Włóczyłam się po lesie nie wiedząc co ze sobą zrobić. Nagle coś
poruszyło się w krzakach i z piskiem oraz trzepotem skrzydeł wystrzeliło
w powietrze. Przystanęłam nasłuchując. Za ptakiem skoczył rudy lis
usiłując złapać swą zdobycz. Kłapnął drobnymi zębami centymetr od lotek
na ogonie wróbla i spadł na ziemię warcząc cicho z niezadowolenia. Ptak
ćwierkając wylądował na jednej z gałęzi pobliskiego dębu. Uśmiechnęłam
się blado oglądając tą scenkę i ruszyłam znów przed siebie.
Zastanawiałam się gdzie może być najbliższa wataha. Hm, dość daleko
jestem już od mojego rodzinnego stada. Moje przemyślenia przerwał nagły
trzask gałęzi i szelest liści. Skoczyłam w miejscu i odwróciłam się do
tyłu by zobaczyć to, co spowodowało hałas. Jednak nic nie zauważyłam.
Zmarszczyłam brwi próbując wychwycić jakikolwiek kamuflaż, czy dojrzeć
jakąś istotkę. Hm, dziwne… Może mi się po prostu zdawało… Zawróciłam i
ruszyłam ponownie przed siebie. Dźwięk znów się powtórzył i tym razem
jakby był bliżej. Spojrzałam za siebie i ujrzałam ogromnego zielonego
ogra. Był ubrany w lniane spodnie przewiązane grubym sznurem i kamizelkę
ze zszytych byle jak skór pechowych zwierzaków, które padły ofiarą
potwora. W ogromnym łapsku trzymał kiepsko ociosaną maczugę i patrzył w
mą stronę wygłodniałym wzrokiem. Ruszyłam ile sił z bijącym sercem
gorączkowo szukając w głowie pomysłu jakby się go pozbyć. Wreszcie
niedaleko dostrzegłam strumyk i skierowałam się w jego stronę. Dotarłam
na jego brzeg. I co teraz? Nie dam rady go pokonać. Tysiące myśli
biegało w mojej głowie. Spanikowana wskoczyłam do lodowatej wody kiedy
ogr właśnie mnie dogonił. Wspiąć się na drzewo? Nie, z łatwością by je
przewrócił. Może po prostu go wyminąć? Jest dużo większy ode mnie i
szybko by mnie dogonił. Kurczę… Czas ucieka, a ja stoję w miejscu jak
słup soli. Ogr ryknął donośnie i uderzył z ogromną siłą maczugą kilka
centymetrów ode mnie. Zamknęłam oczy i odruchowo krzyknęłam pierwsze
lepsze zaklęcie:
- Kirigakure no Jutsu!
Wilgotność powietrza wzrosła natychmiast zakrywając wszystko wokół gęstą
mgłą. Usłyszałam zdziwione mruknięcie ogra i jak stąpa niepewnie
ogromnymi stopami miażdżąc nimi bezlistne krzaczki. Teraz kiedy mam
zapewniony kamuflaż mogę uciekać. Jak najciszej stąpając na palcach
ruszyłam przed siebie zostawiając w tyle zdezorientowanego potwora.
Kiedy po dziesięciu minutach wyszłam całkowicie z mgły przystanęłam na
moment i z ulgą wypuściłam powietrze z płuc. Usłyszałam czyjeś kroki w
oddali i znów ruszyłam biegiem przeskakując niskie krzaczki, które rosły
po obu stronach żwirowanej ścieżki. Nie zauważyłam biegnącej nią wadery
i wyskoczyłam jej prosto przed nos. Zderzenie było nieuniknione i
wpadłyśmy obie na siebie.
-Auć! Uważaj!-krzyknęła tamta podnosząc się z ziemi
-Prze-przepraszam, nie chciałam…-powiedziałam cicho otrzepując się z kurzu
-Nic się nie stało. Właściwie kim ty jesteś?-zapytała czarna wadera z niebieskimi włosami przyglądając mi się uważnie
-Em… Ja… Szukam watahy. Jest tu może jakaś?
-Stoisz przed Alfą watahy Porannych Gwiazd.-uśmiechnęła się i zrobiła ukłon
-Nie wiedziałam. Wybacz jeszcze raz. To była moja wina… Nie rozejrzałam się i-i…-tłumaczyłam
-Ale już mówiłam, że nic się nie stało. Tak w ogóle to jestem Ashita. A
ty?-powiedziała ze śmiechem, wydawała się być w bardzo dobrym humorze
-Seishin.-również się uśmiechnęłam, a po chwili zapytałam nieśmiało-Skoro jesteś Alfą, to… Mogłabym dołączyć do watahy?
-Oczywiście!-uśmiechnęła się promiennie i dodała-Witaj w watasze. Akurat
nie mam nic ważnego do roboty, to może troszkę cię oprowadzę, hm?
-Jeśli to nie kłopot.-uśmiechnęłam się i ruszyłyśmy razem ścieżką.
<Ashita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz