Ta część jaskini wyglądała fenomenalnie, nie mogłam zrozumieć jakim
cudem nigdy wcześniej tu nie trafiłam. Jej ściany wyłożone były od góry
do dołu przepięknymi kamieniami szlachetnymi, a na samym jej środku
stało małe drzewko, z pozoru niczym nie różniące się od tych rosnących w
lesie. Jedyną rzeczą, która przykuła moją uwagę, był pojedynczy owoc
rosnący na jednej z jego gałęzi.
- Jak myślisz, co to może być za drzewo? - zapytałam spoglądając na brata z nadzieją, że zna odpowiedz.
- Nie jestem pewny, poczekaj tutaj, tylko nic nie dotykaj! - mruknął, idąc w stronę wyjścia.
Mogłam domyśleć się jego rekcji, kocham mojego brata, ale czasami jego
nadopiekuńczość mnie przerasta. Przecież nie można cały czas kierować
czyimś życiem...
Bez namysłu podeszłam do drzewa, zrywając owoc.
- Nami, uciekaj! Ten owoc, ta jaskinia to przynęta!
Usłyszałam krzyk Lelou, lecz nie byłam w stanie już nic zrobić. Powoli
traciłam grunt pod łapkami, po czym zostałam wciągnięta pod ziemię.
~ Godzinę później ~
Ocknęłam się z potwornym bólem głowy. Musiałam nią mocno o coś przywalić, bo cała aż pulsowała.
Było tak ciemno, że nie potrafiłam określić gdzie jestem. Jedyne co mi pozostało, to zbadanie tego miejsca na oślep.
- Proszę, proszę nasza księżniczka się obudziła...
Z początku myślałam, że coś mi się przesłyszało, ale ku moim obawom pomyliłam się.
- Coś ty taka przerażona? Ale Apar się ucieszy z takiej zdobyczy. Co
prawda liczyliśmy na coś do zjedzenia...no ale swojego jeść nie wypada
prawda?
Po chwili ciszy usłyszałam cichy śmiech. Ze strachu nie wiedziałam co
odpowiedzieć, te jego słowa ''swojego''. Czy on chciał przez to
powiedzieć, że jest wilkiem?
- A no tak przecież oczka nie przyzwyczajone do takich ciemności, prawda?
Po chwili wszystko zostało oświetlone przez mały płomień, a moim oczom ukazała się postać wilka.
Był to czarny, dość dobrze zbudowany Basior. Jednak w jego wyglądzie najbardziej przerażały mnie krwistoczerwone oczy.
- Jesteś wilkiem! - słowa same wyrwały mi się z pyszczka.
- A cóż ty taka zdziwiona? - zapytał, szeroko się uśmiechając.
- Nie spodziewałam się tu jakiegoś spotkać, właśnie ''tu'', gdzie ja w ogóle jestem?
- Jesteś moja droga w podziemiach, a dokładnie na terenie naszej Watahy.
- Czyli mogę liczyć na waszą...twoją pomoc?
- Naszą pomoc? Chyba nie myślisz, że bez powodu ukrywamy się pod ziemią.
Do naszej Watahy należą wilki, które zostały wygnane. Nasza Wataha daje
im możliwość zaistnienia na nowo. Łączy nas większa więz niż inne
wilki...każdy z nas coś przeszedł i każdy chce się zemścić!
- T-to do czego jestem wam potrzebna?
- Skarbie nie bądź taka niecierpliwa, czekamy na Alfę i to on zadecyduje
co dalej z tobą będzie. Choć i ja chętnie bym się tobą zajął...
Ze strachu serce waliło mi jak szalone. Najgorsza była świadomość, że
nic, ani nikt nie może mi już pomóc. Jak zwykle, chciałam postawić na
swoim, gdybym tym razem posłuchała Lelou nic by się nie stało. Cały czas
w głowie miałam obraz brata, rodziców...widzianych po raz ostatni.
- Mood, Apar już przybył i każe przyprowadzić tą niunie do siebie - wymamrotał jakiś Basior, przechodząc obok .
Oba Basiory szły za mną, co chwila szturchając i podśmiechując się. Po
kilkunastu minutach, długi wąski korytarz doprowadził nas do ogromnego
pomieszczenia.
- A więc to jest moja przyszła partnerka chłopcy?
Moje łapy zaczęły odmawiać posłuszeństwa, to co usłyszałam przeszło moje najgorsze obawy...
<< Braciszku? To się porobiło...>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz