Kroniki

   ,,Historia naszego świata"

Na początku był tylko Chaos- pustka bez jakichkolwiek oznak życia. Trwał on tak- dziesięciolecia, stulecia, tysiąclecia... Pewnego dnia owy Chaos rozszczepił się... Nie wiadomo dlaczego, możemy snuć jedynie domysły. Osobiście myślę, iż poczuł się samotny. Ostatecznie, nikt z nas nie lubi być zupełnie sam, nieprawdaż? Wracając jednak do tematu. Chaos podzielił się na kilka części, tworząc gwiazdy, wilczycę imieniem Ramza, niebo, słońce, księżyc, ziemię, morza oraz pewne tajemnicze istoty nazywane Waru. 
Gwiazdy ze wszystkich tworów Chaosu posiadały największą moc, zaś na drugim miejscu była Ramza. Wadera chodziła po lądzie, strzegąc porządku. Pewnego dnia, wilczyca poczuła się samotna- tak samo jak Chaos swojego czasu- tak więc stworzyła pierwszego basiora imieniem Letus. Nie posiadał on żadnej mocy magicznej, ale był odważny i silny fizycznie, pod tym względem przewyższał samą Ramzę. Wadera zakochała się w wilku, zresztą z wzajemnością. Mieli oni wiele dzieci. Pierwsze pokolenie ich szczeniąt obdarzone zostało największą mocą spośród wszystkich, najbardziej zbliżoną do tej, jaką władała ich matka. W drugim pokoleniu narodziła się właśnie nasza rasa - wilków, które we krwi miało już o wiele mniej magii, jednak wystarczająco dużo, by zrobić z niej dobry użytek. Na sam koniec, na świat przyszło i najliczniejsze pokolenie trzecie, w których żyłach nie płynęła ani kropla magii, obdarzone jednak zostały hojnie siłą i wytrwałością Letusa.
Wszyscy żyli szczęśliwie i w harmonii, jednak ta sielanka nie trwała długo, bowiem o swoim istnieniu dały znać owe tajemnicze postacie zrodzone z Chaosu- Waru. Ich potomkowie to wszystkie znane nam potwory- od goblinów, po cyklopów, aż do hydr. Waru pod przewodnictwem Ferluna, najpotężniejszego z nich, zaatakowały wilki, zabijając większość z nich, w tym i Letusa. Zrozpaczona Ramza pokonała większość kreatur, jednak wtedy pojawił się Ferlun. Wilczyca była już bardzo osłabiona ciągłymi walkami i nie potrafiła go pokonać. Poprosiła więc o pomoc gwiazdy, które wysłuchały jej modlitw. Użyczyły jej swojej mocy, dzięki czemu wadera mogła pokonać przywódcę Waru. Nie zdołała go jednak zabić, a jedynie osłabić, tak, iż zapadł w głęboki sen. Sama odniosła w tej walce tak straszne rany, iż jej śmierć była tylko kwestią czasu. Gwiazdy w podziwie dla jej odwagi, uczyniły ją Ramzę jedną z nich. Do dziś wadera jest znana jako Poranna Gwiazda, która wskazuje zbłąkanym wilkom drogę. Trzecie pokolenie jej dzieci przejęło władzę nad światem. Osobno byli o wiele słabsi od matki, jednak zjednoczeni stawali się równi jej mocy, jeśli nie potężniejsi. Zdołali przywrócić spokój, który trwał wiele stuleci. Jednak pewnego dnia Waru ponownie zaatakowali. Tym razem nie było wśród nich Ferluna, więc bogowie i magiczne wilki zdołali ich pokonać, przywracając ponownie pokój.
Tysiąc lat po tym wydarzeniu, ponownie usłyszano pogłoski o tym, iż Waru szykują się do kolejnej bitwy, ale teraz z ich władcą na czele, silniejszym niż kiedykolwiek. Bogowie nie reagują. Boją się Ferluna, czy też mają swoje inne, ważne powody? Cokolwiek by to nie było, magiczne wilki są zdane tylko na siebie. W tym czasie pewna wadera założyła Watahę Porannych Gwiazd, która znajdowała się pod miejscem, gdzie Ramza czuwa jako ciało niebieskie. Każdy wilk, który chce walczyć o to, aby na świecie ponownie zagościł spokój, wędruje tutaj. Wrota są cały czas otwarte, jednak czas ucieka, a Ferlun i Waru powstają. Czekamy na ciebie!
                                                                                                     Z kronik Watahy Porannych Gwiazd


,,O magii Świateł Stardust Forest"

Zdarzyło się to pewnej nocy, gdy potomstwo Ramzy i Letusa, wilki obdarzone boską mocą rodzicielki sprawowały pieczę nad światem, za ich matkę, która poległa w boju. Wspólnie starali się odbudować świat, cierpiący po wojnie z przesiąkniętymi złą magią tworami Chaosu.
Suna, opiekunka zwierząt i szczeniąt krążyła właśnie po jednym z lasów, obdarowując do przeróżnymi mieszkańcami-jeleniami, dzikami, wiewiórkami, wężami, insektami. W pewnej jednak chwili zamyśliła się. Objęła wzrokiem uśpiony nocną aurą las i stwierdziła, iż to magiczne miejsce w mroku traci swą majestatyczną poświatę. Postanowiła, zatem stworzyć istotki małe , delikatne i niegroźne, równocześnie jednak wyróżniające się na tle nocy i tajemnej kniei. Całą następną noc i cały następny dzień skupiała się na tworzeniu małego insekta, który w mroku pocznie błyskać żywym, radosnym światełkiem. Ot jednak pojawił się problem-Suna, bowiem nie była w stanie obdarować stworzonka blaskiem podobnym do wesołego płomyka, gdyś ani światłem, ani ogniem władać nie potrafiła. Udała się, zatem do boga ognia, Musuko, by poprosić go o promyk dla ów istotek. Basior nie widział ku temu przeciwwskazań. Tchnął w owada cząstkę swej mocy, nadając mu zdolność lśnienia, gdy wokół zapanuje mrok. Suna podziękowała serdecznie władcy ognia i wróciła wraz z tworem do magicznego lasu.
Już następnej nocy pomiędzy pniami starych sosen hasały w powietrzu tysiące małych, skrzących się w mroku owadów. Od światła przez nie rzucanego Suna ochrzciła nowy gatunek nazwą Świetliki. Bardzo była dumna z hożych insektów, lubujących się w wieczornych harcach. Sama nie raz łapała się na beztroskiej zabawie z robaczkami, dostrzegła również innych bogów zafascynowanych lśniącymi świetlikami.
Wiadomość o nowych mieszkańcach lasu szybko obiegła bogów, w tym panującego czasem Jikana. Basior udał się o późnej porze do magicznego lasu by ów wspaniały twór podziwiać. Nie tylko on wpadł na tej pomysł, bowiem bogini mądrości-Myalo również nie widziała świetlików i tej akurat nocy postanowiła w końcu odkryć nowe stworzenia. Tak wpadli na siebie w samym sercu kniei, na małej polance zroszonej światłem księżyca i ozdobionej setkami świecących jasnym blaskiem świetlików. Jikan zawstydził się bardzo-zapatrzony w małe istotki nie spostrzegł kroczącej w tą sama stronę wadery, tak, więc zderzenie było nieuniknione.
-Wybacz mi, droga Myalo. – uchylił nisko głowę. – Majestat ów owadów tak zwrócił mą uwagę, iż nie spostrzegłem twej osoby. Wybacz, proszę.
-Ależ Jikanie, wina nie leży tylko po twej stronie. – odparła spokojnie bogini. – Ja również zapatrzyłam się na twory Suny i nie zwróciłam uwagi na istoty wokół mnie. Powinnam przeprosić, gdyż przyczyniłam się do zderzenia w równym stopniu, co ty, bogu czasu.
Jikan skinął nieśmiało głową, prostując się niby pewnie, lecz w tym geście kryła się trwoga-bowiem obecność Myalo działała na niego w sposób onieśmielający. Nigdy nie odważył się porozmawiać z waderą, a tym bardziej wyznać jej uczucie. Jednak teraz, nocą w czasie pełni, otoczeni wspaniałym tłumem rozbrykanych świetlików postanowił w końcu przełamać mur. Zaproponował swej lubej spacer o magicznym lesie. Wielka była jego radość, gdy Myalo przyjęła propozycję. Tak każdej nocy krążyli po puszczy, zapatrzeni w magiczny blask światełek, rozmawiając i zakochując się w sobie. Tak skryte marzenie Jikana spełniło się-w końcu miał przy sobie waderę, z którą chciał spędzić całą swoją wieczność. A gdy na świat przyszła ich córeczka, bogini przeznaczenia, Unmei, ich szczęściu nie było końca. Razu pewnego zabrali swe szczenię na pamiętną polankę. Opowiedzieli córeczce o magii świetlików, że to dzięki nim ich miłość powstała i za ich sprawą narodziła się właśnie ona. Unmei zachwycona błyszczącymi owadami, a także tym, czego dokonały, postanowiła po raz pierwszy użyć swej mocy. Tchnęła w część istoto magię szczęścia i przeznaczenia-pomyślała, bowiem, że skoro te niewinne istotki nawet, jako śmiertelne, niewinne twory były w stanie złączyć serca dwójki bogów, to będą w stanie uszczęśliwić także inne wilki zamieszkujące te ziemię. Tak oto lśniące insekty obdarzone zostały darem spełniania marzeń.
-Złapać je będzie trudno, gdyż marzenia nie można urzeczywistnić od tak.-pomyślała mała Unmei. –Jednak, jeśli ktoś będzie wytrwały w swych celach to pewnego dnia ziści się ona za sprawą tychże stworzeń.
Mimo wielkiej mocy nadanej przez bogini przeznaczenia, magia świetlików nie była na tyle silna, aby spełnić każde marzenie-zamiast tego w tych trudniejszych celach dawały siłę i wiarę, by dalej przeć do ich spełnienia.  
                                         Opracowane przez Vincenta 

,,Walka Ramzy z Ferlunem - Łzy Chaosu"
 Na początku, wspomnieć należy, iż Chaos tak naprawdę nigdy całkowicie nie zniknął – maleńkie odłamki jego esencji, zbyt drobne, by złożyć je w jedno stworzenie, rozprzestrzeniły się po całym świecie, błądząc i poszukując źródeł energii, która mogłaby im pomóc wrócić do pierwotnego stanu. Niektóre z nich znalazły schronienie w sercach swych dzieci, inne wsiąkły w Nicość, a pozostałe swobodnie latały w przestrzeni. Kto wie, może czynią tak do tej pory, niezdolne do odnalezienia swego miejsca we wszechświecie, zmuszone do wiecznego dryfowania między terytoriami swych potomków?
Właśnie one często nazywane były „Łzami Chaosu”, gdyż, według niektórych przesłanek, ujawniały się wtedy, gdy potomkowie pierwszej Istoty prowadzili spory,  a co za tym idzie, trwały jakieś ogromne, krwawe waśnie, ciągnące za sobą śmierć tysięcy niewinnych stworzeń…
Pierwszy raz pojawiły się w zapisach opowiadających o walce Ramzy oraz Ferluna. Pierwsza Wadera, znana obecnie także jako Poranna Gwiazda, stanęła naprzeciw władcy Waru, chcąc zakończyć odwieczną wojnę. Wszyscy patroni lizali jeszcze rany odniesione w poprzednich starciach, a większość gatunku wilków drugiego i trzeciego pokolenia straciła życie w różnorakich potyczkach, zaś pozostali skryli się w norach. Świat niemalże wstrzymywał oddech, czekając na rozstrzygnięcie decydującej bitwy, mającej przesądzić o przyszłości wszystkich na kolejne wieki...
Od strony południowej stanął Ferlun. Posiadł on mroczną część Chaosu, stworzoną z nieskładnych myśli, chęci rzezi i zniszczenia. W języku gatunku Waru, imię ich władcy oznaczało „Krew Ciemności”, gdyż odłamki jego esencji skleiły się w całość, gdy spłynęła na nie szkarłatna ciecz pierwszego zamordowanego stworzenia, wcześniej natomiast tworzyły wiele odrębnych istot, dlatego też Ferlun tak mocno zbliżył się do samego Chaosu – złożony z mnóstwa różnych świadomości, ich pogmatwanych myśli, a nawet ciał, miał skumulowaną w sobie także całą ich nienawiść, spotęgowaną grzechem całego jego jestestwa, która go stworzyła – winy morderstwa.
Z północnych krain nadeszła natomiast Ramza, dumnie krocząc przez ziemię zasłaną kośćmi poległych. Jej ciało nosiło na sobie znamiona żałoby po utracie rodziny, a także blizny po dawnych utarczkach, z których w większości nie uzyskała korzystnej pozycji. Teraz jednak podążała na spotkanie z bratem, mając pewną tajemniczą rzecz. Różna wersje można usłyszeć, ja jednak opiszę tą najbardziej wiarygodną, na której dowód istnienia możemy znaleźć najwięcej poszlak. Otóż według niej, Wilczyca zebrała tyle łez Chaosu, ile tylko zdołała, wypełniając nimi fiolkę. Ferluna, złożonego wyłącznie z nienawiści i żądzy krwi, nie dało się pokonać wyłącznie siłą, kierując się tym samym okrucieństwem, co on, dlatego właśnie Ramza zechciała spróbować rozproszyć jego istotę. Rady zaczerpnęła od Wszystkowiedzącej Istoty, która osądziła, iż skoro władca Waru narodził się z grzechu morderstwa, tylko symbol żalu może go pokonać.
Przed bitwą, wiele stad uciekło daleko od planowanego miejsca boju – gdzie wszystko się zaczęło, tam też miało się skończyć, tuż obok Tysiącletniej Puszczy.
Różnie mówią co do tego momentu. Jedni twierdzą, że to jeden ze zdrajców odebrał Ramzie fiolkę, inni, że Wadera osobiście opuściła ów przedmiot w głębiny Podziemnego Labiryntu, przeczuwając, że gdyby jej się nie udało teraz, ma większe szanse niż kolejne pokolenia wygrać z Ferlunem bez Łez Chaosu. Najpopularniejsza opowiastka głosi jednak, iż stało się to tuż po śmierci Letusa, kiedy to Wilczyca z żalu straciła całą wolę walki…
Wiadomym jest tylko, że do boju stanęła bez fiolki, mając za towarzysza jedną tylko łzę, która ukradkiem opuściła szklane naczynie. Owy symbol żalu zdołał przebić się w okolice serca przywódcy Waru, rozpraszając jego esencje i właśnie wtedy Ramza zdołała wykorzystać moment jego słabości, pętając Ferluna po krótkiej walce, w której oboje wyczerpali większość sił życiowych…
Pierwsza Wilczyca odeszła do Gwiazd, pozostawiając świat pierwszemu pokoleniu swych dzieci, natomiast Waru zabrały swojego przywódcę daleko, daleko, gdzieś w odmęty podziemi. Mówią, że kiedy łza Chaosu przestanie rozpraszać elementy esencji Ferluna i całkowicie się roztopi, ten ponownie powróci, aby stoczyć kolejny bój o władzę…
Opracowane przez Toshiro

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT