Również przytuliłam się do Rivaille’go.
- Ty wiesz jak sobie poradzić w takich sytuacjach- zaśmiałam się.
- No wiesz, przydatna taka wiedza- również zaśmiałam się. Dałam jeszcze
całusa basiorowi po czym zaczęłam brnąć dalej przed siebie by sprawdzić
czy nie ma gdzieś mniejszej ilości śniegu. Miałam nadzieje, że
przynajmniej te kulki śnieżne nie będą się przyczepiać do mojego
brzucha. Gdy weszliśmy już na bardziej prosty grunt niż wcześniej, śnieg
zniżył się trochę przez co wreszcie te małe kulki nie przyczepiały się
do mej sierści. Tylnimi łapami wyczyściłam sobie podbrzusze po czym
podeszłam bliżej do basiora który stał kilka kroków dalej.
Uśmiechnęliśmy się do siebie po czym spojrzałam na zamarznięte jezioro
które znajdowało się pośrodku lasu.
- Lód wygląda na gruby… Może się poślizgamy?- zaproponowałam z uśmiechem.
- Nie jestem w tym dobry…- odpowiedział basior.
- Nie martw się, ja też- zaśmiałam się po czym zaczęłam przedzierać się
przez śnieg w kierunku jeziora. Basior podążył za mną. Kiedy dotarłam do
zamarzniętego zbiornika wodnego, weszłam powoli na lód i wolnym tępym
ruszyłam przed siebie. Rivai również wszedł na lód. Oboje po woli
ślizgaliśmy się gdy nagle się wywaliłam, a samiec po mnie. Oboje się
zaczęliśmy śmiać. Jednak po chwili ja zaprzestałam bo usłyszałam dźwięk
który mnie zaniepokoił. Pękanie lodu. Spojrzałam na zamarzniętą
powierzchnię. Lód zaczął pękać właśnie obok Rivaille’go.
- Rivai, odejdź z tam tond!- krzyknęłam, ale było już za późno.
Powierzchnia załamała się pod basiorem, a ten wpadł do lodowatej wody.
Czym prędzej wstałam i podbiegłam jakoś do dziury w lodzie. Zdziwiony
samiec próbował się wynurzyć jednak jakoś nie mógł. Widziałam jego ruchy
jeszcze pod wodą. Spoglądał ciągle w dół i w górę. Próbował chwycić mą
łapę którą wyciągałam w jego kierunku jednak był za daleko. Nagle basior
mnie dosięgną jednak nie udało mi się go wciągną bo to co go trzymało
wciągnęło i mnie. Nagle straciłam przytomność. Po pewnym czasie poczułam
zimny kamień na którym leżałam i lodowatą wodę na moim ciele. Powoli
otworzyłam oczy. Co pierwsze zobaczyłam to Rivaille’go leżącego przede
mną. Spojrzałam w inną stronę. Byliśmy w jakimś skalnym pomieszczeniu z
kratami. No cudownie, znów wiezie. Przed oczami zobaczyłam obraz kopalni
Krasnoludów. Powoli podniosłam głowę i doczołgałam się do basior.
Delikatnie zaczęłam trącić go nosem. Ten na szczęście się obudził, lecz
sykną z bólu.
- Łapa?- zapytałam. Samiec skiną głową.
- Da się przeżyć- rzekł. Sam rozejrzał się po pomieszczeniu. Po jego
pysku zobaczyłam to samo niezadowolenie co moje. Nagle jakaś pokraczna
istota podeszła do krat. Chodziła zgarbiona, a na jego grzbiecie widać
było granatowy grzebień. Sam był cały niebieski z czarnymi plamami na
ciele i ociekał wodą.
- Wstali…- sykną po czym odszedł od krat.
- Wodnołaki…- szepną Rivai.
- Co?- zapytałam zdziwiona.
- To stworzenia które zamieszkują różne wody. Słyszałem kiedyś o nich.
Ale jak one tu dotarły?- popatrzył na ziemie zamyślony basior.
- Hm… Może jakieś tajne przejście znalazły i się tu dostały?- zasugerowałam.
- To możliwe… Musimy się jakoś wydostać, znaleźć to przejście jeśli
jest, zagonić je tam i je zamknąć jakoś. Nie chcę aby żyły w tej wodzie-
powiedział Rivaille.
- Ja też nie… Ech… Trzeba pomyśleć jak uciec wpierw- szepnęłam.
<Rivaille? Wybacz, ale nie miałam pomysłu na nic spokojnego i akcje musiałam jakoś rozkręcić... ;-;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz