wtorek, 22 marca 2016

Od Annabell c.d Toshiro

Zamyślona przypatrywałam się miejscu gdzie widziałam czerwone ślepia....i ten głos...nieeeee... to nie może być on. Pokręciłam głową zirytowana natłokiem bolesnych wspomnień, on nie żyje. Zabiły go eksperymenty przeprowadzane przez ludzi. Spojrzałam na Toshiro. Czego on chciał?....A no tak. Polować. Ruszyłam przed siebie bez słowa, po drodze zgniatając czaszkę Hangyaku. Moja łapa umazana w krwi i mózgu basiora pozostawiała szkarłatne ślady na nieskazitelnie szmaragdowej trawie, która szeleszcząc pod moimi łapami nie zgadzała się na bezczeszczenie czerwienią jej piękna. Toshiro ruszył za mną, przez całą drogę trzymał się z tyłu jakby się bał że zrobię z nim to samo co z naszym dezerterem. Odwróciłam pyszczek w stronę towarzysza i lekko się uśmiechając powiedziałam:
-Przepraszam że musiałeś to wszystko oglądać. Możesz teraz postrzegać mnie jako jakiegoś potwora, jednak gdybyś był na moim miejscu zrobiłbyś to samo. W życiu widziałam o wiele gorsze rzeczy. Po za tym nie znoszę zdrajców.-Mruknęłam na koniec odwracając wzrok. Dwa kilometry od polany wyczułam w powietrzu soczysty zapach sarny. Spojrzałam pytająco na basiora. On ma to zrobić czy ja? Toshiro wzruszył ramionami i wyminął mnie biegnąc w kierunku z którego dochodził zapach naszego obiadu. Rozpaliłam szybko ognisko i dorzuciłam drew do ognia. W tym czasie w którym basior polował ja sprawdzałam czy wszystko mam w torbie obcęgi, trucizny, antidotum, bandaże i moje ulubione...noże. Zaczęłam każde ostrze dokładnie czyścić i ostrzyć. Muszę być przygotowana na dzisiejszą noc, nic nie może zawieść. Gdy basior wrócił pomogłam mu oprawić młodą sarenkę. Zaczęłam przyrządzać nam posiłek. Kto by pomyślał że te wątłe ludzkie rączki na coś się przydadzą. Gdy skończyłam podałam basiorowi plastry podpieczonego i przyprawionego mięsa. Szybko wróciłam do swej bardziej lubianej formy; formy wilczej. Gdy się posililiśmy nastała noc. Mrok otulał nas ze wszystkich stron niczym matka pragnąca ochronić swe dziecię przed niepożądanym wzrokiem. W ciągu dnia byłam za bardzo widoczna; narażona na ciosy;bezradna. Jednak wraz z zachodem słońca to ja stawałam się ciemiężycielem a wcześniejszy agresor ofiarą. Było to takie piękne niczym odwieczny taniec życia i śmierci; nie ma strony która by górowała nad swym partnerem.Westchnęłam rozluźniona wypełniając płuca chłodniejszym,nocnym powietrzem. Gdy świetlista peleryna ,rozjaśniająca dotychczas nieboskłon, znikła wraz ze słońcem za którym była ciągnięta wyszeptałam:
-Czas na zabawę-Zmieniłam siebie i Toshiro w cienie-staliśmy się dziećmi nocy która pochłonięta tęsknotą przyjęła nas niczym swe dawno upatrywane pociechy; ruszyłam na tereny wrogiej watahy. Gdy dostrzegłam jakiegoś strażnika otaczający go mrok wysysał z niego energię tak że nim się zorientował był za słaby na ucieczkę. Po paru minutach dotarliśmy do siedliska większości wilków. Zlecenie było tylko na naszego podsłuchiwacza, zostawiłam więc ich ze smutkiem, Owari miałby prawdziwą ucztę bogów z tylu zdeprawowanych istnień. Ale mniejsza o to, zrobił ze mnie puchatą kulkę! Nie wybaczę mu tego, zdążyłam już przyzwyczaić się do tego długaśneeego ogona albo do dłuuugiiich uszu.... Skup się na zadaniu Annabell! Teraz liczył się wilk w jaskini. Bez problemu wślizgnęłam się do środka po drodze unieszkodliwiając strażników. W grocie palił się zielonkawy płomień przy którym zebrane było 5 wilków. Ten siedzący na czele wyśmienicie pasował do opisu Ashity i Zuka. Obok niego siedział.... Otworzyłam szerzej oczy ze przepełniającego mnie zdziwienia, które tylko w taki sposób mogło spłynąć po mnie ukazując światłu dziennemu. Na czele wrogiej watahy stał mój dawny przyjaciel-Dychytr. Uśmiechnęłam się delikatnie zarazem jednak smutno. Szkoda że będę musiała się go pozbyć. To tak jakbym przekreśliła część mej przeszłości. To dzięki niemu nie straciłam nadziei na koniec tortur urządzanych mi co dzień. Bez wahania uśmierciłam czerwonego basiora rzucając w niego ostrze nasączone trucizną; nóż wbił się gładko w pierś wilka; po chwili padł tocząc ślinę z pyska i wyłupiając oczy z zakrwawionymi białkami. Wisienką na tym torcie makabry były krwawe łzy cieknące po jego futrze. Mój znak rozpoznawczy wśród wszystkich którzy choć trochę prawili się rzemiosłem zabójcy. Podczas gdy ja zachwycałam się widokiem śmierci w najczystszym tego słowa znaczeniu pozostali zebrani ruszyli do wejścia, które zagrodził im Toshiro lodową ścianą; jego płaska i gładka tafla idealnie odbijała ich zdziwione pyszczki. Dychytr zaśmiał się mówiąc:
-Oj Annie ty się nigdy nie zmienisz. Zimna i bezwzględna tak jak zawsze-Wyszłam z cienia również się śmiejąc:
-Ile to już lat? Rok? Dwa?
-Cztery długie lata, moja droga-Odparł basior nie ukrywając niemiłego zdziwienia na mój widok. Jedyne co przyszło mu powiedzieć to:
-Zmieniłaś się
-Taaa...byłam parę razy w piekle wpadłam do krateru pełnego lawy. Dużo by opowiadać, ale to ja przyszłam do ciebie i chce się dowiedzieć co u ciebie słychać-W tym samym czasie gdy ja ucinałam sobie towarzyskie pogawędki Toshiro walczył z resztą naszych celi:
-Jak widzisz założyłem swoją watahę która zrzesza wilki nie mające już niczego do stracenia ani nikogo.
-Zawsze lubiłeś manipulować innymi, ale po co to wszystko?
-By zniszczyć ludzi i tych którzy będą ich bronić. Powinni zginąć za to co nam zrobili!-Wykrzyczał z obłędem w oczach, jednak mój stary przyjaciel szybko się opanował i podając mi swą łapę dodał:
-Choć. Przyłącz się do nas. Zostaniesz mą królową i razem będziemy rządzić. Przyda mi się twoja wiedza i moc jaką posiadasz. Pomożesz mi zemścić się na nich wszystkich. Na tych którzy sprawili ci-mi-nam tyle bólu-Po dłuższej chwili spytałam z niepewnością:
-A co musiałabym zrobić by to się stało?
-To bardzo proste. Wystarczy że zabijesz swojego towarzysza-Mówiąc to wskazał Toshiro który był przytrzymywany przez dwa inne basiory. Widziałam jego lęk i strach, a przede wszystkim bezradność, która cała w tej mieszance była najgorsza. Bo cóż jest gorsze? Zabicie kogoś by dłużej nie cierpiał? Czy może patrzenie bez możności pomocy na to jak najdrobniejszy gest wywołuje cierpienie bliskiej nam osoby? Ja osobiście uważałam że to drugie....Wracając do sytuacji w jakiej się znaleźliśmy...Toshiro na prawdę uważał że zamierzam go zabić bez cienia współczucia czy iskierki zwątpienia w słuszność swego czynu.. Słabo mnie zatem znasz kochanieńki. Spojrzawszy w karmelowe oczy Dychytra uśmiechnęłam się i odparłam:
-Bardzo kusząca propozycja ale....-Tu wszyscy zebrani spojrzeli na mnie zdziwieni. Z nieukrywaną satysfakcją przyglądałam się im zaskoczonym pyszczkom. Gdy nacieszyłam się tym widokiem dodałam:
-Ale....Nie tylko mój wygląd się zmienił. Po raz pierwszy w życiu mam prawdziwych przyjaciół; mam inny cel po za zemstą i....Nie zamierzam z tego rezygnować!-Gdy tupnęłam łapą kończąc mój krótki ale przepełniony szczerością wywód cieniste macki oplotły trzy basiory które pozostały przy życiu. Odwróciłam się z uśmiechem do Toshiro który chyba nadal próbował zrozumieć co się właściwie wydarzyło. Po tym spojrzałam Dychytrowi w oczy dodając:
-Wiem że kiedyś byłeś moim przyjacielem ale dopiero teraz zrozumiałam jakim jesteś dupkiem. Udało ci się uciec; nie wziąłeś mnie ze sobą, chociaż mogłeś; nie pomogłeś mi się uwolnić, chociaż mogłeś. Dlatego właśnie nie będę miała wyrzutów sumienia gdy zrobię tak...-W tej właśnie chwili przebiłam basiora nasączonym trucizną ostrzem. Podobny los spotkał resztę. Gdy byłam pewna że wykonałam swoją robotę trupy opadły głucho na ziemie, rozchlapując dookoła drobne kropelki krwi. Spojrzałam na Toshiro i z delikatnym uśmiechem oznajmiłam:
-Teraz tylko ukryć trupy, zatrzeć ślady i możemy znikać. Fajnie co nie?

(Toshiro?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT