Moment, w którym Alpha ogłosiła wszystkim, że Wataha Krwawego Diamentu
zostaje rozwiązana, był dla mnie smutnym przeżyciem. Nie tylko dla mnie,
lecz również dla całej sfory... Wszyscy żegnali się ze sobą i
rozchodzili się w swoich kierunkach, jedni cali we łzach, inni jakby to
już było dla nich zupełnie rutynowe... Ja ucałowałam w czoło basiora,
który mi się spodobał i przytuliłam waderę, z którą udało mi się
zaprzyjaźnić, po czym wzbiłam się w powietrze na poszukiwanie dalszych
przygód...
Kilka miesięcy odpoczynku w owej watasze jednak dobrze mi zrobiło po
latach tułaczki. Z drugiej strony, brakowało mi powoli większych
wędrówek, zarówno jak i nowych terenów do odkrycia. Wiatr świstał mi w
uszach, wypełniał błony w skrzydłach i opływał smukłe ciało. Niesforna
grzywka rozdmuchiwana była na wszelkie strony. Mieszane uczucia
kotłowały się we mnie tak jak myśli w głowie - co ja ze sobą znowu
zrobię? Czy znalezienie nowej watahy coś przyniesie, czy też znowu ruszę
w bezkresną podróż?
Z czasem ramiona skrzydeł zaczynały pobolewać od nieustannego miarowego
łopotu i oporu wiatru przy szybowaniu, więc wyszukałam jakieś miejsce
dogodne do lądowania. Łapy zetknęły się z ziemią i lekko się ugięły pode
mną, jakby na moment zapomniały, jak to jest mieć grunt pod sobą.
Strzepnęłam kilka razy skrzydłami, po czym umościłam je wygodnie wzdłuż
talii. Spojrzałam w niebo pokryte częściowo zaróżowionymi i
pomarańczowymi chmurami, przechodzące delikatnie w fiolety i błękitne
szarości, następnie w niemal czernie na ciemniejszej stronie nieba.
Zbliżał się zmierzch... Pora na odpoczynek.
Przechadzałam się po cichym lesie słysząc tylko pokrakiwanie wron i
własne kroki stawiane na wilgotnej od wczorajszego deszczu ściółce.
Powietrze milczało, a drzewa usypiały, niczym starce oczekujące, że już
nigdy się nie obudzą... Wtem ciszę przerwało wycie. Co chwila
przyłączały się kolejne liczne głosy, przyjaciele, pary, rodziny z
dziećmi... Wataha! Czy to moje szczęście? Z nadzieją zawyłam w
odpowiedzi, kiedy większość wilków ucichła. Oczekiwałam sygnału... Znowu
wyją! Pobiegłam w stronę głosów, zmęczona i głodna po całodziennym
locie, odnalazłam sforę na polanie.
Pełno magicznych wilków spojrzało w moją stronę niemal w tym samym
momencie gdy wybiegłam na brzeg lasu. Było wiele obojętnych osobników,
ale równie sporo przywitało mnie z uśmiechem na pysku. Nagle podeszła do
mnie czarna wadera o błękitnych oczach, niebieskiej grzywce i nosie, z
białymi uszami i przedstawiła się jako Alpha watahy.
- Jak ci na imię? - spytała mnie.
- Jestem Dragonixa - odparłam.
- Szukasz może watahy? Z chęcią przyjmę cię do naszego grona.
Zastanowiłam się chwilę. Czy jestem na to gotowa? Ledwo co rozsypała się
sfora, w której prawie odnalazłam dom, a tu już zaraz kolejna... W
sumie gdzieś musiałam w świecie znaleźć swoje miejsce, a w żołądku
przewracało mi się od pustki łaknącej pożywienia. Uśmiechnęłam się
przyjaźnie.
- Czemu nie - stwierdziłam w końcu. - Mogę się do was przyłączyć.
- Wspaniale! - uradowała się wadera. - Nazywam się Ashita. Chodź na
chwilę na bok i powiedz coś o sobie, a cię zarejestruję. Potem poznaj
kogo tylko zapragniesz, wszyscy jesteśmy otwarci na nowych osobników.
Opowiedziałam wszystko co kazała mi Ashita żebym została poprawnie
zarejestrowana, a następnie zamiast najpierw przywitać się ze
wszystkimi, umościłam się wygodnie pod krzewem, skubnęłam trawy na
wyczyszczenie kłów i zasnęłam...
Rano otworzyłam oczy i zobaczyłam trenujące szczeniaki. To był mój
doskonały dzień na to, żeby coś upolować, zjeść i kogoś wreszcie tu
poznać. W lesie udało mi się schwytać zająca i ze smakiem go
skonsumowałam, pozostawiając tylko kości. Następnie znowu przystanęłam
na polanie i obserwowałam członków swojej nowej watahy... Wreszcie ktoś
podszedł się przywitać.
>>Ktoś kontynuuje?<<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz