Zamyślona przypatrywałam się miejscu gdzie widziałam czerwone
ślepia....i ten głos...nieeeee... to nie może być on. Pokręciłam głową
zirytowana natłokiem bolesnych wspomnień, on nie żyje. Zabiły go
eksperymenty przeprowadzane przez ludzi. Spojrzałam na Toshiro. Czego on
chciał?....A no tak. Polować. Ruszyłam przed siebie bez słowa, po
drodze zgniatając czaszkę Hangyaku. Moja łapa umazana w krwi i mózgu
basiora pozostawiała szkarłatne ślady na nieskazitelnie szmaragdowej
trawie, która szeleszcząc pod moimi łapami nie zgadzała się na
bezczeszczenie czerwienią jej piękna. Toshiro ruszył za mną, przez całą
drogę trzymał się z tyłu jakby się bał że zrobię z nim to samo co z
naszym dezerterem. Odwróciłam pyszczek w stronę towarzysza i lekko się
uśmiechając powiedziałam:
-Przepraszam że musiałeś to wszystko oglądać. Możesz teraz postrzegać
mnie jako jakiegoś potwora, jednak gdybyś był na moim miejscu zrobiłbyś
to samo. W życiu widziałam o wiele gorsze rzeczy. Po za tym nie znoszę
zdrajców.-Mruknęłam na koniec odwracając wzrok. Dwa kilometry od polany
wyczułam w powietrzu soczysty zapach sarny. Spojrzałam pytająco na
basiora. On ma to zrobić czy ja? Toshiro wzruszył ramionami i wyminął
mnie biegnąc w kierunku z którego dochodził zapach naszego obiadu.
Rozpaliłam szybko ognisko i dorzuciłam drew do ognia. W tym czasie w
którym basior polował ja sprawdzałam czy wszystko mam w torbie obcęgi,
trucizny, antidotum, bandaże i moje ulubione...noże. Zaczęłam każde
ostrze dokładnie czyścić i ostrzyć. Muszę być przygotowana na dzisiejszą
noc, nic nie może zawieść. Gdy basior wrócił pomogłam mu oprawić młodą
sarenkę. Zaczęłam przyrządzać nam posiłek. Kto by pomyślał że te wątłe
ludzkie rączki na coś się przydadzą. Gdy skończyłam podałam basiorowi
plastry podpieczonego i przyprawionego mięsa. Szybko wróciłam do swej
bardziej lubianej formy; formy wilczej. Gdy się posililiśmy nastała noc.
Mrok otulał nas ze wszystkich stron niczym matka pragnąca ochronić swe
dziecię przed niepożądanym wzrokiem. W ciągu dnia byłam za bardzo
widoczna; narażona na ciosy;bezradna. Jednak wraz z zachodem słońca to
ja stawałam się ciemiężycielem a wcześniejszy agresor ofiarą. Było to
takie piękne niczym odwieczny taniec życia i śmierci; nie ma strony
która by górowała nad swym partnerem.Westchnęłam rozluźniona wypełniając
płuca chłodniejszym,nocnym powietrzem. Gdy świetlista peleryna
,rozjaśniająca dotychczas nieboskłon, znikła wraz ze słońcem za którym
była ciągnięta wyszeptałam:
-Czas na zabawę-Zmieniłam siebie i Toshiro w cienie-staliśmy się dziećmi
nocy która pochłonięta tęsknotą przyjęła nas niczym swe dawno
upatrywane pociechy; ruszyłam na tereny wrogiej watahy. Gdy dostrzegłam
jakiegoś strażnika otaczający go mrok wysysał z niego energię tak że nim
się zorientował był za słaby na ucieczkę. Po paru minutach dotarliśmy
do siedliska większości wilków. Zlecenie było tylko na naszego
podsłuchiwacza, zostawiłam więc ich ze smutkiem, Owari miałby prawdziwą
ucztę bogów z tylu zdeprawowanych istnień. Ale mniejsza o to, zrobił ze
mnie puchatą kulkę! Nie wybaczę mu tego, zdążyłam już przyzwyczaić się
do tego długaśneeego ogona albo do dłuuugiiich uszu.... Skup się na
zadaniu Annabell! Teraz liczył się wilk w jaskini. Bez problemu
wślizgnęłam się do środka po drodze unieszkodliwiając strażników. W
grocie palił się zielonkawy płomień przy którym zebrane było 5 wilków.
Ten siedzący na czele wyśmienicie pasował do opisu Ashity i Zuka. Obok
niego siedział.... Otworzyłam szerzej oczy ze przepełniającego mnie
zdziwienia, które tylko w taki sposób mogło spłynąć po mnie ukazując
światłu dziennemu. Na czele wrogiej watahy stał mój dawny
przyjaciel-Dychytr. Uśmiechnęłam się delikatnie zarazem jednak smutno.
Szkoda że będę musiała się go pozbyć. To tak jakbym przekreśliła część
mej przeszłości. To dzięki niemu nie straciłam nadziei na koniec tortur
urządzanych mi co dzień. Bez wahania uśmierciłam czerwonego basiora
rzucając w niego ostrze nasączone trucizną; nóż wbił się gładko w pierś
wilka; po chwili padł tocząc ślinę z pyska i wyłupiając oczy z
zakrwawionymi białkami. Wisienką na tym torcie makabry były krwawe łzy
cieknące po jego futrze. Mój znak rozpoznawczy wśród wszystkich którzy
choć trochę prawili się rzemiosłem zabójcy. Podczas gdy ja zachwycałam
się widokiem śmierci w najczystszym tego słowa znaczeniu pozostali
zebrani ruszyli do wejścia, które zagrodził im Toshiro lodową ścianą;
jego płaska i gładka tafla idealnie odbijała ich zdziwione pyszczki.
Dychytr zaśmiał się mówiąc:
-Oj Annie ty się nigdy nie zmienisz. Zimna i bezwzględna tak jak zawsze-Wyszłam z cienia również się śmiejąc:
-Ile to już lat? Rok? Dwa?
-Cztery długie lata, moja droga-Odparł basior nie ukrywając niemiłego
zdziwienia na mój widok. Jedyne co przyszło mu powiedzieć to:
-Zmieniłaś się
-Taaa...byłam parę razy w piekle wpadłam do krateru pełnego lawy. Dużo
by opowiadać, ale to ja przyszłam do ciebie i chce się dowiedzieć co u
ciebie słychać-W tym samym czasie gdy ja ucinałam sobie towarzyskie
pogawędki Toshiro walczył z resztą naszych celi:
-Jak widzisz założyłem swoją watahę która zrzesza wilki nie mające już niczego do stracenia ani nikogo.
-Zawsze lubiłeś manipulować innymi, ale po co to wszystko?
-By zniszczyć ludzi i tych którzy będą ich bronić. Powinni zginąć za to
co nam zrobili!-Wykrzyczał z obłędem w oczach, jednak mój stary
przyjaciel szybko się opanował i podając mi swą łapę dodał:
-Choć. Przyłącz się do nas. Zostaniesz mą królową i razem będziemy
rządzić. Przyda mi się twoja wiedza i moc jaką posiadasz. Pomożesz mi
zemścić się na nich wszystkich. Na tych którzy sprawili ci-mi-nam tyle
bólu-Po dłuższej chwili spytałam z niepewnością:
-A co musiałabym zrobić by to się stało?
-To bardzo proste. Wystarczy że zabijesz swojego towarzysza-Mówiąc to
wskazał Toshiro który był przytrzymywany przez dwa inne basiory.
Widziałam jego lęk i strach, a przede wszystkim bezradność, która cała w
tej mieszance była najgorsza. Bo cóż jest gorsze? Zabicie kogoś by
dłużej nie cierpiał? Czy może patrzenie bez możności pomocy na to jak
najdrobniejszy gest wywołuje cierpienie bliskiej nam osoby? Ja osobiście
uważałam że to drugie....Wracając do sytuacji w jakiej się
znaleźliśmy...Toshiro na prawdę uważał że zamierzam go zabić bez cienia
współczucia czy iskierki zwątpienia w słuszność swego czynu.. Słabo mnie
zatem znasz kochanieńki. Spojrzawszy w karmelowe oczy Dychytra
uśmiechnęłam się i odparłam:
-Bardzo kusząca propozycja ale....-Tu wszyscy zebrani spojrzeli na mnie
zdziwieni. Z nieukrywaną satysfakcją przyglądałam się im zaskoczonym
pyszczkom. Gdy nacieszyłam się tym widokiem dodałam:
-Ale....Nie tylko mój wygląd się zmienił. Po raz pierwszy w życiu mam
prawdziwych przyjaciół; mam inny cel po za zemstą i....Nie zamierzam z
tego rezygnować!-Gdy tupnęłam łapą kończąc mój krótki ale przepełniony
szczerością wywód cieniste macki oplotły trzy basiory które pozostały
przy życiu. Odwróciłam się z uśmiechem do Toshiro który chyba nadal
próbował zrozumieć co się właściwie wydarzyło. Po tym spojrzałam
Dychytrowi w oczy dodając:
-Wiem że kiedyś byłeś moim przyjacielem ale dopiero teraz zrozumiałam
jakim jesteś dupkiem. Udało ci się uciec; nie wziąłeś mnie ze sobą,
chociaż mogłeś; nie pomogłeś mi się uwolnić, chociaż mogłeś. Dlatego
właśnie nie będę miała wyrzutów sumienia gdy zrobię tak...-W tej właśnie
chwili przebiłam basiora nasączonym trucizną ostrzem. Podobny los
spotkał resztę. Gdy byłam pewna że wykonałam swoją robotę trupy opadły
głucho na ziemie, rozchlapując dookoła drobne kropelki krwi. Spojrzałam
na Toshiro i z delikatnym uśmiechem oznajmiłam:
-Teraz tylko ukryć trupy, zatrzeć ślady i możemy znikać. Fajnie co nie?
(Toshiro?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz