piątek, 18 września 2015

Od Honey

Jej mąż nie był zadowolony... Zaraz , zaraz... Czy ja właśnie zaczęłam opowiadać od środka...? Dobrze , więc może jednak zacznę od samego początku. Nazywam się Honey. I właśnie w tym momencie poluję w nowej wataszy - Wataszy Porannych Gwiazd. Naprężyłam swój grzbiet i zaczęłam się skradać w stronę niskiej łani , która skubała trawę ze swoim synem u boku. Zaszeleściłam liśćmi , by zdezorientować łanię. Ta przestała skubać trawę i odwróciła się w stronę wielkiego jelenia... Który błyskawicznie spojrzał w moją stronę. A teraz wróćmy do początku. Jej mąż nie był zadowolony... Parsknął dwa razy , a potem stuknął kopytem o ziemię i szarżą ruszył w moją stronę. Zaczęłam uciekać. Totalnie zapomniałam o swoich skrzydłach. Biegłam tak szybko , że brzuchem dotykałam ziemię , a łapy były tak elastyczne jak z gumy.
-Ratunku! On mnie zmiażdży!-Jęknęłam. Nikt się nie odezwał. Rozzłoszczony jeleń ryknął tylko w swoim języku i przyśpieszył. Zniżył również głowę na wysokość mojego zadka i wycelował. Upadłam. Nie mogłam się bronić. Chwyciłam pobliski kamień i rzuciłam nim w jego bok. Jeszcze bardziej się zdenerwował. Zaczął mnie kłuć rogami. W końcu okropnie mnie poranił i na dodatek złamał łapę. Miałam mroczki przed oczami. Wydawało mi się , że widzę śmierć... Nagle poczułam mocny powiew powietrza i trzy wilki przebiegły obok mnie z zawrotną prędkością.
-Vincent! Pomóż jej!-Usłyszałam znajomy głos jakiejś wadery. Ta wadera , której nie rozpoznawałam i jakiś basior rzucili się na jelenia , który mnie atakował i rozcięli kłami jego nogę oraz grzbiet. Nijaki Vincent wziął mnie na swój grzbiet. Później niestety zemdlałam.

<Ashita? Tiamo? Vincent?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT