam łapami by cokolwiek zrobić. Na próżno. Zastanawiało mnie z kond ta dziura? Musieliśmy chyba zejść z drogi. Po chwili ja i Rivai spadliśmy na sam dół dziury. Zaczęły mi się zamykać oczy. Jedyne co zobaczyłam w tedy to leżącego basiora i jakieś postacie podchodzące do nas. Później już tylko ciemność. Obudziłam się w jakieś celi. Ściany były twarde i zimne. Z kamieniu, rzecz jasna. A kraty miały ciemny kolor. Wstałam powoli i zaczęłam się rozglądać za Rivaille. Nie widziałam go nigdzie. Zaczęłam chodzić w kółko i się zastanawiać co mam zrobić. Żadna z moich mocy nie dałaby rady zniszczyć krat. Próbowałam wystawić pysk za moje więzienie by zobaczyć więcej lecz nie udało się. Położyłam się na środku celi i myślałam nad tym gdzie jest Rivai. Nagle usłyszałam czyjeś kroki zmierzające w moja stronę. Patrzyłam na wyjście z mojego więzienia. Stanęło w nich czwórka krasnoludów. Wiedziałam już gdzie trafiliśmy. Do jaskini krasnoludów.
- No maleńka. Czas do pracy!- wykrzykną jeden z nich po czym wszyscy zaczęli się śmiać. Okrążyły mnie. Kolejny z nich wyją z kieszeni coś na wzór kagańca. Wyglądało to mianowicie tak, że było to takie jakby kółko które się otwierało a bo bokach były mniejsze odstające kółka. Chyba przez nie przekładało się jakieś sznury. Patrzyłam na nich z przerażeniem. Oni tylko się uśmiechnęli po czym trójka z nich mnie mocno złapała a czwarty założył mi to coś. Zatrzasną na moim pysku i wyją z kieszeni sznur i jak myślałam- przełożył je prze te mniejsze kółka. Próbowałam się wyrwać jednak oni trzymali mocno. Wyprowadzili mnie z celi i poprowadzili do jakiegoś pomieszczenie. Nadal próbowałam się wyrwać jednak nic z tego nie wyszło. W końcu dotarliśmy na miejsce. Roiło się tam od krasnoludów. Było pełno błyskotek, skór zwierząt, jedzenia i piwa. Spostrzegłam, że jakaś ich gromadka śmieje się z czegoś zamkniętego w klatce wokół której się znajdowali. W istocie coś tam było. To był Rivaille! Warczał, skakał, próbował się uwolnić a krasnoludy się z tego śmiały. Stanęłam. Ci którzy mnie prowadzili również stanęli. Pokiwali do siebie głowami po czym dwójka z nich poszła po coś podobnego to uprzęży. Wyglądało tak samo jak to co miałam na pysku lesz większe. Górną część położyli mi na grzbiecie a dolną przełożyli mi pod brzuchem i zapieli. Poczułam dość duży ciężar. Przełożyli do końca sznury i przywiązali je do jakiegoś wagonu ze złotem.
- A teraz ruchy!- krzykną jeden. Jednak ja stałam jak wryta i patrzyłam na Rivaille. Po chwili się odezwałam.
- Rivaille!- krzyknęłam. Basior przestał warczeć i spojrzał w moją stronę. Podbiegł do ściany kraty która była najbliżej mnie. Już chciałam iść w jego stronę jednak krasnolud zastawiły mi drogę.
- Wypuście mnie!- krzyczał basior. Krasnoludy się śmiały. Dla nich to było zwykłe kłapanie pyskiem. Nadal próbowałam dostrzec Rivai. Nagle jeden z tych krasnoludów które mnie miały pod kontrolą, podniósł jakiś bat i uderzył mnie nie za mocno. Spojrzałam na niego.
- Następnym razem będzie mocniej- uśmiechnę się. Ruszyłam powoli. Patrzyłam na Rivaille. Myślałam jak się wydostać lecz nie mogłam nic wykombinować.


<Rivaille? Co robimy?>
Szablon
NewMooni
SOTT