Usłyszałam raz, że w pobliżu jest jakaś Lodowa Kraina. Cóż, było całkiem
ciepło jak na początek wiosny, a ja byłam zgrzana po długim polowaniu,
więc postanowiłam się tam przebiec mimo ostrzeżeń, że może być tam
niebezpiecznie.
"A co mi tam - pomyślałam. - W sumie i tak mało zależy mi na życiu..."
Trafiłam na południe Stardust Forest w ciągu pół godziny nieustannego
biegu i byłam zdyszana jak nigdy. Za to emanowałam szczęściem i chęcią
poznania nowego terytorium. Weszłam na pierwsze śniegi i z każdym
krokiem w stronę Krainy robiło się coraz chłodniej... W oddali widziałam
pierwsze lodowce, niesamowicie ogromne i cudowne w swej istocie,
pierwszy raz w życiu ujrzałam coś takiego na własne oczy! Łaziłam po
zimnym śniegu z pyskiem rozwartym ze zdumienia i podeszłam blisko do
pierwszego lodowca. Był taki stromy i olbrzymi... Potem podeszłam do
jakiegoś lodowego pomnika i wydawał się dziwnie... ciepły. I pachniał
tak, jakby żył... Ostrożnie zaczęłam obwąchiwać obiekt, aż w końcu udało
mi się zajść na tyle blisko żeby stwierdzić, że chyba nie jest
zagrożeniem. Podziwiałam jego wielkość i niesamowitą szczegółowość, aż
zaczęłam się zastanawiać jakim artystą musiał być wilk, który tego
dokonał!... W pewnym momencie odwróciłam się od niego i poszłam dalej
zwiedzać, lecz nagle poczułam, że coś mnie chwyta! O matko... To
pomnik!!!
Szarpałam się niesamowicie i próbowałam gryźć jego łapsko, lecz skóra
stwora była tak twarda, że prawie łamałam sobie o nią zęby. Gdy
spojrzałam na niego znów zorientowałam się, że może to lodowy golem,
przed którym ostrzegali mnie członkowie watahy... Cholipa. Czyli mam
przerąbane. Golem ryknął i rzucił mnie o przeciwległy lodowiec, lecz był
na tyle daleko, że zdołałam wyhamować skrzydłami i odlecieć w inne
miejsce, z dala od niebezpieczeństwa. Stwór próbował jeszcze za mną
biec, lecz nie był na tyle szybki, żeby dotrzymać mi tempa.
Wreszcie zagłębiłam się bardziej w Krainę i postanowiłam wylądować w
jakiejś lodowej jamie, która wydawała się być całkiem ciekawa z
zewnątrz. Wleciałam tam, strzepnęłam skrzydłami i weszłam ostrożnie do
środka. Było tu troszkę cieplej niż wszędzie dookoła, ale za to tak
cudownie, że aż oniemiałam... Te wszystkie sople, kapiąca woda i płynący
środkiem strumień... Gładkie ściany, wszystko spowite błękitem... Byłam
tak olśniona tym widokiem, że wreszcie poślizgnęłam się i upadłam tak
niefortunnie, że straciłam przytomność.
Kiedy się obudziłam, leżałam wciąż w tym samym miejscu, ale przyglądał
mi się mały śnieżnobiały smok zastanawiając się pewnie, czy nadaję się
do jedzenia. Wstałam i przestraszyłam go, przez co z piskiem uciekł
wgłąb jamy. Rozbawiło mnie to na moment, dopóki nie doszedł do mnie ból
głowy... Spojrzałam na podłoże i zorientowałam się, że pozostawiłam po
sobie niewielką kałużę krwi. Dotknęłam delikatnie łapą tyłu głowy i
poczułam pod opuszkami ranę. Ból był niesamowity, tak samo jak zamulenie
jakie mnie wtedy chwyciło... Niespodziewanie zatrzęsła się ziemia. I
znów... i znów! Ciężkie kroki zbliżały się w moją stronę... Czyżby...
rodzic smoka? O nie!
Czym prędzej wyleciałam z jamy nie zważając na swój aktualny stan i
osłabienie, żeby ruszyć na północ w stronę terenów watahy. Zaraz za mną z
niesamowitą prędkością wypruła z jamy spora smoczyca, chcąca obronić
swojego miejsca do spoczynku i pisklęcia. Byłam zbyt wolna, więc
musiałam się bronić. Przybrałam smoczą postać i stawiłam jej czoła.
Byłam niewiele mniejsza od niej w tej chwili, jednak dalej bałam się o
własne życie. Bestia zatrzymała się parę metrów ode mnie w powietrzu i
przemówiła:
- Nigdy więcej nie zbliżaj się do mojej jamy, zmiennokształtna! - po czym zionęła niebieskim ogniem w moją stronę.
Zrobiłam manewr, by uniknąć jej ataku, lecz nie odpowiedziałam jej tym samym. I tak byłam zbyt słaba, by walczyć.
- Przepraszam! - zawołałam do niej. - To nie było celowe, po prostu zwiedzałam!
Nie tłumacząc się więcej wróciłam do pokrytych wiosenną zielenią lasów...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz