czwartek, 31 grudnia 2015

Od Vincenta do Mavis

Słowa Mavis sprawiły, że do końca nie miałem pomysłu na kontynuowanie rozmowy. Co miałem powiedzieć? „Będzie dobrze”, „Elfias na pewno żyje”, „Wszystko się uda”? Przecież sam nie wiedziałem jak to będzie, a mówiąc te wszystkie formułki tylko rozpaliłbym w waderze promyk nadziei, który ledwie tknięciem można zgasić. Bo właściwie bogowie jedni wiedzą, co nas spotka. Nie chciałem ładować w Mavis tyle tego pozytywności, by przy porażce czuć się jak kłamca. Jednakże pozostawienie tego bez słowa było nie na miejscu. W takiej sytuacji ciężko zachować takt. Westchnąłem.
-Naprawdę, jeśli to jest ponad twoje siły, to nie musimy iść. Zależy mi na spotkaniu z mamą, jednak… nie chcę, abyś przez to czuła się źle.
Zależało mi na Mavis. Czułem, że nawet bardziej niż na spotkaniu z mamą. Ona zawsze powtarzała, by nie rozpamiętywać przeszłości i cieszyć się tym, co jest teraz. Czy miałaby mi za złe, gdybym odrzucił możliwość ponownego jej zobaczenia na rzecz Mavi? Bo… teraz właśnie wataha była moją przyszłością i czymś, co dawało mi szczęście. Z beżową wilczycą na czele.
-Nie Vincent, naprawdę… - przetarła łapą oczy. – Z tobą dam radę. Razem poradzimy sobie. Spełnię daną obietnicę i… nawet jeśli te moje obawy się spełnią, to będę szczęśliwa, iż ci pomogłam.
Przez chwilę miałem zaciśnięte gardło, a zdolność mowy zniknęła całkowicie. Ledwie niesprecyzowane chrząknięcie umknęło z krtani, zwracając uwagę Mavis. Patrzyła na mnie, wyczekując reakcji. Szczerze to ja również zastanawiałem się co teraz, bowiem nie przywykłem, że coś jest w stanie zamknąć mi pysk. Moja elokwencja zemdlała. Milczałem zbyt długi moment.
-Dziękuje… - wyszeptałem w końcu. – To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
-Wiem, Vincent wiem. – posłała mi ciepły uśmiech.
Czułem, że to za mało. Że te proste słowa nie oddają w pełni tego, jak jestem jej wdzięczny za to, na co się dla mnie naraża. Ale nie dałem rady powiedzieć nic więcej, gdyż wzruszenie powróciło i usilnie chciało wydostać się na zewnątrz w postaci łzy. Deszcz lał jak z cebra, cały byłem mokry; może nie zauważy? Dałem upust emocją, wplatając chlipnięcie w pojedyncze parsknięcie, jednocześnie sygnalizując, iż trochę tu zimno. Łza zaraz zlała się z oklapniętym futrem.
-Może wrócimy do jaskini i przeczekamy tą ulewę? – zaproponowałem wskazując grotę. – Nie chcę znowu przechodzić przez przeziębienie.
Uśmiechnęła się skinąwszy głową. Ziemia pluskała w rytm naszych kroków, gdy lekkim truchtem skryliśmy się w jamie. Na ziemi leżała prawie nietknięta zdobycz.
-Będziesz jadła? – zapytałem, puszczając waderę przodem. – Możemy zostawić na później.
-W porządku. – Mavis położyła się przy zwierzynie. Gładko zatopiła kły w mięsie, oderwała niewielki kawałem i dłuższy moment przeżuwała kęs nim go przełknęła. – Choć, też zjesz.
Posiłek odbył się w zgodnym milczeniu. Obydwoje powoli pochłanialiśmy sarnę, mieląc gryzy soczystego mięsa z niezwykłą dokładnością. Nieśpieszno nam było z zakończeniem tej przyjemniej chwili.
-Vincent – Mavi delikatnie przerwała ciszę. – mogę mieć do ciebie pytanie?
Skinąłem głową.
-Gdybyś spotkał się ze swoją matką, to co byś jej powiedział? – zapytała nieco nieśmiało. Nie chciała być nachalna – Myślałeś o tym?
Czy myślałem? Tak, myślałem wiele razy. Jednak teraz, kiedy istnieje taka możliwość w głowie miałem pustkę. Wpatrzyłem się w podłogę, szukając dawnych obrazów, wyobrażeń, jak by to było.
-Tyle tego jest, że aż ciężko wszystko ogarnąć i w głowie pozostaje pustka. – przygryzłem wargę. – Myślę… myślę, że wpierw chciałbym wiedzieć, czy ma mi za złe… wiesz, że odebrałem jej życie. Zastanawia mnie, czemu Waru tam się na nas uwzięli. Chciałbym pojąć, czemu byliśmy sami, czy wcześniej mama żyła w watasze. Nie było to dla mnie ważne, jednak chciałbym wiedzieć coś o moim ojcu. Kim był, czy żyje… o swoim pochodzeniu. Jest też kilka kwestii, jeśli chodzi o moje umiejętności. Po kim je odziedziczyłem, jak je w pełni wykorzystać… kontrolować. Myślałem wiele razy, Mavis. Ale gdybym stanął przed nią… chyba jęzor by mi się zaplątał.
Pokiwała głową ze zrozumieniem. Westchnąłem. Poczułem sytość, choć sarny zostało dość sporo.
-Też mam wiele obaw, Mavi. – rzekłem wpatrzony w beżową waderę. – Nawet, jeśli mama wybaczyła mi tą zbrodnie to pozostają te wszystkie niewiadome. Co jeśli mój ojciec, mam nadzieję, że nie, okaże się śmieciem, który zostawił wilczycę w ciąży? Może miałem rodzeństwo, które zginęło, lub pozostało w watasze, z której moja mama uciekła z niewiadomych przyczyn? Może jestem przeklęty i dlatego Waru tak chciały nas dopaść?
-Masz wielką wyobraźnie. – stwierdziła, chcąc wydostać mnie z wiru najgorszych wizji.
Zgodziłem się, jednakże te wszystkie domysły, nawet absurdalne wywoływały niepokój. Mogę dowiedzieć się wszystkiego, lecz i nie dowiedzieć się nic. Możliwości było wiele-albo wrócimy cało usatysfakcjonowani spotkaniem z bliskimi lub… cóż, musiałem być dobrej myśli. Musiałem trzymać siebie i Mavis z dala od tych wszystkich obaw. Inaczej pochłoną nas całkowicie.
<Mavi?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT