Rozejrzałem się na boki. Więzienia były zrobione z twardej, lekko
zardzewiałej stali, a sama konstrukcja przypominała gigantyczną klatkę
dla ptaków. W sumie to BYŁA gigantyczna klatka dla ptaków. Nawet wisiała
na suficie. Tyle że jaki ptak mógłby w niej zamieszkać? Stawiałbym na
strusia, chociaż nie mam pojęcia co ta wiedźma mogła wcześniej wrzucać
do gara.
Sama chata nie była jakimś wielkim cudem architektury. Były to tylko dwa
pokoje- pokój alchemiczny i sypialnia. Co do sypialni można łatwo się
było domyślić. Ta staruszka nawet nie zawracała sobie głowy zwykłym
wstawieniem drzwi w pustą framugę. Tak więc spleśniały materac i
niedbale pościelona kołdra pięknie wypełniały całą sypialnię.
Co do pokoju alchemicznego to inna historia. Na szafkach pozostawiła
masę książek kucharskich i napełnionych fiolek z eliksirami,
gdzieniegdzie było widać wysuszone zioła, kwiaty, odcięte pazury chimery
lub gałki oczne renifera. Oczywiście na środku pokoju stał dumnie,
ogromny czarny od sadzy kocioł w którym bulgotał już wrzątek do
eliksirów.
Krótko mówiąc w pokoju nie było zbyt czysto. Tym bardziej że z sufitu
zwisała masa klatek różnych kształtów i rozmiarów. Widać czarownice
stawiają na ,,świeże produkty"...
- Nie mam pojęcia...- Odpowiedziałem w końcu. I nie kłamałem. Naprawdę nie miałem pojęcia.
- Więc zamierzasz tu tak siedzieć i czekać aż cię spreparują w butelkę?.- Odpowiedziała, moim głosem.
- Czekaj, daj pomyśleć. - Syknąłem, bawiąc się ogonem. Jak ona mogła go utrzymać w jednym miejscu? Przecież to się tak majta...
- Ej! Przestań. - Ann była wyraźnie oburzona, co robię z jej ciałem. Ale
ja miałem z tego radochę. Nigdy nie czułem się taki lekki, bez
masywnego ciała i długich rogów, czułem się jak na księżycu. Gdybym mógł
teraz skakać, pewnie bym to zrobił.
- Ale to lekkie!- Zaśmiałem się pod nosem. Oczywiście byłem też o wiele
niższy, ale to mi nie przeszkadzało. Wysunąłem długi ogon między pręty
klatki i zacząłem padać otoczenie.
- A widzisz.- Mruknąłem. Ja zawsze coś wymyślę.
Ten szczurzy ogon jakoś specjalnie się mnie nie słuchał . ciągle gibał
się na wszystkie strony i gdybym był choć odrobinę miej ostrożny, pewnie
rozbiłbym wszystkie fiolki w okolicy. Ale klucza nie widziałem.
- Babciuuu! - Zaśpiewał ktoś w oddali. Szybko schowałem ogon do klatki,
bojąc się o wykrycie. Ale piskliwy głos należał do dziewczynki.
Wysoka, dwunastolatka wpadła do chaty, w ręku trzymając wianek z polnych kwiatów.
- Jesteś tu?- Znowu zawołała, ale nie usłyszała odpowiedzi. Za to na
drugim końcu pokoju zobaczyła dwie napełnione świeżymi składnikami
klatki. Podekscytowana, klasnęła w dłonie, wypuszczając z nich kwiaty i w
podskokach znalazła się tuż obok nas.
- Tylko nie ruszaj ich ,złotko.- Wiedźma weszła do pokoju, podnosząc z ziemi wianek.- Wiesz jak potwory mogą być niebezpieczne.
Pff....potwory?
Jednak ona nadal gapiła się na Annabell jak na gablotę w sklepie ze
słodyczami. Najwyraźniej jej babcia rzadko sprowadzała do klatek
magiczne wilki. Może to i nawet lepiej.
- Coś mi tu nie gra...- Szepnęła, miziając paluszkiem futro mojego
ciała.- Twój duch tu nie pasuje,wiesz o tym? - Stanęła na palcach, by
lepiej się przyjrzeć Ann- Jesteś zbyt czysta.... - Szepnęła z uśmiechem.
Albo ta dziewczyna była duchowidzącą, albo to działanie jakiegoś
eliksiru.
-Babciu?! Znowu budowałaś drogę dusz?! - Wrzasnęła.
- Tak, Anastazjo. Budowałam.- Wiedźma odłożyła z czułością wianek na półkę z kwiatami.
- Czemu mnie nie zawołałaś? Wiesz jak ja bardzo lubię oglądać dusze wyrwane z własnych ciał!
Bosz....jak ta baba ją wychowała!
Tym razem spojrzała na mnie i na długi szczurzy ogon schowany za moimi plecami.
- Ale fajny!- Jęknęła z zachwytu.- Umiesz robić tym jakieś sztuczki?
- Jasne.- warknąłem, a długi ogon w jednej chwili znalazł się niebezpiecznie blisko młodej szyi.
Właśnie wtedy, ogromny nóż przeciął powietrze i wbił się pomiędzy pręty mojej klatki.
- Zrobisz jej coś, a gwarantuję ci, że jeszcze dziś wylądujesz w
kotle!- Warknęła czarownica, a jej oczy płonęły żywym ogniem. Chyba
dość mocno kochała swoją wnuczkę.
Odwinąłem ogon z szyi Anastazji i schowałem go za plecami.
Wiedźma podeszła do klatek, wyjęła z pomiędzy prętów nóż i otuliła dziewczynkę ramieniem.
- Choć, Anastazjo. Widać bajki nie kłamią co do złych wilków....
Odciągnęła ją od klatek, ale widać było że jej wnuczka nie raz jeszcze
spróbuje zbliżyć się do nich. Ostatni raz zerknęła przez ramię i
ostrożnie pomachała obu wilkom na pożegnanie. A Annabell jej odmachała.
(Ann? Mamy tu rodzinkę czarownic. Chyba nie zabijesz takiego małego ,słodkiego szkraba, co? :3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz