Nawet nie poczułem, gdy łza umknęła mi z kącika oka i powoli spłynęła po
policzku. Widok poważnie rannej Alice wstrząsnął mną dogłębnie, jednak
słowa wadery poruszały bardziej. Strach o jej życie, bezradność, złość,
wdzięczność, to wszystko kłębiło się we mnie, aż w końcu uleciało w
postaci jednej małej łzy.
-Dziękuje…
Wypowiedziałem słowo tak cicho, iż powątpiewałem, że Alice je usłyszała.
Wilczyca sapnęła ciężko, gdy Esmeralda poczęła opatrywać jej łapę.
Zbliżyłem się do mojej towarzyszki. Położyłem się tuż obok, trzymając
głowę Alice pomiędzy przednimi łapami. Uśmiechnęła się słabo. Ja również
się uśmiechnąłem.
-Da się coś z tym zrobić? – zapytałem medyczkę.
-Będzie ciężko. – przyznała. – Ale myślę, że dam radę. Musisz tylko wytrzymać. To nie będzie przyjemne.
Alice skinęła głową. Przez pierwsze chwilę leczenie szło bez problemu,
lecz gdy Esmeralda zaczęła składać kość, z gardła rannej wadery uleciał
rozrywający serce krzyk. Chwyciłem ją mocno za policzki, przemawiając
łagodnie:
-Wytrzymaj Alice. Dasz radę, jesteś silna. Słyszysz? Uda się. Tak?
Chciała odpowiedzieć, lecz ukształtowało się z tego żałosne skomlenie.
-Będzie okey. Będzie dobrze.
Zawodzenie, krzyki i chaotyczne ruchy ciała trwały wystarczająco długo,
bym całkowicie stracił poczucie czasu. Bez przerwy pocieszałem,
wspierałem Alice w cierpieniu, zapewniając, iż potrwa to tylko chwilkę.
Moja obecność działała na nią kojąco. Ufała mi, mym słowom.
-Skończyłam. – zakomunikowała Esmeralda, wyrywając mnie z tej
zatrzymanej w czasie chwili. – Vincent, proszę zanieś ją do jaskini i
niech nie wychodzi z niej aż nie poczuje się lepiej. Chodzić może, ale
nie za dużo i oszczędzając kończynę.
-Dobrze, dziękuję ci. – rzekłem do wadery, po czym zwróciłem się do Alice. – Słyszałaś? Wszystko dob…
Alice zasnęła, wyczerpana bólem i osłabiona utratą krwi. Wymieniłem
spojrzenia z Esmeraldą, następnie wziąłem przyjaciółkę na grzbiet i
zabrałem do jaskini.
<<Alice? Jak się śpi? xd >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz