Jesień. Pora roku, która najbardziej mnie przygnębia. Drzewa tracą
liście, trawa usycha, ziemia traci swoje kolory i można powiedzieć, że
umiera… W watadze jestem już od jakiegoś czasu, ale nadal czuję jakąś
pustkę. Cały czas mam jeden i ten sam sen. Rodzinę która macha mi i na
mnie czeka. Tej nocy obudziłam się wyjątkowo wcześnie, było przed
wschodem słońca, a ja już na równych nogach. Księżyc świecił, a ja
stwierdziłam, że muszę się przewietrzyć. Wyszłam z jaskini i skierowałam
się w stronę Źródeł Shinzen. Było to moje ulubione miejsce ze
wszystkich terenów. Nie przebywało tam zbyt wiele wilków przez co było
tam tak spokojnie i cicho.
Idąc przez Stardust Forset myślałam nad tym jak wyglądałoby moje życie
gdybym się tutaj teraz nie znalazła. Przed oczami miałam rozwścieczonego
Pedra i moje zdechłe szczeniaki. Było mi przykro, a zarazem byłam
wściekła. Dlaczego takie cierpienia musiały się przydarzyć akurat mi?
Czym sobie na to zasłużyłam? Będąc nad wodospadem Mizu cieszyłam się
ciszą która roztaczała się wokół mnie. Jedyne co było słychać to wodę,
która płynęła i przyjemnie pluskała. Szybko przedostałam się przez
szczelinę między kamieniami i tak znalazłam się nad źródłami.
Na miejscu nie było nikogo tylko ja, księżyc i moje odbicie w wodzie.
Szybko stwierdziłam, że muszę się wykąpać. Weszłam do wody, a wtedy
przeszedł mnie przyjemny dreszczyk. Woda wręcz ukajała. Przez chwilkę
siedziałam w wodzie i nie myślałam o niczym, byłam bardzo odprężona, ale
trzeba było, w końcu wyjść z niej. Otrzepałam się z wody i usiadłam nad
brzegiem jednego ze źródełek i patrzyłam się na swoje odbicie.
Pomyślałam sobie, że brakuje mi kogoś kogo mogłabym pokochać, ale wtedy
zobaczyłam, że nie jestem zwyczajną ładną waderą tylko „czerwonym
kwiatkiem”. Uderzyłam łapą w wodę z wielką wściekłością, a wtedy zza
swoich pleców usłyszałam przyjemny głos:
- Spokojnie woda chyba nic ci nie zrobiła, prawda?
<Ktoś zachce dokończyć?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz